niedziela, 28 października 2012

Rozdział szósty


"Doświadczenie jest sumą naszych rozczarowań..."

- „Bal przebierańców.” Nie wiem czemu się tak boję. Może dlatego, że nie mam jeszcze sukienki! Cholera jasna! Jutro bal, a ja NIE mam sukienki. Skąd ja o 3.30, wytrzasnę kieckę w stylu wiktoriańskim?!” – pomyślałam.
Siedziałam na krześle przy toaletce i wgapiałam się  w zaproszenie.
- „Konieczny strój w stylu wiktoriańskim i maska” – zacytowałam – Zachciało im się, cholera, balu weneckiego!
- Nie przesadzaj! – powiedziała powstrzymując się od śmiechu Alice.
- Tobie łatwiej mówić! Ty masz kieckę od miesiąca!
- A to podobno ty jesteś bardziej zorganizowana! – powiedziała wystawiając język.
Posłałam jej spojrzenie typu „nie pyskuj” i wzięłam się za przeszukiwanie swojej szafy.
- Dobrze, że przynajmniej maskę masz. – powiedziała siadając przy komputerze.
Wystukała coś na klawiaturze. Ja wróciłam do grzebania w szafie.
- Kiedy się urodziłaś?- zapytała nagle.
Zastanowiłam się chwilę.
- W 1820 roku.
- Tu jest napisane, że styl wiktoriański „panował” od 1850 do 1870. To znaczy, że powinnaś mieć jaką kieckę, nie?
Spojrzałam w głąb garderoby. Miałam coś, raczej. Chyba, że ją mole zżarły, co jest bardzo prawdopodobne.
Zniknęłam na chwilę w szafie, by wrócić za chwilę z wielkim pudłem. Postawiłam je na środku pokoju. Patrzyłam na nie.
- Otworzysz? – zapytała wreszcie Alice.
- Ty to zrób. – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od pudła.
Dziewczyna podeszła i otworzyła . Powoli zaczęła wyciągać z niej śnieżnobiałą suknię.
- Nic się nie zmieniła. – szepnęłam, uśmiechając się.
Po wyciągnięciu kreacji z welonem, Alice spojrzała na mnie z obrażoną miną.
- Jesteś mi winna wyjaśnienia. – powiedziała
Ja cały czas siedziałam na łóżku i uśmiechałam się, jak głupia.
- Rose? Rose? Gdzie jesteś?
Brązowowłosa dziewczyna podeszła do kobiety ze spuszczoną głową.
- Nie wiem, mamo. – powiedziała.
- Czego nie wiesz? Skarbie, jutro wychodzisz za mąż. Będzie to wielkie święto. Tak, jak zawsze chciałaś! – podeszła i pogładziła córkę po policzku. - Potem będzie już tylko lepiej.
Dziewczyna uśmiechnęła się wesoło do matki. Wierzyła jej. Wierzyła w każde jej słowo. Stanęła na środku pokoju i zakręciła się.
- Masz racje! Podoba mi się! – krzyknęła, podskakując, jak mała dziewczynka
Matka zaśmiała się. Nagle do pokoju z impetem wszedł mężczyzna.
- Panienko! John nie żyje! – krzyknął.

Okeej? Ile można siedzieć w jednym miejscu, zupełnie nieruchomo, uśmiechając się jak po porządnej dawce marihuany? Jass ciągle siedziała na łóżku jak rzeźba. Cholera, jeszcze tego mi było trzeba. Nie dość, że muszę się wbić w jakąś totalnie niewygodną kiecę, to jeszcze moja „mentorka” postanowiła zamienić się w marmurowy posążek o tytule „Zakochane cielę”.
- Jasmine, ocknij się. - zero reakcji.
- Jasmine? Nie śpij? – zero reakcji.
Potrząsnęłam jej ramieniem – Halo, Ziemia do wampira!
To ją chyba ocuciło, bo uśmiech zszedł z jej twarzy, po czym potrząsnęła głową.
- Przepraszam. -  odezwała się cicho.
- Co to było? – zażądałam wyjaśnień.
- Co masz na myśli? – zapytała głupio.
- Jasmine, może jestem od Ciebie młodsza, ale na pewno nie jestem głupia. Co było tak ważne, że musiałaś zatopić się we wspomnieniach, zupełnie zapominając o mojej wspaniałej osobie? – zapytałam z zadziornym uśmiechem.
- Myślałam po prostu o tym, jak wielki to dla mnie zaszczyt móc przebywać z tobą w jednym pomieszczeniu. Ba, w jednym budynku. – odpowiedziała, patrząc na mnie z politowaniem.
- Ma się ten gest. – rzekłam, pokazując jej język.
- Alice, nadal nie mam sukienki.- wróciła do tematu sprzed swojego odpłynięcia.
- Jak to nie masz? Przecież ta biała jest doskonała na taki bal. – powiedziałam.
Popatrzyła na mnie niepewnie.
- Tak myślisz?
Westchnęłam. Niby to ona jest starsza, ale jeśli chodzi o podejmowanie decyzji, sytuacja wygląda zupełnie odwrotnie.
- Tak, tak właśnie myślę. Idź ją przymierz, bo zaraz ci przyłożę, ty niezdecydowana marzycielko…
                                                   

Stałyśmy z Alice przed XIX-wiecznym budynkiem, ubrane w piękne wiktoriańskie sukienki. Wzięłam głęboki wdech. Ta suknia przywoływała złe wspomnienia. Obejrzałam się na towarzyszkę. Szarpała się z gorsetem. Zaśmiałam się.
- Naprawdę bardzo śmieszne. – powiedziała sarkastycznie.
Kiedy Alice ogarnęła się, ruszyłyśmy w stronę wejścia. W drzwiach stał wysoki, postawny mężczyzna, ubrany w smoking. Automatycznie pokazałam zaproszenia.
- Maski. – powiedział zatrzymując mnie.
Spojrzałam na niego z wyższością. Nałożyłam na twarz śliczną, białą maskę z piórkami. Alice włożyła swoją. Wchodząc uśmiechnęła się jeszcze wrednie do ochroniarza.
- Uspokój się. Wpędzisz nas w kłopoty! – powiedziałam.
Ona tylko przewróciła oczami. Weszłyśmy do sali balowej. Było tam mnóstwo par, ubranych podobnie jak my. Właśnie to, dekoracje, no i oczywiście oświetlenie, tworzyły nastrój wręcz tajemniczy i lekko straszny. Od razu przypomniał mi się „Upiór w Operze”.
- Idę znaleźć bar. – powiedziała Alice odchodząc.
Ja rozejrzałam się po sali. Patrzyłam na ludzi, szczególnie mężczyzn. Nagle ujrzałam znajome mi postacie. Czterech chłopaków stało w kącie pokoju. Dwóch z nich było widocznie niezadowolonych. Wszyscy byli ubrani w smokingi. Jedyne co ich różniło to maski. W pewnej chwili trzech z nich zaczęło kierować się w stronę baru. Został jeden, blondyn. Rozmawiał z jakąś dziewczyną. Postanowiłam podejść. Gdy znalazłam się koło niego, nieznajoma spojrzała na mnie z przerażeniem i zniknęła.
- Pięknie – pomyślałam – Pewnie mi się make-up rozmazał.
Chłopak odwrócił się moją stronę. Uśmiechnął się.
- Ładną ma pani maskę. – powiedział.
- Pan również. -  odpowiedziałam.
Nagle zabrzmiała muzyka. Mężczyzna podał mi rękę. Ruszyliśmy na parkiet. Dołączyliśmy do pozostałych par tańczących walca.
- Skąd znasz walca? – zapytałam po angielsku.
- Nie wierzysz, że jestem po prostu bardzo utalentowany, Jasmine? – odpowiedział pytaniem po polsku.
Zaśmiałam się.
- Widziałeś od początku?
- A co? Chciałaś grać nieznajomą?
- I takim oto sposobem mnie przejrzałeś. – posłałam mu złośliwy uśmieszek
Dalej tańczyliśmy. Podczas tego nic już nie mówiliśmy. Daliśmy się porwać muzyce.



Po nieprzespanej nocy miałam ochotę się nawalić. Nic tak nie przekonuje człowieka do spania niż całonocne szukanie zaproszenia na bal… Koszmar.
Jasmine nic nie wiedziała, w sumie to dobrze. Pewnie znowu walnęłaby mi kazanie o odpowiedzialności i konsekwencjach bałaganiarstwa. Co ja poradzę, że nie nadaję się do sprzątania? Poza tym, to był tylko świstek papieru. Chyba miał prawo się zgubić, prawda? Ech, kogo ja oszukuję. I tak na zawsze pozostanę chodzącym nieporządkiem. Cała wieczność szukania rzeczy zagubionych w moim bałaganie. Boże. Na tą myśl otworzyłam szeroko oczy. O czym ja rozmyślam? Potrząsnęłam głową, starając się nie zniszczyć przy tym misternie ułożonej przez Jass fryzury.
Ciągnąc warstwy tej piekielnie niewygodnej sukni, podeszłam do baru.
- Whisky z lodem. – powiedziałam do barmana, nawet nie próbując być uprzejmą.
- Whisky na sam początek? Ciekaw jestem, po co sięgniesz pod koniec imprezy. – usłyszałam drwiący głos Andersa.
- Zacznę spuszczać z ludzi krew. Ten trunek jest zdecydowanie moim ulubionym. – odpowiedziałam sarkastycznie, biorąc do ręki szklankę z ukochanym trunkiem. Zimny alkohol gładko spłynął wzdłuż przełyku, ogrzewając mnie od środka. Dar człowieczeństwa ma swoje dobre strony.
- W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na koniec balu i mieć nadzieję, że podzielisz się ze swoim najlepszym przyjacielem. – powiedział z szelmowskim uśmiechem. Zerknęłam na niego pobłażliwie.
- Chyba nie mówisz o sobie, Tim.
Posłał mi spojrzenie spod przymrużonych powiek i ruszył za jakąś ponętną blondynką w karminowej sukni. Babiarz.
Rozejrzałam się po sali, w poszukiwaniu mojej mentorki. Dostrzegłam ją wirującą na parkiecie z jakimś niezbyt wysokim blondasem. Cóż, dobrze, że chociaż ona się dobrze bawi. Nagle mignęła mi przed oczami lokowana czupryna, umiejscowiona na głowie dość wysokiego mężczyzny.
Harry?
Odstawiłam pustą szklankę na blat baru i powoli wlokąc się w swojej beznadziejnej sukni, poszłam za niepokojąco znajomym facetem.
Obejrzał się, a ja błyskawicznie rozpoczęłam rozmowę z jakimś nieznajomym gościem.
- Piękny bal, nieprawdaż? – zagaiłam do brodatego facecika w brązowym fraku i – o, zgrozo – białej peruce na głowie. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale odpowiedział – Zaiste, panienko. Muzyka wyjątkowo poprawia mi dziś nastrój. Czy zechciałaby panienka towarzyszyć mi w tańcu? – mówiąc to, wyciągnął dłoń z lekkim ukłonem. Cholera. Walc to zdecydowanie nie jest coś, w czym jestem dobra.
- Uczyniłabym to z największą przyjemnością, ale…
- Alice? – usłyszałam za sobą znajomy głos.
- … ale mój narzeczony właśnie zabiera mnie na spacer. – dokończyłam z uśmiechem i nie czekając na reakcję brodacza, ukłoniłam się delikatnie. Złapałam Harry’ego za ramię i pociągnęłam w stronę parkietu.
- Ani słowa. – uprzedziłam go. Zmarszczył brwi.
- Nawet jeśli chcę powiedzieć, że miło Cię znów zobaczyć, i że pięknie wyglądasz w tej sukni?
Westchnęłam bezradnie, ale słysząc jego słowa mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Mi też miło Cię widzieć. Choć nasze ostatnie spotkanie z pewnością przemawia na Twoją niekorzyść. – dodałam.
- Jakie spotkanie? – zapytał zdezorientowany. Zmarszczyłam brwi.
- Nic nie pamiętasz? – gdy pokręcił głową, zaczęłam się śmiać. Biedaczek.
- A powinienem? Co się wydarzyło?
Znowu się zaśmiałam. Powiedzieć, czy nie powiedzieć? Och, jestem za dobra.
- Wydzwaniałeś do mojego przyjaciela, choć nadal nie wiem skąd miałeś jego numer, chciałeś się ze mną spotkać, więc pojechałam do tego klubu co ostatnio. Tam zastałam Cię narąbanego jak świnia razem z czwórką Twoich przyjaciół. Jako że Ty nie byłeś w stanie prowadzić rozmowy, pogadałam trochę z nimi. Tak na marginesie, pozdrów ich, szczególnie Louis’ego. – trochę podkolorowałam, ale jego zszokowana i jednocześnie zawstydzona mina była tego warta.
- A.. a wygadywałem coś jeszcze? - zapytał niepewnie, błądząc wzrokiem po podłodze. Uroczy był, gdy się tak zawstydził. Zaraz, o czym ja myślę? Przywołałam się do porządku.
- Nie mówiłeś nic, przez co musiałbyś czuć się winny, albo zawstydzony, Harry. Wszystko w porządku. Szkoda tylko, że nie pamiętasz. – odpowiedziałam z uśmiechem. Cholera, coś ze mną nie tak ostatnio. Za dużo dobroci, za mało złośliwości. Ech, starzeję się…
Najwyraźniej to co powiedziałam go przekonało, bo na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech.
- Tak w ogóle, to co tu robisz? – zainteresował się.
- Przyszłam tu z przyjaciółką. Nadal nie wiem, jak udało jej się namówić mnie na wbicie się w tą koszmarnie niewygodną kieckę. – mruknęłam, poprawiając materiał znienawidzonego stroju.
- Masz za to śliczną maskę. – powiedział z szelmowskim uśmiechem.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się nieśmiało w odpowiedzi.
No żesz kurwa mać, co się ze mną dzieje?! Ja i nieśmiałość?! Doszłam do wniosku, że muszę się napić. To też oznajmiłam Loczkowi. Kiwnął głową na znak zgody i ujmując mnie pod rękę poprowadził w stronę baru.
Tam zastaliśmy trójkę rozbawionych mężczyzn, każdego we fraku, każdego ze szklanką trunku w dłoni.
- Przepraszam. – odezwałam się, jak zawsze dotąd, po angielsku.
- Tak, już. – powiedział jeden z nich, ku mojemu zdziwieniu, po polsku. Uśmiechnęłam się szeroko. Jak dobrze po tylu latach usłyszeć ojczysty język!
- Panowie są z Polski? – zapytałam całej trójki, która już miała się oddalić, ale mój głos, w dodatku gadający po polsku, zatrzymał ich w miejscu.
Odwrócili się w moją stronę, a jeden z nich, wysoki i czarnowłosy, wyciągnął do mnie rękę.
- Owszem. Dobrze poznać kogoś, kto mówi po polsku. Jestem Robert Lewandowski. – przedstawił się, a gdy i ja wyciągnęłam rękę, ujął moją dłoń i ucałował delikatnie jej wierzch.
- Mi także jest miło usłyszeć ojczysty język. Nazywam się Alice Pagello, a to mój przyjaciel – wskazałam na Loczka – Harry Styles. Chłopak nie rozumiał ani słowa i błądził wzrokiem po naszej czwórce, ale gdy tylko usłyszał swoje nazwisko spojrzał na mnie pytająco.
- Ci panowie są z Polski, skąd pochodzę. Zapomniała Ci powiedzieć. – przetłumaczyłam. Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek, ale nic nie powiedział tylko kiwnął głową i przysunąwszy się bliżej objął mnie w talii. Samiec.
Robertowi trochę zrzedła mina na widok innego faceta obejmującego mnie ściśle, ale nie stracił werwy i przedstawił swoich towarzyszy.
- To jest Łukasz Piszczek, a to Wojtek Szczęsny.
Uśmiechnęli się kolejno i podali mi dłonie, rezygnując z całowania mojej – co w sumie było całkiem higieniczne. Głowa Harry’ego ponownie podskoczyła, gdy skierował ją gwałtownie na – o ile mi wiadomo – Wojtka.
- Szczezny? – odezwał się łamaną polszczyzną, na co wspomniany Wojtek uśmiechnął się. Podali sobie dłonie.
Spojrzałam na nich zdębiała. Co tu się do cholery dzieje?!
 - To najlepszy bramkarz, jakiego miał kiedykolwiek Arsenal. – wyjaśnił mi Loczek. Acha. No tak, to wiele wyjaśnia.
- Mam rozumieć, że jesteście piłkarzami? – zapytałam całej nowopoznanej trójki. Kiwnęli głowami odzianymi w maski. Odlot. Najpierw znani muzycy, potem piłkarze światowej klasy… Krąg znajomości się rozrasta.
Potrząsnęłam głową. Korzystając z mojej chwilowej nieuwagi, mężczyźni, jak to mężczyźni, zaczęli gadać o piłce nożnej. Wzruszyłam ramionami i poprosiłam barmana o lampkę czerwonego wina. W tej chwili potrzebowałam czegoś wytrawnego. Nie dość, że muszę dusić się w fałdach tej okropnej sukienki i chodzić w masce, jak jakiś ludzki przestępca, to jeszcze moje myśli kompletnie zajmuje pewna loczkowata głowa. Te jego uśmiechy, zawstydzone spojrzenia, obejmowanie w talii – to wszystko sprawia, że nie jestem sobą. Starą, dobrą, złośliwą i bezczelną sobą. Nie wiem co za uczucie zaczęło pojawiać się w mojej głowie, ale na pewno nie chciałam dowiedzieć się jakie.
Słysząc za plecami zażartą dyskusję w dwóch językach jednocześnie, oparłam podbródek na ramieniu i przymknęłam oczy, marząc, by cała ta farsa nareszcie dobiegła końca.

- Masz ochotę na drinka? – zapytał, gdy muzyka ucichła.
Pokiwałam głową. Zaprowadził mnie w stronę baru, gdzie Alice stała z czterema chłopakami. Trzema mi już znanymi.
- Ta to ma rozrzut. – powiedziałam, wskazując głową na dziewczynę.
- Znasz ją? – zapytał rozbawiony.
- Podop… Przyjaciółka. – posłałam mu szeroki uśmiech.
On posłał mi spojrzenie typu: „wiem, że coś ukrywasz i nawet wiem co”. Przeszły mnie dreszcze. Podeszliśmy do towarzystwa. Mężczyźni zwrócili na nas uwagę.
- Witam jaśnie panią! My się chyba nie znamy. – powiedział Wojtek, całując moją rękę
- Nie wiem… Czy to nie ty płaciłeś ostatnio za mój obiad? – zapytałam, co spowodowało, że spoważniał.
Towarzystwo się zaśmiało.
- Właśnie poznałem twoją przyjaciółkę, tak? – zapytał patrząc na Alice.
- Ratuj! – odpowiedziała po węgiersku.
Zaśmiałam się.
- Skąd znacie tyle języków? – zapytał Kuba.
- Jesteśmy tłumaczami, zapomniałeś? –zapytałam rechocząc.
Dziewczyna nie wyglądała na rozbawioną. Chłopcy stali zszokowani.  Mój wzrok w tej chwili skoncentrował się na nieznajomym, który cały czas sprawiał wrażenie, że nic nie rozumie.
- Jak się nazywasz? –zapytałam, a on spojrzał na mnie zdezorientowany.
- On nie mówi po polsku. – odpowiedziała Alice.
- Jasmine. – powiedziałam uśmiechając się i wyciągając rękę.
- Harry. – odpowiedział.
Chwilę później na parkiecie rozbrzmiał utwór Coldplay.
- Coldplay! – wrzasnął Robert – Chodźcie zanim ktoś mnie uszczypnie!
Mówiąc to zaczął ciągnąć Łukasza i Wojtka na parkiet. Kuba posłał mi pytające spojrzenie. Pokiwałam głową i ruszyliśmy w ślady chłopaków, zostawiając Alice z nieznajomym mężczyzną.
                                                      
***

10, 9, 8, 7…
Zaczęło się odliczanie. Wszyscy staliśmy na środku sali.
3,2,1!
- Pomyśl życzenie… - szepnął mi do ucha Kuba
- SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!! – ryknęli wszyscy .
Ja spojrzałam na Wojtka. Całował się z jakąś dziewczyną. Spojrzałam na Alice  i Harry’ego. Całowali się. Westchnęłam. Pewnie Łukasz i Robert też się cału… zaraz, chyba wolałam nie wiedzieć, więc spojrzałam na Kubę. Uśmiechnął się. Był naprawdę uroczy.
- Szczęśliwego Nowego Roku! – powiedział.
- Nawzajem.
Przytuliliśmy się do siebie. Tak po… przyjacielsku. Trwając w jego uścisku wypowiedziałam życzenie:
-„Żeby ten rok był tak cudowny, jak dzisiejszy dzień” – pomyślałam i poczułam dziwne ukłucie w sercu.  
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Jest, jest! Udało mi się! Wątpię, czy ktoś zagląda tu o tej porze, alei tak jestem dumna, że skończyłam jeszcze w weekend :D
W najbliższych dniach postaramy się dodawać też muzykę do rozdziałów :)
Zajrzyjcie też do zakładki "bohaterowie". Dodałyśmy parę osób ale to jeszcze nie koniec.
Całusy,
Rooksha&Wariatka



2 komentarze:

  1. Kocham :)
    Zauważyłam że piszecie różnymi czcionkami
    jedna pisze grubą a druga chudą ??

    OdpowiedzUsuń
  2. Gruba czcionka to wydarzenia oczami Jasmine, a "chuda" :D to Alice.
    To rzeczywiście jest mylące, jak nie piszemy kto co opowiada? Bo nie jesteś pierwszą osobą, która się w tym gubi :D
    W razie co to pisz, wtedy zaczniemy dodawać informacje o tym, kto, co i kiedy mówi.
    Poza tym dzięki za przeczytanie. Może jeszcze dziś pojawi się siódemka, ostatnio obie mamy wenę :)
    Całusy i do następnego :*
    R&W

    OdpowiedzUsuń