sobota, 29 września 2012

Rozdział drugi

"Jesteśmy marionetkami naszej nieświadomości"

Odprowadziłam naszą nowonarodzoną do pokoju, a sama udałam się do swojej przełożonej. Stojąc przed drzwiami gabinetu, westchnęłam. Miałam złe przeczucia. Leciutko zapukałam i nacisnęłam klamkę.
- Nikt nie nauczył cię pukać? – usłyszałam na wejściu
- Pukałam.
Kobieta stojąca przy biurku. Spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem. Wzrokiem wskazała, żebym usiadła. Dumnie podeszłam do krzesła i z gracją Elżbiety II usiadłam. Szefowa wzięła do ręki parę kartek.
- Więc, Jasmine… Jak ci idzie z naszą nową podopieczną? – posłała mi wymuszony uśmiech.
- Bardzo dobrze. Chyba nareszcie pogodziła się z tą sytuacją. Dałam jej podręczniki i plan zajęć…
- „Chyba się z tym pogodziła”? Raczej „Nareszcie się z tym pogodziła”
- Wcale nie trwało to tak długo! Pamiętam przypadki kiedy…
- Tak. Trzy lata zajęło jej dźganie się nożem, żeby wreszcie zrozumieć, że jest nieśmiertelna.
Posłałam jej piorunujące spojrzenie. Ona uśmiechnęła się z wyższością. Tym razem podeszła do okna. Przez chwilę panowała cisza.
- Otóż wezwałam cię tu…
- By zniszczyć mi ten piękny poranek. – mruknęłam.
Kobieta odwróciła się powoli na pięcie. Spojrzała się na mnie tak, że przysięgam, gdym żyła to teraz leżałbym u jej stóp martwa. Jednak zważając na okoliczności, po prostu uśmiechnęłam się niewinnie.
- Masz się nią opiekować, to twoja podopieczna. Pokaż jej cały ośrodek i pilnuj by nie wpakowała się w kłopoty. Choć znając życie już coś narozrabiała. Za bardzo przypomina mi ciebie. Wątpię w to, że teraz siedzi w pokoju i czyta podręczniki.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Przypomniały mi się czasy kiedy sama byłam nowonarodzoną. Te wszystkie numery, które wycinałam innym.
- My zajmiemy się jej rodzicami. – mówiąc to znowu odwróciła się do okna.
- Jak to się zajmiecie?! Przecież ona dla nic nie żyje! Została zamordowana! Już nie pamiętasz?! Sam wymyśliłaś tą historyjkę. – wstałam i podeszłam do niej.
- Niestety okoliczności zmuszają nas by ich… usunąć.
Kobieta odwróciła się w moją stronę. Widziałam w jej oczach śmierć, chęć mordu. Nie mogłam jej pozwolić zabić rodziców Alice! Ona nigdy by mi tego nie wybaczyła! To, że ja nie mogłam ocalić swoich bliskich, to nie znaczy, że nie mogę pomóc im.
Stałyśmy naprzeciwko siebie. Patrzyłyśmy się sobie prosto w oczy. Czułam od niej bijącą nienawiść do mnie. Wiedziałam dokładnie skąd biorą się jej uczucia względem mnie. Parę lat temu pokrzyżowałam jej plany zdobycia władzy. Nie obeszło się bez ofiar… Tak czy siak, stałyśmy tam dobrych kilka minut. Nie mogłam znieść jej wzroku. Czułam rosnącą we mnie złość. Ścisnęłam ręce w pięść. Szykowałam się do ataku. Kobieta chyba wyczuła moje zamiary bo w jej oczach zauważyłam promyczek radości. Natychmiast rozluźniłam wszystkie mięśnie. Nie mogłam dać jej tej satysfakcji i tak po prostu zaatakować! Odeszłam od niej kilka kroków.
- Jakie są te okoliczności? – zapytałam wbijając wzrok w podłogę.
- Cały czas wierzą, że żyje i jej szukają. – odpowiedział odchodząc od okna widocznie zawiedziona.
- Uświadomię im, że to nieprawda.
- Masz rację. Uświadomisz.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Nie przypuszczałam, że tak łatwo się zgodzi. Ona usiadła z swoim biurkiem i podała mi kartkę.
- Uświadomisz ale nie w taki sposób, jak byś chciała. Masz tutaj adres jej rodziny. Pojedziesz tam i ich… usuniesz.
- Nie mogę!! Nie zrobię tego!! – zaczęłam wrzeszczeć.
- Takie są procedury. – powiedziawszy to z pomocą wampirze :mocy” podbiegła do szafki i wyjęła z niej książkę. – Zasada mówi: „Jeśli rodzina swoimi działaniami, naraża nasze społeczeństwo na ujawnienie musi zostać usunięta.”
- Czym oni się tak narazili?!
- Cały czas szukają jej. Trzy lata temu, zaraz po jej przemianie, zaaranżowaliśmy jej samobójstwo. Jednak ta mądra rodzina zrobiła sekcję zwłok i wyszło na jaw, że to nie ona. Oni cały czas jej szukają i są blisko znalezienia naszej kryjówki.
- Nie zrobię tego!
- Zrobisz. Wczoraj odbyło się zebranie, na którym zapadła decyzja, że trzeba się ich pozbyć. Doszłam do wniosku, że najlepiej by było , żeby opiekun się im zajął. Reszta mnie poparła. – powiedziała z uśmiechem.
- Edward by się na to nie zgodził!
 - Masz rację ale, jak wiesz jest demokracja. Większość mnie poparła. – podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu – Doszli do wniosku, że dobrze ci to zrobi.
Odwróciłam się szybko i złapałam ją za rękę. Znowu uśmiechnęła się.
- A co jeśli tego nie zrobię? – powiedziałam przez zęby
- Ja to zrobię. Zrobię to tak by umierali przez co najmniej parę dni, na jej oczach…
Patrzyłam na nią zszokowanym wzrokiem. Nie wiedziałam, że nawet w wampirach może być tyle zła.
- Morderca... – szepnęłam gdy znowu zaczęła kierować się wstanę biurka
Kobieta usłyszała to. Szybko podbiegła w moją stronę i złapała mnie za ramiona.
- NIE JA TU JESTEM MORDERCĄ! – krzyczała z całych sił – TO NIE JA ZABIŁAM MOJEGO UKOCHANEGO!
- Ty go wcale nie kochałaś!
- KOCHAŁAM!
- Skoro tak, to czemu żyjesz?
Rozluźniła lekko uścisk. Odeszła parę centymetrów ode mnie. Brała głębokie wdechy i wolno wypuszczała powietrze. Nigdy nie widziałam, żeby była aż tak wściekła. Nagle złapała mnie za szyję unosząc ponad ziemię.
- Jutro masz mi powiedzieć czy podejmujesz się tego zadania, Jasne?! Jeśli tak to pojutrze wyjeżdżasz do Polski i robisz to co musisz! Przez ten okres Alice zajmie się ktoś inny. – mówiąc ostatnie zdanie puściła mnie. -  Dowiedzenia.
Odwróciła się i ruszyłam w stronę wyjścia. Ona spokojnie usiadła za biurkiem.
- Jasmine! – krzyknęła gdy stałam już w drzwiach – Zastanawiając się nad tym rozważ moje słowa, słowa Esme Cullen.

„Wampiry – bracia, nie potwory”
„Wampiryzm w życiu codziennym”
„Jak pić krew i nie zwariować – poradnik dla nowonarodzonych”
„Likantrop – przyjaciel czy wróg?”
Okeeeej…?
Coraz mniej to wszystko ogarniałam. Po rozmowie z Jasmine nie wiedziałam już niczego. Kim jestem? Człowiekiem? Wampirem? I do tego nie wolno mi się zakochać? Co to za cholerna polityka „prorodzinna”?!
Rozejrzałam się po pokoju. Granatowe ściany, proste, czarne łóżko, biurko, stolik i trzy krzesła z ciemnego drewna. W rogu stała wielka szafa od podłogi do sufitu. Podeszłam do okna zasłoniętego czarnymi roletami. Podniosłam je i zmrużyłam oczy pod wpływem światła. Naraz przypomniało mi się jak mama budziła mnie rano, odsłaniając żaluzje w moim oknie. Tak samo jak teraz mrużyłam powieki. Nieoczekiwanie zalała mnie fala wspomnień.
Zapach bzu w naszym ogrodzie, dotyk chłodnej trawy pod moimi stopami, śmiech mojej siostry, gdy budziłam ją łaskotkami. Na moje usta mimowolnie wkradł się uśmiech. Ale zaraz przypomniałam sobie dzisiejszy poranek.
Żadnej trawy, żadnego bzu, żadnego śmiechu. Tylko bolesna, brutalna rzeczywistość. I świadomość, że to wszystko mi nagle odebrano.
Ogarnęła mnie wściekłość.
Nikt nie będzie mi odbierał rodziny.
       Okruchy szyby zachrzęściły pod moimi stopami.
Nikt nie zabierze mi życia.
       Pióra z rozerwanej poduszki osiadły na moich włosach.
Nikt nie zmusi mnie do picia krwi.
       Nogi krzeseł fruwały po całym pokoju.
Nikt nigdy nie zakaże mi się zakochać.
       Wielka szafa uderzyła z hukiem o podłogę, wzbijając w powietrze wszystko co na niej osiadło.
       Pióra, okruchy szkła, drzazgi i wióry.
NIKT!

Podeszłam do drzwi pokoju Alice. Cały czas miałam w głowie to co przed sekundą powiedziała mi Esme. Chciałam zapukać ale zawahałam się. Nagle usłyszałam huk. Wywarzyłam drzwi i moim oczom ukazał się zdumiewający widok. Alice stała na środku pokoju. Dookoła niej fruwały resztki tego co kiedyś było jej sypialnią. Szefowa miała rację, zupełnie, jak ja…
- Możesz mi to wyjaśnić? – zapytałam – Właśnie złamałaś zasadę numer 3: „Nie wolno niszczyć mienia należącego do ośrodka”.
Dziewczyna w odpowiedzi rzuciła się na mnie z furią w oczach. Szybko złapałam ją za ręce i usadziła na resztkach łóżka.
- A teraz zasadę numer 4: „ Nie wolno atakować opiekuna”.
- Ja nie chcę! Ja chcę do Polski! – powiedziała zrozpaczonym głosem
Usiadłam obok niej. Wampirzyca schowała twarz w rękach i zaczęła cichutko szlochać. Zobaczyła, że pod czymś co kiedyś było szafą leżały podręczniki. Westchnęłam. Leciutko zerknęłam w jej stronę. Żal mi się jej zrobiło. Nieśmiało przytuliłam ją.
- Ja chcę do mamy, do taty, do siostry! Tęsknię za nimi! – mówiła przez łzy
- Oni nie żyją… - wypaliłam
Dziewczyna spojrzała na mnie mokrymi oczami i wybuchła jeszcze większym płaczem. Wstał i pobiegła w kąt pokoju. Skuliła się i usiadł na podłodze, znowu kryjąc twarz w dłoniach.

Siedziałam z nią tak w pokoju przez tydzień. Sama rozmyślałam nad swoim życiem, nad jej, nad moją „misją”.
- Jak zginęli?- odezwała się w końcu.
Zamyśliłam się. Przecież nie mogę jej powiedzieć, że zostaną zamordowani przez wampirzycę, która dostała taki rozkaz od Rady Wampirów.
- Zginęli… w wypadku samochodowym. Tir w nich wjechał. – powiedziałam patrząc się na nią niepewnie.
Ona wstała  i usiadła koła mnie. Przez chwilę nic nie mówiła.
- Dlaczego? – zapytała nagle – Dlaczego i oni musieli zginąć? Dlaczego nie mogli zostać wampirami?
- Każdy z nas urodził się w jakimś celu. Ich był taki, a widocznie twój był inny skoro jeszcze żyjesz, teoretycznie…
- Co teraz ze mną będzie? – spojrzała na mnie błagalnie.
- Zostaniesz tutaj. Wyszkolą cię na wampira. Będziesz wiodła normalne życie, tylko czasami będziesz musiała walczyć z krwiożercami. Oczywiście miłość…
- Tak, tak, wiem. Jest zakazana. Słyszę to odkąd tu jestem
Uśmiechnęłam się. Wstałam i otrzepałam spódnicę z resztek pyłu.
- Posprzątaj tutaj. – powiedziałam spokojnie – Zajęcia zaczynają się jutro o ósmej. Masz być w sali 110. Tam ci wszystko powiedzą. Ja pojutrze wyjeżdżam na trochę.
- Na długo?
- Nie wiem. Dostaniesz na ten czas nowego opiekuna.
- Gdzie jedziesz?
Zawahałam się.
- Do Polski.
- Czy mogłabyś… postawić świeczkę….
- Tak.
- Będę do ciebie pisać. – powiedziała z uśmiechem, który odwzajemniłam
Wyszłam z pokoju. Dziewczyna wyjrzała za mną.
- Do zobaczenia wkrótce! – krzyknęła machając mi ręką.
- Do zobaczenia! – odmachałam – Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz. – dodałam niemalże szeptem…

Rooksha&Wariatka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz