sobota, 29 września 2012

Rozdział drugi

"Jesteśmy marionetkami naszej nieświadomości"

Odprowadziłam naszą nowonarodzoną do pokoju, a sama udałam się do swojej przełożonej. Stojąc przed drzwiami gabinetu, westchnęłam. Miałam złe przeczucia. Leciutko zapukałam i nacisnęłam klamkę.
- Nikt nie nauczył cię pukać? – usłyszałam na wejściu
- Pukałam.
Kobieta stojąca przy biurku. Spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem. Wzrokiem wskazała, żebym usiadła. Dumnie podeszłam do krzesła i z gracją Elżbiety II usiadłam. Szefowa wzięła do ręki parę kartek.
- Więc, Jasmine… Jak ci idzie z naszą nową podopieczną? – posłała mi wymuszony uśmiech.
- Bardzo dobrze. Chyba nareszcie pogodziła się z tą sytuacją. Dałam jej podręczniki i plan zajęć…
- „Chyba się z tym pogodziła”? Raczej „Nareszcie się z tym pogodziła”
- Wcale nie trwało to tak długo! Pamiętam przypadki kiedy…
- Tak. Trzy lata zajęło jej dźganie się nożem, żeby wreszcie zrozumieć, że jest nieśmiertelna.
Posłałam jej piorunujące spojrzenie. Ona uśmiechnęła się z wyższością. Tym razem podeszła do okna. Przez chwilę panowała cisza.
- Otóż wezwałam cię tu…
- By zniszczyć mi ten piękny poranek. – mruknęłam.
Kobieta odwróciła się powoli na pięcie. Spojrzała się na mnie tak, że przysięgam, gdym żyła to teraz leżałbym u jej stóp martwa. Jednak zważając na okoliczności, po prostu uśmiechnęłam się niewinnie.
- Masz się nią opiekować, to twoja podopieczna. Pokaż jej cały ośrodek i pilnuj by nie wpakowała się w kłopoty. Choć znając życie już coś narozrabiała. Za bardzo przypomina mi ciebie. Wątpię w to, że teraz siedzi w pokoju i czyta podręczniki.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Przypomniały mi się czasy kiedy sama byłam nowonarodzoną. Te wszystkie numery, które wycinałam innym.
- My zajmiemy się jej rodzicami. – mówiąc to znowu odwróciła się do okna.
- Jak to się zajmiecie?! Przecież ona dla nic nie żyje! Została zamordowana! Już nie pamiętasz?! Sam wymyśliłaś tą historyjkę. – wstałam i podeszłam do niej.
- Niestety okoliczności zmuszają nas by ich… usunąć.
Kobieta odwróciła się w moją stronę. Widziałam w jej oczach śmierć, chęć mordu. Nie mogłam jej pozwolić zabić rodziców Alice! Ona nigdy by mi tego nie wybaczyła! To, że ja nie mogłam ocalić swoich bliskich, to nie znaczy, że nie mogę pomóc im.
Stałyśmy naprzeciwko siebie. Patrzyłyśmy się sobie prosto w oczy. Czułam od niej bijącą nienawiść do mnie. Wiedziałam dokładnie skąd biorą się jej uczucia względem mnie. Parę lat temu pokrzyżowałam jej plany zdobycia władzy. Nie obeszło się bez ofiar… Tak czy siak, stałyśmy tam dobrych kilka minut. Nie mogłam znieść jej wzroku. Czułam rosnącą we mnie złość. Ścisnęłam ręce w pięść. Szykowałam się do ataku. Kobieta chyba wyczuła moje zamiary bo w jej oczach zauważyłam promyczek radości. Natychmiast rozluźniłam wszystkie mięśnie. Nie mogłam dać jej tej satysfakcji i tak po prostu zaatakować! Odeszłam od niej kilka kroków.
- Jakie są te okoliczności? – zapytałam wbijając wzrok w podłogę.
- Cały czas wierzą, że żyje i jej szukają. – odpowiedział odchodząc od okna widocznie zawiedziona.
- Uświadomię im, że to nieprawda.
- Masz rację. Uświadomisz.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Nie przypuszczałam, że tak łatwo się zgodzi. Ona usiadła z swoim biurkiem i podała mi kartkę.
- Uświadomisz ale nie w taki sposób, jak byś chciała. Masz tutaj adres jej rodziny. Pojedziesz tam i ich… usuniesz.
- Nie mogę!! Nie zrobię tego!! – zaczęłam wrzeszczeć.
- Takie są procedury. – powiedziawszy to z pomocą wampirze :mocy” podbiegła do szafki i wyjęła z niej książkę. – Zasada mówi: „Jeśli rodzina swoimi działaniami, naraża nasze społeczeństwo na ujawnienie musi zostać usunięta.”
- Czym oni się tak narazili?!
- Cały czas szukają jej. Trzy lata temu, zaraz po jej przemianie, zaaranżowaliśmy jej samobójstwo. Jednak ta mądra rodzina zrobiła sekcję zwłok i wyszło na jaw, że to nie ona. Oni cały czas jej szukają i są blisko znalezienia naszej kryjówki.
- Nie zrobię tego!
- Zrobisz. Wczoraj odbyło się zebranie, na którym zapadła decyzja, że trzeba się ich pozbyć. Doszłam do wniosku, że najlepiej by było , żeby opiekun się im zajął. Reszta mnie poparła. – powiedziała z uśmiechem.
- Edward by się na to nie zgodził!
 - Masz rację ale, jak wiesz jest demokracja. Większość mnie poparła. – podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu – Doszli do wniosku, że dobrze ci to zrobi.
Odwróciłam się szybko i złapałam ją za rękę. Znowu uśmiechnęła się.
- A co jeśli tego nie zrobię? – powiedziałam przez zęby
- Ja to zrobię. Zrobię to tak by umierali przez co najmniej parę dni, na jej oczach…
Patrzyłam na nią zszokowanym wzrokiem. Nie wiedziałam, że nawet w wampirach może być tyle zła.
- Morderca... – szepnęłam gdy znowu zaczęła kierować się wstanę biurka
Kobieta usłyszała to. Szybko podbiegła w moją stronę i złapała mnie za ramiona.
- NIE JA TU JESTEM MORDERCĄ! – krzyczała z całych sił – TO NIE JA ZABIŁAM MOJEGO UKOCHANEGO!
- Ty go wcale nie kochałaś!
- KOCHAŁAM!
- Skoro tak, to czemu żyjesz?
Rozluźniła lekko uścisk. Odeszła parę centymetrów ode mnie. Brała głębokie wdechy i wolno wypuszczała powietrze. Nigdy nie widziałam, żeby była aż tak wściekła. Nagle złapała mnie za szyję unosząc ponad ziemię.
- Jutro masz mi powiedzieć czy podejmujesz się tego zadania, Jasne?! Jeśli tak to pojutrze wyjeżdżasz do Polski i robisz to co musisz! Przez ten okres Alice zajmie się ktoś inny. – mówiąc ostatnie zdanie puściła mnie. -  Dowiedzenia.
Odwróciła się i ruszyłam w stronę wyjścia. Ona spokojnie usiadła za biurkiem.
- Jasmine! – krzyknęła gdy stałam już w drzwiach – Zastanawiając się nad tym rozważ moje słowa, słowa Esme Cullen.

„Wampiry – bracia, nie potwory”
„Wampiryzm w życiu codziennym”
„Jak pić krew i nie zwariować – poradnik dla nowonarodzonych”
„Likantrop – przyjaciel czy wróg?”
Okeeeej…?
Coraz mniej to wszystko ogarniałam. Po rozmowie z Jasmine nie wiedziałam już niczego. Kim jestem? Człowiekiem? Wampirem? I do tego nie wolno mi się zakochać? Co to za cholerna polityka „prorodzinna”?!
Rozejrzałam się po pokoju. Granatowe ściany, proste, czarne łóżko, biurko, stolik i trzy krzesła z ciemnego drewna. W rogu stała wielka szafa od podłogi do sufitu. Podeszłam do okna zasłoniętego czarnymi roletami. Podniosłam je i zmrużyłam oczy pod wpływem światła. Naraz przypomniało mi się jak mama budziła mnie rano, odsłaniając żaluzje w moim oknie. Tak samo jak teraz mrużyłam powieki. Nieoczekiwanie zalała mnie fala wspomnień.
Zapach bzu w naszym ogrodzie, dotyk chłodnej trawy pod moimi stopami, śmiech mojej siostry, gdy budziłam ją łaskotkami. Na moje usta mimowolnie wkradł się uśmiech. Ale zaraz przypomniałam sobie dzisiejszy poranek.
Żadnej trawy, żadnego bzu, żadnego śmiechu. Tylko bolesna, brutalna rzeczywistość. I świadomość, że to wszystko mi nagle odebrano.
Ogarnęła mnie wściekłość.
Nikt nie będzie mi odbierał rodziny.
       Okruchy szyby zachrzęściły pod moimi stopami.
Nikt nie zabierze mi życia.
       Pióra z rozerwanej poduszki osiadły na moich włosach.
Nikt nie zmusi mnie do picia krwi.
       Nogi krzeseł fruwały po całym pokoju.
Nikt nigdy nie zakaże mi się zakochać.
       Wielka szafa uderzyła z hukiem o podłogę, wzbijając w powietrze wszystko co na niej osiadło.
       Pióra, okruchy szkła, drzazgi i wióry.
NIKT!

Podeszłam do drzwi pokoju Alice. Cały czas miałam w głowie to co przed sekundą powiedziała mi Esme. Chciałam zapukać ale zawahałam się. Nagle usłyszałam huk. Wywarzyłam drzwi i moim oczom ukazał się zdumiewający widok. Alice stała na środku pokoju. Dookoła niej fruwały resztki tego co kiedyś było jej sypialnią. Szefowa miała rację, zupełnie, jak ja…
- Możesz mi to wyjaśnić? – zapytałam – Właśnie złamałaś zasadę numer 3: „Nie wolno niszczyć mienia należącego do ośrodka”.
Dziewczyna w odpowiedzi rzuciła się na mnie z furią w oczach. Szybko złapałam ją za ręce i usadziła na resztkach łóżka.
- A teraz zasadę numer 4: „ Nie wolno atakować opiekuna”.
- Ja nie chcę! Ja chcę do Polski! – powiedziała zrozpaczonym głosem
Usiadłam obok niej. Wampirzyca schowała twarz w rękach i zaczęła cichutko szlochać. Zobaczyła, że pod czymś co kiedyś było szafą leżały podręczniki. Westchnęłam. Leciutko zerknęłam w jej stronę. Żal mi się jej zrobiło. Nieśmiało przytuliłam ją.
- Ja chcę do mamy, do taty, do siostry! Tęsknię za nimi! – mówiła przez łzy
- Oni nie żyją… - wypaliłam
Dziewczyna spojrzała na mnie mokrymi oczami i wybuchła jeszcze większym płaczem. Wstał i pobiegła w kąt pokoju. Skuliła się i usiadł na podłodze, znowu kryjąc twarz w dłoniach.

Siedziałam z nią tak w pokoju przez tydzień. Sama rozmyślałam nad swoim życiem, nad jej, nad moją „misją”.
- Jak zginęli?- odezwała się w końcu.
Zamyśliłam się. Przecież nie mogę jej powiedzieć, że zostaną zamordowani przez wampirzycę, która dostała taki rozkaz od Rady Wampirów.
- Zginęli… w wypadku samochodowym. Tir w nich wjechał. – powiedziałam patrząc się na nią niepewnie.
Ona wstała  i usiadła koła mnie. Przez chwilę nic nie mówiła.
- Dlaczego? – zapytała nagle – Dlaczego i oni musieli zginąć? Dlaczego nie mogli zostać wampirami?
- Każdy z nas urodził się w jakimś celu. Ich był taki, a widocznie twój był inny skoro jeszcze żyjesz, teoretycznie…
- Co teraz ze mną będzie? – spojrzała na mnie błagalnie.
- Zostaniesz tutaj. Wyszkolą cię na wampira. Będziesz wiodła normalne życie, tylko czasami będziesz musiała walczyć z krwiożercami. Oczywiście miłość…
- Tak, tak, wiem. Jest zakazana. Słyszę to odkąd tu jestem
Uśmiechnęłam się. Wstałam i otrzepałam spódnicę z resztek pyłu.
- Posprzątaj tutaj. – powiedziałam spokojnie – Zajęcia zaczynają się jutro o ósmej. Masz być w sali 110. Tam ci wszystko powiedzą. Ja pojutrze wyjeżdżam na trochę.
- Na długo?
- Nie wiem. Dostaniesz na ten czas nowego opiekuna.
- Gdzie jedziesz?
Zawahałam się.
- Do Polski.
- Czy mogłabyś… postawić świeczkę….
- Tak.
- Będę do ciebie pisać. – powiedziała z uśmiechem, który odwzajemniłam
Wyszłam z pokoju. Dziewczyna wyjrzała za mną.
- Do zobaczenia wkrótce! – krzyknęła machając mi ręką.
- Do zobaczenia! – odmachałam – Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz. – dodałam niemalże szeptem…

Rooksha&Wariatka

sobota, 8 września 2012

Rozdział pierwszy

„Tęsknię za chwilami, których nigdy nie przeżyłam…”

Dłuższą chwilę zajęło mi zlokalizowanie mięśni odpowiadających za otwieranie oczu. W końcu dźwignęłam powieki i zaraz pozwoliłam im bezwładnie opaść, porażona nieokreślonym blaskiem.
Gdzie ja jestem?!
Próbując przypomnieć sobie, jak się tu znalazłam, natrafiłam na pustkę. Próbowałam ją ominąć, albo przebić, ale im bardziej napierałam na nią w moim umyśle tym mocniejsze pulsowanie skroni odczuwałam.


Patrzyłam na rudowłosą dziewczynę siedzącą w kącie pokoju. Była widocznie przerażona. Nie ruszyła się od momentu przebudzenia. Obejmowała rękami kolana. Jej jeszcze czerwone oczy panicznie rozglądały się po pomieszczeniu. Pokój, w którym się znajdowała, był salą przesłuchań. Na środku stał niewielki stolik z dwoma krzesłami. Nad nim znajdowała się lampa, która moim skromnym zdaniem, dogorywała. Ja stałam za weneckim lustrem, dzięki czemu nowonarodzona mnie nie widziała.
- To jej akta. – dobiegło zza moich pleców.
Młodo wyglądający mężczyzna podał mi niewielką teczkę. Przyjrzałam się jej.
-Nawet moja była większa… - mruknęłam.
Chłopak posłał mi ciepły uśmiech.
- Powodzenia! – rzucił przez ramię wychodząc.
Ja stanęłam przy szybie i jeszcze raz przyjrzałam się dziewczynie. Westchnęłam i zaczęłam przeglądać jej papiery.

Siedziałam skulona i odliczałam sekundy.
…465, 466…
Obejmując rękami kolana dygotałam ze strachu.
…715, 716…
Starałam się wsłuchać w bicie własnego serca, ale nie mogłam go wychwycić.
…873, 874…
Nagle kawałek czarnej ściany poruszył się i dopiero po chwili zorientowałam się, że to drzwi! Do pomieszczenia weszła, stukając obcasami, szczupła, elegancko ubrana kobieta. Nie przewidziałam tego, co stało się chwilę potem. Cofnęłam się kilka kroków w głąb pokoju, zgięłam kolana, napięłam mięśnie i… rzuciłam się jej do gardła. Jednak nawet nie musnęłam jej skóry. Złapała mnie za ramiona i odepchnęła z siłą, której bym się po niej nie spodziewała.
- Usiądź. -  usłyszałam jej melodyjny głos
Zignorowałam prośbę. A raczej rozkaz. Sama rozsiadła się na krześle zakładając nogę na nogę. Rozłożyła jakieś papiery na stoliku, którego wcześniej nie dostrzegłam. Czytała je. Widziałam, jak poruszają się mięśnie jej szyi.
Gdy tak siedziała, miałam okazję się jej przyjrzeć. Regularne rysy twarzy, jasna skóra, długie rzęsy, pełne wargi. Była piękna. Patrząc na jej szczupłe, zgrabne łydki, przypomniały mi się występy baletnic przy praskiej fontannie.
- A więc urodziłaś się w Polsce, masz jedną młodszą siostrę, a raczej miałaś, lubisz koty i książki, pomagasz ludziom… kujonka.- z zamyślenia wyrwał mnie jej głos.
Na te słowa z głębi mojego gardła wydobył się ostrzegawczy warkot. Słysząc go, uśmiechnęła się.

- Dobrze. – powiedziałam powstrzymując śmiech – Nazywasz się, a zresztą nieważne. Masz 18 lat, a raczej rok...
- Słucham? – spytała patrząc się na mnie, jak na idiotkę.
- Wampiry liczą lata od momentu śmierci…
W tym momencie dziewczyna spojrzała na mnie zszokowana. Powoli zaczęła się ode mnie oddalać. W jej oczach widziałam przerażenie. Nagle z ogromną prędkością pobiegła w stronę ściany, gdzie wcześniej znajdowały się drzwi. Zaczęła szukać klamki.
- Nie wiem czego się boisz. – powiedziałam czytając dalej jej akta.
- Nie wiem kim ty jesteś albo czym ale masz się do mnie nie zbliżać! – powiedziała opierając się o ścianę.
Odwróciłam się. Rudowłosa patrzyła na mnie, jak na jakiegoś potwora. Może miała rację…
- Masz rację. Nie wiesz kim jestem! Nazywam się Jasmine Sophie Stewart.
Dziewczyna spojrzała na mnie nieco łagodniej. Westchnęłam.
- Posłuchaj… Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć… Wiem, że możesz mnie wziąć za wariatkę ale… - próbowałam łagodnie – Jesteś wampirem.
W tym momencie nowonarodzona wybuchła niepohamowanym śmiechem. Ja wstałam i wyprostowałam się.
- To żart! – rzuciła w moją stronę – Jestem w ukrytej kamerze?!
Ja stanęłam koło stołu. Wyjęłam spod teczki scyzoryk.
- Może mi powiesz, że ty też jesteś wampirem! – mówiła ciągle śmiejąc się.
Otworzyłam przyrząd tak, że nóż  zalśnił w świetle lampy, gasząc uśmiech u dziewczyny. Znowu spojrzała na mnie przerażona. Ja złapałam narzędzie w prawą rękę i odsłoniłam lewy nadgarstek. Przyłożyłam ostrze do skóry. Czerwone oczy panicznie przyglądały się moim działaniom. Z całej siły pociągnęłam za rączkę. Usłyszałam wrzask.
- To… To… Niemożliwe!!! – rudowłosa krzyknęła patrząc na mój nadgarstek.
Nie było na nim śladu zadrapania. Rzuciłam scyzoryk w stronę dziewczyny.
- Spróbuj zrobić to samo. – powiedziałam
Złapałam za teczkę i spokojnie wyszłam z pokoju, zostawiają w nim znowu zwiniętą w kulkę dziewczynę.

- Może najwyższy czas do niej pójść… - powiedział młody mężczyzna zza moich pleców
Westchnęłam. Cały czas przyglądałam się dziewczynie, która teraz siedziała na krzesełku przy stoliku. Odwróciłam się.
- Masz rację. Daj mi klucz do jej pokoju. – mówiąc to złapałam za jej teczkę.
Wyszłam z jednego pomieszczenia, by stanąć przed drzwiami to drugiego. Gdy weszłam do pokoju dziewczyna nawet nie zareagowała.
- Od kiedy? – zapytała wpatrując się tępo w blat stołu.
- Rozumiem, że pogodziłaś się z faktem bycia wampirem. – powiedziałam patrząc na stępiony już scyzoryk.
Usiadłam naprzeciwko dziewczyny. Lekko uniosła głowę. Zauważyłam, że jej do niedawna krwisto czerwone oczy, jakby lekko złapały odcień złota.
- Więc moja droga… umarłaś.
- Kiedy?
- Dwa lata temu.
Młoda wampirzyca spojrzała na mnie tak jakby miała się zaraz rozpłakać. Złapała się rękami za głowę i położyła ją na blacie. Zrobiło mi się jej strasznie żal. Przypominała mi mnie. Wtedy…
- Najprawdopodobniej- zaczęłam – wracając z imprezy zostałaś zaatakowana przez krwiożercę. Nie wiemy dokładnie czemu nie wypił z ciebie krwi tylko wpuścił jad. Tak czy siak, znalazł cię nasz wywiad i natychmiast zostałaś skierowana tu.
- Co z moją rodziną?
- Dostali informację, że nie żyjesz ale podobno cały czas cię szukają.
Oczy dziewczyny napełniły się łzami.
- Wampiry mogą płakać? – zapytała gdy zorientowała się przecierając oczy
Pokiwałam lekko głową. Zastanowiła się.
- Możesz mi opowiedzieć wszystko? – spytała
- Wampiry dzielą się na krwiożerców i złotożerców. Ty jesteś na razie nowonarodzoną.
- Nie rozumiem…
- Nowonarodzeni to takie nie do końca wampiry. Okres ten trwa trzy lata. Przez ten czas musisz wybrać, czy chcesz być krwiożercą, czy złotożercą.
- Czym…
- Się różnią? Otóż krwiożercy żywią się ludzką krwią, a złotożercy zwierzęcą lub zwykłym jedzeniem.
- To czemu taka dzika nazwa? –spytała.
- Po kolorze tęczówki.
Prychnęła.
- Krwiożercy żyją po to, by uprzykrzać ludziom życie. My nie. Jeśli przez te trzy lata powstrzymasz się od picia ludzkiej krwi dostaniesz tak zwany „dar człowieczeństwa”.
- Tak jest mistrzu Yoda. – powiedziała rozbawiona.
- Już się nie boisz? – spytałam unosząc brwi – „Dar człowieczeństwa” polega na tym, że możesz żyć normalnie, jak człowiek.
- Bardzo odkrywcze…
Spojrzałam na nią wściekła. Coraz bardziej przypominała mi mnie.
- Jeszcze nie wiesz, ale te złe wampiry są dość łatwe do odróżnienia. Szczególnie w słonecznie dni. Po prostu błyszczą się. Ich tęczówki mają krwawy kolor, można je zabić rozszarpując i paląc, i jak już wspominałam żywią się ludzką krwią. A my nie. Możemy z łatwością wmieszać się w tłum. Żyć jak inni. Niestety, często musimy zmieniać miejsce zamieszkania. Nie starzejemy się, więc ludzie mogliby się czegoś domyśleć.
- Czyli mogę sobie żyć z innymi, normalnie uczyć się, jeść, pić, i tak dalej, tylko mam nikomu nie mówić, że już nie żyję? To mi pasuje. – powiedziała, uśmiechając się – Chcę być złotożercą, czy jakoś tak.
- Tutaj w Anglii jest nasza stacja dowodzenia. Co jakiś czas możesz być wzywana do walki z tymi złymi. Jednak naj…
- Jesteśmy w Anglii?!
- Możesz mi nie przerywać?! – powiedziałam przez zęby – Jednak najpierw musisz przejść dziesięcioletnie szkoleniem które nauczy cię bycia człowiekiem.
- Co?! Przecież ja jeszcze pamiętam, jak się normalnie żyło. Chyba… Wszyscy fajni chłopcy poumierają!
Spojrzałam na nią zszokowanym wzrokiem.
- Nie możesz się zakochać! To jest zakazane!
- Miłość jest zakazana?! Niby co się stanie, gdy oddam swe serce jakiemuś osobnikowi płci męskiej? – zapytała uśmiechając się.
- Umrzesz… - powiedziałam, powodując, że uśmiech znikł z jej twarzy
- Przecież ja nie żyję!
- Teoretycznie nie… Słuchaj! Z chwilą z którą stałaś się wampirem utraciłaś duszę. Czyli jedyną możliwość dostania się do Nieba. Złotożerców nie można zabić, dopóki się nie zakochają. Jeśli twoim wybrankiem będzie wampir to tracisz dar nieśmiertelności, będę mogła cię zabić w taki sposób jak człowieka. Wystarczy na przykład, że wsadzę cię do lodowatej wody, a po pewnym czasie… - zamyśliłam się
- A jeśli zakocham się w człowieku? – po chwili zapytała.
- Zasada jest ta sama. Tylko jest większa szansa, że on umrze.
- Znowu cię nie rozumiem.
- W obydwu przypadkach zasada jest ta sama. Jeśli zakochasz się i twoja bratnia dusza umrze, ty robisz dokładnie to samo i lądujesz prosto w piekle. Ludzie się starzeją i umierają to normalne.
- Wampir zakochuje się tylko raz w życiu? – zapytała.
Pokiwałam głową.
- A można… zajść w ciążę?
Wybuchłam śmiechem.
- Można, ale zaraz po urodzeniu dziecka kobieta umiera.
- Kiepska sprawa…
- Niestety… To co? Chcesz zacząć szkolenie?
Pokiwała głową i obydwie ruszyłyśmy w stronę drzwi.
- A, żebym nie zapomniała. – powiedziałam już za drzwiami pokoju - Nie możesz mieć polskiego imienia. Od dzisiaj nazywasz się Alice Charlotte Pagello.
>>>>>>>>>>>>>>>>
Mamy nadzieję, że podobał wam się pierwszy rozdział. Prosimy o komentarze i wasze opnie na temat bloga. Być może ten rozdział mógł być trochę nudny ale musiałyśmy wam jakoś przedstawić zasady obowiązujące w "naszym" świecie:D
Miłego czytania!
Rooksha&Wariatka

P.S.
Od Wariatki:
Fanki piłki nożnej: Jak tam po wczorajszym meczu z Czarnogórą? Podobała wam się gra naszych chłopców?:)






Prolog

"Był chwilą, którą warto było łapać"

Patrzyłam w jego piękne, zielone oczy. Leżał spokojnie. Wiedział, że rana go zabija, jednak nie chciał mi tego pokazać. Nie wiedziałam co robić! Dopóki nóż tkwił w jego sercu - żył.
- Kocham cię. – wyszeptał ochryple.
- Nie, nie rób tego! Rozumiesz? Nie mów tego tak, jakbyśmy mieli się więcej nie zobaczyć!
Uśmiechnął się delikatnie. Wiedziałam, że jeśli on umrze to ja pójdę w jego ślady. Jednak nie oto się martwiłam. Całe moje wampirze życie poświęciłam na walkę - z krwiożercami i uczuciem. Cały czas mi powtarzali - jak się zakochasz, to umrzesz i trafisz do piekła! Będziesz cierpieć wiecznie.
Jeszcze raz spojrzałam w jego oczy. Były przepełnione bólem. Resztkami sił podniósł rękę i pogładził mnie po mokrym od łez policzku. Stałam przed trudnym wyborem. Mogłam zamienić go w wampira. Wtedy przeżylibyśmy  i on, i ja. Jednak skazałabym go na wieczne potępienie. Jeśli on by umarł na pewno poszedłby prosto do Nieba, ja wprost do szatana. Zapatrzyłam się na wystającą część noża.
- Nie pozwolę ci tego zrobić. Wtedy i ty umrzesz… - wyszeptał prawie niesłyszalnie.
Życie u jego boku przez całą wieczność? O ile ktoś nas nie zbije…
- Przepraszam… - wyszeptałam przez łzy.
Wzięłam głęboki wdech. Byłam pewna tej decyzji…

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
No i mamy prolog za sobą. Przepraszamy, że taki krótki ale obiecujemy, że rozdział będzie już dłuższy. Bohaterów postaramy się dodać lada dzień.
Miłego czytania!
Roksha&Wariatka

czwartek, 6 września 2012

Początek

Hejka!

 Zawitałyście na blogu dwóch walniętych dziewczyn:D A o czym on jest? Otóż Nie chcemy zdradzać zbyt wiele ale możecie spodziewać się, że pojawią się tu wampiry, piłkarze i pewien znany boysband. Może wydawać się to dziwne jednak na pewno nie nudne. Jeśli chodzi o częstotliwość pojawiania się postów to prosimy o wyrozumiałość. Piszemy w tym roku egzamin, a nauczyciele nie pozwalają nam o tym zapomnieć. Jednak na jeden post w miesiącu będziecie  mogły liczyć, a jeśli ciała pedagogiczne okażą się ludźmi to może i na więcej.
 Oczywiście, gdyby coś miało się wydarzyć  i z niewyjaśnionych przyczyn notki miałoby nie być, to zostaniecie poinformowane.  Żebyście wiedziały kto ma takie walnięte pomysły, postanowiłyśmy się przedstawić:

Ja, Rooksha, uroczyście oświadczam, że w żadnym stopniu nie jestem normalna.
A tak poważnie to uwielbiam fantasy, koty, a obiektem moich westchnień pozostaje muzyka. Jestem w 100% Directionerką co niestety niekorzystnie wpływa na moje zdrowie psychiczne, ale trzymam się dzielnie.
W razie potrzeby kontaktu, można mnie znaleźć na twitter’ze – Rooksha20.
Buźka!

Wariatka. Chyba sam mój pseudonim mówi, że do normalnych nie należę. Mam trzysta pomysłów na minutę, co Roksha musi codziennie znosić w szkole. Również, jak moja przedmówczyni , kocham fantasy i muzykę. One Direction słucham ale w normalnych dawkach. Ogółem w moich słuchawkach leci rock, R&B, pop, nawet ostatnio hip-hop (choć bardzo malutko). Uwielbiam konie i psy. Kocham tańczyć (sama robię to amatorsko). Jak większość polskich dziewczyn wraz z nastaniem czerwca rozpoczęła się moja piłko-mania (przez którą przeszła też Rooksha). Jednak, gdy po pierwszym lipca on się nie skończył, doszłam do wniosku, że trzeba coś z tym zrobić. I tak z kobiety, która piłkę nożną uważał za bieganie za kawałkiem skóry, stałam się prawdziwym znawcą;) Z tym znawcą trochę przesadziłam, ale trochę już wiem. Baaaaaaaaaaardzo kibicuję naszej reprezentacji i również Borussii. Twitter’a jeszcze nie mam, ale w najbliższym czasie postaram się dołączyć do cywilizacji:D Jednak w razie pytań piszcie po prostu na maila :D

Peace

 Życzymy miłego czytania!
Rooksha&Wariatka