niedziela, 28 października 2012

Rozdział piąty


"Niewiele jest powodów, żeby mówić prawdę, za to jest ich bez liku, żeby kłamać..."


Siedziałam przed lustrem w swoim pokoju, który nic się nie zmienił od chwili kiedy widziałam go po raz ostatni. Nagle usłyszałam pukanie.
- Proszę! – krzyknęłam.

Zza drzwi wychylił się Alex. Uśmiechnął się szeroko. Szybko wstałam i ruszyłam w jego stronę. Przytuliłam go z całej siły. Nie widziałam go rok! W sumie dobrze, że tylko rok! Gdyby nie samoloty, to pewnie bym go zobaczyła pierwszy raz od piętnastu lat.
- Co tam u ciebie? – zapytał, wyswobadzając się z mojego uścisku.
- O to samo powinnam zapytać ciebie. Jak tam Sara?
- Dobrze. – odpowiedział.
Sara była jego dziewczyną. Co prawda bycie z kimś kto jest tej  samej rasy nie jest zabronione, ale już ludzkiej… Niestety Sara jest człowiekiem. Jednak mimo to, Rada w końcu zaakceptowała ich związek. Szczerze mówiąc nie wiem, jak on to zrobił. Poznali się 12 lat temu. Teraz ona ma 31 lat. Podobno planują ślub.
- Masz mi coś do powiedzenia? – zapytałam szczerząc się, jak głupia.
- Można tak powiedzieć. – spuścił głowę.
- Wszystko okej?
Nie odpowiedział. Cały czas gapił się na swoje stopy. Nastała krępująca cisza.
- Jasmine… Zostaniesz moją świadkową? – zapytał nagle, a mnie zatkało.
Patrzyłam na niego zszokowana. W końcu dotarło to do mnie. Uśmiechnęłam się szeroko i pokiwałam głową. On zadowolony wstał, podniósł mnie i obrócił wokół własnej osi.
- Tylko jest jeszcze jeden mały problem. – powiedział stawiając mnie na ziemi – Musisz sobie znaleźć partnera.
- Co?!
- Sara nie ma pomysłu na świadka.
- A Alice?
- Dobra. Tylko która z was przebierze się za faceta? – zapytał uśmiechając się.
Odwzajemniłam ten gest. Spojrzałam mu w oczy. Miały taki błagalny wyraz. Kurde, chłopak umie wziąć mnie pod włos.
- Okej… - powiedziałam markotnym tonem – Ale nie licz na niewiadomo kogo.
- Spokojnie. W ostateczności możesz poprosić Esme. Ona nawet nie będzie musiała się przebierać.
Oboje wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. W końcu chłopak pocałował mnie w policzek i zaczął kierować się w stronę wyjścia.
- Zaraz, zaraz! A ty właściwie, gdzie się tak stroisz? – zapytał patrząc na mój strój.
- Idę szukać ci świadka. – powiedziałam.
Posłał mi uroczy uśmiech i zniknął za drzwiami. Ja wróciłam do szykowania się.

Jasmine poszła na randkę?! Albo świat się kończy, albo jestem ostro naćpana.
Cóż, obydwie propozycje są w miarę do przyjęcia. Podniosłam się z podłogi i założyłam buty. Ciągle chodził mi po głowie pewien loczkowany chłopak. Jego usta dorodne jak dwie brzoskwinie i te magnetyzujące zielone tęczówki. Zaraz, o czym ja myślę? Potrząsnęłam głową wprowadzając moje włosy w jeszcze większy nieład. Rude fale były piękne, ale czasami miała ich dość. Złapałam przewieszony przez oparcie sofy płaszcz i gasząc światło wyszłam ze swojego pokoju. Moja opiekunka randkowała, a ja miałam wampira do zabicia.

Równo o dziewiętnastej byłam na lotnisku. Chłopaka jeszcze nie było. Patrzyłam na ludzi. Wyglądali, jakby było im zimno, więc postanowiłam też „wczuć się w rolę”.
- Cześć! – usłyszałam za swoimi plecami.
Odwróciłam się i moim oczom ukazał się Kuba. Był ubrany tak, jak wszyscy: ciepło. Ja spojrzałam na swój strój i doszłam do wniosku, że mogłam włożyć zimowy, a nie jesienny płaszczyk.
- Nie jest ci zimno? – zapytał.
- Troszeczkę. Może pójdziemy jakieś ciepłe miejsce? – powiedziałam „trzęsąc się” z zimna.
 Pokiwał głową. Zawołał jakąś taksówkę. Wsiedliśmy do niej. Chłopak podał taksówkarzowi adres. Droga mijała nam w cisz, trochę niezręcznej ciszy.
- Coś kiepsko idzie wam ta randka. – nagle odezwał się kierowca.
- Słucham? – zapytał zdziwionym głosem Kuba.
- Powiedziałem, że…
- Wiem co pan powiedział. – dołączyłam się -  A co pan ma na myśli?
- No wiedzą państwo. Ja od piętnastu lat jestem taksówkarzem i przywykłem, że siedzące za mną pary randkę zaczynają od całowania się albo… - nie dokończył.
Obydwoje spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem w oczach. Kierowca zaczął się śmiać. Po chwili dołączyliśmy do niego.
- No, czułem, że źle zaczęliśmy randkę. – powiedział w końcu i zarumienił się.
Uśmiechnęłam się szeroko. Chciałam coś dodać, ale już dojechaliśmy. Kuba zapłacił i pokierował mnie do środka restauracji. Wnętrze było bardzo przytulne.  Zajęliśmy miejsce w kącie, przy wielkim parawanie. Chłopak pomógł mi usiąść. Za chwilę przyszedł kelner i odebrał od nas zamówienie. Znowu zapadła niezręczna cisza. Przyjrzałam się chłopakowi. Wyglądał na dość skrępowanego.
- Byłeś kiedyś na randce? – zapytałam nagle.
Spojrzała na mnie lekko zdziwiony.
- Tak. – odpowiedział.
- Ile razy? – zapytałam z uśmiechem.
- Tak strasznie widać? – zapytał.
Zaczęłam się śmiać.
- Dwa, trzy razy. A ty?
Uśmiech znikł mi z twarzy.
- Rozumiem, że masz na koncie sporo zdobyczy. – powiedział.
- Nie do końca. Kiedyś trochę szalałam. Potem pewien incydent sprawił, że… spoważniałam. – odpowiedziałam i spuściła głowę, która zapełniła się teraz smutnymi wspomnieniami.
- Nie widać. – odpowiedział z troskliwym uśmiechem.
Od razu się rozpogodziłam. Chwilę później kelner przyniósł nam nasze dania. Rozmawialiśmy chwilę o głupotach. Opowiedziałam mu koleją zmyśloną historię mojego życia.
- A tak właściwie, to jeśli oczywiście mogę spytać, ile masz lat? – troszeczkę zszokował mnie tym pytaniem.
Uśmiechnęłam się, jednocześnie kalkulując w głowie ile to ja lat mogę mieć. Już miałam odpowiedzieć, gdy…
- Co za pacan! Pytać się o wiek na pierwszej randce. – usłyszeliśmy polski szept.
Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. Nagle Kuba ciężko westchnął.
- Chłopaki, możecie już wyjść… - powiedział.
Chwilę potem, zza parawanu, wyszli Łukasz, Robert i jeden facet, którego nie znałam. Ustawili się w rządku. Wszyscy mieli spuszczone głowy.
- Czekam na wytłumaczenie. – powiedział nagle Kuba.
- No bo my… - zaczął jeden z nich.
Zaczęłam się śmiać. Cała czwórka spojrzała na mnie, jak na wariatkę.
- Jasmine jestem. – powiedziałam wyciągają dłoń do nieznajomego.
- Wojtek… - powiedział lekko zszokowany.
- Długo nas podsłuchujecie? – zapytałam.
Nie odpowiedzieli. Znowu się uśmiechnęłam. Spojrzałam na Kubę. Był widocznie zły. Zerknęłam na jego talerz. Był pusty, zupełnie, jak mój.
- Dobrze moi panowie. –zaczęłam – Rozumiem, że martwicie się o kolegę, ale to była przesada. Dlatego za karę to wy zapłacicie za naszą kolację. -
powiedziałam i wstałam. Mój towarzysz zrobił to samo. Obydwoje wzięliśmy kurtki i ruszyliśmy w stronę drzwi.
- Miło było poznać! – rzuciłam w kierunku nowo poznanego.
Kuba posłał im mordercze spojrzenia. Zostawiliśmy ich zszokowanych, stojących na środku sali restauracyjnej.
Gdy tylko przekroczyliśmy drzwi wyjściowe, zaczęłam się śmiać. Ledwie trzymałam się na nogach. Chłopak tak po prostu stał i patrzył się na mnie z lekkim politowaniem.
- Spoważniałaś, tak? – zapytał uśmiechając się.
Spojrzałam na niego powstrzymując kolejną salwę śmiechu.
- Odprowadzić cię? – zaproponował.
Spojrzałam na zegarek. Była dwunasta.
- Jutro o tej porze będzie nowy rok… – powiedziałam – Możesz odprowadzić mnie na lotnisko.
- Słucham? – spytał
Zaśmiałam się.
- Nie mogę ci zdradzić miejsca swojego zamieszkania, ale z lotniska mam niedaleko, więc tam będzie w sam raz.
Wzruszył ramionami. Ruszyliśmy. Do lotniska było pół godziny. Szliśmy w ciszy. Głupio mi było. Mam nadzieję, że nie wziął mnie za wariatkę. Nie mogłam mu zdradzić miejsca swojego zamieszkania. Nasz dom był ściśle tajny. Jakby go ktoś tam zauważył… Spojrzałam na chłopaka. Szedł ze spuszczoną głową i rękami w kieszeniach. Znowu zrobiło mi się go żal. Nagle coś sobie uświadomiłam.
- 27 – powiedziałam.
Wyrwałam go z rozmyślań. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Mam 27 lat – powtórzyłam.
Uśmiechnął się.
- Ja też. – odpowiedział.
- To był ten cały Wojtek do którego przylecieliście na Sylwestra?
- Ta…
- Chłopskiego Sylwestra? – zapytałam uśmiechając się.
Zaśmiał się, ale za chwilę spoważniał.
- Ewa – żona Łukasza - pojechała do rodziny, a on wyrwał się na pierwszego samotnego Sylwka od paru lat. To samo tyczy się Roberta i Wojtka. Tylko, że oni mają dziewczyny.
- A ty? – zapytałam.
Nie odpowiedział. Zrozumiałam, że trafiłam w czuły punkt.
- Jeśli cię to pocieszy to ja też nie mam „drugiej połówki”.
- Nie potrzebuję pocieszenia! – powiedział i przyśpieszył.
Podgoniłam go. Nie sprawiło mi to dużego wysiłku. Spojrzałam jeszcze raz na niego. Zaczęłam się zastanawiać nad nowym tematem.
- Co jutro robicie? – zapytałam nagle.
- Idziemy na bal przebierańców do jakiegoś klubu. – odpowiedział oschle.
- Tak? My też!
Spojrzał na mnie. W jego oczach pojawiła się iskierka. Stanęliśmy. Byliśmy już na miejscu. Patrzyliśmy się na siebie jeszcze przez kilka minut. Nie wiem dlaczego. Coś w nim było.
- Mam nadzieję , że to ten sam bal. – powiedział nagle. – Idziesz sama?
- Z przyjaciółką.
Obejrzałam się za siebie. Właśnie podjechała taksówka.
- Jedź pierwsza. – powiedział wskazując na nią.
Uśmiechnęłam się i zrobiłam coś czego nie powinnam była robić. Podeszłam do niego bliżej i pocałowałam go. Na szczęście tylko w policzek.
- Dziękuję. – szepnęłam i ruszyłam w stronę samochodu. – Mam nadzieję, że się spotkamy!
- Zaraz! Przecież nie wiem za co będziesz przebrana! – krzyknął.
- Zobaczysz… - powiedziałam wsiadając do taksówki.
Podałam kierowcy adres. Ruszyliśmy. Ostatni raz obejrzałam się za siebie. Chłopak stał jeszcze w tym samym miejscu. Na jego jasne włosy spadały płatki śniegu. Wyglądał pięknie.
- „Boże! Jasmine! O czym ty myślisz?!” – skarciłam się w duchu.
Poczułam dziwne ukłucie w sercu.

- Proszę, nie rób mi krzywdy! Ja naprawdę nie.. to nie była moja wina! Oni nie pokazali mi innego sposobu pożywiania, przysięgam! Jestem niewinny! Nie zabi… - lamenty tego łgarza przerwał chrzęst jego kręgów szyjnych. Bezwładne ciało opadło na ziemię, brudząc mi buty krwią. Skrzywiłam się z odrazą. Przeklęty krwiożerca. Otrzepując ubranie z trocin ruszyłam w stronę auta. Z przyjemnością wsunęłam się na siedzenie kierowcy i odpaliłam silnik.
Nie znoszę tej roboty. Ciągle krew i inne płyny wewnętrzne ludzi i innych stworzeń brudzące moje ubrania. W takim tempie zbankrutuję na ciągłej wymianie garderoby. Samochód z cichym pomrukiem przecinał mrok nocy. Rozluźniłam spięte mięśnie i przymknęłam oczy. W głowie zaczęły mi się przesuwać obrazy wszystkich morderstw jakich dokonałam. W różnych miejscach, o różnych porach, różnymi narzędziami, na różnych osobach. Twarze ich wszystkich wykrzywione w bólu i te oczy. Każde o innym kształcie, innym kolorze, jednak wszystkie wpatrzone we mnie w niemej prośbie o litość. Która nigdy nie nadchodzi. Ciąg obrazów przerwał dźwięki wibrowania na sąsiednim fotelu. Otworzyłam szeroko oczy i tłumiąc ziewnięcie sięgnęłam po swój telefon. Timothy. Jak zwykle dzwoni o wymarzonej porze…
- Czego chcesz pasożycie?
W słuchawce rozbrzmiał jego dźwięczny śmiech.
- Czyżbyś była nie w humorze, cukiereczku? Ofiara ci uciekła?
Na te słowa warknęłam do telefonu, słysząc w zamian kolejny wybuch śmiechu.
- Gadaj po co dzwonisz i spadaj, jeśli ci życie miłe, bo jestem niewyspana i wściekła.
- Spokojnie pasikoniku. Wdech i wydech. Dzwonię, bo od godziny atakuje mnie telefonicznie jakiś człowiek, który chce z tobą koniecznie porozmawiać. Twierdzi, że nazywa się Harry, ale sądząc po jego bełkotliwym głosie, nie byłbym tego taki pewien.
Harry. Cholera. Z tego wszystkiego zupełnie o nim zapomniałam.
Tim’a najwyraźniej zaniepokoiło moje milczenie, bo odezwał się niepewnym tonem: - Wszystko ok, Alice?
- Tak – westchnęłam. – Myślę, że wiem kto to.
- W takim razie dlaczego dzwonił do mnie, a nie do ciebie i skąd miał mój numer?
- Nie wiem Tim. Nasze pierwsze i jak dotąd jedyne spotkanie polegało na zostawianiu sobie malinek gdzie się tylko dało,  więc nie bardzo wiem jak mógł zdobyć twój numer. Ale mógł grzebać w moim telefonie, albo ja sama podałam mu ten numer, nie pamiętam dokładnie.
Po drugiej stronie usłyszałam stłumiony chichot. Palant.
- Kochana, nie znałem cię od tej strony. A tak na poważnie to co mam mu powiedzieć, jeśli jeszcze raz zadzwoni?
Zastanowiłam się chwilę, po czym mruknęłam do słuchawki: - Powiedz mu, że spotkamy się tam gdzie ostatnio.

***

- Alice, tęskniłem za Tobą!!!- takim okrzykiem zostałam powitana zaraz po wejściu do wyjątkowo pustego dziś klubu. Westchnęłam. Był narąbany. Miałam ochotę na dokończenie tego co zaczęliśmy wtedy w łazience, bo chłopak był wart uwagi, ale jego stan stanowczo mnie zniechęcał. Alkohol spowalnia przepływ krwi, także jej dopływ do męskich interesów. Tej nocy Harry nie byłby dobrym kochankiem. Podeszłam do jego stolika, przy którym siedziało pięciu chłopaków. Najwyższy był ledwo przytomny od stężenia różnorakich trunków we krwi, ale reszta zdawała się być w miarę świadoma. Zatrzymałam się skonsternowana kilka metrów przed stolikiem. Harry nie mówił, że przyprowadzi kolegów.  Westchnęłam ponownie i pokonałam ostatnie centymetry dzielące mnie od mężczyzn. Loczek, gdy tylko mnie spostrzegł uśmiechnął się szeroko, choć spojrzenie nadal miał zamglone. Pozostała czwórka przyglądała mi się z zainteresowaniem.
- Hej, jestem Alice. – powiedziałam siląc się na przyjazny ton, co nie było łatwe po prawie sześćdziesięciu godzinach na nogach. Jak ja nie cierpię polować na krwiożerców. Siedzący po prawej stronie Harry’ego chłopak uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę.  – Jestem Louis. A to są Zayn, – wskazał ręką na perfekcyjnie uczesanego mulata – Liam – siedzący z brzegu ciemny blondyn pomachał mi, dając znać, że to o nim mowa – i oczywiście Niall.
Ostatni był blondynem, na 200 % farbowanym, ale było mu całkiem do twarzy w tym kolorze. Zajadał orzeszki ziemne stojące na stoliku.
Już miałam coś powiedzieć, jednak w tym momencie Harry wypalił:
- Musisz być wykończona, bo przebiegasz przez moje myśli calutki dzień.
Niall wybuchnął śmiechem, Zayn westchnął, Louis przewrócił oczami, a Liam schował twarz w dłoniach. Ja natomiast zmarszczyłam brwi i powiedziałam:
- Mi też miło cię widzieć, Harry. Jestem tylko trochę zaskoczona, bo nie wspominałeś, że następnym razem przyjdziesz z kolegami.
Loczek już otwierał usta, zapewne by jeszcze bardziej się pogrążyć, ale ubiegł go ciemny blondyn.
- Harry chciał przyjść sam, ale jeszcze zanim tu przyszedł był lekko wstawiony, więc wolałem przyjść tu razem z nim. A że mamy stąd blisko do studia, przyszliśmy wszyscy.
Do studia? O co mu chodziło? Patrząc na włosy mulata to chyba do studia urody. Louis musiał dostrzec moją coraz bardziej zdziwioną minę, bo zaczął wyjaśniać mi o jakie studio chodzi, a Niall w tym czasie podsunął mi krzesło z sąsiedniego stolika, bo przez cały ten czas stałam nad nimi jak śmierć nad ofiarą. Hmm, co za interesujący dobór słów…
- Jesteśmy muzykami, śpiewamy w zespole.
Nadal nie wiele mi to mówiło. Domyślałam się, że w takim razie chodziło im o studio nagraniowe, ale Liam patrzył na mnie z takim wyczekiwaniem, jakbym nie skapowała czegoś, co powinnam zrozumieć od razu. Wymienił z Zayn’em porozumiewawcze spojrzenie.
- Naprawdę nie wiesz kim jesteśmy? – zapytał ostrożnie mulat.
- Jak dotąd wiem, że jesteście muzykami i przyjaciółmi najbardziej pokręconego chłopaka, jakiego miałam okazję poznać. – mówiąc to uśmiechnęłam się w stronę Harry’ego.
- Oj, nie gadaj. Na pewno nas znasz. Wszystkie dziewczyny za nami szaleją! – odezwał się niecierpliwie Niall. Zaśmiałam się.
- Teraz wiem też, że jesteście niebywale skromni, a przynajmniej ty, Niall.
Na twarz blondynka wystąpiły rumieńce, przez co nagle zrobiłam się głodna.
Niedobrze.
Czując sunący z głębi organizmu apetyt na krew, potrząsnęłam głową, targając swoje rude fale.
-Wybaczcie chłopaki, miło było was poznać, ale muszę już lecieć.
- JUŻ?! – odezwał się milczący dotąd Harry. Miałam na niego niezłą ochotę, ale nie mogłam zostać. Nie w takim stanie. Poza tym i tak był pijany.
- Tak, Hazz. Niektórzy ludzie mają własne życie, ty pokręcony kociaku. – odezwał się Louis, patrząc z politowaniem na pijanego kolegę.
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością i rzucając im przez ramię ostatnie spojrzenie wyszłam z klubu, zostawiając zdezorientowanych muzyków w jego wnętrzu.
Starałam się stłumić głód, zepchnąć go na skraj świadomości, ale rozpraszało mnie dosłownie wszystko, nawet odgłos własnego oddechu.
Zniecierpliwiona stanęłam gwałtownie i zamknęłam oczy.
Zapomnij o głodzie. Zapomnij o kusząco purpurowych rumieńcach na twarzy nowopoznanego blondyna. Zapomnij o przyspieszonym pulsie Harry’ego tamtego dnia w obskurnej toalecie. Zapomnij o kałuży krwi, jaką zostawiła po sobie twoja dzisiejsza ofiara. Zapomnij o krwi. Zapomnij o krwi. Zapomnij o krwi. O krwi. Krwi. Krwi. KRWI!!!

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Hej, nareszcie nowy rozdział :) Szóstka być może pojawi się jeszcze dziś, choć na razie to nic pewnego.Jak podobał się Wam mecz z Anglią? :D
Poza tym, jako fanka 1D muszę wyrazić swe ubolewanie nad nową fryzurą Liama. Przecież to były tylko włosy! Czy są dla niego tak ważne, że musiał coś z nimi zrobić?! Dobra, koniec tych lamentów sfrustrowanej nastolatki. Mamy nadzieje, że podobał Wam się rozdział, a na opinie czekamy w komentarzach. Ach, i jeszcze pojawiła się nowa zakładka - Info. Przeczytajcie co tam napisałyśmy i ewentualnie odpowiedzcie.
Z góry dzięki :D
Rooksha&Wariatka

5 komentarzy:

  1. Byłam bliska żeby rozdziału nie przeczytać :)
    To połączenie jest BOSKIE :) mecz z Anglią..
    mogło by być lepiej dobrze że chociaż był remis :)
    pozdrawiam
    Anonimowa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki :) ALe dlaczego byłaś bliska, żeby go nie przeczytać?
    Całusy:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, nie ważne Dobrze że przeczytałam :)
      pozdrowienia
      Anonimowa :)
      dziękuję że coś takiego powstało :)

      Usuń
    2. To my cieszymy się, że komuś chce się coś takiego czytać:)

      Usuń
  3. Hey guys, bardzo podobało mi się spotkanie Alice z Harrym i jego kolegami. Skąd wiedziałam, że w tym rozdziale spotka ich wszystkich... :D Z niecierpliwością czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń