sobota, 8 września 2012

Rozdział pierwszy

„Tęsknię za chwilami, których nigdy nie przeżyłam…”

Dłuższą chwilę zajęło mi zlokalizowanie mięśni odpowiadających za otwieranie oczu. W końcu dźwignęłam powieki i zaraz pozwoliłam im bezwładnie opaść, porażona nieokreślonym blaskiem.
Gdzie ja jestem?!
Próbując przypomnieć sobie, jak się tu znalazłam, natrafiłam na pustkę. Próbowałam ją ominąć, albo przebić, ale im bardziej napierałam na nią w moim umyśle tym mocniejsze pulsowanie skroni odczuwałam.


Patrzyłam na rudowłosą dziewczynę siedzącą w kącie pokoju. Była widocznie przerażona. Nie ruszyła się od momentu przebudzenia. Obejmowała rękami kolana. Jej jeszcze czerwone oczy panicznie rozglądały się po pomieszczeniu. Pokój, w którym się znajdowała, był salą przesłuchań. Na środku stał niewielki stolik z dwoma krzesłami. Nad nim znajdowała się lampa, która moim skromnym zdaniem, dogorywała. Ja stałam za weneckim lustrem, dzięki czemu nowonarodzona mnie nie widziała.
- To jej akta. – dobiegło zza moich pleców.
Młodo wyglądający mężczyzna podał mi niewielką teczkę. Przyjrzałam się jej.
-Nawet moja była większa… - mruknęłam.
Chłopak posłał mi ciepły uśmiech.
- Powodzenia! – rzucił przez ramię wychodząc.
Ja stanęłam przy szybie i jeszcze raz przyjrzałam się dziewczynie. Westchnęłam i zaczęłam przeglądać jej papiery.

Siedziałam skulona i odliczałam sekundy.
…465, 466…
Obejmując rękami kolana dygotałam ze strachu.
…715, 716…
Starałam się wsłuchać w bicie własnego serca, ale nie mogłam go wychwycić.
…873, 874…
Nagle kawałek czarnej ściany poruszył się i dopiero po chwili zorientowałam się, że to drzwi! Do pomieszczenia weszła, stukając obcasami, szczupła, elegancko ubrana kobieta. Nie przewidziałam tego, co stało się chwilę potem. Cofnęłam się kilka kroków w głąb pokoju, zgięłam kolana, napięłam mięśnie i… rzuciłam się jej do gardła. Jednak nawet nie musnęłam jej skóry. Złapała mnie za ramiona i odepchnęła z siłą, której bym się po niej nie spodziewała.
- Usiądź. -  usłyszałam jej melodyjny głos
Zignorowałam prośbę. A raczej rozkaz. Sama rozsiadła się na krześle zakładając nogę na nogę. Rozłożyła jakieś papiery na stoliku, którego wcześniej nie dostrzegłam. Czytała je. Widziałam, jak poruszają się mięśnie jej szyi.
Gdy tak siedziała, miałam okazję się jej przyjrzeć. Regularne rysy twarzy, jasna skóra, długie rzęsy, pełne wargi. Była piękna. Patrząc na jej szczupłe, zgrabne łydki, przypomniały mi się występy baletnic przy praskiej fontannie.
- A więc urodziłaś się w Polsce, masz jedną młodszą siostrę, a raczej miałaś, lubisz koty i książki, pomagasz ludziom… kujonka.- z zamyślenia wyrwał mnie jej głos.
Na te słowa z głębi mojego gardła wydobył się ostrzegawczy warkot. Słysząc go, uśmiechnęła się.

- Dobrze. – powiedziałam powstrzymując śmiech – Nazywasz się, a zresztą nieważne. Masz 18 lat, a raczej rok...
- Słucham? – spytała patrząc się na mnie, jak na idiotkę.
- Wampiry liczą lata od momentu śmierci…
W tym momencie dziewczyna spojrzała na mnie zszokowana. Powoli zaczęła się ode mnie oddalać. W jej oczach widziałam przerażenie. Nagle z ogromną prędkością pobiegła w stronę ściany, gdzie wcześniej znajdowały się drzwi. Zaczęła szukać klamki.
- Nie wiem czego się boisz. – powiedziałam czytając dalej jej akta.
- Nie wiem kim ty jesteś albo czym ale masz się do mnie nie zbliżać! – powiedziała opierając się o ścianę.
Odwróciłam się. Rudowłosa patrzyła na mnie, jak na jakiegoś potwora. Może miała rację…
- Masz rację. Nie wiesz kim jestem! Nazywam się Jasmine Sophie Stewart.
Dziewczyna spojrzała na mnie nieco łagodniej. Westchnęłam.
- Posłuchaj… Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć… Wiem, że możesz mnie wziąć za wariatkę ale… - próbowałam łagodnie – Jesteś wampirem.
W tym momencie nowonarodzona wybuchła niepohamowanym śmiechem. Ja wstałam i wyprostowałam się.
- To żart! – rzuciła w moją stronę – Jestem w ukrytej kamerze?!
Ja stanęłam koło stołu. Wyjęłam spod teczki scyzoryk.
- Może mi powiesz, że ty też jesteś wampirem! – mówiła ciągle śmiejąc się.
Otworzyłam przyrząd tak, że nóż  zalśnił w świetle lampy, gasząc uśmiech u dziewczyny. Znowu spojrzała na mnie przerażona. Ja złapałam narzędzie w prawą rękę i odsłoniłam lewy nadgarstek. Przyłożyłam ostrze do skóry. Czerwone oczy panicznie przyglądały się moim działaniom. Z całej siły pociągnęłam za rączkę. Usłyszałam wrzask.
- To… To… Niemożliwe!!! – rudowłosa krzyknęła patrząc na mój nadgarstek.
Nie było na nim śladu zadrapania. Rzuciłam scyzoryk w stronę dziewczyny.
- Spróbuj zrobić to samo. – powiedziałam
Złapałam za teczkę i spokojnie wyszłam z pokoju, zostawiają w nim znowu zwiniętą w kulkę dziewczynę.

- Może najwyższy czas do niej pójść… - powiedział młody mężczyzna zza moich pleców
Westchnęłam. Cały czas przyglądałam się dziewczynie, która teraz siedziała na krzesełku przy stoliku. Odwróciłam się.
- Masz rację. Daj mi klucz do jej pokoju. – mówiąc to złapałam za jej teczkę.
Wyszłam z jednego pomieszczenia, by stanąć przed drzwiami to drugiego. Gdy weszłam do pokoju dziewczyna nawet nie zareagowała.
- Od kiedy? – zapytała wpatrując się tępo w blat stołu.
- Rozumiem, że pogodziłaś się z faktem bycia wampirem. – powiedziałam patrząc na stępiony już scyzoryk.
Usiadłam naprzeciwko dziewczyny. Lekko uniosła głowę. Zauważyłam, że jej do niedawna krwisto czerwone oczy, jakby lekko złapały odcień złota.
- Więc moja droga… umarłaś.
- Kiedy?
- Dwa lata temu.
Młoda wampirzyca spojrzała na mnie tak jakby miała się zaraz rozpłakać. Złapała się rękami za głowę i położyła ją na blacie. Zrobiło mi się jej strasznie żal. Przypominała mi mnie. Wtedy…
- Najprawdopodobniej- zaczęłam – wracając z imprezy zostałaś zaatakowana przez krwiożercę. Nie wiemy dokładnie czemu nie wypił z ciebie krwi tylko wpuścił jad. Tak czy siak, znalazł cię nasz wywiad i natychmiast zostałaś skierowana tu.
- Co z moją rodziną?
- Dostali informację, że nie żyjesz ale podobno cały czas cię szukają.
Oczy dziewczyny napełniły się łzami.
- Wampiry mogą płakać? – zapytała gdy zorientowała się przecierając oczy
Pokiwałam lekko głową. Zastanowiła się.
- Możesz mi opowiedzieć wszystko? – spytała
- Wampiry dzielą się na krwiożerców i złotożerców. Ty jesteś na razie nowonarodzoną.
- Nie rozumiem…
- Nowonarodzeni to takie nie do końca wampiry. Okres ten trwa trzy lata. Przez ten czas musisz wybrać, czy chcesz być krwiożercą, czy złotożercą.
- Czym…
- Się różnią? Otóż krwiożercy żywią się ludzką krwią, a złotożercy zwierzęcą lub zwykłym jedzeniem.
- To czemu taka dzika nazwa? –spytała.
- Po kolorze tęczówki.
Prychnęła.
- Krwiożercy żyją po to, by uprzykrzać ludziom życie. My nie. Jeśli przez te trzy lata powstrzymasz się od picia ludzkiej krwi dostaniesz tak zwany „dar człowieczeństwa”.
- Tak jest mistrzu Yoda. – powiedziała rozbawiona.
- Już się nie boisz? – spytałam unosząc brwi – „Dar człowieczeństwa” polega na tym, że możesz żyć normalnie, jak człowiek.
- Bardzo odkrywcze…
Spojrzałam na nią wściekła. Coraz bardziej przypominała mi mnie.
- Jeszcze nie wiesz, ale te złe wampiry są dość łatwe do odróżnienia. Szczególnie w słonecznie dni. Po prostu błyszczą się. Ich tęczówki mają krwawy kolor, można je zabić rozszarpując i paląc, i jak już wspominałam żywią się ludzką krwią. A my nie. Możemy z łatwością wmieszać się w tłum. Żyć jak inni. Niestety, często musimy zmieniać miejsce zamieszkania. Nie starzejemy się, więc ludzie mogliby się czegoś domyśleć.
- Czyli mogę sobie żyć z innymi, normalnie uczyć się, jeść, pić, i tak dalej, tylko mam nikomu nie mówić, że już nie żyję? To mi pasuje. – powiedziała, uśmiechając się – Chcę być złotożercą, czy jakoś tak.
- Tutaj w Anglii jest nasza stacja dowodzenia. Co jakiś czas możesz być wzywana do walki z tymi złymi. Jednak naj…
- Jesteśmy w Anglii?!
- Możesz mi nie przerywać?! – powiedziałam przez zęby – Jednak najpierw musisz przejść dziesięcioletnie szkoleniem które nauczy cię bycia człowiekiem.
- Co?! Przecież ja jeszcze pamiętam, jak się normalnie żyło. Chyba… Wszyscy fajni chłopcy poumierają!
Spojrzałam na nią zszokowanym wzrokiem.
- Nie możesz się zakochać! To jest zakazane!
- Miłość jest zakazana?! Niby co się stanie, gdy oddam swe serce jakiemuś osobnikowi płci męskiej? – zapytała uśmiechając się.
- Umrzesz… - powiedziałam, powodując, że uśmiech znikł z jej twarzy
- Przecież ja nie żyję!
- Teoretycznie nie… Słuchaj! Z chwilą z którą stałaś się wampirem utraciłaś duszę. Czyli jedyną możliwość dostania się do Nieba. Złotożerców nie można zabić, dopóki się nie zakochają. Jeśli twoim wybrankiem będzie wampir to tracisz dar nieśmiertelności, będę mogła cię zabić w taki sposób jak człowieka. Wystarczy na przykład, że wsadzę cię do lodowatej wody, a po pewnym czasie… - zamyśliłam się
- A jeśli zakocham się w człowieku? – po chwili zapytała.
- Zasada jest ta sama. Tylko jest większa szansa, że on umrze.
- Znowu cię nie rozumiem.
- W obydwu przypadkach zasada jest ta sama. Jeśli zakochasz się i twoja bratnia dusza umrze, ty robisz dokładnie to samo i lądujesz prosto w piekle. Ludzie się starzeją i umierają to normalne.
- Wampir zakochuje się tylko raz w życiu? – zapytała.
Pokiwałam głową.
- A można… zajść w ciążę?
Wybuchłam śmiechem.
- Można, ale zaraz po urodzeniu dziecka kobieta umiera.
- Kiepska sprawa…
- Niestety… To co? Chcesz zacząć szkolenie?
Pokiwała głową i obydwie ruszyłyśmy w stronę drzwi.
- A, żebym nie zapomniała. – powiedziałam już za drzwiami pokoju - Nie możesz mieć polskiego imienia. Od dzisiaj nazywasz się Alice Charlotte Pagello.
>>>>>>>>>>>>>>>>
Mamy nadzieję, że podobał wam się pierwszy rozdział. Prosimy o komentarze i wasze opnie na temat bloga. Być może ten rozdział mógł być trochę nudny ale musiałyśmy wam jakoś przedstawić zasady obowiązujące w "naszym" świecie:D
Miłego czytania!
Rooksha&Wariatka

P.S.
Od Wariatki:
Fanki piłki nożnej: Jak tam po wczorajszym meczu z Czarnogórą? Podobała wam się gra naszych chłopców?:)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz