tag:blogger.com,1999:blog-44867346970831125092024-03-19T08:40:07.470+01:00Gnało serce...o krok przed rozumem...Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17995300413452742526noreply@blogger.comBlogger26125tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-44587030754145009342014-01-05T12:48:00.000+01:002014-01-05T12:48:55.200+01:00Rozdział dwudziesty pierwszy<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Century Gothic, sans-serif;"><span style="line-height: 14px;"><b><i>Zauroczenie bywa często zalążkiem wielkiej miłości, lub martwym jej płodem.<br /> ~ Comatose</i></b></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Century Gothic, sans-serif;"><span style="line-height: 14px;"><b><i><br /></i></b></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<span style="font-family: Century Gothic, sans-serif;"><span style="line-height: 14px;"><b><i>Muzyka: <a href="http://www.youtube.com/watch?v=LBBzZXuluic" target="_blank">Drink of You</a></i></b></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Century Gothic, sans-serif; font-size: x-small;"><span style="line-height: 14px;"><b><i><br /></i></b></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-family: "Century Gothic","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;"><br />
*Oczami Kuby*</span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-family: "Century Gothic","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;"><br />
- Chłopaki kończymy! - Usłyszałem krzyk trenera, a potem trzy gwizdki.<br />
Zawodnicy zaczęli kierować się do szatni. Nikt nic nie mówił, bo wszyscy byli
zmęczeni. Bynajmniej ciężkim treningiem. Wczorajsza impreza odbiła się na całej
Borussi Dortmund. Nikt nie miał ochoty się przemęczać. Nawet Klopp, który
odgrażał się, że da nam popalić, okazał miłosierdzie. Kazał nam zrobić tylko
pięć kółek i potem trochę się porozciągać. <br />
- Pojutrze gramy mecz, więc tym razem przysięgam wam, że jutro nie odpuszczę! -
Jurgen krzyknął za nami na tyle głośno, że nie którzy zawodnicy złapali się za
i tak bolące głowy. - Kuba do mnie! - Dodał.<br />
Westchnąłem ciężko. Pożegnałem się z resztą drużyny i udałem się do trenera. On
zdążył już usiąść na ławce stojącej obok boiska. Przysiadłem się do niego, a on
podał mi bidon z wodą. Wypiłem parę łyków.<br />
- Kac? - Zaśmiał się.<br />
"Nie, kurwa." - Pomyślałem, jednak w odpowiedzi tylko lekko kiwnąłem
głową. <br />
- Słuchaj, mam do ciebie sprawę. - Wziął głęboki wdech i obejrzał się za
siebie, sprawdzając czy wszyscy zawodnicy już sobie poszli. - Wiesz, że zawsze
cię ceniłem. Zawsze byłeś pracowity, cierpliwie dążyłeś do celu... - Zawahał
się. - Jednak ostatnio zauważyłem, że się trochę obijasz. Wiem, że masz
dziewczynę i...<br />
- Trenerze. - Przerwałem mu. - Jasmine proszę do tego nie mieszać. <br />
- To może wyjaśnisz mi dlaczego ostatnio nie potrafisz kopnąć piłki? Kiedy z
Lewandowskim wróciliście z tego całego Londynu, czy gdzie wy tam byliście,
naprawdę zacząłeś świetnie grać. Takiego to cię dawno nie widziałem! A z tego
co wiem, byłeś wtedy sam... - Zamyślił się. Widziałem, że ta rozmowa nie
przychodziła mu łatwo. - Nie chcę tego mówić pochopnie, jednak myślałem nad
tym, czy by cię z powrotem nie dodać do pierwszego składu. Ale musisz się
starać Błaszy... - Westchnął, a potem uśmiechnął się. - Kuba. <br />
Pokiwałem głową i również się uśmiechnąłem. Trener wstał i poklepał mnie po
ramieniu. Następnie udał się do szatni. Ja spojrzałem na boisko. <br />
Od zawsze wiedziałem co chcę w życiu robić. Moim marzeniem było kopać piłkę,
jak mój wujek, być gwiazdą reprezentacji, jak kiedyś Boniek, czy Lato. Jednak
zawsze miałem problem z dziewczynami. Dzisiejsza rozmowa przypominała mi tą,
którą przeprowadziłem z wujem parę lat wcześniej, kiedy miałem szansę na transfer
do Wisły. Wtedy też poszło o dziewczynę. Nazywała się Karolina.<br />
Zawsze miałem problem, kiedy się zakochiwałem. Nigdy nie mogłem trafić na
normalną babkę. Moja pierwsza miłość sprawiała wiele kłopotów w szkole. Chciała
nawet, żebym rzucił dla niej piłkę i został wokalistą w jej zespole. Niestety
nie przewidziała tego, że nie umiem śpiewać. <br />
Moją drugą i chyba, jak to tej pory najpoważniejszą miłością była wspomniana
Karolina - śliczna czarnowłosa
dziewczyna, z wielkimi brązowymi oczami i ambitnymi planami na życie. Chodziłem
z nią przez trzy lata. Układało nam się świetnie. Miałem nawet zamiar się jej
oświadczyć. Dziewczyna zdała maturę najlepiej w szkole. Mi niestety nie wyszło.
Starałem się o podpisanie kontraktu z Białą Gwiazdą, więc nie miałem czasu na
naukę. Pewnego dnia ta oświadczyła mi, że dostała stypendium i, że wyjeżdża na
Harvard studiować prawo. Zaproponowała mi, żebym pojechał z nią. Nie wahałem
się długo. Następnego dnia byłem prawie spakowany, gdy do mojego pokoju wpadł
wujek z nowiną, że Wisła chce tego kontraktu. Długo z nim rozmawiałem.
Teoretycznie mogłem tam grać w nogę, jednak w Ameryce ten sport nie jest aż tak
popularny i raczej daleko bym tam nie zaszedł.
Następnego dnia udałem się do Karoliny, by powiedzieć jej, że zostaję w
Polsce. Ona zrozumiała. Zerwaliśmy. Dziewczyna wyleciała tydzień później, a ja
więcej jej nie widziałem. <br />
Aż do dzisiaj nie zaangażowałem się w poważny związek. Jednak i tym razem nie
mogłem trafić na normalną dziewczynę, tylko na wampira! Od tego dnia kiedy
zobaczyłem, jak morduje tą kobietę i oddaje tamtą dziewczynkę nie wiadomo
gdzie, nie mogę spać. Ciągle śnią mi się jakieś koszmary. Nic nie mówiłem Jass,
żeby nie przysporzyć jej wyrzutów sumienia, które zresztą już jej dokuczały.
Przez to wszystko ostatnio nie idzie mi granie. Myślałem nawet, że mógłbym
wziąć sobie parę dni urlopu, jednak po tym już na pewno nie mógłbym liczyć na
miejsce w pierwszym składzie. <br />
Westchnąłem ciężko. Wstałem wreszcie z tej ławki i udałem się do szatni.
Wszyscy się już zebrali i pojechali do domów. Wziąłem prysznic i zrobiłem to
samo. Mimo, że dzisiaj tak mocno się nie spracowaliśmy, to byłem padnięty.
Otworzyłem drzwi do domu, a torbę rzuciłem w przedpokoju. Usłyszałem głos Jass
dochodzący z salonu, więc udałem się tam. Kiedy stanąłem w progu, zdębiałem. Na
kanapie obok niej siedział blondyn z kilkudniowym zarostem. Był nienaturalnie
blady i uśmiechał się kpiąco. Miałem przeczucie, że człowiekiem to on był, ale
paręset lat temu. <br />
- Kuba. - Jasmine odchrząknęła. - To jest James. James, to Kuba. <br />
Mężczyzna wstał, podszedł do mnie i uścisnął mi dłoń. Spojrzałem mu w oczy.
Jego tęczówki miały krwistoczerwony odcień. Teraz nabrałem pewności, że to
wampir. <br />
- Kuba, chodź. - Jass podeszła do mnie i złapała mnie za rękę. - Ja ci to wszystko
wytłumaczę. <br />
- Nie musicie wychodzić do innego pokoju. - Odezwał się James. - Przecież i tak
będę wszystko słyszał. - Uśmiechnął się tak samo jak wtedy. <br />
Dziewczyna kiwnęła głową i znowu usiadła na kanapie. Ja zająłem miejsce między
wampirem, a wampirzycą. <br />
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Jass ciągle próbowała coś powiedzieć, jednak
wyglądało to tak, jakby głos utknął jej w krtani. Widziałem, że była lekko
podenerwowana, więc złapałem ją lekko za rękę.<br />
- Powiesz mu w końcu kim dla ciebie jestem, czy ja mam to zrobić?! - Zapytał
zirytowany wampir. <br />
Spojrzałem się na Jasmine pytająco.<br />
- On jest, a raczej był moim... - Zaczęła.<br />
- Chłopakiem. - Dokończył dumnie James.<br />
Spojrzałem na nich, jak na idiotów.<br />
- No i? Skoro to twój były, to nie rozumiem dlaczego się tak denerwujesz. -
Uśmiechnąłem się w kierunku mojej dziewczyny. Ona, zadowolona, dała mi buziaka
w policzek. <br />
Widziałem, że w obecnym tu wampirze aż się zagotowało. Ja poczułem, że aż
puchnę z dumy, a do tego spokojnie mogłem powiedzieć, że 1:0 dla mnie. <br />
- Może ja zrobię ci coś do jedzenia? - Zaproponowała wampirzyca.<br />
- Wiesz, nie jestem głodny. <br />
- Ale ja za to tak. - Odezwał się naburmuszony James. - Nawet widzę tu całkiem
dobrą kolację. - Kiwnął głową w moją stronę.<br />
- On jest krwiożercą? - Skierowałem to pytanie w stronę Jass.<br />
- A co boisz się? - Zapytał zanim jeszcze wampirzyca zdołała otworzyć usta.<br />
- Nie, ale skoro jesteś głodny, to zadzwonię do szpitala. Ostatnio ludzie
dobrowolnie oddawali tam krew...<br />
- A co ty Honorowym Krwiodawcą nie jesteś? - Uśmiechnął się kpiąco.<br />
- Jestem, ale ostatnio najadłem się czosnku i obawiam się, że mógłbym ci
zaszkodzić.<br />
- Dosyć! - Krzyknęła Jass. - Możecie się uspokoić? - Dodała już spokojniej, a
następnie zwróciła się do Jamesa. - Powiesz mi wreszcie po co tu przyszedłeś? <br />
- Najpierw niech ten szczyl wyjdzie. - Wampir wskazał głową na mnie. Już miałem
coś powiedzieć, gdy odezwała się Stewart.<br />
- Ja nie mam tajemnic przed moim narzeczonym.<br />
Muszę powiedzieć, że chłopaka zatkało nie mniej niż mnie. Jednak nie mogłem dać
tego po sobie poznać. Dziewczyna spojrzała na swojego byłego.<br />
- Może chcesz się czegoś napić? Jakoś zbladłeś. - Zaśmiała się.<br />
- A gdzie masz pierścionek? - Zapytał po chwili.<br />
- Nie mam. Dostałam od niego naszyjnik. - Wskazała dłonią na cieniutki srebrny
łańcuszek i nie za duże serduszko wiszące na nim. Dostała to ode mnie jakiś
tydzień temu. I nie było to z okazji zaręczyn. - Wolę to, niż jakiś durny
brylancik! - Uśmiechnęła się, a ja musiałem się powstrzymać, by nie wybuchnąć
śmiechem. Mina chłopaka była rozbrajająca.<br />
- Skoro już wyjaśniliśmy sobie mój obecny stan cywilny, to może wreszcie
odpowiesz mi na moje pytanie? - Zapytała siadając.<br />
Wampir znowu rozsiadł się na kanapie, jednak po jego minie wciąż było widać, że
wiadomość była dla niego ogromnym szokiem.<br />
- Wpadłem tak by się zapytać... Twój kochany synulek odzywał się ostatnio?<br />
Spojrzałem na Jasmine pytająco, w tym czasie ona próbowała ukatrupić Jamesa
wzrokiem. <br />
- Chodzi mu o Edwarda. Później ci wytłumaczę. - Mówiąc to wciąż patrzyła się na
wampira.<br />
- Dlaczego nie teraz? Podobno nie macie przed sobą tajemnic. - Krwiożerca
uśmiechnął się tak jak to on potrafił najlepiej.<br />
- Sam nie wierzę, że to mówię ale... James ma rację. - Powiedziałem.<br />
W tym momencie obydwoje spojrzeli na mnie zszokowani. Chłopak potrząsnął głową,
jakby nie wierzył w to co słyszy. Jass spojrzała na mnie przepraszająco.<br />
- Jak wolisz. - Westchnęła. - To ja przemieniłam Edwarda. Dlatego tak na mnie
mówi.<br />
Spojrzałem na nią zdziwiony. Znowu mnie okłamała! Przecież pamiętam, jak kiedyś
mówiła mi, że to ten tajemniczy Carlisle, a teraz...<br />
- Jeszcze przed drugą wojną światową nie byłam grzeczną dziewczynką. - Zaczęła.<br />
- To mało powiedziane. - Wtrącił się James, a Jass spiorunowała go wzrokiem. <br />
- To było jeszcze przed śmiercią Carlisle. Byłam bardzo krnąbrna i sprawiałam
dużo kłopotów. Dlatego, obecny wtedy władca zabrał mnie ze sobą. Jego pasją
była medycyna, bo dzięki niej mógł pomagać ludziom. Dlatego w 1918 zaangażował
się w szpitalu, gdzie przebywało dużo osób umierających z powodu panującej
wtedy epidemii hiszpanki. Carlisle zaprzyjaźnił się wtedy z biologiczną matką
Edwarda. Tuż przed śmiercią poprosiła go, by ratował jej syna, w jakikolwiek
sposób. Cullen nie miał w sobie tyle odwagi by przemienić chłopaka, dlatego ja
to zrobiłam. - Zamyśliła się. - Carlisle zaraz po mojej przemianie wprowadził
zakaz zamieniania ludzi w wampiry, dlatego zmartwił się, że przez to co
zrobiłam, to Rada może podjąć decyzję, żeby mnie wygnać. Wziął więc całą winę
na siebie. Dostał jakieś tam upomnienie, nic złego. Jednak Edward po przemianie
zaczął brać ze mnie przykład, co doprowadziło do wielu kłopotów. Został skazany
na wygnanie. Dopiero po śmierci Carlisle’a znalazłam go i zwróciłam się z
prośbą o przywrócenie go do naszego środowiska. Chłopak przeszedł szkolenie i
zmienił się nie do poznania. Zupełnie, jak ja. - Nagle zaczęła mówić prawie, że
szeptem. - Kiedy Carlisle umarł, przez długi czas naszym społeczeństwem
rządziła Samantha, jednak Rada zgodnie uznała, że Edward, który był uznawany za
syna poprzedniego władcy, powinien ją zastąpić. Mieli nadzieję, że będzie
podobny do swojego ojca. Niestety on wyrzucił członków starej Rady, a na ich
miejsce sprowadził wampiry, które myślały podobnie, jak on. I tak powoli zaczął
wprowadzać terror. Jeśli komuś się nie podobało, to zostawał natychmiast
zabijany, a że Edward ma możliwość czytania w myślach, to nawet nasze własne
rozumy musieliśmy okłamywać. Nowe pokolenie wampirów, do którego należy Alice,
nie wie, że było można żyć inaczej. Jednak wszyscy urodzeni przed panowaniem
Edwarda, szczerze tęsknią za dawnym życiem. Wtedy utrata człowieczeństwa nie
bolała tak bardzo, jak boli nas teraz. - Spuściła smutno głowę. <br />
Spojrzałem na Jamesa. Też wyglądał na przybitego. Zrobiło mi się ich strasznie
żal. Zawsze doceniałem życie, jednak teraz powinienem zacząć co niedziela
chodzić do Częstochowy na kolanach. <br />
Nie wiedziałem co mam zrobić, co powiedzieć. <br />
- Możesz mi wreszcie powiedzieć, po co tutaj przyszedłeś? - Ciszę przerwała
Jasmine. <br />
Ostatnie co pamiętam, to współczujący wzrok Jamesa. Potem była już tylko
ciemność.<br /><br />
</span></b></div>
<div class="MsoNormal">
</div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Century Gothic","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;">* * *</span></b></div>
<span style="font-family: "Century Gothic","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-weight: bold;"><br /></span>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "Century Gothic","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-weight: bold;">*Oczami Harry’ego*</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "Century Gothic","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-weight: bold;"><br />
- Jedź do niej. – Usłyszałem nad uchem głos Liama. Kolejny raz któryś z
chłopaków zrzędził to samo. Zignorowałem go, tak jak Louisa pół godziny
wcześniej. Ciemny blondyn nie przejął się moją obojętnością – rozłożył się
wygodnie w hamaku na środku pokoju i założył ręce za głowę. <br />
- Wiesz, to dość dziwne w twoim przypadku. No wiesz, ponoć jesteś typem
zdobywcy, a jak na razie jedyne zdobywanie jakie mogę zaobserwować to
zdobywanie nowej warstwy tłuszczu na twoim leniwym cielsku. Ale jak wolisz,
Curly. Twoja laska to twoja sprawa. – Zakończył z uśmiechem i wyszedł z pokoju,
a ja podniosłem się, podwinąłem koszulkę i obejrzałem swój brzuch. Wiem, to
głupie, ale byłem czuły na punkcie mojego ciała. Poza tym Li miał rację.
Musiałem coś zrobić w sprawie Alice. Bałem się jej. Rana, którą mi zrobiła
nadal zdobiła moje ramię, choć trudno mi było wytłumaczyć lekarzowi jej
pochodzenie. Na moją historyjkę o nieudanym polowaniu obrzucił mnie zirytowanym
spojrzeniem, ale nie skomentował moich słów. Z opatrzonym ugryzieniem
wpatrywałem się teraz w swoje stopy, zastanawiając, czy tak naprawdę chcę
usłyszeć co ma mi do powiedzenia ruda dziewczyna. Chciałem podnieść się i
zacząć ubierać, jednak zaraz przypomniałem sobie, że nie znam nawet adresu
Alice – kolejny dowód na to, że mi nie ufała. Jaką tajemnicę musiała przede mną
skrywać, jeśli nawet jej mieszkanie mogło ją zdradzić? Rozmiar sprawy zaczął
mnie przytłaczać i w pewnym momencie nie widziałem już, czy te podejrzenia
miały jakiekolwiek racjonalne podstawy, czy też może były to wymysły mojej
chorej wyobraźni. Zanim zacząłem roztrząsać tę sprawę, do mojego pokoju wpadł z
impetem Louis, zdyszany jakby właśnie ukończył maraton. Odwrócił się do mnie i
uśmiechnął niczym złośliwy chochlik. Ta mina na jego twarzy nie zwiastowała
niczego poza kłopotami, więc niepewny wdrapałem się dalej na łóżko. Przyjaciel
podszedł do mnie energicznym krokiem i opadł na moje posłanie. Jego uśmiech
przygasł, gdy mi się przyjrzał, ale nawet półnagi patykowaty nastolatek z
mnóstwem tatuaży nie był w stanie zgasić jego entuzjazmu. Poruszył brwiami w
dość sugestywny sposób, czym jeszcze bardziej mnie zaniepokoił. <br />
- Ubieraj się, Hazza. – rzekł w końcu pogodnym tonem. Uniosłem brew.<br />
- Przeszkadza ci moja nagość? <br />
- Nie – zaśmiał się. – Ale nasz gość może nie być przyzwyczajony do oglądania
żałośnie wyglądających golasów. Załóż coś porządnego. – mrugnął do mnie i
ulotnił się tak szybko, jak się pojawił. Zmarszczyłem brwi. Gość?<br />
Stwierdziłem jednak, że nie ma co sprzeczać się z Louisem i podszedłem do
garderoby. Wciągnąłem na tyłek ciemne dżinsy, a z wieszaka zdjąłem czarną
koszulę i ją również założyłem. Nie kłopotałem się już obuwiem i na boso
przemierzyłem hall, po czym zszedłem po schodach. Usłyszałem głosy od strony
salonu, więc tam się skierowałem, by po pokonaniu kilku metrów, spotkać się z
podłogą. Potknąłem się o próg i w dość widowiskowy sposób obiłem sobie łokcie i
kolana. <br />
- A oto i nasz upadły anioł – usłyszałem głos Louisa. Od razu uniosłem głowę,
by rzucić mu niewybredne spojrzenie, ale mój wzrok spoczął na naszym gościu i z
wrażenia zapomniałem o tym, co miałem zrobić. Podniosłem się i otrzepałem z
niewidocznego pyłu, po czym podszedłem do wysokiego mężczyzny i wyciągnąłem
rękę. <br />
- Co cię do nas sprowadza, Timothy? – zapytałem i rozsiadłem się w fotelu
naprzeciw Louisa. Ten uśmiechał się do mnie porozumiewawczo, ale postanowiłem
to zignorować. <br />
- Dawno nie dzwoniłeś. Zacząłem się martwić. – Odparł Tim z przekornym uśmiechem,
a ja odwróciłem wzrok i spaliłem buraka na samo wspomnienie tamtej durnej
sytuacji, kiedy po pijaku chciałem skontaktować się z Alice, która podała mi
dwa różne numery, jeden zapisany na papierze toaletowym, a drugi na mojej
własnej dłoni. W jednym się pomyliła – w tym, który należał do niej. Drugi był
prawidłowy, ale właścicielem telefonu nie był mój ulubiony rudzielec, a jej
przyjaciel, który teraz wpatrywał się we mnie z kpiącym uśmieszkiem na wargach.
Odchrząknąłem.<br />
- Taaa, jakoś się nie złożyło ostatnio. – Wymamrotałem, wciąż ignorując Louisa,
który teraz wpatrywał się we mnie, domagając się wyjaśnień. Nie opowiedziałem
mu tej historii z telefonem, nie dając mu tym samym kolejnego powodu do żartów
z mojej osoby. I, sądząc po jego ciekawskim spojrzeniu, była to bardzo dobra
decyzja. Timothy odchylił się na kanapie, której połówkę zajmował i podrapał
się po karku. <br />
- Nie wiem jak to ująć… - nagle wydawał się skrępowany. Zerknął krótko na Lou,
a ja od razu pojąłem, o co mu chodzi. <br />
- Louis, może zobaczyłbyś, czy nie zostawiłeś żelazka na … gazie?<br />
Tomlinson spojrzał na mnie jak na idiotę. <br />
- Jaaasne, sprawdzę czy może ktoś nie utknął w kiblu. – Rzucił oschle i wyszedł
z pomieszczenia głośno tupiąc. Timothy odprowadził go wzrokiem. <br />
- Więc o co tak naprawdę chodzi? – zapytałem, unosząc brew. Blondyn odchrząknął
i podrapał się po karku. <br />
- Chodzi o to, że… - przerwał. Przymknął oczy i westchnął. – Alice. –
wykrztusił w końcu, a mi serce podeszło do gardła. Może stało się coś złego? <br />
- Nie, wszystko w porządku. – Odrzekł Tim, a ja zdałem sobie sprawę, że
ostatnie zdanie wypowiedziałem na głos. <br />
- To… dobrze? – nieco zdziwiony wpatrywałem się w naszego gościa. Jeśli nic się
nie stało, to po co tu przyjeżdżał? Swoją drogą, skąd znał nasz adres? Dobrze
się pilnujemy, żeby nikt nieproszony się tu nie dostał. Spojrzałem na niego
podejrzliwie, na co westchnął po raz kolejny. <br />
- Ona… powiedzmy, że zależy mi na tym,
żebyś się z nią zobaczył. – Powiedział w końcu. Podrapałem się po szyi. <br />
- Po co miałbym się z nią spotkać? I dlaczego ci na tym w ogóle zależy? –
zapytałem go, mrużąc powieki. Wywrócił oczami.<br />
- Lecisz na nią, nie zaprzeczaj. A poza tym ona musi się z tobą spotkać.
Potrzebuje tego. – dodał z naciskiem, intensywne świdrując mnie wzrokiem.
Uniosłem brwi.<br />
- Potrzebuje?<br />
- Tak – zamyślił się na chwilę. – Alice ma teraz… trudny czas i wsparcie z
twojej strony na pewno by jej pomogło.<br />
- Czy to nie przypadkiem TY jesteś jej najlepszym przyjacielem? Zdaje się, że
od tego są przyjaciele – żeby wspierać się w trudnych sytuacjach. –
Powiedziałem, nieco zadziwiony przebiegiem tej rozmowy, Zupełnie obcy facet, z
którego przyjaciółką się niemal przespałem, każe mi się z nią zobaczyć. Okeeej…?
<br />
- Wiem jak to brzmi – odezwał się Timothy. – Ale już ją trochę znasz, więc
powinieneś wiedzieć, że ona czasem potrzebuje czyjegoś wpływu, żeby ruszyć
dalej. <br />
Zamyśliłem się nad jego słowami. W sumie miał rację. Często gdy się
spotykaliśmy, po kilku godzinach stawała się jeszcze bardziej małomówna niż
wcześniej, rozglądała się podejrzliwie dookoła i odnosiłem wrażenie, że jest
mną znudzona. Ale gdy, a zdarzało się to niemal zawsze, zadzwonił jej telefon,
po krótkiej wymianie zdań błyskawicznie wracała jej energia, ruchy nabierały
pewności – przypominało to trochę zachowanie jakiegoś strażaka na służbie,
który w wolnej chwili znużony rżnie z kolegami w karty, ale gdy tylko dostanie
wezwanie staje się profesjonalistą w ratowaniu ludzkiego życia, jakby pod
wpływem rozkazu przełączał się na tryb skoncentrowania. Zmarszczyłem brwi. Być
może porównanie Alice do strażaka nie było najlepsze. Potrząsnąłem głową,
wracając do rozmowy.<br />
- Nawet jeśli tak jest to nie sądzę, żebym to ja był tą osobą. Trochę się
ostatnio… - urwałem, nie wiedząc co tak właściwie powiedzieć. Przecież się nie
pokłóciliśmy, ona tylko porzuciła mnie pogryzionego i napalonego na trawie w
domu obcych ludzi w stolicy Tajlandii. <br />
- Słuchaj, chciałem tego uniknąć – wtrącił się Timothy – ale obydwoje
zachowujecie się jak gówniarze w podstawówce. Macie się ku sobie i wierz mi, że
wiem co mówię, jeśli powiem ci, że ona jest w tobie zakochana, tak jak ty w
niej. – Wyrzucił na wydechu, wyraźnie zdenerwowany. Na jego słowa poderwałem
głowę i wpatrywałem się w niego zaskoczony. Podejrzewam, że jako jej najlepszy
przyjaciel, prawdopodobnie wiedział takie rzeczy, ale mnie widział dwa razy w
życiu, więc przekonanie o moim uczuciu wobec Alice nieco mnie zdziwiło. I
zaniepokoiło. Tak, w tym facecie było coś budzącego niepokój. Mrugnąłem po raz
pierwszy od pół minuty. Tim wpatrywał się w swoje dłonie, oddychając głęboko.
Przełknąłem ślinę i skrzywiłem się na ten dźwięk. W pomieszczeniu panowała
niezmącona cisza, nawet bicie mojego serca jakby ucichło. Zdecydowałem, że w
tej sytuacji nie ma miejsca na kłamstwa i najlepszym dla wszystkich wyjściem –
miałem nadzieję – jest granie w otwarte karty. Odetchnąłem głęboko. <br />
- Więc co proponujesz? – odezwałem się po chwili, na co Timothy podniósł wzrok
i wyprostował się na siedzeniu. Przez moment świdrował mnie swoimi złocistymi
oczami.<br />
- Zawiozę cię do niej – odarł. Skinąłem głową i wstałem. Skierowałem się na
piętro i już na schodach usłyszałem jego ciche słowa – Tak będzie najlepiej.<br />
Pobiegłem na górę i pędem wpadłem do swojej sypialni, gdzie na łóżku leżał
rozłożony Louis, podrzucając piłeczkę do tenisa. Wraz z moim wejściem usiadł i
zmierzył mnie dziwacznym wzrokiem. <br />
- I co? – zapytał. Wzruszyłem ramionami. To naprawdę nie był czas na
tłumaczenie mu całej tej sytuacji.<br />
– Opowiem ci, kiedy wrócę. <br />
Założyłem skarpetki, złapałem kurtkę i buty, po czym opuściłem pokój, skinąwszy
przyjacielowi na pożegnanie. Usiadłem u szczytu schodów, by włożyć i zawiązać
buty, ale na chwilę zamarłem, słysząc niewyraźne głosy z dołu. Pewnie jeden z
chłopaków rozmawiał z naszym gościem. <br />
Czym prędzej zakończyłem wkładanie obuwia i zbiegłem na dół. Timothy
rzeczywiście rozmawiał z jednym z moich najlepszych przyjaciół – z Liamem. Dwaj
blondyni najwyraźniej dobrze się dogadywali, bo uśmiechali się do siebie, a Li
nawet nie dotknął swojego nosa. Zawsze gdy rozmawiał z kimś nieznajomym i się
denerwował, drapał się po nosie. Tym razem obie ręce trzymał w kieszeniach.
Uniosłem brwi, ale nie skomentowałem tego. W sumie Tim może być równym gościem,
ale fakt, że jest najlepszym przyjacielem Alice powoduje między nami dziwne
napięcie i po prostu nie jestem w stanie przełamać tej bariery. <br />
- Jestem gotowy. – Dałem o sobie znać. Liam odwrócił głowę w moją stronę, a mój
gość skinął głową. Potem przeniósł wzrok z powrotem na mojego kumpla. <br />
- Fajnie się gadało, stary. Zadzwoń czasem, Harry ma numer. – Zerknął na mnie z
głupim uśmieszkiem. Zgromiłem go wzrokiem i wyszedłem z domu potrącając
mężczyznę ramieniem. Chwilę potem usłyszałem trzask zamykanych drzwi, ale nie
odwróciłem się. Ruszyłem w stronę podjazdu, na którym stał srebrny jaguar.
Zerknąłem przelotnie na Timothy’ego, ale on nie zwracał na mnie uwagi, idąc w
kierunku auta z pełnym samozadowolenia uśmiechem. <br />
- Zapraszam – zawołał, stając przy drzwiach pasażera i wskazując na nie. Z
naburmuszoną miną chwyciłem za klamkę i władowałem się do środka. Blondyn zajął
miejsce kierowcy i przez chwilę przyglądał się, jak mocuję się z pasem
bezpieczeństwa. Gdy odjeżdżał spod naszego domu, zadzwonił mu telefon. Wyjął
urządzenie z kieszeni i przesunął palcem po ekranie. <br />
- Słucham? – zaczął głębokim głosem, na co zmarszczyłem brwi. Może dzwoni jego
dziewczyna? Raczej nie wyglądał na typa chętnego do długich związków, pasował
mi raczej do tych lalusiów szukających jednonocnej przygody, do których w sumie
przez dłuższy czas sam się zaliczałem.<br />
- Nie, nie wiem jak jej poszło. – Cóż, może to jednak nie żadna laska, a ktoś z
pracy? Właściwie nie miałem konkretnego powodu, dla którego miałbym
podsłuchiwać jego rozmowę, ale dopóki jej nie skończy i tak nie pozostawało mi
nic ciekawszego. <br />
- Nie rozumiem. – Zmarszczył czoło i przygryzł wargę, wykonując skomplikowany
manewr wyprzedzania na rondzie. Kto mu dał prawo do kierowania jakimkolwiek
pojazdem?! <br />
- Nic mi o tym nie mówiła, ale właśnie do niej jadę, więc… - urwał, w skupieniu
słuchając swojego rozmówcy. Ja zaś wyprostowałem się na fotelu. Alice? <br />
- Tak, rozumiem. – chwila ciszy – Dobrze.
W takim razie do usłyszenia, Samanto. – Zakończył rozmowę i włożył
telefon z powrotem do kieszeni. Odchrząknął.<br />
- Więc… Nie wiem co zastaniemy u niej w domu, dlatego cokolwiek to będzie – nie
przestrasz się i nie rób głupot. Jasne? – spojrzał na mnie, całkowicie
odrywając wzrok od drogi. A ja sądziłem, że to Louis sieje postrach na drogach.
Kiwnąłem głową, zastanawiając się co takiego niezwykłego może być w mieszkaniu
Alice. Timothy dość szybko i brawurowo pokonał centrum Londynu i przejechał nad
Tamizą, w kierunku Twickenham. Czyżby przebojowa, nieobliczalna Alice mieszkała
w spokojnej, nieskomplikowanej dzielnicy jednorodzinnych domków i szeregowców
klasy średniej? Uśmiechnąłem się na tę myśl, co oczywiście nie umknęło mojemu
towarzyszowi. Popatrzył na mnie badawczym wzrokiem, przez chwilę mierząc się ze
mną na spojrzenia. W końcu westchnął i zapytał: - Dlaczego się uśmiechasz? <br />
- Nie wolno mi? – odparłem, jeszcze bardziej się szczerząc. Nie spojrzał na
mnie, tylko skręcił w jedną z bocznych uliczek. Przez chwilę mijaliśmy jasne
domki szeregowe z brązowymi dachami, a potem zaczęły się większe, bardziej
okazałe domostwa. W końcu dojechaliśmy do czegoś w rodzaju parku, a Timothy
skręcił w prawo na podjazd dużej, jasnej rezydencji. Za domem widać było ogród,
altankę i chyba huśtawkę. Moje brwi wystrzeliły do góry, bo na pewno nie tego
spodziewałem się po miejscu zamieszkania osoby takiej jak Alice. Myślałem
raczej, że pojedziemy do luksusowych apartamentów w Soho, albo do jakiegoś
hotelu. Sądziłem, że miejsca, w których umawiała się za mną na spotkania były
losowo dobranymi punktami Londynu, ale teraz zdałem sobie sprawę, że większość
z nich była w pobliżu jej domu. Co w sumie jest normalne, bo tak robią zwykli
ludzie, którzy cenią sobie wygodę. I może właśnie ta odrobina normalności, jaką
dostrzegłem w zachowaniu rudej dziewczyny pomogła mi w przełamaniu
irracjonalnego lęku, jaki odczuwałem na myśl o spojrzeniu jej w oczy.
Okoliczności, w jakich rozstaliśmy się w Bangkoku, nie sprzyjały spotkaniom
przy herbatce. Ale uciekła, więc nie chciała tego zrobić, a w każdym razie
żałowała. Nie pokazała się na lotnisku, więc się bała lub wstydziła. Nie
chciała zrobić mi krzywdy. Potrząsnąłem głową, chcąc wygonić z głowy sprzeczne
myśli. Chwyciłem za klamkę i wysiadłem z auta. Nie byłem pewien co dalej, więc
zerknąłem na Timothy’ego. Właśnie klapnął drzwiami samochodu i podszedł do
mnie, lekko się rozciągając. <br />
- Wchodzisz, czy podziwiasz elewację? – rzucił przekornie, wyprzedzając mnie.
Ruszyłem za nim w kierunku dwuskrzydłowych drzwi. Gdy już staliśmy przed nimi,
czekałem aż blondyn zadzwoni, ale on najwyraźniej nie miał najmniejszego
zamiaru niczego mi ułatwiać. Dokładnie tak jak Alice. Cóż, zaczynałem rozumieć
dlaczego są tak bliskimi przyjaciółmi. Sięgnąłem ręką przed jego klatką
piersiową i krótko nacisnąłem biały przycisk. W środku rozległ się głośny
dźwięk dzwonka. Kilkanaście sekund między tym odgłosem a rozwarciem się drzwi
było prawdopodobnie najbardziej stresującym momentem w moim dotychczasowym
życiu. Serce mi zwolniło, dłonie zrobiły się zimne, w gardle urosła gula nie do
przełknięcia. A potem, gdy ujrzałem tę burzę rudych fal, te błyszczące zielone
oczy – nagle moje serce zaczęło walić jak młotem, dłonie i czoło oblały się
potem, w uszach słyszałem szum krwi. <br />
- Timothy, co ty tu… - zaczęła, a potem mnie dostrzegła i zamilkła. Widziałem
wahanie na jej twarzy, zmieszanie. Mocniej ścisnęła framugę drzwi, wzięła
płytki wdech i spojrzała z niezadowoleniem na przyjaciela. <br />
- Po co go tu przyprowadziłeś?! – rzuciła półgłosem w jego stronę. Timothy stał
niewzruszony.<br />
- Bo tego potrzebujesz. <br />
- Nie masz pojęcia czego potrzebuję. Poza tym to nie jest dobry… <br />
- Alice! – odezwałem się głośniej niż zamierzałem, z wyrzutem patrząc na nich
oboje. <br />
- Harry, to nie jest… - zaczął blondyn, ale ja miałem dosyć ich gadania.<br />
- Moglibyście przestać rozmawiać tak, jakby mnie tu nie było? – zmierzyłem
rudowłosą oskarżycielskim wzrokiem. W końcu podniosła oczy i skrzyżowała spojrzenie
z moim. Dostrzegłem w nim coś, czego nie spodziewałem się po niej nigdy. Strach.
<br />
- Harry, ja… - zadrżałem na dźwięk jej głosu wypowiadającego moje imię, ale nie
dane jej było kontynuować, bo ktoś z wnętrza domu zawołał ją głośno. Odwróciła
głowę w tamtą stronę, po czym znowu na nas spojrzała, przygryzając wargę. <br />
- Wejdźcie. – Rozchyliła drzwi i wpuściła nas do środka, po czym jeszcze przez
chwilę stała w wejściu, rozglądając się na boki. W końcu zatrzasnęła drzwi,
przesunęła kilka zasuwek i podeszła do Timothy’ego, szepcząc do niego kilka
słów. Widziałem, że jest czymś zmartwiona, zakłopotana. Blondyn potrząsnął
głową, a ona poszła przodem, prowadząc nas w głąb domu. Rozglądałem się
dookoła, bo cały budynek był jak wyjęty z drogiego katalogu. Urządzone ze
smakiem, każde pomieszczenie jakie mijaliśmy, było dopracowane co do najmniejszego
szczegółu. Wiedziałem, że mieszka tu też Jasmine, podejrzewałem więc ją o ten
klasyczny wystrój wnętrz. Podziwianie dekoracji przerwało mi dotarcie do celu,
przestronnego pokoju ze ścianami w kolorze przywodzącym mi na myśl jesienne
liście. I włosy Alice. Na środku stał podłużny stół na kilkanaście osób, ale
dziewczyna skierowała się na lewo od wejścia, w stronę zabudowanego kominka i
ogromnej narożnej kanapy, na której siedziało dwóch mężczyzn. Właściwie to
jeden leżał, a pod nim, na jasnym obiciu sofy, widniała podejrzanie czerwona
plama. Nie mógł być wiele ode mnie młodszy, rudy i blady, nie wyglądał najlepiej.
Ściskał w dłoniach biały ręcznik i przyciskał go do brzucha. Gdy dostrzegłem,
że dolna część materiału lśni czerwienią, czym prędzej przeniosłem wzrok na
drugiego mężczyznę, również rudego, trzymającego głowę młodszego chłopaka na
swoich kolanach. Ściskał ramię rannego, ale na nasz widok rozluźnił chwyt i
podniósł głowę, mierząc nas podejrzliwym wzrokiem. Nie wiem, dlaczego, ale
przywiódł mi na myśl zwierzę gotowe do ataku. A potem zerknąłem mu prosto w
oczy i już wiedziałem, skąd to odczucie. Tęczówki siedzącego na kanapie
mężczyzny były krwistoczerwone i z pewnością nienaturalne. Wzdrygnąłem się,
czując jak przechodzą mnie ciarki. Z paniką szukałem wzrokiem Alice.
Zorientowałem się, że stoi za mną dopiero wtedy, gdy odezwała się, by nas –
mnie – przedstawić.<br />
- Nate, to jest Timothy, mój przyjaciel, a to Harry, mój … - zawahała się.
Odsunąłem się od niej, spoglądając w jej stronę z niewielkim bólem. <br />
- Po prostu Harry. – Wyręczyłem ją sucho. <br />
- A to jest Nigel, w tej chwili nieco niedysponowany. – Dokończyła.<br />
- Więc to on, tak? – odezwał się ten, którego nazwała Nate. Patrzył na mnie,
więc zapewne mówił o mnie. Zastanowił mnie sposób, w jaki podkreślił słowo <i>on</i>, jakby chodziło o coś istotnego, coś,
o czym wcześniej rozmawiali. Po chwili jednak całkowicie porzuciłem
zainteresowanie tą kwestią, gdy dostrzegłem minę Timothy’ego. Poczerwieniał na
twarzy, zacisnął pięści i przerzucał wściekły wzrok między Alice a owym Natem. <br />
- Kto to do cholery jest?! Co ten cholerny krwioż… facet tu robi? - w momencie
zawahania rzucił mi krótkie spojrzenie. Alice zbladła, o ile to w ogóle
możliwe, po czym złapała swojego przyjaciela za rękaw. <br />
- Zostaw to. To mój przyjaciel, wszystko jest w porządku. – Wszystkie słowa
cedziła z dokładnością, a ja zrozumiałem, że coś przede mną ukrywają. I to
wszyscy, nawet ten zbolały chłopak zerkał na mnie lekko nieprzytomnym wzrokiem.
<br />
Timothy mierzył rudowłosą badawczym spojrzeniem, ale w końcu się poddał. <br />
- Co z nim? – zapytał po chwili, wskazując ręką na niejakiego Nigela. Alice
wykręciła palce, przygryzając wargę. W tym świetle mogłem zobaczyć, że ma
podkrążone oczy, jakby nie spała całą noc, albo płakała. Jej ruchy straciły
swoją zwyczajną sprężystość, a kiedy tylko krzyżowała wzrok z moim, uciekała
spojrzeniem w inną stronę. Wydawała mi się przestraszona, jakby… <i>zaszczuta.</i> <br />
- Podczas pracy mieliśmy… wypadek i… Nigel nie powinien robić tego, co zrobił i
to wszystko moja wina, bo mu pozwoliłam, a potem… - choć mówiła zagadkami,
widać było, że zżera ją poczucie winy. Podeszła do chłopaka i pogłaskała go po
czole, odgarniając z niego mokre od potu włosy. Timothy chrząknął. Spojrzała na
niego i kiwnęła głową. Odwróciła się w moją stronę. <br />
- Harry, zostań z Natanielem, ja porozmawiam z Timothym w kuchni, dobrze?
Przyniosę ci coś do picia. – Powiedziała, a gdy mówiła, jej ręce mimowolnie
sięgały w moją stronę. Opanowała jednak samowolne kończyny i wyszła z
pomieszczenia zaraz za blondynem, rzucając na odchodnym troskliwe spojrzenie na
Nigela. Gdy zniknęła za zakrętem, popatrzyłem na dwóch mężczyzn, z którymi mnie
zostawiono. Nataniel zajął się głaskaniem młodszego chłopaka po głowie, więc
nie pozostało mi nic innego jak zając miejsce w fotelu naprzeciwko. <br />
- Długo znacie się z Alice? – przerwał ciszę rudowłosy facet. Obserwowałem
ruchy jego dłoni na głowie Nigela, decydując się jak odpowiedzieć na to
pytanie. Mężczyzna wywoływał we mnie nie do końca nieuzasadniony lęk,
szczególnie gdy patrzył na mnie tymi przerażającymi oczami, więc chciałem przemyśleć
co mu powiem, mieć kontrolę nad jego wiedzą na mój temat. <br />
- Jakiś czas. A ty? – odparłem wymijająco, decydując, iż najlepszą bronią jest
atak. Wzruszył ramionami. <br />
- Będzie jakieś cztery lata, tak myślę. W sumie nie widzimy się zbyt często, a
jak już, to zdarzają się właśnie takie sytuacje jak ta – wskazał na rannego
chłopaka, który oddychał ciężko. <br />
- Jak się poznaliście? – zapytałem, nie wiedząc o co mu chodziło. Uśmiechnął
się półgębkiem w odpowiedzi. <br />
- Raczej nie jest to historia, którą należy rozpowszechniać. Naprawdę, nie
chcesz wiedzieć. – Dodał, dostrzegłszy mój zaciekawiony wzrok. Nie naciskałem,
bo zapewne miał rację. Nie byłem pewien, czy jestem gotowy na poznanie
prawdziwej, nieupiększonej historii Alice Pagello. <br />
Nagle, wyrywając mnie z rozmyślań, Nigel zaczął spazmatycznie oddychać, mocniej
przyciskając niemal całkowicie zakrwawiony materiał. <br />
- Podaj mi ręcznik! – zawołał zdenerwowany Nataniel, wyciągając wolną rękę w
moją stronę. Drugą delikatnie podnosił poszkodowanego, aby pomóc mu w
oddychaniu. Z nową porcją adrenaliny w organizmie, ruszyłem w stronę
zasłoniętego ciężkimi kotarami okna. Tam, na równo ułożonym stosiku stała wieża
z ręczników. Szybko chwyciłem kilka z wierzchu i czym prędzej podałem go
rudowłosemu. On wziął jeden z nich i zwinąwszy go, przyłożył do rany leżącego
chłopaka. Tamten syknął z bólu, nagle w pełni świadomy. <br />
- Nataniel… boli… - wyjęczał pomiędzy spazmami bólu. Adresat tych słów ze
zbolałą miną wpatrywał się w chłopca na swoich kolanach, bezradnie przeczesując
jego włosy. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić, ale po chwili przyszło mi do
głowy, że dobrze byłoby poinformować Alice i Timothy’ego o pogarszającym się
stanie Nigela. Rzuciłem krótkie spojrzenie starszemu mężczyźnie, a on kiwnął
głową, jakby wiedząc co chciałem zrobić. Z jego niemym przyzwoleniem ruszyłem
ku wyjściu z pokoju. Przez łukowato zakończone przejście dostałem się z
powrotem do hallu, ale nie miałem pojęcia co dalej. Za plecami usłyszałem
głośne charczenie i głos Nataniela, więc bez zastanowienia pobiegłem w stronę
pierwszych drzwi po prawej. Okazało się, że prowadzą do sypialni z wielkim
łożem z baldachimem na samym środku. Potrząsnąłem głową i wybiegłem z
pomieszczenia, zapominając zamknąć za sobą drzwi. Następny zakręt prowadził do
mniejszego korytarza i tam usłyszałem stłumione głosy. Podążałem więc za nimi,
mijając kilka par drzwi po obu stronach. Na końcu przejścia znajdowały się
schody, a za nimi dostrzegłem drzwi, którymi wszedłem do tego domu. Westchnąłem
i zrobiłem parę kroków w stronę ostatniego pomieszczenia po prawej stronie.
Zaraz jednak się zatrzymałem, usłyszawszy głosy osób, których szukałem,
wypowiadające moje imię. Przysunąłem się bliżej ściany i przycisnąwszy plecy do
boazerii, nadstawiłem uszu. <br />
- Harry nie powinien tutaj być. Widzisz kto jest w salonie, jak ja mu to
wytłumaczę? – głos Alice, zdenerwowany, drżący. Sapnięcie, potem szuranie
krzesła po podłodze. <br />
- Nie miałem pojęcia, że masz rannego w domu. Nie miałem pojęcia, że w ogóle
byłaś na misji. – Zirytowany głos Timothy’ego, nieco bardziej odległy od głosu
Alice, dał mi wskazówkę, że blondyn siedzi dalej od wejścia. Znowu
westchnięcie, tym razem rudowłosej dziewczyny. <br />
- Nie muszę ci się spowiadać, ty też nie mówisz mi o wszystkim. Poza tym można
zadzwonić, zanim wpadnie się z przyjacielską wizytą, nie sądzisz?<br />
- Gdybyś wiedziała, że go przywiozę, nie zgodziłabyś się. A tak w ogóle, to
czemu Nigel nie jest w klinice w akademii? I dlaczego jeszcze nie jest zdrowy? –
Te pytania zrodziły setkę kolejnych w mojej głowie. Miałem ochotę skulić się
przy tej ścianie i schować twarz w dłoniach. Nie wiedziałem nic o kobiecie,
którą ko… kocham? <br />
- To nie była misja zlecona przez Esme, ani przez nikogo innego. Nataniel dał
mi cynk, że grupa krwiożerców sprzedaje prochy ludziom w biednych dzielnicach,
a to zapewne nie było jedyne miejsce, gdzie działali. Okazało się, że to goście
z samej góry, trzepiący grubą kasę na wielu nielegalnych interesach. Nie mogłam
tego zgłosić, bo zaraz zaczęłyby się pytania skąd to wiem. Sam widziałeś – on nie
jest jednym z nas i gdybym go wydała, zabiliby go bez wahania. I mnie przy
okazji też, bo miał być przeze mnie zgładzony cztery lata temu. – Głęboki oddech
i rytmiczne uderzanie o płaską powierzchnię, jakby ktoś bębnił palcami w stół. <br />
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? – stłumiony gniew w głosie Timothy’ego był
wyraźnie dostrzegalny nawet dla mnie, wolałem nie widzieć jego miny w tamtej
chwili. Jęknięcie Alice, sprawiło, że moje brwi podjechały do góry. <br />
- Nie mogłam ci wcześniej wyjawić prawdy, nie kiedy byłeś pod opieką Aleksa. Nate
to mój przyjaciel, nie tak bliski jak ty, ale nie chcę, by ktoś go skrzywdził.
Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. – Krótkie kaszlnięcie i dźwięk odsuwanego
krzesła. <br />
- Myślisz, że bym cię zdradził? Nie ufasz mi? – głos Timothy’ego diametralnie
się zmienił, stał się głębszy i jakby… zbolały.<br />
- Dobrze wiesz, że powierzyłabym ci własne życie. Co zresztą robię bez przerwy –
lekki śmiech, choć brak w nim było wesołości, która zawsze kojarzyła mi się z
tą dziewczyną – ale oboje wiemy, jak bardzo byłeś przywiązany do Aleksa.
Wyśpiewałbyś mu wszystko, gdyby tylko poprosił.<br />
- Wcale nie. – Tym razem blondyn zabrzmiał jak naburmuszony sześciolatek.
Uśmiechnąłem się.<br />
- Ale koniec z unikaniem tematu, Anders. Po jaką cholerę przywlokłeś tu tego
chłopaka? – Miałem wielką ochotę zazgrzytać zębami, ale nie miałem pewności,
czy mnie nie usłyszą.<br />
- Bo go potrzebujesz, już ci to mówiłem. – Spokojnym głosem Timothy szykował się
zapewne na to, czego spodziewałem się i ja. <br />
- Nie masz pojęcia czego potrzebuję. – Odpowiedź przez zęby potwierdziła moje
przypuszczenia. Alice Pagello przyznałaby się, że kogoś potrzebuje? Może gdyby
chodziło o Jasmine, ale o mnie? Przymknąłem powieki, zmęczony całą tą sytuacją.
<br />
- Allie, oboje wiemy, że jesteś w nim zakochana, zaprzeczanie temu tylko
pogarsza sprawę, przerabiałem to. Musisz z nim…<br />
- Nic nie muszę! Co to ma być?! Mścisz się za tamtą noc, czy za Roberta? –
zdenerwowana Alice rzuciła oskarżenia, przez które serce mi zwolniło. Jaką noc?
I co ma z tym wspólnego ten cholerny piłkarz? Zirytowany warkot przerwał bitwę
moich myśli. <br />
- Za nic się nie mszczę! A już na pewno nie za tego lalusia w korkach! –
przybiłem z blondynem mentalną piątkę – Mizianie się z nim to jak zapijanie
problemu, bezużyteczne i nie dające żadnej ulgi. Poza tym, sądzisz, że
przywiozłem tego chłopaka dla własnej przyjemności? Że nie mam już nic innego
do roboty, tylko patrzeć jak wpatrujecie się w siebie? Zrobiłbym wszystko,
żebyś zamiast w nim, zakochała się we mnie! – Odwołuję tę piątkę. - Ale nie
mogę, nie mogę nawet sam przestać cię kochać, nigdy nie będę mógł! On umrze, a
ty będziesz przy mnie przez następne kilkaset lat, tak blisko, a jednak
nieosiągalnie daleko. – Głębokie westchnienie, a potem głos przytłumiony, jakby
Timothy zasłonił usta dłonią. – To mnie zabija, Allie. Wyżera od środka. A po
tamtej nocy jest nawet gorzej, pragnę cię jeszcze bardziej, nie mogę przestać o
tobie myśleć. Jedyne co mogę zrobić, to przestać patrzeć jak cierpisz i ulżyć
ci w problemach. Dlatego jestem tu teraz, z tym chłopakiem. Bo wiem, że to
uczyni cię szczęśliwą. <br />
Cisza trwała przez sto jeden uderzeń mojego serca. Potem usłyszałem szloch
Alice, przejmujący i obezwładniający moje ciało. Musiałem jej pomóc. Wziąłem po
cichu głęboki wdech i wpadłem do kuchni, jakbym dopiero co biegł, a nie
podsłuchiwał ich rozmowę. <br />
- Alice, Timothy! Z Nigelem jest coraz gorzej. Nataniel kazał mi was zawołać! –
wyrzuciłem na jednym wydechu. Moje spojrzenie spotkało się z przerażonymi
tęczówkami dziewczyny, święcącymi na zielono nad mokrymi policzkami. Jakby
sparaliżowana, sztywno przekręciła głowę i zerknęła na przyjaciela. On miał
wypisany na twarzy podobny strach i niepewność. Podejrzewali, że usłyszałem
jakieś strzępy ich rozmowy. Oby nigdy nie dowiedzieli się, jak wiele zdołałem
wyłapać, ile ich sekretów bezkarnie zabrałem. <br />
- Zadzwonię do Jasmine. – Oznajmiła zdrętwiałym głosem Alice i wyszła szybkim
krokiem z pomieszczenia. Timothy przez chwilę przyglądał mi się z przechyloną
na bok głową. <br />
Mój wzrok przykuło jednak coś innego. Coś leżącego na blacie podłużnego barku
po lewej stronie. Gazeta. Brukowiec. Nic nie warty szmatławiec. A na jego
okładce wielkie zdjęcie dwóch osób, splecionych w uścisku, namiętnie całujących
się, obejmujących się na tle fontanny na Picadilly Circus. Rudowłosa piękność w
ciemnym płaszczu i dryblas w sportowej kurtce. <br />
Słodka kusicielka i tępy sportowiec. Alice Pagello i Robert Lewandowski. <br />
Westchnąłem. Zabiję drania.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Century Gothic","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-weight: bold;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Century Gothic","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-weight: bold;"><b>* * *</b></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "Century Gothic","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-weight: bold;"><br /></span></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-family: "Century Gothic","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;">*Oczami Jasmine*</span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-family: "Century Gothic","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;"><br />
- Jesteś pewien, że to był dobry pomysł? - Zapytałam Jamesa wychodząc z
sypialni, gdzie zostawiliśmy śpiącego Kubę. <br />
Chłopak kiwnął głową.<br />
- Będzie pamiętał wszystko co mu dzisiaj powiedziałaś, wszystko co przeżył,
jednak nie będzie... Tak tego przeżywał. <br />
Odetchnęłam z ulgą. Cieszyłam się, że zdjął to ciężkie brzemię z Kuby.
Wiedziałam, że bardzo męczyła go śmierć tej kobiety, oraz zniknięcie tej
dziewczynki, a teraz jeszcze to... <br />
Charles i James byli jednymi z tych, którzy potrafili "usuwać
pamięć", oraz "łagodzić wspomnienia". Niestety parędziesiąt lat
temu James dołączył do krwiożerców, a Charlie wciąż jest na łaskach Edwarda.<br />
- Miałeś mi powiedzieć o co ci chodzi z tym Edwardem. - Zaczęłam siadając na
kanapie. <br />
- Wiem... - Chłopak spojrzał mi się prosto w oczy. - Stęskniłem się za tobą.<br />
Nigdy nie wypowiedziałam tych słów na głos, ale ja również. <br />
James był moją "pierwszą miłością". Znaczy... Tak myślałam. Myślałam,
że to on jest tym jedynym, jednak tą osobą okazał się Błaszczykowski. Czy
żałowałam, że było tak, a nie inaczej? Nigdy nie chciałam się do tego przyznać,
ale tak. Nie dlatego, że wolałam wampira, ale po prostu wolałam nie mieszać w
to wszystko Kuby. Szczególnie, że zaczynało się wszystko komplikować.<br />
James był jedną z osób, które poznałam jako pierwsze. Na początku on, ja, Aleks
i Samantha tworzyliśmy nierozłączną paczkę. Nigdy nie byliśmy zbyt grzeczną
grupą, dlatego nas rozdzielili. Ja z Jamesem polecieliśmy do Ameryki, a Aleks i
Sam do Szwecji. Mieszkanie razem, wspólne misje sprawiły, że staliśmy się sobie
bliscy. Pamiętam, jak on pierwszy raz powiedział, że mnie kocha, a potem
pocałował na jednej z plaż w obecnej Californii. Wtedy to był jeszcze dziki
teren jednak ja i wiele lat później mogłam wskazać gdzie to było. Byliśmy razem
długo. Myślałam, że to moja wielka miłość. To z nim pierwszy raz napiłam się
krwi człowieka, to z nim miałam dołączyć do krwiożerców. Jednak wtedy Carlisle
udowodnił mi, że go nie kocham, dając mi do ręki lusterko i uświadamiając, że
moje tęczówki nie zmieniły koloru. <br />
James odszedł do krwiożerców, a ja zostałam. Carlisle dbał o mnie, troszczył
się, marzył, że ja kiedyś zakocham się w nim tak jak on we mnie. Niestety to
się nigdy nie stało, a on umarł parę lat po odejściu Jamesa. Jego największy
sekret dotyczący miłości do mnie znajdował się teraz jedynie w mojej głowie, a
ja postanowiłam, że to się nie zmieni. <br />
- Możesz mi wreszcie powiedzieć? - Powiedziałam to tak, żeby nie zorientował
się jakie poruszenie wywołały we mnie jego słowa.<br />
- Tak. - Westchnął ciężko. - Pozwolisz, że przejdę do konkretów. Kiedy ty
grzecznie mordowałaś tak, jak ci Edward kazał, ja prowadziłem własne śledztwo.<br />
- Odezwał się morderca... - Szepnęłam pod nosem.<br />
James wstał ze swojego miejsca i usiadł obok mnie. Następnie złapał mnie lekko
za podbródek i zmusił, bym spojrzała w jego oczy.<br />
- Jass, skarbie, nie wiesz jeszcze wielu rzeczy jednak obiecuję ci, że to się
niedługo zmieni. Mam nadzieję, że jesteś na to gotowa. <br />
Następnie pocałował mnie lekko w usta i zniknął, zostawiając mnie samą z
natłokiem myśli.<br /><br />>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>><br />ALIVE!<br />Tak, żyjemy, jesteśmy, nie umarłyśmy. <br />Tu Rooksha, gwoli ścisłości. Muszę się przyznać, że część Wariatki była gotowa w sierpniu, a moja powstawała w powolnym, bolesnym procesie. Ale doszłam do wniosku, że potrzebowałam dłuższego oddechu od szkoły, by zapomnieć o tym wszystkim co muszę jeszcze zrobić i móc zająć się przyjemniejszymi sprawami - bo wbrew pozorom podobało mi się pisanie tego rozdziału, szczególnie drugiej części mojej części (?).<br />Tak, więc kończąc z zanudzaniem, muszę się przyznać, że poważnie myślimy z W. o zawieszeniu bloga, na czas nieokreślony, miejmy nadzieję, że nie na zawsze.<br />Szczerze powiem, że nawet jeśli znajdę czas na robienie czegoś niezwiązanego ze szkołą, jak np. pisanie bloga, to nie mam na to ochoty - bo to wymaga jakiegoś wysiłku, zdobywania informacji, obmyślania, pisania, czytania, poprawiania, redagowania, dogadywania etc.<br />Dlatego dużo chętniej posiedzę i poklikam oglądając głupie obrazki, niż wezmę się za jakąś uczciwą robotę ;)<br />To nie tak, że pisanie tego opowiadania nie sprawia przyjemności, bo jest wręcz przeciwnie - chodzi raczej o to, że i ja, i Wariatka traktujemy tworzenie tej historii dość poważnie, staramy się, by nie pomylić jakiś wydarzeń, nie zapomnieć o jakiś faktach, wyjaśniać wszystko i jakoś budowac napięcie. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile czasu potrafimy spędzić na gadaniu o blogu, o naszych zwariowanych pomysłach na to opowiadanie. I właśnie z tego powodu, przez to przykładanie się do całej sprawy, zawalamy, bo musimy przykładać się w tym samym stopniu, jak nawet nie bardziej, do nauki, obowiązków w szkole i tak dalej.<br />Wiem, że się tłumaczę, ale mam poczucie winy, szczególnie ja, bo ten rozdział miał być dodany cztery miesiące temu, a tu już styczeń, rok następny.<br />No właśnie, zmierzając ku końcowi,<br />chciałybyśmy życzyć wszystkim Czytelnikom i Czytelniczkom wszystkiego co najlepsze na cały nowy rok, aby spełniły się Wasze marzenia, plany, oczekiwania, żeby natłok obowiązków i pośpiech codziennego życia mimo wszystko nie stłamsił Waszego szczęścia i dawał Wam chwile wytchnienia.<br />Wiecie, że to już półtora roku od apokalipsy?</span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-family: "Century Gothic","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;">Buziaki,<br /><span style="color: #990000;">Rooksha&Wariatka</span><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-family: "Century Gothic","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;"><span style="color: #990000;"><br /></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-family: "Century Gothic","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;">PS. Zmiana czcionki - jak Wam się podoba?<br />PS2. Czy ktoś tu dotarł?</span></b></div>
Rookshahttp://www.blogger.com/profile/10271565682508867908noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-30046872826916876352013-08-24T01:23:00.003+02:002013-08-28T21:26:39.992+02:00Rozdział dwudziesty<div class="MsoNormal">
</div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">"Najbardziej jesteś bezbronny wtedy, kiedy Ci zależy."</span></i></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /><i>Muzyka: <a href="http://www.youtube.com/watch?v=M3qgC0pAiXk" target="_blank">So Cold</a></i><br /><br />Lipiec/Sierpień<b><br />
</b><br />*Oczami Alice*<br />
Kiedy dotarłam do celu, już tam był, siedział pochylony nad szklanką z jakimś
napojem. Swobodnie podeszłam do jego miejsca, omijając zgrabnie okrągłe
stoliki. Gdy tylko mnie zauważył, podniósł głowę, a jego twarz rozświetliła się
w uśmiechu. Dostrzegłam, że zmienił fryzurę i trochę schudł, przez co jego
twarz stała się bardziej podłużna. Odwzajemniłam uśmiech i zajęłam miejsce
naprzeciw niego. <br />
Przez chwilę tylko wpatrywał się we mnie, po czym sięgnął przez stół po moją
dłoń. Miał zimne ręce, jednak uścisk długich palców był przyjemnie znajomy. W
głowie ujrzałam obrazy naszej wspólnie spędzonej nocy, lecz nie do końca
poznawałam w tych wspomnieniach siebie. Zmieniłam się, to wiedziałam już na
pewno, a tamten wieczór był namiastką tego, co z taką lubością przeżywałam w
przeszłości. Ale to było dawno temu, zanim mój najlepszy przyjaciel wyznał, że
od siedmiu lat jest we mnie zakochany. Zanim ja sama dowiedziałam się, że
jestem zakochana. <br />
- Dobrze cię widzieć, Alice.<br />
- Tak, dobrze się znowu spotkać. – Odparłam, wyrwana z zamyślenia. Mężczyzna
świdrował mnie wzrokiem, a ja z hardością odwzajemniałam natarczywe spojrzenie.
W końcu odpuścił.<br />
- Tęskniłem za tobą. – Wyznał, skrywając błękitne tęczówki pod powiekami. W
pewnym sensie żałowałam, że nie jestem w stanie odwzajemnić tego uczucia.
Podczas jego nieobecności nie myślałam o nim nawet przez chwilę, ale patrząc na
naszą relację z perspektywy czasu, jego towarzystwo było miłą odskocznią od
mojej zwariowanej codzienności. Pomimo swojej sławy, był bardziej dostępny niż
Harry, nie łaziły za nim tabuny piszczących fanek, nie tatuował sobie każdej
wolnej powierzchni na ciele i nie upijał się jak rasowy alkoholik. W łóżku był
może mniej fantazyjny, choć zdecydowanie mniej uległy od Stylesa. W moich
oczach był dużo dojrzalszy i obeznany z życiem. <br />
- Robert, nie wiem co powiedzieć. Minęło tyle czasu i ja..<br />
- Wiem, że nic sobie nie obiecywaliśmy. I to jest jedna z wielu rzeczy, których
żałuję. – Przerwał mi. Teraz naprawdę nie wiedziałam co powiedzieć, bo znowu
postawiono mnie przed faktem dokonanym – moje własne życie prywatne zaczęło
wymykać mi się spod kontroli i po raz kolejny uświadomiłam sobie, jak
niestabilni uczuciowo są ludzie. Może w tej porąbanej wampirzej fizjologii jest
jednak jakiś sens… <br />
- Wiesz, nie przyjechałem do Wojtka, żeby pobawić się w Londynie. Chłopaki z
drużyny śmieją się ze mnie, ale odkąd wyjechałem stąd w zimie, nie miałem
nikogo. Po prostu… - zamilkł, jakby szukając słów. <br />
Słuchałam go uważnie, czekając na dalszy ciąg. Miałam nadzieję, że nie stanę
się powodem załamania nerwowego jednego z napastników Borussi. <br />
- Po prostu nie mogę o tobie zapomnieć, Alice. Nigdy wcześniej nie spotkałem
takiej osoby jak ty, jesteś…<br />
- Czekaj, Romeo. Nie rozpędzaj się tak. – Wcięłam się w jego wyznania. – Jestem
pewna, że niejedna kobieta w twoim życiu była dużo lepsza ode mnie. <br />
Pokręcił głową, ale nie odezwał się słowem, słuchając mnie w skupieniu. <br />
- Nic sobie nie obiecywaliśmy, bo nie szukam nikogo na stałe. Tylko nie pomyśl
sobie, że traktuję cię jak jednonocną przygodę, bo tak nie jest. Jesteśmy jak…
przyjaciele z przywilejami. – W duchu skrzywiłam się na to beznadziejne
porównanie. Miałam na uwadze jego uczucia, ale nie chciałam pakować się w jakiś
porąbany układ. Swojemu najlepszemu przyjacielowi dałam już raz ten „przywilej”
i teraz nie byłam w stanie patrzeć mu w oczy. Robert spojrzał na mnie
zdenerwowany.<br />
- Czyli tylko o to ci chodziło? O seks? – ostatnie słowo niemal wykrzyczał, na
co skierowały się w naszą stronę spojrzenia wszystkich ludzi w kawiarni.
Powstrzymałam swoje policzki przed zarumienieniem się, co boleśnie przypomniało
mi o skutkach moich uczuć wobec Stylesa. Zgromiłam Lewandowskiego wzrokiem.<br />
- Nie. I przestań się wydzierać, pajacu. – Syknęłam spomiędzy zaciśniętych
szczęk. Oparłszy się na swoim krześle, Robert zwiększył dzielącą nas odległość.
Ja zaś wsparłam się łokciami na stole i wpatrywałam w twarz mojego towarzysza. <br />
- Jeśli nie o chodziło o seks, to po co się ze mną spotykałaś? – zapytał po
dłuższej chwili. Westchnęłam.<br />
- Bo jesteś miły, dojrzały, przystojny… <br />
- Jak męska dziwka – usłużny, posłuszny i zawsze gotowy. Dzięki, Alice. –
Przerwał mi z sarkazmem. <br />
- Nie przesadzaj, oboje jesteśmy młodzi, szukamy nowych wrażeń i zaspokojenia
własnych potrzeb. Nie różnimy się wiele od siebie. – Zaprotestowałam. Nie
mogłam pozwolić mu zwalić na mnie poczucia winy.<br />
- A może chodzi o tego loczkowatego smarkacza? Zaspokaja cię lepiej niż ja? –
wyrzucił nagle Robert. Zmarszczyłam brwi. Skąd u niego taka dociekliwość?<br />
- Naprawdę chcesz znać odpowiedź? – zapytałam filuternie, co kompletnie zbiło
go z tropu. Pochylił się znowu nad stołem i lustrował mnie wzrokiem. Zanim
zdążył coś powiedzieć, z mojej kieszeni zaczęły wydobywać się gitarowe
brzmienia. Wyciągnęłam komórkę ze spodni i odebrałam, nie zerkając nawet na
wyświetlacz – cały czas wpatrywałam się rozbawiona w twarz piłkarza, sfrustrowanego
moim pytaniem. <br />
- Tak słucham?<br />
- Allie – usłyszałam w słuchawce znajomy głos. – Jest problem.<br />
- Co masz na myśli, Nate? – uniosłam brwi. Po drugiej stronie usłyszałam
westchnięcie.<br />
- Dowiedziałem się od moich ludzi o bandzie handlarzy narkotykami. <br />
- No i co? – zapytałam, nie wiedząc o co mu chodzi.<br />
- Jak to: co? Jesteś chyba wampirzym stróżem prawa, czyż nie? – rzucił
przekornie.<br />
- Ha, ha, ha. – Odparłam bez cienia humoru. – Bardzo zabawne. A poza tym, co
mnie to obchodzi?<br />
- Co cię to… Alice! – krzyknął Nataniel do słuchawki.<br />
- Nate, nie mam żadnego powodu, by się tym przejmować. To sprawa policji. –
Powiedziałam, nagle bardziej świadoma obecności Roberta. Widziałam jak
zdezorientowanie coraz bardziej ukazuje się na jego twarzy. Musiałam być ostrożna
i uważać na to, co mówię. <br />
- Ale.. och. – Usłyszałam westchnięcie, a potem plask, jakby rudzielec po
drugiej stronie pacnął się w czoło. <br />
- Allie, mam na myśli grupę wampirów, które sprzedają dragi zwykłym
śmiertelnikom. A to powinno cię obchodzić, ty pokręcona wariatko. <br />
- To nie mogłeś tak od razu? – fuknęłam. - Gdzie mam ich szukać?<br />
- To nie są tacy idioci jak ten, którego pieprzyłem ostatnio. <br />
- Chcesz powiedzieć, że od tamtej nocy nikogo sobie nie znalazłeś? – rzuciłam
ze śmiechem, na co brwi Roberta sięgnęły niemal czubka jego głowy.<br />
- Nie, rudzielcu. Ten, którego pieprzyłem gdy ostatnio się widzieliśmy. Nie
szukaj dziury w całym.<br />
- Rudzielcu? I kto to mówi, marchewkowy potworze. – Zaśmiałam się po raz
kolejny, tym razem z komicznej miny Lewandowskiego, który – biedaczek – nie
miał pojęcia o czym i z kim rozmawiam.<br />
- Moje włosy są kasztanowe, idiotko. A teraz słuchaj mnie uważnie. – Zaczął
Nate poważnym głosem.<br />
- Tak jest, szefie. – Przerwałam mu z sarkazmem. Warknął do słuchawki, więc
zamilkłam.<br />
- Jeden z nich jest starszy nawet od Jasmine, więc nie będzie łatwo. Jest ich
około piętnastu, ale nie mam pewności. To będzie wymagało obserwacji i bardzo
rozplanowanej akcji, Allie. <br />
- Jasne, ale nie opisałabym się tymi zdolnościami, więc czemu zwracasz się z
tym akurat do mnie? – z góry znałam odpowiedź, więc wstałam i machnęłam na
Roberta, by uczynił to samo. Zdezorientowanie ustąpiło miejsca irytacji i
piłkarz wpatrywał się we mnie, oczekując wyjaśnień. „Później” powiedziałam
bezgłośnie. Już sięgałam do kieszeni po schowany tam stufuntowy banknot, ale
mężczyzna wyprzedził mnie i sam wyłożył pieniądze na stół. Odeszłam od stolika
szybkim krokiem, a mój towarzysz podążył za mną. W międzyczasie słuchałam słów
Nataniela.<br />
- Znasz jakiegoś innego złotożercę, który brata się z krwiożercami i się z nimi
kumpluje? Bo jak na razie moje doświadczenie w tej kwestii ogranicza się do
jednego samozwańczego wampira i jesteś nim ty. Ale dobrze to wiesz, więc nie
zadawaj głupich pytań. – Powiedział lekko rozbawiony, a ja uśmiechnęłam się na
te słowa, nawet jeśli mój rozmówca nie mógł tego zobaczyć. <br />
- Zabiorę jednego z moich… - zerknęłam na Lewandowskiego, który otwierał przede
mną drzwi swojego samochodu – mojego znajomego i spotkamy się z tobą na
Picadilly, może być?<br />
- Wiesz, że nie przepadam za tłocznymi miejscami. – Odparł Nataniel niechętnie.<br />
- Wiem, ale.. – znowu spojrzałam na siedzącego za kierownicą piłkarza, tym
razem skupionego na prowadzeniu samochodu w lewostronnym ruchu. – To jedyna
możliwość, jaką mam na ten moment. <br />
Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam zgrzytanie zębami. <br />
-Dobra. Ale wisisz mi za to przysługę. – Rzucił w końcu. Parsknęłam z
oburzenia.<br />
- Ja tobie? Chyba oszalałeś, Rusher. To ty wisisz mi przysługę za to, że w
ogóle rozważam zajęcie się twoim… problemem. – Zawahałam się przy ostatnim
słowie, ale Robert wpatrywał się niewzruszenie w przednią szybę. <br />
- Jeszcze zobaczymy. Na razie, Rudzielcu. – Rzucił Nataniel i rozłączył się.
Odwróciłam się w stronę kierowcy i postanowiłam, że muszę mu to i owo wyjaśnić.<br />
- Robert, dziękuję za podwiezienie i za to spotkanie. – Powiedziałam, a on
rzucił mi szybkie spojrzenie, po czym znowu skupił się na prowadzeniu. Po
krótkiej obserwacji mogłam stwierdzić, że nie był zbyt dobrym kierowcą. <br />
- Nie przebiegło ono do końca pomyślnie i w połowie przerwał nam telefon, jeśli
zapomniałaś. – Odrzekł po chwili, a ja niemal wywróciłam oczami. <br />
- Mój współpracownik ma pewien problem i poprosił mnie o pomoc w jego
rozwiązaniu. Dlatego muszę jak najszybciej dostać się na Picadilly Circus, do
którego skręt właśnie przegapiłeś. – Odparłam, wskazując na drogę biegnącą w
lewo. Robert wypuścił powietrze nosem i nerwowo przygotowywał się do
zawrócenia. <br />
- Z tego co słyszałem, mówiłaś, że to sprawa dla policji. – Rzekł, gdy już
wjechał na odpowiednią trasę. <br />
- Tak, ale okazało się, że źle go zrozumiałam. Nie potrzeba do tego policji,
najlepiej będzie, gdy załatwimy to sami. – Nie wszystko było kłamstwem, ale i
tak miałam drobne wyrzuty sumienia. Znajomych ludzi okłamuje się znacznie trudniej,
niż obcych. <br />
- Po prostu nie chcę, byś wpakowała się w jakieś kłopoty. – Stwierdził
troskliwie, czym mnie nieco zaskoczył. <br />
- Tak, ja… To nic poważnego, nie musisz się o mnie martwić. –Zakończyłam nieco
zakłopotana. <br />
- Jasne, ale w razie co, wiesz gdzie mnie szukać. – Zapewnił, chwytając moją
dłonią i delikatnie ją ściskając. Przez moment wpatrywałam się w nasze
splecione dłonie, ale z letargu wyrwały mnie zbliżające się światła Picadilly.
Wysunęłam rękę z uścisku piłkarza i wcisnęłam dziesięć cyfr na wyświetlaczu
telefonu. Po trzech sygnałach usłyszałam w słuchawce napięty głos. – Halo?<br />
- Zbieraj się, młody. Mamy coś do zrobienia.<br />
</span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">* * *</span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br />
<b>*Oczami Jasmine*</b><br /><b>Otworzyłam drzwi do niewielkiego domu na obrzeżach Dortmundu. Weszłam do
środka, zdjęłam buty w holu i poszłam do kuchni. Odłożyłam zakupy na blat i
ruszyłam do salonu. Chciałam posprzątać po wczorajszym wieczorze spędzonym z
Kubą. Zabrałam miskę po popcornie, oraz dwie szklanki i włożyłam do zmywarki.
Następnie wzięłam ściereczkę i wytarłam lepiący się blat stolika. Rozejrzałam się po pokoju. Ogólnie to
wypadałoby, żebym posprzątała całe pomieszczenie zahaczając również o resztę
domu.</b><br /><b>
Westchnęłam. Wczoraj Kuba wspomniał coś, że ma teraz dziewczynę, która wpadła
do niego na wakacje, to od razu wprosiła się cała drużyna. Jako, że w sobotę
mają mecz, to wypadło na środę. W czwartek będą walczyć z kacem, a piątek
przygotowywać się do gry. Muszę przyznać, plan niezły, tylko nie uwzględnili
jednej rzeczy: Kuba nie należy do osób szczególnie sprzątających po sobie.
Patrząc na bałagan panujący w całym domu, to "ogarnięcie go" zajmie
mi rok. Spojrzałam na zegarek, który poinformował mnie, że moje dwanaście
miesięcy skróciło się do pięciu godzin. Potarłam palcami skronie. </b><br /><b>
- Jass, ciesz się, że jesteś wampirem i twoje ruchy są troszeczkę szybsze. -
Powiedziałam po nosem, po czym poszłam przepłukać szmatkę, bo cała się lepiła.</b><br /><b>
Z czystą już ściereczką zaczęłam ścierać kurze w całym domu. Mieszkałam u Kuby
od miesiąca i, że wcześniej ten cały bałagan mi nie przeszkadzał? Nie mogłam
poznać siebie. Zawsze ceniłam porządek. Cóż, chyba miłość miesza ludziom w
głowach.</b><br /><b>
Uśmiechnęłam się pod nosem. Po cudownej
nocy w hotelu wyjaśniliśmy sobie parę spraw i postanowiliśmy, że możemy
wreszcie być razem. Widząc, że Kuba nie czuje się dobrze przegranym Euro i tej
całej aferze z biletami, postanowiłam, że zabiorę go na wakacje. Wybraliśmy
Wyspy Kanaryjskie, by choć na chwilę zapomnieć o Polsce. Spędziliśmy tam
tydzień, po czym chłopak zaproponował, że zabierze mnie do swojej rodziny. Nie
za bardzo spodobał mi się ten pomysł, jednak później nie żałowałam. Jego babcia
jest naprawdę miłą i ciepłą osobą, zresztą tak samo, jak cała jego rodzina. No
może wujek - Jerzy Brzęczek - był trochę zdystansowany. Mimo wszystko spędziłam
naprawdę cudowne trzy tygodnie. Niestety Kubie zaczynały się treningi, więc
musiał wracać do Dortmundu. Zaproponował mi, żebym pojechała wraz z nim. Zrobiła
sobie wakacje od tych całych wampirów. Doszłam do wniosku, że blondyn ma rację.
Zatelefonowałam do Edwarda, który bezproblemowo przyznał mi urlop. W końcu nie
robiłam sobie przerwy od ponad pięćdziesięciu lat, zasługiwałam na nią. </b><br /><b>
Tak więc znalazłam się z Kubą u niego w domu. Spacerowałam po mieście, czytałam
książki, ogólnie rzecz ujmując leniłam się, kiedy on trenował. Dzisiaj nadszedł
ten dzień, w którym miałam poznać jego klubowych kolegów i ich dziewczyny.
Powiem szczerze, że denerwowałam się. Co prawda dwóch już znałam, jednak to nie
poprawiało sytuacji. Najbardziej obawiałam się partnerek piłkarzy. Jeszcze ich
nie poznałam, a wiedziałam, że do nich nie pasuję. Może dlatego, że mam prawie
dwieście lat? Jedynym pocieszeniem było to, że na tej imprezie ma zjawić się
również Samantha - moja stara przyjaciółka, z którą nie gadałam już bardzo długo.
</b><br /><b>
Odłożyłam ściereczkę i wyjęłam odkurzacz. Po wyczyszczeniu całego domu,
postanowiłam zabrać się za gotowanie. Co prawda wiedziałam, że piłkarze nie
będą wybredni i jak podałabym tylko chipsy i krakersy, to by się nie obrazili,
jednak pomyślałam o dziewczynach, które wątpiłam, że coś takiego tkną.
Szczególnie te, które są modelkami. </b><br /><b>
Byłam zajęta mieszaniem sałatki, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę szesnastą. Goście mieli się
zjawić o szóstej, więc nie miałam zielonego pojęcia kto to mógł być. Otworzyłam
drzwi, a moim oczom ukazała się nie za wysoka, czarnowłosa kobieta. Spojrzałam
na nią zdezorientowana.</b><br /><b>
- Hej! - Powiedziała po polsku. - Jestem Ewa Piszczek – żona Łukasza, kolegi z
drużyny... Zresztą, chyba poznałaś go…</b><br /><b>
Pokiwałam głową.</b><br /><b>
- Łukasz trochę mi o tobie mówił. - Uśmiechnęłam się. - Ja jestem Jass, choć to
pewnie już wiesz... </b><br /><b>
Dziewczyna zaśmiała się.</b><br /><b>
- Rozmawiałam dzisiaj rano z Kubą i powiedział, że sama wszystko
przygotowujesz, więc pomyślałam, że przyjdę i ci pomogę. Łukasz dał mi adres,
ale jeśli nie...</b><br /><b>
- Nie, nie! Szczerze mówiąc, to przyda mi się pomoc. Zapraszam! - Powiedziałam
po czym przepuściłam ją w drzwiach.</b><br /><b>
Kobieta minęła mnie, zdjęła buty w holu i poszła prosto do kuchni. </b><br /><b>
- Co zamierzałaś ugotować? - Zapytała.</b><br /><b>
- Nie mam jakiegoś konkretnego pomysłu... Myślałam o jakiejś sałatce?</b><br /><b>
- To dobry początek. Najlepiej jakbyś zrobiła ze trzy, a do tego pięć tacek
koreczków. Tym zaspokoisz damską część zespołu. Chłopakom wystarczy parę misek
chipsów i precelków.</b><br /><b>
- Jesteś pewna, że to wystarczy?- Zapytałam patrząc na nią niepewnie. </b><br /><b>
- Na pewno! Nasi piłkarze tylko na początku coś z tego skubną, a potem już
tylko będą pić. - Uśmiechnęła się. - A dziewczyny nie jedzą za dużo, a w razie
co zawsze można dorobić. </b><br /><b>
Kiwnęłam głową i wierząc mojej nowej znajomej wzięłam się do pracy. Dzięki
pomocy Ewki uwinęłam się w godzinę. Następnie przygotowałyśmy stoły na
podwórku, jednak z jedzeniem postanowiłyśmy chwile poczekać. </b><br /><b>
Pani Piszczek okazała się naprawdę miłą i otwartą osobą. Pogadałyśmy mojej
zmyślonej pracy i jej córeczce. Poopowiadała mi trochę o byciu żoną piłkarza,
chociaż w sumie można tą rozmowę wziąć jako wyżalanie. Była naprawdę
zawiedziona, że wszystko musiała robić sama, ponieważ jej mąż ciągle trenuje, a
jak wróci to i tak zachowuje się, jak dziecko.</b><br /><b>
- Wiesz, on nie ma tak naprawdę żadnego przykładu, jak być ojcem. Mamy wielu
znajomych, którzy mają już dzieci, jednak on większość czasu spędza z kolegami
z klubu, a oni są jeszcze bardzo młodzi! Teoretycznie paru już tatusiami jest,
jednak on z nimi zbytnio kontaktu nie utrzymuje. Np. Sebastian Khel, on ma dwoje
dzieci i po każdym treningu wraca grzecznie do domu i pomaga się nimi zajmować,
a Piszczek?! On zaraz leci na piwo z Reusem, albo pograć w Fife z Kubą. -
Posmutniała.</b><br /><b>
- Mogę pogadać z Kubą i kazać mu trochę uzmysłowić Łukasza? - Zaproponowałam. </b><br /><b>
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Zrobiło mi się jej naprawdę żal. Żona piłkarza
praktycznie najlepsze lata swojego życia spędza samotnie, bo jej mąż ciągle
trenuje.</b><br /><b>
- W ogóle, co ja cię zamęczam moimi problemami. - Powiedziała patrząc na mnie
przepraszająco. - Pewnie pomyślałaś, że jestem walnięta, skoro opowiadam o
sobie nowopoznanej osobie, co?</b><br /><b>
- Nie. Po prostu... Musiałaś się wygadać. Zresztą ja postaram ci się jakoś
pomóc! Naprawdę pogadam z Kubą! Może to pomoże... - Poklepałam ją po ramieniu.</b><br /><b>
Nagle usłyszałyśmy, że drzwi się otwierają. Okazało się, że przyszły obiekty
naszego plotkowania. </b><br /><b>
- Witaj Jass! - Krzyknął Piszczek podchodząc do mnie i wręczając mi bukiet
kwiatów. </b><span style="color: red; font-weight: bold;"><br />
</span><b>- Dziękuję. - Powiedziałam odbierając prezent. - Jak tam trening?</b><br /><b>
- Męcząco. - Odpowiedzieli chórem. </b><br /><b>
Zaśmiałyśmy się. Po czym Ewka odebrała ode mnie kwiaty i kazała chłopakom
wykładać jedzenie na stół. Zbliżała się osiemnasta, a ja wciąż nie byłam
gotowa. Zostawiając w dobrych rękach ostatnie przygotowania do przyjęcia,
poszłam się szykować. </b><br /><b>
Było strasznie gorąco, więc ubrałam się w długą, zwiewną zieloną sukienkę, do
której wybrałam brązowy cieniutki pasek, który zapięłam w pasie. Do tego
dobrałam sandałki, idealnie pasujące do całego stroju . Włosy zostawiłam
rozpuszczone, a zamiast zestawu małego tynkarza na twarzy, zdecydowałam się na
błyszczyk. </b><br /><b>
Właśnie wkładałam kolczyki, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Nim zdążyłam odpowiedzieć
"proszę", do mojego pokoju weszła Samantha. Ubrana była w piękną
niebieską sukienkę i szpilki tego samego koloru. Uśmiechnęłam się na jej widok.
Dziewczyna odwzajemniła to i rzuciła mi się na szyję. </b><br /><b>
- Boże, jak ja dawno cię nie widziałam! - Powiedziała uradowana.</b><br /><b>
- Miałyśmy już dłuższe przerwy. - Zaśmiałam się. - Naprawdę cieszę się, że cię
widzę!</b><br /><b>
- Nie mogłam przegapić takiej imprezy! Kiedy ostatnio jakąś organizowałaś? W
trzydziestym ósmym?</b><br /><b>
- Bardzo śmieszne. - Dźgnęłam ją łokciem w żebro. - Wszyscy już są? -
Zapytałam.</b><br /><b>
- Chyba tak... Chociaż twój kochaś mówił, że jeszcze trenera brakuje.</b><br /><b>
- Poznałaś już Kubę? - Zdziwiłam się.</b><br /><b>
- No pewnie! Resztę drużyny też! Wszyscy na ciebie czekają! </b><br /><b>
Spojrzałam na zegarek. Nie ma to jak godzinę się spóźnić na własną imprezę. </b><br /><b>
Razem z blondynką zaczęłyśmy schodzić na dół. Dopiero teraz usłyszałam muzykę,
która grała naprawdę głośno. Boże, czy ja głuchnę?!</b><br /><b>
- No nareszcie! - Podbiegła do mnie Ewka. - Choć przedstawię cię. </b><br /><b>
I tak następną godzinę spędziłam poznając po kolei każdego członka drużyny.
Muszę przyznać, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Zarówno chłopcy,
jak i dziewczyny okazali się bardzo sympatyczni. Udało mi się wpasować w
towarzystwo. </b><br /><b>
Koło 22 zawołał mnie Kuba. </b><br /><b>
- Jasmine, to jest trener Juergen Klopp i jego żona Ulla. - Powiedział.</b><br /><b>
Uśmiechnięty mężczyzna podał mi dłoń. Podobnie uczyniła jego ukochana. </b><br /><b>
- Bardzo miło nam cię poznać. Dużo o tobie słyszeliśmy. - Zagaiła Ulla.</b><br /><b>
- Mi panią również...</b><br /><b>
- Tylko nie "panią". - Zaśmiała się.</b><br /><b>
- Ani nie "pan". - Powiedział Klopp.</b><br /><b>
Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. </b><br /><b>
- Dobrze. W taki razie, Kuba zabierz proszę Juergena, do reszty chłopaków, a ja
zaopiekuje się Ullą. - Mówiąc to złapałam kobietę rękę.</b><br /><b>
Mężczyźni oddalili się, a ja zabrałam panią Klopp ze sobą.</b><br /><b>
- Przepraszamy za takie wielkie spóźnienie. - Powiedziała kobieta, gdy
dochodziłyśmy do innych dziewczyn.</b><br /><b>
- Nic się nie stało. Ważne, że jesteście. - Powiedziałam, po czym dołączyłyśmy
do rozmów reszty towarzystwa.</b><br />
</span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">* * * </span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br />
*Oczami Alice*<br />- Więc kiedy możemy zobaczyć się ponownie? – zapytał Robert, powoli
przysuwając mnie do siebie. Staliśmy przy posągu Erosa na środku placu, objęci.
<br />
- Dam ci znać kiedy zatęsknię za twoim towarzystwem. – Odparłam przekornie,
patrząc na mężczyznę spod przymrużonych powiek. On pokręcił głową i oparł swoje
czoło o moje. <br />
- Obawiam się, że mogę nie stawić się na każde twoje zawołanie, skarbie.
Przypomnę ci, że jestem piłkarzem i obowiązują mnie treningi. A właśnie w tej
chwili omija mnie imprezka organizowana przez twoją przyjaciółkę w domu Kuby. –
Powiedział z uśmiechem, a w jego głosie nie słychać było żalu. Mnie zaś ta
informacja nieco zaskoczyła.<br />
- Impreza? Jasmine? Jak mu się udało ją do tego namówić? – wyrzuciłam z siebie.
Robert uniósł brew.<br />
- Z tego co słyszałem, to ona wyszła z inicjatywą, a Kuba użycza mieszkania, w
którym romansują od kilku tygodni. – W tamtej chwili moje brwi niemal uciekły z
mojej twarzy. – Nie wiedziałaś?<br />
- Nie rozmawiałyśmy od jakiegoś czasu. Ale.. cieszę się jej szczęściem. –
Wybrnęłam dyplomatycznie. Nie dzwoniła do mnie, więc sądziłam, że nie wszystko
przebiegło tak, jak to sobie zaplanowała. Jasmine była tak samo dumna jak ja,
może nawet bardziej. Chwaliła się jedynie sukcesami, porażki pozostawiając
przeszłości. Do rzeczywistości przywróciły mnie dłonie Lewego, przyciągające
moje ramiona w jego stronę. Nachylił się, by mnie pocałować, a ja stwierdziłam,
że nie zaszkodzi mi odrobina pieszczot przed kilkudniową misją. Oddałam
pocałunek intensywniej, niż oboje się tego spodziewaliśmy. Położyłam dłoń na
karku mężczyzny, przybliżając go jeszcze bardziej. Nasze języki walczyły o
dominację i w tym Robert miał przewagę nad Stylesem. Harry całował się
doskonale, ale zawsze dopasowywał się do moich ruchów, będąc niemal całkowicie
uległym. Lewandowski zaś próbował narzucić mi własny rytm, nie przejmując się
nawet tym, że gryzłam go w język i wargi. Nawet w całowaniu zachowywał się jak
typowy napastnik – dążył do celu, nieważne jak zaciekle opierał się
nieprzyjaciel. Gdzieś w trzeciej minucie naszego zmysłowego „miziania się” usłyszałam
charakterystyczny dźwięk aparatu, a spod zamkniętych powiek dotarł do mnie
rozbłysk białego światła. Już miałam przerywać pocałunek, gdy Robert złapał
mnie za rękę i jeszcze gwałtowniej wpił się w moje wargi, a ja zapomniałam o
całym świecie. Chwyciłam go za twarz, a on wplótł palce w moje włosy. Klikanie
aparatu powtórzyło się ze zwiększoną częstotliwością, jakby nasze ignorowanie
natręta dało mu przyzwolenie do robienia zdjęć. Migdalenie się przerwał dopiero
chłopak, na którego czekałam. Poczułam jego rękę na plecach i delikatne
chrząknięcie dotarło do moich uszu. Oderwaliśmy się od siebie z Robertem,
obydwoje patrząc na przybysza. Nigel miał taką minę, jakby został przyłapany na
masturbacji i pewnie gdyby mógł, zaczerwieniłby się po czubki uszu.<br />
- Witaj Nigel. – Uśmiechnęłam się do młodego wampira. – To jest Robert
Lewandowski, mój znajomy. – Powiedziałam, kiwając ręką w stronę piłkarza. Ten
jakby odzyskał rezon i wyciągnął dłoń w stronę chudego chłopaka.<br />
- Miło poznać. – Rzucił z wymuszonym uśmiechem, zapewne zły, że nam przerwano. <br />
- Yyy… tak. Jestem Nigel. Pana również miło poznać. – Odparł wampir, patrząc
nerwowo na Lewego. Zapewne czuł jego intensywny zapach, tak jak zapachy
wszystkich ludzi spędzających leniwy wieczór na Picadilly. Postanowiłam przyjść
mu z pomocą, więc ponownie zbliżyłam się do Roberta i wyszeptałam mu do ucha: -
Do zobaczenia wkrótce, piłkarzyku. Miłego treningu.<br />
I odeszłam w stronę swojego samochodu, nie oglądając się za siebie. Nigel
zabrał moje auto spod mojego domu i z pełnym ekwipunkiem potrzebnym do misji,
przyjechał w umówione miejsce. Nie byłam do końca pewna, czy zabieranie właśnie
jego było dobrym pomysłem, ale w obecnym stanie wywołanym idiotycznym
zakochaniem, potrzebowałam pomocy. A w końcu i tak ktoś musiał sprawdzić
umiejętności pana Fostera, więc czemu nie ja? Usiadłam za kierownicą i z
piskiem opon ruszyliśmy, ale niemal natychmiast opony zapiszczały znowu, a mnie
i Nigela wcisnęło w fotele jakieś durne prawo fizyki. Niemal potrąciłam
człowieka, który wbiegł niespodziewanie na jezdnię, i który po dłuższej
obserwacji okazał się być potarganym Natanielem. Nie zdążyłam zrobić
jakiegokolwiek ruchu, a on już wsiadał na tylne siedzenie. Spojrzałam na niego
w lusterku i ponownie ruszyłam w stronę obrzeży miasta, jak najdalej od Soho.
Nate miał kilkunastodniowy zarost i wyglądał przez to znacznie dojrzalej niż
zwykle, ale też bardziej… dziko. Dobrze go znałam i wiedziałam, że potrafił
zachowywać się jak bezlitosna bestia. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie odstawiał
podobnych szopek przed Nigelem – w końcu ta wyprawa miała być po części
edukacyjna. Chrząknięcie Rushera wyrwało mnie z letargu i przywołało do
porządku.<br />
Wciąż wpatrzona w drogę przed sobą, wykonałam symboliczne machanie rękami,
mówiąc:<br />
- Nate, to jest Nigel. Nigel, to Nataniel.<br />
Krwiożerca wychylił się między przednie siedzenie i skierował wzrok na Fostera
dokładnie w tym samym momencie, w którym młody wampir zdecydował się zerknąć na
niego. Odskoczył natychmiast, choć nie odwrócił wzroku. Młody spojrzał na mnie
z wyczekiwaniem, a ja westchnęłam, wiedząc, że nie obędzie się bez wyjaśnień. <br />
- Nigel, Nate jest moim dobrym znajomym i czasem pomaga mi w misjach.
Pierwotnie był moim celem i prawie go zabiłam…<br />
-Prawie – fuknął Nate. – Nawet byś mnie nie drasnęła.<br />
Zgromiłam go spojrzeniem w lusterku. <br />
- Jakkolwiek by nie było, żyjesz i jesteś krwiożercą. Wiem, Nigel, że może ci
się to wydawać dziwne, ale on cię nie skrzywdzi i na pewno nam pomoże. –
Powiedziałam, zapewniając młodego spokojnym spojrzeniem. Foster tylko na mnie
patrzył, ciągle jakby nie akceptując zaistniałej sytuacji. Westchnęłam
ponownie.<br />
- Ja ufam mu całkowicie. Ty zrobisz, jak zechcesz. – Tym samym zakończyłam
wyjaśnienia. Przez chwilę w aucie panowało milczenie, ale w pewnym momencie
Nate roześmiał się, przez co wprawił w osłupienie i mnie, i Nigela. Napotkał
moje zdezorientowane spojrzenie w odbiciu lusterka, więc pospieszył z
wyjaśnieniami.<br />
- Po prostu przypomniałem sobie finał twojego polowania na mnie i nieco mnie to
rozśmieszyło. Właściwie to nie jestem pewien, kto tak naprawdę wyszedł z tego
„pojedynku” zwycięsko. – Zakończył, po czym zaśmiał się ponownie, a ja robiłam,
co mogłam, by się nie zarumienić. Potrząsnęłam głową. <br />
- Powiedz mi o tych wampirzych dilerach. – Rzekłam, chcąc wreszcie przejść do
sedna spotkania. Nataniel pokiwał głową i zaczął opowiadać o tym, co przekazali
mu jego podwładni. <br />
Okazało się, że kilkunastoosobowa grupa krwiożerców handluje twardymi dragami
wśród ludzi z biednych londyńskich dzielnic, ostatnio nawet rozszerzając
działalność poza miasto, wdzierając się ze swoim towarem do szkół, więzień i
innych miejsc, w których pełno ludzi chętnych do zagłuszenia świadomości i
zapomnienia o smutnych realiach ich życia. Gdyby to byli śmiertelnicy – nie
miałabym ani prawa, ani obowiązku działać w tej sprawie. Ale gdy krwiożercy
szkodzili ludziom (którzy, nawiasem mówiąc byli na tyle głupi, by sięgnąć po
narkotyki), nie miałam wyboru i musiałam coś zrobić.<br />
Z tego, co powiedział Nate wynikało, że są całkiem porządnie uzbrojeni w
pistolety i karabiny różnej maści, a dwóch z nich było wcześniej zabójcami
krwiożerców w szeregach złotookich wampirów. Dawało nam to niezły obraz
sytuacji. Zaczęłam żałować, że zabrałam ze sobą Nigela, a nie kogoś bardziej
doświadczonego, ale gdy tylko wjeżdżaliśmy w uliczkę wskazaną przez rudego
wampira, Nigel wyprostował się jak struna i otworzył szeroko oczy.<br />
- Czuję to. – Oświadczył pewnym głosem.<br />
- Czujesz co? – zapytałam zdezorientowana, ale po chwili zrozumiałam, o co mu
chodziło. Do moich wyczulonych nozdrzy dotarł cierpki zapach amfetaminy i
znacznie delikatniejsza, subtelna woń kokainy. Wiedziałam o nich sporo, bo nie
raz miałam z nimi do czynienia, czułam się jednak całkowicie usprawiedliwiona,
gdyż będąc wampirem, mogłam pozwolić sobie na eksperymenty na własnym ciele.
Zawsze mogłam usunąć wszelkie niepożądane efekty narkotyków, a tego zwykli
śmiertelnicy uczynić nie mogli. Spojrzałam na Nataniela i kiwnęłam w jego
stronę głową, jakbyśmy oboje myśleli o tym samym. Trzeba znaleźć kryjówkę i odczekać,
aż na horyzoncie pojawi się jakiś krwiopijca, na tyle nieopatrzny, by
przechadzać się samotnie. Wyłączyłam światła i cofnęłam auto, wjeżdżając z
cichym pomrukiem silnika w zaułek kilka posesji dalej. Mój przyjaciel nie był
pewny, jak wiele budynków zajęła ta cała wampirza mafia, więc dla własnego
bezpieczeństwa oddaliliśmy się od bezpośredniego źródła narkotycznych zapachów.
Pozostało nam jedynie czekać.<br /><b><br /></b></span><br />
<div style="text-align: center;">
<b><b><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">* * *</span></b></b></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><b>
<br />*Oczami Jasmine*<br /> Następnego dnia rano (jeśli rano można nazwać godzinę trzynastą.), Kuba błagał
mnie o jakieś tabletki na kaca. Trener miłosiernie odwołał poranny trening,
więc chłopcy wyjątkowo mogli się stawić nie dziewiątej, a o siedemnastej. Mimo
to czułam, że i tak nie dadzą rady. Wiele razy byłam na imprezach i
widziałam ile niektóre osoby potrafiły wypić, jednak powiem szczerze, że
piłkarze Borussii pobili wszelkie rekordy. Nie powiem, żeby nie było śmieszne.
Kevin razem z Mario postanowili, że zorganizują karaoke. Zawsze cieszyłam się,
że nie jestem głucha, jednak tym razem miałam ochotę sobie odrąbać uszy. Na
szczęście nasz główny DJ, czyli Piszczek, zorganizował tańce. Na pewno po tej
imprezie nie zapomnę Romana tańczącego na stole. Szczególnie po tym, gdy
dołączył do nie Ilkay. Dzięki Bogu, że nie było z nami dzieci... <br />
Ja tańczyłam chyba, że wszystkim, choć głównie z Kubą. Parę razy zaprosiłam
również Marco - nowy/stary nabytek Borussi, który mimo wszystko wydawał się
nieco skrępowany. <br />
Trener na początku śmiał się z wybryków swoich podopiecznych, jednak po pewnym
czasie jego mina zrzedła. Wtedy zarządził koniec imprezy. Biedni chłopcy,
niemogący się ze sobą rozstać... Choć w sumie biedniejsze były ich partnerki...<br />
- Mam nadzieję, że po tej imprezie nie będziesz myślała, że Borussia, to klub
zawodowych pijaków. - Powiedział Juergen Klopp szykując się do wyjścia. <br />
- Spokojnie. Potraktuję to jako jednorazowy wyskok. - Uśmiechnęłam się.<br />
- Już cię lubię! - Powiedział obejmując mnie ramieniem. - W każdym razie, jutro
dam im popalić! - Zaśmiał się.<br />
Kiedy wszyscy goście wyszli, zaczęłam rozglądać się za Kubą. Zmogło go na
kanapie, więc postanowiłam go nie ruszać. Sama poszłam spać do sypialni.<br />
- Jass, błagam pomóż! - Krzyk Błaszczykowskiego wrócił mnie do rzeczywistości.
Poszłam do salonu, gdzie na kanapie dogorywał blondyn. - Możesz mi przynieść
tabletkę na kaca, proszę? - Powiedział wychylając głowę zza poduszki.<br />
Zaśmiałam się. Chwilę później dostał ode mnie proszek i wodę w szklance.
Zadowolony połknął lek i poszedł dalej spać. Mimo, że miałam cały dom do
posprzątania, to byłam wyjątkowo wesoła. Może i to wredne, ale myśl o tym jak
chłopaki będą się dzisiaj męczyć na treningu wywoływała u mnie atak śmiechu. <br />
Równo o godzinie szesnastej piętnaście, stałam przy drzwiach trzymając torbę
treningową Kuby. <br />
- Co się tak cieszysz. - Powiedział podchodząc do mnie i odbierając swoje
rzeczy. - Ty masz lepiej! Możesz sobie całego kaca "usunąć". - Dodał
z pretensją.<br />
- Trzeba się w życiu ustawić. - Zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. -
Miłego treningu!<br />
Chłopak westchnął, a następnie ruszył w stronę taksówki, która czekała na niego
pod domem. Zamknęłam za nim drzwi. Postanowiłam zrelaksować się i obejrzeć
jakiś film. Niestety sielanka nie trwała długo. </b></span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><b><b> * * *</b></b></span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><b>
</b><br />*Oczami Alice*<br />Każdy wdech zapewniał mi kolejną dawkę słodko-cierpkiego zapachu używek, a
po kilkunastu godzinach wąchania tego świństwa potrzebowałam użyć swoich mocy,
by przywrócić sobie trzeźwość umysłu. Nigel zrezygnował z daru człowieczeństwa
podczas misji, więc jedynym dźwiękiem przez wiele godzin, oprócz naszych
oddechów, był łomot mojego serca, wybijającego stały rytm. Nie mogłam już
całkowicie wyłączyć sobie człowieczeństwa, gdyż zakochanie zbyt mocno
upodobniło mnie do człowieka. Nadal mogłam korzystać z nadludzkiej siły i
zmysłów, wyłączać uczucie upojenia lub kaca, poruszać się z szybkością
niemożliwą do zarejestrowania przez ludzkie oko. Jednak kolor moich oczu, bicie
serca i bycie narażonym na śmierć w tym samym stopniu, co zwyczajny śmiertelnik
– tego nie mogłam się pozbyć i właśnie w tamtej chwili tego brakowało mi
najbardziej. Byłam nieco śpiąca – poza mną nikt w aucie nie musiał spać – ale
nie dawałam tego po sobie poznać. Im mniej osób wiedziało o mojej „wpadce”, tym
lepiej. Już miałam zacząć jakąś rozmowę, gdy w mojej kieszeni zawibrował
telefon. Odebrałam, dostrzegając na wyświetlaczu nazwisko: Larousse. Moje brwi
wystrzeliły ku górze i zaciekawiona przyłożyłam słuchawkę do ucha: - Tak
słucham?<br />
- Witaj Alice! Tu Samantha. Co słychać?<br />
Byłam świadoma, że Nigel, który właśnie przesiadał się do tyłu i rozkładał na
fotelu, oraz Nataniel słyszą każde słowo, zarówno moje jak i mojej rozmówczyni,
jednak sama byłam zbyt zaskoczona i ciekawa, po co dzwoni do mnie przyjaciółka
Jasmine, z którą oprócz tego właśnie faktu, nie miałam wiele wspólnego.
Pamiętałam, że miała się mną zająć podczas pierwszych lat mojego szkolenia, w
czasie gdy Jass była na swojej tajemnej misji. Ale Samantha nie zrobiła
absolutnie nic oprócz udupiania mnie na każdym kroku. Gdy wykorzystałam już
wszystkie możliwe kary, to ona kierowała zespołem wymyślającym nowe sposoby
dania mi nauczki za moje wybryki. Nie winiłam jej za brak troski o mnie – nikt
nie ma formalnego obowiązku zajmować się cudzym nowonarodzonym. Niemniej jednak
Jasmine była przekonana, że jej przyjaciółka interesuje się mną i dba o mnie,
co w ostatecznym rozrachunku okazało się totalną bzdurą.<br />
- Właściwie wszystko w porządku, dziękuję za troskę. – Ostatnie słowa były
nieco sarkastyczne, ale Samantha najwyraźniej nie zwróciła na to uwagi. <br />
- Mam dla ciebie nowe zadanie, kiedy możesz zacząć? – zapytała nagle, pełna
podejrzanego entuzjazmu. Jakby zabijanie krwiożerców rzeczywiście było super
rozrywką. <br />
- Obawiam się, że nie mogę w najbliższym czasie zabrać się za żadną nową misję,
gdyż właśnie zaczęłam jedną i może ona trochę potrwać. – Odpowiedziałam
grzecznie, na co po drugiej stronie usłyszałam westchnięcie i jakby jakieś
francuskie przekleństwo. Uśmiechnęłam się pod nosem. Teraz wiesz, jak to jest
gdy zawodzi cię ktoś, kto miał być na każde twoje zawołanie. <br />
- A mogę wiedzieć co to za misja? – rzuciła po chwili. Podrapałam się po karku.<br />
- Niestety nie wydaje mi się, bym mogła dzielić się moimi rozkazami z panią,
pani Larousse. – postanowiłam zabić ją grzecznością. <br />
- Dobrze, rozumiem. Ale gdybyś potrzebowała jakiejś pomocy, albo chciała robić
coś innego, znasz mój numer. Wystarczy poprosić.<br />
- Jasne – odparłam, choć w środku czułam nieopisaną irytację. Ona śmie mi
mówić, żebym o coś prosiła? Niech ta blondwłosa cizia nie myśli sobie, że może
mną rządzić. <br />
W czasie gdy ja dyskutowałam z Samanthą, Nigel przeniósł się na tył i tam
wyciągnął się na jednym z foteli. Nataniel zaś, ku zaskoczeniu tego drugiego,
ułożył się w poprzek, głowę umiejscawiając na kolanach młodego wampira. Przez
chwilę ten drugi był mocno zdezorientowany, ale gdy spojrzałam na nich po raz
kolejny, jego dłonie wplątane były w rude kosmyki Rushera, delikatnie masujące
czaszkę krwiożercy. Nagle Nate się poderwał, i usiadł prosto, wpatrując się w
szybę bocznych drzwi. <br />
- To on. Najstarszy. – Odparł, powoli śledząc wzrokiem samotnie kręcącego się
po podjeździe faceta. <br />
Ja również naprężyłam wszystkie mięśnie i przygotowywałam się do ataku, kończąc
szybko i niedbale konwersację z panną Larousse. Nigel wyciągnął ze swojej torby
mały pistolet i schował go w kaburze przypiętej do paska. Spojrzał mi prosto w
oczy i rzekł: <br />
- Ja to zrobię.</span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br />* * *</span></div>
<b><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br />*Oczami Jasmine*<br /> - Cześć Edward! - Powiedziałam odbierając telefon. Ostatnimi czasy kochany
wampirek dzwonił raz w tygodniu, by dowiedzieć się, "co tam".
Zachowywał się jak nadopiekuńczy rodzic, a to przecież teoretycznie, to ja
byłam jego matką.<br />
- Cześć! Co tam?<br />
Westchnęłam.<br />
- Nic ciekawego. A u ciebie?<br />
- Ostatnio trochę się działo... Była wczoraj ta cała impreza? - Zapytał, a w
jego głosie wyczułam niepokój.<br />
- No tak...<br />
- A była Samantha? <br />
- Była. – Powiedziałam niepewnie.<br />
W słuchawce zapanowała cisza. Czułam, że Edward chce mi zakomunikować. Powiem
szczerze, że obawiałam się co. <br />
- Jass, tak mi przykro! – Usłyszałam nagle w słuchawce. - Samantha odeszła do
krwiożerców. <br />
Czułam, że zaschło mi w gardle. <br />
- Dlaczego? - Wydusiłam.<br />
- Nie wiemy... Po prostu przysłała list... Nie rozumiem jej. - Powiedział. <br />
Czułam, że jest zawiedziony. Ostatnimi czasy naprawdę sporo się działo, a on
nie dawał sobie z tym rady. Bał się tego co przyniesie przyszłość. Jednak ja
nie miałam zamiaru go pocieszać. Nie było mi go żal. Zakończyłam rozmowę szybkim pożegnaniem i odłożyłam telefon na stolik.<br />
- Dlaczego to zrobiłaś, Sam? – Zapytałam.<br />
Kobieta siedząca na kanapie westchnęła. <br />
- Wybacz Jass. Nie mogłam już dłużej tego ukrywać…<br />
- Nie chodzi mi o to. – Powiedziałam lekko zirytowana. – Dlaczego zabiłaś Aleksa
i Sarę?! Jak mogłaś?! Przecież to twoi przyjaciele!<br />
- To BYLI moi przyjaciele. – Poprawiła mnie. – Wiesz, że oni za bardzo lubili
Edwarda i Bellę. Nie pomogliby mi.<br />
Usiadłam na kanapie obok niej. Blondynka objęła mnie pocieszająco ramieniem.
Powiem szczerze, że nie mogłam w to wszystko uwierzyć.<br />
Zaraz po wyjściu Kuby usłyszałam dzwonek do drzwi. Była to Samantha. Dziewczyna
w godzinę zrujnowała mój światopogląd! Przypomniała mi o tych pamiętnikach,
które dostałam od Aleksa. Nigdy ich nie czytałam, ale Sam opowiedziała mi co
Brown tam napisał. <br />
Edward i Bella nigdy nie byli dobrymi władcami. Przejęli władzę po śmierci
świetnego przywódcy – Carlisle'a – który poprzeczkę ustawił im bardzo wysoko.
Niestety, ale za wysoko. Ich metody stawały się coraz bardziej brutalne. Jako,
że cały czas trwała wojna z krwiożercami, ciągle potrzebowali nowych wampirów.
Dlatego porywali małe dzieci ze szpitali, placów zabaw, szkół. Następnie
pozwalali im osiągnąć wiek osiemnastu lat, oczywiście szkoląc ich w tym czasie.
Potem przemieniali je w wampiry łaknące śmierci ich najgorszych wrogów –
krwiożerców. Długo tolerowałam ich metody, jednak po Alice zaczęłam się
buntować. <br />
Moim zadaniem w naszej firmie było znajdować takie dzieci i zaprowadzać je na
szkolenia. Następnie trzeba było się pozbyć rodziców. Oczywiście nie zawsze,
ale zazwyczaj. Oni nigdy nie przestawali szukać swoich pociech, a kiedy
zabrnęli za daleko, to trzeba było ich usunąć. <br />
Jednak szybko okazało się, że to nie jest opłacalne, dlatego wpadli na inny
pomysł. <br />
W naszej wampirze rodzinie, dwie osoby miały niezwykły dar. Była nim możliwość
wymazywania pamięci. Niestety jedna osoba przeszła do krwiożerców, jednak
Charlie został. Edward, który przebywał akurat w Polsce, wskazał na młodą
rudowłosą kobietkę. Moim zadaniem było pozbawić ją życia i przemienić. Do
dzisiaj wstydzę się patrzeć Alice w oczy. Później wiele lat musiałam spędzić w
Polsce, by zatuszować jej zniknięcie. Jakoś z małymi dziećmi szło prościej. <br />
Kiedy wróciłam do Anglii, coś we mnie pękło. Dziewczyna, która w ogóle mnie nie
znała, ufała mi, tęskniła za mną, nie wiedząc co ja zrobiłam. Wiedziałam, że
strasznie żałuje, że jest wampirem. Wiele razy mi mówiła, że gdyby mogła cofnąć
czas… <br />
Wtedy postanowiłam, że nie będę brała już dłużej w tym udziału. Razem z
Samanthą i Aleksem postanowiliśmy, że trzeba odsunąć Edwarda i Bellę od rządów.
Razem zabiliśmy Alice Cullen i Jaspera. Dziewczyna była po stronie obecnego
władcy. W swoich wizjach zobaczyła, co zamierzamy zrobić, więc musieliśmy się
jej pozbyć. Jako, że Jasper był w niej zakochany, to odszedł razem z nią. <br />
Nie wiem dlaczego, jednak w pewnym momencie Aleks odwrócił się też od nas.
Myślałam, że to Edward, albo Esme, która swoją drogą chyba też miała jakieś
plany dotyczące obecnych władców, dowiedzieli się co knuje i go zabili. Jednak
nigdy nie podejrzewałabym o to swojej i jego najlepszej przyjaciółki! <br />
- Nie miałam wyboru! – Powiedziała chowając twarz w dłoniach. – On chciał mu
wszystko powiedzieć! Wiesz, co wtedy zrobiłby z nami Edward! – W jej oczach
widziałam łzy. <br />
Chłopak był bardzo okrutny i wiedziałam, że czekałaby nas śmierć, ale nie taka
zwykła. <br />
- Pewnie zabiłby Kubę! – Powiedziała patrząc mi prosto w oczy. Makijaż miała
cały rozmazany od łez. <br />
Uwierzyłam jej, choć na początku miałam ochotę zrobić jej to samo, co ona Aleksowi.
Zrozumiałam jednak, że Sam po prostu chciała nas chronić. <br />
Pożegnałam ją, dając jej do zrozumienia, by na razie się do mnie nie odzywała.
Musiałam sobie to wszystko uporządkować. <br />
Usiadłam na kanapie zalewając się łzami. <br />
Nagle usłyszałam dzwonek. Miałam wielką ochotę go zignorować, jednak czułam, że
nie mogę. Otarłam ręką łzy i poszłam otworzyć drzwi. Chwyciłam za klamkę i
wzięłam głęboki oddech. Moim oczom ukazał się nie za wysoki mężczyzna z
kilkudniowym zarostem na twarzy. Stał oparty o framugę drzwi i uśmiechał się,
jak typowy niegrzeczny chłopak. <br />
- Witaj Jass! - Powiedział.<br />
- James...?<br />>>>>>>>>>>>>>>>><br />Hejka, Kochani!<br />Znowu przeze mnie obsuwa, choć nie tylko ja tu zawiniłam ;)<br />Mamy nadzieję, że spodobał Wam się ten zwrot akcji, choć i dla nas jest on zaskakujący - nie planowałyśmy tego na początku. Ale dobre pomysły jak wino - muszą dojrzewać, więc ta koncepcja rodziła się w naszych głowach od dawna i właśnie przeczytaliście skutki.<br />Jeśli znowu piszę od rzeczy - przepraszam, ale jak zwykle zjawiam się tutaj po nocach, więc moja jasność umysłu jest nieco zachwiana.<br />Dla spragnionych ciągu dalszego mogę zapowiedzieć małą niespodziankę - postaramy się, by następny rozdział pojawił się jeszcze w ten weekend, ale to jeszcze nic pewnego, więc trzymajcie za nas kciuki i czytajcie dalej te produkty naszych porąbanych umysłów.<br />Pozdrowienia z wakacji,<br /><span style="color: #660000;">Rooksha&Wariatka</span></span></b><br />
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">
</span><!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></b></div>
Rookshahttp://www.blogger.com/profile/10271565682508867908noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-78887308316550129412013-07-28T01:27:00.000+02:002013-07-28T21:54:50.876+02:00Rozdział dziewiętnasty<div class="MsoNormal">
<i><span style="background-color: white; background-position: initial initial; background-repeat: initial initial; font-size: 11pt;"><br /><span style="background-color: black;">Kto miłości nie zna, ten
żyje szczęśliwy, i noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy.</span></span></i></div>
<div style="display: inline !important; text-align: right;">
<i style="background-color: transparent;"> ~Adam Mickiewicz</i></div>
<div class="MsoNormal">
<i><span style="font-size: 15px;">Muzyka:<a href="https://www.youtube.com/watch?v=YAKSQ_NwUzI" target="_blank">Hate That I Love You</a></span><br /><br /><b>Wieczór, 17.06.2012r.</b></i><br />
<b>*Oczami Jasmine*</b>
<b>Wytarłam czerwonym rękawem usta umazane
krwią. Patrzyłam na młodego człowieka leżącego u moich stóp. Nie było mi go
żal. Jedyne co czułam, to pragnienie. Chciałam więcej i więcej! <br />
Wyszłam z zaułka. Od paru dni chodziłam po zaciemnionych uliczkach szukając
nowych ofiar. Nie miałam konkretnego typu, choć zazwyczaj był to trochę
nachlany kibic, bo taki krzyczy dość mało. Ostatnio było ich sporo. W sumie
dziwić się im? Polska przegrała z Czechami w pięknym stylu! Idealna okazja by
się napić!<br />
Nadmiar ludzkiej krwi w moim organizmie powodował, że wszystko co było kiedyś
we mnie dobre, powoli odchodziło w niepamięć. Nie czułam wyrzutów sumienia.
Mordując byłam coraz bardziej okrutna. <br />
Minęłam jakąś kobietę idącą z dzieckiem. Mój nos poinformował mój mózg, że
nieznajoma może być dobrą kolacją. Bez namysłu ruszyłam za nią. Kiedy skręciła
w jakąś ciemną uliczkę znajdującą się między blokami, użyłam swoich wampirzych
zdolności i w mgnieniu oka wyprzedziłam ją. Kobieta zatrzymała się. Czując
niebezpieczeństwo związane z moją osobą, ukryła małą córeczkę za swoim ciałem.
Patrzyła się na mnie przerażona. Chyba nawet chciała coś powiedzieć, jednak
strach spowodował, że jej gardło nie chciało wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
Ja stałam tak, patrząc się na nią. Już dawno bym zaatakowała, gdyby nie małe
zielone ślepia, które świdrowały mnie na wylot. Śliczna, mała, brązowowłosa
dziewczynka patrzyła na mnie inaczej niż matka. Nigdy nie widziała osoby takiej
jak ja, więc teraz zerkała na mnie z ciekawością. <br />
Ja też byłam jak w transie. Mój wzrok skupił się teraz na małej istotce. Czy
naprawdę jestem na tyle okrutna, żeby odebrać temu maluchowi matkę? Przecież ja nigdy taka nie byłam!<br />
Potrząsnęłam głową. Byłam. Bardzo dawno temu, ale byłam. Wzięłam głęboki wdech
i ze świstem wypuściłam powietrze. Spojrzałam na kobietę. Szybko podbiegłam do
niej, łapiąc ją za ramiona. Następnie wbiłam swoje zęby w jej szyję. Poczułam,
jak ciepła ciecz przepływa przez moje gardło. Kochałam to uczucie. Zastanawiałam
się, dlaczego kiedyś porzuciłam tą dietę.<br />
- Zostaw ją! - Usłyszałam za sobą znajomy, stanowczy głos. <br />
Wyjęłam swoje białe kły ze skóry kobiety i wypuściłam ją. Ona upadła na ziemię.
Nie wypiłam z niej całej krwi, więc jeszcze żyła. Jednak była tak osłabiona, że
nie mogła wstać. <br />
Odwróciłam się by zobaczyć osobę, która w tym momencie przerwała moją kolację.
Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że stoi przede mną sam Jakub Błaszczykowski.
Spojrzałam na niego zdziwiona.<br />
- Co ty robisz?! - Zapytał zszokowany.<br />
- Miałam cię zapytać oto samo. Czyżbyś zgłodniał? - Uśmiechnęłam się, a jego
oczom ukazały się moje kły, na których teraz mógł dostrzec ślady krwi. <br />
Mężczyzna nie odpowiedział na pytanie, tylko podszedł do kobiety. <br />
- Wszystko w porządku? Może pani wstać?<br />
- Mało prawdopodobne. Dość sporo wypiłam...<br />
- Jass, możesz się zamknąć? - Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. Podniosłam ręce
w geście "poddaję się". - Proszę pani? - Zwrócił się teraz do
kobiety. - Wszystko w porządku?<br />
Dziewczyna nie reagowała. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie wiem gdzie
jest jej córeczka. Zaczęłam się rozglądać, tymczasem Kuba reanimował moją
kolację. Nagle wśród krzaków dostrzegłam parę bardzo zielonych tęczówek.
Podeszłam do niej bliżej.<br />
- Nie musisz się mnie bać. Nic ci nie zrobię. - Powiedziałam, a potem
uśmiechnęłam się do krzaczka. Po tych słowach zza liści wyłoniło się brązowowłose
stworzenie. Westchnęłam. Ukucnęłam i zaczęłam pozbywać się pozostałości natury
z jej włosów i ubrań. <br />
- Dziękuję. - Powiedziała dziewczynka, gdy skończyłam.<br />
Wzruszyłam ramionami. <br />
- Nie wiem, za co ona ci dziękuje. - Powiedział Kuba, przykrywając półżywą
kobietę swoją marynarką. <br />
- Ja też nie mam ci za co dziękować. Właśnie opatrujesz moją kolację! -
Wskazałam palcem na kobietę. - Możesz mi
wyjaśnić co ty tutaj robisz? - Zapytałam, patrząc na niego wkurzona. <br />
- Wyjaśnię ci, ale nie tutaj. Dam ci klucz do mojego pokoju. Wrócisz do hotelu
i poczekasz na mnie. Ja zadzwonię po pogotowie.<br />
- Tak? I co im powiesz? "Szedłem sobie, gdy nagle zobaczyłem, jak
"coś" zjada kobietę"? - Zaśmiałam się.<br />
- A masz lepsze wyjście? - Skrzyżował ręce na wysokości piersi. - Nieźle
nabałaganiłaś i teraz ja to muszę posprzątać!<br />
- Wcale nie musisz! Świetnie dam sobie radę!<br />
- Nie byłbym tego taki pewien! - Krzyknął.<br />
- Mój drogi... - Podeszłam do niego tak, że teraz nasze twarze dzieliły
milimetry. - Nie z takimi rzeczami sobie radziłam. - Zaczęłam kierować się w
stronę kobiety.<br />
Stanęłam nad nią. Złapałam za jej kark i mocno przekręciłam. Usłyszeliśmy tylko
zgrzyt kości. Ciało upadło na ziemię.<br />
Błaszczykowski patrzył na mnie z przerażeniem. Ja wyjęłam z kieszeni zapałki.
Gdy na małym patyczku pojawił się płomyk, upuściłam go na martwą kobietę. To
samo zrobiłam z kilkoma następnymi zapałkami. <br />
- Nie poznaję cię... - Wyszeptał blondyn patrząc na mnie. <br />
Wzruszyłam ramionami. Podeszłam do małej.<br />
- Masz tatę, babcię, dziadka? - Zapytałam, kucając przy niej. <br />
- Mam mamę. - Wskazała palcem na płomienie.<br />
- Dobrze. To choć z nami. - Mówiąc to podałam jej rękę. Dziewczynka bez oporu
złapała za nią. - Idziesz, Błaszczykowski? - Zwróciłam się do chłopaka. -
Chyba, że chcesz zostać na ognisku?<br />
Potrząsnął głową, a następnie ruszył za nami. Wiedziałam, że jest przerażony,
jednak nie chciał, żebym to po nim poznała. <br />
- Nie uważasz, że ognisko na środku chodnika, może zwrócić uwagę mieszkańców
bloku? - Zapytał po chwili.<br />
- Mam taką nadzieję. Jednak zanim je zgaszą, wszelkie dowody mojego morderstwa
znikną. </b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><b>***</b></b></div>
<b>
</b>*Oczami Alice*<br />
- Jeszcze jedną whiskey, Jack. – Głos Timothy’ego przebijał się przez
dudniącą z głośników muzykę. Nie byłam pewna ile czasu spędziliśmy w klubie o
interesującej nazwie ‘Seven Sins’. Bujałam się na parkiecie, otoczona
wianuszkiem spoconych facetów, których oczy nieustannie skierowane były na moje
piersi lub tyłek. W końcu Tim przedarł się przez tańczący tłum i wyciągnął mnie
z niego, ze śmiechem chroniąc mnie w swoich objęciach. Miał budowę futbolisty,
uśmieszek godny diabła i pełne sarkazmu spojrzenie, dlatego żaden z moich
tymczasowych adoratorów nie próbował ponowić zalotów. W większości zapewne
chcieli dobrać się do moich majtek, ale nie na tym miał polegać dzisiejszy
wieczór. Tim wyciągnął mnie z mieszkania na trochę szaleństwa, gdyż , jak
stwierdził „nie może patrzeć jak marnuje się potencjalna mistrzyni w piciu
whiskey”. Tak więc wlewałam w siebie podsuwane mi kolejki, nie przejmując się
zbytnio niewyraźnym obrazem i zaburzeniami równowagi. Do tego doszły też napady
śmiechu, po których mój przyjaciel postanowił zmienić lokal. Wsiedliśmy do jego
auta, a w chwili gdy na mnie spojrzał, widziałam jak alkoholowe upojenie
ulatnia się z jego spojrzenia, by całkowicie zniknąć w ułamkach sekund.
Ruszyliśmy z piskiem opon, wygodnie oparci o sportowe fotele Jaguara. Tim
majstrował chwilę przy radiu, jednak zaprzestał działań, gdy złapałam go za
dłoń i pokręciłam głową. Popatrzył na mnie przez chwilę, po czym bez słowa
skierował wzrok z powrotem na drogę. Pędziliśmy autostradą w stronę Londynu,
mijając wieczornych kierowców i rozpędzone ciężarówki. Po pewnym czasie, Anders
zdecydował się przerwać ciszę.<br />
- W sumie nie dbam o Twoje związki z ludźmi, gdyż zwykle nie trwają dłużej niż
tydzień, ale z tym Loczkiem kręcisz już kilka miesięcy, więc pytam: wszystko
okej? – zakończył wypowiedź, znajdując moją dłoń i ściskając ją w swojej.
Zerknęłam na niego zdezorientowana, nie pytałam jednak po co pyta o moje życie
łóżkowe. Potrzebowałam tej rozmowy, wiedzieliśmy o tym oboje. <br />
- Nie wiem, czy nazwałabym obecny stan „okej”, ale najgorzej też nie jest.
Ostatnio nawet zaliczyłam z nim numerek na trawie w środku Bangkoku, ale w
trakcie ugryzłam go w ramię i trochę ześwirował, a teraz nie odzywa się w
ogóle, co jest dosyć dziwne, bo zwykle dzwonił kilka razy w tygodniu, dlatego
martwię się, czy wszytko u niego w porządku. – Wyrzuciłam na jednym wydechu, zawzięcie gestykulując. Timothy
kiwał głową w miarę mojej krótkiej opowieści, ale w połowie jego oczy przybrały
kształt i wielkość piłeczek do golfa, zaś samo spojrzenie wwiercało mi się
między brwi. <br />
- Co mu zrobiłaś?! – podniósł głos, zupełnie zapominając o drodze. Zapadłam się
bardziej w fotel.<br />
- Ugryzłam go w ramię. – Odpowiedziałam ściszonym głosem, a on wpatrywał się we
mnie gniewnie.<br />
- Alice… - zaczął.<br />
-Nie, Tim. Nie zachowuj się jak mój opiekun – przerwałam mu – jedna Jasmine
całkowicie mi wystarcza.<br />
Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, po czym westchnął i zwrócił się z
powrotem w stronę jezdni. <br />
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. <br />
- Właśnie nie bardzo wiem, o co ci chodzi, Tim. Kiedy ty nachlałeś się ludzkiej
krwi i zniszczyłeś dom Brownów, nie zadawałam pytań, tylko pomogłam ci go
spalić, a potem ukryłam cię w swoim domu. <br />
- Mam ci pomóc zabić tego chłopaka? – zapytał, unosząc brew. Zachichotałam pod
nosem.<br />
- Nie, głupku. Tylko się mnie nie czepiaj. – Odparłam z półuśmiechem,
szturchając go w ramię. On też się uśmiechnął. <br />
- Wypiłaś jego krew? – wyszeptał po chwili milczenia. Zerknęłam na niego
ponownie.<br />
- Tylko kilka kropel.<br />
- I…? Jest smaczny? – zapytał, a ja wybuchłam śmiechem. <br />
- Całkiem nienajgorszy, a czemu pytasz? – uniosłam brew, patrząc na niego
wyczekująco.<br />
- Dla podtrzymania konwersacji, ty mała recydywistko.<br />
- Recydywistko? A to dlaczego?! – oburzyłam się.<br />
- Mamy bezwzględny zakaz zakochiwania się, szczególnie w ludziach. A ty
patrzysz na mnie swoimi zielonymi patrzałkami i udajesz, że nic się nie dzieje?
– już się nie uśmiechał, patrzył jedynie na jezdnię nieobecnym wzrokiem. Gdyby
moje serce biło, to właśnie w tamtej chwili by się zatrzymało.<br />
Zielonymi? Przecież miałam złote tęczówki, tak jak każdy złotożerca. Żeby kolor
się zmienił trzeba pić ludzką krew, albo… W ułamku sekundy opuściłam klapkę z
lusterkiem i wlepiłam wzrok w swoje odbicie. Z początku widziałam jedynie
błyszczące tęczówki w kolorze płynnego złota, jakie zwykle dostrzegałam w
zwierciadle, ale po chwili, gdy przechyliłam głowę na bok, mogłam zauważyć
zielone przebłyski mieszające się z bursztynową masą. Oniemiała, zbliżyłam
twarz do odbicia, aby jeszcze lepiej przyjrzeć się swojemu odkryciu. Nie mogłam
uwierzyć, że to działo się tak szybko. Nie byłam zakochana w Harrym. Na pewno
nie. Owszem, troszczyłam się o niego, ale… <br />
Nagle ostre hamowanie popchnęło mnie na przednią szybę i pewnie wylądowałabym
na niej jak glonojad, ale silna ręka Timothy’ego złapała mnie w ostatniej
chwili. Opadłam na fotel, nie wiedząc dlaczego zatrzymał samochód. Z Manchesteru
do Londynu było <st1:metricconverter productid="200 mil" w:st="on">200 mil</st1:metricconverter>,
a nie byliśmy nawet w połowie. Spojrzałam na niego badawczo. Ściskał dłonie na
kierownicy, głęboko oddychając. <br />
- Dlaczego mi to robisz, Alice? – zapytał w końcu, wpatrując się w swoje ręce.<br />
- Co ci robię, Tim? – nie rozumiałam o co mu chodzi. Spojrzał na mnie
gwałtownie i…<br />
Wtedy dostrzegłam coś, na co od dawna patrzyłam, ale nigdy tak naprawdę nie
widziałam. Oczy Timothy’ego były złote, ale brakowało im tego
charakterystycznego pobłysku, jego tęczówki były jakby matowe. I, dopiero teraz
to do mnie dotarło, nawet gdy był głodny, oczy mu nie ciemniały, zawsze
pozostawały tak samo złote i piękne. Potrząsnęłam głową. Właśnie dotarła do
mnie prawda, na którą totalnie nie byłam przygotowana. Tim jest zakochany, a ja
nawet nie wiem w kim. Natychmiast dopadły mnie wyrzuty sumienia, w końcu
okazałam się okropną przyjaciółką. Przerwał jednak moje wewnętrzne objawienia.
Spuścił głowę, a jasne kosmyki jego włosów ukryły przede mną jego twarz.<br />
- Nie wiem co mam ci powiedzieć, Allie. To się dzieje już tyle lat, a ty
zachowujesz się, jakbyś nie zauważyła. Ciągle widzę cię z innymi facetami i
czasem naprawdę jest ciężko znieść twoje humory, ale mimo wszystko nadal tu
jestem, podczas gdy ty wyjeżdżasz z jakimś zupełnie obcym dzieciakiem na drugi
koniec globu, a potem opowiadasz mi o waszym seksie na trawie. Nie masz
sumienia?! <br />
- Tim, ja…- całkowicie mnie zatkało. Za dużo odkryć jak na jedną noc. Nie dość,
że nie zauważyłam jak mój przyjaciel się zakochał, to jeszcze nie dostrzegłam,
że właśnie we mnie. W brzuchu czułam ciążące wyrzuty sumienia; bałam się
spojrzeć mu w oczy. Wiedziałam, że wampir może zakochać się tylko raz. A to
niesamowicie komplikowało sprawy. Ja najwyraźniej czułam coś do Harry’ego, a
Timothy do mnie. W tamtej chwili dotarło do mnie, że nie jestem w stanie zrobić
nic, by go pocieszyć. Nic nie mogło już zostać zmienione, los potoczył się
niespodziewanie szybko, upychając w wolne miejsca niechciane uczucia. Nie
zauważyliśmy kiedy to wszystko się stało, ale jedno było pewne – tak już
zostanie na zawsze. <br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<b>*Oczami Jasmine*<br /> Staliśmy teraz na rogu jakiejś ulicy w Śródmieściu. Po odejściu od zwłok mojej
ofiary, wykonałam parę telefonów. Dzięki nim przed nami pojawiło się czarne
Audi Q7. Kubę usadziłam z tyłu razem z dziewczynką, a sama usiadłam obok
kierowcy, którym był młody wampir. Wymieniliśmy parę uwag, oczywiście w innym
języku, tak aby nasi pasażerowie nas nie zrozumieli. Musiałam trochę nakłamać i
powiedzieć mu, że znaleźliśmy to dziecko i ciało kobiety, i że prawdopodobnie
był to atak krwiożercy. Żółtodziób przystał na tą historię, a następnie zawiózł
nas na spotkanie z pewną osobą. W czasie drogi zmieniłam zakrwawioną bluzę - oczywiście
była taka, gdyż próbowałam ratować kobietę i ubrudziłam się - na czarną
marynarkę i związałam włosy w luźnego koka. <br />
Tak oto znaleźliśmy się w Śródmieściu. Młody wampir oddał mi kluczyki do
naszego pojazdu, a sam wsiadł do zaparkowanego nieopodal czarnego audi, tylko,
że modelu rs8. Czekaliśmy chwilę, aż zza rogu wyłoniła się kobieta. Kazałam
Błaszczykowskiemu chwilę poczekać, a sama odeszłam z nią kawałek. Przekazałam
jej małą opowiadając jej historię z moimi poprawkami. Kobieta kiwnęła głową,
mówiąc, że niedługo się ze mną skontaktuje. Następnie zabrała malucha. Nie
obyło się oczywiście bez lekkiego oporu ze strony dziewczynki. Na szczęście po
chwili udało mi się ją przekonać, że ta "miła pani" nic jej złego nie
zrobi. <br />
Kiedy dziewczyny zniknęły gdzieś na końcu ulicy, odwróciłam się do Kuby. Stał
tam, gdzie mu kazałam. Nie odezwał się odkąd zmuszony był wsiąść do auta. Teraz,
kiedy sami siedzieliśmy w samochodzie myślałam, że coś powie, jednak on cały
czas milczał patrząc się na drogę przed nami. <br />
- Dobrze się czujesz? - Zapytałam, gdy byliśmy już na parkingu przed hotelem.<br />
- Musisz mi wszystko wyjaśnić. - Powiedział stanowczo. <br />
Kazałam mu iść do swojego pokoju, gdyż sama miałam coś do załatwienia w
recepcji. <br />
- Pani pobyt został tu opłacony do jutra. Jeśli pani chce to możemy
przedłużyć...<br />
- Nie, dziękuję! Chciałam tylko zapłacić i się wymeldować, jednak najwidoczniej
mój przyjaciel sprawił mi niespodziankę. - Uśmiechnęłam się. <br />
Następnie udałam do Błaszczykowskiego. Weszłam do niego bez pukania.
Rozejrzałam się po pokoju. Nigdzie go nie było. Jednak po chwili usłyszałam
szum prysznica. Westchnęłam i usiadłam na łóżku. Zachciało mu się teraz
kąpieli. <br />
Po godzinie zaczęłam się martwić. Ile normalny facet może brać prysznic?!
Podeszłam do drzwi łazienki i grzecznie zapukałam. Gdy odpowiedział mi szum
wody, zrobiłam to ponownie. Powtórzyłam to jeszcze parę razy, tylko tym razem z
taką siłą, jakiej nie powstydził by się SS-man. W końcu zdenerwowana i
przygotowana na wszystko, co zobaczę weszłam do pomieszczenia.
"Przygotowana na wszystko"? Nie byłabym tego taka pewna. Pod
prysznicem, w samych spodniach siedział Jakub Błaszczykowski. Woda spływała mu
po głowie, a on patrzył się nieobecnym wzrokiem w drzwi kabiny. <br />
- Krew nie chce się zmyć. - Powiedział bezuczuciowo, nie odrywając wzroku. <br />
Zdjęłam marynarkę i rzuciłam ją gdzieś na podłogę. Następnie weszłam pod prysznic
nie zważając na resztę ciuchów. Usiadam obok kapitana reprezentacji Polski i
przytuliłam się do niego. <br />
- Przepraszam. - Wyszeptałam. On położył swoją głowę na mojej, przytulając mnie
mocniej.<br />
Poczułam się winna. Mój chwilowy brak sumienia sprawił, że nie pomyślałam, że
mogę go skrzywdzić widokiem mordowanej kobiety na oczach jej córki.
Szczególnie, że on już raz to przeżył...<br />
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Przez te parę dni nie zdawałam sobie sprawy,
że stałam się potworem. Skrzywdziłam tylu ludzi. Szczególnie żałowałam tej
małej dziewczynki, która mi tak strasznie ufała. A ja skazałam ją na to samo co
kiedyś Edwarda i Alice. <br />
Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Chyba moje sumienie znowu wróciło na miejsce, a
ja zaczęłam zachowywać się, jak współczujący człowiek.</b><br />
<div style="text-align: center;">
<b><b>***</b></b></div>
<b>
</b>
<br />
<div style="text-align: left;">
*Oczami Alice*</div>
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Nie byłam w stanie powiedzieć cokolwiek;
zdaje się, że przytłoczyła mnie waga odkrytych faktów. Nieodwracalność sytuacji
i jej niekorzystne dla wszystkich położenie sprawiało, że czułam się bezsilna
jak nigdy dotąd. Zastanawiałam się jak długo pozostawałam ślepa na zakochanie
mojego przyjaciela. Powinnam była dostrzec choćby ten głupi szczegół dotyczący
jego oczu. Ale zawsze myślałam, że przed przemianą miał niebieskie tęczówki –
jego blond włosy tylko utwierdzały mnie w tym przekonaniu. Jednak prawda
zaskoczyła mnie po raz kolejny. Z takimi oczami nie musiał się nawet kryć.
Wszyscy myśleli, że jest na zwierzęcej diecie, a ludzkie cechy zawdzięcza
darowi człowieczeństwa. Timothy nie był łowcą, jak ja. Pracował dla akademii
bardziej jako negocjator, ambasador. Czasem wyszukiwał nowe wampiry z
nietypowymi talentami i ściągał je do Londynu na szkolenie. Dlatego nie
potrzebne mu były nadludzkie cechy – z nikim nie walczył i nikogo nie zabijał.
Krew plamiła tylko moje ręce. Podobne myśli kłębiły się w mojej głowie jeszcze
kilka godzin, zanim dotarliśmy do mieszkalnej części akademii. Tim wjechał do
podziemnego garażu i zajął miejsce blisko windy. Wysiadłam z auta bez słowa, nie
zwracając uwagi na dziwne spojrzenia posyłane mi przez inne wampiry. Kilka osób
stało obok mnie, czekając na dźwig, wymieniając szeptem uwagi, które i tak
mogłam usłyszeć. Mój nagły wyjazd, w dodatku z piątką ludzi, wywołał niemałe
poruszenie w zamkniętej społeczności. Mieliśmy się ukrywać przed ludźmi, po
cichu likwidując zagrażających im krwiożerców. Ja jednak robiłam wszystko, by
uniknąć tego hermetycznego półświatka, ciągle głodna emocji i doznań, chętna na
przygodę i kłopoty. Timothy dołączył do mnie; wyczułam jego obecność za
plecami. Był jedną z niewielu osób, którym pozwalałam stawać w tym położeniu.
Za plecami zawsze czai się wróg, ale w tym przypadku mogłam czuć się
bezpiecznie. Nawet jeśli był na mnie zły, po odkryciach dzisiejszej nocy byłam
pewna, że nie mógłby mnie skrzywdzić. Gdy się kogoś kocha, umiera się razem z
nim. W porąbanej wampirzej psychologii działało to dosłownie, nie robiąc
żadnego wyjątku. Tak właśnie zginął Jasper Hale, a potem Aleks. Czułam się
okropnie wiedząc, że gdyby tylko coś mi się stało, z tego świata odszedłby
także mój przyjaciel. Moje rozmyślania przerwał krótki dźwięk obwieszczający
nadejście windy. Gdy stalowe drzwi otworzyły się z cichym sykiem, ręka
Timothy’rgo popchnęła mnie do przodu. Weszłam do windy, a zaraz za mną on.
Reszta czekających również chciała dostać się do środka, ale jedno spojrzenie
gniewnych tęczówek Andersa odpędziło wszelkich niechcianych pasażerów. Gdy
ruszyliśmy w górę, spojrzałam niepewnie na blondyna. Wcisnął przycisk z numerem
dziewięć. Jechaliśmy więc do jego mieszkania. Gdy skierował na mnie wzrok,
posłałam mu spojrzenie pełne wątpliwości. Podeszłam do niego i zatrzymałam się
kilka centymetrów przed jego ciałem. Uniosłam głowę, gdyż przerastał mnie o
kilkanaście centymetrów. W jego oczach dostrzegłam determinację i jednocześnie
zrezygnowanie. Jakby był czegoś pewien, ale z góry wiedział, że nikt w to nie
uwierzy. Powoli skłonił głowę w moją stronę i… dzwoneczek w windzie oznajmił
nam, że jesteśmy na miejscu. Odsunęłam się od chłopaka o krok i opuściłam
kabinę. Szliśmy krok w krok, kierując się do jego apartamentu. Przy samych
drzwiach złapał mnie za rękę, a drugą dłonią nacisnął klamkę. Weszliśmy do
środka, po czym Tim pociągnął mnie do salonu. Usiadłam na fotelu, a on zajął
miejsce na kanapie naprzeciw. Patrzyliśmy na siebie, nie wiedząc co tak
naprawdę powiedzieć.<br />
- Więc jak długo to trwa? – zapytałam w końcu, niezdolna znaleźć innego tematu.<br />
- Od jakiś siedmiu lat, może dłużej. Siedem lat temu zauważył to Aleks, a mogło
się zacząć dużo wcześniej. – Odparł, unikając mojego wzroku. Zszokowana,
zapadłam się w siedzenie. <br />
- Czemu mi nie powiedziałeś? – wykrztusiłam po chwili. Zerknął na mnie z ukosa.<br />
- Sądziłem, że wiesz, tylko nie chcesz tego. Nigdy nie byłaś mną
zainteresowana, odkąd się poznaliśmy byłem dla ciebie tylko przyjacielem. <br />
- Ale… - znowu nie miałam pojęcia co powiedzieć - …jak to się zaczęło?<br />
- Nie wiem, Allie. Po prostu pewnego dnia Aleks kazał mi spojrzeć w lustro i
zastanowić się co w nim widzę – rozłożył ręce – Zawsze byłaś blisko, byliśmy
przyjaciółmi od samego początku. Zawsze cię podziwiałem za twoją przekorność i
odwagę, i jednocześnie współczułem ci, że nie ma przy tobie twojego opiekuna.
Być może zakochałem się w tobie w dniu, w którym cię poznałem, gdy wspólnie
ukrywaliśmy się na dachu, skacząc sobie do gardeł. – Zakończył z niewielkim
uśmiechem. Oczy pełne miał żalu i melancholii, a ja zrozumiałam, że zrobiłabym
wszystko, by uwolnić go od tego głupiego uczucia, jakim mnie darzył. Nie było
jednak odwrotu, musieliśmy z tym żyć. Mogłam jednak dać mu to, czego pragnął.
Wiedziona nieokreślonym pomysłem, podeszłam do niego i przytuliłam jego głowę
do swojego brzucha, głaszcząc go po włosach. Po chwili on również wstał i przez
moment wpatrywał się w moje oczy. Najwyraźniej dostrzegł w nich to, czego
szukał. Z determinacją pochylił się w moją stronę i delikatnie musnął moje usta
swoimi. Odsunął się na długość swojego nosa i oparłszy swoje czoło o moje,
czekał na moją reakcję. Wiedziałam ile to dla niego znaczyło. Pamiętałam, jakie
to uczucie całować osobę, w której jest się nieodwracalnie zakochanym.
Przycisnęłam usta do jego rozchylonych warg, dając mu tym samym przyzwolenie na
kontynuowanie jego działań. Objął mnie niepewnie w pasie, ja zaś splotłam
dłonie na jego karku. Czułam, że to nie był dobry pomysł, i że jutro będę
żałować każdej decyzji podjętej tej nocy. To jednak miało się zdarzyć dopiero
jutro. Ciągle go całując, pociągnęłam chłopaka w stronę sypialni. Mogliśmy
zostać w salonie, ale chciałam, by ta noc coś znaczyła. By była czymś więcej,
niż tylko numerkiem na skórzanej kanapie, którego oboje będziemy się wstydzić
do końca swoich dni. Timothy był oszołomiony. Czułam przez pocałunek, że się
uśmiecha, a jego ruchy nabrały energii, gdy ściągał ze mnie bluzkę i rozpinał
guzik moich spodni. Nie pozostawałam mu dłużna, zdejmując mu koszulkę i
odpinając pasek dżinsów. W końcu, nadzy, opadliśmy na łóżko, badając nawzajem
swoje ciała. Nie czułam tych iskierek, tej ekscytacji, które pojawiały się przy
zbliżeniach z Harrym. Odczuwałam jedynie naturalne podniecenie na myśl o
dalszym przebiegu tej nocy. Przeklęłam się w duchu. Nie mogę myśleć o jednym
facecie, uprawiając seks z drugim. Skupiłam się na ciele mojego przyjaciela,
odkrywając go na nowo. Drżał pod dotykiem moich dłoni, drżał w każdym miejscu,
które dotknęło mojej skóry. Schlebiało mi to, wiedziałam jednak, że miłość do
mnie to najgorsza rzecz, jaka mogła mu się przytrafić. Oddałam mu się bez
wahania, wiedząc, że po tej nocy nie będzie już między nami żadnych tajemnic.
Nie będzie już niczego, czego byśmy o sobie nie wiedzieli. Złączenie ciał było
tak naprawdę czymś więcej, dotknięciem się naszych dusz, których istnienia nam
się odmawia. <br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<b>*Oczami Jasmine*</b><br />
<b>Nie wiem dokładnie ile czasu spędziliśmy
siedząc tak pod prysznicem. W każdym razie, w trosce o naszą planetę,
zakręciliśmy kurek i udaliśmy się do pokoju. Kuba zmienił spodnie na suche, a
ja dostałam jego krótkie spodenki i bluzkę reprezentacji Polski. </b><br />
<b>
Usiadłam na jego łóżku, a stanął przede mną. </b><br />
<b>
- Możesz mi wyjaśnić, co ci się stało? - Zapytał.</b><br />
<b>
Spuściłam smutno głowę. No tak. Przyszedł czas na trudne pytania. A już
myślałam, że powiedzenie mu o moim
wampiryźmie było najtrudniejsze. </b><br />
<b>
- Po prostu... Straciłam kontrolę. - Powiedziałam chowając twarz w dłoniach.</b><br />
<b>
Przed moimi oczami stanęły wszystkie moje ofiary. Słyszałam ich krzyk, błaganie
o pomoc, czułam smak krwi. Tylko, że nie taki jak podczas picia. Teraz czerwona
ciecz była ohydna. </b><br />
<b>
Kuba ukucnął przy mnie. Wziął mnie za podbródek i zmusił, żebym patrzyła w jego
oczy.</b><br />
<b>
- Nie jesteś zła. - Powiedział. - Zdarzyła ci się mała wpadka. To tyle.</b><br />
<b>
Mówił, a ja wiedziałam, że w to nie wierzy. </b><br />
<b>
- Nie Kuba! To nie była jedna wpadka! - Odsunęłam się od niego. - Nie wiesz kim
jestem, kim byłam! - Westchnęłam. - Miałeś rację. Nie powinnam ci zawracać tyłka.
To przeze mnie przegraliście mecz.</b><br />
<b>
Blondyn spojrzał na mnie z politowaniem.</b><br />
<b>
- Nie wiedziałem, że grasz w reprezentacji... Zresztą, co to ma do twojej
"wpadki"?</b><br />
<b>
- Nie wiem... Jednak nikt nie może się o niej dowiedzieć! Proszę cię, Kuba. -
Podeszła do niego bliżej. Patrzyliśmy sobie teraz głęboko w oczy. </b><br />
<b>
- Obiecuję, że nikt się nie dowie. - Powiedział nie odrywając ode mnie wzroku.</b><br />
<b>
Kiwnęłam głową, a następnie odsunęłam się.</b><br />
<b>
- Dobrze. W takim razie bardzo ci dziękuję. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś
zobaczymy. - Podałam mu rękę. Chłopak odwzajemnił uścisk.</b><br />
<b>
- Ja też mam taką nadzieję. A ubranie... Zatrzymaj je sobie. Jak będziesz
kiedyś chciała wpaść na mecz reprezentacji, to będziesz miała potrzebny
"rekwizyt". - Uśmiechnął się.</b><br />
<b>
Ja na te słowa również się rozpromieniłam. Od razu przypomniały mi się nasze
maile...</b><br />
<b>
- Dobrze. - Odchrząknęłam. - To... Do zobaczenia!</b><br />
<b>
- Tak... Do zobaczenia.</b><br />
<b>
Odwróciłam się i odprowadzana jego wzrokiem, wyszłam z pokoju. Gdy drzwi
zamknęły się, oparłam się o ścianę. W sercu miałam dziwny ucisk. Niby nie byłam
już pokłócona z Kubą, teraz byliśmy przyjaciółmi. Jak kiedyś... </b><br />
<b>
Z moich oczu zaczęły wypływać łzy, które szybko wytarłam ręką. Wiedziałam, że
mam przyjaciela na którego zawsze mogę liczyć. Teraz musiałam zająć się swoimi
sprawami, a on swoimi. Postanowiłam, że zarezerwuję sobie lot na wtorek do
Londynu i przyjmę posadę proponowaną przez Edwarda. Miałam być jego zastępcą.
To naprawdę poważne zajęcie. Byłabym szychą w wampirzym świecie. Tylko czemu
wcale się nie cieszę? </b><br />
<b>
Westchnęłam, a następnie użyłam karty i weszłam do swojego pokoju. Tam
przebrałam się w pidżamę składającą się z koszulki na ramiączka i krótkich
spodenek. Była godzina 1.00, więc doszłam do wniosku, że pomysł z położeniem
się spać nie był taki głupi. Następnego dnia musiałam pozałatwiać parę spraw
związanych z tą dziewczyną i zarezerwować lot. Co prawda mogłoby być to dość
trudne, ze względu na szybki termin, jednak z taki znajomościami to będzie błahostka.
</b><br />
<b>
Nagle usłyszałam cichutkie pukanie do drzwi. Zdziwiona otworzyłam, a moim oczom
ukazał się Błaszczykowski. </b><br />
<b>
- Kuba... - Zaczęłam jednak on nie pozwolił mi dokończyć.</b><br />
<b>
Zrobił krok bliżej, tak, że jego głowa znalazła się parę centymetrów od mojej.
Następnie pocałował mnie lekko. Ja odwzajemniłam to. Jego usta zaczęły być
coraz bardziej natarczywe. Wszedł głębiej do pokoju. Nogą zamknął drzwi. Powoli
przesuwaliśmy się po pomieszczeniu, cały czas całując się. Naszą przeszkodą nie
stało się też łóżko. Udaliśmy na nie, nie przestając. Bardzo szybko pozbyłam
się spodni Błaszczykowskiego. Zresztą on moich ubrań również. W końcu oderwał
się od moich ust i zaczął całować mnie po szyi. Przestał na chwilę, gdy wyczuł
bliznę po ugryzieniu. Dotknął ją opuszkiem palca. Chciałam coś powiedzieć,
jednak on zatkał mi usta pocałunkiem. </b><br />
<b>
- Mam to w nosie. - Wyszeptał, przygryzając lekko płatek mojego ucha.</b><br />
<b>
Znowu zaczął całować mnie po szyi. Choć tym razem nie ograniczył się tylko do
niej. Zaczął powoli kreślić linię przez moją klatkę piersiową, aż do brzucha.
Tam znowu oderwał się od pocałunków i spojrzał na moje ciało. Zaraz pod piersią
miałam bliznę - ślad po moich gwałcicielach. Oni nie tylko "zrobili
swoje", oni okaleczyli moje ciało. Na brzuchu miałam jeszcze dwie
dziesięciocentymetrowe szramy, po ostrzach sztyletów. Niżej znajdował się ślad
po kuli, którą jeden nich trafił mnie na "do widzenia", zanim ich
dowódca powiedział, że lepiej mnie nie zabijać. Bydlaki chcieli żebym umierała w
cierpieniu, skąd mogli wiedzieć, że znajdzie mnie wampir? W każdym razie
zemściłam się na każdym po kolei. Powiem szczerze, że wtedy zobaczyłam, jak
bardzo mogę być okrutna.</b><br />
<b>
Kuba wpatrywał się w moje blizny. Muszę przyznać, że była to dla mnie nowość.
Noc z Zayn’em nie odbyła się na trzeźwo, więc chłopak nic nie pamiętał, a
James... On znał mnie na tyle dobrze, że moje blizny, nawet przy naszym
pierwszym razie, go nie zdziwiły.</b><br />
<b>
Podniosłam się na łokciach. Zrobiło mi się głupio. Ona miał idealnie
wyrzeźbione ciało, a ja... Przyzwyczaiłam się do swoich blizn, jednak nie
chciałam żeby na nie patrzył. </b><br />
<b>
Chłopak oderwał wzrok od moich niedoskonałości i przyłożył mi palec do ust, bym
nie mogła nic powiedzieć. Zbliżył swoją twarz do mojej. Mimo tego zabrałam jego
palec z ust.</b><br />
<b>
- Kuba... - Zaczęłam.</b><br />
<b>
- Dla mnie jesteś idealna. - Przerwał mi i pocałował mnie mocno w usta. -
Kocham cię. </b><br />
<b>
Te dwa słowa sprawiły, że zapomniałam o wszystkim i ze spokojem oddałam się mu.
</b><br />
<b>
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>></b><br />
Kolejny rozdział za nami, znowu ja się spóźniam. Musicie mi jednak wybaczyć - w przeciwieństwie do Wariatki, która urwie mi głowę - taka już jestem. Poza narodzinami, wszystko robię z opóźnieniem...<br />
Nie trzymam Was dłużej, jedynie przepraszam za obsuwę.<br />
Wiem co myślicie - znowu się obie puszczają w tym samym rozdziale, na dodatek z zupełnie innymi facetami, niż poprzednio. Ale czy ktoś wspominał, że napotkacie tu monogamię?<br />
Buziaki Kochani,<br />
<div class="MsoNormal">
Wasze<br />
<span style="color: #660000;">Rooksha&Wariatka</span><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></div>
Rookshahttp://www.blogger.com/profile/10271565682508867908noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-19552805047337006832013-07-20T00:08:00.000+02:002013-07-20T00:08:19.539+02:00Rozdział osiemnasty<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: 3.4pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 3.4pt; mso-line-height-alt: 8.85pt; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<i style="font-size: 11.5pt;">Zabójstwo nie pozostawia widocznego
znamienia. <br />Zostawia tylko odcisk na twojej duszy do końca twoich dni.</i><i style="font-size: 11.5pt; text-align: center;"></i></div>
<span style="background: white; font-size: 11.5pt;"><o:p></o:p></span><br />
<div style="display: inline !important; text-align: right;">
<i style="font-size: 11.5pt;"> ~Helen</i></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i>Muzyka: <a href="http://www.youtube.com/watch?v=-lshmwmeU7c" target="_blank">We must be killers</a></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><br />
*Oczami Jasmine*<br />
Lot był bardzo długi i męczący. Najpierw poleciałam z Bangkoku do Kijowa, bo
bezpośredniego połączenia z Tajlandii do Polski nie ma. Po dwóch godzinach
czekania, mogłam wreszcie wsiąść na pokład samolotu, który miał dostarczyć mnie
wprost do Warszawy. Oczywiście nie obyło się bez komplikacji. Były jakieś
problemy z maszyną, przez co nie mogliśmy wylądować. Na szczęście wszystko się
wyjaśniło, naprawiono to, co trzeba było i spokojnie dotknęliśmy pasa. Po
przejściu przez wszystkie bramki, udałam się na stację. Na samolot do Krakowa
musiałabym czekać pięć godzin, a potem i tak dopadłaby mnie przesiadka. Dlatego
wybrałam pociąg za godzinę, który miał mnie zawieś prosto do Częstochowy.
Podróż jak na polskie koleje minęła szybko. Wezwałam taksówkę, która zawiozła
mnie prosto do małego pensjonatu, mieszczącego się za miastem. Wszystko szło
zgodnie z planem - tak jak napisał Edward. <br />
Kiedy już znalazłam się w pokoju, odetchnęłam z ulgą. Usiadłam na łóżku. Miałam
ogromną ochotę się zdrzemnąć, jednak nie mogłam. Wstałam i zaczęłam
przeszukiwać swoje walizkę. Wyjęłam z niej czarne spodnie i bluzkę. Założyłam
do tego długie buty tego samego koloru. Od razu przypomniały mi się te
wszystkie filmy szpiegowskie, w których tajni agenci wykonywali wyroki śmierci,
zlecone przez ich szefów. Cóż, ja miałam dzisiaj takie samo zadanie. Tylko, że
bohaterowie ze szklanych ekranów mordowali szefów mafii, handlarzy narkotyków i
innych złych gości. Ja musiałam zabić niewinną osobę.<br />
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam, a po otwarciu zobaczyłam młodą
kobietkę, ubraną w porozciągany różowy sweter i dżinsową spódnicę. Zapewne była
to córka właściciela. Uśmiechnięta podała mi kuferek wielkości dużego pudełka
po butach.<br />
- Przesyłka doszła dziś rano. - Powiedziała.<br />
- Dziękuję. - Wzięłam od niej paczuszkę. <br />
Kobieta odwróciła się na pięcie i już miała odejść, gdy coś sobie uświadomiłam.<br />
- Przepraszam, ale mam jeszcze jedno małe pytanko! - Kobieta spojrzała na mnie.
- Chciałam się spytać, czy w pensjonacie przebywa ktoś jeszcze?<br />
- Nie, tylko pani. - Zamyśliła się. - A czy to źle? Jesteśmy małym pensjonatem,
mamy tylko kilka pokoi...<br />
- Nie, nie, nie! - Zaprzeczyłam. - Nie lubię tłumów. Wybrałam to miejsce
właśnie ze względu na to. - Tym razem ja się uśmiechnęłam. Kobieta odetchnęła z
ulgą.<br />
- W takim razie nie przeszkadzam. Miłego pobytu!<br />
Zamknęłam za nią drzwi. Położyłam kuferek na biurku, które stało pod oknem. W
środku znajdowało się koleje pudełko, które tym razem było na kod. Westchnęłam
i zaczęłam przeszukiwać walizkę. Wyjęłam z niej dużą teczkę, a z niej kopertę z
listem. W środku znajdowała się mała karteczka z ciągiem cyferek. Wystukałam
kod i po chwili mogłam już dobrać się do wnętrza. W środku znajdował się
pistolet Glock 17 z tłumikiem dźwięku, oraz sztylecik z dwudziestocentymetrowym
ostrzem. Usiadłam przy biurku i wzięłam do ręki list od Edwarda. Pisał w nim, żebym
pojechała do Polski i pogodziła się z Kubą. Dołączył do niego lewe papiery,
kartę kredytową, oraz adresy hoteli w których mam rezerwację. bilety na pociągi
i samoloty. Do tego znalazłam też bilet na mecz Polski z Rosją... Edward zadbał
o wszystko.<br />
W drugiej części listu poinformował mnie o moim nowym zadaniu. Jako, że mecz
był dopiero dwunastego, miałam jeszcze
dużo czasu, by pozbyć się pewnej wścibskiej osoby. Kiedyś zajmowałam się tą
sprawą, więc Rada postanowiła, że skoro jestem przejazdem w Polsce, to nie będą
wysyłać jakiegoś nowego agenta, tylko wykorzystają mnie. W teczce, którą
dostałam, oprócz biletów i dokumentów, znajdowały się akta mojej przyszłej
ofiary. Zdążyłam się z nimi zapoznać podczas lotu z Bangkoku do Kijowa. Ostatni
raz widziałam tą dziewczynkę, jak była mała. Piętnaście lat później miała męża
i dwoje dzieci - czteroletnią córeczkę i półrocznego synka. <br />
Oderwałam się od listu i zaczęłam gapić się na drzewo znajdujące się za oknem.
Wielki dąb rósł w takim miejscu, że nie pozwalał słońcu "wejść" do
pokoju. Przed oczami stanęła mi ta kobieta. Potrząsnęłam głową. Nie mogłam się
jakoś pogodzić z myślą, że zaraz odbiorę rodzinie matkę i żonę. Kiedyś
przychodziło mi to łatwiej. Dawniej byłam "słynnym" mordercą. Bez
problemu zabijałam zarówno ludzi, jak i wampiry. Teraz tą samą drogą podążała
Alice. Bałam się, że gdy zabiję jej siostrę, to wszystko potoczy się jak u
mnie, jak u każdego "dobrego agenta". <br />
Spojrzałam na zegar. Wybiła godzina 23.30. Za trzydzieści minut powinnam znaleźć
się pod domem ofiary, dlatego załadowałam pistolet i zamontowałam tłumik.
Spakowałam go razem ze sztyletem i paroma innymi rzeczami do torby. Założyłam
ramoneskę i cichutko wyszłam oknem. Dziwnie by to wyglądało, gdyby kobieta
ceniąca sobie ciszę i spokój jechała w stronę centrum (gdzie wszyscy świętują
mecz) o tej porze. Dlatego bezpiecznie zsunęłam się po drzewie i po cichutku
przeszłam przez ogrodzenie. Gdy znalazłam się dwie ulice dalej, zamówiłam
taksówkę i pojechałam na ulicę Świętej Barbary. Następnie ruszyłam z buta na
Świętej Jadwigi. Gdy już znalazłam się przed domem ofiary, rozejrzałam się.
Było pusto, tylko gdzieś daleko słychać było muzykę. To pewnie kibice jeszcze
świętowali.<br />
Weszłam w małą polną dróżkę, znajdującą się przy domu. Miejsce zamieszkania
siostry Alice nie mieściło się zaraz koło drogi. Najpierw stała wielka brama, a
potem kilkumetrowa ścieżka. Dopiero po jej przejściu znajdowało się mieszkanie.
Ja weszłam do rudery znajdującej się obok posesji. Zamieniłam ramoneskę na
przylegający czarny golf. Założyłam rękawiczki i związałam włosy, po czym
schowałam je pod czapką. Pistolet, sztylet i parę innych niezbędnych rzeczy
przypięłam do paska i pochowałam w kieszeniach. Następnie przeskoczyłam przez
ogrodzenie i wdrapałam się przez balkon. Zajrzałam do pomieszczenia. W środku w
łóżeczku dziecięcym spał malutki chłopczyk. Serce zaczęło mi mocniej bić,
poczułam, że pocą mi się ręce. Energicznie potrząsnęłam głową. Nie mogłam
dopuścić do siebie emocji.<br />
Otworzenie drzwi balkonowych, ze sprzętem, który miałam - było niczym. Cichutko
weszłam do pomieszczenia. Nie chciałam obudzić chłopca, alarm na razie był mi
niepotrzebny. Wyszłam na korytarz. W pokoju obok spali rodzice, a jeszcze dalej
ich córka. Wzięłam głęboki oddech. Musiałam się wziąć w garść. <br />
Za pomocą "magicznego kluczyka" zamknęłam drzwi do pokoju
dziewczynki. Nie chciałam, żeby mała nagle wstała i zobaczyła jak morduje jej
mamusię. Postanowiłam, że pistoletu użyję tylko w ostateczności. Wróciłam do
pokoju synka. Plan był prosty: obudzić chłopca, co spowoduje, że przyjdzie jego
mama. Następnie jednym szybkim ruchem miałam wbić sztylet w serce matki i
wyskoczyć przez okno. Wiedziałam, że muszę szybko zabrać rzeczy z rudery. Jeśli
policja zjawi się zanim ja zdążę uciec, to mogę mieć spore kłopoty. <br />
Wzięłam głęboki wdech. Podeszłam do chłopca i szturchnęłam go. Zaczął płakać.
Ja schowałam się za zasłoną. Czekałam na moją ofiarę.</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>***</b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>
</b>*Oczami Alice*<b><br />
</b>Westchnęłam i ponownie skupiłam wzrok na moim celu. Mężczyzna poruszał się
po cichu, ostrożnie stawiając każdy krok. Nie widziałam osoby, do której się
skradał, ale nie obchodziło mnie to. Miałam go zabić – tylko na tym starałam
się skupić myśli. Ale w mojej głowie nie zawsze działo się to, co chciałam.
Niechciane i niepotrzebne wspomnienia przedzierały się przez koncentrację,
wprowadzając zamęt w moje myśli. Przed oczami stawały mi obrazy z poprzednich
dni, domagając się uwagi i analizy. Powrót z Tajlandii był jednym z najgorszych
momentów w moim życiu. Nie znosiłam bezsilności, a to właśnie ona dopadła mnie
podczas lotu do Kijowa. Harry nie wypowiedział w moim kierunku żadnego słowa
odkąd uciekłam z ogrodu po ugryzieniu go w ramię. Patrzył na mnie zamyślony,
albo przestraszony, unikając mojego towarzystwa jak ognia. Chłopcy od razu zauważyli
dziwne zachowanie przyjaciela, ale nie drążyli tematu. Zapewne nie chcieli
mieszać się w jego prywatne sprawy, ale w tamtych chwilach wiele oddałabym za
ich ingerencję. W samolocie siedziałam obok nieznanej staruszki, która przez
cały lot rozwiązywała krzyżówki trzęsącymi się dłońmi. Na lotnisku w Kijowie
rozmową zaszczycił mnie Liam, tłumacząc zachowanie jego przyjaciół. Twierdził,
że Harry już kilkakrotnie zawiódł się w swoich związkach, za każdym razem
głęboko to przeżywając. Dlatego Zayn, Louis i Niall trzymali jego stronę – nie
odzywali się do mnie, gdyż byli pewni, że to ja jestem przyczyną złego humoru
Loczka. Nie wspominałam Liamowi, że zapewne mieli rację, ograniczając kontakty
ze mną do minimum. Ale jeśli chodzi o Harry’ego – musiałam mu to jakoś
wytłumaczyć. Chęć zabicia go przeszła mi tak szybko, jak się pojawiła, niemniej
jednak nie wiedziałam jak dalej postąpić. Powiedzenie mu całej prawdy o tym,
kim jestem nie wydawało się dobrym pomysłem. Mógł mnie wyśmiać, uznać za
szaloną, albo gorzej – uwierzyć. Wtedy na pewno bałby się mnie tak, jak zwierzę
boi się drapieżnika. I zapewne zadbałby o to, byśmy się już nigdy więcej nie
spotkali, a tego nie chciałam. Doszłam jednak do wniosku, że jeśli nie powiem
mu nic, na pewno już więcej się ze mną nie spotka. Te myśli dręczyły mnie przez
obydwa loty, a teraz odbierały mi zdolność koncentracji. Ponownie wpatrzyłam
się w mężczyznę, który w tej chwili znikał za rogiem garażu. Zrobiłam kilka
bezszelestnych kroków w lewo, tak by cały czas móc śledzić poczynania mojej
ofiary. Na leżaku przed moim celem leżała drobna wampirzyca, której serce nawet
nie drgało, byłam więc pewna, że jest krwiożercą. Mężczyzna zrobił jeszcze
kilka kroków, dużo głośniej niż ja. Gdy znalazł się dokładnie za plecami
kobiety, złapał ją nagle za ramiona, a ona – zaskoczona i wystraszona,
podskoczyła i natychmiast rzuciła się na swojego oprawcę. Rozpoznała go w
ułamku sekundy, widziałam to po jej zachowaniu. Przyjaźnie przewróciła go na
plecy i zaczęli tarzać się po trawie. Musiałam mrugnąć, by upewnić się, że nie
mam omamów. Dwójka dorosłych krwiożerców turlała się po ziemi, szarpiąc za
ubrania i śmiejąc w niebogłosy. Potrząsnęłam głową. Nie moim zadaniem było
badanie zwyczajów krwiożerców. Ja przyszłam tu, by zabić. Obserwowałam uważnie
tę „niby walkę”, zwracając uwagę na momenty, w których mężczyzna zwracał się
plecami w moją stronę. Wyciągnęłam z kabury na udzie ten sam sztylet, którym
ostatnio zabiłam kochanka Nataniela. Zważyłam nóż w dłoni i powoli ułożyłam go
w pozycji do rzutu. Skupiłam wszystkie zmysły na jednym punkcie na ciele
ofiary, przez cały czas badając również zachowanie drugiego wampira. Nagle
krwiopijca przygwoździł kobietę do trawy, ściskając jej nadgarstki. Przycichli
na chwilę, uśmiechając się do siebie. To był właśnie moment, na który czekałam.
Bez wahania cisnęłam sztyletem przed siebie, po czym rzuciłam się do ucieczki.
Znajdowałam się zbyt blisko, by nie zostać zauważoną. Za plecami usłyszałam
zduszony jęk i przenikliwy krzyk. Odwróciłam się na ułamek sekundy i ujrzałam
ciało mężczyzny, spod którego wydostała się wampirzyca. Oswobodzona z jego
martwych objęć, klęknęła przy nim i wyciągnęła z jego pleców moją broń.
Potrząsała nim, próbując jeszcze wrócić mu życie, a ja wiedziałam, że w kwestii
zabijania krwiożerców, nie istnieje pojęcie „stuprocentowa pewność”. Najlepiej,
gdybym odcięła wampirowi głowę, a potem spaliła ją razem z resztą zwłok.
Kobieta krążąca wokół mojej ofiary była jednak sporą przeszkodą. Nie chodziło o
moje sumienie, jeśli w ogóle takowe posiadam, bardziej martwiło mnie, jak
zareaguje reszta krwiożerców. Znajdowałam się w środku ich gniazda, całkowicie
oddzielona od jakiejkolwiek pomocy. Nie mogłam ryzykować telefonu, bo już nie
raz słyszałam o tym, że przechwycili połączenie i zabili łowcę. Nie miałam
zamiaru kończyć wieczoru w ten sposób, nie mogłam też jednak zostawić
niedokończonej roboty. Najciszej jak umiałam, podeszłam do najbliższego
samochodu i z ulgą znalazłam w jego bagażniku karnister z benzyną. Nie miałam
wiele czasu, więc nie starałam się nawet ukryć śladów włamania do auta.
Przymknęłam tylko drzwi i pobiegłam w stronę mojej ofiary. Zrozpaczona
wampirzyca wciąż klęczała przy ciele towarzysza i nic nie wskazywało na to, że
ma zamiar opuścić go w najbliższym czasie. Nie widziałam innego sposobu jak
podpalić ich oboje, choć nawet dla mnie było to okrutne. Na tę kobietę nie
spadł wyrok złotożerców, ale sytuacja wymagała poświęcenia jej dla wykonania
misji. Skrywając się wśród krzaków wokół podwórka, na którym rozegrała się
wcześniejsza walka, wyjęłam z kieszonki na udzie mały rewolwer, celując prosto
w głowę żyjącej ofiary. Nie myśląc już o niczym innym, nacisnęłam spust i
usłyszałam chrzęst kości. Nabój wbił się w czaszkę wampirzycy, tworząc w jej
mózgu trudne, niemożliwe wręcz do uleczenia uszkodzenia. Odetchnęłam, po czym drążącymi
dłońmi schowałam broń z powrotem do kabury. Nie tracąc czasu, chwyciłąm zdobytą
butlę z benzyną i oblałam nią dwa ciała, z których jedno jeszcze dawało znaki
życia. Tułów zastrzelonej kobiety powoli podnosił się do pionu, ja zaś oblałam
je obficie łatwopalną cieczą. Wyjęłam z kieszeni metalową zapalniczkę i
rzuciłam ją w stronę mokrych ciał. W jednej chwili wszystko stanęło w ogniu.
Napawałam się chwilę tym widokiem, aż po kilku sekundach odwróciłam się na
pięcie, by jak najszybciej wydostać się z dzielnicy zajmowanej przez
krwiożerców. Jednak w pół kroku zatrzymał mnie przeraźliwy wrzask. Odwróciłam
się raz jeszcze, by tym razem zobaczyć wracające do siebie po strzale ciało
wampirzycy, którą w tym samym czasie trawią płomienie. Wzdrygnęłam się i
puściłam biegiem w stronę wyjazdu z tej części miasta. Dotarłam w końcu do
swojego samochodu, zaparkowanego kilka kilometrów od miejsca mojej dzisiejszej
misji. Wiedziałam, że krwiożercy szybko namierzą mnie po zapachu, wślizgnęłam
się więc do auta i z piskiem opon ruszyłam w stronę City. Roztrzęsiona,
drżącymi dłońmi przekręcałam kierownicę. Nie zabójstwo mężczyzny, lecz ostatni
krzyk wampirzycy, wstrząsnął mną do głębi. I to, co miało miejsce chwilę przed
tym, jak ruszyłam do ataku. Dwa turlające się po ziemi wampiry. I zadowolenie
na ich twarzach. Przyszło mi do głowy, że przecież każdy zasługuje na
szczęście, nieważne jakiej jest rasy, religii, czy orientacji. Nieważne, czy
krwiożerca, złotożerca, czy też zwykły człowiek. Ale zaraz po pojawieniu się
tej myśli, potrząsnęłam głową oburzona na samą siebie. Przez piętnaście lat
szkolenia wpajano mi, że krwiożercy są bezwzględnymi zabójcami, nie dbającymi o
nic, poza zaspokojeniem własnej żądzy krwi. Tak zostałam wykształcona i w to
wierzyłam przez całe moje wampirze życie. Ale to, co widziałam pomiędzy tymi
wampirami… W innym przypadku nazwałabym to przyjaźnią, jednak na samą myśl o
tym ogarniało mnie oburzenie i zdezorientowanie. Krwiożercy nie zawierają przyjaźni.
Nie kochają, nie dbają o nikogo i o nic. Troszczą się tylko o własny głód, o
napełnienie własnego ciała krwią innej istoty. Nie zasługują na szczęście,
łaskę, jakiekolwiek dobro. Są źli. Lecz po chwili znowu naszły mnie
wątpliwości, a moja stopa jakoś nie chciała zejść z pedału gazu. Zmęczona bitwą
między własnym sumieniem a rozsądkiem, wyciągnęłam z kieszeni telefon i
wykręciłam pierwszy numer, jaki przyszedł mi do głowy. Dzwoniłam do osoby,
która zawsze wiedziała jak wyciągnąć mnie z kłopotów, samemu będąc zagubionym i
nieco rozbitym. Timothy Anders. Bo nikt nie rozumiał mnie tak, jak on.</div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div class="MsoNormal">
<b>*Oczami Jasmine*<br />
Na moje szczęście do pokoju weszła rudowłosa kobieta. Wyglądała zupełnie jak
Alice. Spuściłam głowę. Bałam się, że w ostatniej chwili się wycofam. Jeśli
zrobiłabym to, to dziewczyna miałaby pewność, że coś jest nie tak i zaczęłaby
jeszcze bardziej węszyć. Ta kobieta nie mogła znaleźć Alice. To mogłoby
pokrzyżować wszystkie plany Rady. To byłoby zbyt niebezpieczne.<br />
Po cichu wyjęłam sztylet. Poczekałam, aż kobieta odłoży dziecko do łóżeczka. W
pokoju było cały czas ciemno. Zapewne dlatego, żeby mały się bardziej nie
rozbudził. Kiedy rudowłosa zaczęła zbliżać się w stronę drzwi, podbiegłam do
niej i jednym silnym pchnięciem wbiłam jej nóż w plecy. Precyzyjnie trafiłam w
serce. Kobieta upadła na ziemię. Wzięłam głęboki wdech. Zaczęłam kierować się w
stronę wyjścia na balkon. Nie wiem co mnie podkusiło, ale się odwróciłam.
Siostra Alice przekręciła się na brzuch. Podniosłą lekko głowę. Zza jej rudych
włosów ujrzałam wpatrujące się we mnie zielone tęczówki. Chyba mnie rozpoznała.
Pokiwała głową z niedowierzaniem. <br />
- D-D-Dlaczego? - Wydusiła z siebie.<br />
- Przepraszam. - Powiedziałam, a po policzku spłynęła mi łza.<br />
Podeszłam do niej. Złapałam za rączkę sztyletu. <br />
- Nie miałam wyboru. - Dodałam i silnym ruchem wyjęłam ostrze z jej pleców. <br />
Głowa kobiety uderzyła o podłogę. Już nie żyła. Z moich oczu wypłynął potok
łez. Nagle dziecko zaczęło płakać. Wystraszyłam się. Przypięłam zakrwawiony
sztylet do paska i wyskoczyłam przez okno. Pobiegłam do rudery. Tam w wampirzym
tempie spakowałam broń i inne gadżety, oraz przebrałam się. Kiedy wyszłam na
ulicę usłyszałam krzyk. Wiedziałam, że był to mąż rudowłosej kobiety. Do moich
oczu znowu napłynęły łzy. Ruszyłam. Nie mogłam tak stać i wgapiać się w ten
przeklęty dom. </b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>***</b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>
Kolejne dni po morderstwie mijały mi okropnie. W pensjonacie byłam do wtorku.
Miałam ochotę wyjechać już następnego dnia, jednak nie mogłam... Nie mogłam
wzbudzać podejrzeń. Rano chodziłam po mieście, a wieczory spędzałam w pokoju.
Czułam się fatalnie. Do tego następnego dnia wszyscy mieszkańcy Częstochowy
mówili o tajemniczej śmierci znanej w mieście księgowej. Nawet ta córka
właściciela gadała o tym jak najęta. <br />
Cały czas, który spędziłam w Częstochowie, myślałam o Kubie. Zastanawiałam się
co mu powiem. Nie widziałam go długo. Nie liczyłam na ciepłe przyjęcie, jednak
miałam nadzieję, że mnie nie wyrzuci.<br />
We wtorek rano wymeldowałam się i pojechałam na pociąg. Podróż była strasznie
męcząca. Moje myśli krążyły wokół Kuby i siostry Alice. Nie wiedziałam dlaczego
nie mogłam zapomnieć o tym morderstwie. Kiedyś nie było to dla mnie problemem,
ale teraz... Chyba wyszłam z wprawy. Wiedziałam, że muszę się wziąć w garść,
jak zawsze. Tak, jak wtedy, gdy umarła Alice Cullen i Jasper, albo Aleks i
Sara.<br />
Kiedy dotarłam do Warszawy, zamówiłam taksówkę i pojechałam do hotelu
wskazanego przez Edwarda, okazało się spryciarz zamówił mi miejsce w hotelu
Hayyat. Podałam jego nazwisko i zaraz dostałam klucze.<br />
- Myślałam, że nikt inny poza piłkarzami nie może mieszkać tutaj. - Zagaiłam
portiera.<br />
- Pani znajomy zamówił pokój dwa miesiące wcześniej. A takie rezerwacje
piłkarze muszą tolerować. - Posłał mi firmowy uśmiech. - Nasza reprezentacja
zajmuje dwa piętra. Proszę, żeby pani nie chodziła tam. Do tego, jako, że pani
apartament znajduje się blisko pokoi naszych orłów, to proszę nie hałasować.<br />
Kiwnęłam głową. <br />
Kiedy znalazłam się w pomieszczeniu, rzuciłam się na łóżko. Pokój był naprawdę
śliczny i przestronny. Na środku stało gigantyczne małżeńskie łoże, na
przeciwko wisiał płaskie telewizor, pod oknem stało biurko, a w koncie
naprzeciwko ogromna szafa z lustrem.<br />
Poleżałam tak jeszcze chwilę. Musiałam ogarnąć emocje. Morderstwo już mi tak
strasznie nie ciążyło, teraz w mojej głowie panoszył się Kuba. <br />
Zerknęłam na zegarek znajdujący się na moim nadgarstku. Do meczu zostały cztery
godziny. Szybko wstałam, wyjęłam jakieś ciuchy z walizki i poszłam do łazienki.
Biorąc prysznic uświadomiłam sobie, że nie kupiłam żadnej koszulki, ani flagi w
kolorach Polski. Teraz było już trochę za późno. Miałam nadzieje, że mnie za to
ze stadionu nie wywalą...</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>***</b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>
Ludzie na stadionie krzyczeli ile mieli sił w piersi, gdy Błaszczykowski
strzelił gola. Ja też. Nawet łzy pociekły mi po policzkach. Kiedy usłyszeliśmy
trzy gwizdki, wiedzieliśmy, że nie wszystko jeszcze stracone. Jeszcze tylko
mecz z Czechami. <br />
Wszyscy skakali i krzyczeli, ja wykorzystałam to zamieszanie i wkradłam się
"za kulisy". Swoją drogą, było to naprawdę łatwe. Ochronę mają tu do
niczego Nie musiałam się zakradać, odwracać niczyjej uwagi... Po prostu
weszłam, jakby nigdy nic. <br />
Postanowiłam znaleźć szatnię. Nie wiedziałam co zrobię później, bo przecież nie
zapukam i nie zapytam, czy Kuba może na chwilę wyjść. Nikt z rodziny, czy
znajomych drużyny nie może tam przebywać. Ale chyba to nie był taki zły
początek?<br />
Nagle zza rogu wyszedł Kuba. Patrzył na
mnie zszokowany. Chyba nie wierzył, że stoję przed nim. Gapiliśmy się tak na
siebie przez chwilę.<br />
- Co ty tutaj robisz? - Zapytał nagle.<br />
- Nie pamiętasz? Obiecałam, że będę. - Powiedziałam uśmiechając się lekko.<br />
Jego piękne niebieskie oczy świdrowały moje. Jednak były jakieś inne. To nie
był ten sam Kuba, którego zostawiałam wyjeżdżając z Anglii.<br />
- Cienka jesteś. - Spojrzał na mnie takim kpiącym wzrokiem. - Mówiłaś, że
wyjeżdżasz na długo. Coś to twoje "długo" krótko trwało.<br />
Nie wierzyłam w to co słyszę. Nie spodziewałam się, że gdy mnie zobaczy rzuci
mi się na szyję, ale to... <br />
- Myślałam, że się ucieszysz, że dotrzymałam danej ci obietnicy. <br />
- Ta. - Prychnął. - Wybacz, ale się nie cieszę. Sprawiłaś, że choć przez te
parę miesięcy moje życie miało sens. Potem wszystko zniszczyłaś. Teraz znowu
przyjechałaś, ale wybacz, ja nie mam zamiaru się w to bawić jeszcze raz. W tej
chwili jestem na najważniejszych zawodach
mojej karierze i...<br />
- Dlatego przyjechałam ci kibicować! Wiem, jak ważne jest wsparcie kogoś
bliskiego, więc...<br />
Zaśmiał się głośno.<br />
- Kogoś bliskiego? Wybacz, skarbie, ale nie jesteś dla mnie "kimś
bliskim". <br />
Jego słowa wbijały mi się, jak szpilki w serce. To naprawdę nie był ten
człowiek, którego zostawiłam parę miesięcy temu.<br />
- Ale przecież my...<br />
- My co?! - Krzyknął zirytowany. - Między nami do niczego nie doszło! My...<br />
- Powiedziałeś, że mnie kochasz! Już ci minęło?! - Odkrzyknęłam się.<br />
- TAK! <br />
Jego odpowiedź zaskoczyła zarówno mnie, jak i niego. Spuścił spokojnie głowę.
Wpatrując się w podłogę wziął dwa wdechy.<br />
- Słuchaj, uważasz, że można zakochać się w parę miesięcy? No może można, ale
rozmawiając tylko i wyłącznie przez maile? To było zwykłe zauroczenie. Mi
minęło.<br />
Jego słowa raniły mnie coraz bardziej. Do moich oczu zaczęły napływać łzy.<br />
- Ale ja cię... <br />
- Nie! Nie kończ. Nie chcę tego usłyszeć. Mam przed sobą ważny mecz i nie mogę
się rozpraszać. Jakbyś mogła teraz usunąć się z drogi i nie zawracać mi już
więcej tyłka, to byłbym wdzięczny.<br />
Powiedziawszy to minął mnie i udał się w stronę wyjścia. Teraz z moich oczu
wypływał potok. Czułam się, jak nieudacznik. Chyba wolałam siedzieć w
Tajlandii. Chyba wolałam nigdy nie usłyszeć tych słów. <br />
Wytarłam oczy rękawami od bluzy. Wzięłam głęboki oddech. Wszelkie emocje
opuściły moje ciało. Ja nigdy się nie załamywałam. Zawsze umiałam, można
powiedzieć, że "wyłączyć emocje", nic nie czuć. Zawsze dawałam radę.
Zawsze. </b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>***</b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>
Wyszłam na ulicę. Ludzie biegali i krzyczeli, ciesząc się po udanym meczu. Ja
patrzyłam na nich, jak na idiotów. Nic nie czułam. Szłam tak przez Warszawę,
nie zwracając uwagę na nic. Nie chciałam wrócić do hotelu. Wiedziałam, że
będzie tam Kuba. <br />
Nie wiem ile chodziłam. Miałam to głęboko. Szłam jakimś zaułkiem, gdy nagle
zauważyłam, że pod jakimś murem siedzi dwóch facetów. Poczułam zapach męskich
perfum i hektolitrów alkoholu. Moje wampirze zmysły doszły do głosu i teraz
jedyny zapach jaki odczuwałam, to była krew. Nie miałam ochoty się
powstrzymywać. Rzuciłam się na nich wypijając czerwoną ciecz z każdej żyłki
pojedynczej w ich ciele.<br />>>>>>>>>>>>>>>>>>><br />Hej, rozdział miał być w piątek a tu minuta po północy... ;)<br />Dzisiaj dość krótko, ale nie przyzwyczajajcie się - to tylko wstęp do następnych dłuuugich rozdziałów. Chciałybyśmy powoli kończyć tę historię, zdecydowanie po to, by zobaczyć Wasze miny po przeczytaniu zakończenia ;) Ale tak serio, to we wrześniu zaczynamy naukę w różnych szkołach i podejrzewamy, że będzie nam ciężko się dograć, więc chcemy zrobić w wakacje tak dużo, jak możemy. Co wyjdzie, to się zobaczy. Jak na razie Wariatka znalazła w swoim kalendarzu zapis, że ten rozdział, z numerem osiemnastym, powinien pojawić się jakoś w ferie zimowe xD MAŁA obsuwa, zresztą jak zwykle w naszym przypadku. Mamy nadzieję, że przypada Wam do gustu muzyka i cytaty, jakie dajemy przed rozdziałami - wierzcie mi, wybieranie piosenki i cytatu zajmuje chyba najwięcej czasu, gdyż chcemy, aby jak najbardziej pasowały one do rozdziału poniżej. Ale koniec z tymi żalami, czas do łóżka. <br />Do następnego już w następny piątek,</b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: #660000;">Rooksha&Wariatka </span><o:p></o:p></b></div>
Rookshahttp://www.blogger.com/profile/10271565682508867908noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-73376203948478815792013-07-14T22:31:00.004+02:002013-07-15T13:53:53.032+02:00Rozdział siedemnasty<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="color: #414141; font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 22px; word-spacing: 1px;"><i>"Miłość jest odpowiedzią, ale kiedy czekasz na odpowiedź, seks zadaje całkiem interesujące pytania" </i></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: right;">
<span style="color: #414141; font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 22px; word-spacing: 1px;"><i>~Woody Allen</i></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="color: #414141; font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 22px; word-spacing: 1px;"><i><br /></i></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<i>Muzyka: <a href="http://www.youtube.com/watch?v=Wp29q1CSqBU" target="_blank">Not About Love</a></i></div>
<div class="MsoNormal">
<b><br /></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>*Oczami Jasmine*</b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>
Siedziałam na plaży. Była 4.30. Wpatrywałam się w horyzont, starając się nie
myśleć, jak będzie wyglądał mój dom
kiedy wrócę. Gdy do moich drzwi zapukała Alice z One Direction, mówiąc, że
"stęskniła się za mną" i "przyleciała mnie odwiedzić", oraz
"mam nadzieję, że masz mocną głowę, bo przywieźliśmy kontener wódki",
to przestałam wierzyć w cokolwiek. Otwierając ten cholerny kawałek drewna, o
tak koszmarnej porze, spodziewałam się każdego. A tu proszę! Alice we własnej
osobie, oraz jeden z najbardziej znanych zespołów na świecie. Tylko czekać, aż
pod moim balkonem zacznie się zbierać grupka fanów śpiewających "What
makes you beautyful".<br />
- Przeszkadzam? - Usłyszałam za plecami angielski.<br />
Odwróciłam głowę. Moim oczom ukazał się dopiero co poznany członek tej całej
bandy. <br />
- Jak chcesz to siadaj. - Wskazałam głową na stertę mokrego piachu. <br />
Chłopak na początku trochę się skrzywił. Widziałam, jak kręcił się, nie wiedząc
jak ma kicnąć nie brudząc swoich spodni. Wreszcie, gdy spojrzał na mnie
siedzącą bez żadnej obawy w śnieżnobiałej kiecce, usiadł bez oporu. Wręczył mi
drinka, a sam otworzył sobie Changa (tajskie piwo - przypis autorki). Upiłam
łyk pomarańczowej substancji. Była mocna. Do tego wyczułam obecność jeszcze
czegoś innego. <br />
- Mocny? - Zapytał. <br />
- Dosypała mi czegoś? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - Alice? <br />
Uśmiechnął się niepewnie. <br />
- Stwierdziła, że jesteś wyjątkowo spięta. - Upił łyka swojego napoju.<br />
- Zastanawia mnie tylko jedno: skąd ona to wzięła?<br />
- Jesteśmy w Tajlandii, skarbie! - Zaśmiał się. <br />
- Jakoś nie przypominam sobie, żebyśmy byli na "ty". - Wypaliłam.<br />
Wszystkich członków 1D nie poznałam aż do dziś. Jednak rozmawiając tylko z
Harrym, czułam się czułam się, jak te babcie, co zawsze siedziały pod blokiem w
Polsce, kiedy jeszcze tam mieszkałam. Za Chiny nie potrafiłam się z nimi
dogadać! Teoretycznie byłam od nich starsza, ale nie mogłam! Identyczna
sytuacja była teraz z zespołem. Dla mnie zachowywali się, jak małpy wypuszczone
z zoo. Kiedy ja zostawałam zwykłym zwiedzający, to Alice zmieniała się w
orangutana i dołączała do nich. Po pół godzinie gapienia się na rudowłosą
wampirzycę rzucającą się na Harry’ego i całą resztę próbującą rozpalić ognisko,
poszłam na plażę. Niestety i tutaj musiałam zostać namierzona. <br />
Tak się zamyśliłam, że nie zauważyła, jak chłopak wstał i skłonił się. <br />
- Szanowna Pani! - Wręcz krzyknął. - Zachwycony twą urodą przybyłem, by poznać
twe zacne imię. Moje brzmi Zayn Malik. Czy ty zechcesz mi zdradzić swoje?<br />
- Jasmine Stewart. - Powiedziałam zakrywając usta ze śmiechu.<br />
- Wiem, że nie powinienem być aż tak zuchwały, ale chciałbym zaproponować byś
zwracała się do mnie po imieniu. <br />
- Zgadzam się mój zacny panie! Ty również mów do mnie Jasmine. <br />
- Dobrze. A może szanowna panienka Jasmine zechce mi towarzyszyć w przechadzce
po plaży?<br />
- Z rozkoszą. - Powiedziałam, po czym złapałam za jego wyciągnięta rękę i
wstałam.<br />
Szliśmy w ciszy. Widziałam, że chłopak intensywnie myśli, jak mógłby zagadać,
jednak mi pasowała ta sytuacja. Mogłam w spokoju zastanawiać się, co miała na
myśli May mówiąc o tym dziecku. Zastanawiałam się, czy byłaby możliwość
spotkania się z nim. <br />
- Lubisz piłkę nożną? - Wypalił nagle. <br />
Tym jednym pytaniem otworzył mi ranę znajdującą się w sercu. Przed oczami
stanął mi Kuba. Potrząsnęłam głową.<br />
- Skąd takie pytanie?<br />
- Próbuję znaleźć jakiś temat. -
Uśmiechnął się naprawdę uroczo.<br />
Powiem szczerze, że rozbroiła mnie ta odpowiedź. Posłałam mu szeroki uśmiech.<br />
- Nawet. Jakąś wielką fanką nie jestem, ale lubię od czasu do czasu obejrzeć
mecz. A ty?<br />
Mina mu trochę zrzedła.<br />
- Ja nie przepadam. Jakoś nie rajcuje mnie myśl, że miałbym oglądać bandę
facetów biegających za kawałkiem sztucznej skóry. <br />
Zaśmiałam się. <br />
- Do niedawna miałam podobne podejście. <br />
- Jeśli mogę szanowną panią... - Odchrząknął. - Przepraszam. Jasmine zapytać,
co zmieniło to zdanie?<br />
-Chłopak. - Powiedziałam bez namysłu. <br />
Jego mina świadczyła, że był zszokowany. Najwidoczniej nie myślał, że mogę tak
szczerze odpowiedzieć na to pytanie. <br />
- Chyba ziółka od Alice zaczynają działać. - Zaśmiałam się po czym usiadłam na
piasku. <br />
- Spokojnie. To nic złego. Myślę, że towarzystwo u ciebie w domu zachowuje się
dziwniej. <br />
- Zajął miejsce obok mnie. - Ale skoro już jesteś prawie naćpana, to może uda
mi się wyciągnąć z ciebie więcej. - Uśmiechnął się perfidnie.<br />
- O nie mój drogi! - Zaśmiałam się, choć tak naprawdę czułam, że niedługo
powiem mu cała historię swojego życia. Alice naprawdę dała mi niezłe ziółka. <br />
- Dlaczego? Ty jesteś naćpana, ja jestem pijany. Ty nie zapamiętasz, co ja ci
powiem, ja nie zapamiętam co ty mi powiesz. - Wzruszył ramionami.<br />
- Tak ci się zebrało na wyznania? - Zakpiłam. <br />
Uśmiechnął się niemrawo. On naprawdę chciał się komuś zwierzyć.<br />
Spojrzałam wzdłuż plaży. Przeszliśmy
spory kawał. Można powiedzieć, że weszliśmy teraz na "dziką plażę".
Do najbliższego domu było teraz z jakieś <st1:metricconverter productid="700 metrów" w:st="on">700 metrów</st1:metricconverter>.<br />
- Przyznaj się. - Powiedziałam nagle. - To nie Alice dosypała mi czegoś, tylko
ty. Chciałeś mnie zabrać w jakieś odległe miejsce, a potem... Aż mi się nie
chce wierzyć, że chodzi ci tylko o rozmowę. - Uśmiechnęłam się.<br />
- Widocznie nie jestem taki jak wszyscy...<br />
- Serio?! TY?! Członek One Direction?! Facet?! Nie masz ochoty na
niezobowiązujący seks?! - Pokiwał przecząco głową, a ja zaczęłam zastanawiać
się, czy ja na pewno to powiedziałam.<br />
- Widocznie nie jestem typowy. - Uśmiechnął się zalotnie. <br />
- Aha! Właśnie widzę! - Westchnęłam - Jak chcesz to gadaj. Bo mam przeczucie,
że zaraz odpłynę. <br />
Nie wiem czemu nie usunęłam tych ziółek ze swojego organizmu. Może podobało mi
się to uczucie. Zresztą dzisiejszej nocy było mi wszystko jedno. <br />
Chłopak cały czas milczał. Westchnęłam ciężko.<br />
- Który dzisiaj jest? - Zapytałam nagle. <br />
- 7. czerwca. - Powiedział lekko zmieszany.<br />
- Widzisz? Jutro ma się odbyć mecz otwarcia w Polsce. - Patrzył na mnie jakby
nie wiedział o co chodzi. -Halo! Euro! Nie słyszałeś?<br />
- A no tak! - Krzyknął. - Chłopaki mają bilet na jakiś miecz. Nawet nie wiem
jaki... - Zamyślił się.<br />
- W każdym razie, powinnam tam być. - Powiedziałam.<br />
- Dlaczego? - Zainteresował się. - Jesteś dziewczyną jednego z piłkarz? -
Ruszył zabawnie brwiami.<br />
- Coś za coś, skarbie. - Zaśmiałam się.<br />
Zastanowił się i po chwili zaczął mówić. Powiem szczerze, że go nie słuchałam.
W ogóle ta sprawa wydawała mi się dziwna. Facet, którego nie znałam nagle
zapragnął mi się wyżalić... Coś czuję, że nie tylko mi coś dosypali.<br />
Narkotyk mącił mi coraz bardziej w głowie. Mimo to, podobało mi się. Nadal nie
miałam zamiaru pozbywać się go. <br />
Spojrzałam na Mailka. Wydawał mi się coraz bardziej kuszący. Nie wiedzieć
czemu, pocałowałam go. Dalej była już tylko czarna dziura.</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><b>***</b></b></div>
<b>
Powoli otworzyłam oczy. Bolała mnie głowa, wszystkie dźwięki były intensywniejsze.
Cóż, kac. Nie miałam zamiaru tak cierpieć, więc w magiczny sposób pozbyłam się
go. Niestety zaraz zaczęłam tego żałować. Leżałam na nagim mężczyźnie na plaży.
Dzięki Bogu było jeszcze na tyle rano, że prawie nikt nie postanowił się
poopalać. Tylko gdzieś daleko mignęła mi jakaś para trzymająca się za ręce.
Westchnęłam ciężko. Podniosłam się i zaczęłam powoli ubierać. Jeśli jutro rano
w gazetach pojawi się zdjęcie Malika i jego "nowej dziewczyny" na
plaży, to moją reputację trafi szlag. Westchnęłam po raz drugi. Nie wiedziałam
co ja mam zrobić z tymi "zwłokami". Po chwili zastanowienia
wyciągnęłam telefon.<br />
- Alice? Słuchaj, jest problem. Przyjdź szybko na plażę. - Po czym rozłączyłam
się.<br />
Czekając na moją podopieczną patrzyłam na morze. Jako, że był odpływ,
znajdowało się tak daleko, iż prawie nie było go widać. <br />
- O MÓJ BOŻE! Co się stało?! - Usłyszałam za sobą głos. <br />
Odwróciłam głowę. Za mną stała zszokowana rudowłosa wampirzyca. Patrzyła na
mnie z lekkim przerażeniem. Chciała powiedzieć coś jeszcze, jednak jej nie
pozwoliłam. Popchnęłam ją z całej siły wampirzymi mocami na drzewo, które omal
się przez to nie złamało. <br />
- Dosypałaś mi czegoś? - Zapytałam spokojnie. W jej oczach widziałam
przerażenie. - Pytam się!<br />
- Ja nie... - Zawahała się. - Jass, przepraszam. To Harry. On wsypał coś Zaynowi,
a potem dodał coś do innego drinka. Wręczył go Malikowi, a on najwidoczniej
poszedł do ciebie. - Powiedziała to w takim tempie, że gdybym nie była
wampirem, nie zrozumiałabym jej. <br />
Rozluźniłam swój chwyt. Odwróciłam się i potarłam lekko palcami o skronie. Ja
naprawdę byłam kiedyś tak głupia, jak ona?!<br />
- I jeszcze jedno. - Powiedziała cichutko. - Dzwonili z twojego biura. Chcą
żebyś się tam natychmiast zjawiła. <br />
Pokiwałam głową. Czego oni mogą ode mnie chcieć?!<br />
- Alice, zajmij się Zaynem zanim znajdą go fotoreporterzy. Ja jadę do biura i
gdy wrócę chcę zastać mój dom tak czystym, że go nie poznam, zrozumiałaś?<br />
Przełknęła ślinę, ale ostatecznie zgodziła się. <br />
Zaczęłam kierować się w stronę wyjścia z plaży. Boże, po raz pierwszy
widziałam, żeby Alice była potulna jak baranek. Ona... się mnie bała?! Chociaż,
ja też zachowałam się trochę... inaczej. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam
taka agresywna. Westchnęłam. Jednak narkotyki mącą w głowach. Jeszcze do tego Zayn...
Kurde! Mam nadzieję, że on nie pamięta, co robił ze mną w nocy. Przydałby mi
się teraz James. On... Nie! Nie powinnam o nim myśleć.<br />
W drodze do biura zadzwoniłam do Malie, żeby przywiozła mi
jakieś ubranie na zmianę, bo to co miałam na sobie nie nadawało się do niczego.
Tak więc kiedy stanęłam przed drzwiami z tabliczką "Dyrektor", miałam
na sobie typowy biurowy mundurek: mała czarna i szpile. Zapukałam, po czym
usłyszałam "proszę" po tajsku. Przeszłam przez próg i stanęłam jak wryta.
Na przeciwko szefa Azjatyckiego Oddziału Wampirów siedziała Esme. Odwróciła
głowę w moją stronę. Zazwyczaj patrzyła na mnie jakby za chwilę miała się na
mnie rzucić, tym razem jednak widziałam... strach?! Nagle Taj wstał, podszedł i
wyciągnął rękę w moją stronę.<br />
- Nasza współpraca była bardzo krótka, ale i owocna. Dzięki pani zwerbowaliśmy
ponad setkę wampirów. Była pani naszym skarbem, jednak niestety będziemy
musieli panią oddać. Panienka Esme przejmie teraz pani obowiązki. <br />
Spojrzałam na wampirzycę. Teraz nie patrzyła się na nas, tylko na obraz wiszący
nad biurkiem. Można powiedzieć, że był on żartem, gdyż przedstawiał Niebo. Nie
wiedziałam kto go namalował, jednak naprawdę robił ogromne wrażenie.<br />
- Teraz dostanie pani nowe zadanie. - Taj kontynuował, tym razem zza swojego
biurka. - Jednak na razie upragniony urlop! - Przekazał mi grubą teczkę. -
Dzisiaj wieczorem ma pani samolot. - Wstał i jeszcze raz uścisnął moją dłoń. -
Naprawdę miło mi było z panią współpracować. <br />
- Mi również. - Odpowiedziałam z nadzieją, że zabrzmiało to szczerze. <br />
Następnie razem z Esme wybrałam się do domu. Podczas drogi nie rozmawiałyśmy,
co bardzo mi odpowiadało. Miałam czas, by zastanowić się jak wyjaśnię
"Królowej Zła" ten bałagan w domu i obecność Alice, oraz One Direction.
Na moje szczęście ta postanowiła jednak wybrać się na plażę. Stwierdziła, że
musi pooddychać świeżym powietrzem. Tym razem obyło się bez żadnych docinków ze
strony Esme. To był kolejny dowód na to, że ktoś ją podmienił w samolocie.<br />
Kiedy już pozbyłam się balastu, mogłam w spokoju wejść do domu. Zaskoczona
stwierdziłam, że Alice mnie posłuchała. Nie mogłam poznać własnego mieszkania.
Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu gości. Ku mojemu zdziwieniu nikogo nie
było. Przynajmniej tak myślałam...<br />
- Wyszli. - Usłyszałam za sobą. Odwróciłam się szybko. Moim oczom ukazał się
Zayn. Siedział skulony na fotelu, otulony kocem. W dłoni trzymał filiżankę
herbaty. Zdziwiło mnie to, bo na dworze było co najmniej trzydzieści pięć
stopni. <br />
- Jeśli można zapytać: gdzie?<br />
- Alice wyszła się rozejrzeć w poszukiwaniu jakiejś apteki. Ma nadzieję, że
mają coś na kaca. - Uśmiechnął się niemrawo. - Twoja służąca wyszła na zakupy,
a cała reszta umiera na górze. <br />
Zaśmiałam się.<br />
- Rozumiem, że kac męczy i ciebie? <br />
- Tylko mam jakieś dziwne objawy. Strasznie mi zimno. <br />
Uśmiechnęłam się pod nosem. Od niechcenia podeszłam i dotknęłam jego czoła.<br />
- Boże, Zayn! Ty masz gorączkę!<br />
Pobiegłam do kuchni i przyniosłam z niej jakieś proszki, które dałam
chłopakowi. Ten grzecznie połknął. W ramach podziękowania spojrzał na mnie tymi
swoimi hipnotyzującymi oczami. Od razu przypomniał mi się Kuba i te jego
niebieskie tęczówki. <br />
Pomogłam Zaynowi doczołgać się do mojej sypialni. Ułożyłam go na łóżku,
przykryłam kocem i poprawiłam poduszki. Następnie zasłoniłam żaluzje i zaczęłam
zmierzać ku drzwiom. <br />
- Możesz mnie nie zostawiać? - Usłyszałam cichutki głos.<br />
Niezbyt chętnie przystałam na prośbę. Nie chodziło o to, że go nie lubiłam. Po
prostu wolałam unikać rozmów sam na sam. Bałam się, że wspomni o tej feralnej
nocy. Nie potrzebnie wtedy nie usunęłam tego narkotyku z organizmu. Byłam tak
spragniona czyjeś bliskości... Zayn był naprawdę uroczy. Jednak mimo to...<br />
- Jass, mogę zadać głupie pytanie? <br />
- To u ciebie normalne. - Zaśmiałam się, a on to odwzajemnił.<br />
- Czy my ze sobą... - Miałam wrażenie, jakby czytał mi w myślach. - Tylko
proszę nie kłam. - Jego głos był coraz słabszy. <br />
Westchnęłam i spuściłam głowę.<br />
- Żałujesz? - Zapytał po chwili.<br />
Przeczesałam jego włosy i spojrzałam mu w oczy.<br />
- Nie. Ale teraz powinieneś pójść spać. – Powiedziałam, uśmiechając się czule.<br />
Chłopak złapał mnie za dłoń, którą do tej pory trzymałam w jego włosach i
sprawił, że teraz dotykała jego policzka. Patrzył na mnie tymi swoimi wielkimi
oczami. Miałam wrażenie, że odchodzi, a jego choroba to nie zwykłe
przeziębienie. <br />
Głaskałam go jeszcze chwilę, aż zasnął. Wtedy sięgnęłam w głąb siebie i użyłam
mocy. Czułam, jak dziwna siła przechodzi przez moją rękę. Gdy po chwili
wiedziałam, że jest już zdrowy, zabrałam dłoń. Patrzyłam na jego śpiące
oblicze. Westchnęłam ciężko.<br />
- Naprawdę nie żałuję. - Powiedziałam po cichu i pocałowałam go w czoło. <br />
Poszłam się spakować z myślą, że może nigdy go więcej nie zobaczę.</b><br />
<div style="text-align: center;">
<b><b>***</b></b></div>
<b>
</b>
<br />
<div class="MsoNormal">
*Oczami Alice*<br />
Jasmine bywała surowa i nieobliczalna, ale nigdy aż tak agresywna.
Zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam pozwolić Harry’emu doprawiać drinków,
ale wtedy nie widziałam w tym zagrożenia. Dopiero teraz docierało do mnie, że
jesteśmy w mieście, w którym ludzie wiedzą o istnieniu wampirów i nie jest dla
nikogo nowością morderstwo wśród krwiopijców. Robiłam sobie wyrzuty z powodu
nieodpowiedzialności, jakiej dopuściłam się, przywożąc do Tajlandii zespół
Harry’ego, a potem upijając ich, moją opiekunkę i samą siebie do nieprzytomności.
No, może nie całkiem, w końcu to ja ogarnęłam towarzystwo przed wschodem
słońca, jednak byłam wystarczająco upojona, by nie przejąć się brakiem Zayna i
Jasmine. Znalezienie tej dwójki nagiej na plaży było dość ciekawe, choć
zachowanie mojej przyjaciółki wzbudziło we mnie pewne podejrzenia. Nie miałam
pojęcia, co takiego wydarzyło się w Bangkoku przed naszym przybyciem, ale kiedy
tylko Jass otworzyła nam drzwi swojego domu, widziałam na jej twarzy, że coś
się zmieniło. Jakby utraciła jakąś część siebie, która nigdy nie wróci. Miałam
nadzieję, że nie jest to zwiastun jej zachowania po śmierci Aleksa i Sary, bo
rzeczy takie jak te trudno znieść kilka razy w tak krótkim okresie. Właściwie
nawet reakcja Timothy’ego była mniej niepokojąca, w końcu zrobił to, co zapewne
ja bym uczyniła w podobnej sytuacji. Życie bez Jasmine w pobliżu… Nawet nie
chciałam sobie tego wyobrażać. Już raz przeżyłam rozłąkę z nią, choć wtedy była
ona innego rodzaju. Nie znałam jej praktycznie wcale, wiedziałam jednak, że to ona
wyciągnęła do mnie rękę i że nie mogę porzucić raz danej przez nią szansy.
Byłam ciekawa, czy gdyby moim opiekunem był ktoś inny, również bym się z nim
zaprzyjaźniła. Widziałam jak niektórzy mentorzy traktują swoich podopiecznych.
Jak opiekun Nigela go traktuje. Ciągle widzi w nim niedorozwinięte dziecko i
postrzega go jako konkurenta na swoją pozycję. Nigdy nie chciałabym mieć wroga
w swoim przewodniku, w Jasmine. Potrząsnęłam głową. Po ostatniej rozmowie z
Natanielem coraz częściej nachodziły mnie myśli typu „Co by było, gdyby…”. A w
moi przypadku rozmyślanie nad alternatywnymi wersjami mojego życia było
marnowaniem czasu i energii. Jass powinna właśnie wracać z biura, choć nie wiem
na czym polegała jej praca tutaj. Znowu kogoś szkoliła? Słyszałam, że kiedyś
była łowcą, jak ja. Trudno było mi jednak wyobrazić sobie tą drobną wampirzycę
zabijającą postawnego krwiożercę. Uśmiechnęłam się. <br />
- Jak myślisz, kiedy ona wróci? – Usłyszałam głos za plecami. Odwróciłam się od
okna, w które wpatrywałam się od kilku minut. Zayn siedział na kanapie w
salonie, wtulony między poduszki. Czułam dokładnie jego temperaturę, więc
wiedziałam, że nie tylko kac dopadł go dzisiejszego ranka. <br />
- Nie wiem, nie mówiła na jak długo wychodzi. – Odpowiedziałam. Po chwili
dostrzegłam Harry’ego u szczytu schodów prowadzących na piętro. Na myśl o tym,
co wyprawiałam z nim w nocy, uśmiech sam wypływał na moje usta. Tupot stóp
Styles odciągnął uwagę Zayna od mojej osoby, za co w sumie byłam wdzięczna.
Wiedziałam, do czego doszło między nim a Jasmine. Gdy zanosiłam go do domu,
czułam zapach jego ciała, a skóra człowieka po seksie pachnie w szczególnie
słodki sposób. Dla Jass przespanie się z kimś miało bardzo poważne znaczenie,
martwiłam się więc o nią i o Malika. Nie sądziłam, by wiązała z nim
jakiekolwiek plany, a niezobowiązujący seks najwyraźniej nie był tym, czego
szukał u niej mulat. <br />
- Alice, ja umieram! – głos Harry’ego brzmiał jak jęk biczowanego niewolnika.
Zaśmiałam się w myśli. Ja mogłam usunąć efekty całonocnego picia w kilka sekund,
doprowadzając moje ciało do trzeźwości samą wolą. A te biedaki męczyły się już
kilka godzin, leżąc w pokojach gościnnych na piętrze. Ze swojej pozycji przy
oknie słyszałam nierówny oddech Liama i mamrotanie Louisa. Niall spał głęboko,
nie obudzony nawet przez huk spadającego ze schodów Malika. Zdecydowanie nie
pomogło to jego zdrowiu, a ja czekałam tylko na pozew sądowy od managera
zespołu oskarżający mnie o porwanie i poturbowanie członków najseksowniejszego
boysbandu na świecie. <br />
Podeszłam do Stylesa i pogłaskałam go po głowie. Jego zmęczone, podkrążone oczy
wpatrywały się we mnie nieprzytomnie.<br />
- My uratowaliśmy ciebie przed samotnością i przywieźliśmy cię do Jasmine.
Teraz ty uratuj nas i przynieś nam coś na kaca. – Wymamrotał Harry swoimi
pełnymi wargami, których każdy ruch śledziłam w najwyższym skupieniu. Pokiwałam
głową i spojrzałam raz jeszcze na Zayna. Przysnął, oparłszy się o poduszki.
Nawet stojąc kilka metrów od niego, czułam nienaturalne ciepło bijące od jego
ciała. Pogłaskałam Loczka po policzku i bez słowa wyszłam z domu.</div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
To zabawne jak emocje kierują naszymi czynami. Z tęsknoty jesteśmy w stanie
pokonać tysiące kilometrów, by zobaczyć ukochaną osobę, a z wściekłości jesteśmy
w stanie niemal wydrapać jej oczy. Dokładnie tych samych emocji doświadczyłam w
ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin w stosunku do Jasmine. Z rozżalenia
jej kolejnym wyjazdem, namówiona przez niepoczytalnych młodych chłopców,
dotarłam do wschodniej Azji, tylko po to by spić się w trupa i pozwolić jej
przelecieć przyjaciela Harry’ego. A teraz ona mi oświadcza – śmie oświadczać –
że znowu wyjeżdża. Jednak chwilę temu zapewniła mnie, że tylko na kilka dni,
może tydzień. Stała przy blacie w kuchni i przyglądała się mojej twarzy. W
końcu wzięła głęboki wdech i przeszła do salonu, by usiąść ciężko na kanapie.
Podążyłam za nią, ciekawa, co tym razem mi powie.<br />
- Alice, to nie jest takie proste jak myślisz. – Rzekła po chwili ciszy,
wykręcając palce i unikając mojego wzroku. <br />
- Nic nie jest proste, Jasmine. – Prychnęłam, rozsiadając się w fotelu
naprzeciwko niej. Spojrzała na mnie spode łba.<br />
- Dlaczego musisz sprawiać, że wszystko co powiem brzmi nierozsądnie? – rzuciła
z wyrzutem. Zaśmiałam się niekontrolowanie. Ona również wygięła wargi w
uśmiechu, kręcąc głową. Po chwili spoważniała.<br />
- Muszę wyjechać, żeby… Zepsułam wszystko, co było między mną a Kubą i… -
wyjaśniała, ale przerwałam jej w pół słowa.<br />
- Chcesz mi powiedzieć, że wyjeżdżasz, by zobaczyć się ze swoim kochasiem? –
rzuciłam zirytowana. Pokiwała niepewnie głową. Pacnęłam się otwartą dłonią w
czoło. <br />
- Nie mogłaś tak od razu? Wiesz, ile nerwów mnie to kosztuje? Mam alergię na te
twoje „wyjazdy”… -<br />
Jasmine podniosła się z kanapy, po czym usiadła na podłokietniku mojego fotela.
Przytuliła mnie do siebie, a ja z westchnieniem objęłam ją w talii. Wdychałam
zapach jej skóry, a ona głaskała mnie po plecach. <br />
- Czasem nie mogę powiedzieć ci wszystkiego, Allie. Nawet gdybym chciała. –
Odsunęłam się od niej, chcąc spojrzeć jej w oczy. Patrzyła na mnie zatroskana i
jakby smutna, widziałam w jej spojrzeniu, że coś przede mną ukrywa. Zważając
jednak na to, kim jesteśmy i co robimy, postanowiłam nie pytać. Zapewne miała
rację i lepsza była dla mnie niewiedza. Spoglądałyśmy na siebie w milczeniu, aż
z góry usłyszałyśmy jęk, a potem łomot ciała spadającego na podłogę, co
odciągnęło moją uwagę. Po chwili usłyszałam zachrypnięty głos Stylesa,
mamroczący niewyraźnie przekleństwa. Poczułam, że Jasmine się we mnie wpatruje,
więc skierowałam na nią wzrok. Uśmiechała się półgębkiem.<br />
- Co? – zapytałam, nie wiedząc o co jej chodzi. Zmrużyła oczy i wstała. <br />
- Jest coś między tobą a tym chłopcem, Harrym? – chciała mnie wypytać o faceta?
Wzruszyłam ramionami.<br />
- Dla żadnego z nas nie byłoby dobrze, gdyby tak było. – Odpowiedziałam
niewzruszenie. Jass zatrzymała się i spojrzała na mnie. <br />
- Czyli jednak jesteś nim zainteresowana? – zapytała z ciekawością wymalowaną
na twarzy. Westchnęłam.<br />
- Nic takiego nie powiedziałam. <br />
- Ale jednak przyjechałaś tutaj z nim, nie z Timem, czy Robertem. – Brnęła w to
na przekór moim słowom.<br />
- Przegrałam zakład. Choć może i tak bym tu przyjechała, tyle że sama. –
Odparłam chłodno. Zmarszczyła brwi, po czym znowu zaczęła chodzić po pokoju.
Obserwowałam jej ruchy, nie wiedząc dokąd nas ta rozmowa zaprowadzi.<br />
- Więc jakie masz wobec niego plany? – Rzuciła po chwili. Zastanowiłam się. Mam
jakieś plany?<br />
- Zapewne zniknę z jego życia równie nagle, jak się w nim pojawiłam. Nie chcę
dla niego kłopotów. <br />
- To znaczy, że o niego dbasz. W szczególny sposób.<br />
- Chcę, żeby sympatyczny chłopak był z dala od niebezpieczeństw, o których
nawet nie wie. To źle? – Zirytowana, wciąż nie bardzo wiedziałam o co jej
chodziło.<br />
- Alice, kogo chcesz oszukać? Ty nie dbasz o przypadkowych sympatycznych
chłopców. A już na pewno nie o tych, z którymi sypiasz.<br />
Na moment zapadła cisza, podczas której zastanawiałam się, jak wybrnąć z tej
pułapki. Czułam coś do Harry’ego, tego byłam pewna jak cholera. Ale nie
powinnam się do tego przyznawać nawet przed samą sobą, a co dopiero przed
Jasmine. To nie tak, że jej nie ufałam. Po prostu czasami bywały rzeczy, z
którymi musiałam poradzić sobie sama. <br />
- Nie spałam z nim. – Odparłam niespodziewanie dla nas obu, ale Jass straciła
zainteresowanie poprzednią częścią rozmowy, na moje szczęście. Nie
wiedziałabym, jak jej to wszystko wytłumaczyć, bez wyznawania prawdy. Moja
opiekunka wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem. <br />
- Jak to: nie spałaś z nim?<br />
- Tak to. Za pierwszym razem nam przerwałaś, a potem już się jakoś nie złożyło.
– Skłamałam, wiedząc, że było mnóstwo okazji. Jednak zanim uświadomiłam sobie,
że nie mogę wiązać z Harrym żadnych planów, chciałam, żeby to było coś
wyjątkowego. Nie jednonocna przygoda, która wtopi się w gąszcz takich samych nocy.
To mogłoby być coś wyjątkowego, bo sam Harold był wyjątkowy. <br />
- Ja wam przerwałam?! Niby kiedy?<br />
- Pierwszy raz spotkałam go w barze, po polowaniu na grupę krwiożerców w
Croydon. Już się do siebie dobieraliśmy w toalecie, ale Timothy przysłał mi
smsa, żebym nie zapomniała odebrać cię z lotniska. Właśnie tak nam przerwałaś.
– Zaśmiałam się, a w mojej głowie pojawiły się obrazy z tamtego wieczoru, wręcz
poczułam na ustach smak naszego pierwszego pocałunku. Do tej pory żałowałam, że
zostawiłam go wtedy samego, w męskiej łazience przypadkowego baru. <br />
- W takim razie przepraszam. Nie sądziłam, że można zepsuć komuś randkę, nawet
o tym nie wiedząc.<br />
- Można, wierz mi. Poza tym, to nie była randka. – Odparłam ze spokojem i nie
pozwoliłam jej na dopowiedzenie czegoś więcej. Harry stał przy samych schodach,
o krok od pierwszego stopnia. Nie mogłam go jeszcze dostrzec, ale słyszałam
jego nierówny oddech i szybkie bicie serca. Jasmine najwyraźniej też, bo nie
drążyła tematu.<br />
- Zobaczymy się w Londynie, Alice. – Powiedziała na odchodne, kierując się w
stronę wyjścia z domu. Kładła rękę na rączce od walizki, gdy zatrzymały ją moje
słowa.<br />
- Wróć szybko, proszę. – W rzeczywistości zabrzmiało to jeszcze bardziej
ckliwie, niż w mojej głowie, jednak nie obchodziło mnie to. Gdyby nie
podsłuchujący Styles, powiedziałabym jej jeszcze, żeby nie dała się zabić, ale
to mogłoby wzbudzić jego podejrzenia. Uśmiechnęła się i mrugnęła do mnie
porozumiewawczo. <br />
- Wrócę do ciebie jak najszybciej się da, obiecuję. – Rzuciła, po czym
otworzyła frontowe drzwi i wyszła na zewnątrz, zostawiając mnie samą.<b><br /></b><br />
<div style="text-align: center;">
<b><b>***</b></b></div>
<b>
</b>
<br />
<div class="MsoNormal">
<b><b>*Oczami Jasmine*</b></b></div>
<b>
- Pożegnałaś się już ze wszystkim? - Głos Esme, jak zwykle pozbawiony emocji,
"pochłonęły" fale. <br />
Nie powiem dziwnie było patrzeć na nią stojącą na plaży i uśmiechającą się, jak
głupia do morza. Oczywiście, gdy tylko zorientowała się, że się na nią gapię,
jej zachowanie a'la "Królowa Śniegu" powróciło. <br />
- Malie i Mangkon wypłakali mi się na ramieniu, a May zostawiłam list, bo
gdzieś wyjechała. - Powiedziałam, siląc się na to by mój głos brzmiał
przyjaźnie.<br />
Kiwnęła głową i zamyśliła się.<br />
- Przejdziemy się? - Zapytała po chwili.<br />
Gdy otrząsnęłam się z szoku jakie wywołało, to pytanie, przytaknęłam.<br />
- Od razu jedziesz do Polski? - Wyczułam w jej głosie nutkę sympatii, co znowu
mnie zaskoczyło.<br />
- Chyba tak. Muszę spełnić obietnicę, a potem chyba wrócę do Londynu. <br />
Uśmiechnęła się.<br />
To całe jej zachowanie było podejrzane. Jak ktoś może się tak diametralnie
zmienić? Z wrednej suki, która życzy mi śmierci przy najbliższej okazji,
zmienia się w najlepszą przyjaciółkę. Może chłopaki wpadli na kolejny genialny
pomysł i dosypali jej czegoś do wody?<br />
Esme spojrzała na zegarek.<br />
- Zaraz powinnaś iść, bo samolot ci ucieknie. - Powiedziała, a ja zerknęłam na
wskazówki jej zegarka. 16.30. Cholera! O 18 ma samolot! A odprawa?! Dzięki Bogu
się już spakowałam.<br />
Odwróciłam się na pięcie i już chciałam ruszyć, gdy nagle wampirzyca złapała
mnie za ramię.<br />
- Wiem jak to wyglądało przez te wszystkie lata, ale ja naprawdę dobrze ci
życzyłam i życzę. Leć do Kuby i zrób to co do ciebie należy. - Następnie
uśmiechnęła się serdecznie.<br />
Oniemiałam. Prędzej spodziewałam się, że Alice ogłosi celibat. Naprawdę!<br />
- Dziękuję i... Powodzenia! - Powiedziałam starając się nie zdradzić, że jestem
zaskoczona tym jej nagłym wyznaniem. Następnie ruszyłam w stronę wyjścia z
plaży, gdzie czekała na mnie taksówka, która miała zawieść na lotnisko.</b><br />
<div style="text-align: center;">
<b><b>***</b></b></div>
<b>
<div style="text-align: left;">
<b><i><Tu chyba powinnam ostrzec, że poniżej może zrobić się trochę +18, ale zapewne i tak czytałyście już bardziej perwersyjne rzeczy, więc... R.></i></b></div>
</b><br />
<div class="MsoNormal">
<br />
*Oczami Alice*</div>
- Jesteście sobie bardzo bliskie, prawda? Ty i Jasmine. – Zachrypnięty głos
Harry’ego pieścił moje uszy. Leżałam na trawie przed domem, obserwując starannie
wycięte w krzewach zwierzęta. <br />
- Tak jakby. W sumie nie mam nikogo poza nią. – Odparłam, przekręcając się na
bok i patrząc na niego z dołu. Kucnął przy mnie i zmarszczył brwi. <br />
- Nie masz żadnej rodziny, nikogo? – spytał zatroskany. Poczułam nieokreślone
uczucie w brzuchu, nie dałam jednak po sobie poznać, że miło słyszeć jego
troskę. <br />
- Moi rodzice nie żyją, a poza nimi nie miałam nikogo bliskiego. – Skłamałam.
Żyła jeszcze moja siostra, ale ten temat był wystarczający bolesny dla mnie
samej, by poruszać go tylko w ostateczności. <br />
- Alice, tak mi przykro. – pochylił się nade mną, łapiąc mnie za dłoń.
Zmarszczyłam brwi.<br />
-To nie twoja wina, Harry. Nie musisz się martwić, a tym bardziej mi współczuć.
– Odrzekłam.<br />
Przysunął się jeszcze bardziej, by w końcu rozłożyć się na trawniku obok mnie.
Skierował spojrzenie na bezchmurne niebo.<br />
- Nie musisz być przez cały czas silna, Allie. Każdy jest w jakimś stopniu
słaby i potrzebuje drugiego człowieka, nawet ty. – Dodał w zadumie. Zaśmiałam
się. <br />
- To bardzo filozoficzne, szczególnie jak na ciebie. – Powiedziałam, a on na te
słowa obrócił się na bok, tak, że mógł bez przeszkód patrzeć na moją twarz.
Niewiele mogłam wyczytać z jego miny, ale coś podpowiadało mi, że chłopak chce
powiedzieć coś ważnego. Wzdrygnęłam się w myśli. Nie lubię poważnych rozmów. <br />
- Mówiłem ci już, nie jestem głupi. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że możesz na
mnie liczyć. I że możesz mi wszystko powiedzieć, nieważne jak bardzo szokujące
by to było. – Odparł, po czym przygryzł wargę. <br />
Przez obserwowanie tego niewinnego gestu poczułam w gardle drapanie, a moje
zmysły węchu, wzroku i słuchu automatycznie się wyostrzyły w poszukiwaniu
pokarmu. Nie piłam krwi już od kilku dni, ciągle zajęta mordowaniem
krwiożerców, spotkaniami z zespołem, albo samotnym siedzeniem w pustym domu.
Teraz dotkliwie odczułam skutki tego zaniedbania. Do moich uszu docierał każdy
oddech Harry’ego, każde uderzenie jego serca, każdy szelest tkanin jego
ubrania, ocierających się o jego skórę. Kuszący zapach, którego nie potrafiłam
do niczego porównać, wypełnił moje nozdrza, a wzrok zatrzymał się na
wyeksponowanej szyi, ozdobionej srebrnym łańcuszkiem. Przełknęłam ślinę,
przerzucając się na oddychanie przez usta, przez co zapach chłopaka nie był tak
drażliwie intensywny. Mała odległość między nami nie polepszała sytuacji, a ja
nie czułam się na siłach, by ją zmniejszyć. <br />
Dopiero po chwili walki z własnym organizmem, dotarło do mnie, co powiedział
Harry. <br />
„nieważne jak szokujące by to było”? Zaczęłam się obawiać, że podsłuchał z
mojej porannej rozmowy z Jasmine dużo więcej, niż myślałam. Więcej niż
chciałabym, żeby wiedział. Zastanawiałam się nad odpowiedzią przez dłuższą
chwilę, próbując jednocześnie ułożyć sobie wszystko w głowie i zapanować nad
chęcią wgryzienia się w delikatne ciało, leżące przede mną. <br />
- Zatem muszę ci wyznać, że… - zaczęłam, a Hazz zachęcony moimi słowami,
przysunął się jeszcze bardziej, tak, że nasze kolana stykały się. Jęknęłam w
duchu. Dlaczego on to wszystko utrudnia?<br />
- Muszę wyznać, że nie posiadam sekretów, którymi mogłabym się z tobą
podzielić. – Skończyłam, z trudem panując nad sobą. Najwyraźniej zauważył, że
coś jest nie tak, bo badawczym wzrokiem prześledził najpierw moją twarz, a
potem całe ciało, ułożone równolegle do jego. <br />
- Gdyby się jednak pojawiły, znasz mój adres. – Odrzekł z uśmiechem, który
niepewnie odwzajemniłam. <br />
Przez chwilę leżeliśmy w ciszy; Harry przewrócił się na plecy i wpatrywał w
niebo nad nami. To dało mi chwilę na opanowanie spragnionego ciała. W myśli
pojawiały się mi się obrazy, w których rzucam się na piosenkarza, wgryzając się
w jego tętnicę szyjną, spijając lubieżnie krew spływającą po gładkiej skórze.
Potrząsnęłam głową i starałam się odprężyć. Po kilku wdechach udało mi się
odzyskać kontrolę i odrzucić głód w głąb świadomości. W końcu odważyłam się
spojrzeć na chłopaka. Moje spojrzenie skrzyżowało się z jego zielonymi
tęczówkami. Przez chwilę tylko się sobie przyglądaliśmy, jakby nawzajem
oceniając. Potem Harry spuścił wzrok i wyszeptał: - Skoro nie masz sekretów, o
których moglibyśmy pogadać, możemy wykorzystać ten czas w inny sposób. <br />
Po czym usunął jakiekolwiek przerwy między naszymi ciałami, łącząc nasze wargi
w słodkim pocałunku. Pomyślałam, że seks na trawniku przed cudzym domem nie
jest zbyt dobrym pomysłem, szczególnie gdy w środku znajdowało się co najmniej
sześć osób. Chłopak najwyraźniej dostrzegł moje wahanie, bo oderwał usta od
moich, odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy.<br />
- Chłopaki pojechali na plażę, wrócą wieczorem, a ta para służących pojechała
do miasta na kilka godzin. Dom jest pusty, Alice. – Powiedział, leniwie sunąc
gołą stopą po mojej łydce. Uśmiechnęłam się delikatnie.<br />
- Dom jest pusty, a ty chcesz mnie wykorzystać na trawie w ogrodzie? –
zapytałam, wsuwając dłoń pod jego koszulkę. Czułam drżenie jego skóry pod moim
dotykiem i urywany oddech wydobywający się spomiędzy jego warg. <br />
- Lubię seks w plenerze – wyszeptał w końcu, po czym niespodziewanie znalazł
się nade mną, z iskierkami w oczach wpatrując się w moje rozchylone usta.
Pomimo palącej w środku ochoty na jego krew, pomogłam zdjąć mu koszulkę.
Przygryzłam wargę, gdy dobrał się do dołu mojej sukienki, delikatnie wsuwając
dłoń pod cienki materiał. Spojrzał mi w oczy, jakby pytając o pozwolenie.
Kiwnęłam subtelnie głową, po czym odchyliłam głowę, a on zdejmował ze mnie
granatową tkaninę. Smukłymi dłońmi pieścił biodra i brzuch, przesuwając się
nieustannie do góry. Musnął tylko moje piersi, przybrane koronkowym stanikiem w
kolorze skóry, zsuwając ubranie z moich wyciągniętych ramion. Gdy już leżałam
pod nim odziana jedynie w bieliznę, popatrzyłam na niego znowu. Przygryzłam
wargę, a on w nagłym odruchu przysunął głowę do mojej szyi, całując każdy jej
skrawek. Jego loki łaskotały mnie po twarzy, a ich zapach odurzył mnie
całkowicie. Kierowana głodem i pożądaniem, przejęłam kontrolę nad sytuacją i
jednym ruchem przewróciłam go na plecy. Nie spodziewał się takiego obrotu
sytuacji, ale chętnie poddawał się moim ruchom, gdy sięgnęłam do jego paska.
Powoli odpinając metalowy guzik, obserwowałam jego twarz. Temperatura jego
ciała podskoczyła o pół stopnia, a serce łomotało mu w piersi. Chłopak oblizał
soczyste wargi, nieśmiało otwierając oczy. Przeniosłam wzrok na jego pierś,
jednocześnie pomagając mu zdjąć spodnie. Teraz obydwoje zostaliśmy półnadzy,
obydwoje wiedząc, że nie potrwa to długo. Długie ręce Harry’ego sięgnęły w
kierunku moich pleców, by po chwili zsuwać z moich ramion koronkowy biustonosz.
Chłopak wpatrywał się w nowoodkryty kawałek mojego ciała zafascynowany, oczy
pociemniały mu z pożądania. Ja zaś badałam wzrokiem jego klatkę piersiową i
skórę opinającą żebra, jak zahipnotyzowana przyglądając się każdemu tatuażowi
zdobiącemu blade ciało. W końcu zniecierpliwiony przekręcił nas do poprzedniej
pozycji, w której górował nade mną i zaczął znaczyć językiem drogę od mojej
szyi do dekoltu. Sięgnęłam dłonią do jego białych bokserek, lecz nagle Harry
odsunął się, marszcząc brwi.<br />
Zirytowana, złapałam go za biodro i pociągnęłam w dół, by znów poczuć dotyk
jego skóry na swojej. <br />
Utrzymał się jednak w pionie, z moimi biodrami między swoimi kolanami. Nie
miałam pojęcia o co mu chodziło, nie miałam też zamiaru pytać. Rozpalało mnie
pożądanie; chciałam jak najszybciej doznać rozkoszy w jego ramionach. Usiadłam,
stykając tym samym nasze nagie klatki piersiowe. Ne odsunął się tym razem,
podniósł dłoń i wsunąwszy ją w moje włosy, zaczął całować mnie namiętnie,
penetrując językiem wnętrze moich ust. Poddałam się tej pieszczocie,
przymykając powieki. Przesuwałam rękami po jego szyi, wyczuwając pod palcami
jego przyspieszony, gwałtowny puls. W pewnym momencie straciłam panowanie i po
prostu zdarłam z niego bieliznę, używając do tego znacznie więcej siły, niż
powinna posiadać kobieta moich rozmiarów. Harry był jednak w takim stanie, że
nie zwrócił uwagi na moje nienaturalne zachowanie. Przesunął wolną dłoń w dół
mojego brzucha, powoli pochylając się do przodu, kładąc mnie delikatnie na
trawie. Zdjął moje majtki i odrzucił je za siebie, po czym z gardłowym
warknięciem, oderwał się od moich warg. Postanowiłam zająć się jego skórą, w
gorączkowym szale chcąc poznać jej smak. Pieściłam językiem jego szyję, potem
przeniosłam się na pierś, drażniąc sutki. Chłopak wił się nade mną, by w końcu
opaść na bok, dając mi lepszy dostęp do odsłoniętej skóry. Niespodziewanie
złapał moją twarz w swoje wielkie dłonie, z radosnym uśmiechem całując mnie
prosto w czubek nosa. Znowu zawisł nad moim ciałem, tym razem przechodząc do
rzeczy. Wsunął się we mnie powoli, sprawiając, że moje podniecenie osiągnęło
apogeum. Czekałam na więcej, a on dał mi to, czego chciałam. Przyspieszył ruchy
i po chwili we wspólnym rytmie doprowadzaliśmy się nawzajem na skraj raju. Krew
w jego żyłach pędziła jak woda w rzece, co jeszcze spotęgowało siłę moich
doznań. Całował mnie po szyi, wypychając jednocześnie biodra w moją stronę. Poddawałam
się jego ruchom, zatracając się w słodkim uniesieniu. Gwałtownie poczułam łaskotanie,
a potem drapanie w gardle. Powinnam się opamiętać, jednak okoliczności nie
sprzyjały tego typu działaniom. Harry już prawie dotarł do końca, szeptając gorączkowo
moje imię pomiędzy spazmami rozkoszy. Głód skradał się do moich kończyn jak
polujący kot, by w końcu zaatakować. Niespodziewanie dla siebie i Harry’ego,
wgryzłam się w jego ramię, w ostatniej chwili powstrzymując chęć wypicia jego
krwi do ostatniej kropli. Kilka czerwonych strużek popłynęło po skórze
oszołomionego chłopaka, a ja czym prędzej wyrwałam się z jego objęć i w
wampirzym tempie wybiegłam z ogrodu, łapiąc po drodze rozrzuconą bieliznę i
sukienkę. Wbiegłam do domu i zamknęłam się w łazience. Mogłam zrobić mu
krzywdę. Widziałam w jego oczach przerażenie i szok, a w wyobraźni już miałam
obraz jego twarzy, gdy powiem mu prawdę. Obrzydzenie, a potem strach. Chyba, że…<br />
Chyba, że zabiję go zanim zapyta o cokolwiek. <o:p></o:p><br />
<div class="MsoNormal">
<b>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>><br />
Kolejny rozdział już za nami. Mam nadzieję, że się jeszcze nie pogubiliście, bo
to dopiero początek:) Wiem, że pewnie mnie zabijecie za to, pozwoliłam Jasmine
na mały skok w bok, ale musiałam. Dla wiernych fanek Kuby mam dobrą wiadomość.
W następnym rozdziale pojawi się Kuba. Choć nie wiem, czy wam się to spodoba...
Dobra! Już więcej nie zdradzam! Alice znowu ma trochę niezbyt pruderyjnych przygód, ale ona już tak ma ;)<br />
Dodatkowo chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom! Cieszymy się, że
jeszcze z nami jesteście! Nawet nie wiecie ile dla nas znaczą wasze słowa
(nawet te krytyczne).<br />
Naprawdę wielkie dzięki!:) Oraz ja (czytaj: Wariatka) chciałabym serdecznie
pozdrowić Rudą Błaszczykowską. Naprawdę fajnie się z tobą gada:)<br />
Wasze<br /><span style="color: #660000;">Rooksha&Wariatka</span><br />
</b><br />
<b>EDIT: Właśnie dowiedziałyśmy się o śmierci Cory'ego Monteith, więc jeśli są tu jakieś Gleeks, tak jak my - wyrazy współczucia. To straszne, kiedy młody człowiek pełen pasji opuszcza ten świat, szczególnie dwa tygodnie przed swoim ślubem. Życzymy jego narzeczonej, Lei Michele, aby trzymała się silnie, bo Cory jest teraz perkusistą tam na górze i na pewno usłyszymy go podczas burzy! Nadal nie mogę w to uwierzyć... RIP Cory [*]<br />R.</b></div>
Rookshahttp://www.blogger.com/profile/10271565682508867908noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-7232454659213724942013-06-30T23:01:00.002+02:002013-06-30T23:01:48.132+02:00Rozdział szesnasty<div class="MsoNormal">
<span style="color: #666666; font-size: 11pt; line-height: 115%;">„I wiem, że idziesz gdzieś, by uczynić swoje życie lepszym<br />
Mam nadzieję, że znajdziesz go za pierwszym razem<br />
I chociaż to mnie zabija<br />
To, że musisz iść<br />
Wiem, że będzie to smutniejsze<br />
Jeśli nigdy nie wyruszysz w drogę<br />
Więc żegnam!”<br />
- „Farewell” Rihanna<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11pt; line-height: 115%;"><a href="http://www.youtube.com/watch?v=_MOiwCMn30k" target="_blank"><i>Muzyka</i></a><br />
<!--[endif]--></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">*Oczami Alice*<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Puste przestrzenie zawsze wprawiały mnie w podły
nastrój. Stanowiły namacalny dowód czyjejś nieobecności, jakby ziejąca w sercu
dziura nie wystarczała. Paradoksalnie, to ja sprawiłam, że pokój świecił
pustkami. Z wściekłości starłam wszystkie meble na proch, deska po desce,
drzazga po drzazdze. Aż w końcu, po kilku godzinach siedzenia w tym pyle,
zadzwoniłam po Timothy’ego. Nie wiem jak się tego wszystkiego pozbył, ale
równie nieświadoma byłam w sprawie zniszczonego domu Browna i Butler. Do tej
pory przed oczami stawał mi obraz płonącego budynku. Płomienie wydobywające się
ze środka razem z kłębami dymu, sięgające wyżej i wyżej, aż w końcu jedna
wielka pochodnia. Timothy stał obok mnie, po drugiej stronie ulicy i choć
buchające od strony domu ciepło sprawiało, że oboje spływaliśmy potem, to i tak
widziałam jego łzy. Ale od razu uporał się z emocjami i najwyraźniej mój pomysł
był tym, czego potrzebował. Niewiadomym mi sposobem sprawił, że teraz ma
miejscu domu znajdował się pusty betonowy plac. Widok ten był jednak nieco
przygnębiający. Kolejna pusta przestrzeń, sprawiająca wrażenie, jakby nigdy nie
stał tam dom pełen miłości, jakby Aleks i Sara nie istnieli. Przez to wszystko
sama czułam się jakbym nie istniała, jakby moje życie było tylko złudnym
wyobrażeniem, a ja kukiełką gotową legnąć bez życia, gdy tylko lalkarz puści
sznurki. Od kliku dni czułam się jakbym cierpiała na chorobę dwubiegunową. Za
dnia spędzałam czas z Timothym lub Harrym, śmiejąc się beztrosko i zanurzając w
błogiej niepamięci jaką dawało mi ich towarzystwo, szczególnie tego drugiego. W
nocy zaś stawałam się bezwzględną i posągowo zimną kreaturą, mordującą z zimną
precyzją smakoszy ludzkiej krwi. Czas pomiędzy był najgorszy, spędzałam go
siedząc w pustej, ogołoconej z mebli sypialni, wpatrując się w dziurę, którą
zrobiłam rzucając nożem w ścianę, w noc wyjazdu Jasmine. Najczarniejsze myśli
przebiegały przez moją głowę i tylko dzięki czekającym na mnie zadaniom, nie
doprowadziły mnie do obłędu. Teraz znowu zabrzęczała moja komórka, dając znać,
że kolejny krwiożerca nie był wystarczająco ostrożny. Za kilkadziesiąt minut
pozna cenę swojej nieuwagi – to właśnie było moje zadanie. Odebrałam połączenie
i po krótkiej wymianie zdań, gotowa byłam ruszać. Złapałam czarny, obcisły
trencz i wsunęłam na nogi skórzane oficerki. Ruszyłam w stronę schodów i po
pokonaniu trzech stopni, zatrzymałam się gwałtownie. Do głowy wpadł mi
absurdalny pomysł, zupełnie niespodziewanie zawładnąwszy moim ciałem. Z
wahaniem cofnęłam się znów na piętro, ale po chwili pokręciłam głową i ponownie
zeszłam po schodach. Dopiero będąc przy drzwiach, gdy wycofałam wszystkie
ludzie cechy, stając się w stu procentach nienaturalną kreaturą, wbiegłam na
piętro w ułamku sekundy. Stanąwszy w progu sypialni Jasmine, zawahałam się raz
jeszcze, ale kolejnym potrząśnięciem głowy pozbyłam się wszelkich wątpliwości.
Odsunęłam szufladę obok jej łóżka, ujawniając tym samym pedantycznie ułożoną
kolekcję sztyletów i noży. Każdy perfekcyjnie naostrzony, wszystkie z
inskrypcjami na ostrzach, w różnych językach, z różnych epok. Sięgnęłam po
jeden z najdłuższych, ozdobiony wykutą w żelazie różą, której kolczasta łodyga
opleciona została wokół rękojeści. Odgarnęłam poły płaszcza i wsunęłam broń do
kabury na udzie, obok małego pistoletu. Dzięki temu czułam w jakiś irracjonalny
sposób jej obecność, a to było wszystko, czego potrzebowałam w tamtej chwili.
Nie zwlekając już ani chwili dłużej, wybiegłam z domu.<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">***</span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Kierownica ulegała najmniejszym ruchom moich
palców, delikatnie i niemal bezszelestnie sunąc po pustej drodze. Było już
kilka godzin po zmroku, ulice świeciły pustkami; o tej części miasta wszyscy
porządni obywatele czytają jedynie w gazetach. Mroczny półświatek, którego
istnienie i funkcjonowanie zawsze mnie fascynowało, znajdował w tych okolicach
ostoję, jaką rzadko można wygospodarować dla nielegalnej działalności,
szczególnie w mieście takim jak Londyn. Dilerzy narkotykowi, sutenerzy,
złodzieje, internetowi oszuści, nawet handlarze ludźmi – oni wszyscy stanowili
przykrywkę dla rzeczywistości jeszcze bardziej od nich mrocznej, nie wiedząc
nawet o swoim znaczeniu w tym procederze. Pośród parających się nielegalną
pracą, wysuniętych na margines społeczny ludzi, ukrywali się dyskretni i
niezwykle ostrożni zabójcy, spośród których jeden ma paść tej nocy moją ofiarą.
Nie znałam jego imienia, nie wiedziałam czy istotnie zasługiwał na śmierć.
Czasami zastanawiałam się, czy z tego powodu powinny dręczyć mnie wyrzuty
sumienia. Skazywałam nieznane osoby na wieczne potępienie, odgrywałam rolę
kata, bezmyślnie opuszczającego topór na kark skazańca. Oni jednak niemal
zawsze wykazywali się pewną dozą nieostrożności, jakby zapominając, że oprócz
słabych, głupich ludzi, są na tym świecie jeszcze inne istoty, które – w
przeciwieństwie do słabych, głupich ludzi – potrafili ich wytropić i zabić. To
zwykle było coś niewielkiego, małe niedopatrzenie w dużym projekcie. Jak niewielki
otwór w camera obscura – zbyt mały, by dostrzegł go zwykły, nieświadomy
człowiek, wystraczająco jednak wielki, by wyspecjalizowane w tym osoby
zauważyły jego istnienie. Tak było i tym razem. Moja ofiara zostawiła wysuszone
z krwi zwłoki w zapuszczonym zaułku. Niewiele, szczególnie w mieście tak
rozległym, że nawet policji trudno jest ustalić konkretną ilość zabójstw w
ciągu jednego miesiąca. Porzucone na wysypiskach, w rynsztokach, pod mostami i
w ruinach starych budynków – niektóre ciała zostają tam, by nigdy nie zostać
odkryte. Dojeżdżałam właśnie do jednego z bardziej obszernych magazynów, kiedy
doznałam tego „odczucia”, które pozwalało mi w pewnym stopniu określić
położenie zabójcy. Aleks i Timothy uważali, że to dar, ja jednak patrzyłam na
to bardziej obiektywnie. Każdy wampir posiadał doskonały węch i słuch, a
właściwie oprócz zręczności i umiejętności walki, było to wszystko czego trzeba
do zabicia krwiożercy. Moje „przeczucia” były zapewne zawiłymi splotami
wszystkich tych rzeczy. Ponoć nikt nie znał się na darach tak dobrze jak
Carlisle oraz jego przyjaciel Eleazar, ja jednak nigdy ich nie poznałam,
pozostało mi więc tylko być wierną własnym przeczuciom i opiniom. Czułam, że
mój cel jest już gdzieś niedaleko. Zaparkowałam moje własne auto nieco z tyłu
blaszanej budki, która w przeszłości pełniła zapewne funkcję dyżurki, teraz
jednak stała pozbawiona drzwi, ze śladami korozji na każdej ze ścian. Zgasiłam
sinik i jak najciszej zamknęłam drzwiczki. Do głowy przyszła mi niespodziewana
myśl, że to wszystko wygląda jak w kiepskim kryminale, gdzie seksowna pani
detektyw samotnie wyrusza wymierzać sprawiedliwość, stukając obcasami po bruku
i łamiąc sobie nogi na kocich łbach. Na tę ostatnią wizję uśmiechnęłam się
szeroko i zadowolona z braku stukających kołeczków przy własnym obuwiu,
ruszyłam bezszelestnie w dół ulicy. Mogłam usłyszeć płytki oddech jakiegoś
mężczyzny, metaliczny szczęk narzędzi zderzających się z betonową podłogą, oraz
jękliwie westchnięcia dwóch facetów, niewątpliwie uprawiających seks. Ku
własnemu zdziwieniu, czułam, że właśnie w tym magazynie, w którym owa para
doznaje teraz rozkoszy, znajdę mój cel. <br />
Pełna dziwnych myśli, potrząsnęłam głową i skupiłam się ponownie na zadaniu.
Nie wiedziałam tylko jak załatwić sprawę, skoro jest ich dwóch, a miałam zabić
tylko jednego. Normalnie w sytuacji, w której moja ofiara znajdowała się w
tłumie, wywabiałam resztę, albo samego denata, tym samym pozbywając się
niepotrzebnych osób trzecich. Tym razem jednak nie było mowy o podobnej
sztuczce. Nie słyszałam bicia ani jednego serca, obydwaj więc byli
krwiożercami, co znacząco utrudniało sprawę. Gdyby nie wyjątkowo zajmująca
czynność – mogliby mnie wyczuć, wchodziłam właśnie do pomieszczenia
znajdującego się najwyżej pięć metrów od nich. Nie było mowy o wywabieniu
jednego z nich – który posiadacz nadludzkiego słuchu przerywa seks, bo
usłyszał, że coś spadło na ziemię? W ogóle ktoś przerywa seks przed finałem? <br />
Wykorzystałam całe posiadane pokłady cierpliwości, by otworzyć drzwi, milimetr
po milimetrze naciskając klamkę, a potem uchylając je tak, by nie zaskrzypiały.
Wyciągnęłam z kabury na udzie zabrany z domu sztylet i z zamiarem zabicia ich obu,
podchodziłam powoli do stołu, na którym umięśniony dwudziestokilkulatek leżał z
rozwartymi nogami, przyciskany do chybotliwego mebla przez szczupłego i
wysokiego rudzielca, posuwającego go z dziką gwałtownością. Ten na dole jęczał
coraz głośniej, a ja wykorzystałam to, maksymalnie zbliżając się do nich, nadal
jednak pozostając ukrytą w cieniu. Musiałam trafić bez pudła, najlepiej obydwu
w tym samym momencie. Wyjęłam więc mały sześciostrzałowiec, szykując go na
rudego chłopaka. W chwili wystrzału musiałam rzucić też sztyletem, trafiając
jak najcelniej w odsłoniętą szyję nagiego mięśniaka. Wzięłam głęboki wdech i to
samo uczynił właściciel kasztanowej czupryny; najwyraźniej oni też zamierzali już
kończyć sprawę. Szczupły chłopak pochylił się do przodu i oparł jedną ręką na
stole, zwiększając siłę pchnięć serwowanych partnerowi. Obaj dyszeli jak
parowozy, leżący już niemal krzyczał, ja zaś stanęłam za plecami rudego i
uniosłam broń. Mój cel pchnął swoją męskość we wnętrze mięśniaka po raz ostatni
i z nierównym oddechem zaczął opadać na jego spocone ciało, rozkraczony chłopak
wydał z siebie finalny okrzyk kończący arię, a mój palec drgnął i powolnym
ruchem nacisnął na spust. Chwilę przed wystrzałem zobaczyłam na plecach
rudzielca znajomą, czerwonawą bliznę i w ostatnim momencie zmieniłam tor kuli,
która trafiła gdzieś w podłogę. Leżący dotąd młodzieniec zerwał się jak
oparzony i krzyknął piskliwie, jego towarzysz zaś odwrócił się błyskawicznie i
bez zmrużenia oka skoczył na mnie z siłą polującej pantery. <br />
Nie spodziewałam się tego, więc jego ciężar, choć niewielki, zwalił mnie z nóg.
Chciałam wstać w następnym ułamku sekundy, on jednak złapał moje nadgarstki i
przycisnął mnie do zimnej posadzki swoim nagim ciałem. Znajome czerwone oczy
wpatrywały się we mnie z wściekłością, która w jednym momencie zamieniła się w
zdziwienie, gdy mnie rozpoznał. <br />
</span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><span style="font-size: 10pt;">***</span></span></div>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><o:p></o:p></span><br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">*Oczami Jasmine*<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Siedziałam na bambusowym fotelu popijając drinka. Podziwiałam ogród
swojego nowego domu. Leżał on na obrzeżach Bangkoku. Nie był ani za duży, ani
za mały. Jednak patrząc się na niego można było wnioskować, że mieszka tu
zamożna rodzina. Otaczające go duże ogrodzenie, oddzielało mnie od wszystkiego.
Wielkie krzaczory zasłaniały mi "widok" na rozpadającą się ruderę, w
której mieszkał jakiś Taj z żoną i piątką dzieci. Obydwoje nie mieli pracy.
Ledwo wiązali koniec z końcem. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Upiłam łyka zimnego napoju.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Tajlandia pełna była takich widoków. Gigantyczne rezydencje bogaczy
sąsiadujące z małymi, biednymi chatkami. Nic nie zmieniało się tu od lat. A
może raczej nikt nie próbował tego zmienić. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Panienko, wszystko w porządku? - Usłyszałam za plecami pytanie po
tajsku. Odwróciłam lekko głowę.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Tak, Malie. Wszystko okej. -
Odpowiedziałam, również w tym samym języku. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Za 15 minut przyjedzie samochód, żeby zabrać panią do pracy. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Kiwnęłam głową. Młoda Tajka wróciła do domu. Cieszyłam się, że miałam w
domu pomoc. Nie poradziłabym sobie bez nich. Choć nasze pierwsze spotkanie nie
było za wesołe...<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Weszłam do środka rzucając walizki w przedpokoju.
Postanowiłam jak najszybciej znaleźć sypialnię. Zwiedzając cały dom, w końcu
znalazłam to co chciałam. Przynajmniej tak myślałam. Pokoik był naprawdę
malutki. Ściany były białe, zero ozdób. W kątach stały dwa pojedyncze łóżka.
Mimo, że pomieszczenie nie zachęcało do pozostania w nim, walnęłam się na
pierwszy z brzegu materac. Zamknęłam oczy marząc, by wreszcie zasnąć.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Przepraszam panią. - Usłyszałam łamany angielski.
– Nie chciałbym przeszkadzać, ale to nasz pokój. <o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Otworzyłam powolutku ślepia. Nade mną stało dwoje
ludzi. Krzyknęłam i pędem wstałam. Wylądowałam w jednym kącie z miotłą, a moi
nowo poznani „koledzy”, w drugim z jakąś tacą do podawania drinków. <o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Kim jesteście?! –Zapytałam płynnym Tajskim. Oni
spojrzeli na mnie zaskoczeni.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Ty mówisz w naszym języku? – Pierwsza odezwała
się dziewczyna.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie, to tylko fatamorgana! – Zakpiłam. – Kim
jesteście?!<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Jesteśmy twoją służbą. Panna Jasmine, tak? – Tym razem głos zabrał
chłopak. Powoli zaczęłam opuszczać miotłę.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Tak. A wy?<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Malie i Mangkon. Do twoich usług. – Pokłonili
się.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Będziecie mi musieli to zapisać... Możecie
wyjaśnić, o co tu chodzi?<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Pani May nie wyjaśniła?<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Powiedzmy, że się lekko posprzeczałyśmy…<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> Obydwoje
uśmiechnęli się. <o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- No tak. To normalne. Niech się pani nie martwi.
Przejdzie jej.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Mam taką nadzieję. Kompletnie nie znam miasta.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Tajka powoli podeszła do mnie i objęła w pasie. <o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Chodźmy do kuchni. Wszystko pani wyjaśnię. <o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Wstałam z fotela i ruszyłam w stronę domu. W Tajlandii byłam już dwa
miesiące. Miasto znałam coraz lepiej. Zwyczaje ludzi nie były już dla mnie
dziwne. Jednak jedna rzecz była dla mnie
uciążliwa: świadomość, że pokłóciłam się z May. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">May była piękną, wyglądającą na osiemnaście lat Tajką. W rzeczywistości
miała 122 lata. Była jedną z ważniejszych osób w wampirzym zarządzie
azjatyckim. Można powiedzieć, że pełniła funkcję taką jak ja: kierowała oddziałem
werbowania wampirów. Tylko, że tutaj wygląda to trochę inaczej. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Tak, czy siak, May był tą kobietą, którą ja miałam zastąpić. Wątpiłam,
że nasze relacje będą z tego powodu dobre, jednak ona pozytywnie mnie
zaskoczyła. Była miła i wesoła. Pokazała mi
kawałek miasta i zaprowadziła do domu. Oczywiście ja musiałam wszystko
spieprzyć. Niepotrzebnie wspomniałam o jej umierającym mężu. Wtedy cała
poczerwieniała. Zaczęła na mnie wrzeszczeć! Krzyczała, że nie mam prawa wtrącać
się w jej prywatne życie i, że pewnie jest mi na rękę, że ona umiera. Z tym
drugim to szczególnie trafiła. Z pewnością z uśmiechem na ustach leciałam do
Tajlandii, zostawiając (znowu) wszystkich bliskich i to zaraz po śmierci
najlepszego przyjaciela. Mimo to miałam wyrzuty sumienia. Była miła, a ja od
razu musiałam coś palnąć. Po prostu nie wiedziałam, że jest tak przewrażliwiona
na tym punkcie. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Usiadłam na stołku kuchennym. May robiła mi śniadanie, a Mangkon
naprawiał zepsuty kran w łazience. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Co ma panienka taką skwaszoną minę? - Zapytała.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Mam wyrzuty sumienia. Powinnam ją przerosić... Tylko ciągle nie ma jej
w pracy!<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Tajka postawiła przede mną kubek z kawą. Zastanowiła się chwilę.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Pewnie jest w szpitalu. Pamięta pani? Tym co pokazywałam.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Pokiwałam głową. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Możesz powiedzieć, że dzisiaj nie pojawię sie w pracy? - Mówiąc to
zaczęłam wkładać buty.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Ale dlaczego? Muszę im to jakoś wyjaśnić... - Powiedziała patrząc na
mnie błagalnym głosem.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Spojrzałam na blizny na jej karku i szyi. Blizny po ugryzieniach.
Wampirzy rząd w Azji był wyjątkowo brutalny. Jeśli my, w Europie, chcieliśmy
zwerbować człowieka do jakiejkolwiek pomocy, to podpisywaliśmy z nim umowę.
Oczywiście dożywotnią. Tutaj albo porywali odpowiednią osobę, albo ją
odkupywali od rodziny. Później więzili. Jeśli taka osoba była nieposłuszna,
albo prostu zrobiła lub powiedziała coś nie tak (czasem z nie swojej winy) była
surowo karana. Najpopularniejszym sposobem było pozwolenie, by więziony
krwiopijca (czyli też spragniony) mógł pić z tegoż oto sługi. Było to bardzo
bolesne i zostawały po tym okrutne ślady. Patrząc na Malie mogłam wywnioskować,
że często mówiła coś co im sie nie podobało. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Westchnęłam ciężko. Nie chciałam skazywać jej na cierpienie, tylko
dlatego, że nie podała powodu. Swoją drogą nie mogłam uwierzyć, że żaden z
pozostałych rządów nie zwrócił na to uwagi. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Muszę porozmawiać o tym z Edwardem...<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Powiedz im, że muszę załatwić coś, co powinnam była zrobić dawno temu.
Dokładniejszy raport złożę później.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">*Oczami Alice*<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Mogłaś mnie uprzedzić, że wbijasz z wizytą, Al. –
Rzucił z papierosem w ustach. <br />
Nataniel Rusher odpalił tytoniową rurkę i wypuścił z ust kłąb szarego dymu.
Znaliśmy się od czterech lat i w ciągu całego tego czasu nigdy nie zastałam go uczesanego.
Wiecznie potargane, miedzianorude włosy był czymś w rodzaju znaku
rozpoznawczego, choć – czułam wstyd, gdy o tym myślałam – tego wieczoru nie
pomogły mi go rozpoznać. Za bardzo skupiłam się na samym zabijaniu, by uważać
na moje przyszłe ofiary. Zabiłam tylko umięśnionego chłopaka, który uciekając z
magazynu, wiedział już po co przyszłam. W biegu wcisnął na tyłek sprane dżinsy
i wyskoczył w czerń nocy. Sztylet okazał się bardzo skuteczny – jeden rzut zwalił
go z nóg, trafiając w kark wzdłuż obojczyka. Pozostało mi jedynie wyrwać mu
serce, oderwać głowę lub całkowicie spalić delikwenta; wybrałam drugą metodę,
po czym wrzuciłam zwłoki do bagażnika, z zamiarem spalenia ich na najbliższym
wysypisku. Teraz siedziałam na rozklekotanym krześle w przyciemnionym
pomieszczeniu, wpatrując się w twarz znajomego krwiożercy. <br />
- Od wbijania specjalistą jesteś ty – odpowiedziałam z przekornym uśmiechem. <br />
Pokręcił głową i wyciągnął w moją stronę paczkę papierosów. Wyjęłam jednego i
odpaliłam, orientując się po chwili, że to raczej skręt, niż papieros. Dym
przyjemnie łaskotał moje gardło, a w głowie czułam już falkę nadchodzącej
euforii. Zaśmiałam się i sięgnęłam po butelkę wódki, którą od kwadransa
męczyliśmy, pociągnęłam łyka i spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze trochę
czasu do świtu, więc bez pośpiechu odstawiłam flaszkę. Zmierzył mnie
roziskrzonym wzrokiem.<br />
- Słyszałem, że Jasmine wyjechała. – Rzucił z pozoru obojętnie, wiedziałam
jednak, że chce wybadać sytuację. Wieść, że jeden z potężniejszych wampirów
opuszcza miasto musiała szybko obejść kręgi zainteresowanych. Nie było jednak
szans, bym cokolwiek mu wyjawiła. Nawet jeśli byliśmy dobrymi znajomymi odkąd
oszczędziłam go cztery lata temu, wciąż pozostawał krwiożercą, który z zasady
jest moim wrogiem. Przechyliłam głowę.<br />
- Chcesz mnie spić, zaćpać i wykorzystać? Nic z tego, podstępny draniu –
odparłam z przymkniętymi powiekami, rozkoszując się rozchodzącym po ciele
odprężeniem. Zaśmiał się wdzięcznie, a mi ten widok przypomniał, dlaczego nie
zabiłam go, gdy miałam okazję. Zawsze wydawał się w niezrozumiały dla mnie
sposób pociągający – pewnie dlatego zamiast go zabić, przespałam się z nim na
hotelowej podłodze. Podobno rude kobiety mają zwiększony popęd seksualny; po
tamtej nocy jestem pewna, że dotyczy to też rudych facetów. Nie łączyło nas
jednak nic uczuciowego, był dla mnie jedynie kumplem, biseksualnym kumplem,
który jednak preferował płeć brzydką. <br />
- Masz teraz kogoś? – zapytał niespodziewanie. Uniosłam delikatnie brwi,
zdziwiona jego pytaniem.<br />
- W jakim sensie? – poruszył się niepewnie i zwlekał z odpowiedzią. W końcu się
przemógł.<br />
- W sensie na stałe. <br />
- Ja nie miewam nikogo na stałe, przecież wiesz – powiedziałam, nie wiedząc do
czego zmierza.<br />
- Ja też… - odparł z westchnieniem, po czym rzucił niedopałek na ziemię i
przydeptał go bosą stopą. Siedział na rozprutym tapczanie, ubrany jedynie w
kostium mechanika, zapięty na jedną szelkę. Zmarszczyłam brwi. <br />
- Mówisz to tak, jakbyś żałował, że jesteś sam, choć twój tryb życia wyraźnie
wskazuje, że korzystasz z posiadanej swobody. Poza tym, jesteś krwiożercą, a z
tego co wiem to nie jesteście zdolni do żywienia długofalowych uczuć. – Jego
mina przywiodła mi niespodziewanie na myśl Harry’ego Stylesa i jego spojrzenie,
kiedy wypaplałam mu o polowaniu. <br />
- Dziękuję za dogłębną analizę, doktorze Frued. – Powiedział z kpiącym
uśmiechem, widziałam jednak w jego czerwonych tęczówkach nieokreślone uczucie,
coś między smutkiem, a rozczarowaniem. I rezygnacja. To wszystko wręcz
krzyczało z jego postawy, zachowania. <br />
- Nate, wszystko w porządku? – zapytałam, wiedziałam co powie. <br />
- Tak, ja… - zamilkł i spuścił głowę. Nagle wstał i nieoczekiwanym ruchem
rzucił przed siebie w połowie pustą butelkę. Trafiła w kant regału z
narzędziami i rozbiła się na kawałki, które z brzękiem opadły na betonowy
grunt. Zaniepokojona, odwróciłam się powoli w jego stronę i zbadałam czujnym
wzrokiem jego wygiętą w okropnym grymasie twarz. <br />
- Nataniel, uspokój się. Powiedz mi co się dzieje. – Rzekłam delikatnym, cichym
głosem. Popatrzył mi prosto w oczy i opadł nagle na swoje dawne siedzenie.
Chwycił swoje włosy w garści i opuścił głowę między kolana. Nie podchodziłam do
niego; pamiętałam jak zachowywał się Timothy po wypiciu ludzkiej krwi, kiedy
zawładnęły nim negatywne emocje. Nate odetchnął głęboko i wyprostował się. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Żyję już sześćset lat, Alice. Sześć wieków i
możesz mi wierzyć, nie ma chyba rzeczy, której bym w tym czasie nie spróbował.
Ale wciąż mi czegoś brakuje. Krew ludzka jest wyśmienita i niesamowicie
potężna, jednak… - Podniósł na mnie wzrok i wygiął usta w smutnym półuśmiechu. <br />
- Myślę, że mógłbym nawet spróbować tej waszej ohydnej diety, byle tylko
wypełnić tę pustkę. Rozumiesz mnie, Al? <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Zamurowało mnie – to chyba dobre określenie. Nie
wiedziałam co zrobić, co powiedzieć. Czyżbym właśnie była świadkiem cudownej
przemiany zagorzałego krwiożercy w łagodnego i prawego wampirka, chłeptającego
wiewiórczą krew? Uśmiech sam wstąpił na moje usta, pokiwałam więc głową do
Nataniela i zbliżywszy się, położyłam mu dłoń na ramieniu. <br />
- Wszystko będzie dobrze, pomogę ci. – Powiedziałam. Strząsnął moją rękę,
przestępując kilka kroków do przodu. <br />
- Nic nie będzie w porządku. – Wyszeptał. Zbita z tropu, potrząsnęłam głową, próbując
uporządkować myśli. I powoli zaczynałam rozumieć, dlaczego tak sądzi.<br />
- Powiedziałem, że mógłbym. A nie, że mogę. Jestem jednym z najważniejszych
ogniw w tym zasranym interesie. Nie mogę tak po prostu porzucić wszystkiego i zająć się naprawą mojej
gównianej egzystencji. – Mówił z żalem, cichym i spokojnym głosem akcentując
każde słowo. <br />
Reszty domyśliłam się sama. Nad Natanielem siedzieli inni, jeszcze starsi i
silniejsi, bezwzględni zabójcy, których taki łowca jak ja nigdy nie zobaczy.
Wbrew pozorom, krwiożercy nie byli bezmyślnymi maszynami do zabijania, ale
członkami dokładnie i szczegółowo dopracowanej społeczności. Ci nieostrożni,
którzy wpadali w moje ręce byli tylko pionkami w grze, zbyt skomplikowanej dla
mnie, Jasmine, nawet Nataniela. Ciekawa byłam, na kim tak naprawdę kończy się
ta piramida i czy w ogóle ktokolwiek to wie. Podobnie zresztą było w systemie
złotożerców. Każdy miał swoje miejsce, a zabijaniem zajmowali się ci u podnóża
hierarchii – ci, których nie żal jest stracić w razie niepowodzenia. Uświadomienie
sobie, że jestem jednym z nich było… zdecydowanie temperowało charakter i
pozwalało skupić się na powierzonych zadaniach. <br />
- Nie ważne, po której jesteś się stronie, i tak tkwimy w tym samym gównie.
Jeden raz się wplączesz i nie ma odwrotu. Ale wiesz co jest najgorsze, Alice? –
zapytał, patrząc mi prosto w oczy. Poruszona jego słowami, potrząsnęłam jedynie
głową. <br />
- Najgorsze jest to, że żyjemy w tym bagnie na wieki. </span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><span style="font-size: 10pt;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><span style="font-size: 10pt;">***</span></span></div>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><o:p></o:p></span><br />
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">*Oczami Jasmine*<br />
Stanęłam przed drzwiami do sali. Wzięłam głęboki wdech. Zapukałam. Usłyszałam
cichutkie tajskie "proszę". Z sercem w okolicy zęba mądrości,
weszłam.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Wielkie łóżko stojące pod oknem oświetlały promienie słońca. Na nim,
przyczepiony do miliona rurek, leżał starszy mężczyzna. Prawie łysy, nie za
wysoki, spał. Koło niego siedziała May. Trzymała go za rękę...<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Widok, mimo wszystko, zaskoczył mnie. Nie spodziewałam się, że wchodząc
do pomieszczenia zobaczę parę tańczącą cha-chę, ale jakoś inaczej to sobie
wyobrażałam.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Czego?! - Zapytała oschle, cały czas siedząc do mnie tyłem. - Robię to
co chciałaś.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Przepraszam. - Wykrztusiłam spuszczając smutno głowę. - Nie
wiedziałam, że to dla ciebie drażliwy temat.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Bo tak nie jest! Przecież ja kocham o tym gadać. W biurze ciągle
rozmawiam o tym z koleżankami. A tak właściwie, może mi doradzisz? Lepsza
będzie trumna dębowa, czy sosnowa? - Spojrzała na mnie, jak na idiotkę.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Zrozumiałam. Ale możesz już przestać. To nie jest śmieszne... -
Powiedziałam.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Odwróciła się z powrotem do męża. Znów złapała jego dłoń. Lekko głaskała
jej wierzch opuszkami palców. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Widok, nie powiem, dziwny. Dziewczyna, wyglądająca na osiemnaście lat i
facet, który wiekiem mógłby przegonić Mieszka I. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Wiesz jak go poznałam? - Zapytała. Pokiwałam przecząco głową. <br />
- Byłam jeszcze młodym wampirem. Dostałam swoją pierwszą misję. Musiałam z
jakiegoś budynku rąbnąć dokumenty. Wtedy wpadłam na niego. Był ochroniarzem.
Ale kiepskim.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Dlaczego? - Usiadłam na krześle nieopodal.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Jak myślisz, jak zareagowało biuro, widząc na nagraniu, że ochroniarz
pomaga jakiejś nieznajomej kobiecie wynieść tajne dokumenty? Długo pomagałam mu
się ukrywać.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Od razu się zakochał. - Zaśmiałam się.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Ja też. Długo z tym walczyłam. W końcu dałam za wygraną. Pamiętam
naszą pierwszą randkę. Zabrał mnie na mecz. Kochał grać w piłkę nożną. Robił to
amatorsko. Zaprosił mnie, kiedy miał wystąpić. Ja nie cierpię nogi, dlatego
wzięłam ze sobą książkę. Nie zauważyłam, jak jeszcze w pierwszej połowie został
sfaulowany i zabrało go pogotowie. Wyobraź sobie moją minę, kiedy sędzia
gwiżdże na koniec, a ja dowiaduję się od zawodników, że mój chłopak leży w
szpitalu. Długo był na mnie zły...<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Jak mu powiedziałaś o tym kim... - Zapytała zastanawiając się, czy
znowu nie poruszyłam jakiegoś drażliwego tematu.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Wiedział to. W Tajlandii jest dużo wampirów. Większość miejscowych wie
kto kim jest.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Zamurowało mnie. Nie wyobrażałam sobie takie sytuacji w Londynie.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Jak się pobraliście? Przepraszam, że pytam ale w Tajlandii jest inna
tradycja... - Zapytałam po chwili.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Wiesz... On ogółem jest Europejczykiem. Kiedy był mały zaadoptowali go
jacyś Hiszpanie. Po ich śmierci wrócił do kraju. Jednak nie wierzył już w
Buddę. Był chrześcijaninem. Ja nie wierzyłam w nic. Po tylu latach... Ślub w
wierze chrześcijańskiej, czy innej... Nie robiło mi to różnicy.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie myślałaś, żeby go... - Urwałam. Chyba tym razem moja ciekawość
poprowadzi mnie wprost do piekła...<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Myślałam. - Zaskoczyła mnie. Byłam pewna, że na mnie nawrzeszczy!
- Jednak później przypomniałam sobie
słowa pewnej przysięgi: "chcę się z tobą zestarzeć". Wiem, że w moim
przypadku może być z tym lekki problem. Jednak teoretycznie mam 122 lata...<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Zamyśliłam się. Jak on mógł chcieć taką starą babę? Choć w sumie, jak
Kuba mógł chcieć mnie. Ja mam prawie 200 lat!<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- A jak ty się trzymasz? - Zapytała po chwili. - Szefostwo mówiło, że
przyjaźniłaś się z Aleksem...<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Westchnęłam ciężko. Musiała mi przypominać? Przez cały mój pobyt tutaj
starałam się o tym zapomnieć. Tak się akurat składa, że gdy jest mi smutno,
albo tęsknię, to mam ochotę na krew. Im to wszystko jest mocniejsze, tym moje
pragnienie rośnie w siłę. Jednak ostatnio odkryłam na to sposób. Jak się upiję
akoholem, to nic nie czuję. Zaczęłam to dość często praktykować...<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Wszystko jest ok. - Powiedziałam uśmiechając się.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Umiałam grać. Kiedyś myślałam, żeby zostać aktorką, ale nic z tego nie
wyszło. Mimo to, w mojej pracy to się przydaje. Nigdy nie wiesz, komu możesz
zaufać. Wolałam ograniczyć opowiadanie o sobie do minimum. Przynajmniej dopóki
jej dokładniej nie poznam. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Mam taką nadzieję. Wiem, jak to jest kiedy się kogoś traci. Moi
rodzice zmarli na białaczkę. Ja również. Znaczy, prawie... - Uśmiechnęła się. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Boisz się śmierci? - Zapytałam, wskazując głową na jej leżącego męża.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Już raz przez to przeszłam. To nic strasznego.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Zamyśliłam się. Pamiętam swoją śmierć i nie powiem, żeby nie była
bolesna... <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Panienko! John nie żyję! - Do pokoju wbiegł jeden
ze służących.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Chciałam coś do
niego powiedzieć, jednak nie zdążyłam. Padł raniony kulą. Wystraszyłam się. Zza
niego wyłoniło się kilku mężczyzn.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Drogie panie, oświadczam, że pan młody nie da
rady stawić się na ślubnym kobiercu. - Zaśmiał się jeden z nich.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> - Teraz
proszę byście oddały nam wszystko. - Uśmiechnął się.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Mając na myśli wszystko, myślał również o nas. Na
moich oczach gwałcił moje służące, a następnie je wieszał. Moja matka próbowała
mnie obronić. Strzelił do niej pięć razy. Każdy z tych strzałów celnie trafiał
w serce. Chciałam krzyczeć, jednak nie mogłam. Chciałam uciec. Niestety złapał
mnie. Wyrywałam się, przez co wiele razy dostałam w twarz. Kiedy już zrobił
swoje, nie powiesił mnie. Powiedział, że "jestem wyjątkowa". Jak
pozabierali wszystko co mogli, wyszli. Całą noc leżałam nie mając siły się
ruszyć. Krwawiłam. Czułam, jak odchodzę. Nigdy nie czułam większego bólu.
Wszystko zaczynało mi się rozmazywać. Nagle wśród białego światła zobaczyłam
postać - mężczyznę z pięknymi blond włosami. Ukląkł przy mnie. Zbadał wszystkie
rany na moim ciele, następnie spojrzał mi w oczy. Miał je śliczne. Złote.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Wszystko będzie dobrze. - Usłyszałam jego ciepły
głos. - Nazywam się Carlisle. Pomogę ci.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Ostatnie co zobaczyłam, to jego białe jak śnieg
kły.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- A tak właściwie, jeśli mogę spytać, co tam u Edwarda i Belli? - Z
rozmyślań wyrwał mnie głos May. - Jak tam Reneesme? Dawno ich nie widziałam.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Wszystko jest okej. Mała rośnie jak na drożdżach. - Zaśmiałam się. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- To świetnie! Strasznie im zazdroszczę! Też chciałabym mieć dziecko!
Tylko za późno się za to zabrałam. <o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Spojrzałam na staruszka. Rzeczywiście trochę za późno.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- A ty? - Zapytała - Nie chciałabyś mieć małego, ślicznego bobaska?<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie. - Odpowiedziałam stanowczo.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Dlaczego? Nie mów mi, że nigdy nie poczułaś "instynktu
macierzyńskiego", co?<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Poczułam, ale nie chciałabym mieć dziecka takiego jak Reneesme. -
Byłam coraz bardziej poirytowana.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Ale dlaczego? - Powtórzyła się.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Bo my nic nie wiemy o tych dzieciach! Jak się zachowują, ile żyją!<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Zachowują się normalnie, a żyją naprawdę długo.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- A niby skąd ty to wiesz? - Zapytałam śmiejąc się jej prosto w twarz.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Ona rozsiadła się na krześle i spojrzała na mnie z wyższością.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Skarbie, to, że Rada nie ma w swoich aktach zanotowane, że urodziło
się dziecko człowieka i wampira, to nie znaczy, że takiego nie ma...</span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: 10pt;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: 10pt;">***</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">*Oczami Alice*<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Jeśli kiedykolwiek
sądziłam, że ludzie i ich pomysły są nieszkodliwi, to przy tym chłopaku
musiałam zmienić zdanie. Louis Tomlinson przeciągnął mnie przez odprawę i
posadził w samolocie, wyręczając zdezorientowaną stewardessę. Jego zapał i podekscytowanie
całą misją były nieco niepokojące, ale Harry zapewnił mnie, że jego przyjaciel
jest taki na co dzień. <br />
Gdy cała piątka chłopaków zajęła już swoje miejsca – nie obyło się bez pisków i
autografów – obsługa przywitała pasażerów i przedstawiła standardowe instrukcje
dotyczące lotu. Po kilkunastu minutach samolot wzbijał się w powietrze, a ja
przymknęłam oczy, zastanawiając się, czy to na pewno był dobry pomysł. Zabawa w
wesołym miasteczku zdecydowanie poprawiła mi humor, choć zdjęcia na pierwszych
stronach gazet następnego dnia wywołały u mnie kolejny atak agresji. Tym razem
ucierpiała łazienka… <br />
Timothy pobłogosławił moją podróż i pochwalił Lou za trafny pomysł. Zmierzyłam
go wtedy wściekłym spojrzeniem, ale nie przejął się ukrytą w nim groźbą, jak
zawsze. <br />
Od rozmyślań nad poprzednim dniem oderwały mnie delikatne pocałunki składane na
mojej szyi. Obróciłam nieznacznie głowę, otwierając oczy. Słodkie usta
Harry’ego znaczyły ścieżkę wzdłuż mojej szyi do obojczyka, sprawiając mi tym
samym dużą przyjemność. Uniósł powieki i popatrzył mi prosto w oczy. Uśmiechnęłam
się półgębkiem.<br />
- Co robisz, Harry? – zapytałam szeptem. Dłuższą chwilę wpatrywał się we mnie,
po czym odpowiedział:<br />
- Całuję cię, Allie. – Wyszeptał, muskając wargami moją odkrytą skórę.
Westchnęłam.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie jestem
pewna, czy powinieneś. <br />
Posłał w moją stronę zdezorientowane spojrzenie, a ja znowu niemal zatonęłam w
jego zielonych tęczówkach.<br />
- Co masz na myśli?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Mam na myśli to,
że nasza znajomość prawdopodobnie zabrnęła za daleko. – Wyrzuciłam z siebie
dręczące mnie od dawna myśli, nieco tylko łagodząc ich treść. Harry zmarszczył
brwi.<br />
- Miałeś być tylko odskocznią na jedną noc. Ja nie…<br />
- Nie wiążesz się? Jestem od ciebie młodszy, ale ten rozdział, zdaje się, już
przerobiłem. – Wyprostował się i skierował spojrzenie gdzieś przed siebie. <br />
- Jesteśmy podobni, Alice. Ja też nie szukałem niczego na dłużej, ale skoro
zjawiło się samo, pomyślałem – czemu nie? Mogłoby nam się udać, wierzę w to.<br />
Patrzyłam na niego osłupiała. Dostrzegł to i wygiął wargi w pobłażliwym
uśmiechu.<br />
- Nie jestem tak głupi, na jakiego zapewne wyglądam. Też mam uczucia, Alice. <br />
- Wiem, ja tylko… - przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Nasz ewentualny
związek był niemożliwy również z wielu innych istotnych powodów, jednak nie o
wszystkich mogłam mu powiedzieć. <br />
- Tylko co?<br />
- Nie chcę być skazana na publiczny lincz. Wiem, do czego potrafią być zdolne
nastoletnie psychofanki, Harry. I nie mam zamiaru sprawdzać ich możliwości na
własnej skórze. – To wyjaśnienie, zaraz po wypiciu przez krwiożerców jego krwi
i porzuceniu ciała gdzieś na wysypisku, wydawało mi się najbardziej rozsądne i
przekonywujące. On jednak, wbrew moim oczekiwaniom, nie przejął się tym ani
trochę. Uśmiechnął się czule i delikatnie wsunął mi za ucho zbłąkany kosmyk
włosów. <br />
- Nie musisz się tym martwić. Nikt nie musi o nas wiedzieć. – Wyszeptał mi
prosto do ucha. Niemal warknęłam z frustracji, w końcu wytrącił mi z ręki
kolejny dobry argument. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Nie pozostało mi
nic innego, jak walić z grubej rury; uderzyć tam, gdzie nie będzie umiał się
bronić. Odsunęłam się od niego gwałtownie, zwiększając dzieląca nas odległość
tak bardzo, jak mogłam na fotelu w lecącym samolocie. Przyjęłam groźny wyraz
twarzy i rzuciłam oskarżycielsko:<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie mam zamiaru
być twoim sekretem, Styles. Jeśli chciałeś mieć kochankę po cichu, trafiłeś pod
zły adres. – Wiedziałam, że ta nagła zmiana zdania nie poprawia mojej sytuacji
i najprawdopodobniej będę musiała skapitulować. Nie poddawałam się jednak,
choćby z czystej dumy. Harold patrzył na mnie zdezorientowany, ponownie nie
rozumiejąc moich intencji.<br />
- Nie musisz być moim sekretem. Nie chcę, byś nim była. To dałoby ci więcej
swobody i bezpieczeństwa, ale jeśli chcesz – żadnego ukrywania. Będzie ciężko,
ale zrobię wszystko, by cię chronić. – Powiedział, całując pod koniec wierzch
mojej dłoni. Był przy tym tak uroczy, że jakikolwiek sprzeciw nie miał racji
bytu. Nie mogłam dłużej znajdować wymówek, nie po takim wyznaniu. Wbrew temu,
co podpowiadał mi rozum, rozpłynęłam się w zielonych tęczówkach po raz kolejny,
tym razem nie przerywając już błogich chwil spędzonych w towarzystwie ich
właściciela.<br /><br />
</span></span></div>
<div class="MsoNormal">
</div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: 10pt;">***</span></div>
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br />
</span></span><br />
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- To na pewno tutaj? – niepewny głos Louisa odbił się echem od murowanych
ścian. <br />
Popatrzyłam jeszcze raz na pogiętą kartkę i przyjrzałam się literom. Pismo
Timothy’ego było strasznie nieczytelne i
ciężko było rozszyfrować cokolwiek z tej plątaniny kresek, kropek i zawijasów.
Podniosłam głowę, odszukując wzrokiem numer na ścianie budynku. Porównałam go z
koślawymi cyferkami na kartce i westchnęłam; 1654, nie 1854. <br />
- Chłopaki, to nie ten numer. Musimy iść dwieście domów dalej. – Rzuciłam w
stronę piosenkarzy.<br />
Zayn wytrzeszczył na mnie oczy, a Niall mruczał pod nosem irlandzkie
przekleństwa. Uśmiechnęłam się pod nosem; dobrze, że ich ze sobą zabrałam.
Ruszyliśmy w dół długiej ulicy, co chwila zatrzymując się z powodu Zayna i jego
tragicznego braku kondycji. Nie wypożyczyliśmy samochodu, gdyż Liam stwierdził,
że fanki mogłyby go nieźle uszkodzić. Spotkaliśmy je już kilka razy odkąd
rozpoczęliśmy poszukiwania i rzeczywiście niektóre świrowały. Nie rozumiałam,
jak to możliwe, że ktoś jest tak oddany i zakręcony na punkcie osób, których
nigdy w życiu nie spotkał. Gdy zapytałam o to Harry’ego, uśmiechnął się w
zamyśleniu. <br />
- To jest trochę jak z wiarą. Nigdy nie zobaczysz Boga, ale gdzieś w środku
wiesz, że on istnieje. Oczywiście nasze fanki mają możliwość nas spotkać i dla
obu stron to wielkie przeżycie.<br />
- Dla was to wielkie przeżycie? Nie przywykliście do tego? – zapytałam
zdezorientowana. Pokręcił głową.<br />
- Do tego nie da się przywyknąć. Ciągle nachodzą mnie takie myśli, jak twoje.
Jak dziewczyny mogą się we mnie zakochiwać, skoro nawet ze mną nie rozmawiały?
Poza tym za każdym razem to są nowi ludzie, każdy wnosi coś wyjątkowego. Nawet
nie wiesz jak bardzo potrafi podnieść na duchu zwyczajny uśmiech jakiejś obcej
dziewczyny. <br />
Słuchałam go zafascynowana; mnie nigdy nie zdarzyło się coś takiego. Z
ludzkiego życia nie pamiętam zbyt wiele – wszystko z tamtego okresu jest w
mojej pamięci niewyraźne i niezrozumiałe. A podstawą wampirzej codzienności
jest życie w ukryciu, nie dziwne więc, że nie potrafiłam sobie wyobrazić tego,
z czym Harry spotykał się na każdym kroku. <br />
- Daleko jeszcze? – usłyszałam za plecami jękliwy głos Malika, a po nim
zduszony okrzyk. Odwróciłam się natychmiast; brunet potknął się i wylądował
tyłkiem na twardym chodniku. Zagryzłam wargę, by nie wybuchnąć śmiechem, jednak
tylko ja. Harry roześmiał się dźwięcznie, lecz po chwili zagłuszył go krzyk
Zayna. <br />
- Zamknij się, Styles!!!<br />
Podeszłam do Loczka i odciągnęłam go na bok. Louis i Liam podeszli do
przyjaciela, by pomóc mu się podnieść, Niall natomiast wciągał w siebie kolejną
porcję chipsów. Pokręciłam na ten widok głową. Nawet o takiej porze był głodny.
<br />
- Co teraz zrobisz? – zmysłowy głos Harry’ego oderwał mnie od przypatrywania
się blondynowi. <br />
Zielonooki złapał mnie nagle w pasie i przyciągnął do ściany, przyciskając
swoją klatkę piersiową do mojej. Z tak małej odległości mógł zapewne policzyć
wszystkie piegi na moim nosie, jednak ja skupiona byłam jedynie na jego pełnych
wargach. <br />
- Jest trzecia nad ranem, stoimy przyciśnięci do ściany, w środku nieznanego
nam miasta. Grzeczni chłopcy nie powinni pakować się w takie sytuacje, Hazz. –
Wyszeptałam. W odpowiedzi wydał z siebie gardłowy pomruk. Zaczynało mi brakować
powietrza, ale nie ruszyłam się nawet o milimetr. <br />
- Kto powiedział, że jestem grzeczny – odrzekł zachrypniętym głosem, muskając
moje wargi swoimi. Już miałam coś odpowiedzieć, ostatecznie jednak zamilkłam,
uciszona najsłodszymi na świecie ustami. Wsunęłam rękę w poczochrane loki, a on
głaskał kciukiem moją rozpaloną skórę na karku. Przekręciłam głowę, by dać mu
jeszcze lepszy dostęp do wnętrza moich ust, on zaś wsunął drugą dłoń pod moją
bluzkę, przyprawiając mnie tym samym o gęsią skórkę. <br />
- Nie przeszkadzajcie sobie! Sami znajdziemy ten cholerny dom! – usłyszałam krzyk
któregoś z chłopaków. Odsunęłam od siebie spragnione wargi Harry’ego;
potrząsnęłam głową, wprowadzając w moją fryzurę jeszcze większy bałagan.
Poprawiłam bluzkę i dopięłam guzik koszuli Loczka. Poklepałam go po policzku i
odeszłam, zostawiając go przy ścianie totalnie osłupiałego. Louis pokazał mi
uniesiony w górę kciuk, śmiejąc się pod nosem. Mrugnęłam do niego, po czym
ruszyliśmy dalej. Było już okropnie późno, a my wciąż błądziliśmy między
nieznanymi uliczkami. Wyjęłam jeszcze raz pomięty skrawek papieru i upewniłam
się, że idziemy w dobrym kierunku. Przez chwilę panowała cisza, przerywana
jedynie pojękiwaniami Zayna, ale nikogo już nie śmieszyło jego narzekanie.
Wszyscy byliśmy zmęczeni. <br />
Nagle zza pleców usłyszałam wesoły głos: - To tutaj!<br />
Louis podbiegł do ogrodzenia i pokazał numer na wywieszonej na nim tabliczce.
1654. <br />
Napełniona dziwną nadzieją, przyjrzałam się domofonowi umieszczonemu przy
klamce furtki. Harry już chciał naciskać przycisk, ale złapałam go za
nadgarstek i pokręciłam głową. <br />
- Jeśli zadzwonimy, zorientuje się, że to ja. Musimy wejść niezauważeni. <br />
Nietęgie miny chłopaków dały mi do zrozumienia, że w ich sytuacji włamanie na
cudzą posesję nie wyglądałoby dobrze. Przewróciłam oczami. Podeszłam do płotu i
zgrabnie przeskoczyłam barierę dzielącą podwórko od ulicy. Spojrzałam na
członków One Direction zza ogrodzenia. <br />
- Idziecie, czy nie? <br />
W milczeniu po kolei wkradali się na obcy teren, Zayn oczywiście z marudzeniem.
Niall tłumił śmiech rękawem koszulki, a Liam tylko kręcił głową. Powoli
kierowaliśmy się wzdłuż płotu do ściany budynku, po czym dotarliśmy do frontowych
drzwi. Zerknęłam na moich towarzyszy. Zdecydowanie nie byli przyzwyczajeni do
włamywania się do czyjegoś domu o trzeciej nad ranem, po locie przez połowę
świata i kilkugodzinnych poszukiwaniach
odpowiedniej posesji. Na moich ustach pojawił się niekontrolowany uśmiech. Bez
wahania nacisnęłam przycisk dzwonka. Odczekaliśmy chwilę, po czym dotarł do nas
dźwięk schodzenia po schodach. Nie zdążyłam mrugnąć, kiedy przed moim nosem
otworzyły się drzwi, zalewając całą naszą szóstkę światłem z wnętrza domu.
Osoba, która nam otworzyła przez moment patrzyła na nas rozgniewana. Zaraz
jednak na znajomej mi twarzy pojawiało się zdezorientowanie, a z idealnie
wykrojonych ust usłyszałam: - Czy ciebie do końca pojebało?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><span style="font-size: 10pt;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
</div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: 10pt;">***</span></div>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><span style="font-size: 10pt;">
<b><br /></b></span></span><br />
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><span style="font-size: 10pt;"><b>*Oczami Jasmine*</b></span><b> <br />
</b><b><i><span style="font-size: 10pt;">Trzymałam w rękach ciało Aleksa. Patrzyłam na jego spokojną twarz. Usta
miał lekko otworzone, jakby zaraz miał coś do mnie powiedzieć, jednak jego
oczy… Nie było już w nich życia. Jedna mała łezka spłynęła po moim policzku,
następnie po ustach, po brodzie, by wreszcie wylądować na obliczu „śpiącego”
Aleksa. <o:p></o:p></span></i></b></span></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Wszystko będzie
dobrze. – Usłyszałam za sobą znajomy głos. <o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Odwróciłam szybko
głowę. Moim oczom ukazał się nie kto inny, tylko Jakub Błaszczykowski. Stał
przy wejściu do sali. Był ubrany w spodnie od garnituru, białą koszulę rozpiętą
pod szyją. Uśmiechał się serdecznie. Nie wierzyłam, że go widzę. Podniosłam się
z podłogi, kładąc głowę Aleksa lekko na posadzce. Zaczęłam biec w stronę Kuby.
Moja piękna biała sukienka falowała w rytm moich kroków. Gdy tylko znalazłam
się naprzeciw niego, złapał mnie w pasie i mocno przytulił. Zrobiłam to samo,
zarzucając ręce na jego barki.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie zostawiaj
mnie samej. Już nigdy. – Powiedziałam. Poczułam tylko jak kiwa głową.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Tak bardzo
cieszyłam się, że tu jest. Wszystkie moje obawy nagle zniknęły. Byłam
bezpieczna. Równie dobrze mogła gdzieś teraz rozpocząć się trzecia wojna
światowa, albo niedaleko wybuchnąć bomba atomowa. Nie obchodziło mnie to. Byłam
bezpieczna. Czułam zapach jego perfum. <o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Proszę pani! –
usłyszałam za sobą.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Oderwałam się od
niego na chwilę i odwróciłam głowę. Tuż za mną stała stewardessa. Uśmiechnięta,
ubrana w standardowy uniform. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Kuba złapał
moją twarz w swoje dłonie i zmusił mnie do spojrzenia sobie w oczy. <o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><b><i><span style="font-size: 10pt;">- Nie zostawiaj
mnie. – Powiedział. W jego oczach zobaczyłam strach, żal, smutek…</span></i></b><b><span style="font-size: 10pt;"><o:p></o:p></span></b></span></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Obudziłam się zapłakana. Znowu poczułam głód.
Modliłam sie, żeby Malie i Mangkon nie nocowali dzisiaj w domu. Ruszyłam w
stronę barku. Wyjęłam z niego butelkę whiskey. Nie bawiłam się w nalewanie jej
do szklanki, wypijając na raz połowę flaszki. Następnie rzuciłam się na kanapę.
Trochę mi przeszło, jednak na sen nie miałam już ochoty. Włączyłam telewizję,
ale nie mogłam się skupić. W końcu wyłączyłam telewizor. Wychyliłam kolejne pół
butelki. Zaczęłam zastanawiać się nad swoim snem. Dlaczego Kuba? Czy mój mózg
chce mnie do końca dobić? Do tego jeszcze Sara i Aleks. Miałam dosyć. Rzuciłam
butelkę w kąt pokoju i ruszyłam do kuchni. Wyjęłam nóż z szuflady..<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Przyłożyłam nóż do serca. Zaczęłam odliczanie…<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Śmierć Carlisle’a i rozstanie z Jamesem.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Raz...<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Śmierć Aleksa i Sary.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Dwa...<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Rozstanie z Kubą.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">I...<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na
zegarek. 3.30. Rzuciłam nóż na podłogę. Ruszyłam w stronę wejścia, szykując
wiązankę tajskich przekleństw, które miałam zamiar skierować w stronę gościa.
Chwyciłam za klamkę. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Czy ciebie do końca pojebało? - Zapytałam.<o:p></o:p></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">>>>>>>>>>>>>>>>>>>></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Hejka ludzie! Po gigantycznych przeprosinach jakiś czas temu nadszedł czas na kolejne - za to, że znowu czekaliście przeze mnie - Rookshę.<br />Staram się jednak nadrobić wszystko, więc bądźcie dobrej myśli. Mamy z Wariatką baaaardzo ambitne plany zakończyć to opowiadanie przed kolejnym rokiem szkolnym, nie znaczy to jednak, że historia dobiega końca. Na ten moment nie jestem pewna czy jesteśmy chociaż w połowie tego, co planowałyśmy ;)<br />Radzę nie przyzwyczajać się do bohaterów, obecnych związków, sojuszy - bo możecie się zawieść xD</span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-size: 10pt;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Poza tym za kilka dni dowiemy się, czy dostaniemy się do naszych wymarzonych liceów, a w sekrecie powiem Wam, że poprzeczkę ustawiłyśmy sobie dość wysoko ;D<br />Dobra, nie nudzę. Życzę Wszystkim udanych wakacji i dostania się do upragnionych szkół (tak, wiemy, że niektórzy z Was też w tym roku zmieniają szkołę xD).<br />Buziaki dla Wszystkich, którzy wytrwali z nami już tyle czasu :*<br />Wasze<br /><span style="color: #990000;">Rooksha&Wariatka</span></span></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Rookshahttp://www.blogger.com/profile/10271565682508867908noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-11910057410291023672013-06-11T19:46:00.000+02:002013-06-11T19:47:05.747+02:00Gigantyczne przeprosiny<b>Hejka!</b><br />
<b>Chciałybyśmy Was BARDZO przeprosić! Wiemy, że już od dawna nic się na blogu nie pojawiło, ale to wszystko przez szkołę! Naprawdę! Nie nasza wina, że nauczyciele (jako, że jesteśmy w ostatniej klasie) postanowili nas pomęczyć;) Praktycznie, to mamy już rozdział prawie skończony, ale ciągle nam czegoś brakuję. Nasza nadzieja w tym, że wytrzymacie jeszcze trochę:) Nie chciałybyśmy oddawać Wam jakiegoś badziewia! Szczególnie, że akcja niedługo zacznie się komplikować (jeśli na naszym blogu można coś jeszcze bardziej skomplikować;)).</b><br />
<b>Wszystkie linki do blogów, które dostajemy czytamy. Czasami nie mamy czasu skomentować, ale zaglądamy. Te adresy nie giną w cyberprzestrzeni;)</b><br />
<b>Jeszcze jedna ważna sprawa. Jakiś czas temu dostałyśmy informację, że nasz blog został przeanalizowany. Przyznaję, że trochę to na nas wpłynęło, jednak po dłuższej rozmowie, możemy spokojnie podziękować analizatorom. Pokazali nam błędy o których nie mieliśmy pojęcia i wpłynęli trochę na naszą historię (mamy nadzieję, że w pozytywny sposób).</b><br />
<b>Nasze przeanalizowane opowiadanko znajduje się pod linkiem: <a href="http://ministerstwogt.blogspot.com/">http://ministerstwogt.blogspot.com/</a></b><br />
<b>Kto ma ochotę, to zapraszamy do lektury!</b><br />
<b>Tymczasem do usłyszenia!</b><br />
<h1 style="background-color: #141414; color: white; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; margin: 0px; position: relative;">
<span style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: x-small;"><span style="line-height: 17px;"><span style="color: #990000;">Rooksha&Wariatka</span></span></span></h1>
Unknownnoreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-51636243640667991542013-03-16T23:08:00.000+01:002013-03-17T00:03:39.024+01:00Rozdział piętnasty<div class="MsoNormal">
<b><i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">"Przyjaciele są tyle warci, ile po nich zostaje"</span></i></b></div>
<div class="MsoNormal">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b> </b>~Władysław Grzeszczyk</span></i></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=dSa97EtkIIQ" target="_blank"><i>Gdyby nie to...</i></a></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b><br />
*Oczami Kuby*<br />
Powoli zbliżaliśmy się do Dortmundu. Przez cały lot gapiłem się w chmury. Nie
mogłem na niczym się skupić. Miłe stewardessy wydawały się natrętne, jedzenie w
samolocie jeszcze bardziej obrzydliwe, a inni pasażerowie zachowywali się jak
idioci. Nic dziwnego, że kiedy dotknęliśmy ziemi, jak najszybciej wziąłem swoją
walizkę i poszedłem do domu. Nie chciało mi się wzywać taksówki, mimo że pogoda
nie zachęcała do spaceru. Deszcz lał jak z cebra, wiatr wiał, robiąc lekkie
spustoszenie na ulicach. Początek kwietnia... Taa... Bardziej mi to
przypominało jesień. To co się teraz działo na dworze, idealnie
odzwierciedlało, to co w tej chwili miałem w głowie. Jak w listopadzie. Liście
spadają z drzew, trawa robi się taka inna, niebo zakrywają chmury, z których
wydobywają się łzy - te gorzkie i smutne. Ich właścicielami są wiosna i lato.
To ciepło, radość, młodość... Żegnają się tak co roku, jakbyśmy mieli już ich
nigdy nie zobaczyć...<br />
Niby nic. To tylko dziewczyna. Nie
miałem ich dużo w życiu, ale zawsze nasze związki kończyły się z mojej
inicjatywy. Po raz pierwszy dostałem kosza. Teraz przynajmniej wiem, co na co
dzień czuje Robert...<br />
Odtworzyłem drzwi i wszedłem do salonu. Było tam ciemno. Rozejrzałem się trochę
po pomieszczeniu. Wszystko wyglądało tak, jak to zostawiłem. Podszedłem do
okna. Pociągnąłem zasłonę, sprawiając, że do pokoju wkroczyło światło. Nie było
go za dużo, ale wystarczająco tyle, bym mógł lepiej przyjrzeć się salonowi.
Książka leżąca na małym stoliku do kawy, szklanka, którą zapomniałem wynieść
przed wyjazdem; plan treningów i meczów od trenera walał się pod krzesłem.
Westchnąłem. Nagle moim oczom ukazała się gazeta. Ta sama przez którą oberwał
Wojtek. Nie wiem co mnie wtedy podkusiło, żeby ją kupić. Byłem akurat w sklepie
i mijałem dział z gazetami po angielsku. Było tam wszytko. Mogłem kupić pisemko
dla uczących się języka, albo pogram telewizyjny z Londynu. Zawsze to stoisko
wydawało mi się fajne. Lubiłem podejrzeć, co w tej chwili oglądają Anglicy,
albo przeczytać wiadomości z ich kraju. Jednak zawsze tylko przeglądałem. Nigdy
nie kupowałem. Wtedy... Poszedłem do sklepu po bułki i postanowiłem, jak
zawsze, zobaczyć co dzieje się "u królowej". Zacząłem się jeszcze
bardziej interesować tym państwem, odkąd poznałem tam pewną osobę, która teraz
była tylko wspomnieniem. Miałem zaopatrzyć się w zwykłą gazetę, jednak mój mózg
pokierował wzrok na pisemko plotkarskie. </b><b><span lang="EN-US">Strona tytułowa
głosiła: "Arsenal's goalkeeper having fun with famous striker and two
unknown girls!". </span></b><b>Uśmiechnąłem
się pod nosem i wsadziłem ten brukowiec do koszyka. Dopiero w domu przeczytałem
cały artykuł i zobaczyłem TO zdjęcie. Fotografia przedstawiała Roberta i pewną
rudowłosą dziewczynę, w której rozpoznałem Alice, oraz Wojtka z Jasmine.
Bramkarz siedział sobie na kanapie klubowej, a piękna wampirzyca zajmowała miejsce
na jego kolanach. On szeptał jej coś do ucha, jednocześnie trzymając rękę na
jej tyłku. Ona pochylała się lekko i śmiała, chyba ze słów adoratora.
Pamiętałem, jak się wtedy wkurzyłem. Teraz to znowu wróciło. Podniosłem gazetę
z podłogi. Moim oczom ukazał się znowu ten sam tytuł. Artykuł w środku znowu
straszył zdjęciem, pod którym było napisane: " If he has a new girlfriend?!".
Zgniotłem czasopismo w ręku. Poszedłem do kuchni i wyrzuciłem je do kosza.
Chciałem jak najszybciej zapomnieć o tym koszmarnych paru dniach w Londynie.
Jass wyjaśniła mi o co chodziło z tym całym zamieszaniem. Zdradziła mi też swój
największy sekret. Myślałem, że zależy jej na mnie. Raczej nie opowiada każdej
przypadkowo poznanej osobie, że lekko mówiąc, od ponad dwustu lat nie żyje.
Czas spędzony z nią był jednym z najlepiej zagospodarowanych odkąd się
urodziłem. Nie wiedziałem, że przez parę miesięcy można się zakochać, oddać
serce drugiej osobie. Znałem ją, praktycznie, tylko z maili. Mimo to naprawdę
ją pokochałem. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ona podziela moje uczucie,
ale wyjeżdża... Dla niej mógłbym rzucić karierę piłkarską, tylko po to by być
koło niej. Nie ważne gdzie, skoro wiem, że i tak mnie nie zostawi. Będzie mnie
kochać do samego końca. Obawiam się, że ja ją też...<br />
Wyjąłem komórkę z kieszeni. Postanowiłem zadzwonić do Łukasza i powiadomić go,
że jeszcze żyję. <i>Jeszcze</i>, bo jak na
razie karnisz i ta lina leżąca w garażu wydają się kuszące...<br />
- Cześć, stary! – powiedziałem.<br />
- Jesteś już w domu? Co tak szybko? Myślałem, że będę musiał wymyślać jakąś
bajeczkę dla trenera, kiedy ty spędzisz noc z Jasmine. – zaśmiał się Łukasz.<br />
- Powiedzmy, że sprawy się trochę pokomplikowały...<br />
- Aż tak źle?<br />
- Trochę... Nieważne! Jedziesz jutro na trening? O której jest?<br />
- Nie masz rozpiski? - zapytał, a ja spojrzałem na pognieciony świstek leżący
pod krzesłem.<br />
- Zgubiłem. – skłamałem.<br />
- Jesteś gorzej zorganizowany niż Robert.<br />
- W tej chwili to przesadziłeś.<br />
- Ty nie byłbyś tak zorganizowany, gdyby nie ja! - usłyszałem krzyk Ewy.<br />
Zaśmiałem się.<br />
- Bardzo śmieszne, Romeo! - obrońca zakpił. - Spotkamy się jutro na treningu i
wtedy mi wszystko opowiesz.<br />
- Chciałbyś! Na razie!<br />
Rozłączyłem się, zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze. Spojrzałem na zegarek.
Była dopiero dwunasta. Moje kiszki zaczęły tańczyć sambę, więc zacząłem
kierować się w stronę lodówki. Niestety ona, jak na złość, okazała się pusta.
Jedyne co tej chwili mogłem spożyć, to
resztkę ketchupu, cały słoik ogórków kiszonych, albo światło. Podobno dobry
kucharz potrafi zrobić coś z niczego, jednak tym razem postanowiłem uznać, że
wcale tak dobrze nie gotuję i udałem się do sklepu. Tego co zawsze. Kupując
potrzebne artykuły spożywcze, starałem się ominąć tą nieszczęsną półkę z
angielskimi gazetami. Kiedy wróciłem do domu i rozpakowałem łup, postanowiłem
się przebrać. Zmieniając spodnie, z kieszeni wysunęła mi się jakaś karteczka.
Podniosłem ją. Była to wizytówka Jass. Jak najszybciej założyłem gacie i
koszulkę. Ruszyłem w stronę kuchni. Ostatni raz spojrzałem na kartonik z jej
nazwiskiem. Usłyszałem jej głos, poczułem zapach...<br />
- Ogarnij się, Błaszczykowski! - powiedziałem sam do siebie.<br />
Następnie zgniotłem kawałek papieru i wyrzuciłem go do kosza. Kupiłem sobie do
jedzenia jakąś chińską zupkę, więc nalałem wody do czajnika i postawiłem na
gazie. Czekałem, aż się zagotuje, by spożyć to jakże wyborne danie. W tym
czasie wziąłem swoją walizkę i zatargałem do pokoju. Wszystkie ciuchy
wylądowały w koszu do prania. Nie było co ratować. Były pogniecione, bo
pakowane w pośpiechu i przesiąknięte zapachem Stewart. Nagle pod nimi
zobaczyłem książkę. Tą którą dała mi wampirzyca, bym bardziej zrozumiał ich
świat. Widocznie w pośpiechu musiałem ją spakować. Moim pierwszym pomysłem było
odłożenie jej na półkę, jednak gdyby ten karnisz okazał się dobrym rozwiązaniem,
to nie wiem, jak zareagowałaby rodzina, jakby to znalazła. Dlatego przedmiot
poszedł w ślady gazety i wizytówki. Spojrzałem na ubrania. Wyjąłem je z kosza
na pranie i przeniosłem do tego na śmieci. Skoro chce zniknąć z mojego życia,
to zniknie! Wziąłem pełny już worek i wyniosłem przed dom. Rano śmieciarka go
zabierze. Następnie wróciłem do kuchni. Dzisiejszy dzień nie mógł być gorszy.
Patrząc na pusty czajnik doszedłem do wniosku, że trochę za długo gotowałem
wodę. Jedynym plusem było to, że naczynie się uratowało. Znowu nalałem do niego
cieczy i postawiłem na gazie. W tym czasie włączyłem sobie swój ulubiony film i
przyniosłem jakieś puzzle ze strychu. Zalałem wreszcie tą zupkę i poszedłem do
salonu. Po najedzeniu się, zacząłem układać obrazek, jednocześnie zerkając na
telewizor. Wiedziałem, że muszę się wcześniej położyć, bo rano miałem trening. <br />
Życie wracało to normy - praca, spanie, co jakiś czas wyjście z kumplami, albo
zaproszenie do Piszczków na obiad... Chyba do samego końca zostanę kawalerem.
Kiedyś chciałem uporządkowanego i spokojnego życia, czyli wszystko na swoim
miejscu. Wziąłem głęboki oddech. Niedługo Euro. Nie było co się łamać.
Musieliśmy to wygrać. Dać radę. Po co martwić się o jakąś dziewczynę, skoro
mogę mieć każdą. Wyłączyłem film i włożyłem układankę do pudełka. Poszedłem do
łazienki, a następnie do łóżka. <br />
- Wszystko wraca do normy. - powiedziałem do siebie, przykrywając ciało kołdrą.</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b><b><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">***</span></b></b></div>
</div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><b>
</b>*Oczami Alice*</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Czasami są sytuacje, w których jedyne co możesz zrobić, to płakać. Wylewasz łzy
bez ustanku, aż w końcu dochodzisz do momentu, w którym łez po portu brakuje i
zdaje się, że właśnie do tego momentu dotarłam. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Cały wieczór spędziłam na płakaniu przeplatanym nicnierobieniem, leżąc w łóżku
i nie odbierając telefonu. Jasmine została na dole, dopiero po kilku godzinach
nieprzerwanej ciszy usłyszałam jej delikatny szloch. Zeszłam wtedy do salonu i
bez słowa objęłam ją. Potem siedziałyśmy tak, płacząc i kołysząc się w rytm
łez, aż niebo zaczęło się rozjaśniać i nadszedł nowy dzień. Potem Jass wstała i
wciąż w milczeniu zaczęła przygotowywać śniadanie. Nie miałam ochoty na
jedzenie. Weszłam po schodach i zamknęłam się w swoim pokoju. Myślałam o tym,
czy śmierć Sary, a potem Aleksa, miała jakiś związek z Jasmine? Czy to dlatego
jest taka…nieobecna? Jakby nieistniejąca. Przed oczami znów stanęły mi obrazy z
poprzedniego wieczoru. Zakrwawione ciało Sary i wyciągnięta w jego stronę ręka
Aleksa. A potem krzyki Jasmine i jej twarz. Pusta, bez wyrazu, jakbym patrzyła
w oczy manekina. I chyba to mnie najbardziej poruszyło, załamało wręcz. Gorszy
niż łzy był właśnie ten pozbawiony emocji i jakichkolwiek odczuć wyraz twarzy
mojej przyjaciółki. Jakby ogarnął ją smutek tak wielki, że nie było już miejsca
na nic innego. I nawet płacz wydawał się męczący. Westchnęłam. Pogrzeb miał się
odbyć jeszcze dziś, a ja zdecydowanie nie byłam na to gotowa. Nie mogłam już
znieść widoku czterech czarnych ścian, po których mój wzrok błądził stanowczo
za długo. Wzięłam z garderoby pierwsze rzeczy, jakie wpadły mi w ręce i nie
oglądając się na Jasmine wyszłam z domu. Kątem oka dostrzegłam jej ciemne włosy
za jasną firanką. Czułam delikatne wyrzuty sumienia, że zostawiam ją samą w
obecnej sytuacji. Przegnałam je jednak jednym potrząśnięciem rudej głowy.
Miałam dosyć bezsilności, rozpaczy i ciągłego strachu przed tym, co przyniesie
jutro. Tak było zawsze, kiedy ktoś ginął. Wszystkich ogarniał blady strach,
potem już tylko zaniepokojenie, smutek i ta zasrana przesądność. Nie rozumiałam
jak to możliwe, że te bezkarne, niczym nie przejmujące się wampiry, mogły, po
śmierci kogoś bliskiego lub nie, zacząć rozmyślać o życiu pozagrobowym i
uparcie twierdzić, że nie mają duszy, więc albo trafią do piekła, albo znikną
na zawsze. Nie widziałam sensu w dbaniu o takie rzeczy. Rozmyślanie o takich
przygnębiających sprawach… mdliło mnie od tego. Najważniejsze, czym powinniśmy
się przejmować to tu i teraz. Bez żalu o wczoraj, bez strachu o jutro. Ale
nawet przed samą sobą musiałam przyznać, że tak się nie da. Nie jesteśmy
maszynami bez uczuć, jesteśmy targanymi emocjami ludźmi, którzy każdy krok
robią nieracjonalnie i impulsywnie. A właściwie wampirami, które na dodatek są
jeszcze nadludzko silne, szybkie, posiadają najróżniejsze dary; praktycznie nie
ma dla nas żadnych granic. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Szłam chodnikiem, wystukując obcasami wściekły rytm. Mimo wszystko, Aleks i
Sara byli także moimi przyjaciółmi, więc nawet jeśli nie chciałam tego czuć, to
żal po ich śmierci tlił się gdzieś w środku. Wolałam nawet nie myśleć, co się
teraz dzieje z Timothy’m. Kto powiedział mu, co się stało i kto jest teraz z
nim. Zapamiętałam to jako jedną z wielu rzeczy, które musiałam dzisiaj zrobić –
odwiedzić mojego najlepszego przyjaciela i zebrać go do kupy, bo pewnością jest na skraju rozpaczy. I
pomyśleć, że jeszcze wczoraj w południe wszyscy z ekscytacją szykowali się do
najszczęśliwszego dnia w życiu Sar y i Aleksa. Pociągnęłam nosem. Łzy napłynęły
same, nawet nie zdążyłam ich powstrzymać. Powiał wiatr, a ja poczułam jakby ten
chłód przeniknął wprost do mojej duszy; bo choć wszyscy wątpią w jej istnienie,
w tej chwili byłam pewna że ją mam. Bo jeśli się czegoś nie ma, to nie odczuwa
się bólu tego czegoś. A ja czułam, jakby ktoś odrywał mi duszę paskami,
skrupulatnie przecinając kolejne warstwy mojej wrażliwości i człowieczeństwa. I
po raz kolejny odczułam potrzebę posiadania kogoś, dla kogo warto stracić
głowę. Takiej osoby, która będzie cię kochać, pomimo wszystko, obejmie cię
zawsze gdy tego potrzebujesz, i nawet utrata nieśmiertelności nie obchodzi cię,
kiedy ten <i>ktoś</i> jest w pobliżu. Z
niewiadomych mi powodów, przed oczami stanął mi Harry. Dosłownie stanął mi
przed oczami. Zatrzymałam się na środku przejścia dla pieszych, wpatrzona z
irytacją w wielki billboard przede mną, na którym reklamowano album zespołu One
Direction, którego Styles jest członkiem. Z zawadiackim uśmiechem wpatrywał się
we mnie i choć wiedziałam, ze to tylko kawałek papieru, to uśmiechnęłam się do
niego z czułością i wyciągnęłam rękę, jakbym chciała poprawić opadający mu na
czoło kosmyk włosów. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Czy Pani kompletnie oszalała?! – z zadumy wyrwał mnie zdenerwowany głos.
Rozejrzałam się dookoła zdezorientowana, poszukując źródła dźwięku. Kilka
kroków ode mnie stał czerwony samochód, którego kierowca otworzył drzwi i patrzył
na mnie groźnie. Niewątpliwie to on wybudził mnie z transu, prawdopodobnie
całkiem słusznie, gdyż za nim stało co najmniej dwanaście samochodów, wszystkie
trąbiące i hamujące ruch. Gdyby w moich żyłach płynęła krew, w tej chwili
zdecydowanie napłynęłaby mi do policzków. Jednak nic we mnie nie chlupotało już
od dawna, więc niezrażona, z obojętną miną opuściłam rękę i powoli zeszłam na
chodnik. Mimo tego, że spowodowałam zator uliczny, stojąc na środku drogi i
machając ręką jak idiotka, to humor zdecydowanie mi się poprawił, więc ruszyłam
w stronę domu dziarskim krokiem, chcąc zarazić Jasmine choćby małą częścią
mojego entuzjazmu. Po chwili zastanowienia, uznałam, że to irracjonalne – czuć
się radosną po śmierci dwójki przyjaciół, do tego z powodu głupiego zdjęcia na
billboardzie. Niemniej jednak, niedługo byłam już domu, tym razem pokonując
wszystkie przejścia dla pieszych w rekordowym tempie. Otworzyłam furtkę i
podbiegłam do frontowych drzwi. Weszłam do przedsionka i zostawiwszy tam
zielony płaszcz, ruszyłam na poszukiwania mojej wampirze przyjaciółki.
Znalazłam ją w łazience, przeszukującą jedną z szafek.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Nie wiesz gdzie są te perfumy, które dostałam od Aleksa? – wyczuła moją
obecność, zanim zdążyłam choćby westchnąć. Ostatnie słowo zadrżało w jej
ustach, jednak całe zdanie brzmiało, jakby wszystko było w porządku.
Zmarszczyłam brwi i oparłam się o framugę drzwi. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Nie wiem. A po co ci one? – Odwróciła się do mnie przodem i popatrzyła na
mnie tymi głębokimi, wszechwiedzącymi ciemnymi tęczówkami. Gdybym nie znała jej
tak dobrze, pomyślałabym, że krótki grymas smutku na jej twarzy, to tylko
złudzenie. Była dla mnie jednak jak siostra, więc znałam ją lepiej, niż
ktokolwiek inny. A przynajmniej tak lubiłam myśleć. Po krótkiej chwili
milczenia wzruszyła ramionami i wróciła do przekopywania szafki. Pełna
sprzecznych uczuć, ponowiłam pytanie.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Jasmine, po co ci te perfumy? Gdzieś się wybierasz? – Gdy ostatnie pytanie
wyszło z moich ust, dotarło do mnie jak głupio to brzmi. Przecież mogła używać
swoich kosmetyków, kiedy chciała. Po chwili usłyszałam delikatne westchnienie z
jej ust, po czym całkowicie porzuciła poszukiwania i zrobiła kilka kroków w
moją stronę. W końcu jednak skręciła nieco w lewo i oparła się o brzeg wanny. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Wyjeżdżam, Alice. – Powiedziała cicho, wpatrzona w podłogę pod swoimi
stopami. Ja zaś poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Co to znaczy, że wyjeżdżasz? – zapytałam lekko drżącym głosem, na co ona
podniosła wzrok na moją twarz i skrzyżowała swoje spojrzenie z moim. I właśnie
w tamtej chwili wiedziałam już wszystko, co chciałam. Najwyraźniej dostrzegła
moją minę, bo czym prędzej podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Tylko na jakiś czas. Muszę znaleźć kogoś na miejsce szefa w Akademii w
Tajlandii – odrzekła. Strąciłam jej rękę jednym ruchem. Czułam, jak złość
powoli rozchodzi się w moim ciele i gdzieś na wysokości serca przemienia się w
dziką wściekłość. Wyprostowałam się i zaciskając pięści, cofnęłam się o krok. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- W Tajlandii? – zaczęłam drżącym od gniewu głosem. Zerknęła na mnie z obawą i
zapobiegawczo odsunęła się ode mnie. I słusznie. Zaczęłam szybciej oddychać i
łypałam na nią spode łba. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Tak. Esme wyznaczyła mi właśnie takie zadanie. Proszę, nie gniewaj się. –
Zaczęła wyjaśniać, ale ja nie chciałam słuchać. Wzięłam głęboki wdech dla
uspokojenia splątanych myśli i wyprostowałam się.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Chcesz, żebym się na ciebie nie gniewała. – Sparafrazowałam jej słowa i
uśmiechnęłam się ironicznie. Popatrzyłam jej prosto w oczy i przechyliłam
głowę. Zaniepokoiła ją moja reakcja. Zmarszczyła brwi i wpatrywała się we mnie,
choć omijała pełne wyrzutu oczy. Zapadła cisza i nie miałam zamiaru jej
przerywać. W końcu Jass westchnęła i roztworzyła usta.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Alice… - nie dane jej było skończyć. Uznałam, że już najwyższa pora dać upust
mojej złości i zaczęłam mówić do niej głosem pełnym gniewu.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Myślisz, że znowu wciśniesz mi jakąś łzawą historyjkę o misji i
odpowiedzialności, a ja posłusznie przyjmę twoje słowa, tak jak zawsze tego
chciałaś? Jasmine, nie zachowuj się tak, jakbyś mnie nie znała. Sądzisz, że
byłaś fair w stosunku do mnie ostatnim razem, kiedy obiecałaś, że „niedługo”
wrócisz? A ja jak głupia miałam nadzieję, że będziesz przy mnie w
najtrudniejszych dniach. Codziennie czekałam na twój przyjazd i codziennie
przeżywałam zawód. Wiesz, to od początku wydawało mi się oczywiste. Że będziesz
przy mnie, w końcu miałaś być moją opiekunką. Nauczycielką. Mentorką. Tymczasem
ty przepadłaś i to w dodatku w Polsce. Jakby sam fakt, że cię nie ma nie był
wystarczająco dobijający, to jeszcze spędziłaś piętnaście lat w moim rodzinnym
kraju, w miejscu, z którego ktoś mnie okrutnie zabrał i zamienił w
nieśmiertelną istotę, nawet jeśli się o to nie prosiłam. – Z każdym słowem
czułam zbliżające się łzy i choć chciałam, to nie mogłam przestać. Musiałam
wyrzucić to z siebie, skrywałam te emocje już wystarczająco długo.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Alice… - znowu chciała coś powiedzieć, ale powstrzymałam ją uniesieniem
dłoni. Zamilkła więc, a w jej oczach dostrzegłam łzy, które nieskutecznie
próbowała wytrzeć rękawem bluzki. W innej sytuacji zapewne bym odpuściła i
objęła ją pocieszająco ramieniem, ale tym razem nie czułam współczucia, tylko
palący gniew i długo skrywane rozczarowanie. Znowu popatrzyła mi w oczy i byłam
pewna, że nie dojrzała w nich litości. Już wbiłam jej nóż w serce. Teraz
wystarczyło go tylko przekręcić.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Opuściłaś mnie i zostawiłaś na pastwę przemądrzałych, zimnych wampirów. Nawet
nie wiesz, jak mnie traktowali. Nowicjusz bez opiekuna? Nie ma lepszego celu do
wyśmiewania i pogróżek. Dlatego stałam się taka oschła i bezwzględna. Samantha
niewiele pomogła, patrzyła jak moje ludzkie cechy zanikają coraz bardziej, aż w
końcu nadszedł moment, w którym zostałam maszyną do zabijania. Wytrenowali
mnie, wyszkolili. Nauczyli zabijać krwiożerców i nie mieć dla nikogo litości.
Dopiero Timothy przywrócił mi człowieczeństwo. Zajął się mną. I Aleks. A ciebie
wciąż nie było i nie było. W końcu straciłam nadzieję, że kiedykolwiek wrócisz.
Nauczyłam się żyć bez opiekuna, samej radzić sobie w tym skomplikowanym wampirzym
gównie. Ty przysyłałaś listy z lakonicznymi wzmiankami o tym, gdzie jesteś i co
robisz. Ja żyłam tak, jak umiałam. Nikt nie nauczył mnie jak w pełni wtopić się
w ludzi. Jak żyć pomimo bycia wampirem. Jak czerpać radość z takiego życia. Nie
było cię tu, żeby to zrobić. A to był twój zasrany obowiązek. – Ostatnie słowa
wypowiedziałam dobitnie. Już nie płakałam. Zostały tylko mokre ślady na
policzkach i jej spazmatyczny oddech, jakby moje słowa sprawiały jej fizyczny
ból. Wyciągnąć nóż. </span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- A teraz znowu wyjeżdżasz. Znów nie wiem na jak długo, bo nawet gdybyś podała
termin powrotu i tak bym ci nie zaufała. Jesteś dla mnie bardzo ważna, Jasmine.
Nie mam innej przyjaciółki i już na pewno mieć nie będę. A ty mimo wszystko
opuszczasz Anglię ponownie. Wiem, masz takie zadanie. Ale mogłaś to rozegrać
inaczej. Ten wyjazd piętnaście lat temu. Mogłaś zabrać mnie ze sobą, alb
chociaż mnie odwiedzać. Dać mi nadzieję, że nie jestem sama. Ale teraz już
wszystko stracone. I choć wybaczyłam ci wszystkie te krzywdy, nawet jeśli o to nie
prosiłaś, to teraz znowu otwierasz dawną ranę i jeszcze prosisz mnie, żebym się
nie gniewała. Masz tupet, nie ma co. – Po tych słowach odwróciłam się na pięcie
i wyszłam z łazienki, a potem z domu. Nie chciałam tu zostać ani mieszkać,
kiedy jej nie będzie. Miałam tego wszystkiego dość. Złapałam taksówkę i podałam
kierowcy adres. Z bezsilności skuliłam się na fotelu i zaczęłam płakać.<o:p></o:p></span><br />
<h1>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif; font-size: small; line-height: 115%;">***</span></div>
</div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif; font-size: small;"><span style="line-height: 115%;">
*Oczami Jasmine*<br />
Powoli pakowałam rzeczy do walizki. Niedługo miałam samolot. Czułam się jak
największy nieudacznik. Moje serce pękało z bólu. Nie dość, że straciłam Aleksa
i Sarę, to jeszcze rozstałam się (jeśli tak to można nazwać) z Kubą i
pokłóciłam z Alice. Ta ostatnia była na mnie wściekła. Powiedziała, że jeśli
wyjadę, to się do mnie więcej nie odezwie. Czułam się winna. Nie dawno
wróciłam, a jutro już mnie tu nie będzie. Miałam być jej mentorką, a raczej
przypominam takiego zapracowanego rodzica, co zostawia dziecko pod opieką
niańki i zamiast wychowywać - pracuje. Nie wiedziałam kiedy znowu ją zobaczę.
Bałam się, że wpadnie w jakieś kłopoty. Choć tego akurat powinnam być pewna.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam.<br />
- Edward? Co ty tu robisz? - zapytałam zdezorientowana.<br />
Chłopak spojrzał na mnie smutno. Ja westchnęłam ciężko.<br />
- Jeśli pomyślałeś, że wypadałoby mnie pocieszyć, to informuję cię, że nie ma
potrzeby. – powiedziałam.<br />
- Ich pogrzeb jest w środę – rzekł cicho.<br />
Ja pierdole... Czy wszyscy postanowili, że 2012 rok będzie rokiem "kopania
w kalendarz"?! Same pogrzeby. Wszystkim aż tak bardzo znudziło się
"życie"?! <br />
- Wiem, że ci przykro... - przerwał moje rozmyślania - Jednak musisz...<br />
- Muszę, muszę... Cholera! Ja nic nie muszę! – krzyknęłam - Kiedyś robiłam co
chciałam i...<br />
- I przez to zginął Carlisle. - w jego głosie można było usłyszeć lekki gniew.<br />
Usiadłam bezsilnie na kanapie.<br />
- Do końca życia będę musiała pokutować? - zapytałam starając się powstrzymać
płacz. - Żałuję. Jednak to nie moja wina! On pojechał za mną! Ja tego nie chciałam!
<br />
Cullen usiadł obok i objął mnie ramieniem. <br />
- Przepraszam. – wyszeptał. - To nie twoja wina. Masz rację. On tego chciał. Po
prostu... Przepraszam!<br />
- Nic się nie stało. - przetarłam dłonią oczy. - Jednak w każdym kłamstwie jest
trochę prawdy.<br />
Zamilkłam. Przypomniał mi się Carlisle i
Aleks. Oni zawsze trzymali się razem. Mieli ze sobą dużo wspólnego. Obydwaj
kochali łowić ryby, ich pasją była medycyna. Pamiętam, jak Brown przeżył śmierć
Cullena. Ja zresztą też. Wtedy postanowiłam się zmienić. Ze zbuntowanej
księżniczki, robiącej co jej dusza zapragnie, stałam się cichutkim
kopciuszkiem. W tej chwili, można powiedzieć, że jestem niezależna jak Mongolia
- nic ode mnie nie zależy. <br />
- Wiem, że ostatnio pozwalałem innym na traktowanie ciebie, jak niewolnika.
Niepotrzebnie wyraziłem zgodę na twój kolejny wyjazd. Powinnaś zostać. Może
będzie lepiej, jak wyślę kogoś innego…<br />
- Teraz już za późno Edwardzie. Jadę do Tajlandii. Już postanowione.<br />
- Mogę to zmienić! Powinnaś zostać w domu. Jesteś jeszcze zbyt wstrząśnięta!<br />
- To co? Mam siedzieć swoim mieszkaniu i płakać w poduszkę? Potrzebuję jakiegoś
zajęcia, bo inaczej zwariuję!<br />
Wstałam i podeszłam do okna. Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Wszystko
wróciło. Zaczęłam przypominać sobie wszystko to, co widziałam parę godzin temu,
a co starałam się zakopać jak najgłębiej w mózgu. Krew, Aleks pochylony nad
ciałem Sary, moja próba uratowania ich… Wreszcie jego ostatnie słowa, śmierć,
krzyk…<br />
- PRZESTAŃ! – usłyszałam za sobą Edwarda. – Błagam! To mnie wykańcza…<br />
Zrozumiałam. Czytał mi w myślach.<br />
- Te uczucia są za świeże…<br />
- Nie wiem, czy w moim przypadku kiedykolwiek stracą ważność – powiedziałam.<br />
- Dlatego powinnaś zostać.<br />
- Nie mogę! Pożegnałam się już ze wszystkimi. Dam radę! – położyłam swoją dłoń
na jego. – Naprawdę.<br />
- To wiem. Zawsze dawałaś. Kiedy inni byli załamani, ty przejmowałaś kontrolę.<br />
- Tak to jest, jak się nie ma serca – zaśmiałam się.<br />
- W to akurat wątpię…. – posłałam mu pytające spojrzenie. – Jesteś zakochana.<br />
Kurwa. Czy ja kiedykolwiek pomyślałam o
tym w jego obecności?! Skąd mógł to wiedzieć?! Miałam to wypisane na czole?!<br />
- Nie próbuj kłamać – kontynuował. – Właśnie się zdradziłaś…<br />
Kurwa do kwadratu! Pieprzone wampirze dary!<br />
- Nie wiedziałem, że przeklinasz. – zaśmiał się.<br />
- Cullen, radzę ci…<br />
Jego uśmiech pogłębił się, ale tylko na chwilę. <br />
- Jej rodzice wiedzą? – zapytałam nagle, umiejętnie zmieniając temat.<br />
- Jeszcze nie... Jutro jadę na Ukrainę ich powiadomić.<br />
- Wiesz kto ich zabił? - spojrzałam mu w oczy, a on pokręcił przecząco głową.<br />
- Dopiero zaczęliśmy śledztwo... Podejrzewamy różne osoby. Zaczynając od tych,
które nie lubiły Aleksa i chciały jego śmierci, po byłych Sary.<br />
- Ta pierwsza opcja odpada – powiedziałam. - Po pierwsze Brown był ogólnie
lubiany, a po drugie po co im była śmierć jego żony?<br />
- Może nieudolnie próbowali się go pozbyć, a ona się napatoczyła...<br />
Zamyśliłam się. Kto był na tyle okrutny, by zabijać to świeżo upieczonych
małżonków? To nie była zwykła nienawiść. Oni coś wiedzieli. Tylko co? I co
Aleks miał na myśli mówiąc, że to dopiero początek?<br />
- Wyjaśnij – powiedział Edward.<br />
Westchnęłam. Zbyt często wykorzystuje
swoje zdolności.<br />
- Kiedy Aleks umierał, mówił, że to nie
koniec, że muszę dać radę. Co to może znaczyć? - spojrzałam na niego
wyczekująco.<br />
- To znaczy, że musimy mieć oczy dookoła głowy. Możliwe, że ktoś zdradził... -
ostatnie słowo wypowiedział niemal nie słyszalnie.<br />
- Niemożliwe! Od setek lat jesteśmy jedną wspólnotą! – krzyknęłam.<br />
- Możliwe, że ktoś chce zakończyć już naszą historię... Nasz system jest słaby.
Zakazujemy zakochiwać się, a zobacz! Połowa osób, która jest przy władzy, ma
swoją drugą połówkę. Łatwo jest nas się pozbyć. Żeby zabić ciebie musieliby
najpierw cię rozczłonkować, a potem spalić. Mi wystarczy wbić nóż w brzuch i
już po mnie. - Przełknęłam głośno ślinę, a on spojrzał na mnie pytająco. – No
tak... – stwierdził po chwili. - Ciebie też można łatwo zabić.<br />
Edward miał rację. Pozbycie się najważniejszych członków naszej społeczności nie
jest trudne. Szczególnie, jeśli mają pomoc wewnątrz…<br />
- Musisz zacząć nosić złote soczewki – powiedział. – Tak jak wszyscy zakochani.<br />
- Nie wiem po co wy ich używacie. Przecież wszyscy wiedzą, że jesteście razem.<br />
- Powiem szczerze, że sam nie mam pojęcia… Może mamy nadzieję, że ci źli nas
nie rozpoznają, bo spodziewają się „ludzkich” tęczówek? Tak czy siak, ty musisz
uważać. Nie możesz powiedzieć nikomu, że ugodziła cię strzała Amora. – Uśmiechnął
się lekko - A tak z ciekawości, to…<br />
- Kuba – westchnęłam. <br />
- Przynajmniej masz dobry gust.<br />
Zdzieliłam go poduszką.<br />
- Bardzo śmieszne! - spojrzałam na niego spode łba.<br />
- On coś wie? – zapytał.<br />
Nie wiem, czy kłamstwo w tym przypadku jest dobrym rozwiązaniem.<br />
- Jesteś głupia, wiesz?<br />
- Postawił mnie pod ścianą! Co miałam zrobić?! Zresztą, ty też wygadałeś się
Belli.<br />
- Bo postawiła mnie… Nieważne…<br />
Spojrzałam na zegarek.<br />
- Kurde! Muszę się pakować!<br />
- Tak, tak! Już ci nie przeszkadzam. Tylko masz to. - Podał mi pudełko po
butach. - Aleks przepisał ci to w testamencie.<br />
- Zawsze miał poczucie humoru. - Powiedziałam i położyłam pudełko na łóżku.<br />
- Jeszcze jedno. – spojrzał mi w oczy .– Mówiłaś mu, że…<br />
- Tak. Błaszczykowski wie, że wyjeżdżam i nie będzie tęsknić.<br />
- Zerwałaś z nim.<br />
- Nie byliśmy nawet parą!<br />
- Lubisz sobie komplikować życie. <br />
Spojrzałam na niego z pobłażaniem. Ja sobie komplikuję życie? A on? Zakochał
się w śmiertelniczce, rozstał się z nią po to, by się pogodzić i ożenić, i żeby
ona urodziła pół wampira - pół człowieka. A! Zapomniałam jeszcze, że na sam
koniec ona prawie zmarła, po tym jak dziecko, lekko mówiąc, zjadło ją od środka.
Na szczęście w ostatniej chwili zamienił ją w wampira… Niech ktoś mi powie, że
to brzmi jak typowa historyjka z jakiejś komedii romantycznej... <br />
- Do pewnego momentu wpasowujesz się ze swoją.<br />
- Cullen, przysięgam! Kiedyś będziesz trupem – warknęłam.<br />
- Nie chcę cię martwić, ale już nim jestem. – Uśmiechnął się<br />
Wzięłam głęboki oddech i policzyłam do dziesięciu. Od prawie dwustu lat wmawiam
sobie, że to pomaga.<br />
- Dobra! Będę już naprawdę lecieć. Na pewno nie chcesz zostać? – zapytał z
nadzieją.<br />
- Podjęłam decyzję. Tylko mogę mieć do ciebie prośbę? Zaopiekuj się Alice. Jej
też jest ciężko, a jak ja wyjadę…<br />
- Obiecuję.<br />
- I jeszcze… Zajmij się Kubą. Nie chcę żeby coś mu się stało.<br />
Edward uśmiechnął się lekko. <br />
- Włos mu z głowy nie spadnie. <br />
Westchnęłam ciężko. <br />
- Czeka mnie trochę roboty…<br />
- Mnie też – powiedział, następnie podszedł do mnie i przytulił mocno. <br />
- Będę za tobą tęsknić, mamo.<br />
- Ja za tobą też, synku.<br />
Następnie chłopak wyszedł, zostawiając mnie z natłokiem myśli. Carlisle, Aleks,
Sara, Alice Cullen... Mój krąg znajomych się zwęża. <br />
Spojrzałam na pudełko po butach. Teraz miałam wyrzuty sumienia. Powinnam pójść
na ten pogrzeb. Nie wiem, czy dałabym radę. Znowu poczułam ten ból. Parę godzin
temu leżałam na łóżku i najpierw się nie ruszałam, a potem ryczałam. Miałam
teraz wielką ochotę wrócić do tego zajęcia. <br />
Otworzyłam tajemniczy spadek. Zobaczyłam tam dość gruby i poniszczony zeszyt.
Leżała na nim kartka. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam: <br />
</span><span style="font-family: Mistral; font-size: 22.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-family: "Segoe Script";">"Wiem, że możesz nie uwierzyć w to co
przeczytasz, ale przysięgam, że to wszystko prawda.<br />
Aleks"<br />
</span><span style="line-height: 115%;">Zdziwiłam
się. Co on mógł tam napisać, żebym nie mogła mu uwierzyć? Wzięłam notes do
ręki. Obróciłam go parę razy. W końcu otworzyłam na stronie tytułowej. Widniał
na niej napis: "Często domagamy się prawdy. Niestety prawda domaga się od
nas łez". Szybko zamknęłam dziennik. Nie mogłam... Nie teraz. Nie byłam
jeszcze gotowa... Znowu zaczęło wszystko do mnie wracać. Do oczu napływały łzy…
Szybko potrząsnęłam głową. „Kiedy inni byli załamani, ty przejmowałaś
kontrolę.”, usłyszałam w głowie głos Edwarda. Musiałam się otrząsnąć. Czekało
na mnie bardzo ważne zadanie. <br />
Spojrzałam na zegarek. Cholera! Zaraz mam samolot. Szybko dopakowałam ostatnie
rzeczy, łącznie z tym pamiętnikiem. Nietrudno było mi się spakować. Nie
potrzebowałam dużo. Większość mogłam kupić na miejscu. Zależało mi tylko na
pamiątkach. <br />
W ciągu piętnastu minut znalazłam się w hali odlotów. Rozejrzałam się dookoła.
Alice nigdzie nie było. Myślałam, że przyjdzie i pożegna się ze mną.
Powiedziałam jej, o której wyjeżdżam. Choć z drugiej strony ją rozumiem. Cały
czas była zła. Tylko bałam się, że już nigdy jej nie zobaczę. Nie wiem ile
czasu mi zostało.<br />
Rozejrzałam się jeszcze po pomieszczeniu. Nikt inny nie przyszedł się ze mną pożegnać.
Uśmiechnęłam się. Esme starała się utrzymać mój wyjazd w tajemnicy. Ostatnim
razem, wiadomość rozniosła się jeszcze tego samego dnia, w którym dostałam
rozkaz. Przybyła połowa akademika. Tym razem się jej udało. Wiedziałam tylko
ja, Edward, Alice i Samantha. Nagle usłyszałam, jak wzywają mnie z intercomu. <br />
Wsiadłam do samolotu i spojrzałam na piękną nocną panoramę Londynu. Miałam
nadzieję, że nie widzę jej po raz ostatni.<o:p></o:p></span></span></h1>
<h1>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif; font-size: small; line-height: 115%;">***</span></div>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif; font-size: small;"><span style="font-weight: normal; line-height: 115%;">*Oczami Alice*</span><span style="line-height: 115%;"><br />
</span><span style="font-weight: normal; line-height: 115%;">- Dziękuję. Reszty nie trzeba. -
Powiedziałam do taksówkarza i podałam mu stufuntowy banknot. Spojrzał na mnie
ze zdziwieniem, ale nie zwracałam już na niego uwagi. Wysiadłam z auta i
zatrzasnęłam drzwi. Podniosłam wzrok.
Moim oczom ukazał się przytulny, niewielki domek na przedmieściach Londynu.
Wszystkie zasłony były zaciągnięte, ogród opustoszały, na podjeździe nie stał
żaden samochód. Już miałam odchodzić, ale coś przyciągnęło moją uwagę. Stojący
zwykle przy drzwiach kamienny wazon leżał roztrzaskany na kawałeczki, a kwiaty,
które były w nim kilka dni wcześniej, tkwiły wplątane w krzak róży. Poczułam
swędzenie na karku i wiedziałam, że osoba, której szukam jest w środku.
Przecięłam więc biegiem odległość dzielącą mnie od drzwi i gdy tylko do nich
dotarłam, pociągnęłam za klamkę. W środku zastałam… przestrzeń po wybuchu, to
chyba najlepsze określenie. Podłoga usłana była kryształkami szkła, obrazy
pozrzucane ze ścian straszyły wybitymi w nich dziurami, meble stały powywracane
i połamane, a wszystko przykrywała warstwa pluszu z rozerwanych poduszek.
Uniosłam brwi. Timothy musiał być w naprawdę podłym nastroju. Wyostrzyłam
zmysły i wsłuchałam się w otaczające mnie dźwięki. Zaczerpnęłam haust
powietrza, dokładnie wyłapując wszystkie zapachy. Już po chwili wiedziałam, że
mojego przyjaciela znajdę w sypialni Aleksa i Sary. Z wampirzą szybkością
dotarłam na piętro i zatrzymałam się dopiero w progu ostatniego pomieszczenia.
To, co tam zastałam, było co najmniej przerażające. Oprócz porozwalanych, tak
jak w innych częściach domu, sprzętów, jedna ściana była dosłownie wyburzona.
Wszędzie unosił się biały, duszący pył, okruszki tynku zachrobotały pod moimi
podeszwami. Na środku tego zgliszcza siedziała przygarbiona, dobrze zbudowana
postać, lekko trzęsąca się ze złości lub z rozpaczy. Zrobiłam jeszcze kilka
kroków w stronę owego mężczyzny, powoli kładąc mu dłoń na ramieniu. W takich
sytuacjach potrafił być nieprzewidywalny i niebezpieczny, tak dla innych jak i
dla siebie. Musiałam mu pomóc. Gdy tylko moja skóra musnęła jego ramię,
odwrócił się gwałtownie w moją stronę i z żądzą krwi wpatrywał się w moje oczy.
Jego tęczówki miały barwę upiornej czerwieni. Mimowolnie cofnęłam się o krok.
Timothy pełen żalu i wściekłości stanowił mieszankę wybuchową. A napojony
ludzką krwią był ode mnie znacznie silniejszy. Zwęził oczy w szparki i powoli
podniósł się z podłogi. Gwałtownym ruchem otrzepał ramiona z tynku i w ułamku
sekundy znalazł się tuż przede mną. Postanowiłam zachować zimną krew, w końcu
nie raz walczyłam z krwiożercami. Ale Tim był moim przyjacielem i jakakolwiek
walka nie leżała w kręgu moich zainteresowań. Spokojnie i powoli odrzuciłam
ludzkie cechy, aby w razie nieprzewidzianego ataku z jego strony, zostać jak
najmniej poturbowaną. Nagle wyciągnął ręce i próbował złapać mnie za szyję.
Milimetry dzieliły go od celu, kiedy wygiąwszy ciało do tyłu, oparłam się na
dłoniach i szybko uciekłam w drugi kąt zdewastowanego pomieszczenia. Warknął z
wściekłości i znów rzucił się w moją stronę, tym razem chcąc złapać mnie w
pasie. Jednak ja byłam doskonałym łowcą; wiedziałam jak się bronić i atakować.
On również potrafił się bić, ale w tej chwili był zbyt zaślepiony żądzą krwi i
wściekłością, więc jego ciosy były mniej przemyślane, a obrona nieskuteczna.
Wkrótce leżał na podłodze przygnieciony ciężarem mojego ciała, a ja trzymałam go
mocno, wykręcając mu ręce do tyłu. Nie mogłam pozwolić, aby wyrwał mi się i znów zaatakował. Nie wiem, czy
byłabym w stanie zrobić mu krzywdę. Nawet tak dobrze wyszkolona maszyna do
zabijania jak ja, miała uczucia. Warczał i wiercił się a ja szukałam jakiegoś
wyjścia z tej sytuacji. Nie mogłam zadzwonić po Aleksa, bo był martwy. Jasmine
wyjechała, więc…<br />
Nikt inny nie mógł zobaczyć go w taki stanie. Napicie się krwi człowieka było
równoznaczne z wyrokiem śmierci, wiedzieliśmy to wszyscy. Westchnęłam i dmuchnęłam
w kosmyki opadające mi na twarz. Poprawiłam swoją pozycję na ciele przyjaciela
i schyliwszy się w stronę jego twarzy, zaczęłam szeptać mu do ucha.<br />
- Tim, to ja, Alice. Musisz się uspokoić. Oddychaj i rozluźnij się. – na moje
słowa zaczął się szarpać jeszcze bardziej, więc znowu wzmocniłam uścisk na jego
nadgarstkach. Czułam coraz większą panikę, a wraz z nią przyszła świadomość, że
nie mam kogo prosić o pomoc. Nie miałam komu zaufać; Timothy dopuścił się
największej zbrodni, jaka istnieje w naszym wampirzym półświatku. Napił się
ludzkiej krwi, prawdopodobnie zabijając dawcę. Każdy by go wydał, nieważne jak
czarujący i miły potrafił być. Dlatego nie mogłam nikogo prosić o pomoc i
zostałam zdana sama na siebie. I w końcu, po kilku kolejnych minutach szarpania
się z moim najlepszym przyjacielem, olśnienie dopadło mnie jak piorun. Tim
chciał, żeby znalazł go ktoś władny, by wydać wyrok. Wiedział, że prędzej czy
później ktoś zostanie oddelegowany do domu Aleksa i Sary, i wtedy go znajdzie. Timothy
chciał umrzeć. Prawda uderzyła mnie jak cios w klatkę piersiową, a przez głowę
zaczęły przemykać najczarniejsze myśli. Nie, to niemożliwe, żeby ktoś tak
kochający życie chciał własnej śmierci. Nie znałam nikogo bardziej
rozkoszującego się żywotnością, choć teraz dotarło do mnie, że to tylko maska.
Gdybym miała nadać mu jakiś tytuł, powiedziałabym „smakosz życia”. Ale to nie
miało teraz znaczenia, ważniejsze było doprowadzenie go do porządku, jak
najszybciej się da. Pochyliłam się nad nim znowu i jeszcze raz spróbowałam go
uspokoić. <br />
- Timothy Anderson, wiem, że tam jesteś. Musisz się ogarnąć i rozluźnić. – Gdy
to nie zadziałało, wyczerpały się wszystkie pokłady mojej cierpliwości.
Zirytowana i lekko przestraszona, zaczęłam mówić do niego ociekającym jadem głosem:
- Ty egoistyczny dupku, jeśli myślisz, że zabicie jakiegoś głupiego człowieczka
uwolni cię ode mnie, to jesteś w błędzie. Nie dam ci się stąd ruszyć, tego
możesz być pewien. A teraz ogarnij się i przestań rzucać jak ryba na brzegu.
Wiem, że mnie słyszysz. Uspokój się, bo zaraz wgryzę ci się w szyję. – Z każdym
słowem mój głos coraz bardziej przypominał warczenie, aż w końcu to Tim
siedział cicho, a ja powarkiwałam jak dzikie zwierzę. Kiedy dotarło do mnie, że
przyjaciel już się nie wierci i nie próbuje mnie z siebie zrzucić, wzięłam
głęboki wdech i delikatnie poluźniłam ucisk wokół jego rąk. Upewniwszy się, że
nie ma zamiaru znowu atakować, puściłam go całkowicie i usiadłam koło niego na
białej od tynku podłodze. Oboje oddychaliśmy w przyspieszonym tempie, ale z
zupełnie różnych powodów. Tim zmęczył się walką i wyrywaniem mi się, mnie zaś
nadal ściskało w żołądku na samą myśl o jego próbie samobójczej. Skrzywiłam się.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, że był do tego zdolny. <br />
- Co ty tu robisz, Allie? – z zamyślenia wyrwał mnie jego zachrypnięty głos.
Spojrzałam na niego jak na idiotę.<br />
- A może to TY wytłumaczysz mi co tu robisz, hm? I to w takim stanie?! –
Zmrużyłam groźnie oczy. Spuścił wzrok i usiadł pod ścianą. Jedną z niewielu,
jakie zostały na tym piętrze. <br />
- Przyszedłem, żeby się…<br />
- Zabić? To chciałeś powiedzieć, samolubny idioto?! – Krzyknęłam, a mój głos
poniósł się echem w głąb domu.<br />
- Uporać z emocjami. Nie miałem zamiaru się „zabijać”, jak to pięknie ujęłaś.
Po prostu musiałem… odreagować. Gdybyś nie zauważyła, to sporo się ostatnio
wydarzyło. – Zironizował, ale ja nie miałam ochoty na jego głupie zaczepki.
Chciałam dowiedzieć się prawdy, choć właściwie wszystko było już jasne.
Musiałam jednak usłyszeć to z jego ust. Fakty przeczyły temu, w co wierzyłam,
co uważałam za pewne. Tim, teraz moja jedyna ostoja, nie mógł przecież pragnąć
odejścia. Jasmine już mnie zostawiła. Nie pozwolę i jemu się tak łatwo wywinąć.
<br />
- I dlatego napiłeś się ludzkiej krwi, łamiąc prawo, tak na marginesie, a potem
przyszedłeś tu i zdemolowałeś dom twojego najlepszego przyjaciela i jego żony,
zaraz po ich tragicznej śmierci. To nazywasz „uporaniem się z emocjami”?! – Znowu
straciłam nad sobą panowanie i znowu usłyszałam ciche powarkiwanie, dopiero po
chwili orientując się, że pochodziło z mojego własnego gardła. Uspokoiłam się
więc i z westchnieniem ukryłam twarz w dłoniach. Siedzieliśmy w ciszy przez
dłuższą chwilę, aż w końcu usłyszałam cichy, przerywany oddech mojego
przyjaciela, a potem odgłos łez upadających w biały pył zaścielający podłogę.
Podniosłam głowę i otworzywszy oczy, dostrzegłam Timothy’ego, którego ramiona
trzęsły się w szlochu, a po policzkach coraz gęściej płynęły mu mokre, słone
krople. Ścisnęło mnie w środku na ten widok. Przysunęłam się do niego i
opiekuńczo objęłam go ramieniem. Wtulił się w dołek między szyją a obojczykiem
i tak siedząc, płakał dalej, po raz pierwszy od wielu lat. Mi również zebrało
się na łzy, ale dzielnie mrugałam jak szalona, nie chcąc okazać słabości. Tim
potrzebował mnie silnej i wytrwałej, nie było miejsca na moje smutki. Kołysałam
go chwilę w ramionach, delikatnie głaszcząc po ramieniu. Rzadko okazywaliśmy
sobie tyle czułości i troski, ale w obecnej sytuacji, kiedy on stracił mentora
i najlepszego przyjaciela (gdzieś w sercu nadal czaił się żal, że to nie ja
byłam tą „naj”) nie było między nami skrępowania, czy onieśmielenia. Znaliśmy
się od ponad piętnastu lat. Dawno temu zatarły się granice wstydu. Nie miałam
przed nim żadnych tajemnic i on nie miał ich przede mną. A teraz rozpaczliwie
potrzebowaliśmy się nawzajem, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. <br />
- Tim… ja… - odetchnęłam głęboko i spróbowałam ponownie. Wolałam przekazać mu
wszystkie złe wieści za jednym razem. Delikatność nigdy nie była moją mocną
stroną. <br />
- Jasmine wyjechała do Tajlandii. Nie wiem na ile, nie wiem kiedy wróci i czy w
ogóle ma taki zamiar. Znowu mnie zostawiła, rozumiesz? – ostatnie słowa były
niemal niesłyszalne z powodu zagłuszającego moje usta ramienia Timothy’ego.
Przytulił mnie mocno i ucałował w czubek głowy. <br />
- Jestem z tobą, tak jak poprzednio, pamiętasz? Jestem przy tobie. Zawsze będę.
– Teraz on głaskał mnie po ramieniu. Po chwili po domu rozniósł się nasz gromki
śmiech. <br />
- Czy nie uważasz, że to absurdalne? Siedzimy na podłodze, w domu, który
zdemolowałem po wypiciu kilku litrów ludzkiej krwi, płaczemy i kołyszemy się,
ubrudzeni, w tynku, wzajemnie padając sobie w ramiona. To tylko moje odczucie,
czy rzeczywiście jesteśmy żałośni? – zapytał z głową w moich włosach. <br />
- Tak, jesteśmy całkowicie do dupy, Tim. Ale wiem co zrobić, żeby ukoić twoje
złamane serduszko. – Powiedziałam z cwaniackim uśmiechem, na co on tylko
zabawnie zmarszczył brwi i podniósłszy się, wyciągnął do mnie rękę. <br />
- Jakie rozkazy, madame? – zapytał z powagą, ale zdradzały go drżące od śmiechu
kąciki ust. Wstałam, wyprostowałam się i otrzepałam spodnie. Potem podeszłam do
niego i pociągnęłam za rękę. <br />
- Spalmy ten dom. – Wyszeptałam konspiracyjnie, jednak Tim zatrzymał się
gwałtownie i złapał mnie za ramiona. <br />
- Oszalałaś?<br />
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Popatrzył na mnie karcąco i lekko mną
potrząsnął. <br />
- Wszystkie ważne rzeczy zostały albo wyniesione, albo zniszczone przez ciebie.
A poza tym nikt nie może zobaczyć tego bałaganu. Narobiłbyś sobie poważnych
kłopotów. – Wyjaśniałam mu, kiedy schodziliśmy już po schodach.<br />
- Jesteś pewna? – Z jego oczu ział niepokój. Wiedziałam, że w tym domu zostawi
wiele cennych wspomnień, ale w głębi ducha wiedziałam, że właśnie to jest mu
potrzebne. Całkowite odcięcie się od przeszłości, zbyt bolesnej, by mógł ją
samodzielnie znieść. <br />
Kiwnęłam głową. W odpowiedzi na jego twarzy pojawi się nikły uśmiech, a w
oczach zabłysły iskierki. Zaśmiałam się na ten widok i zakasałam rękawy.<br />
- Do roboty.<br /><div style="text-align: center;">
<span style="line-height: 115%;">***</span></div>
- Na pewno chcesz zostać sam? – zapytałam Timothy’ego po raz setny, choć
bardziej trafnym pytaniem byłoby „czy <i>możesz</i>?”.
Pokręcił głową ze zniecierpliwieniem i niemalże wypchnął mnie za próg. <br />
- Dam sobie radę, a ty potrzebujesz lepszego towarzystwa niż napojony ludzką
krwią wampir-beksa. – Powiedział ze śmiechem, a mi kamień spadł z serca.
Martwiłam się o niego i gdy Harry zaproponował spotkanie, nie chciałam
opuszczać przyjaciela. Jednak Tim wziął sprawy we własne ręce i obiecał mi, że
będzie grzeczny. Jeszcze raz uśmiechnęłam się do niego w podzięce i ruszyłam w stronę
furtki. Przyprowadziłam go do naszego do- … do mojego domu, bo jego tęczówki
nadal przypominały barwą dojrzałą wiśnię. Za każdym razem gdy zerkałam mu w
oczy, przechodziły mnie ciarki. Widziałam, że to ten sam Timothy co zawsze, ale
mimo wszystko wyglądał trochę obco i niebezpiecznie. Moja drapieżna strona nie
dawała mi się rozluźnić, ciągle trzymając mnie w pogotowiu. Każdy gwałtowny
ruch przyjaciela powodował spięcie moich mięśni, każdy głośniejszy dźwięk
pobudzał przypływ adrenaliny. Nie chciałam tego czuć, ale łowieckie instynkty
były zbyt silne; wychowanie mnie na zabójcę krwiożerców zalęgło się we mnie
bardzo głęboko i nawet gdybym chciała, nie umiałabym się go pozbyć. <br />
Tak więc Timothy został w Twickenham, a ja czekałam na Harry’ego przy siedzibie
Armii Zbawienia na Maple Road. Zadzwonił
do mnie niecałe dwie godziny temu; powiedział, że dawno się nie widzieliśmy i
chciałby to nadrobić, bo ma akurat kilkudniową przerwę w trasie. Na początku
troska o przyjaciela kazała mi odmówić, ale po namowach zarówno Harry’ego jak i
Tima – zgodziłam się. Nie powiedział dokąd się wybieramy, zaznaczył tylko,
żebym ubrała się w miarę wygodnie. Poprawiłam więc podwinięty rękaw swetra i
wypatrywałam wszystkich lokatach mężczyzn. Ku mojemu zdziwieniu, nie przyszedł
na piechotę, jak zwykł to robić. Przed moimi stopami zaparkował czarny Range
Rover, który po chwili się otworzył, ukazując w swym wnętrzu czwórkę śmiejących
się chłopaków oraz jednego, próbującego zignorować żarty przyjaciół. Harry
siedział za kierownicą, starając się nie reagować na zaczepki reszty, ale gdy
tylko mnie zobaczył, rozpromienił się. Rozciągnął usta w uśmiechu,
automatycznie rozluźniając się na mój widok. Miałam nadzieję, ze udaje mi się
ukrywać, jak bardzo peszą mnie i dziwią jego reakcje na moją osobę. Jasne, miło
jest kiedy ktoś cieszy się na twój widok, ale bez przesady. U Styles’a działało
to jak przełączanie pilotem. Potrząsnęłam delikatnie głową i również
uśmiechnęłam się w jego kierunku. Pozostali chłopcy zaprosili mnie do środka,
robiąc mi miejsce między sobą. Harry jedynie westchnął zrezygnowany i zerknął
na mnie w lusterku, ruszając w nieznanym mi kierunku. <br />
- Gzie się wybieramy? – zapytałam, starając się pominąć fakt, iż nie uprzedził
mnie o towarzystwie swoich zakręconych kumpli. Chciałam pobyć z nim sam na sam,
a w obecnej sytuacji było to skrajnie niemożliwe. Posłał mi w lusterku
przepraszające spojrzenie i wzruszył ramionami. <br />
- Chciałem zabrać Cię na London Eye, a potem do jakiejś restauracji, ale ta
czwórka idiotów wpakowała mi się do auta i kazali mi jechać do zoo. – Wyjaśnił,
gromiąc przyjaciół wzrokiem. Zaśmiałam się nerwowo. <br />
- A nie moglibyśmy pojechać gdziekolwiek indziej? Nie bardzo przepadam za
zwierzętami. – Powiedziałam niepewnie. Wolałam przemilczeć fakt, że to właśnie
zwierzęta nie przepadają za mną i w sumie nic dziwnego. Żywiłam się ich krwią –
byłam trochę jak ich naturalny wróg. W obecności wampira wszystkie zwierzęta są
zaniepokojone lub przestraszone. Wielu z nas nie jest to na rękę, jak na
przykład Jasmine. Jako człowiek uwielbiała jeździć konno, a teraz nie może się
nawet do konia zbliżyć. To był jeden z wielu powodów, dla których miałam dość
tej całej krwiopijczej szopki. Od czasu przemiany normalność zostawiłam za
sobą, starając się nie oglądać za nią z tęsknotą. Z zamyślenia wyrwały mnie
głośne śmiechy członków One Direction.<br />
- Zdaje się, ze twoja dziewczyna się zakochała i bynajmniej nie w tobie, Hazz.
– stwierdził żartobliwie Louis, na co Harry jedynie zazgrzytał zębami.
Najwyraźniej dotarło to tylko do moich uszu, bo chłopcy nadal sobie żartowali,
nie zwracając uwagi na rosnące wzburzenie Styles’a. Pokręciłam smutno głową,
żałując, że nie jestem nadal człowiekiem. Nie chciałam słyszeć tak cichych
dźwięków, nie potrzebowałam nadludzkiej siły, czy szybkości. W tej chwili
pragnęłam jedynie być na powrót normalną dziewczyną, nie mającą pojęcia o
zabijaniu, przejmującą się chłopakami i plotkami. Uśmiechnęłam się półgębkiem,
próbując wyobrazić sobie siebie, gadającą zawzięcie przez telefon o kolorze
paznokci. Jako wampir nie dbałam o takie rzeczy; robiłam je tylko dla
zachowania pozorów. <br />
- Allie, wszystko w porządku? – dobiegł mnie głos Harry’ego. Rozejrzałam się
zdezorientowana i westchnęłam. <br />
- Tak, tylko… - przerwałam, a piątka chłopaków wpatrywała się we mnie
wyczekująco. <br />
- Jasmine musiała nagle wyjechać do Tajlandii, a wczoraj wieczorem dowiedziałam
się, że dwójka moich przyjaciół zginęła w wypadku samochodowym. – Wyjaśniłam
przytłumionym głosem, na co chłopcy popatrzyli na mnie współczująco. Louis
przysunął się do mnie i objął ramieniem. <br />
- To po prostu nie jest mój najlepszy dzień. – Dodałam z przepraszającym
uśmiechem, a Zayn poklepał mnie po kolanie, chcąc okazać wsparcie. Niall
uśmiechnął się niepewnie i puścił mi oczko, a Liam pogłaskał mnie po ramieniu.
Jednak nie zwracałam na nich wszystkich uwagi, zajęta wpatrywaniem się w
odbicie Harry’ego, który przeszywał mnie zmartwionym spojrzeniem. Wiedziałam, że
najchętniej przytuliłby mnie teraz i powiedział, że wszystko będzie dobrze, ale
niestety siedział za kierownicą i nie mógł zrobić żadnej z tych rzeczy. Mnie
również było z tego powodu żal. Przez te kilka tygodni niewidzenia się z nim
zapomniałam już jak niesamowitą barwę mają jego oczy, jak hipnotyzujący jest
jego głos, jak miło jest po prostu być kołysaną w jego ramionach, z jego
aksamitnymi ustami szepczącymi do ucha czułe słówka. Całą tą tęsknotę starałam
się wyrazić jednym spojrzeniem, a on najwyraźniej zrozumiał, bo wygiął usta w
półuśmiechu i przechylił zabawnie głowę. Nagle za nami rozległ się dźwięk
klaksonu i wszyscy, łącznie ze mną, podskoczyliśmy zaskoczeni. <br />
- Patrz na drogę, Hazz!!! – Rzucił Liam i pochylił się w stronę Loczka.
Atmosfera powoli zaczynała się rozluźniać, a ja nareszcie mogłam odetchnąć.
Czasem kłamanie ludziom prosto w oczy sprawiało mi przyjemność, ale w dni takie
jak dziś, nie przychodziło mi to zbyt łatwo. Chłopcy znów się śmiali, pytali
mnie co słychać, dokuczali sobie nawzajem i skutecznie rozpraszali moje smutki.
<br />
- To gdzie mam jechać? – zapytał Styles po raz kolejny, na co Zayn, Lou, Liam i
Niall spojrzeli na mnie wyczekująco. Cholera, nie zabiorę ich do miejsc, w
których ja zwykłam się zabawiać. <br />
- Ekhm… Znacie może jakieś miejsce, gdzie mogę zapomnieć o całym ostatnim
tygodniu, bez uciekania się do prania mózgu i procentowych uciech? – Rzuciłam,
przygryzając wargę. Usłyszałam cichutkie westchnienie z ust Harry’ego, a zaraz
potem śmiech chłopaków i głośną wymianę zdań na temat mojej propozycji. Wreszcie,
kiedy dyskusja, w której powtórzone kilkakrotnie przez Nialla słowo „most” - serio,
co temu dzieciakowi chodzi po głowie? – zakończyła się, Liam wygłosił zdanie
wszystkich zebranych. <br />
- Zabieramy cię do wesołego miasteczka. – Przekręciłam oczami w odpowiedzi, ale
Louis powstrzymał mnie od skomentowania tej światłej propozycji. <br />
- Zanim zaczniesz nazywać nas zdziecinniałymi i rozpieszczonymi gwiazdkami,
zawrzyjmy umowę. – Popatrzyłam na niego z zainteresowaniem i pokiwałam głową,
by kontynuował. Uśmiechnął się szelmowsko. <br />
- Jeśli my sprawimy, że dzisiaj zapomnisz o tym, co cię trapi – zabierzesz nas
do Tajlandii i odwiedzimy Twoją przyjaciółkę. – Uniosłam brwi zdziwiona, ale
milczałam w oczekiwaniu na dalsze warunki. <br />
- A jeżeli ty wygrasz i nie uda nam się poprawić ci humoru – obiecujemy, że
Harry już nie będzie ci się więcej naprzykrzał. – ostatnie zdanie wypowiedział,
śmiejąc się. Gdy tylko treść umowy dotarła do Loczka, zahamował gwałtownie i
odwrócił się do tyłu. Już podnosił rękę, żeby trzepnąć Tomlinsona w głowę,
jednak w ostatniej chwili jego wzrok skrzyżował się z moim i uspokoił się
niemal natychmiast. Wzruszył ramionami i odwrócił się z powrotem w stronę
kierownicy. <br />
- Mam nadzieję, Lou, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy. – Zamruczał groźnie
i nacisnął pedał gazu. </span></span></h1>
<h1>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif; font-size: small;"><span style="font-weight: normal; line-height: 17px;">>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>><br />Heeejka ludzie, dawno nas tu nie było,a wydarzyło się w międzyczasie sporo ;D<br />Po pierwsze, jakiś czas temu miałyśmy rocznicę - nasz blog ma już ponad 6 miesięcy!!!!!<br />Pod drugie, wkroczyłyśmy na nowy wymiar kibicowania ;) Jutro Wariatka - niestety beze mnie - jedzie do kina na film o naszej ukochanej reprezentacji <a href="https://www.youtube.com/watch?v=4FIjAwLggXU" target="_blank">"Będziesz legendą człowieku"</a>, na który z góry zapraszamy wszystkich fanów polskiej piłki ;D<br />A pojutrze, w poniedziałek wybieramy się razem na otwarty trening reprezentacji przed meczem z Ukrainą na stadionie KSP Polonia Warszawa :):):) Zrobimy tyle zdjęć, ile tylko się da i ciekawsze Wam pokażemy! </span></span><span style="font-family: 'Trebuchet MS', sans-serif; font-size: small; font-weight: normal; line-height: 17px;">Strasznie przepraszamy za to opóźnienie; wiemy, że niektórzy się już niecierpliwili i mamy smutną nowinę. Otóż za niecałe dwa miesiące piszemy bardzo dla nas ważny egzamin gimnazjalny i to automatycznie wymogło na nas więcej nauki, a co za tym idzie, stanowczo mniej wolnego czasu. Ale bez obaw, minimum jedna notka na miesiąc będzie!</span></h1>
<h1>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif; font-size: small;"><span style="font-weight: normal; line-height: 17px;">Dobra, nie zabieram Wam więcej czasu z cennego życia ;D<br />Jak zwykle gadam od dużo i od rzeczy, ale taki mój urok :):):)<br />Jeszcze raz dzięki za cierpliwości i przeczytanie tego, a zapominalskim przypominam, że<br />CZYTAM=KOMENTUJĘ!!!!!!<br />Serio, choćby lakoniczne 'fajna notka' sprawia nam wiele radości, przemyślcie to.<br />Buziaki i do następnego,<br />Wasze </span><span style="line-height: 17px;"><span style="color: #990000;">Rooksha&Wariatka</span><br /><span style="color: blue;">EDIT: Sorki, nie wiem co się dzieje z tą czcionką. Zrobię co się da, ale nic nie obiecuję. Mam nadzieję, ze mimo to dacie radę przeczytać. R.</span></span></span></h1>
<h1>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif; font-size: small; font-weight: normal; line-height: 115%;">
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></span></h1>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Rookshahttp://www.blogger.com/profile/10271565682508867908noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-47129684706820373552013-02-05T03:19:00.005+01:002013-02-18T18:19:20.848+01:00Rozdział czternasty<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br />
</span><br />
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">"Ludzie płaczą nie dlatego, że są słabi. Płaczą, bo byli silni już zbyt długo"<br /> ~Johnny Depp</span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=VutjHwidDhQ" target="_blank"><i><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Thousand Years</span></i></a></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><b>*Oczami
Jasmine*<br />
Następny dzień minął nam bardzo dobrze. Pokazałam Kubie Londyn. Chciałam
oprowadzić jeszcze Roberta, ale Alice powiedziała, że po wczorajszym dniu
chłopak nie będzie w stanie. Dziewczyna bardzo mnie zadziwiała. Kiedy biedny
Bobek został zlany przez Harry’ego, ta dzielnie opatrzyła go i zaopiekowała się
nim. Ja cały ten czas spędziłam z Błaszczykowskim. Po obejrzeniu miasta,
zamówiliśmy pizze i polegliśmy przed telewizorem. Obejrzeliśmy chyba wszystkie
gatunki filmowe. Pogadaliśmy trochę. Chłopak nie wypytywał się mnie o moją
przeszłość, czy ten cały wampiryzm, za co byłam mu wdzięczna. Odkąd znowu
zaczęłam "żyć", szybko się męczyłam, a tego dnia to już szczególnie. <br />
Obudziłam się około godziny szóstej. Kuba leżał koło mnie na kanapie.
Pamiętałam, jak na którymś z kolei filmie odpłynęłam. Wstałam i ruszyłam w
stronę kuchni. Zaparzyłam sobie kawę, założyłam szlafrok i wyszłam na balkon.
Stałam przy barierce obserwując wiecznie żywe miasto. Czułam zimno oplatające
moje ciało. Uśmiechnęłam się pod nosem. Miło było po prawie dwustu latach znowu
to poczuć. Nigdy nie było mi za zimno, ani za ciepło. Kubek ze wrzątkiem nie
stanowił dla mnie zagrożenia, ciekły azot też nie. Poczułam się, jak za dawnych
lat. Choć wiedziałam, że teraz jestem łatwym łupem dla krwiożerców, nie
przejmowałam się tym zbytnio. "Jak umierać, to będąc szczęśliwym".
Odwróciłam się i spojrzałam na cały czas śpiącego Kubę. Uśmiechnęłam się. Może
tak źle nie wybrałam. Tylko było teraz jedno pytanie: czy on też mnie kocha?
Nie chodzi mi tu o zauroczenie. Parę razy chciał mnie pocałować, ale przecież
Alice robiła to wiele razy, a nie była zakochana. Nie wiem, czy traktuje mnie na
poważnie. Może jestem takim urozmaiceniem życia? Może za parę dni, miesięcy,
lat mu się znudzę? On znajdzie sobie inną. Ja będę patrzeć, jak żeni się z nią,
jak ona rodzi mu dzieci, jak są szczęśliwi. Nie będę mogła być z kimś innym.
Moje serce od teraz należy do niego. Nigdy nie przypuszczałam, że to powiem.
Nie wiedziałam, że można się zakochać w parę miesięcy. <br />
Nagle rozległ się dźwięk przychodzącego SMS’a. Podeszłam i odczytałam
wiadomość.<br />
- Kurwa mać! - zaklęłam pod nosem.<br />
- Nie wiedziałam, że przeklinasz. - usłyszałam za sobą głos.<br />
Odwróciłam się zobaczyłam Alice. Jak zwykle w świetnym humorze, podeszła do
ekspresu. Nacisnęła jakiś guzik.<br />
- Za dużo czasu spędzam z tobą. - powiedziałam zaczepnie.<br />
- Nasza szefowa się odezwała?<br />
- Kazała mi do siebie, cytuję, "niezwłocznie przybyć". - westchnęłam
ciężko. - Zajmiesz się Kubą? Za godzinę, najwyżej dwie, powinnam być.<br />
- Spoko. Tylko pamiętaj, że o 16 ślub.<br />
Pokiwałam głową i zniknęłam w łazience. Przebrałam się szybko i za chwilę
stanęłam w pełni gotowa nad śpiącą sylwetką Jakuba Błaszczykowskiego. <br />
- O 12 mamy fryzjera. Jeśli jednak nie wrócę, tak szybko, jak myślę, to
spotkamy się pod zakładem. - powiedziałam do Alice, przykrywając chłopaka kocem.<br />
- Cześć! - rzuciłam wychodząc.<br />
<br />
Jakieś piętnaście minut później byłam już pod gabinetem Esme. Zapukałam.
Musiałam nieźle wytężyć słuch, by usłyszeć zza grubych dębowych drzwi,
cichutkie "proszę". Weszłam i zastałam swoją szefową, jak zwykle w
świetnym humorze. Czujecie ten sarkazm?<br />
- Usiądź. - wskazała na krzesło. - Będę się streszczać, bo wiem, że się
śpieszysz. Proszę - rzuciła dużą kopertę przede mnie na stół.<br />
Otworzyłam ją. W środku był bilet, zarezerwowany na 1.04 do Tajlandii. Do tego
były jeszcze lewe dokumenty i jakieś inne papierki. <br />
- Możesz mi powiedzieć o co chodzi? - zapytałam, nie ukrywając zdziwienia.<br />
- Nie rozumiesz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie lekko podirytowana -
Lecisz do Tajlandii. Masz misję do wykonania.<br />
- Dopiero co z jednej wróciłam! - zbulwersowałam się.<br />
- Wiem, ale tak świetnie ci poszło, że jedziesz na koleją. - posłała mi
wymuszony uśmiech.<br />
- Co mam tym razem zrobić? Zabić kolejnych, niewinnych rodziców?<br />
- Nie. Jak wiesz, w tym kraju jest jedna z naszych placówek zajmujących się
werbowaniem młodych wampirów. Szefowa tego wydziału niedługo umrze, więc ty
masz tam pojechać i znaleźć kogoś na jej miejsce. <br />
- Jak to umrze?!<br />
- Kilkanaście lat temu zakochała się w śmiertelniku. Dziś ma on 95 lat. Lekarze
dają mu najwyżej miesiąc. <br />
Zamyśliłam się. Nie znałam tej dziewczyny, jednak już ją podziwiałam. Ona
pewnie wyglądała, jak dwudziestolatka, a on... Jednak Aleks ma rację. Serce nie
ma zmarszczek.<br />
- Nie wiem ile tam ci się zejdzie. - powiedziała wyrywając mnie zza myślenia -
Facet, mimo wszystko, nieźle się trzyma. Zresztą nie widomo kiedy znajdziesz
odpowiednią osobę, którą ja zaakceptuję. Może ci się zejść dłużej niż
ostatnio... <br />
- Dłużej?! Ostatnio siedziałam w Polsce piętnaście lat! – krzyknęłam.<br />
- Dlatego pożegnaj sie z Alice i nie tylko z nią... W razie czego niech nikt za
tobą nie tęskni.<br />
Podeszłam do kobiety i podniosłam ją lekko nad ziemię. <br />
- Jesteś wredną, starą suką. - powiedziałam jej prosto w oczy, po czym puściłam
ją.<br />
Następnie ruszyłam w stronę wyjścia.<br />
- Robię to dla twojego dobra. - usłyszałam jeszcze.<br />
Zanim zdążyłam trzasnąć drzwiami, kątem oka zobaczyłam, jak smutno spuszcza
głowę.<br />
* *
*<br />
- Co za idiotka! – krzyknęłam.<br />
- Esme nigdy nie była miła, ale teraz naprawdę przesadziła. - powiedziała
Samantha upijając łyk herbaty.<br />
Siedziałyśmy od godziny w naszej ulubionej kawiarni i objeżdżałyśmy szefową,
jak tylko się dało.<br />
- Co teraz zrobisz? - zapytała wampirzyca.<br />
- Sama nie wiem...<br />
- Bo wiesz... Kuba...<br />
Opadłam bezsilnie na krześle. Sam miała racje. Myślałam, że Aleks będzie
pierwszą osobą, której powiem o tym wszystkim. Jednak Samantha świetnie mnie
rozumiała. Spojrzałam na nią. Zamyśliła się. <br />
- Sprytna jest... - powiedziała pod nosem, co nie umknęło moim uszom.<br />
- Co?<br />
- Co, co? - zapytała się.<br />
- Co powiedziałaś?<br />
- Nic ważnego... - zaśmiała się, jednak za chwilę spoważniała - Musisz coś
zrobić.<br />
- No wiem! Tylko co? - spojrzałam na nią smutno.<br />
Ona posłała mi to samo spojrzenie. Wiedziałam o co jej chodzi.<br />
-Nie mogę go zostawić! Przecież nawet z nim nie jestem!<br />
- Dlatego będzie prościej... – powiedziała.<br />
Do oczu zaczęły mi napływać łzy. Pieprzona Esme. Znowu muszę wszystko rzucić,
bo ona ma jakieś swoje zachcianki. Mało jest wampirów?!<br />
- Dasz radę. - Samantha złapała mnie za rękę. – To nie twój pierwszy raz.
Wszyscy zrozumieją. <br />
Nagle koło nas przeszła kelnerka. Ta sama co w walentynki. Spojrzała na nas
dziwnie. Sam odsunęła dłoń i wyprostowała się na krześle. Ja zaśmiałam się.
Przeniosłam swój wzrok na zegar wiszący na ścianie. <br />
- O kurcze! Muszę lecieć. Za pół godziny jestem umówiona z Alice. To co? -
upiłam ostatni łyk herbaty i wstałam. - Do zobaczenia na ślubie.<br />
- Nie będzie mnie. Nie każ mi się tłumaczyć. Dzwoniłam do Sary. Było jej
przykro, ale niestety nie mogę zmienić planów. <br />
- Szkoda... To do zobaczenia... Kiedyś...<br />
- Będę za ciebie trzymała kciuki. Przeproś jeszcze raz naszą młodą parę. -
mówiąc to ucałowała mnie w policzek.<br />
Obydwie wyszłyśmy z kawiarni.<br />
* * *
* *<br />
*Oczami Kuby*<br />
Stałem przed lustrem i męczyłem się z krawatem. Nie lubiłem chodzić w
garniturze, choć wszystkie dziewczyny powtarzały mi, że jestem w nim naprawdę
przystojny. Wreszcie poradziłem sobie z węzłem.<br />
- Myślisz, że długo będziemy na nie czekać? - usłyszałem głos Roberta.<br />
- Nie wiem. Dopiero co wróciły.<br />
- Ile można siedzieć u fryzjera?<br />
Zaśmiałem się. Jednak po chwili nastała krępująca cisza. Lubiłem Roberta, on
mnie chyba też, ale nie mieliśmy ze sobą dużo wspólnych tematów. Jak był
jeszcze Piszczek i Szczęsny, Reus, czy Gotze, to co innego. Jednak sam na sam.<br />
Nagle drzwi od łazienki otworzyły się. Stanęły w nich dwie zabójczo wyglądające
dziewczyny. Alice była cudowna, jednak moją uwagę przyciągnęła ta druga.
Podeszła do mnie niepewnie. <br />
- Myślisz, że ładnie? Co prawda nie miałam dużo do gadania, bo Sara mi wybrała
tą kieckę, ale...<br />
- Wyglądasz ślicznie. - Uśmiechnąłem się.<br />
Spojrzałem na Alice. Ta poprawiała Robertowi krawat, jednocześnie zerkając na
nas. <br />
- Uważaj, bo sobie palec przywiążesz. – powiedziałem.<br />
- O co ci chodzi? - zapytała z uśmiechem rudowłosa wampirzyca.<br />
Chciałem już coś powiedzieć, ale Jass odchrząknęła. Wszyscy spojrzeliśmy w
stronę drzwi od jej sypialni. Stanęła w nich Sara i Aleks. Ten drugi trochę
wystraszony, jednak zadowolony, ona rozpromieniona. Miała śliczną, skromną sukienkę.
Rozpuszczone włosy z welonem zafalowały, gdy podbiegła do Jasmine. <br />
- Coś starego, a zarazem pożyczonego. - wampirzyca uśmiechnęła się i zawiesiła
jej na szyi naszyjnik z serduszkiem. <br />
- Dziękuję. - odpowiedziała wzruszona.<br />
- A masz coś niebieskiego? - zapytała Alice.<br />
- Mam. - mówiąc to uniosła rąbek sukni, a naszym oczom ukazały się błękitne
szpilki <br />
Wszyscy zaśmiali się. Ja spojrzałem na pana młodego. Patrzył na swoją przyszła
żonę, jak na najdroższy skarb na świecie, choć w jego oczach można było dostrzec lekki smutek.<br />
- Dobra! Idziemy! - Robert klasnął w dłonie.<br />
Ruszyliśmy w stronę drzwi.<br />
- Alice, masz klucze? - zapytała Jasmine trzymając w ręku dwa bukiety kwiatów -
swój i panny młodej.<br />
Dziewczyna przekręciła oczami i cofnęła się do mieszkania.<br />
- A ty masz obrączki? - to pytanie zadała mnie.<br />
Pokiwałem głową i ruszyłem do przodu, by pomóc Sarze z jej sukienką.<br />
- Tak to jest, jak na co dzień chodzi się w dżinsach. - zaśmiała się.<br />
* *
*<br />
</b>*Oczami Alice*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Cały kościół wypełniały delikatne szepty, cichutkie
brzęczenie instrumentu nastrajanego przez skrzypaczkę; gdzie się nie obejrzałam
widziałam uśmiechy. Powstrzymałam parsknięcie widząc nerwowe spojrzenie pana
młodego. Tyle czasu na to czekał, a teraz wygląda jakby chciał zwiać sprzed
ołtarza. Przygryzłam wargę i spojrzałam na siedzącego po lewej Roberta. Lekko
zdezorientowanym spojrzeniem omiatał wszystkich zebranych. Nic dziwnego,
praktycznie wszyscy byli dla niego obcy. Jasmine za to znała tu absolutnie
każdego. Stąpała bezszelestnie od jednej do drugiej osoby, upewniając się że
wszystko jest w porządku i uśmiechając tak szeroko, jakby to był jej własny
ślub. Ale nie tylko ona. Siedzący w pierwszej ławce Timothy zdawał się być
jeszcze bardziej podekscytowany, ale starał się zachować powagę i choćby udawać
zdenerwowanego dla dobra swojego opiekuna. Ten dzień był ważny dla Tima prawie
tak jak dla Aleksa. Bo choć mój przyjaciel mógł wydawać się zimnym draniem,
pijakiem, dewiantem seksualnym lub Bóg wie kim jeszcze, to pewne jest, że ma
serce, a Aleks stał się dla niego przyjacielem, opiekunem, nauczycielem i
rodzicem w jednym. Dlatego ręce Andersa trzęsły się niemal tak jak dłonie
Browna, a na twarzach tej dwójki widać było pełne podekscytowania
zniecierpliwienie. I w końcu nadeszła chwila, której tak nie mogli się
doczekać. Drzwi świątyni uchyliły się delikatnie, tak żeby Jasmine mogła wyjść,
a zaraz potem skrzypaczka rozpoczęła grać marsz Mendelsona. Tym razem wejście
otworzono na szeroko i do wypełnionego półmrokiem kościoła wpadło jasne, czyste
światło. Tak jak wszyscy, obejrzałam się przez ramię i skupiłam wzrok na pannie
młodej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Szła powolnym krokiem między ławkami, ciągnąc długą
do ziemi suknię, spod której raz po raz wyłaniały się błękitne szpilki. Biały
bukiecik w jej dłoniach tylko dopełniał cały strój. Twarz Sary zupełnie nie
wyrażała zdenerwowania, tylko delikatne drżenie brody wskazywało na to, że w
środku szaleje burza uczuć do ukochanego. Wszyscy, których mijała uśmiechali
się do niej szeroko, na co tylko opuszczała wzrok, jakby zawstydzona. Zerknęłam
na chwilę na pana młodego i prawie przerwałam uroczystość gromkim śmiechem.
Aleks wyglądał jak baranek przed rzezią; zauważyłam błyszczącą kropelkę potu na
jego czole i chociaż uśmiechał się tak czule, że chyba bardziej się nie da, to
usta mu drżały jakby właśnie wyszedł z lodowatej kąpieli. W końcu Sara stanęła
obok niego i złapała go za dłoń, delikatnie ją ściskając, by dodać mu otuchy.
Przed nimi stanął kapłan i rozpoczął uroczystość. Swoją drogą, niezmiernie
bawił mnie fakt, że Aleksowi – wampirowi, a więc jakby z założenia potępionemu,
będzie udzielał ślubu ktoś, kto z założenia jest pośrednikiem Boga. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">W każdym razie ksiądz powitał zebranych i
kontynuował odprawianie mszy. Wszystko było pięknie zaaranżowane, śpiewaczka o
niesamowitym głosie dała popis swoich umiejętności, aż w końcu przyszedł czas
na sakramentalne „tak”. Aleks i Sara chcieli jednak sami napisać swoje
przysięgi, więc czekałam z niecierpliwością, co sobie powiedzą. Pierwsza
zaczęła panna młoda.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Aleksandrze Brown, ślubuję pomagać Ci kochać
życie, zawsze tulić Cię z czułością i mieć cierpliwość, której potrzeba w
miłości. Przysięgam mówić, kiedy słowa są potrzebne i milczeć wspólnie, kiedy
nie są. Mieszkać w cieple Twego serca, które zawsze będzie dla mnie domem. –
kobieta skończyła swoją przemowę z szerokim uśmiechem i dwoma strumykami łez na
policzkach. Aleks wpatrywał się w nią zauroczony i sam przełykał łzy. W końcu
jego ukochana delikatnie kiwnęła głową i zaczął swoją część.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Saro Butler – zaczął ochrypłym od płaczu głosem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Przysięgam kochać Cię całkowicie i na zawsze.
Obiecuję nigdy nie zapomnieć, że jest to miłość mojego życia. Zawsze przyjmę
Cię z uczuciem w me ramiona i ucałuję czule Twoje czoło. I nie ważne jakie
przeciwności mogłyby nas rozdzielić, przysięgam zawsze znaleźć drogę powrotną
do naszej miłości. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Przysięgę zakończył jednostajny poklask braw,
których dźwięk rozchodził się echem po świątyni, by w końcu zniknąć w eterze.
Nawet kapłan uderzał w swoje dłonie, patrząc na nowożeńców z podziwem i
ojcowską troską. W końcu uniósł obie dłonie nad głowę i rzekł:<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Ogłaszam Was mężem i żoną!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">***<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Po raz pierwszy od jakiegoś czasu pozwoliłam sobie
na cofnięcie wszelkich wampirzych zmysłów i całkowite upajanie się
człowieczeństwem. Wszystko było zamazane przez alkohol szumiący mi w głowie.
Każdy facet okazywał się nagle w moim typie, nawet Timothy wydawał się dobrym
celem, co niezmiernie mnie rozbawiło, więc zaczęłam chichotać jak idiotka i
rozglądać się w poszukiwaniu mojego przyjaciela. Było mi błogo i spokojnie,
więc nawet chwiejny krok i obijanie się o wszystko, co napotkałam na drodze,
nie stanowiło dla mnie żadnej przeszkody. Złapałam po drodze jakąś
niedokończoną butelkę i zaczęłam zaglądać do pokojów dla gości. Przechyliłam
flaszkę i pociągnęłam łyka, jak się okazało, wódki, która przyjemnie parzyła
gardło. Oblizałam się ze smakiem i zrobiłam kilka kroków w stronę następnego
pokoju. Otworzyłam drzwi, a za nimi ujrzałam na podłodze nagą kobietę rozłożoną
w pozycji kwiatu lotosu i dyszącego nad nią faceta, który posuwał ją jakby to
była ostatnia rzecz jaką zrobi w swoim nędznym życiu. Ona spojrzała na mnie
zszokowana i zaczęła zrzucać z siebie tego napaleńca, jednak gość najwyraźniej
uznał to za objaw nadchodzącego orgazmu, bo zaczął na nią napierać jeszcze
bardziej, niemal wbijając ją w podłogę. Zaśmiałam się tylko i zamknęłam drzwi.
Naraz przypomniały mi się sceny z nocy dwa dni temu, którą spędziłam z Robertem
w jego hotelowym pokoju. Wspomnienia zalały mi głowę, ale stwierdziłam, że
rozpamiętywanie takich rzeczy nie wyjdzie mi na zdrowie, więc potrząsnęłam
głową, chcąc odgonić niechciane myśli. Nie był to jednak najlepszy pomysł, bo
straciłam równowagę, zakołysałam się na obcasach i upadłam jak długa na ziemię.
Zaczęłam się śmiać z własnej głupoty i podniósłszy się do pozycji siedzącej,
zdjęłam szpilki i wstałam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Dzierżąc w dłoniach parę niebotycznie wysokich butów
i butelkę drogiej wódki ruszyłam dalej korytarzem w poszukiwaniu Timothy’ego.
Próbowałam przypomnieć sobie po co go szukam, ale okazało się to dla mnie zbyt
wiele, więc poddałam się i poszłam dalej. W końcu dotarłam do ostatnich na tym piętrze
drzwi, zielonych, z numerem 217. Zabębniłam w nie pięścią i krzyknęłam: - Tim,
jeśli tam jesteś WYŁAŹ!!!! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Ale nie otrzymałam odpowiedzi, więc ponowiłam
pukanie i znowu się wydarłam:<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Wyłaź, bo jak nie to powiem każdemu gościowi
weselnemu o tym, jak przestałeś być prawiczkiem!!!!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Niemal błyskawicznie zza zielonych drzwi wyskoczył
mój przyjaciel, z rozszerzonymi w panice oczami, potarganymi włosami i pomiętą
koszulą. Zatkał mi usta dłonią i przycisnął mnie do ściany. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Zamknij się, Pagello, bo nie dożyjesz poranka! –
wysyczał zapuchniętymi od pocałunków ustami. Nagle gdzieś w głębi korytarza
rozległ się hałas, jakby ktoś rzucał talerzami o ścianę, więc mój przyjaciel
wyciągnął głowę w tamtym kierunku. Ja natomiast miałam doskonały widok na jego
odsłoniętą szyję, którą zdobiły dwie, sporej wielkości, czerwone malinki,
zrobione nie dłużej niż pięć minut temu. Timothy spojrzał na mnie znowu, ja za
to uśmiechnęłam się filuternie i wskazałam palcem na ślady ukryte teraz za
kołnierzykiem koszuli. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Niezła robota, mogę poznać twórcę? – zapytałam go
z ręką na klamce do pokoju 217.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Tim złapał mnie w pasie i odciągnął od drzwi, jakby
chował tam milion funtów albo trzy gołe kobiety, z których jedną byłaby upita
do nieprzytomności panna młoda, drugą naćpana Jasmine, a trzecią Nicole Kidman
w przebraniu Świętego Mikołaja.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Czyżbyś coś ukrywał, Anders? – rzuciłam
roześmiana. Spojrzał na mnie z chęcią mordu w oczach i warknął: - Nie twoja
sprawa, Allie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Zerknęłam na niego podejrzliwie. Prawdopodobnie
przez mój błogostan nie zauważałam co takiego jest nie w porządku. Westchnęłam
jednak i schyliłam się, by założyć buty. Tim zaś podszedł do drzwi pokoju, z
którego wcześniej wyszedł i uchylił je.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Dokończymy o kiedy indziej, pojawił się problem. –
usłyszałam jego przytłumiony głos. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Problem?! Ja jestem problemem?! Dopiero zobaczy
jakim potrafię być problemem. Poprawiłam sukienkę i przygładziłam włosy.
Timothy szepnął w głąb pokoju coś jeszcze, a w odpowiedzi usłyszeliśmy oboje
niski, gardłowy pomruk aprobaty. Otworzyłam szeroko oczy i uniosłam brwi. Kto,
do cholery, siedzi w tym pokoju?! Mój przyjaciel zamknął zielone drzwi i
chwyciwszy moją dłoń, pociągnął mnie w stronę schodów na dół. Im bliżej sali
tanecznej, tym głośniejsze śmiechy i rozmowy. Przy samym końcu schodów, zanim
zdążyłam wybiec zza winkla i znowu rzucić się w wir zabawy, Timothy złapał mnie
za ramiona i przycisnął do ściany. Miałam zaprotestować, ale zatkał mi usta
dłonią. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Posłuchaj, Alice. Nikt, a w szczególności Aleks i
Sara, nie może dowiedzieć się, że byłem na górze i robiłem tam to, co robiłem.
– był zdenerwowany i co chwila oglądał się przez ramię, jakby bał się, że ktoś
nas zobaczy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Jeśli komukolwiek cokolwiek powiesz, to
przysięgam, znajdę Harry’ego i opowiem mu o tobie takie rzeczy, że nigdy więcej
nie będzie chciał cię widzieć. Zrozumiałaś?! – wyszeptał gorączkowo i choć była
to realna groźba, to przez jego zdenerwowanie nie zabrzmiała tak poważnie, jak
powinna. Mimo to jednak szantażowanie mnie Harry’m było chamskie i nieuczciwe,
nawet jak na Tima. Ugryzłam go więc w rękę, a gdy odsunął ją z sykiem,
uwolniłam się z jego uścisku.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie próbuj mi grozić, Anders, bo wylądujesz w
pobliskim stawie. – warknęłam mu do ucha i oddaliłam się do niego wściekła.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Jak on śmie mnie szantażować?! I to w taki sposób?
Kogo on, do jasnej cholery, ukrywał w tej sypialni, jeśli to taka wielka
tajemnica? Zacisnęłam pięści i rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś partnera
do tańca. I nagle w zasięgu mojego wzroku znalazł się facet, z którym formalnie
tu przyszłam – Robert Lewandowski. Ruszyłam więc w jego stronę, po drodze
zgarniając z tacy kelnera jakiegoś kolorowego drinka. Kiedy Tim zaczął się
wściekać, wbrew swojej woli całkowicie otrzeźwiałam i ukochane uczucie
otępienia ulotniło się niczym mgiełka. Z utęsknieniem pomyślałam o litrach
alkoholu, które tylko czekają, aż ktoś się nimi zajmie, ale przypomniało mi
się, że jeszcze parę minut i przyjdzie pora na przemowy i tort. Swoją drogą, z
tego wesela zrobiła się niezła libacja, skoro przyłapałam kogoś na seksie, a
Tim wyglądał jakby i jemu niewiele brakowało do takich igraszek z kimś, kogo
tak zajadle bronił przed zdemaskowaniem. Cóż, zapewne była to jedna z pań
uchodzących za zamężne lub związane, więc gdyby jej partner się o tym
dowiedział, mogłoby być nieciekawie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Ale żeby aż tak na mnie naskakiwać z powodu głupiej
kobiety? Chwilami mój przyjaciel był dla mnie nieobliczalny. Robert pomachał do
mnie, więc podeszłam do niego, kończąc skradzionego drinka. Chłopak spojrzał na
kieliszek krytycznie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie sądzisz, że dość już wypiłaś? Na moich oczach
opracowałaś prawie litr wódki, a w potem ruszyłaś gdzieś z kolejną butelką.
Myślę, że to już przesada, Alice. To wesele Twoich przyjaciół. – wypuścił
umoralniającą gadkę, a ja powstrzymałam się przed przewróceniem oczami. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- O co Ci chodzi, Robert? – zapytałam go z niewinnym
uśmiechem, wpychając przechodzącemu obok kelnerowi, pusty już kieliszek. Robert
spojrzał na mnie karcąco i wskazał brodą odchodzącego faceta.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- O to, że ciągle pijesz. – powiedział tonem matki
przypominającej pięcioletniemu dziecku, że własnych skarpet się nie wącha. Skąd
ja wytrzasnęłam takie porównanie? Potrząsnęłam głową. Zrobiłam krok do przodu i
oparłszy dłoń na ramieniu Lewego, pociągnęłam go w stronę grupki tańczących. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Ja nie piję, ja dezynfekuję rany na duszy. –
mruknęłam mu do ucha, przysuwając się do niego jeszcze bliżej. On zamiast
złapać jedną z moich dłoni, obydwiema rękami oplótł mnie w pasie, więc nie pozostało
mi nic innego, jak spleść swoje za jego szyją. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Myślisz, że będą szczęśliwi? – zapytał po chwili.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Raczej na pewno. Długo czekali na ten moment, więc
teraz są w pełni szczęśliwi. – odparłam lekko zdziwiona tą zmianą tematu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Jak to długo? Przecież poznali się kilka miesięcy
temu. – powiedział zdezorientowany.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Jak to kilka miesięcy? Oni są razem od dobrych
kilku lat. – zaprzeczyłam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Lat?! Alice, wszyscy znamy się od grudnia. To
niecałe cztery miesiące. – odparł.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Od grudnia? Robert, o kim ty mówisz? – zapytałam
już całkowicie zagubiona.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- O Jasmine i Kubie, a ty o kim? – rzucił,
zrozumiawszy całe nieporozumienie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- O Aleksie i Sarze. Oj, szwankuje nam komunikacja.
– zaśmiałam się i położyłam głowę na jego ramieniu. Delikatnie trącałam nosem jego
gorący kark, a on rysował dłońmi wzory na moich plecach. Było mi wygodnie w
jego ramionach, nawet jeśli miał być tylko odwykiem od Harry’ego. Z Robertem
wszystko było prostsze, nieskomplikowane. Nie musiałam zastanawiać się, czy
dobrze robię, będąc z nim i nie miałam żadnych niepożądanych uczuć, żadnego
przywiązania, żadnego łaskotania w brzuchu. Nasza relacja była jasna i dla obu
stron korzystna. Nie mogłam prosić o więcej. Chłopak zaczął delikatnie muskać
ustami mój kark, na co westchnęłam i wygięłam głowę w drugą stronę, by dać mu
lepszy dostęp do mojej szyi. Gdy już zaczynałam czuć mrowienie pod skórą i
byłam pewna, że w centralnym punkcie między linią szczęki a obojczykiem, mam
soczystą, czerwoną malinkę, wargi Roberta oderwały się od mojej rozpalonej
skóry. Podniósł głowę i zrównał swoje spojrzenie z moim. Wygiął usta w
niewielkim uśmiechu, a ja puściłam mu perskie oczko. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Alice, co tak na serio jest między nami? – zapytał
patrząc mi prosto w oczy. Spuściłam wzrok.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Jesteśmy przyjaciółmi. – odparłam bez przekonania.
Skrzywił się na te słowa.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Dwie noce temu uprawialiśmy seks w moim łóżku. To,
według ciebie, robią przyjaciele? – rzucił oskarżycielskim tonem, a ja
rozejrzałam się, czy nikt nas nie podsłuchuje. Jeszcze tego mi brakowało, żeby
jakiś niepozorny gość weselny poznał szczegóły mojego życia seksualnego. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Przyjaciółmi z… przywilejami. – dodałam, wiedząc
jak żałosnym i oklepanym zwrotem chciałam zamydlić mu oczy. Oczywiście się nie
dał. Popatrzył na mnie karcąco i westchnął.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Tylko tyle dla ciebie znaczę? Wiem, że nie znamy
się długo, ale…- przerwał nagle zmieszany i zwiększył odległość między nami. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Wiem do czego zmierza ta rozmowa i, wierz mi,
dopóki jej nie przeprowadzimy, będzie nam się lepiej żyło. – powiedziałam,
nagle zirytowana tym, jaki obrót przyjęła nasza dyskusja. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Alice, ja… może masz rację, ale…- nie mógł
dokończyć zdania, otwierał i zamykał usta, ale w końcu poddał się i znowu
przysunął do mnie bliżej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Robert, jesteś dla mnie ważny. Tego jestem pewna
już teraz. Ale jeśli oczekujesz jakiś głębszych deklaracji, to bądź pewien, że
ich nie dostaniesz. – zakończyłam z dusza na ramieniu. Jeśli teraz Robert się
ode mnie odwróci, ja będę mogła być pewna, że nie wróci już nigdy. On na
szczęście zaśmiał się nisko i ucałował mnie w czoło.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Wiem. Po prostu cieszę się, że mogę tu być z Tobą.
– oświadczył patrząc mi prosto w oczy, a ja stwierdziłam, że to chyba
najsłodsza rzecz, jaką od niego usłyszałam odkąd się poznaliśmy. Uśmiechnęłam
się więc szeroko i znowu wtuliłam w jego ramiona. Za kilka minut miało zacząć
się wygłaszanie przemów, więc pewnie powinniśmy już zajmować swoje miejsca.
Było nam jednak zbyt dobrze w swoich objęciach, zostaliśmy więc na parkiecie,
kołysząc się w takt powolnej miłosnej ballady. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">***<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">*Oczami
Jasmine*<br />
Siedzieliśmy przy stole. Państwo młodzi na środku, a ja z Kubą po ich bokach.
Właśnie jedliśmy kolejne danie, gdy jeden z gości, którym był Timothy, podniósł
się z miejsca.<br />
- Chyba czas, by świadek wygłosił mowę. - rzucił uśmiechając się bezczelnie.<br />
Błaszczykowski spojrzał na mnie przerażony. Ja podobnym spojrzeniem obdarzyłam
Aleksa. <br />
Cholera...<br />
Posłałam Alice wymowne spojrzenie. Ona kiwnęła głową, a następnie nasz
wyrywkowy przyjaciel został cichaczem wyprowadzony z sali. Biedny Timothy...<br />
Kuba wstał i odchrząknął.<br />
- Sara? - zapytałam cicho - Obrazisz się, jak wam zrobię lekkie zamieszanie na
weselu?<br />
- Rób co chcesz, tylko go uratuj. - powiedziała wskazując głową na
zestresowanego piłkarza. <br />
Wstałam. Oczy wszystkich były skierowane na Kubę.<br />
- Aleks i Sara... - zaczął, a ja przeciskałam się między jego, a pana młodego
krzesełkiem - od zawsze byli dla siebie stworzeni. Wiedziałem, że... - w tym
momencie udałam, że mdleję - Ona zemdlała! <br />
Chłopak szybko przerwał mowę i pochylił się nade mną. Sara i Aleks podobnie. Po
sali poniósł się szum. Błaszczykowski wziął mnie na ręce i wyniósł z
pomieszczenia. Państwo młodzi wrócili na miejsca.<br />
- Już wszystko w porządku. - powiedział głośno Brown.<br />
Tym czasem Kuba posadził mnie lekko na posadzce w sali obok.<br />
- Niezła jesteś w udawaniu.<br />
- Z moimi zdolnościami mogłam nawet zagrać trupa. - powiedziałam otwierając
oczy.<br />
Chłopak zaśmiał się. Pomógł mi wstać. <br />
- Poczekajmy chwilę i wracajmy. – zasugerowałam.<br />
Chłopak kiwnął głową. Nagle zza drzwi frontowych wynurzyła się Alice.<br />
- Nie wiedziałam, że z ciebie taka dobra
aktorka.<br />
- Będę żałować, ale gdzie jest Timothy?<br />
- Pewnie pływa z rybkami. - zaśmiał się Kuba.<br />
- No. Niedaleko stąd jest staw.<br />
- Co ty z nim zrobiłaś?! - zapytał spanikowany piłkarz.<br />
- Spokojnie. Przecież się nie utopi. - mówiąc to wróciła na salę.<br />
Blondyn spojrzał na mnie. Wzruszyłam ramionami. Obydwoje poszliśmy w ślady
Alice. Akurat trafiliśmy na pierwszy taniec. Razem z resztą gości zrobiliśmy kółeczko
dookoła młodej pary.<br />
*** <br /><a href="http://www.youtube.com/watch?v=FL7Z2Ao-Tug" target="_blank"><i>Cold</i></a><br />
</span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><b><br />Błaszczykowski złapał mnie za rękę i zaprowadził na dwór. Poszliśmy do małego
ogródka zlokalizowanego przy restauracji.<br />
- Muszę z tobą porozmawiać. – zaczął.<br />
- Dobrze się składa, bo ja też...<br />
- Nie będę owijał w bawełnę. Znamy się bardzo krótko, ale... - zawahał się, a
ja w duchu modliłam się, żeby nie powiedział tego czego tak bardzo pragnęłam. -
Kocham cię.<br />
Poczułam, jak w serce wbija mi się igła. Jak ja mogę mu to powiedzieć?!<br />
- Wiem, że to dziwne. Ale tak jest. – kontynuował. - Czy ty...<br />
Wzięłam głęboki wdech. Wyprostowałam się. Udawałam rozbawioną.<br />
- Ja ciebie? - zaśmiałam się, choć nie wiem, czy wystarczająco przekonywująco -
Jak mogłabym cię kochać?<br />
Chłopak spojrzał na mnie osłupiały.<br />
- Myślałem, że...<br />
- To, źle myślałeś! - kontynuowałam swoją grę. - Kuba. - złapałam go za ręce -
Przykro mi, że tak wyszło. - słowa nie mogły mi przejść przez gardło. -
Potrzebowałam cię tylko na ten ślub. - z trudem powstrzymywałam łzy.<br />
Błaszczykowski spojrzał na mnie zszokowany.<br />
- Myślałem, że jesteś inna. Myślałem, że skoro powiedziałaś mi to, o tobie...
Żartowałaś, tak?<br />
- Z tym nie... Nie zrozum mnie źle. Na początku potrzebowałam cię tylko na
wesele, jednak później bardzo cię polubiłam... <br />
Nie wytrzymałam. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Chłopak podszedł do
mnie i przytulił z całej siły. <br />
- Wiedziałem, że kłamiesz... - wyszeptał mi do ucha.<br />
Odsunęłam go od siebie.<br />
- Posłuchaj mnie. - zaczęłam starając się opanować nagłą powódź z moich oczu. -
Jutro wyjeżdżam. Bardzo daleko. Nie wiem kiedy wrócę. <br />
- Ale...<br />
- Nie przerywaj mi! -krzyknęłam, ale chyba z bezsilności. - Jak pierwszy raz
się spotkaliśmy, to wracałam do Anglii, nie? Po pięciu latach. Otóż wracałam po
piętnastu latach. Teraz będę miała podobne zadanie. Ma mi się zejść tam dłużej
niż ostatnio.<br />
- Poczekam... - Kuba złapał mnie za rękę.<br />
- NIE! - wyrwałam mu się. - To nie ma sensu! Kuba, ja cię kocham, ale kochać,
to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzymy go
wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest
skierowana ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia.
Czasem wbrew własnemu.<br />
Chłopak spuścił smutno głowę.<br />
- To co? Mam o tobie zapomnieć, tak? - przytaknęłam lekko, on zaśmiał się. -
Jesteś egoistką, wiesz?<br />
- Nie jestem. Kuba, ty chcesz mieć rodzinę, normalne życie. Ja ci takiego nie
dam. <br />
Piłkarz odwrócił głowę, śmiejąc się. Choć wiem, że był to śmiech przez łzy.<br />
- Zawsze będę cię kochać. - zwróciłam jego głowę w kierunku mojej - Wampir
zakochuje się tylko raz w życiu. Kiedy ty odejdziesz, ja odejdę. Mimo, że
będziemy żyć na innych kontynentach, to umrzemy szczęśliwi. Ty, bo będziesz miał
wspaniałą rodzinę, przyjaciół, życie... A ja bo wiem, że będziesz to miał.<br />
Wsunęłam mu w dłoń klucze. <br />
- Weź swoje rzeczy i wracaj do Dortmundu. Za dwie godziny masz samolot.<br />
Chłopak odwrócił się ode mnie wyrywając swoją rękę z mojej. Ruszył w kierunku ulicy.
Widziałam jeszcze tylko, jak wyciąga telefon i wybiera jakiś numer. Resztę
zasłoniły mi łzy. Wbiegłam do środka. Chciałam, jak najszybciej udać się do
łazienki. Wiedziałam, że go zraniłam, ale inaczej nie mogłam. Nie chcę, żeby
czekał na mnie wieczność. <br />
Przetarłam oczy. Już miałam otwierać drzwi, gdy mój wzrok przykuło coś
dziwnego. Ślady krwi. Ruszyłam ich tropem. Modliłam się tylko, by nie okazało
się, że to Błaszczykowski. Ale przecież, on ruszył w drugą stronę. Gdy weszłam
do jednego z pomieszczeń, znalazłam to czego nigdy bym się nie spodziewała. <br />
Na środku sali siedział Aleks. Ledwo ciepły, tulił do siebie zakrwawioną Sarę.
Podbiegłam szybko do niej. Miała ranę brzucha. Dotknęłam jej. Skupiłam się na
szybkim usunięciu...<br />
- To nic nie da. - odezwał się Aleks. - Jej już z nami nie ma.<br />
Do moich oczu znowu zaczęły napływać łzy. Nie zważając na jego słowa, dalej
robiłam swoje. Przecież mogłam likwidować rany, nawet te śmiertelne! <br />
- Nie jesteś Bogiem. Nie zwrócisz jej życia.<br />
- Aleks. – wychlipałam.<br />
On spojrzał na ciało swojej żony. <br />
- Przeczytałem mnóstwo książek o wampiryzmie, o odchodzeniu... Jednak to
uczucie jest inne niż opisywali.<br />
- Aleks proszę! Nie zostawiaj mnie. - przyczołgałam się do niego i złapałam za
rękę. - Potrzebuję cię!<br />
- Wcale, że nie. Jesteś silna, dasz radę wszystkiemu, a to dopiero początek.<br />
- Początek czego?! Aleks! Kto ją zabił?!<br />
- Niedługo się spotkamy. - powiedział do nieruchomej Sary.<br />
- ALEKS! - potrząsnęłam nim.<br />
Chłopak zaczął powoli zamykać oczy. Jego oddech stawał się coraz płytszy.
Tracił panowanie nad swoim ciałem. Oparł się o mnie. <br />
- A więc tak wygląda Niebo. - wyszeptał i odszedł.<br />
Siedziałam tak chwilę tuląc jego ciało. Z oczu wylatywały mi łzy. W końcu
wstałam. Cudem utrzymałam się na nogach. Spojrzałam na wielki zegar wiszący w
pokoju. Wskazywał godzinę 5.30. Sporo gości już poszło do domu. Powoli
ruszyłam. Roztrzęsiona, cała we łzach i krwi. Doszłam na ganek. Ci, którzy
jeszcze zostali zebrali się tam, by pożegnać parę młodą, przed ich wyjazdem w
podróż poślubną. Kiedy zjawiłam się tam, wszyscy spojrzeli na mnie z szokiem,
parę osób zemdlało.<br />
- Pomocy. - wychlipałam i upadłam na kolana.<br />
Jakieś osoby pobiegły do środka. Alice, Robert i parę innych kobiet podeszło do
mnie. Słyszałam stłumione głosy. Wszyscy debatowali co należy ze mną zrobić.
Podać wodę, położyć... Jedynie Robert i Alice przystąpił do działania. Chłopak wziął mnie na ręce i razem z
rudowłosą wampirzycą ruszył w kierunku samochodu. Dziewczyna otworzyła
samochód. On wsadził mnie do środka i usiadł obok mnie. Przytulił z całej siły.
Ostatnie co słyszałam to syrenę policyjną i krzyki gości.<br />
***<br />
</b>*Oczami Alice*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Pierwsze co
usłyszałam to jej krzyk. Rozdzierający wieczorne powietrze, jednostajny dźwięk rozpaczy,
nieprzerwany, ciągły i tak rozpaczliwy, że zamarłam w bezruchu. Robert właśnie
przechodził z pocałunkami na linię mojej szczęki, kiedy ten krzyk obudził wszystkie
śpiące w pobliżu ptaki, które spłoszone rzuciły się do góry z przytłumionym
szelestem, jakby ktoś przerzucał kartki starej książki. <br />
Rozejrzałam się w poszukiwaniu źródła wrzasku, jednak nie musiałam się
zastanawiać do kogo należał, z czyich ust się wydostał. Jasmine. Tylko dlaczego
tak przeraźliwym, pełnym cierpienia dźwiękiem, przerwała wieczorną ciszę,
kończącą dzień, który dla jej najlepszego przyjaciela od dziś miał być najpiękniejszym?
Zostawiwszy Roberta na ławeczce pośród drzew, ruszyłam w stronę domu weselnego.
<br />
Weszłam tylnymi drzwiami i zagłębiłam się w labirynt korytarzy. Niespodziewanie
poczułam zapach krwi. Zaskoczona, ruszyłam tym tropem i kierując się węchem
dotarłam do małej sali tanecznej, niedaleko łazienki. Wszystko spowijał duszny
półmrok, przywołałam więc swoje wampirze zdolności i jeszcze raz przeczesałam
wzrokiem pomieszczenie. Zauważyłam nieruchomą sylwetkę w czerwieni, rozłożoną na
podłodze w dziwnej pozycji. Niecały metr dalej leżało kolejne ciało, większe,
masywniejsze niż to pierwsze; z ręką wyciągniętą w stronę pierwszej osoby. <br />
Oczy zaszły mi łzami gdy rozpoznałam twarze, jednak ponownie usłyszałam krzyk,
tym razem zwielokrotniony echem, gdzieś w drugim końcu budynku. Przełknęłam
więc żal po stracie, tak gwałtowny, że niemal zwalił mnie z nóg, i ruszyłam
dalej, wiedząc, że gdzieś tam moja przyjaciółka potrzebuje mnie. Plątanina
korytarzy i przejść zaczęła wpędzać mnie w irracjonalny strach, że nie dotrę do
niej na czas, że ją też zobaczę rozłożoną na ziemi w bezruchu, a jedyne co mi
pozostanie to płacz. Otrząsnęłam się jednak i ruszyłam biegiem w kierunku, z
którego słyszałam coraz więcej głosów. W końcu dotarłam na miejsce. Jasmine
właśnie upadała na kolana, a wszyscy zebrani dookoła patrzyli na nią
zszokowani; nikt nie podszedł, by jej pomóc. Rzuciłam się więc w jej stronę,
gdzieś za mną mignęła mi czarna czupryna Roberta. Kilka kobiet jakby
oprzytomniało i zrobiło kilka kroków w jej stronę.<br />
Gdy dopadłam do niej i objęłam ją ramionami, wiedziałam, że ona pierwsza
odkryła straszną prawdę, widziałam w jej oczach, że gdy się tam pojawiła, któreś
z nich jeszcze żyło. Drżała. Trzęsła się i szeptała bezsilnie: Pomocy. <br />
Robert nachylił się nad nami. Popchnęłam ją delikatnie w jego ramiona; podniósł
ją i przytulił do swej piersi. Mijając zszokowane twarze, ruszyliśmy w stronę samochodu.
Otworzyłam tylne drzwi, chłopak wsadził ją delikatnie i zaraz przytulił ją
znowu, próbując zapobiec rozpadnięciu się jej. Na twarzy miała kompletną pustkę,
na policzkach ślady po łzach, ale już nie płakała. Kołysała się tylko w
ramionach Roberta jak bezbronne dziecko, którym w tamtym momencie dla mnie
była. <br />
Złamałam wszystkie dostępne przepisy, nie zdejmując nogi z gazu prułam przez
Londyn w kierunku Richmond, w stronę domu. W końcu dotarliśmy na naszą ulicę, z
piskiem wjechałam na podjazd. Ledwie pamiętałam o powstrzymywaniu wampirzych
zdolności. Chciałam jak najszybciej objąć ją i wyszeptać kłamliwie, że wszystko
będzie dobrze, bo to jedyne co pozostało mi w tej chwili. Robert jednak znów mi
pomógł i wyniósłszy ją z samochodu, przeszedł przez próg ściskając ją w
ramionach. Wskazałam mu drogę do salonu, gdzie usadził ją na kanapie. Nie
czekając chwili dłużej, doskoczyłam do niej.<br />
- Jasmine, wiem co się stało. Widziałam ich i też umieram z rozpaczy. Ale proszę
odezwij się. –wyszeptałam w jej włosy, mocząc je łzami, które nie wiem kiedy
zamgliły mi widok. W odpowiedzi jej ramiona delikatnie przesunęły się na moje
plecy, a głowa, dotąd nieruchoma, teraz ułożyła się na moim ramieniu i poczułam
ciepłe krople moczące przód mojej sukienki. Nie odezwała się jednak. Dławiłam
się łzami i tuliłam jej kruche ciało. Usłyszałam szelest od strony wejścia i
przypomniałam sobie o Robercie. <br />
Pogłaskałam więc Jasmine po ramieniu i otuliwszy ją kocem, zabrałam chłopaka do
kuchni. <br />
- Alice, co się stało? – zapytał z nieustępliwością w oczach; wiedziałam, że
nie podda się, póki nie pozna prawdy. Westchnęłam. I tak nie czułam się na
siłach zmyślać cokolwiek, otarłam więc twarz z łez i przywołałam się do
porządku. <br />
- Jasmine znalazła Aleksa i Sarę. Ich ciała. Oni nie żyją. Ktoś ich zamordował.
W dniu ich ślubu. – mówiłam jak robot, akcentując wyraźnie każde słowo, tak by
zrozumiał i więcej nie pytał.<br />
- Skąd to wiesz? Inni nie wiedzieli. – wymamrotał ze spuszczoną głową. Dalej
brnęłam w prawdę.<br />
- Weszłam do budynku tylnymi drzwiami. Oni leżeli w jednej z sal po drodze do
Jasmine. Martwi. – zakończyłam, a ta scena znowu stanęła mi przed oczami, tak
jak pojawiała się w mojej głowie przez całą drogę do domu; jedyne co mogłam
zrobić to ściskać kierownicę i brnąć przez mrok z zakazaną prędkością. Zamknęłam
oczy i potarłam skronie. Robert zaś przysunął się i chciał mnie objąć. Wyciągnęłam
przed siebie ręce i łagodnie odepchnęłam go. Nie chciałam, by zrobił teraz cokolwiek
związanego z intymnością, bo śmiertelnicy są słabi. Poddałby się chęci „pocieszenia”
mnie i próbował nakłonić do ostatniej rzeczy, na jaką miałam ochotę. Nie
oparłby się tej pokusie i widziałam to w jego oczach. Tę chęć zapomnienia o
złych wydarzeniach tej nocy, zanurzenia się w niepamięci, słodkim upojeniu jakie
daje zbliżenie. Odepchnęłam go raz jeszcze. Westchnął więc tylko i odszedł. W
drzwiach rzucił ciche: Zadzwonię. Potem drzwi wejściowe trzasnęły, a jego kroki
chwilę dudniły na podjeździe. <br />
Jasmine się podniesie. Zawsze to robiła, po każdej stracie. Najpierw kamieniała
jak posąg i niczym woskowa lalka podatna była na innych, zależna od nich. A
potem wracała do życia, znów się uśmiechała, jakby wiedząc, że nie można tkwić
w rozpaczy przez wieki. Ale sam początek, sposób w jaki reagowała na samym początku.
Jakby chciała przeżyć całą żałobę w te kilka godzin po stracie. Jakby tylko na
tyle pozwalał jej los, bo potem czeka ją coś jeszcze gorszego i musi stawić
temu czoła z pewnym siebie uśmiechem i oczami, w których nie ma śladu łez. Tak
było po śmierci Alice Cullen. I Jaspera. I Carlisle’a, tak mówili. <br />
Objęłam się ramionami i podeszłam do okna. Na niebie świeciła zielonawo połówka
księżyca, gwiazdy delikatnie migały na czarnym niebie. Zerknęłam na ogród, na
podjazd, na drzewa przed domem. Delikatny wietrzyk poruszał ich liśćmi, gdzieś
przebiegła wiewiórka spóźniona na kolację. Wszystko wydawało się, wszystko <i>było</i> spokojne i ciche w noc, która
pozbawiła nas dwójki przyjaciół. Świat powinien teraz płakać, wrzeszczeć w proteście,
z nieba powinny lać się strugi deszczu, ludzie powinni smutno wyglądać za okna
z beznadziejnością wypisaną na twarzy. Jednak los zakpił z naszej straty,
wszystko było niewzruszone i stałe, jakby wszechświat próbował uświadomić mi,
że ta śmierć to kropla w morzu, że nikogo nie obchodzi moje zdanie. Że czas pochować
nowych zmarłych i dać miejsce nowym żyjącym. Westchnęłam i po raz kolejny
stłumiłam cisnące się na policzki łzy. Za mną mrugnęło jakieś światełko.
Obejrzałam się i dostrzegłam zielone lampki kontrolne lodówki, rozświetlające
mrok kuchni jaskrawym blaskiem. Dwie lampeczki, tak blisko siebie, przypominały
oczy. Parę szmaragdowych tęczówek wpatrzonych we mnie cierpliwie. I nagle
zapragnęłam, by Harry pojawił się w mojej kuchni i objął mnie ramionami. By wyszeptał
kłamliwie, że wszystko będzie dobrze. Żeby zapewnił o swojej obecności i że
nigdzie nie pójdzie, aż do końca świata. Ale nie było tu żadnego Harry’ego,
tylko ja i chłodne, zielone światło lodówki. Po mojej twarzy znów pociekły łzy,
przycisnęłam czoło do zimnej szyby. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię i nie
musieć już tu wracać. Bo nic nie boli tak bardzo, jak utrata przyjaciół. <br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">>>>>>>>>>>>>>></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Hej, w tym rozdziale pojawiło się mnóstwo... wszystkiego. Jest żart, jest seks, jest śmierć. I filozoficzne opisy śmierci w głowie Alice. Ale mam nadzieję, że nie macie jej tego za złe, jest pokręcona równie mocno jak ja ;D<br />Dziękujemy za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem, nie wiecie nawet ile to dla nas znaczy. Nie omijamy tego wzrokiem, nie wzruszamy ramionami - dzwonimy do siebie i piszczymy jak fanki Biebera, bo "ktoś dodał komentarz!" albo "mamy nowego czytelnika!!!!". Serio, sprawiacie nam tym ogromną radość, nie przestawajcie ;D<br />Mamy nadzieję, że ferie nadal przebiegają w porządku, a przynajmniej lepiej niż moje - mam zapalenie gardła i ucha w jednym. Ale pomijając moje żale, mamy 2.55, więc jeśli to co teraz piszę ma sens, to pękam z dumy. Ostatnio zauważyłyśmy, że mamy jedno wejście na naszego bloga z .... Fidżi. Serio, bez ściemy. Także jesteśmy z siebie zadowolone, no wiecie, sława pozbawia ludzi skromności. Ok, kończę już. Piosenka jest coverem, nie oryginałem. I ma być szczególnie do ślubu. A druga, na końcu, ma wycisnąć Wam łzy.<br />Achhh, zapomniałabym. Przysięgi państwa młodych są mojego autorstwa, zainspirowałam się jednak (w niektórych momentach zerżnęłam;*) filmem 'The vow' - 'I że cię nie opuszczę'. Polecam.<br />Buziaki i nie przyzwyczajajcie się do tej częstotliwości rozdziałów ;P<br />Rooksha&Wariatka</span></div>
Rookshahttp://www.blogger.com/profile/10271565682508867908noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-87528506558790031042013-02-01T22:36:00.003+01:002013-02-02T02:18:31.976+01:00Rozdział trzynasty<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br />
</span><br />
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<b style="line-height: 115%;"><i><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">„Zemsta to owoc o gorzkim
smaku”<span style="color: magenta;"><br /><br /><a href="http://www.youtube.com/watch?v=szOw2d6vy1Q" target="_blank">Kiss the girl</a></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Do: <a href="mailto:kubulek.blaszczykowski@gmail.com">kubulek.blaszczykowski@gmail.com</a><br />
Od: jasmine.stewart@gmail.com <o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Temat: Twój przyjazd<br />
Hejka!<br />
Jak tam życie! Tak wiem, że długo ze sobą nie gadaliśmy. Słuchaj, jest taka
sprawa. Zmęczyło mnie już mieszkanie w akademiku, więc wyprowadziłam się.
Mieszkam teraz przy<span style="color: red;"> </span>20 Clevedon Road.<span style="color: red;"><br />
</span>Na lotnisko po ciebie wyjadę, więc nie martw się! Nie będziesz zgubiony
;D Napisz tylko, o której przylatujesz. <br />
Przepraszam, że dzisiaj tak krótko ale śpieszę się do pracy.<br />
Pozdrawiam<br />
Jasmine Stewart <br />
<i>Wysłano dnia: 25.03.2012</i><br />
***<br />
Do: jasmine.stewart@gmail.com <br />
Od: kubulek.blaszczykowski@gmail.com<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Temat: Przyjazd<br />
Cześć!<br />
Od razu przeproszę cię, że też tak krótko ale nie mam czasu. Nie musisz się o
mnie martwić. Sam do ciebie przyjadę. Serio. Zresztą mam jeszcze jedną sprawę
do załatwienia...<br />
Możesz spodziewać się mnie około 18.<br />
Pozdrawiam<br />
Jakub Błaszczykowski<br />
<i>Wysłano 27.03.2012</i></span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><b style="line-height: 115%;"><i><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">* ** </span></i></b></i></b></div>
<b style="line-height: 115%;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">*Oczami Kuby*</span></b><br />
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">
<i>28 marca 2012</i><br />
Londyn przywitał mnie wyjątkowo słoneczną pogodą. Po odebraniu bagaży, wsiadłem
do taksówki. Kiedy stanąłem przed drzwiami z numerem 16, znowu wróciła do mnie
ta chęć - chęć mordu.<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><i>Luty 2012, Dortmund</i><br />
- Nie denerwuj się tak, Kubuś. - Piszczek cały czas przyglądał się zdjęciu.<br />
- Jak on mógł?!<br />
- Chodzisz z nią? - zapytał wychylając głowę znad gazety.<br />
Zgromiłem go wzrokiem. Znowu wrócił do analizowania fotografii. Podszedłem do
okna. Spojrzałem na dom na przeciwko. Jakiś facet wychodził z domu. Za nim
wybiegła córeczka. Wtuliła się w nogi taty. On spojrzał w stronę drzwi. Stała
tam jego żona. Uśmiechała się, co udzieliło się facetowi. W końcu mężczyzna
odsunął od siebie dziewczynkę i pocałował w czoło, mówiąc coś. Westchnąłem
ciężko. Schulzowie. Co ranek oglądam tę scenę. Do niedawna wyobrażałem sobie,
że może za parę lat będę to ja i Jass. Jednak dziś...<br />
- Myślisz, że ona mnie kocha? - zapytałem nagle, nie odrywając oczu od tej
rodziny.<br />
Usłyszałem, jak Łukasz krztusi się wodą. Odłożył gazetę i odchrząknął. To
pytanie było dla niego dziwne. Uchodziłem raczej za chłopaka, który jest
zabawny, otwarty, ale o swoim życiu uczuciowym nie mówi. Nawet najlepszemu
przyjacielowi. Zresztą, to chyba normalne? Zazwyczaj faceci są zamknięci w
sobie. Jak to mówi moja szwagierka: "Ukrywacie uczucia pod grubą skorupą,
jak gdyby rozbicie jej miało spowodować waszą śmierć". Dlatego, właśnie
takim oto sposobem, wprawiłem Łukasza w zakłopotanie.<br />
- Wiesz... Nie wiem co między wami zaszło, wtedy...<br />
- Racja. Byłeś zbyt pijany.<br />
Chłopak zdzielił mnie gazetą i poszedł do kuchni. <br />
- Chcesz piwo? – usłyszałem.<br />
- Tak. - odparłem, cały czas zastanawiając się nad postawionym przez siebie
pytaniem.<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><i>28 marca 2012r.
Londyn</i> <br />
W końcu odważyłem się. Zadzwoniłem dzwonkiem. Nie musiałem długo czekać. Drzwi
otworzył mi wysoki i postawny mężczyzna, ubrany bardzo schludnie - jak na
niego.<br />
- Cześć Wojtek. – powiedziałem.<br />
- Czeeeść? - odpowiedział ewidentnie zdziwiony moim przybyciem.<br />
- Mogę? – zapytałem.<br />
Chłopak przepuścił mnie. Wszedłem do salonu. To miejsce kojarzyło mi się z
jednym. <br />
- Wybierasz się gdzieś? Przeszkadzam? - wskazałem na jego strój.<br />
- Nie! Znaczy tak! Znaczy... Zaraz sama przyjdzie. <br />
- Masz nową dziewczynę? - usiadłem na kanapie, posyłając mu wymuszony uśmiech.<br />
- Nie do końca...<br />
Spojrzałem na stolik do kawy. Leżała na nim gazeta, która była otworzona na
pewnym artykule. Tym samym, który czytałem jakiś czas temu w Dortmundzie.
Spojrzałem znowu na to zdjęcie. Czułem, jak od środka zaczyna rozsadzać mnie
złość. Wojtek zobaczył na co patrzę.
Głośno przełknął ślinę. <br />
- Słuchaj...<br />
- Zawsze wiedziałem, że jesteś świetnym przyjacielem. Przed wyjazdem poprosiłem
cię, żebyś się nią opiekował. Wiedziałem, że zrobisz to świetnie. – zakpiłem.<br />
- Jakoś Roberta się nie czepiasz, jak podrywa Alice!<br />
- Nie przypominam sobie, żeby któryś z nas starał się o jej względy, oprócz
niego.<br />
Bramkarz prychnął.<br />
- Myślisz, że należy do ciebie? „Biedny Kubulek! Zakochał się i teraz nikt nie
może się do jego zdobyczy zbliżać!” Może trzeba było przed wyjazdem otoczyć jej
dupę drutem kolczastym albo w ogóle nie wyjeżdżać! Myślisz że związek utrzyma
się przez jakieś durne maile?! Ona ma mnie pod ręką. Zawsze mogę ją pocieszyć.
- powiedział bardzo spokojnie i uśmiechnął się serdecznie.<br />
We mnie krew się zagotowała. <br />
- Radziłbym lepiej tobie otoczyć dupę drutem kolczastym. Bzykasz wszystko co
się rusza! <br />Na miejscu psa sąsiadów zacząłbym się bać. <br />
Po minie Wojtka zorientowałem się, że nieźle go wkurzyłem. Do tej pory patrzył
na mnie tak po przyjacielsku. Jakby chciał mi pomóc, a raczej jej. Uchronić nas
przed czymś. Teraz jego oczy pałały
nienawiścią do mnie. Podszedł i złapał mnie za koszulę, podniósł. Ja zdzieliłem
go głową. Chłopak wypuścił mnie i wylądował na ziemi. Przez chwilę był
oszołomny, jednak podniósł się i walnął mnie pięścią w brzuch. Skuliłem się z
bólu. Nie dałem za wygraną. Wyprostowałem się i uderzyłem go z całej siły w
nos. Bramkarz znowu spotkał się z panelami. Spojrzał na mnie z wyrzutem. Cały
był we krwi.<br />
- Nie spałem z nią. - podniósł ręce w geście "poddaję się", gdy
zacząłem się do niego zbliżać. <br />
- To tylko moja kumpela. Nie wiem czemu, ale ostatnio wydawała się jakoś
smutna. Pogadałem z nią. Powiedziała, że na początku roku zmarła jej
przyjaciółka. Jej pogrzeb odbył się w przeddzień waszego wyjazdu. Podobno
została zamordowana. Jass do dzisiaj nie może się z tym oswoić. <br />
- Nie wiedziałem... - powiedziałem patrząc na niego zdezorientowany.<br />
- Przecież nie mogła ci tego w mailu napisać! Ale z ciebie idiota!<br />
Usiadłem zrezygnowany na kanapie. Wojtek miał rację.</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">* * * </span></b></b></div>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><b>
</b>*Oczami Harry’ego”</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Hazz, wstawaj! – głos Liama przerwał moje błogie leniuchowanie. Ale miał
rację. Dochodziła trzynasta, a ja nadal leżałem pod kołdrą nagusieńki, z
laptopem na kolanach. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Sięgnąłem po brzęczący od kilku godzin telefon, na ekranie zauważając symbol
budzika, a pod nim godzinę dziewiątą rano. Cóż, trochę zaspałem. Zrzuciłem
kołdrę na podłogę i odstawiłem komputer na szafkę nocną. Właśnie się
przeciągnąłem, kiedy do mojego pokoju wpadł bez pukania mój najlepszy
przyjaciel. Louis, w samych spodniach od dresu, zamknął za sobą drzwi i odwrócił
się w moją stronę. Niebieskie tęczówki zabłysły, a uśmiech rozświetlił jego
twarz. Zawsze podziwiałem go za to, że potrafi cieszyć się z najmniejszej
drobnostki, wszystko potrafi obrócić w żart, nie ogląda się za siebie i zawsze
ma wszystko pod kontrolą. Beztroski i roztrzepany, ale też opiekuńczy i poukładany.
Wpatrywałem się w niego najwyraźniej o kilka sekund za długo, bo wyłapał moje
zamyślone spojrzenie i zmarszczył brwi. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Mam coś na twarzy? </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Zaśmiałem się. Potrząsnąłem głową i bez skrępowania ruszyłem w stronę komody. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">On powiódł za mną rozbawionym wzrokiem; zawsze śmieszyło go moje umiłowanie do
nagości. Z pierwszej szuflady wyjąłem bokserki i założyłem je. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Przychodzisz w jakimś konkretnym celu, czy chciałeś po prostu pogapić się na
mój tyłek? – zapytałem go grzebiąc w szafie w poszukiwaniu koszulki. Pewnie
gdybym spojrzał na niego w tej chwili, miałby uniesioną lewą brew i usta
wygięte w półuśmiechu. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Pierwsze. Choć przyznaję, jest na co popatrzeć. – powiedział, gdy wciągałem
na siebie parę spodni. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Więc o co chodzi? – zapytałem, ignorując zaczepkę. Lubiłem się z nim
przekomarzać, ale zawsze wygrywał, więc odpuściłem. Miałem zbyt dobry humor, by
teraz go rujnować. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Zayn znowu ma jakieś kompleksy i obsesyjnie uprawia sporty, więc przyszedłem
się spytać, czy wyskoczysz z nami na kort.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Znowu tenis? – jęknąłem. Louis pokiwał głową z uśmiechem. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Liam nie jedzie, Danielle przyjechała. – powiedział, kiedy szukałem w
koszulce dziury na głowę. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Serio? A nie miała być teraz w Nowym Yorku?</span><br />
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Louis spojrzał na mnie z pobłażaniem i pokręcił głową. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- W Nowym Yorku była miesiąc temu. Czyżby skleroza, Hazz? A może nasz Loczek
się zakochał, co? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">I wtedy właśnie moje ciało
postanowiło sprzeniewierzyć się swojemu właścicielowi i moje policzki przybrały
barwę czystej purpury. Lou oczywiście wybuchł śmiechem i poczochrał moje włosy
w „czułym” geście. Dupek. Wyszliśmy z mojego pokoju trzaskając drzwiami. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">W jadalni siedzieli już Liam, Zayn i Niall, ale tego ostatniego widziałem
jedynie tyłek – reszta ciała zanurzona była w lodówce w kuchni. Zayn czytał
gazetę popijając kawę, a Liam przyglądał się swojemu odbiciu na nożu. Usiadłem
obok Malika i założyłem ręce za głowę. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Jak tam Bad boy? Czyżby impreza się nie udała? – spytałem z przymkniętymi
powiekami. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Mulat obok mnie poruszył się na krześle; zaszeleściła gazeta. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Co masz na myśli? – rzucił pomiędzy kolejnymi łykami napoju. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> - Po prostu nie słyszałem w nocy żadnych
jęków z Twojego pokoju. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- To znaczy, że masz coś źle ze słuchem, Hazz. Ja nie mogłem spać przez pół
nocy. – powiedział Liam, patrząc na mnie z podniesioną brwią.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie spałeś pół nocy, bo szykowałeś się na spotkanie z Danielle! – zawołał z kuchni
Niall, po czym zarechotał w charakterystyczny dla siebie sposób, a ja, Lou i
Zayn mu zawtórowaliśmy. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Payne spojrzał na nas karcąco. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Ciekawe kto się długo szykował na wyjście do kina z pewną rudowłosą panienką,
nieprawdaż, Harry? – zapytał sarkastycznie, na co ja dyplomatycznie
przewróciłem oczami. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Niall właśnie siadał do stołu z ogromnym talerzem kanapek, kiedy mój wzrok
przykuło pewne zdjęcie w gazecie Zayna. Wziąłem do ręki czasopismo i dogłębnie
przyjrzałem się fotografii, a wraz ze mną Malik, najwyraźniej zaalarmowany moją
zdezorientowaną miną. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Na środku strony widać było dwie pary w klubie lub czymś takim. Tytuł nad
zdjęciem głosił „Szczęsny z kolegą balują w Soho”, więc w jednym z mężczyzn od
razu rozpoznałem poznanego na sylwestrowym balu piłkarza. Drugi też nie był mi
obcy, choć zdecydowanie wolałem o nim nie pamiętać. Robert Lewandowski.
Irytujący i niezbyt błyskotliwy osiłek. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Na zdjęciu robił to, za co w Nowy Rok miałem ochotę go udusić. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- No, no. Początek trzeciej bazy. – usłyszałem koło ucha głos Zayna. Spojrzałem
na niego zirytowany, po czym znowu przyjrzałem się fotografii, z niechęcią
przyznając, że miał rację. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Rudowłosa dziewczyna siedziała na kolanach znienawidzonego przeze mnie
napastnika, który obłapiał ją bezwstydnie, obejmując jej delikatne usta swoją
ohydną paszczą. Jej ręce próbowały rozpiąć jego pasek, ale ja wiedziałem, że to
tylko pozory. Byłem pewien, że próbowała się odepchnąć i wyswobodzić z objęć
tego zboczeńca. Zazgrzytałem zębami. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Jebany dupek. Walony piłkarzyk, myśli, że może sobie macać każdą jaka wpadnie
mu w ręce. – mamrotałem pod nosem, na co Zayn zaśmiał się i odchylił na
krześle.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Chyba nie myślałeś, że taka laska jak Alice będzie czekała aż nieśmiały Harry
pokona swoje lęki i zaciągnie ją do łóżka, co? – zakpił. We mnie coś się
zagotowało.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Ona taka nie jest. – warknąłem w odpowiedzi. Malik uniósł jedną z brwi. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Skąd możesz to wiedzieć? – rzucił z drugiego końca stołu Liam. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Bo wiem. – mruknąłem zirytowany tym, że on także miał rację. Nie wiedziałem o
niej zbyt wiele. Większość naszych spotkań przebiegała wedle jednego schematu.
Ja próbuję nawiązać jakąś rozmowę, a ona patrzy na mnie trochę jak psychopatka
i oblizuje sobie wargi, wgapiając się w moje usta. Potem moje próby zostają
zaniechane i przez kilka minut panuje cisza, zastąpiona za chwilę przez
mlaskanie naszych ust złączonych w pocałunku. W końcu nadchodzi moment
kulminacyjny, czyli brzęczenie jej telefonu i pośpieszne przeprosiny. Potem ona
wychodzi, a ja zostaję napalony do granic możliwości, w rozchełstanej koszuli.
Westchnąłem. Moje życie uczuciowe to dno. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- A ta obok to…? – zapytał znienacka Niall, który nie wiadomo skąd pojawił się
za moimi plecami. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Jasmine. Przyjaciółka Alice. – przy imieniu rudowłosej mój głos delikatnie
zmiękł. Irlandczyk najwyraźniej to wychwycił, bo wydał z siebie odgłos zdziwienia
i zapytał zdezorientowany: </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- To nie kręcą Cię już blondynki?</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Chłopcy zaśmiali się z niego. Ja tylko pokręciłem głową. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Rude mają w sobie dużo więcej… - zamilkłem w poszukiwaniu odpowiedniego
słowa.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- ochoty na seks? – rzucił rozbawiony Louis. Zgromiłem go wzrokiem.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Więcej pasji. – dokończyłem. Na chwilę zapanowała cisza, przerywana jedynie
chrupaniem ogórka w ustach Nialla. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- To co masz zamiar z tym zrobić? – zapytał w końcu Liam, niepewnie wpatrując
się w moją twarz. Zlustrowałem szybko twarze czwórki moich przyjaciół. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Zemsta.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; line-height: 115%;">* * *</span></div>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Podjechałem pod ulubioną kawiarnię Alice, do której zabrała mnie na początku
lutego. <i>World’s Cafe</i>. Pamiętam, że
pytałem ją o rodzinę i życie w Polsce, ale niezbyt uważnie słuchałem jej
odpowiedzi, zbyt zajęty obserwowaniem gry świateł na jej płomiennych włosach.
Teraz jednak musiałem być skoncentrowany, bo jeśli była tu teraz z tym
cholernym piłkarzem, to musiałem rozegrać to w miarę dyskretnie. Wysiadłem z
auta i ruszyłem w stronę drzwi kawiarni. Wewnątrz roznosił się przyjemny zapach
parzonej kawy, a całe moje ciało otuliło ciepło, jakby ktoś owinął mnie bardzo
dużym szalikiem. Potrząsnąłem głową. Skup się, Harry. Rozejrzałem się dookoła w
poszukiwaniu rudej czupryny, nigdzie jednak nie dostrzegłem ani jednego rdzawo
– płomiennego włosa. Ale mój wzrok przykuł ktoś inny. Robert Lewandowski,
siedzący sobie w rogu kanapy i niewinnie popijający kawusię. Zacząłem iść w
jego stronę i zauważyłem, że gazeta, którą trzymał w dłoni to ta sama, którą
kilka dni temu trzymał w rękach Zayn. Piłkarz wpatrywał się w nią z małym
uśmiechem, na co ja zacisnąłem pięści. Drań zapłaci mi za to. Podszedłem do
niego i nachyliłem się nad stolikiem. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Cześć Robert. Dobrze, że Cię widzę. – powiedziałem sarkastycznie, a on uniósł
na mnie zdezorientowane spojrzenie, które potem zamieniło się w pełne pogardy i
satysfakcji. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Hej Harry. Co tam słychać? – zapytał bezczelnie się szczerząc. Wtedy właśnie
moje opanowanie się skończyło i bez zastanowienia złapałem go za przód koszuli
i podniosłem do pozycji stojącej. On zmrużył oczy i spojrzał na mnie
nienawistnie. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie dotykaj mnie, chłopczyku. – wymamrotał, a ja usłyszałem za plecami
skrzypienie krzesła o podłogę. Ktoś chciał mnie powstrzymać. Musiałem zatem
działać szybko.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Zostaw ją w spokoju. Nic ci do niej. Wracaj do Niemiec i nie pokazuj się tu,
bo… - każde słowo artykułowałem głośno i wyraźnie, tak żeby na pewno załapał. W
końcu nie byłem pewien jego znajomości angielskiego. Jednak najwyraźniej nie
była ona zła, skoro Lewandowski odepchnął mnie od siebie i warknął w moją
stronę: </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie mów mi co mam robić, a czego nie. Poza tym niech ona wybiera. A skoro
wybrała mnie, to zdaje się że nie masz tu już czego szukać. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Krew się we mnie zagotowała, a wszelkie zahamowania i lęki, jakie miałem
jeszcze przed chwilą, całkowicie wyparowały. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie wybrała ciebie!!! – krzyknąłem i z całej siły przywaliłem mu pięścią w
oko. Krzyknął zaskoczony i załapał się za twarz. Ja uśmiechnąłem się z
satysfakcją, otrzepałem rękawy marynarki z nieistniejącego pyłu i wyszedłem z
kawiarni. </span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; line-height: 115%;">* * * </span></div>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br />
</span><br />
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">*Oczami Jasmine*<br />
Stałam przed drzwiami z numerem 16. Trzymałam w ręku starannie zapakowane
ciastka i książkę, którą Wojtek pożyczył mi parę dni temu. Miałam nadzieję, że
go zastanę. Wiedziałam, że ma randkę z jakąś paniusią, jednak nie miałam
wyboru. Dzisiaj miał przyjechać Kuba,
potem ten ślub... Nie wiem, czy później znowu gdzieś mnie nie wyślą. Zapukałam.
Nic. Zadzwoniłam. Nic. Już miałam odchodzić, gdy drzwi otworzyły się. Stanął w
nich Kuba. Oniemiałam. Spojrzał na mnie smutno i wyminął mnie. <br />
- Kuba, czekaj! - usłyszałam Wojtka.<br />
Weszłam szybko do środka. Zobaczyłam bramkarza, który siedział przy stole i
trzymał jakiś ręcznik przy nosie. Całą górę koszuli miał we krwi. Spojrzałam na
niego pytająco. Nagle mój wzrok przykuła gazeta. Otworzona była na tym
cholernym artykule. Kiedy na początku lutego byłyśmy w klubie, jacyś paparazzi
zrobili nam "sweet fotki" z których musiałyśmy się z Alice nieźle
tłumaczyć. Podobnie Wojtek i Robert. <br />
- Coś ty mu, idioto, powiedział?! - zapytałam przykładając mu do nosa ręcznik
zmoczony zimną wodą.<br />
Chłopak odsunął kompres od twarzy.<br />
- Biegnij za nim! Wraca do Niemiec!<br />
Jego słowa zszokowały mnie. Wyszłam pędem z domu. Gdzie on może być?! Szłam
ulicą szukając chłopaka. Nagle mignęły mi gdzieś blond włosy. Użyłam wampirzych
mocy i zobaczyłam go. Szedł w stronę postoju taxi. Ruszyłam nie zwracając
uwagi, że mogę biec szybciej niż najszybszy człowiek świata. Złapałam
Błaszczykowskiego za kurtkę. On odwrócił się z początku zbulwersowany, jednak
po chwili spoważniał. Spojrzał na mnie twardo.<br />
- Co ty robisz? – zapytałam.<br />
- Wojtek mieszka tam. - wskazał palcem i odwrócił się.<br />
- O co ci chodzi? - wróciłam go do starej pozy.<br />
- O co MI chodzi?! Czemu nie powiedziałaś mi o tobie i Wojtku?<br />
- Co? - stanęłam, jak wryta.<br />
- Widziałem zdjęcia. <br />
- Między mną, a Wojtkiem nic nie ma. On ma dziewczynę. A to z tych zdjęć...
Może za dużo wypiłam, nie wiem... - spuściłam głowę. <br />
Chłopak złapał mnie za podbródek i podniósł go tak, że spojrzałam mu w oczy.
Zaczął zbliżać się do mnie. Nie protestowałam. Robiłam to samo. Nasze usta
dzieliły milimetry.<br />
- Możecie się całować gdzie indziej?! - usłyszeliśmy jakiegoś faceta, a potem
klakson.<br />
Nie zauważyliśmy, że stoimy na środku ulicy i robimy korek. Zaśmiałam się
głośno, a Kuba westchnął zrezygnowany. <br />
- Powinieneś się już przyzwyczaić. - powiedziałam, jak wchodziliśmy na chodnik<br />
- Do 58 razy sztuka. - zaśmiał się, ale nagle spoważniał - Musimy pogadać.<br />
Posłałam mu pytające spojrzenie. <br />
- Chodźmy do ciebie. – zaproponował.</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><b style="line-height: 115%;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">* * *</span></b></b></div>
<b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">
Weszliśmy do mojego nowego mieszkania. Znaczy, nie do końca mojego. W zeszłym
miesiącu kupiłyśmy go razem z Alice. Znudziło nam się mieszkanie w akademiku.
Zresztą biorąc pod uwagę, że dość często odwiedzali nas śmiertelnicy… Nie wiem,
jak miałabym wytłumaczyć Kubie, że jakiś facet wbija mu się zębami w
nadgarstek. <br />
Nasz nowy domek był całkiem spory. Dwie spore sypialnie z łazienkami i
garderobami, kuchnia, i jadalnia otwarte na duży salon, to chyba wystarczająco
dużo, jak dla dwóch dziewczyn. Nie przemyślałyśmy tylko pokoju gościnnego. Choć
dla Alice nie jest to chyba jakiś problem…<br />
- Rozgość się. – powiedziałam rzucając torbę na szafkę przy drzwiach.<br />
Chłopak wszedł do pokoju i rozejrzał się. Pokiwał głową z uznaniem.<br />
- Widać, że mieszkają tutaj dziewczyny. – W odpowiedzi zaśmiałam się – Musimy
poważnie pogadać. <br />
- Słucham. – usiadłam na kanapie.<br />
- Pamiętasz, jak przed moim wyjazdem, spytałem się ciebie dlaczego jesteś
ubrana na czarno? – pokiwałam głową. – Powiedziałaś, że idziesz na pogrzeb
kolegi. Jednak teraz, jak rozmawiałem z Wojtkiem, to on mówił, że ty cały czas
jesteś smutna z powodu śmierci koleżanki.<br />
<i>O kurwa…</i><br />
- Bo ona zmarła zaraz po tym, jak wy wy… <br />
- Została zamordowana. – przerwał mi w pół zdania. <br />
<i>Kurwa do kwadratu.</i><br />
- Kuba… Ja…<br />
Chłopak podszedł do mnie. Ukucnął naprzeciw mnie. <br />
- Nie jestem idiotą. Wiem, że ten sen nie był snem. Zbyt wyraźnie go pamiętam.
Coś się dzieje, a ty nie mówisz mi co. – spojrzał mi głęboko w oczy.<br />
Czułam się osaczona. Po cholerę powiedziałam to Wojtkowi. Wtedy, po tej
imprezie. Alice polazła gdzieś z Robertem, a bramkarz uparł się, że mnie
odprowadzi. Zgodziłam się. Gadaliśmy o wszystkim. Byliśmy lekko wstawieni.
Podobało mi się to, więc nie pozbyłam się tych pieprzonych promili. Opowiedział
mi o śmierci swojej siostry - Natalii, chyba… Czułam, jak przybiera we mnie
smutek. Powoli ogarniał całe moje ciało. Wygadałam mu się. Oczywiście
ocenzurowałam niektóre fakty, tzn. mordowanie wampirów, to, że sama nie żyję.
Jednak najważniejsze mu opowiedziałam. Wiem, że to było głupie z mojej strony,
ale musiałam wyrzucić to, co siedziało we mnie od miesięcy. Nie mogłam się
„otworzyć” przed Alice. Ona zawsze uważał mnie za ideał - do zadań podchodziłam
bez żadnych emocji, byłam świetnie zorganizowana, przestrzegałam zasad (w
większości). Bałam się, że jej świat runie, kiedy dowie się, że ja też jestem
słaba, jak wszystkie inne wampiry. Alex i Samantha sami to przeżywali. Nie
chciałam im się zwalać na głowę. <br />
Podeszłam do okna. Patrzyłam na panoramę Londynu. Poczułam, ze ktoś stoi za
mną. Lekko łapie mnie za biodra i przysuwa się do mnie, kładąc mi głowę na
ramieniu. <br />
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. – usłyszałam znany mi już męski głos.<br />
Poczułam, jak moje serce robi się gorące. Odwróciłam się do niego. Miał rację. <br />
- Jeśli ci coś powiem, to obiecujesz, że weźmiesz to na poważnie? Nie będziesz
się śmiał?<br />
- Przysięgam.<br />
Wzięłam głęboki wdech. Nie byłam pewna, czy to zdanie wyjdzie z moich ust.<br />
- Jestem wampirem. – powiedziałam z wysiłkiem.<br />
Cudem powstrzymał prychnięcie. Wiedziałam, że tak będzie. <br />
- Mówiłeś, że nie będziesz się śmiać! – krzyknęłam.<br />
- Nie śmieję się. Jednak radziłbym ci uważać. Tam wisi czosnek. – wskazał
palcem.<br />
Cholera jasna! Idiota! Zaraz jak mu skoczę do gardła, to mu się odechce
czosnku!<br />
- Zobacz. – mówiąc to odsłoniłam zęby.<br />
Chłopak przyjrzał im się.<br />
- Masz śliczne białe, prościutkie ząbki… - wysunęłam swoje kły - …które zrobiły
się przerażające…<br />
Kuba zaczął powoli się ode mnie odsuwać. Kierował się powolutku w stronę drzwi.
<br />
- Nie bój się. - powiedziałam
przywracając swojemu uzębieniu normalny kształt – Nic ci nie zrobię.<br />
Podeszłam do niego szybko. Spojrzałam mu w oczy. Był przerażony. Nie dziwiłam
mu się. Dotknęłam lekko jego policzka. <br />
- Nie mogłabym ci nic zrobić. Nie umiem…<br />
- Mogłabyś… Wyjaśnić to wszystko?<br />
Wzięłam głęboki oddech. Wskazałam na kanapę. Chłopak posłusznie usiadł na niej,
cały czas przyglądając mi się jak okazowi w zoo.<br />
Odchrząknęłam. Od czego mogłam zacząć?!<br />
- Wiem, że nie wyglądam, ale mam prawie 200 lat. Jestem trochę innym wampirem,
niż myślisz. Nie piję ludzkiej krwi. Jako, że kiedyś umiałam się od niej
powstrzymać, to teraz mam… Jakby to nazwać… Możliwość normalnego życia. Czyli
mogę normalnie jeść, pić, spać, itp. Jednak nie muszę. Jeśli pijemy krew to
tylko zwierzęcą. Muszę przyznać, że jest ona lepsza niż zwykłe jedzenie - na
dłużej hamuje głód. <br />
- Czyli nie muszę się obawiać o własną głowę? – zapytał starając się uśmiechnąć.<br />
- Jesteś bezpieczny. – zaśmiałam się.<br />
Ewidentnie odetchnął z ulgą. Choć wiedziałam, że jeszcze nie do końca mi
wierzy. <br />
- Jeszcze jedno pytanie. Twoja opowieść oznacza, że nie zwariowałem?<br />
- Oznacza, że nie masz tak dziwnych słów, jak myślisz.<br />
Spojrzałam na zegarek. <br />
- Zaraz Alice przyjdzie z Robertem.<br />
- Alice i Robert?! Oni też są wampirami?! – zapytał.<br />
- Nie. Znaczy Alice tak, ale Robert nie. <br />
Chłopak zamyślił się. Chyba przerastała go ta sytuacja. Spojrzałam w stronę
kuchni, dokładnie w kierunku szafki z garnkami. Może to był zły pomysł z
mówieniem mu tego? Może zastosuję stary sprawdzony sposób i sprawię, że zapomni
o tej rozmowie? Choć nie jestem pewna, czy nie wylądowałby w szpitalu po drugim
spotkaniu z patelnią. <br />
- Czy ci do których teraz idziemy też są wampirami? – zapytał nagle.<br />
- Aleks tak, ale Sara nie. <br />
- Same związki wampirzo-ludzkie! – złapał się za głowę.<br />
Zamyśliłam się. Chyba trochę mu naplątałam.<br />
- Poczekaj – powiedziałam, by za chwilę wrócić z książką. Rzuciłam mu ją na
kolana. – Proszę.<br />
- Co to jest? <br />
- Wszystko co powinieneś wiedzieć o wampirach. Teoretycznie nie możesz tego
czytać, ale praktycznie nikt nie musi o tym wiedzieć. – uśmiechnęłam się
szeroko.<br />
Kuba otworzył egzemplarz i przejrzał pierwszą stronę. <br />
- Nadal nie wierzysz? – zapytałam<br />
- To jest… Daj mi się z tym oswoić.<br />
Pokiwałam głową. Nagle coś sobie uświadomiłam.<br />
- Mogę mieć do ciebie jedną prośbę? Na razie nie mów nikomu, że wiesz o
wszystkim. Jak przyswoisz wszystkie
informacje, to wtedy zastanowimy się co z tym zrobić.<br />
- Dobra. Przynajmniej mam pewność, że mnie się tak łatwo nie pozbędziesz. – uśmiechnął
się lekko. <br />
Spojrzał mi w oczy. Poczułam, jak przeszywa mnie dreszcz. Dreszcz? Przecież…<br />
- Przepraszam na chwilkę. – powiedziałam i zniknęłam szybko w łazience.<br />
Spojrzałam w lustro. Wyjęłam soczewki z oczu. Do tej pory one miały za zadanie
ukrywać, że moje tęczówki mają odcień złota, jednak teraz już nie musiały.
Wrócił mi stary kolor. Od prawie 200 lat nie widziałam swoich pięknych,
brązowych oczu. Dotknęłam klatki piersiowej. Serce mi biło. <br />
<i>Boże…</i><br />
- Kuba… Ja cię kocham! –powiedziałam do własnego odbicia.<br />
Nie miało już sensu okłamywanie samej siebie.</span></b><br />
<div style="text-align: center;">
<b><b style="line-height: 115%;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">* *
*</span></b></b></div>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><b>
</b>*Oczami Alice*</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Spadłeś ze schodów i wylądowałeś okiem na klamce? – zapytałam Roberta
stojącego pod moimi drzwiami, z połową twarzy pokrytą głębokim fioletem.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Mężczyzna spojrzał na mnie zdezorientowany.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Co?</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Westchnęłam. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nieważne. Wejdź. – odsunęłam się w tył domu i zaprosiłam go gestem do środka.
Jasmine była tu wcześniej z Kubą, ale umówiłyśmy się już przed domem Aleksa i
Sary. Po przekroczeniu progu jego głowa przypominała trochę radar, bo rozglądał
się jak dziecko w Disneylandzie. Oparłam się ramieniem o framugę drzwi do
kuchni i przyjrzałam się mu. Jego trochę dziecinne zachowanie kontrastowało z
wyglądem dorosłego, postawnego faceta, ubranego w ciemną marynarkę i dżinsy.
Nagle jakby zorientował się, że mnie nie ma, bo okręcił się dookoła własnej osi
z zagubionym spojrzeniem, przy okazji robiąc obcasem czarny ślad szpecący jasną
podłogę. Pokręciłam głową z rozbawieniem.
</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Już się napatrzyłeś? – zapytałam retorycznie z uniesioną brwią. Zmieszał się
trochę, ale po chwili wzruszył ramionami. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Idziemy? – zapytał, zrobiwszy kilka kroków w moją stronę. Znów pokręciłam
głową.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie możesz iść do moich przyjaciół, wyglądając jakby ktoś trafił cię kijem
bejsbolowym w oko. – pociągnęłam go za rękę w stronę schodów.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Wierz mi, ślad po uderzeniu bejsbolem wyglądałby dużo gorzej, możliwe, że
skończyłoby się złamaniem łuku brwiowego, albo… - przewróciłam oczami na jego
tyradę o ranach bitewnych. Odwróciłam się do niego i po prostu zatkałam mu usta
dłonią. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Zamknij się, nie mam ochoty słuchać o twoich doświadczeniach sportowych. –
wymamrotałam, wiedząc, że jeśli odwyk od Harry’ego ma działać, muszę być dla
Lewego co najmniej miła. Uśmiechnęłam się zatem i zabrałam rękę.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Chodźmy do łazienki, opatrzę Ci to. – rzuciłam przez ramię, znów ciągnąc go
za sobą. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Gdy weszliśmy do jasnego pomieszczenia przywitał nas zapach konwaliowych perfum
Jasmine, zbyt niewinnych jak na nią, moim zdaniem. Usadziłam Roberta na stołku
przy lustrze i odwróciłam się w stronę szafek za wieszakiem na ręczniki. I
wtedy właśnie przyszło mi do głowy, że nie wiem, czy mamy w domu apteczkę lub
cokolwiek innego, żeby opatrzyć ludzkie rany. W końcu jako wampiry nie
potrzebowałyśmy czegoś takiego – każda nasza ewentualna rana goiła się
natychmiastowo. Pacnęłam się w czoło z własnej bezmyślności i wyciągnęłam z
kieszeni komórkę. Wybrałam pierwszy na liście kontaktów numer i przyłożyłam
urządzenie do ucha. Po dwóch sygnałach usłyszałam głos mojej mentorki.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Tak, Alice?</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Słuchaj Jass, gdzie mamy apteczkę?</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- A po co ci ona? Coś się stało?</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie. To znaczy tak, ale nie mi.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- To komu w takim razie?</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Lewemu.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Robertowi? Co mu się mogło stać?</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie wiem, Jasmine i właściwie, to na chuj ci ta wiedza. Pytam gdzie jest
apteczka. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Licz się ze słowami, Allie. A apteczka jest w drugiej półce po lewej w mojej
sypialni.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Dzięki. Na razie. – to mówiąc, rozłączyłam się. Odwróciłam się zirytowana do
milczącego Roberta i powiedziałam przepraszającym tonem: </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Zaczekaj jeszcze sekundkę. – I wybiegłam z łazienki. Wpadłam do pokoju Jass i
wyjęłam z szafki której mi wskazała czerwoną walizeczkę. Już miałam wychodzić,
kiedy mój wzrok przykuło coś na narzucie, którą przykryte było łóżko. Było to
małe czarne pudełeczko, które po otwarciu okazało się puste, ale dwa wgłębienia
wyłożone gładką folią zdradziły, że wcześniej znajdowały się tu szkła
kontaktowe. Po co Jasmine miałaby wkładać kontakty?</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Zdziwiłam się, ale głośne westchnięcie z łazienki w drugim końcu korytarza
skutecznie wyrwało mnie z zamyślenia. Czym prędzej popędziłam do Roberta.
Uśmiechnęłam się do niego i otworzyłam apteczkę. Teraz powinnam…właśnie. Co
powinnam zrobić? Za życia nie zdążyłam zrobić kursu opatrywania podbitych oczu,
czy czegoś takiego, a wampirowi taka wiedza jest zupełnie niepotrzebna. Choć
okazuje się, że jednak nie do końca. Spojrzałam na piłkarza bezradnie. On
uniósł brew i spojrzał na mnie z pobłażaniem. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie jesteś zbyt dobrą pielęgniarką, co? – rzucił, uśmiechając się z
wyższością. Zazgrzytałam zębami, ale opanowałam się w porę. Nie mogę robić mu
krzywdy, bo jest mi potrzebny. Poza tym to również nieetyczne, w końcu jest
człowiekiem. Ma prawo do życia, wolności osobistej i inne bzdury, ale akurat to
było mi niemalże obojętne. Rozłożyłam bezradnie ręce i uśmiechnęłam się jak
głupiutka blondyneczka w typowym amerykańskim romansie o słodkiej niezdarze z
dobrego domu i twardzielu kradnącym samochody. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Co trzeba zrobić, żeby ta rana nie wyglądała tak okropnie? – zaświergotałam
głaszcząc go po policzku. Musiałam dać mu złudzenie, że ma nade mną przewagę i
tylko on może mi pomóc. Faceci lubią czuć się potrzebni. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Potrzebujemy lodu. – powiedział, całując moją dłoń i sadzając mnie na swoich
kolanach.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie wiem, czy doniosę go do ciebie. Rozpalasz mnie tak bardzo, że pewnie
stopnieje mi w palcach. – powiedziałam uwodzicielskim głosem. Zaraz po
wypowiedzeniu ostatniego słowa zdałam sobie sprawę jak płytkie i żałosne było
to zdanie. Robertowi jednak najwyraźniej przypadło do gustu, bo pociągnął mnie
jeszcze bliżej siebie i zatopił swoje usta w moich. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Oddałam mu się całkowicie, godząc się tym samym na kontynuowanie tej małej gry.</span><br />
<!--[endif]--><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><b><o:p></o:p></b><br />
</span><br />
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
</div>
<div style="text-align: center;">
<b style="line-height: 115%;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">* * *</span></b></div>
<b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">
*Oczami Kuby* <br />
Staliśmy przed drzwiami jakiegoś domu. Za chwilę miałem poznać przyszłą parę
młodą. Niby nic, ale w momencie kiedy Jass wcisnęła dzwonek, poczułem jak mój
głos ucieka. Nie wiem czego mógłbym się bać. W końcu spędzę czas z nieświadomym
śmiertelnikiem, kobietą wiedzącą wszystko ale nie mogącą puścić pary z ust i
trzema, praktycznie rzecz biorąc, trupami.<br />
- Cześć! – drzwi otworzył znajomy mi skądś facet.<br />
- Hej Aleks! – odpowiedziała Jasmine.<br />
Dziewczyny wchodząc pocałowały mężczyznę w policzek. My z Robertem
ograniczyliśmy się tylko do uściśnięcia dłoni. Wszyscy, po uprzednim
zostawieniu kurtek, weszliśmy do salonu. Tam czekała już na nas jakaś kobieta.
Aleks podszedł do niej i ucałował ją w policzek.<br />
- Oto nasz świadek. - wskazał na mnie.<br />
Brązowowłosa podeszła do mnie i wyciągnęła rękę.<br />
- Sara - powiedziała z uśmiechem<br />
- Kuba - odwzajemniłem gest.<br />
- A to towarzysz naszej Alice? - kiwnęła głową w stronę napastnika.<br />
- Tak, to jest Robert. Robert to Sara. - rudowłosa wampirzyca przejęła
kontrolę.<br />
Następnie wszyscy usiedliśmy przy wielkim stole. Przyszła panna młoda podała
ciasteczka i herbatę. Dziewczyny zajęły się rozmową o jakiejś kiecce. Aleks
wypytywał o coś Roberta. Ja miałem okazję przyjrzeć się całej zgrai. Ciemny
blondyn z niebieskimi oczami odróżniał się od Alice i Jass. Po nich choć trochę
mógłbym przypuszczać, że nie są inne, jednak on? Typowy facet. Rumieńce na
polikach, kilkudniowy zarost, co w nim nieżywego?<br />
- A ty Kuba? - z rozmyślań wyrwał mnie głos wampira.<br />
- Co ja? Przepraszam, ale nie słuchałem.<br />
- Też zostajesz do pierwszego? <br />
- Chyba tak.<br />
- Szkoda, że nie dłużej. Wasza obecność dobrze wpływa na dziewczyny. Są
bardziej...<br />
- Ludzkie? - zapytałem z przekąsem.<br />
Robert zaśmiał się. Aleks spojrzał na mnie lekko podejrzanie. Uśmiechnąłem się.
<br />
- Można tak to nazwać...<br />
- Co chłopaki? O czym plotkujecie? - za moim oparciem zmaterializowała się
Jass. Alice i Sara gdzieś zniknęły.<br />
- O tym ile jest w was z ludzi. - zaśmiałem się.<br />
Jasmine spojrzała na mnie podejrzliwie. Aleks podobnie. <br />
- Jest już dość późno. Chyba będziemy się zbierać. - powiedziała po chwili.<br />
- Odprowadzę was do drzwi. - wampir wstał z miejsca. - Przeproszę cię na chwilę
Robercie.<br />
- Co jutro robicie? - zapytała Jass, gdy pomagałem jej włożyć kurtkę.<br />
- Przygotowujemy się na dzień zagłady. A wy?<br />
- Podobnie. - uśmiechnęła się.<br />
Chłopak spojrzał na mnie.<br />
- Miło mi cię było poznać Kuba.<br />
- Mi również. Do zobaczenia pojutrze. - uścisnęliśmy sobie dłonie.<br />
Wyszliśmy na zewnątrz. Wstrząsnął mną dreszcz. Spojrzałem na wampirzycę. Nią
również.<br />
- Nie musisz udawać. – powiedziałem.<br />
- Czego?<br />
- Przecież ty nie żyjesz. Jak może być ci zimno.<br />
Ona w odpowiedzi uśmiechnęła się niemrawo. Zamyśliła się na chwilę. Ja również.
Nie mogłem uwierzyć, że jest, lekko mówiąc... martwa. Nie rozumiałem, jak
mogłem się w niej tak łatwo zakochać. Mam 27 lat. Poznawałem mnóstwo kobiet,
ale ta jedna musiała mi zawrócić w głowie. Cholera! Jestem jakiś psychiczny!
Zakochałem się w trupie! Może lepiej nie będę wspominał o tym psychologowi
naszej reprezentacji, jak będzie wypytywał mnie o życie prywatne...<br />
- Właściwie... - z rozmyślań wyrwała mnie Jass. - Co ci strzeliło do głowy?!
Stwarzałeś jakiś durne aluzje! Prosiłam cię, żebyś nikomu nie mówił, ale
przecież nie wspomniałam o sugerowaniu czegoś! <br />
- Skończyłaś? Niczego nie sugerowałem. Po prostu... Tak mi się powiedziało...<br />
Dziewczyna westchnęła ciężko.<br />
- Zrozum. Ty nie powinieneś wiedzieć o istnieniu mojego świata. My w ogóle nie
powinniśmy ze sobą rozmawiać. Na pewno Aleks będzie pierwszą osobą, która dowie
się, że ty wiesz, ale nie teraz. On bardzo stresuje się tym ślubem. Nie chcę mu
stwarzać kolejnych kłopotów. - pokiwałem głową ze zrozumieniem - Kuba... Jesteś
dla mnie naprawdę ważny. Nie chcę żeby stało ci się coś złego. Mój świat jest
niebezpieczny...<br />
- Wszedłem do niego na własną odpowiedzialność. – powiedziałem. <br />
Jass uśmiechnęła się lekko. Złapałem ją za rękę i ruszyliśmy dalej.</span></b><br />
<div style="text-align: center;">
<b><b style="line-height: 115%;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">* * * </span></b></b></div>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">*Oczami Alice*</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><b>
</b>- Dobrze było znów Cię zobaczyć,
Alice. – powiedziała Sara, a chwilę potem objęła mnie ramionami. Uśmiechnęłam
się delikatnie i przymknęłam powieki, czując coś podobnego jak przy Jasmine; tą
niemożliwą do opisania aurę bezwarunkowej miłości, opiekuńczości i troski, jakimi
każda matka darzy swoje dziecko. Ścisnęłam ją delikatnie w pasie i musnęłam
wargami policzek.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- A Ciebie miło było poznać, Robercie. Mam nadzieję, że zobaczymy Cię na ślubie
razem z Alice. – Sara spojrzała na Lewego ciepło i uścisnęła jego dłoń. On zaś
spojrzał na mnie lekko przestraszony, bo w końcu nie ustaliliśmy, czy aby na pewno
idzie tam ze mną. Uspokoiłam go delikatnym uśmiechem. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie martwcie się, dopilnuję żeby się pojawił. – rzuciłam na do widzenia i
złapawszy Roberta za rękę, pociągnęłam go w stronę samochodu. Wsiadłam za
kierownicę i zapięłam pas. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Gdzie teraz? – zapytał Lewy, zerkając na mnie z ukosa. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Co masz na myśli? – rzuciłam odpalając auto i włączając się do ruchu.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Masz jakieś plany na dzisiejszą noc i jutrzejszy poranek? – zapytał, patrząc
na mnie z półuśmiechem. Hmm, pomyślmy… Jutro i tak przygotowujemy się do ślubu,
więc nic ciekawego się nie wydarzy. W sumie…</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- U ciebie czy u mnie? – rzuciłam w przestrzeń, zanim przyszłyby mi do głowy
złe aspekty tego pomysłu. Robert wydał z siebie coś na kształt mruknięcia i
zaatakował moją szyję mokrymi pocałunkami. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Dla mnie możemy choćby tu i teraz. – wymamrotał przy moim uchu. Zaśmiałam się.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Tu i teraz? Jestem zdolna to robienia wielu rzeczy na raz, ale prowadzenie
samochodu i seks jednocześnie to chyba za wiele, nawet dla mnie. –
odpowiedziałam, a piłkarz ugryzł mnie nagle w ucho, przez co podskoczyłam na
siedzeniu, przypadkowo wciskając klakson i omal nie wywołując tym zawału serca
u faceta idącego chodnikiem. Zaczął coś krzyczeć i machać pięścią, ale
zignorowałam go i docisnęłam pedał gazu, czując się coraz bardziej chętna na
propozycję napastnika. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Zaraz będziemy u ciebie, uspokój się. – mruknęłam do chłopaka, ale zupełnie
się tym nie przejął, nawet nie przerywając drażnienia zębami mojego karku. Westchnęłam.
Wampir się znalazł. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Na następnych światłach stwierdziłam, że długo tak nie pociągnę, z Robertem
wsysającym mi się w szyję i miłym łaskotaniem w głębi brzucha, jak zawsze przed
seksem. Zignorowałam więc czerwone światło i wbiłam pedał gazu w podłogę,
łamiąc kolejne przepisy. Pod hotelem, w którym zatrzymał się Lewandowski
przyszło mi do głowy, że może to nie jest do końca dobry pomysł; może powinnam
poradzić sobie z przywiązaniem do Harry’ego w inny, rozsądniejszy sposób. Zdusiłam
jednak te wątpliwości i pociągnęłam piłkarza w stronę wind. </span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Jeśli mam czegoś żałować, to dopiero jutro rano.<span style="mso-bidi-font-family: Calibri;"><o:p></o:p></span></span><br />
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>></span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Hejka, jak tam ferie?</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Mamy nadzieję, że szalone i pełne śniegu, bo akurat tego ostatniego nie było u nas zbyt dużo ostatnio.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">W każdym razie ja jestem chora (taaaaaa, wiem że jest Wam przykro ;*) i mam ciut więcej czasu, ale znając moją rodzinkę to nie potrwa o długo ;P</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Poza tym powiem Wam w sekrecie, że Olga miała wczoraj urodziny i jest już oficjalnie <i>Sweet 16.</i></span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Ale jakby co, to nie wiecie tego ode mnie :D</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Jak już jesteśmy przy tematyce urodzinowej, to powiem Wam, już nie w sekrecie, że jeden z bohaterów naszego opowiadania ma urodziny właśnie DZIŚ. Mowa o Harry'm Styles'ie, który dzisiaj stał się Sweet 19 ;D A odbiegając od tematu urodzin to Wariatka ma Wam coś do przekazania, a właściwie pochwalenia się.</span><br />
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Obydwie od jakiegoś czasu składamy origami i ostatnio udało jej się (w wielkich bólach i z niesamowitą cierpliwością) skończyć coś, co z pewnością lubią wszystkie fanki footballu :D Enjoy:</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBaTLispD8waVTZ2Pq_F7SV_lK2DrAD71A0BgwEyRuDrhiHx3lygwyw5HjVm0rKORh-UzSQI5IVB09C7I8_VLoa3hq0P7gtb7iRXHrRqcFEPuChquPs5HFuAl8j88Wj592uU6-kQNEV9Je/s1600/DSCF0517.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBaTLispD8waVTZ2Pq_F7SV_lK2DrAD71A0BgwEyRuDrhiHx3lygwyw5HjVm0rKORh-UzSQI5IVB09C7I8_VLoa3hq0P7gtb7iRXHrRqcFEPuChquPs5HFuAl8j88Wj592uU6-kQNEV9Je/s400/DSCF0517.JPG" width="400" /></span></a></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 115%; margin-bottom: 10.0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-autospace: none;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Dobra, koniec tych ogłoszeń parafialnych, bo jeśli ktoś tu w ogóle dotarł, to właśnie zapada w sen.</span><br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Anyway, przypominam o pewnej matematycznej zasadzie, którą najwyraźniej nie wszyscy opanowali, mianowicie: CZYTAM=KOMENTUJĘ!!!!</span><br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Mamy nadzieję, że rozdział Wam się podobał i do następnego.</span><br />
<b><span style="color: #990000; font-family: Times, Times New Roman, serif;">Rooksha&Wariatka</span></b></div>
Rookshahttp://www.blogger.com/profile/10271565682508867908noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-34536482406899646052013-01-24T00:03:00.000+01:002013-01-24T00:03:00.202+01:00Do tych co czytają...<b>Hejka!<br />Jak niektóre z was zauważyły na naszym blogu zaszły malutkie zmiany. Doszły nam dwie zakładki, a jedna zmieniła nazwę. Ja osobiście (Wariatka) mam ochotę trochę poszaleć z wyglądem bloga, ale jeszcze nie wiem co na to Rooksha:)<br />Do rzeczy. Jedna z tych stron ("Reguł gry") ma wam pomóc w zrozumieniu "naszego świata";) Wiemy, że tworzymy różne dziwne wariacje i jeśli Stephenie Meyer zobaczyłaby co robimy z jej wampirami, to by się psychicznie załamała. Mamy jednak nadzieję, że nie przeszkadza wam to zbytnio. Tych, którzy gubią się już w umiejętnościach naszych kochanych "nieśmiertelnych", zapraszamy tam. Już nie długo pojawią się tam zasady rządzące w świecie wampirów. <br />Zainspirowane innymi blogami, postanowiłyśmy zamienić zakładkę "Info" (której zresztą i tak nikt nie czytał;)) na "Polecacie". Jeśli prosiłyśmy was o informowanie nas o nowych rozdziałach, albo po prostu uważacie, że wasz blog jest warty przeczytania-piszcie tam. Obiecujemy, że zajrzymy o każdego opowiadanka.<br />Trzecia stronka "Uczucie krzyczy szeptem" będzie poświęcona mojemu opowiadanku (Wariatka). Nie będzie to nie wiadomo jak długa historia, więc doszłam do wniosku, że nie ma sensu zakładać nowego bloga. Mam nadzieję, że przypadnie wam ona do gustu. Nie będzie co prawda o wampirach i 1D, tylko o samych piłkarzach, a raczej piłkarzu (patrz: "Uczucie krzyczy szeptem" ), ale chyba wam to nie przeszkadza, prawda? Kiedy ono się pojawi? Powiem szczerze, że sama nie wiem. Jak na razie mam dopiero sześć stron w Wordzie (nasze rozdziały mają po 14), więc troszeczkę musicie jeszcze poczekać. <br />Ostatnią rzeczą, o której chcemy wam powiedzieć, a raczej poprosić, są komentarze. Wiemy, że powtarzamy się, jak stare katarynki, ale chyba inaczej nie można. Jeśli ktoś z was czyta naszego bloga, to prosimy, by pozostawił po sobie ślad. Jak na razie podoba nam się to całe "blogowanie", więc nie będziemy "grozić", że zamkniemy zakład, ale nie wiadomo, czy kiedyś się to nie zmieni.<br />Mamy zaplanowane 40 rozdziałów. Może wyjdzie mniej, może więcej. Choć w to pierwsze szczerze wątpimy, zważając na to, że nasz obecny post, w rozpisce, miał być dziesiąty. Tak, czy siak, historia dopiero się rozkręca. Korzystając z mojej nieobecności w szkole, zdążyłam napisać już 13 i 14. Rookshy proszę dać troszeczkę, więcej czasu, gdyż ona biedna uzupełnia braki w wiedzy;) W każdym razie, mogę zdradzić, że ten mój ostatni twór, będzie lekkim zwrotem w akcji. </b>Fankom 1D mogę obiecać (Rooksha), że ich ukochany zespół, niedługo będzie się częściej pojawiał.<b> <br />Dobra! Dosyć tego nudzenia. Patrząc na zegarek, zacznę się kierować w stronę łóżka. Biorąc pod uwagę to, że ostatnio wstaję o 11...<br />Tak, czy siak mam nadzieję, że nie zanudziłyśmy was naszym "ogłoszeniem parafialnym" i weźmiecie do serca nasze słowa. Dobra! Na serio kończę, bo zaczynam już bredzić. <br />Do usłyszenia!<br />Wariatka<br /><br />P.S. Zajrzyjcie jeszcze do "Bohaterów". Zmieniłyśmy niektóre zdjęcia i dodałyśmy cytaty. <br /> </b><br />Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-37765248608947340192013-01-09T00:55:00.001+01:002013-07-14T21:48:06.361+02:00Rozdział dwunasty<br />
<div class="MsoNormal">
</div>
<div class="MsoNormal">
<b><span lang="EN-US"><i>„Never known what
love could be, you’ll see” – 'Family Portrait' Pink</i></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=C6MOKXm8x50" target="_blank"><i>Dance, Dance</i></a></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
*Oczami Alice*</div>
<div class="MsoNormal">
Pierwsze dni lutego były dla mnie okropnie wyczerpujące, ciągle tylko
polowania, morderstwa, walki, jakby krwiożercy nie mieli nic innego do
robienia, tylko ciągłe atakowanie niewinnych ludzi. Chwilami nie znosiłam bycia
wampirem. Tak jak kilka dni temu, kiedy Harry nie mógł odpuścić i wypytywał
mnie o życie w Polsce, o znajomych, o rodzinę. Z każdą moją wymijającą
odpowiedzią zadawał coraz konkretniejsze, bardziej podchwytliwe pytania. Na
koniec oczywiście znów musiałam zamknąć mu usta pocałunkiem, bo nigdy by mi nie
odpuścił. Czasem zastanawiałam się jak zareagowałby na prawdę. Gdybym wyznała
mu, że jestem wampirem, piję krew, zabijam inne wampiry, ukrywam się przed
ludzkością. Że przy dużym szczęściu mogłabym żyć kilka tysięcy lat nie zmieniając
się ani trochę, podczas gdy on był coraz dojrzalszy z każdym naszym spotkaniem.
W sumie nie wiem, czemu ciągnę tę znajomość. Z jednej strony chłopak pociąga
mnie, a jako wampir nie zwykłam porzucać rzeczy, które mogłyby sprawić mi
przyjemność, ale z drugiej strony zaczęłam się do niego przywiązywać, a biorąc
pod uwagę to, że jest człowiekiem, przywiązanie to najgorsze, co może mi się
przydarzyć. W porównaniu z moim życiem, jego własne jest jak mrugnięcie
powieką, tak ulotne i nieuchwytne, nietrwałe. W każdej chwili coś mogło odebrać
mu życie, zniszczyć kruchą powłokę jaką jest jego kuszące ciało. A najgorsze w
tym wszystkim jest to, że nie wiem jak zareagowałabym na jego odejście. <br />
Nagle moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Zamierzałam zignorować
gościa, ale bębnienie się powtórzyło, więc chcąc lub nie, wstałam z podłogi, na
której leżałam przez ostatnie kilka godzin. Za drzwiami mojej sypialni
spotkałam Jasmine, która z zamyślonym uśmiechem pogłaskała mnie po ramieniu.
Spojrzałam na nią zdziwiona, ale nie odezwałam się słowem. Czasem miała takie
matczyne odruchy, a podświadomie czułam, że potrzebuje okazać komuś czułość w
taki czy inny sposób. Poza tym te rzeczy przypominały mi moją własną matkę, a
opiekuńcze gesty Jass pozwalały chociaż trochę ukoić ból po utracie rodziny. Uśmiechnęłam
się więc tylko, po raz kolejny dziękując w duchu za ten subtelny dotyk jej
dłoni. Podeszła do drzwi, a ja oparłam się o ścianę w hallu. W progu stał
sfatygowany przez londyńską pogodę Edward Cullen. Błysnął zębami w uśmiechu, na
co tylko zmarszczyłam brwi. Nie miałam pojęcia, co tu robił. Trzy tygodnie temu
twierdził, że musi pilnie wyjechać na kilka miesięcy do Australii. Jeśli tu
był, coś ważniejszego musiało wydarzyć się w Londynie, a moja niewiedza była
kolejnym dowodem na to, jak bardzo zatracam się w życiu śmiertelników,
zapominając o sprawach znacznie ważniejszych. <br />
Po wymianie uścisków z Jasmine, podszedł do mnie. Uważnym spojrzeniem zbadał
moją twarz, a ja użyłam wszelkich pokładów silnej woli, by nie myśleć o
rzeczach, które chciałam utrzymać w sekrecie. Jass twierdziła, że nawet gdyby
dowiedział się o jakiejś mojej tajemnicy to nie ujawniłby jej bez mojej zgody.
Nie znałam go jednak dość dobrze, więc moje wątpliwości istniały pomimo
zapewnień mojej mentorki. Wolałam nie ryzykować, zbyt wiele miałabym do
stracenia. Edward poprawił zmierzwione przez wiatr włosy, ale i tak wyglądał o
wiele lepiej niż jakikolwiek śmiertelnik po spotkaniu z kapryśną angielską
pogodą. Wyciągnął rękę w moją stronę, zapewne wyczuwając moją niepewność i nie
pozwalając sobie na takie czułości jak z moją przyjaciółką. <br />
- Miło mi widzieć Cię ponownie, Alice. – rzekł kurtuazyjnie, a ja mimowolnie
pomyślałam o tym, że musiał urodzić się jakoś przed wojnami światowymi. Kącik
jego ust drgnął, ale niczym więcej nie zdradził się, że zna moje myśli.
Zmierzyłam jego twarz uważnym spojrzeniem, zanim podałam mu swoją dłoń. <br />
- Witaj Edwardzie. Ciebie również dobrze jest widzieć w dobrym zdrowiu. –
odpowiedziałam równie grzecznie jak on sam. Jeśli zamierzał bawić się w
gentelmana nie zamierzałam pozostawać mu dłużna. W przeciwieństwie do niego,
nie wiedziałam co siedzi w głowach innych ludzi, więc mogłam tylko odgadywać
jego intencje. Albo chciał mi zaimponować, albo odstraszyć, obie jednak opcje
wydawały się być zbyt nieprawdopodobne. Innym powodem mogła być chęć wprawienia
mnie w zakłopotanie, co było już bardziej możliwe. Stare wampiry często lubiły
pokazywać jak bardzo są wiekowe, zawstydzając rozmówców zachowaniem, ubiorem i
mową. To jednak również niezbyt pasowało mi do Edwarda Cullena, którego
sylwetkę przybliżyła mi w ostatnich dniach Jasmine. Wampir z jej opowieści był
troskliwym i trochę niestabilnym emocjonalnie wiecznym siedemnastolatkiem, zdolnym
jednak do największych poświęceń, po uszy zakochanym w niezdarnej
śmiertelniczce. Poza tym po naszym pierwszym spotkaniu wywnioskowałam, że nie
szczyci się liczbą przeżytych lat, nie ubiera się jakoś dziwacznie, stara się
jak najbardziej nie odstawać od ludzi dookoła. Dlatego opcja wprawiania mnie w
zażenowanie była raczej mało prawdopodobna.<br />
Może po prostu chciał się ze mną podroczyć? Zapewne.<br />
Ale ja jak to ja, musiałam doszukiwać się w niewinnych ludziach jakiś ukrytych
zamiarów. Właściwie to przecież nie moja wina, że moi nauczyciele i trenerzy zaszczepili
we mnie to ziarno wątpliwości i chęć dokładnego sprawdzenia obcego osobnika. Słysząc
moje myśli Edward popatrzył na mnie z rozbawieniem, za co Jasmine skarciła go
wzrokiem.<br />
- Zostaw ją w spokoju. – powiedziała kręcąc głową.<br />
- Ależ Jass, my się tylko tak ze sobą drażnimy. – odpowiedział przekornie. <br />
- Taaaa. Nie martw się Jass. W końcu drażnienie się z żonatymi mężczyznami to
zdecydowanie moje hobby. – dodałam sarkastycznie. Ona tylko pokręciła głową z
uśmiechem. <br />
- Co Cię do nas sprowadza? – zapytała Jasmine.<br />
- Miałeś być w Australii, jeśli mnie pamięć nie myli. – stwierdziłam ignorując
całkowicie jego oceniające spojrzenie. Oglądałam swoje paznokcie szukając w
nich jakiejkolwiek skazy. <br />
Wzruszył ramionami z półuśmiechem. <br />
- Okazało się, że dadzą sobie tam radę beze mnie. Poza tym mam do ciebie
sprawę, Alice. – odpowiedział. Podniosłam na niego wzrok. Jass zmarszczyła
brwi, ale najwyraźniej postanowiła nie pytać. <br />
- Skoro tak, zostawię was. – powiedziała z ręką na klamce. <br />
- Zaczekaj! – zatrzymał ją głos naszego gościa. Złapał ją za ramię, tak by
popatrzyła na niego. Odwróciła się, a on z uśmiechem cofnął się i chwycił moją
dłoń, prawie mnie wywalając. <br />
- Chciałbym się przejść z Alice, jeśli to nie problem. – wyjaśnił. Nie no,
skądże. Dlaczego to miałby być jakiś problem? W końcu uwielbiam nachalnych
nieznajomych czytających moje myśli. Westchnęłam, ale pokiwałam głową na zgodę.
<br />
- Pozwól, że wezmę jakieś okrycie, Edwardzie. – powiedziałam, wyrywając rękę z
jego niezbyt delikatnego uścisku. Skierowałam się do swojej sypialni i zdjęłam
z wieszaka brązowe poncho. <br />
Zarzuciwszy je na siebie, wsunęłam się w brązowe kozaki i tym sposobem byłam
gotowa na nieromantyczny spacer z panem podsłuchiwaczem. <br />
- Hej, ja wszystko słyszę!!! – dobiegł mnie głos Edwarda. Zazgrzytałam zębami z
frustracji. Powoli miałam tego dość. Poprawiłam włosy i wyszłam z pokoju. <br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
- Więc… Ty i Harry… - zaczął po piętnastu minutach niezbyt klejącej się
rozmowy. <br />
- Ja i Harry co? – popatrzyłam na niego powątpiewająco. Wzruszył ramionami z
zakłopotaniem.<br />
- No wiesz, jesteście razem? – dokończył wcześniejsze pytanie z zażenowaniem
wypisanym na twarzy. Zerknęłam na niego z ukosa. <br />
- A dlaczego miałoby Cię to obchodzić, hm? – rzuciłam lekkim tonem. Musiał
jednak wyczuć moją rosnącą irytację, bo podniósł ręce w poddańczym geście.<br />
- Nie denerwuj się. Po prostu pytam, bo mam w takich związkach doświadczenie. –
wyjaśnił. <br />
Zaśmiałam się. Zdaje się, że odczytał moje intencje wobec Harry’ego trochę
inaczej niż powinien. <br />
- Nie sądzę, żebyś miał doświadczenie w <i>takich</i>
związkach. Choć lepszym słowem byłoby „znajomość”. Nie jestem z Harry’m w
żadnym związku. – powiedziałam z rozbawieniem. Kto by pomyślał? Edward Cullen,
obrońca śmiertelników zniewolonych przez zakazane uczucie. <br />
Słysząc moje myśli, popatrzył na mnie z przyganą. <br />
- To nie jest zabawne, Alice. To poważna sprawa. Wampir z reguły zakochuje się
tylko raz. A śmiertelność Harry’ego jest twoim największym wrogiem. Nie wolno
ci jednak odbierać mu jej bez jego wyraźnej zgody i chęci. Nikt nie ma prawa
podejmować takiej decyzji za niego. – tłumaczył poważnym tonem. Zaczął się
jednak zagłębiać w tematy, które nie bardzo mnie interesowały i zdecydowanie
mnie nie dotyczyły. Sięgnęłam więc ręką do jego twarzy i zakryłam mu usta swoją
dłonią. <br />
- Nie zapędzaj się tak, szeryfie. Nikt nie mówił o odbieraniu mu śmiertelności.
Spotykam się z nim, żebyśmy mogli uprawiać seks. – wyjaśniłam jak
pięciolatkowi, wyraźnie artykułując ostatnie słowo. Wytrzeszczył na mnie oczy i
odciągnął moją dłoń od swojej głowy. <br />
- Żartujesz, prawda? – zapytał po kilku sekundach wpatrywania się we mnie z
niedowierzaniem. <br />
Pokręciłam głową. – Jestem jak najbardziej poważna. Więc nie martw się, Cullen.
Za kilka dni zostawię chłopaka w spokoju. – powiedziałam, z każdym słowem
robiąc krok w tył. Na koniec odwróciłam się do niego plecami i skierowałam się
w stronę mało uczęszczanej ścieżki. <br />
- To nie jest tylko seks. – usłyszałam jego cichy głos. Natychmiast się
odwróciłam i podeszłam do niego szybkim krokiem. Zmrużyłam oczy i zacisnęłam
usta. Niech się nie interesuje rzeczami, które go nie dotyczą. <br />
- Dalej, Cullen. Krzycz głośniej. Jeszcze tylko tego mi trzeba, żeby wszyscy
ludzie w Hyde Parku dowiedzieli się z kim sypiam.- warknęłam. On zaś przymknął
oczy i westchnął. <br />
- Alice, słyszałem twoje myśli po pogrzebie mojej siostry. Kiedy Harry do
ciebie zadzwonił chciałaś go od razu spławić, ale gdy tylko usłyszałaś, że
znowu baluje, zaczęłaś okazywać mu troskę. Zresztą sama to przyznałaś,
pamiętasz? Jesteś zainteresowana nim całym, nie tylko jego ciałem. To jego
osobowość pociąga cię bardziej. Jego charakter. Jego dusza. Jest tajemniczy jak
ty, trochę frywolny i niedojrzały, potrzebuje kogoś, kto będzie się o niego
troszczył. A ty po świadomie chcesz się o kogoś troszczyć. Seks nie ma tu nic
do rzeczy. – mówił, patrząc prosto na mnie. Ja natomiast uciekałam wzrokiem
gdzie tylko się dało, nie chcąc przyznać, że w jakimś stopniu miał rację. Nie
mogłam się angażować, to było sprzeczne z zasadami. Nie chciałam się do niego
przywiązywać. <br />
- Ale to już się stało. Już w jakiś sposób o niego dbasz, już jesteście ze sobą
w pewien sposób związani. Nie wiem, czy akurat ja powinienem ci to mówić, ale
obawiam się, że nie ma już odwrotu. – kontynuował Edward, ciągle chłonąc moje
myśli jak gąbka. Zacisnęłam zęby. <br />
- Nie.<br />
- Słucham? – zapytał ze zdziwieniem. Popatrzyłam na niego wściekła. <br />
- Nie jestem w żaden sposób związana z tym śmiertelnikiem. On nic dla mnie nie
znaczy. Takich jak on miałam już wielu. Nie zniewoli mnie żaden człowiek, a
żaden stary wampir nie będzie prawił mi morałów, ani mnie pouczał. Zostaw mnie
w spokoju, Cullen. Zajmij się lepiej swoją rodzinką. – wysyczałam przez
zaciśnięte zęby, po czym napędzana wściekłością ruszyłam do bramy parku. Miałam
serdecznie dość starszych pobratymców mówiących mi co mam robić. To mój życie i
zrobię z nim co będę chciała. <br />
- Zaczekaj, Alice! – zawołał za mną. Tym razem się nie odwróciłam. <br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
„Mamy dziś
dziewiąty dzień lutego, wyjątkowo bezchmurne niebo i temperaturę sięgającą 8
stopni. Jak na razie tylko dwa zatory drogowe w City i jeden w Soho. Wszyscy
powoli zmierzają do pracy, a na ulicach pojawiają się kolejne czerwone
autobusy. Dzień dobry. Witam w programie „O dziewiątej w Londynie”. Moimi
dzisiejszymi gośćmi będą…” <br />
Dżingiel programu przewiercał mi dziurę w głowie. Dosłownie czułam jak każda z
moich komórek drga razem z falami dźwiękowymi przenikającymi moje ciało. Każdy
odgłos był pięć razy głośniejszy, każde światło dziesięć razy jaśniejsze, a
każdy pojedynczy człowiek sto razy bardziej irytujący. Nagle ktoś trącił mnie w
łokieć. Z chęcią mordu podniosłam powoli głowę. <br />
- O przepraszam, nie chcia….Alice??? – głos Timothy’ego odbił się echem w moich
biednych uszach. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
- Tak, to ja
pajacu. Miałeś być kwadrans temu. – z trudem wydobyłam z siebie głos, na co on
tylko pokręcił głową i zajął miejsce naprzeciwko mnie. Umówiliśmy się w <i>World’s Cafe</i>, tak jak zawsze w drugi
czwartek miesiąca. Co tydzień wychodziliśmy gdzie indziej, zwykle do klubu lub
w jeszcze bardziej zboczone miejsca, dobrze wyselekcjonowane przez mojego
przyjaciela. Obydwoje lubiliśmy się zabawić, a seks mógł tylko poprawić
wieczór. Nie miałam pojęcia, co złego widziała w tym Jass, w końcu nie
robiliśmy tym ludziom żadnej krzywdy. Krwiożercy zwykle w czasie stosunku z ludźmi
pożywiali się nimi, zostawiając na koniec trupa bez kropli krwi. A my tylko
korzystaliśmy z ich chęci, nigdy nikogo nie zmuszając do obcowania z nami.
Szanowaliśmy ludzi i ich wybory; nie robiliśmy im krzywdy. Jasmine jednak nie
pojmowała mojej logiki i łajała mnie za to przy każdej możliwej okazji. <br />
Jednak w tym momencie nie miałam ochoty się nad tym głębiej zastanawiać. Moja
głowa pulsowała jak głośniki na koncercie Queen. Westchnęłam ciężko i
spojrzałam na Tima. Przez cienkie szparki jakimi były w tej chwili moje oczy
dostrzegłam, że wpatruje się we mnie z mieszaniną współczucia i politowania. Chciałam
unieść pytająco jedną brew, ale podejrzewam, że wyszedł mi raczej wyraz twarzy
Quasimodo, bo ramiona Andersa zatrzęsły się ze śmiechu. Każdą wibrację przekazał
dzielącemu nas stolikowi, ten zaś ochoczo przekazał je dalej, wprawiając moje
wymordowane ciało w stan gorszy niż kiedykolwiek. Zabiję go kiedyś, przysięgam.<br />
- Allie, bez obrazy ale wyglądasz jak gówno. – powiedział z pełnym politowania
uśmiechem, sięgając przez stół, by chwycić moją dłoń. Natychmiast trochę
otrzeźwiałam. Może jednak go nie zabiję? W końcu gdzie ja znajdę takiego
kochanego, szczerego do bólu, ale jednocześnie troskliwego przyjaciela? Który
na dodatek wytrzyma psychicznie znajomość ze mną? Odpowiedź nasuwała się sama.
Spojrzałam na niego krzywo. <br />
- Myślisz, że nie wiem? Ale jako dobry przyjaciel mógłbyś wykazać się odrobiną
taktu i jakoś mnie pocieszyć. – mruknęłam w odpowiedzi, zaciskając palce na
jego ręce. Rzadko pozwalaliśmy sobie na takie czułości, więc musiałam wyglądać
naprawdę okropnie. Zdawałam sobie sprawę, że chciał wiedzieć dlaczego wyglądam
jakby przeżuła mnie i wypluła wataha dzikich psów, a potem przebiegło po mnie
stado bizonów. <br />
- Bawiłam się wczoraj w Soho. I jak widać, nie był to mój najlepszy pomysł. –
wymamrotałam w odpowiedzi, próbując siedzieć prosto na krześle, jednak moje
mięśnie uparcie odmawiały współpracy, dzięki czemu wyglądałam jakby spuszczono
ze mnie powietrze. Timothy pokręcił głową. <br />
- Mówiłem ci, że chodzenie tam w pojedynkę to nie jest dobry pomysł. W tej
części miasta pożrą cię żywcem, jeśli nie będziesz miała kogoś ze sobą. –
zganił mnie. Machnęłam ręką. <br />
- Teraz to możesz się mądrzyć, Mistrzu Yoda. Niewiele mi pomaga twoje
zrzędzenie. – powiedziałam zrezygnowana, zupełnie tracąc nadzieję na powrót do
normalnego stanu, kiedy nic mnie nie bolało i nie wyglądałam jak wypompowany
balon. Zaśmiał się w odpowiedzi. Po chwili podeszła do nas kelnerka i po chwili
flirtowania z moim przyjacielem, zapisała w notatniku nasze zamówienia. Mocca
dla Tima i mocne espresso dla mnie. <br />
- Jak myślisz, Jasmine zejdzie się z tym piłkarzem? – zapytał chłopak po chwili
milczenia. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego zdziwiona.<br />
- Przyszliśmy tu poplotkować? <br />
- Nie. Mieliśmy omawiać nasze następne wspólne polowanie, ale nie wydajesz się
być zdolna do takich planów, przynajmniej w tym momencie. – odpowiedział z
zadziornym uśmiechem. W odpowiedzi również wygięłam usta w półuśmiechu, a on
zaśmiał się głośno. <br />
- To jak? Spotykają się? – drążył dalej temat życia uczuciowego mojej
opiekunki. Cóż, niech mu będzie. <br />
- Nie spotykają się jak na razie, ale to dlatego, że on jest w Niemczech i
trenuje. No i wymieniają się mailami. Za każdym razem jak czyta wiadomości od
niego, uśmiecha się jak pięciolatka na widok cukierka, więc chyba się lubią.
Moim zdaniem coś mogłoby z tego być, ale znając Jass… zapewne zrezygnuje w
ostatniej chwili, bo będzie się bała konsekwencji. Znasz ją. Nie lubi łamać
reguł, a to zdecydowanie wykracza poza normę. – wyjaśniłam. Timothy popatrzył
na mnie z nieukrywanym rozbawieniem. Spojrzałam na niego zdezorientowana. <br />
- Co?<br />
- Chyba już ci lepiej. – powiedział, a gdy napotkał mój pytający wzrok,
wyjaśnił:<br />
- Gadasz jak nakręcona. <br />
Pacnęłam się w czoło. Czy on w ogóle kiedykolwiek mnie słucha? Ja tu się
produkuję i ze szczegółami opisuję stan psychiczny Jasmine, a on po całym moim
wywodzie stwierdza, że „chyba jest mi lepiej”. Westchnęłam. Nagle stanęła
przede mną moja upragniona kawa. <br />
- To kawa dla państwa, czy mogę coś jeszcze dla państwa zrobić? – zapytała
kelnerka, której pojawienie się kompletnie mnie zaskoczyła. Zdaje się, że
jednak nie jest mi lepiej, skoro nie usłyszałam nawet stukającej obcasami
dziewczyny, niosącej dwie filiżanki z łyżeczkami brzęczącymi o talerzyki.
Łyknęłam trochę swojej kawy i od razu poczułam jej zbawienne działanie.
Rozjaśniło mi się w głowie i nie czułam się już taka wymięta jak jeszcze
dziesięć minut temu. Tymczasem Tim komplementował kelnerkę. <br />
- Jest pani doprawdy urocza. Nie sądzę, bym kiedykolwiek wcześniej spotkał
kogoś tak ujmującego. – powiedział z delikatnym uśmiechem nieśmiałego
prawiczka, trzepocząc rzęsami jak dziewica z łzawego melodramatu. Ale na
dziewczynę najwyraźniej podziałało, bo jej puls przyspieszył, tworząc na jej
policzkach dwa dorodne rumieńce. <br />
- Jest pan strasznie miły. Dziękuję bardzo.- wyjąkała ze spłoszonym wzrokiem. <br />
- Ależ nie ma za co dziękować mówię tylko prawdę. A pani ruchy? Jest pani
zgrabna jak sarenka. Musi być pani oblegana przez adoratorów. – kontynuował słodką
tyradę. <br />
- Ja? Jak sarenka? – zapytała głupio. W odpowiedzi Timothy błysnął zębami w
idealnym uśmiechu.<br />
- Myślę, że jest pani nawet zgrabniejsza niż sarenka. Gracja z jaką porusza się
pani między stolikami jest nie do opisania. Nie mam pojęcia, co pani robi w tak
podrzędnym miejscu, powinna pani chodzić po wybiegu, a nie po kawiarni. <br />
- Ja? Modelką? Jest pan strasznie miły. – powtórzyła, zarumieniona już tak
bardzo, że wyglądała jakby zasnęła w solarium. <br />
- Byłaby pani doskonałą modelką, albo aktorką. Albo nawet tancerką. Z takim
ciałem i tak uroczą osobowością, mogłaby pani zdobyć światową sławę. Ma pani
wielkie możliwości, proszę mi wierzyć.- słodził dalej. Ja jednak miałam dość.
Kelnerka już otwierała usta by wyjąkać kolejne niezgrabne podziękowanie, jednak
przerwałam jej. <br />
- Proszę mi wybaczyć, ale muszę iść się wyrzygać. – powiedziałam z kpiącym
uśmiechem. Podniosłam się z krzesła, zostawiając na stoliku pięćdziesiąt funtów.
Odwróciłam się tyłem do gruchającej parki i ujrzałam przed sobą biały T-shirt
oraz kawałek szyi jego właściciela. Podniosłam wzrok i napotkałam rozbawione
spojrzenie ostatniej osoby jakiej bym się tu spodziewała. Robert Lewandowski. <br />
- Hej Alice. Dobrze cię widzieć. – powiedział z uśmiechem, ja zaś odsunęłam się
od niego na odległość ramienia i kiwnęłam głową. <br />
- Tak. Ciebie też, Robert. – odpowiedziałam, a rozmowa z moimi plecami nagle
ucichła. Obejrzałam się przez ramię. Kelnerka właśnie podeszła do lady z
rozanieloną miną, Tim zaś parzył na mnie zaciekawiony. Westchnęłam. <br />
- Robert, to jest mój przyjaciel Timothy. – powiedziałam po polsku. – A to jest
Robert Lewandowski, mój…znajomy. – zakończyłam z wahaniem. Tim spojrzał na mnie
zdezorientowany. Uniosłam brew w niemym pytaniu. Potrząsnął głową i odezwał się
po angielsku. <br />
- Dlaczego nie mówisz po angielsku? Wiesz, że nie rozumiem polskiego. – rzucił
z zakłopotaniem na twarzy, jednak w jego oczach tańczyły rozbawione iskierki.
Zabiję gada. <br />
- Timothy, to jest mój znajomy, Robert Lewandowski. – powiedziałam po
angielsku, w duchu modląc się o cierpliwość, albo asteroidę kończącą moje męki.
Nie mogłam przecież wykłócać się z Andersem na oczach Lewego, a ten wredny
wampirzy dupek udawał że nie zna polskiego, choć doskonale rozumiał każde
słowo. Zazgrzytałam tylko zębami, na co kącik ust mojego przyjaciela lekko
drgnął. Zabiję. Zwiążę, wrzucę do piwnicy, będę karmić sianem i poić wodą z
kałuży, przymuszę do obejrzenia wszystkich odcinków „Mody na sukces”. Zemsta
jest słodka. <br />
Z zamyślenia wyrwało mnie chrząknięcie Roberta. <br />
- Usiądź. – powiedziałam wskazując na wolne krzesło. Wypełnił prośbę,
rozkładając się na swoim miejscu jak kobieta do porodu. Cóż, sportowiec.
Timothy przyglądał mu się z zaciekawieniem. <br />
- Więc…skąd znasz pana Roberta? – zapytał, oczywiście po angielsku. Posłałam mu
mordercze spojrzenie, jednak nie dałam za wygraną. <br />
- Jest znajomym znajomego Jasmine. Poznaliśmy się na balu sylwestrowym, na
którym też byłeś, ale najwyraźniej coś innego zajęło twoją uwagę. – nie mogłam
powstrzymać się do złośliwości. Po prostu taka byłam. Wolałam nie wspominać, że
już się widzieli po tym balu. Po tym, jak piątka półnagich facetów zwaliła się
z mojej kanapy na oczach Aleksa i Tima. Mój przyjaciel uśmiechnął się
jadowicie. <br />
- Ach, to jeden z tych piłkarzy, którzy brali udział w twojej org…- przerwał,
czując miażdżenie swojej stopy. Nie moja wina, sam się prosił o połamanie
kości. Docisnęłam obcas jeszcze tylko odrobinę. Zmrużył oczy i kontynuował. –
Tych piłkarzy, którzy nocowali na twojej kanapie. Teraz sobie przypominam. –
zakończył, po czym zwrócił się w stronę milczącego Roberta.<br />
- W ubraniu wygląda pan zupełnie inaczej. – najwyraźniej z angielskim Lewego
nie było tak źle, bo wytrzeszczył oczy i zarumienił delikatnie. Kto by
pomyślał? Wiecznie pewny siebie Robert Lewandowski mięknie pod jednym
spojrzeniem Tiomothy’ego Andersa? Czasami nie doceniałam swojego przyjaciela.
Piłkarz najwyraźniej wyszedł z pierwszego szoku, bo potrząsnął głową i zapytał
po angielsku: - Przyjechałem na miesiąc do Wojtka, ma ostatnio jakieś kłopoty z
fankami. A co u ciebie? Jak tam u Harry’ego? – przy ostatnim pytaniu zniżył
nieco głos, a Tim zakrztusił się swoją kawą. Troskliwie więc poklepałam go po
plecach. A raczej poobijałam. Zmrużył oczy i odpowiedział za mnie.<br />
- Harry ma się dobrze. Kiedy ostatnio się widzieli, nie mogli się od siebie
odessać. Wiesz, kiedy Allie o nim opowiada, to skacze jak opętana i cieszy się
jakby co najmniej wygrała milion funtów. – zakończył ze śmiechem, klepiąc mnie
po głowie. Zmierzyłam go groźnym wzrokiem. Jeszcze się policzymy, Anders.
Robert zaś siedział trochę zdezorientowany i coś mi mówiło, że jednak nie do
końca zrozumiał wypowiedź Tima. Mogłam więc choć trochę odetchnąć. Jeśli miałam
odzwyczajać się od Harry’ego, Lewy był całkiem niezłą alternatywą. Uśmiechnęłam
się więc do niego kokieteryjnie, łapiąc jego rozłożoną na stoliku dłoń. <br />
- A jak tam twoje treningi? Wszystko w porządku? Słyszałam, że piłkarstwo to
ciężki zawód. – powiedziałam z troską, głaszcząc kciukiem jego dłoń. On patrzył
na nasze splecione ręce zdezorientowany, po czym podniósł wzrok na mnie i coś w
jego oczach podpowiedziało mi, że złapał haczyk. Nie raczył jednak odpowiedzieć
na moje pytania, co się w sumie dobrze składało, bo i tak nie wiedziałabym o
czym mówi. Zamiast tego pochyliłam się jeszcze bardziej nad stolikiem, tak żeby
dobrze wyeksponować mój dekolt, a potem odezwałam się półgłosem:<br />
- Skoro jesteś w Londynie, musimy się koniecznie gdzieś wybrać. Najlepiej do
klubu. – zakończyłam z figlarnym uśmiechem. Mrugnął dwa razy, po czym z trochę
nieobecnym wzrokiem odpowiedział:<br />
- Dobrze. Może Wojtek też chciałby gdzieś wyjść? Jak myślisz, Allie?<br />
Przeklęłam w myślach Timothy’ego za używanie tego idiotycznego zdrobnienia. Ale
zaraz wpadł mi do głowy pewien pomysł. <br />
- Tak. Wojtek też potrzebuje trochę odetchnąć od pracy. A ja znam kogoś, kto
także mógłby nam towarzyszyć.<br />
<div style="text-align: center;">
***<o:p></o:p></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<b>*Oczami Jasmine*<br />
Siedziałam w kawiarni. Kawa mi już prawie całkiem wystygła. Rozglądałam się po
pomieszczeniu. Zakochane osoby patrzące się w oczy drugiej połówki, jakby
zobaczyły tam co najmniej Messiego. Dookoła pełno serduszek, różyczek i starych
transwestytów ze ścierką przewiązaną na biodrach i skrzydełkami, przyczepionymi
do pleców taśmą klejącą. A! Zapomniałabym o łuku i strzale, którym dostałam już
dzisiaj w tyłek po raz setny, z dodatkiem słów: „Co taki słodki aniołeczek robi
tutaj sam? Może polecimy razem do nieba?”. Ja na to wszystko reagowałam:
„Wybacz, ale za chwilę mam randkę z seksownym diabłem”, albo: „Wybacz, ale
jestem lesbijką”. Zgadnijcie jaki to dzień? Dodam jeszcze, że połowa lutego.
Dokładnie! Walentynki. Dzień przez mnie znienawidzony. Pełno par, które na
skutek mrozu, przykleiły się do siebie wargami, albo zdesperowanych facetów,
którzy nagle uświadamiają sobie, że jesteś miłością ich życia i muszą się z
tobą umówić. Co roku to samo. Zazwyczaj udawało mi się zaszyć w pokoju, z
książką i kubkiem pełnym gorącej czekolady, jednak dzisiaj nie! Moja kochana
przyjaciółka Samantha doszła do wniosku, że musimy poważnie pogadać. Dlatego
teraz siedzę tutaj, jak ten idiota, odpędzam od siebie facetów i czekam na tę
idiotkę. Dodatkowo bardzo cieszy mnie to, że wampiry nie muszą jeść, bo po tym
co w tej chwili robią moi sąsiedzi, straciłabym apetyt. <br />
- Cześć! – dobiegło mnie zza pleców – Przepraszam za spóźnienie! Straszne
korki.<br />
- Nic się nie stało. – powiedziałam uśmiechając się.<br />
Średniego wzrostu dziewczyna, o złocistych włosach i oczach tego samego koloru,
usiadła naprzeciwko mnie. <br />
- Naprawdę cię przepraszam! Wiesz, jak nie lubię się spóźniać!<br />
Cała Samantha. Uczciwa, punktualna, życzliwa, miła, zabawa i całe mnóstwo
innych pozytywnych epitetów, którymi można ją opisać. Znałyśmy się od początku.
Była jedną z najstarszych wampirzyc. To ona znalazła mnie na wpół martwą i
przyniosła do Carlisle, który sprawił, że stałam się nieśmiertelna. Czuwała
nade mną przez okres mojej nauki. Wszystkiego mnie nauczyła. Chyba jako jedyna
znosiła moje humorki. Pocieszała mnie po śmierci męża Esme. Pilnowała Alice,
kiedy wyjechałam. Zawsze mogłam na nią liczyć. <br />
- Naprawdę nic się nie stało! – zapewniłam ją – Powiedz lepiej o co chodzi?
Dlaczego chciałaś się tak szybko spotkać?<br />
- Za chwilę ci powiem. Zamówimy coś?<br />
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zawołała kelnerkę. Ta teleportowała się w naszą
stronę. Moja przyjaciółka złożyła zamówienie. Dziewczyna popatrzyła jeszcze
chwilę na nas, odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę kuchni. <br />
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł?<br />
- Przecież nam nie zaszkodzi. – powiedziała z uśmiechem. - Do
naszej rozmowy będzie idealne! Mam nadzieję, że nie gniewasz się, że akurat
dzisiaj cię wyciągnęłam. – wskazała na całującą się parę.<br />
- Nie, po prostu… To święto przypomina mi, że urodziłam się w XIXw. Walentynki
były wtedy… trochę inne.<br />
Na twarzy mojej towarzyszki pojawił się banan.
Minutkę później, kelnereczka pojawiła się koło naszego stolika z butelką
wina. Rozlała je nam do kieliszków i zniknęła.<br />
- Teraz możemy gadać. – zaczęła Sam -
Chciałam się z tobą spotkać, bo… Jestem ciekawa… Co u Kuby?<br />
- Wiedziałam. – przełknęłam łyk wina – Dlaczego chciałabyś spotykać się ze mną
w Walentynki? Nie miałaś przecież zamiaru gadać o naszej nudnej pracy. Swoją
drogą, przetłumaczyłaś już tą umowę?<br />
Samantha zaśmiała się głośno.<br />
- Skarbie, twój sarkazm mnie przeraża. Po prostu jestem ciekawa, co tam u was?<br />
- U nas? Nie ma żadnych „nas”! Kuba to tylko mój kolega. <br />
- Wątpię. – spojrzała na mnie spode łba
– Widzę, jak na ciebie patrzy. <br />
- Od zawsze wiedziałam, że powinnaś nosić okulary. – westchnęłam - Chłopak jest
mi tylko potrzebny na wesele. Potem się go pozbędę. <br />
- Jakbym słyszała starą Jass. <br />
- Czasami wracam do „starego opakowania”.<br />
Kobieta uśmiechnęła się pod nosem. Upiła łyk wina.<br />
- Szkoda. – powiedziała po chwili ciszy – Wydaje się miły…<br />
- Taki jest. Do tego zabawny, trochę niezdarny, nieśmiały - typowy człowiek.<br />
- Nie taki typowy. Nie każdy jest dobry. Zresztą… Przecież zawsze o takim
marzyłaś.<br />
- Jakim?<br />
- Takim, jak on! Nawet wygląd się zgadza. <br />
- Znasz zasady. – westchnęłam ciężko<br />
- Zasady, zasadami, a serce…<br />
- Już od dawna mi nie bije.<br />
- Nie odwracaj kota ogonem. Kuba jest ideałem, który kiedyś mi opisywałaś. <br />
Zamyśliłyśmy się obie. Każda z nas dopiła czerwony trunek. <br />
- Nie chcę go tak wykorzystywać – powiedziałam smutno, przerywając ciszę -
Jednak boję się, że jak przedłużę naszą znajomość, to on się zakocha, albo co
gorsza ja. <br />
- Jak nasz chłoptaś się zadurzy, to mniejsza z tym. – Samantha spojrzała mi w
oczy – Nie chcę cię stracić. Kiedy Alice i Jasper odeszli… Zostałaś mi ty i Alex!<br />
- Nigdzie się nie wybieram. – podeszłam do niej i przytuliłam ją.<br />
Dziewczyna pociągnęła nosem. Odsunęła mnie lekko od siebie. Z ruchu warg
odczytałam :”Dziękuję”. Wróciłam na swoje miejsce. Podałam Sam chusteczki. Gdy
już ogarnęła się, zawołała znowu kelnerkę.<br />
- Zjedzmy coś. – rzuciła w moją stronę -
Chciałybyśmy coś zamówić. – powiedziała już do „jadłopodawcy”.<br />
Kobieta skinęła głową i położyła przed nami menu.<br />
- Proszę się z dziewczyną zastanowić. Zaraz wrócę. – po czym odeszła, a my
zdębiałyśmy. <br />
Siedziałyśmy tak chwilkę, wpatrują się w blat stołu. W końcu spojrzałyśmy na
siebie i wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem. <br />
- Zastanów się kochanie, co chcesz, to z powrotem ją zawołam. – zażartowała
moja przyjaciółka.<br />
Następnie obydwie zajęłyśmy się studiowaniem karty. Gdzieś w sercu czułam, że
to mogą być najlepsze Walentynki, jakie do tej pory miałam. </b><br />
<div style="text-align: center;">
<b><b> *
* * </b></b></div>
<b>
Stałam przed drzwiami niewielkiego domku na przedmieściach. Przyglądałam się
piaskowemu kolorowi ścian, kiedy stanął przede mną Alex. <br />
- Jesteś! – krzyknął ucieszony – Wejdź do środka. Sara już nie mogła się
doczekać.<br />
Mówiąc to wpuścił mnie do przedpokoju. Ściany podobnego koloru jak elewacja na
zewnątrz, były zakrywane przez obrazy autorstwa narzeczonej doktora. Chłopak
wziął ode mnie płaszcz i powiesił na wieszaku. Następnie zaprowadził mnie do
salonu, który był połączony z kuchnią i jadalnią. Pomieszczenia były jasne,
umeblowane nowocześnie, ale przytulnie. Nagle spod ziemi wyrosła Sara.
Dziewczyna przywitała się i zaprosiła mnie do stołu. Usiadłam na jednym z
krzeseł. Gospodyni doskoczyła do mnie i nalała mi herbaty. Jedna z pięknych,
ozdobnych filiżanek, napełniła się gorącym napojem. <br />
- Naprawdę nie wiesz, jak się cieszę, że jesteś. – zaczęła zajmując miejsce
obok mnie.<br />
– Jak ci minął wczorajszy dzień?
Przeżyłaś? <br />
- Mówiąc szczerze… bardzo dobrze. Byłam z Samanthą na kolacji. A wy? Jak wam
minął „dzień zakochanych”?<br />
- Czarująco. – obok mnie zmaterializował się Alex.<br />
Położył na stole jeszcze ciepłe ciasteczka. Po pokoju rozniosła się ich woń. <br />
- To znaczy? – uśmiechnęłam się.<br />
- Czy ja się pytam o szczegóły twojej randki? – spojrzał na mnie poważnie.<br />
Przyjrzałam mu się. Zobaczyłam, jak jeden z kącików jego ust drgnął.<br />
- Bardzo śmieszne. – powiedziałam sarkastycznym tonem.<br />
Obydwoje zaśmiali się. Chłopak objął swoją przyszłą żonę ramieniem i pocałował
w czubek głowy. Ona podniosła oczy do góry i patrząc na niego czule. Poczułam,
jak moje serce opatula ciepły szal. Świetnie czułam się w ich towarzystwie, co
było dziwne. Zazwyczaj nie lubiłam zakochanych par. Może nie tyle co osób, ale
tych wszystkich ich gestów. Przytulanie i całowanie przyprawiało mnie o
wymioty. Oczywiście, dla osiągnięcia własnego celu wiele razy zdarzało mi się
pocałować śmiertelnika, ale tak z miłości, to chyba nigdy. Sam powiedziała
kiedyś, że jestem wzorowym wampirem - nigdy nie kochałam. Chociaż kiedyś….<br />
- Może się poczęstujesz? – z rozmyślań wyrwał mnie głos Aleksa.<br />
- Dziękuję. – wzięłam jedno ciasteczko do ręki i ugryzłam. – Sama piekłaś? –
zwróciłam do Sary.<br />
- Tu muszę cię zaskoczyć, ale piekł je twój niezawodny doktorek. –
odpowiedziała.<br />
Na te słowa zakrztusiłam się. Obydwoje zaśmiali się.<br />
- Myślałem, że wierzysz w moje
umiejętności. – chłopak zwrócił się do mnie sarkastycznym tonem.<br />
- W lekarskie owszem, ale kucharskie? <br />
- Bardzo zabawne. – puścił do mnie oczko.<br />
- Mogę mieć do ciebie pytanie? – nasze przekomarzanki przerwała dziewczyna. –
Takie trochę osobiste?<br />
- Zależy, jak bardzo… - uśmiechnęłam się.<br />
- Znalazłaś już świadka?<br />
Na te słowa spojrzałam wrogo na Aleksa. On skulił się, a jego oczy przybrały
pozę, jak u zbitego psa.<br />
- Przepraszam. Zapomniałem ci powiedzieć. Świadkiem na naszym ślubie będzie
Kuba. O ile wydobrzeje…<br />
Kopnęłam chłopaka pod stołem. <br />
- Czy ja o czymś nie wiem? – zapytała zdezorientowana przyszłą panna młoda.<br />
- To długa historia…<br />
- Później ci opowiem kochanie. – odezwał się zapominalski.<br />
- Mogę mieć pytanie wyrwane kompletnie z kontekstu? – spojrzałam na Aleksa, a
on kiwnął głową. – Czy… jak rodzi się dziecko ze związku wampira i człowieka,
to ono…<br />
Chłopak zaśmiał się głośno. Dziewczyna tylko lekko uśmiechnęła się.<br />
- Ciekawe to twoje pytanie. Uprzedzając następne: nie zamierzamy mieć dzieci.<br />
- Nie oto mi chodziło. – zrobiło mi się strasznie głupio. – Ostatnio Alice
męczyła mnie, bo znalazła mój stary podręcznik. W nowych nie poruszają tego
tematu…<br />
- Nie chcą, żeby wiedzieli, że mają taką możliwość. – spoważniał – Co chcesz
dokładnie wiedzieć?<br />
- Jeśli można, to wszystko. Pomyślałam, że ty masz największą wiedzę na ten
temat. Uczył cię kiedyś Carlisle. <br />
Jak tylko wypowiedziałam jego imię, mój żołądek zrobił fikołka. Wróciły
wspomnienia. <br />
- Ciąża u wampira trwa dwanaście dni. Kiedy człowiek jest z wampirem rodzi się
człowiek. Wampir z wampirem nie mogą mieć dzieci. Nie wiem dlaczego na przykład
zwykły chłopak z wampirzycą mogą, a już wampir z wampirem nie. Tak już po
prostu jest. W każdym razie, kobieta umiera chwilę po porodzie. W każdym
przypadku. Nieważne, czy była wampirzycą czy nie. Nawet jeśli jej ukochany
zmarł wcześniej to ona do niego nie dołączy dopóki nie urodzi…<br />
- A co jak wampir jest ojcem?<br />
- Umiera, jak umrze kobieta. Jedynie, jak jest zwykłym człowiekiem, to ma
szansę przeżyć. <br />
- To nie fair. – obruszyła się Sara.<br />
- Tak już jest… - Alex położył dłoń na jej ramieniu.<br />
- A co się dzieje z dzieckiem? – wróciłam do zadawania pytań.<br />
- Jest pół wampirem, pół człowiekiem. Tak praktycznie różni je tylko to, że ma
Duszę… chyba.<br />
- Chyba?<br />
- Znasz dużo dzieci z takich związków? <br />
Miał rację. Takie dzieci nie istniały. Jedynym takim przypadkiem była Reneesme
- córka Edwarda i Belli. Na jej przykładzie opieramy całą wiedzę. <br />
- Podejrzewamy, że takie maluchy są o wiele
potężniejsze od nas. <br />
- Są nieśmiertelne?<br />
- Tego też nie wiemy… Mogą żyć długo, ale ile dokładnie?<br />
Chłopak zamyślił się. Wiedziałam, że poruszyłam lubiany przez niego temat. Alex
uważał, że niepotrzebnie unikamy takich rozmów. Mówił, że Edward i Bella
postępują niesłusznie, zakazując rozmawiać o tym z nowonarodzonymi. Z jednej
strony rozumiem ich, z drugiej nie. Nasi „władcy” nie chcą, by coś takiego się
powtórzyło. Wiedzą ile cierpienia coś takiego za sobą niesie, ile kłamstw… Nie
jestem tylko przekonana, czy nie poruszanie tego jest idealnym rozwiązaniem. W
końcu zakazany owoc smakuje najlepiej. <br />
Nagle w kieszeni Aleksa zabzyczała komórka. Wyjął ją i spojrzał na wyświetlacz.<br />
- Kurwa! – Sara pacnęła go ręką w ramię. – Przepraszam! Smoczyca mnie wzywa.<br />
- Czemu wy jej tak nie lubicie? – zapytała Sara.<br />
- Jeszcze nie poznała Esme?<br />
- Pozna ją na ślubie. Choć mam cichą nadzieję, że czarna ospa wróci do Europy i
ją przez przypadek zabije. <br />
Jego narzeczona spojrzała na niego, jak na zbója, a ja zaśmiałam się.<br />
- Niestety, ale nawet jeśli, to i tak by jej przecież nie uśmierciła.<br />
- Niby dlaczego? – Alex zaczął pakować jakieś papiery do teczki.<br />
- Wiesz… Zabicie nieśmiertelnego jest, hmm… dość trudne. – spojrzałam na niego
z wyższością, a on na mnie, jak na idiotkę.<br />
- Przykro mi, że muszę was opuścić, ale obowiązki wzywają. – mówiąc to
pocałował Sarę w usta, następnie podszedł do mnie i zrobił to samo tylko swoje
wargi skierował na mój policzek<br />
Za chwile usłyszałyśmy trzaśnięcie drzwi. <br />
- Zawsze w ruchu… – skwitowała dziewczyna – Cóż, może opowiesz mi trochę o tym
drużbie?<br />
- Blondyn, niebieskie oczy, trochę ode mnie wyższy, nic specjalnego. – upiłam
trochę herbaty.<br />
- Na pewno? – spojrzała na mnie z podejrzliwym uśmieszkiem – Znam cię dość
długo. Wiem, że nie zaprosiłabyś byle kogo. Od zawsze miałaś wymagania…<br />
Świetnie! Czeka mnie teraz kolejna
godzina tłumaczeń, że a) <i>on jest tylko
moim kolegą</i> i b) <i>zaraz po weselu mam
zamiar zakończyć naszą znajomość. </i>Wszyscy przypisywali mi jakiś nierealny
związek z tym piłkarzem. „Są zasady, których nie wolno łamać, ale zakochana
jesteś, prawda?” <br />
- Znasz zasady… - zaczęłam starą przyśpiewkę.<br />
- Wiem, że pewnie każdemu to powtarzasz, ale słodko razem wyglądacie!<br />
W tym momencie zakrztusiłam się napojem. Przecież ona go nie zna! Skąd może to
wiedzieć!<br />
- Widziałam cię z nim, Alice i jakimiś innymi facetami w Sylwestra. Wracałam
akurat z Aleksem.<br />
Szczwana, jak na żyjącą…<br />
- To naprawdę ładny chłopak. Wydaje się też miły…<br />
- Taki jest. Do tego zabawny, trochę niezdarny, nieśmiały - typowy człowiek. –
mówiąc to walnęłam się w czoło. Powtarzam się, jak stara katarynka.<br />
- Nie zrozum mnie źle. Nie chcę, żebyś umarła, ale miłość nie jest taka
straszna, jak ją malują. <br />
- Byłaś kiedyś w piekle? – zapytałam z sarkazmem.<br />
- A ty? To są tylko domysły. Skąd wiesz, że nie macie Duszy? Skąd wiesz, że nie
trafisz do Nieba?<br />
- Biorąc pod uwagę ile osób zabiłam będąc młodą wampirzycą, to kocioł
ociekający smołą mam załatwiony.<br />
- Narzekacie, że musicie męczyć się wieczność. Czemu, więc nie próbujecie się
zakochać i skrócić ten czas. Jak umierać, to będąc szczęśliwym!<br />
Nareszcie wiem za co Alex tak strasznie wielbi Sarę. To cudowna kobieta! Nie
jest niewiadomo jak piękna – zielone oczy, brązowe włosy, typowa kobieta po
trzydziestce. Jakby oddał swe serce wampirzycy, to byłoby dość oczywiste,
dlaczego. Jednak z początku nie rozumiałam jego fascynacji tym człowiekiem.
Znałam go wiele lat, jednak jak oddał jej swoją duszę, zmienił się.
Rozpromieniał, zrobił się bardziej żartobliwy. Na jego przykładzie patrzyłam,
jak miłość zmienia ludzi. Do póki nie poznałam Sary, myślałam, że będzie, jak
każda inna - zabawi się i go porzuci. On, biedaczek, będzie żył ze
złamanym sercem, aż do dnia, jak
dziewczyna wyzionie ducha. Ona taka nie była. Na początku była trochę
zszokowana wiadomością, że my, lekko mówiąc, powinniśmy już od dawna służyć
jako nawóz dla kwiatków, ale nie wystraszyła się. Zrozumiała. Edward nie miał
wyboru - zaakceptował ten związek. Dwanaście lat trwało, żeby stanęli na
ślubnym kobiercu. Kiedy powiedziałam to Alice, ta zastanawiała się na co oni niby
czekali. Powiem szczerze, że nie wiem, ale dla mnie był to idealny czas, na
oswojenie się z myślą, że mamy nowego członka w rodzinie. Teraz dochodzę do
wniosku, że z Bellą był łatwiej…<br />
- Opowiesz, jak się poznaliście? – wypaliłam nagle. <br />
Oparłam łokcie na stole i zaczęłam się jej przysłuchiwać. Ona z początku trochę
zaskoczona pytaniem, odchrząknęła i wzięła głęboki oddech.<br />
- Poznałam Aleksa czternaście lat temu. Była zima 1998 roku, straszny mróz.
Pamiętam, że stałam pod teatrem i czekałam na jakąś taksówkę. Strasznie
marzłam. Nagle wpadł na mnie jakiś chłopak. Wyrżnęłam się na ziemię. Gdy podniosłam głowę do góry
zobaczyła jego - Aleksa. Był ubrany w czarny długi płaszcz, uśmiechał się
przepraszająco. Pomógł mi wstać i zaproponował w zamian, że mnie podwiezie do
domu. <br />
- Dlaczego na ciebie wpadł?<br />
- Zaczytał się. Miał w dłoni gazetę.<br />
Cały doktorek - wiecznie zaczytany…<br />
- Gdy byliśmy na miejscu, zaproponowałam
mu herbatę. Nie odmówił. Spędziliśmy miły wieczór.<br />
Uśmiechnęłam się porozumiewawczo.<br />
- To podobno Alice jest tą od „skojarzeń”! – zaśmiała się. – Do niczego między
nami nie doszło. Po prostu świetnie nam się razem rozmawiało. Następnego dnia
znowu przyszedł, bo zostawił rękawiczki i został na zawsze. <br />
- Alex nigdy niczego nie zapomina! – krzyknęłam krzyżując ręce na piersi.<br />
- Nie znasz tego numeru? – zapytała.<br />
- Podobno potrzeba czasu, by się zakochać.<br />
- Czasami tak, czasami nie. Nie znasz „miłości od pierwszego wejrzenia”? <br />
- To fajne uczucie?<br />
- Bardzo. – uśmiechnęła się lekko – Kiedyś tego doświadczysz.<br />
- Chyba, że zamknę się w lochu, jak Esme. <br />
- Słucham? – zapytała zdezorientowana.<br />
- Nic, nic! Od razu się poddał?<br />
- Nie! Kiedy zorientował się, że „wpadł”, starał się ograniczyć kontakty ze
mną. Gdy zrozumiał, że to nie ma sensu - wrócił. Jednak długo musiałam mu się
oświadczać. Nie chciał się zgodzić!<br />
- Ty mu się oświadczyłaś? <br />
- Tak! On cały czas mówił, że nie chce mi zmarnować życia. Zgodził się, jak
powiedziałam, że już bardziej nie może.<br />
Zaśmiałam się. Już wiem, dlaczego jednak ją polubiłam.<br />
- Jesteście fajną parą. Jeśli kiedyś spotka mnie coś takiego, to mam nadzieję,
że będę równie szczęśliwa co wy. – wypaliłam.<br />
Dziewczyna w odpowiedzi uśmiechnęła się. Spojrzałam na całkiem już zimną,
resztkę herbaty. <br />
- Mogę mieć jeszcze pytanie o świadka? <br />
- Jasne! – odpowiedział starając się zabrzmieć, jak najmilej.<br />
- Spokojnie! Nie chcę cię z nim swatać. Jeszcze przyjdzie na was pora… Czy
poznam go osobiście przed ślubem?<br />
- Ma przyjechać wcześniej. <br />
- Cudownie! Może zaparzę jeszcze herbaty? – zapytała patrząc na moją filiżankę.<br />
Kiwnęłam głową i poszłam za nią do kuchni, by kontynuować, naszą rozmowę.</b><br />
<div style="text-align: center;">
<b><b>* *
*</b></b></div>
<b>
Około godziny piętnastej wyszłam z domu Sary. Naprawdę fajnie mi się z nią
rozmawiało. Coraz bardziej zaczynałam się cieszyć, że dołączy do naszej wampirzej
społeczności. Do tego, dała mi trochę do myślenia. Może miała rację? Może
miłość nie jest zła? „Żyję” już prawie 200 lat i mam dosyć! „Jak umierać, to
będąc szczęśliwym!”<br />
- Cześć! – usłyszał znajomy głos za plecami.<br />
Odwróciłam się i zobaczyłam Wojtka! Choć raczej jego klatkę piersiową.
Podniosłam głowę do góry i spojrzałam mu w oczy.<br />
- Cześć! Co ty tu robisz? – zapytałam.<br />
- Wracam od kumpla. A ty?<br />
- Podobnie. – uśmiechnęłam się.<br />
- To nasz Kubulek będzie zazdrosny! –
zaśmiał się.<br />
Mina mi zrzedła. Miałam ochotę mu przyłożyć.<br />
- Odwalcie się ode mnie i Kuby! Nie jesteśmy parą! – powiedziałam i ruszyłam
szybszym krokiem.<br />
Chłopak dobiegł do mnie.<br />
- Przepraszam, księżniczko! Nie wiedziałem, że to drażliwy temat…<br />
- Dużo rzeczy jeszcze nie wiesz…<br />
- Spokojnie! – mówiąc to zatrzymał mnie, łapiąc za ramiona – Nie podoba mi się
ten ton! Zacznijmy jeszcze raz! – odchrząknął – Cześć! Co ty tu robisz?<br />
Zaśmiałam się cicho pod nosem.<br />
- Wracam od koleżanki. A ty? – odpowiedziałam z powagą.<br />
- Co za zbieg okoliczności! Ja też! Znaczy, ja od kolegi. -wyszczerzył się.<br />
Znałam Wojtka bardzo krótko, ale już bardzo go lubiłam. Umiał mnie rozśmieszyć.
<br />
- Jak chcesz możemy wracać razem? <br />
- Z największą przyjemnością. – mówiąc to nadstawił rękę.<br />
- Może bez przesady…<br />
Szliśmy przez chwilę w ciszy. Nagle coś sobie przypomniałam.<br />
- Wszystko u ciebie w porządku? – zapytałam nagle.<br />
- Tak. A co miałoby być nie tak? <br />
- Kuba napisał, że dzwoniłeś, że coś się stało. <br />
- A! To już nie ważne!<br />
- O co chodziło?<br />
- Po prostu jakaś psychofanka próbowała mnie wrobić w ciążę. – odpowiedział ze
spokojem.<br />
- I co? – zapytałam rozbawiona.<br />
- Nie wyszło jej. Dziecko, które się urodziło było lekko mówiąc… czarne.<br />
Wybuchłam niepohamowanym śmiechem. <br />
- Dodam, że ona też była biała. <br />
- Życie gwiazd bywa naprawdę emocjonujące!<br />
- Ba! Nawet nie wiesz jak!<br />
Mówiąc to spojrzał mi w oczy. Przybliżył się lekko.<br />
- Wojtuś? – zapytałam. Mruknął, odsuwając mi kosmyk włosów. – Uważaj, bo Kuba
będzie zazdrosny. – zakpiłam<br />
Natychmiast odsunął się.<br />
- Masz rację! Jeszcze nie weźmie mnie na świadka! <br />
Walnęłam go w żebro. On w odpowiedzi zaśmiał się. Ciekawe, czy cały czas, by
się cieszył, gdybym odsunęła na bok swoje ludzkie zdolności i walnęła go, jak
wampiry potrafią? Jeśli jeszcze raz powie coś o mnie i Błaszczykowskim, to tak
zrobię.<br />
- Choć, bo do jutra nie dojdziemy! – pogonił mnie.</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: center;">
***<o:p></o:p></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
*Oczami Alice*<br />
Nie
myślałam, że tak łatwo będzie mi namówić Jass na ruszenie się gdziekolwiek. Po
śmierci Alice Cullen była bardziej cicha i spokojna niż zwykle, unikała wyjść,
imprez, czy tego typu rzeczy. Przeżywała żałobę bo zmarłej przyjaciółce, a ja
widziałam jak źle to na nią wpływa. Była bardziej blada niż jakikolwiek wampir,
bardziej ospała, jakby…skamieniała. I do tego głód. Nie wiem czemu, ale
odmawiała sobie pożywienia. Chciała to ukryć, ale podkrążone oczy i coraz
szybciej zanikające złoto jej tęczówek zdradzało jak bardzo jest spragniona.
Nie przyznawałam się do tego, ale w duchu bałam się o nią. Bałam się, że w
takim stanie może zaatakować człowieka, a tego nigdy by sobie nie wybaczyła, to
by ją zniszczyło. Nie znałam jej co prawda od zawsze, ale odkąd się znałyśmy
nie wypiła nawet kropli ludzkiej krwi. A z tego co wiem to ciągnęła na
zwierzętach już od dłuższego czasu. Jest moim wzorem wstrzemięźliwości i
opanowania. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić Jasmine pijącej krew z żyły
jakiegoś człowieka. Ale teraz było inaczej. Długotrwały głód w połączeniu z
ogromnym żalem i smutkiem – taka mieszanka zdecydowanie mogła jej zaszkodzić.
Postanowiłam więc przypomnieć jej, że nadal żyje. W pewnym sensie. Zgodziła się
prawie od razu, przez chwilę tylko się opierała, mamrocząc coś o poszanowaniu
czyjejś pamięci. Dwie godziny stała przed lustrem i wybierała sukienkę,
wykorzystując mnie do roli hostessy, więc przez prawie cały czas siedziałam
zanurzona w jej garderobie, wyciągając kolejne ciuchy. W końcu zdecydowała się
na złotą sukienkę z jednym rękawem, co szczerze mnie zaskoczyło. Ona nigdy nie
ubierała się tak… prowokująco? Przy jej kreacji ja wyszłam na całkiem skromną.
Matko, czy to ja mam na nią tak zgubny wpływ?! Zresztą to nieistotne, ważne że
udało mi się wywlec ją z domu. Wojtek był nieco zdezorientowany, kiedy zobaczył
moje auto, potem mnie za kierownicą i jeszcze Jass obok mnie. Ale najwyraźniej
było mu to na rękę – jeśli nie był kierowcą, mógł schlać się w trzy dupy na
nikogo się nie oglądając. A ja i Jasmine mogłyśmy wytrzeźwieć w każdej chwili,
więc… Zaraz, wytrzeźwieć w każdej chwili? Cholera. Jak mogłam o tym zapomnieć
po szaleństwie w Soho?! I oczywiście kochany przyjaciel po grób, najdroższy
Timothy pieprzony Anders, nie raczył mi o tym przypomnieć?! Kutas. Jeszcze go
dopadnę. Pacnęłam się w czoło. Jak mogłam zapomnieć o tym, że ludzkie
dolegliwości mnie nie dotyczą i mogę się ich pozbyć w każdej chwili?! Czasami
zaskakiwałam samą siebie bezgraniczną głupotą. Ech, co ten alkohol robi z
porządnymi wampirami…<br />
Westchnęłam do swojego kieliszka i wróciłam myślami do tego co działo się wokół
mnie. Wojtek nieudolnie próbował namówić Jasmine do tańca, ale najwyraźniej
perspektywa ocierania się o spocone i najprawdopodobniej naćpane ludzkie ciała,
nie była dla niej mocno kusząca. W sumie nie ma co się dziwić. Nawet ja
miałabym pewne opory. Robert zaś, już po czterdziestu minutach w klubie był
spity jak świnia, po części z mojej winy, bo to ja zamawiałam kolejne drinki,
ale nie miałam zamiaru się winić. Miał własny rozum. Ale najwyraźniej go nie
używał, co już nie było moim problemem. Wpół leżał, wpół siedział, wtulony w
kanapę przy naszym stoliku, a jego ręka co i rusz sięgała do rąbka mojej sukienki.
Jednak długość moich paznokci i fakt, że ostrzegawczo jeździłam nimi po jego
karku najwyraźniej powstrzymywały go od dalszych szaleństw. Po chwili Jasmine
coś do mnie krzyknęła, ale byłam tak zamyślona i jednocześnie wsłuchana we
wszechogarniający hałas, że nawet mój wampirzy słuch niewiele pomógł.
Zmarszczyłam brwi, patrząc na nią pytająco, na co wyszczerzyła ząbki i
nachyliła się nad stolikiem, bym mogła ją usłyszeć. <br />
- Idę potańczyć z Wojtkiem! Pilnuj Roberta! – wykrzyczała nieco piskliwym
tonem, a ja roześmiałam się w odpowiedzi. Po części dlatego, że zadowolona mina
Wojtka była komiczna, a po części też dlatego, że Robert nie wydawał się skory
do jakichkolwiek ucieczek, wręcz uczepiając się mojej sukienki. <br />
- Śmiało, zaszalej opiekunko! – zawołałam do niej, na co ona tylko pożegnała
mnie machnięciem ręki. <br />
Osunęłam się jeszcze bardziej na kanapie, a wraz ze mną Lewy, prawie zupełnie
spadając pod stół. Sięgnęłam więc z westchnieniem pod blat, żeby uratować
napastnika Borussii przed upadkiem. Złapałam go więc za udo, ścisnęłam i
pociągnęłam do góry. On wierzgnął nogami jak koń gotowy do galopu, a zaspane
dotąd ślepia rozwarły się szeroko, łypiąc na mnie z czymś na kształt pożądania.
Wzniosłam oczy ku niebu. Serio, Boże, wiem, że jestem „potępiona”, ale to nie
jest powód by drwić sobie ze mnie na każdym kroku. Robert wyprostował się
zaskakująco szybko jak na kogoś, kto jeszcze przed chwilą ledwo kontaktował ze
światem. Jego ramię uniosło się w górę, a usta rozciągnęły w szerokim
ziewnięciu. Potem niepozornie wślizgnął rękę za mój kark, kładąc dłoń na moim
dekolcie. Prawą ręką sięgnął po moją szklankę z kilkoma łykami brandy na dnie,
po czym wychylił jej zawartość za jednym razem. Zacisnął powieki, a gdy znów je
otworzył miałam wrażenie, że wstąpiły w niego jakieś nowe pokłady odwagi, bo
przysunął swój bok jeszcze bliżej mojego, jakby chciał się ze mną zrosnąć, a
kolano wcisnął pomiędzy moje nogi, praktycznie na nich siadając. Spojrzałam na
niego jak na idiotę, ale nie przejął się tym zbytnio, wręcz podjudzało go to do
coraz śmielszych działań. Już nie ukrywał swoich zamiarów i wiedziałam, że
zamierza mnie pocałować. Choć biorąc pod uwagę jego pozycję, to chyba raczej
mnie wessać. Odetchnął głęboko, a ja poczułam ostrą woń zmieszanych ze sobą
trunków z całego świata. Nagle gdzieś w oddali mignęła mi sukienka Jasmine. Jej
właścicielka ochoczo wywijała z bramkarzem Arsenalu, więc stwierdziłam, że mi
też się coś od życia należy. Przysunęłam się jeszcze bliżej Roberta, czując
praktycznie połowę jego ciała oddającą ciepło mojemu. Jedną ręką odgarnęłam
opadające na twarz włosy i nachyliwszy się nisko, musnęłam wargi mężczyzny
swoimi. Większej zachęty nie potrzebował. Położył wolną dłoń na moim biodrze i
przyciągając mnie do siebie, zatopił się w moich ustach. Z pasją zabierał mi
warstwy różowego błyszczyka, walcząc z moim językiem o dominację. Gwałtownie
oddychał przez nos, a ja po raz kolejny dziękowałam bóstwom wszelakim za
możliwość nie oddychania. Zatopiłam lewą rękę w jego włosach, drugą powoli
rozpinając jego błękitną koszulę. Gładziłam palcami jego tors, namiętnie
penetrując wnętrze jego ust. Zupełnie zapomniałam o otaczających nas ludziach,
w tym momencie liczył się tylko Robert i jego słodkie wargi. Przejechał
językiem po wewnętrznej stronie moich zębów, przez co przeszedł mnie przyjemny
dreszcz. Podciągnęłam się do góry i przycisnęłam Roberta do kanapy. Usadowiwszy
się na jego kolanach, rozpięłam kolejne dwa guziki koszuli, odsłaniając płaski,
umięśniony brzuch piłkarza, błyszczący kolorowo w światłach klubu. Na krótką
chwilę uchyliłam zamknięte dotąd powieki i dostrzegłam, że Jasmine z Wojtkiem
już nie tańczą. Przyszli z powrotem do naszego stolika, nie chcieli nam jednak
przeszkadzać, więc po prostu sączyli swoje drinki z zadowolonymi uśmiechami.
Wojtek poruszył ustami, ale byłam zbyt skupiona na tym co robił ze mną Robert,
by zarejestrować co dokładnie powiedział. Zakończył wypowiedź zadziornym
uśmiechem, skierowanym bezpośrednio do Jasmine. Rzuciłam szybkie spojrzenie w
jej stronę, akurat w chwili, w której uśmiechnęła się jakby do własnych myśli,
po czym z gracją baletnicy wstała i tanecznym krokiem podeszła do bramkarza.
Potem z wdziękiem opadła na jego kolana, a on objął ją od razu, jakby bojąc
się, że dziewczyna ucieknie. Oparła się o jego plecy i roześmiała szczerze,
pierwszy raz od jakiegoś czasu. Lekko zaskoczona doszłam do wniosku, że skoro
Jass jest już zadowolona, to ja mogę w całości zająć się sobą. I Robertem.
Objęłam jego twarz swoimi chłodnymi palcami i na chwilę odsunęłam go od siebie.
Spojrzał na mnie z wyrzutem, ale uspokoiłam go delikatnym uśmiechem, po czym
znów wtargnęłam językiem do jego ust, drażniąc wrażliwe podniebienie piłkarza.
Czułam jak uśmiecha się przez pocałunek. Sięgnął dłonią za moją głowę i głaskał
mnie po rozpalonej szyi, co chwilę schodząc ręką coraz niżej. Ochoczo
przysunęłam się jeszcze bliżej, zsuwając moje własne dłonie w dół jego brzucha,
w kierunku paska spodni. Już prawie złapałam za klamerkę, gdy pod powiekami
zatańczyły mi białe plamki. Otworzyłam gwałtownie oczy, rozglądając się w
kierunku źródła owego światła. A to co zobaczyłam sprawiło, że całe pożądanie
uciekło ze mnie jak powietrze z przebitego balona. To był błysk flesza. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>><br />
Hejka, nareszcie 12, choć mogłaby być lepsza :)<br />
Mamy nadzieję, że mimo wszystko Wam się podoba i z góry przepraszam, jeśli zamieszczeone powyżej treści są dla kogoś obraźliwe, czy coś w tym stylu. Jeśli to jest dla Was za wiele - nie radzę czytać dalej :D<br />
Słów dużo, stron poro, kartkówek w szkole tez sporo :D Serio, gdyby nie szkoła rozdziały pojawiałyby się dwa razy w tygodniu. Dobra, jest 0.54 w nocy, więc jeśli ten tekst pod rozdziałem nie ma sensu, trudno. Mam nadzieję, że podobają Wam się piosenki, które polecamy do rozdziałów. Ahhh,<br />
CZYTAM=KOMENTUJĘ !!!!!!</div>
<div class="MsoNormal">
Miłego dnia, nocy, północy,</div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: #990000;">Rooksha&Wariatka</span></b></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17995300413452742526noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-17208554610648290702012-12-27T20:36:00.001+01:002012-12-28T08:27:17.307+01:00Liebster AwardHej!<br />
Strasznie dziękujemy Wiks za wybranie nas do LA :D<br />
My chciałybyśmy nominować :<br />
<a href="http://you-in-my-bed.blogspot.com/" target="_blank"><span style="color: magenta;">Giovi</span></a><br />
<a href="http://moje-serce-bije-dla-ciebie.blogspot.com/" target="_blank"><span style="color: magenta;">xxpatricia13</span></a><br />
<a href="http://catherine-stories.tumblr.com/" target="_blank"><span style="color: magenta;">Kasia</span></a><br />
<a href="http://od-milosci-sie-nie-umiera.blogspot.com/" target="_blank"><span style="color: magenta;">xxangelikaxx</span></a><br />
<a href="http://miloscczyrozsadek.blogspot.com/" target="_blank"><span style="color: magenta;">Tośka</span></a><br />
<a href="http://to-przypadkowe-przeznaczenie.blogspot.com/" target="_blank"><span style="color: magenta;">Maniaczkaa</span></a><br />
<a href="http://stadion-oszalal.blogspot.com/" target="_blank"><span style="color: magenta;">Joanna Książek</span></a><br />
<a href="http://wanna-hold-you.blogspot.com/" target="_blank"><span style="color: magenta;">deeejv</span></a><br />
<br />
Poniżej są nasze odpowiedzi i pytania do nominowanych:<br />
<br />
<div class="MsoNormal">
<b><br /></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>1. Lubisz skoki narciarskie?</b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: purple;">Rooksha</span>:</b> Nie jestem jakąś wielką fanką, nie czekam na nie
albo coś, ale jak są w TV to czasem oglądam.</div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #cc0000;"><b>Wariatka: </b></span>Nie jestem ich wielką fanką, ale czasami oglądam.</div>
<div class="MsoNormal">
<b>2. Rap czy rock?</b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: purple;">R:</span> </b>Rock :D</div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #cc0000;"><b>W:</b> </span>Ogółem słucham wszystkiego co mi się spodoba:) Rap, roc,
pop, R&B, itp. Nie ma to dla mnie znaczenia, jeśli nutka ciekawa.</div>
<div class="MsoNormal">
<b>3. Czytałeś/aś kiedykolwiek Harry’ego Potter’a?</b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: purple;"><b>R:</b></span> Oczywiście! Każdą część co najmniej dwa razy. </div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: #cc0000;">W:</span> </b>Nie, ale bardzo tego żałuję. Czekam na wakacje, żeby to
nadrobić:)</div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="EN-US"><b>4. Fc
Barcelona vs. Real Madryt.</b><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="EN-US"><span style="color: purple;"><b>R: </b></span>Barca :D<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #cc0000;"><b>W:</b></span> Fc Barcelona, choć Realem nie gardzę:)</div>
<div class="MsoNormal">
<b>5. Która liga mocniejsza? : Bundesliga, czy Premier Leguage?</b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: purple;">R: </span>Bundesliga, choć polegam na opinii Wariatki, bo ja się na
tym kompletnie nie znam :D</div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #cc0000;"><b>W: </b></span>Teoretycznie mocniejsza jest Premier Leguage, a
praktycznie (obecnie dla mnie) Bundesliga.</div>
<div class="MsoNormal">
<b>6. Kolor ścian w pokoju</b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: purple;">R:</span></b> Dwie różowe i dwie fioletowe</div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: #cc0000;">W:</span></b> Lawendowy<3</div>
<div class="MsoNormal">
<b>7. Komedie romantyczne, czy kino akcji?</b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: purple;">R:</span></b> Akcja, choć dobrym romansem nie pogardzę :*</div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #cc0000;"><b>W:</b></span> To i to. Nie jestem wybredna w kwestii filmów. Tylko
westernów nie trawię.</div>
<div class="MsoNormal">
<b>8. Twój wiek</b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: purple;"><b>R:</b></span> Za 4 miechy stuknie mi 15 ^-^</div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #cc0000;"><b>W:</b></span> Za 35 dni będę Sweet 16;)</div>
<div class="MsoNormal">
<b>9. Ulubiony piłkarz</b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: purple;"><b>R:</b></span> Iker Casillas :P</div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #cc0000;"><b>W:</b></span> Błaszczu, Piszczek, Reus, Gotze, Hummels, Kehl,
Weidenfeller, Messi, <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Casillas, Pique,
Iniesta i paru innych:)</div>
<div class="MsoNormal">
<b>10. Czy Fornalik będzie lepszy od Smudy?</b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: purple;"><b>R: </b></span>Mam nadzieję. <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-symbol-font-family: Wingdings;">J</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #cc0000;"><b>W:</b></span> Na pewno:)</div>
<div class="MsoNormal">
<b>11. Ulubiona książka</b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: purple;"><b>R: </b></span>Będzie ciężko, bo czytam tak dużo i tak wiele mi się
podoba, że trudno mi wybrać. Jeśli mogę seriami to na pewno Harry Potter, Dary
Anioła, Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy, Dom Nocy, Błękitnokrwiści, ogólnie
fantastyka <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-symbol-font-family: Wingdings;">J</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #cc0000;"><b>W:</b></span> Podobnie, jak z filmami, ale ostatnio mam fazę na serię
"Ja, diablica".'</div>
<div class="MsoNormal">
<b>12. Zima czy lato?</b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: purple;"><b>R:</b></span> Patrząc za okno – zdecydowanie lato XD</div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #cc0000;"><b>W:</b></span> Dylemat moralny. Urodziłam się w zimę, ale lato...
Pojedynek nierozstrzygnięty ;)</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<o:p>Pytania:</o:p></div>
<br />
<br />
<ol start="1" style="margin-top: 0cm;" type="1">
<li class="MsoNormal">Słońce
czy deszcz?</li>
<li class="MsoNormal">Ulubiony
zespół</li>
<li class="MsoNormal">Błaszczyk
czy Lewy?</li>
<li class="MsoNormal">Z
kim spędzasz Sylwestra?</li>
<li class="MsoNormal">Kim
chcesz być w przyszłości?</li>
<li class="MsoNormal">Ulubiony
film</li>
<li class="MsoNormal">Jeden
przyjaciel czy dużo znajomych?</li>
<li class="MsoNormal">Europa
czy USA?</li>
<li class="MsoNormal">Horror
czy komedia?</li>
<li class="MsoNormal">Ulubiony
blog </li>
<li class="MsoNormal">Twoje
prawdziwe imię</li>
<li class="MsoNormal">Gdybyś
wylądował na bezludnej wyspie, ale mógł zabrać jedną rzecz, co by to było?</li>
</ol>
<div>
Będzie nam strasznie miło, jeśli odpowiecie na te pytania, drogie Nominowane :D</div>
<div>
Wasze</div>
<div>
<b><span style="color: #660000;">Rooksha&Wariatka</span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17995300413452742526noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-1960005411520819312012-12-26T14:33:00.001+01:002012-12-27T00:58:24.019+01:00Rozdział jedenasty<span style="background-color: black;"><br />
</span><br />
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%;">
<b><span style="line-height: 150%;"><span style="background-color: black; font-family: Times, Times New Roman, serif;">„Mimo
wszystko warto wierzyć, że to, co najpiękniejsze, dopiero przed nami.”<o:p></o:p></span></span></b></div>
<h2 style="background-position: initial initial; background-repeat: initial initial; line-height: 150%; margin-top: 1.85pt;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=VT1-sitWRtY" target="_blank"><span style="color: black; font-size: small;"><i style="background-color: black;">Wish You Were Here</i></span></a></h2>
<h2 style="background-position: initial initial; background-repeat: initial initial; line-height: 150%; margin-top: 1.85pt;">
<span style="background-color: black; font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: small;"><span style="line-height: 150%;">4 styczeń 2012r. (przed pogrzebem)<br />
Stałam przed drzwiami z numerem 16. Miałam mieszane uczucia. Nie do końca byłam
pewna, czy powinnam przychodzić. Musiałam wszystko Kubie wytłumaczyć, choć nie
za bardzo wiedziałam, czy kupi moją historyjkę. <br />
W końcu odważyłam się i zapukałam. Zza drzwi usłyszałam typowe polskie kur…
Uśmiechnęłam się pod nosem. Nagle drzwi otworzyły się. Stał w nich Łukasz, a za
nim Robert. Choć ten drugi raczej nie stał, tylko klęczał. Do tego trzymał w
dłoniach ścierkę. Piszczu zadowolony wpuścił mnie do środka. <br />
- Rozumiem, że cię wystraszyłam. Mam
nadzieję, że się nie gniewasz? – powiedziałam w stronę „kopciuszka”.<br />
- Spokojnie. To nie pierwszy dziś raz. – Łukasz zaprowadził mnie do salonu, w
którym czekał już Wojtek. Usiadłam na kanapie obok bramkarza. Rozejrzałam się
dookoła. Byłam tutaj wczoraj, jednak biorąc pod uwagę to, w jakim celu
przybyłam, nie miałam czasu się rozejrzeć. <br />
Duży pokój był połączony z kuchnią i jadalnią. Pomieszczenia były jasne i
zadbane, umeblowane z gustem. Wielka kanapa z fotelem obok, stały
naprzeciwko gigantycznego telewizora.
Pod sprzętem stała jakaś szafka. Na wierzchu leżały równo poukładane płyty DVD
(co mnie zdziwiło) i oczywiście playstation. Gdzieś z boku zobaczyłam keyboard.
Powiem szczerze, że mnie to zaskoczyło. Nie wiedziałam, że Wojtek umie grać. Chwilę
później Piszczu postawił przede mną, na stoliku, filiżankę herbaty. Obok położył
cukiernice pasującą do naczynia i srebrną łyżeczkę. Spojrzałam na Wojtka
zdziwiona. On posłał mi uroczy uśmiech. <br />
- Specjalny gość - specjalna zastawa. – powiedział rozbawiony.<br />
Taa… Specjalny gość… W sumie racja. Nie wiem, czy kiedykolwiek gościli osobę,
która zdzieliła ich kumpla patelnią. <br />
- Nie widziałam, że w domu piłkarza można coś takiego znaleźć. – wskazałam
głową na naczynie. <br />
- Mama dała mu wyprawkę. – uśmiechnął się Łukasz.<br />
- Ogólnie tak tu czysto. Co prawda nie widziałam, zbyt dużo kawalerskich
mieszkań, ale Alice sporo mi opowiadała…<br />
Nagle do pokoju z prędkością światła wparował Robert. Chłopaki zaczęli się
śmiać. Spojrzałam na nich zdezorientowana. <br />
- Spokojnie księżniczko. Jass tylko wspomniała o Alice. – rzucił Wojtek w
stronę Roberta. – Możesz iść dalej szorować moje panele. <br />
Chłopak z obrażoną miną wyszedł z pomieszczenia. Obecnym w salonie piłkarzom
banan nie schodził z twarzy.<br />
- Teraz już wiesz dlaczego tu tak czysto. Na co dzień tak nie jest. – zaśmiał
się Piszczu.<br />
- Nie rozumiem…<br />
- Wiesz… Wojtek nie pała wielką miłością do sprzątania. Zresztą miotła też go
nie lubi. – wskazał palcem na mały siniak widoczny na jego skroni. Wolałam nie
pytać. – Właściwie to żaden z nas nie lubi sprzątać. Jednak kiedy wpadłaś tu
wczoraj z Alice i powiedziałaś, że przyjdziesz dzisiaj, to Robert miał cichą
nadzieję, że w tym samym towarzystwie. <br />
Zaśmiałam się. Choć w sercu zrobiło mi się żal Bobka. Alice przechodziła
obecnie silne zainteresowanie Harrym. Młody napastnik nie miał szans. <br />
- Właśnie! – wykrzyknął Wojtek – Miałaś nam powiedzieć co się wczoraj stało. <br />
Teraz obydwaj patrzyli na mnie, oczekując odpowiedzi. Nawet Robert oderwał się
od szmaty. <br />
- No to… - zaczęłam. – Wysyłam Kubie SMS-a, bo chciałam, żeby na chwile
przyszedł. Miałam do niego sprawę. Ten, oczywiście, zjawił się w oka mgnieniu…
- kłamałam, jak z nut - Kiedy wyjaśniłam mu o co chodzi, postanowił
już iść do domu, ale nagle zrobił się blady… zachwiał się i… walnął głową w
próg drzwi! Stracił przytomność! Nie wiedziałam, kiedy się obudzi i doszłam do
wniosku, że chyba będzie lepiej, jeśli dojdzie do siebie tutaj. Poprosiłam
Aleksa i Alice o pomoc i przywiozłyśmy go. – na koniec posłałam im słodki
uśmiech.<br />
Chłopaki zamyślili się. W duchu modliłam się, żeby mi uwierzyli, bo szczerze
nie miałam ochoty przyznawać się im do tego, że zdzieliłam Kubę patelnią, po
tym, jak zobaczył, mnie mordującą wampira. <br />
Nagle cała trójka pokiwała głowami z uznaniem. Muszę przyznać, że przebywanie z
Alice mi szkodzi – coraz częściej kłamię i co gorsza, robię to coraz lepiej. <br />
- To już wiem, dlaczego ma takiego wielkiego guza na głowie! – uśmiechnął się
Robert.<br />
Cholera! Biedny chłopak!<br />
- A właśnie! Obudził już się? Jak się czuje?<br />
- W miarę. Trochę go łeb napier… - Piszczek trzepnął bramkarza w żebro. –
Znaczy boli. Mówi, że nie do końca pamięta, co się wczoraj zdarzyło. Chciałem
go zabrać do lekarz, po tym, jak opowiadał, że słyszał, jak mówiłaś coś o
wampirach i, że w ogóle kogoś zamordowałaś. Wykręcił się tym, że mu się to
pewnie przyśniło. <br />
W tym momencie zakrztusiłam się herbatą. Cholera do kwadratu! Muszę z nim
natychmiast pogadać i przekonać, go, że to był tylko zły sen, baaaaaardzo zły sen.<br />
- Mogę do niego pójść? – zapytałam. <br />
Cała trójka uśmiechnęła się do mnie pokazując wszystkie swoje ząbki. Podnieśli
ręce i wskazali mi drzwi naprzeciwko. Posłałam im kpiące spojrzenie, wstałam i
ruszyłam, odprowadzana ich wzrokiem. Zapukałam lekko. <br />
- Proszę. - usłyszałam zza drzwi, prawie
szept. <br />
Powolutku wsunęłam się do pokoju, zamykając za sobą SZCZELNIE drzwi. Musiałam z
nim pogadać, a jeszcze mi tylko brakowało powtórki z restauracji. <br />
Na łóżku pod kocem leżał Kuba. Trzymał w ręku jakąś książkę. Nie wyglądał tak
strasznie źle. Jeśli zignorujemy guza na jego czole i wielkie sine limo pod
okiem. Ja pierdolę… <br />
Powolutku podeszłam i usiadłam obok niego.
Posłałam mu pełen troski uśmiech. <br />
- Spokojnie. – zaczął – Tak strasznie źle nie jest. <br />
Zaśmiałam się, choć w środku czułam się winna. <br />
- Podobno coś ci się śniło? – zapytałam. <br />
- Taa… Same głupoty.<br />
- Powiedz! Mam ochotę się pośmiać - zachęciłam
go.<br />
Chłopak spojrzał na mnie niechętnie, jednak po chwili zaczął gadać. Co gorsza,
to czego się obawiałam. Gdyby nie to, że jestem wampirem to pewnie bym teraz
nieźle zbladła albo zemdlała. <br />
- No to naprawdę nieźle przygrzmociłeś! – zaśmiałam się, choć w środku zrobiło
mi się gorąco ze stresu.<br />
- Na szczęście to był tylko sen! Jakoś nie wyobrażam sobie tego, że morduję
niewinnego człowieka! – powiedziałam.<br />
- No! Albo tego, że mnie zdzieliłaś patelnią!<br />
- Taa… <br />
W tym momencie zapanowała cisza. Dzięki Bogu, myślał, że to tylko sen. Kolejna
misja spełniona. Coraz częściej dochodziłam do wniosku, że popełniam coraz
więcej błędów. Znowu wracam do przeszłości, kiedy byłam taka, jak Alice, albo i
gorsza. Muszę z tym skończyć, zanim znowu ktoś zginie…<br />
- Właściwie… Jeśli mogę zapytać? Dlaczego jesteś ubrana na czarno? – wyrwał
mnie tym zdaniem z rozmyślań.<br />
- Mam dzisiaj pogrzeb. – powiedział i zrozumiałam swój błąd.<br />
Kuba patrzył na mnie zszokowany. Musiał przypomnieć sobie mój wczorajszy
monolog, który miał być dla niego tylko snem. Cholera do sześcianu!<br />
- Spokojnie! – wykrzyknęłam – Idę bardziej jako osoba towarzysząca! Jakiś
chłopak z akademika zmarł. Powiem szczerze, że nawet go nie znałam, ale
wypadałoby pójść… - modliłam się, by uwierzył w setne już kłamstwo. <br />
Uśmiechnął się serdecznie. Uf! Udało się! Po raz kolejny tego dnia! Spojrzałam
na niego zadowolona. On lekko dotknął swojego guza. Skrzywił się. Znowu
poczułam się winna. Przysunęłam się do niego bliżej. Złapałam na jego dłoń i
odsunęłam lekko od rany. Sama jej dotknęłam. Chłopak znowu się wykrzywił.
Zamknęłam oczy. Sięgnęłam do swoich wampirzych mocy. Moim darem było zabieranie
bólu, leczenie ran, nawet śmiertelnych.
Chwilę później, guz troszeczkę się zmniejszył i przestał boleć. Nie mogłam go kompletnie usunąć, bo po
raz kolejny musiałbym się tłumaczyć. Powiem szczerze, że z tego, już nie wiem
jak. <br />
Zjechałam lekko dłonią, dotykając siniaka pod okiem, potem jego policzka. <br />
- Lepiej? –zapytałam.<br />
- Odkąd tu jesteś to o wiele.<br />
Podniósł się lekko przybliżył do mnie. Założył kosmyk włosów za ucho i dotknął
mojego policzka. Nasze usta znowu dzieliły milimetry. </span><span style="line-height: 150%;">Déjà
vu.<br />
- Kuba, Jass, może chce… O, przepraszam! – odskoczyliśmy od siebie. W drzwiach
stał Robert. Szczerzył się od ucha, do ucha. No tak! Déjà vu, kurwa! <br />
- Może jednak was zostawię. – powiedział wychodząc z pokoju.<br />
Kuba odsunął się ode mnie i oparł o poduszkę. Zrobił przy tym obrażoną minę.
Zaśmiałam się pod nosem. Było blisko. Znowu…<br />
- Chyba czas na mnie. – stwierdziłam i wstałam.<br />
Chłopak próbował zrobić to samo, ale gestem powstrzymałam go. <br />
- Jutro wyjeżdżamy. Czyli już się nie zobaczymy… - powiedział.<br />
Zszokowało mnie. No tak! Jutro był piąty. Nie wiem czemu, ale poczułam dziwne
uczucie w sercu. Sięgnęłam do torebki i wyjęłam z niej karteczkę.<br />
- Proszę! – powiedziałam wręczając mu ją – To mój e-mail. Musimy się jakoś
dogadać w sprawie ślubu. <br />
Błaszczykowski spojrzał na mnie zszokowany. Wybuchłam niepohamowanym śmiechem.<br />
- W sprawie ślubu mojego kolegi. Pamiętasz? – powiedziałam rozbawiona.<br />
Chłopak zaśmiał się.<br />
- No tak! Napiszę.<br />
Pokiwałam głową. Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek. Jak do tej
pory tylko to nam wychodziło. Pomachałam na pożegnanie i wyszłam z pokoju. Dostrzegłam resztę
piłkarzy, niebezpiecznie kręcących się w pobliżu pomieszczeniu, w którym
znajdował się ich kolega. Wątpiłam, że to z czystej troski. Podeszłam do nich i
pożegnałam się. <br />
- Wpadnij kiedyś! – rzucił w moją stronę Wojtek – Ja nie wyjeżdżam!<br />
- Wpadnę! – uśmiechnęłam się i zniknęłam za drzwiami.<br />
Wyszłam przed apartamentowiec Wojtka i wsiadłam do swojego samochodu. Usiadłam
za kierownicą i przekręciłam kluczyk w
stacyjce. Teraz czekało mnie coś o wiele trudniejszego, niż rozmowa z Kubą. <br />
* *
* * *<o:p></o:p></span></span></h2>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%;">
<span style="line-height: 150%;"><span style="background-color: black; font-family: Times, Times New Roman, serif;">Nad grobem stała już tylko
trójka wampirów. Nie mogłam skojarzyć
skąd znam obejmującą się parę, ale to nie oni byli w tej chwili najważniejsi.
Jasmine stała obok nich ze spuszczoną głową, a potem poderwała ją nagle, jakby
ktoś coś do niej powiedział. Najwyraźniej zrobiła to dziwnie znajoma mi
wampirzyca, bo wzrok mojej mentorki skupił się na niej i jej partnerze. Po
chwili poruszyła ustami, zapewne odpowiadając na jakieś pytanie. A potem nagle
jej wzrok spoczął centralnie na mnie. Delikatnie zmarszczyła brwi i zacisnęła
usta. Chyba nie tylko ja byłam świadoma tego, że musimy sobie sporo wyjaśnić.
Obca wampirzyca złapała Jasmine za rękę i tak spleceni ruszyli w moją stronę.
Wysoki przystojniak spojrzał na mnie przenikliwie, z każdym krokiem coraz
bardziej nachalnie. Dobra, może i był gorący, ale to nie daje mu prawa gapienia
się na mnie jak cielę w malowane wrota. W końcu cała trójka stanęła naprzeciw
mnie. Spojrzałam troskliwie na Jass, szukając na jej twarzy jakiejkolwiek
oznaki rozpaczy, jaka ogarnęła ją wczoraj. Zanim w naszym pokoju zawitał Kuba,
byłam na granicy wytrzymałości. Nie znosiłam, gdy ważni dla mnie ludzie się
męczyli. Kiedy mieli wypisane na twarzach to bezbrzeżne cierpienie i pretensję
do wszechświata za to, co ich spotkało. Odkąd przemieniono mnie w wampira,
zaczęłam bać się cierpienia i wszystkich jego następstw. Bo jeśli zaczęłabym
teraz cierpieć, dajmy na to z powodu miłości, to mój ból ciągnąłby się do końca
wieczności. Bo wampir wszystko robi jeden raz. Raz się zakochuje, w tylko
jednej osobie, raz rodzi dziecko, tylko raz umiera i tylko raz się rodzi. I
choć ten niebywale brutalny zakaz zakochiwania się wciąż obowiązywał, to
chwilami doceniałam jego znaczenie. Potrząsnęłam głową, chcąc odgonić
niechciane myśli. Nie zorientowałam się, że nieznajoma mi para stanęła tak
blisko mnie. Poczułam się niekomfortowo i natychmiast włączył mi się instynkt
drapieżnika. Odsunąć się, bo są starsi i silniejsi, bo mogą mnie skrzywdzić.
Nie zdążyłam jednak choćby mrugnąć, bo mężczyzna odsunął się ode mnie w
wampirzym tempie, jednocześnie ciągnąc partnerkę za ramię, by uczyniła to samo.
Spojrzała na niego zdezorientowana, ale on patrzył na mnie, mając wręcz
wypisane na twarzy „Już dobrze.” Zmarszczyłam brwi. Czyżby czytał w myślach? <br />
- Tak. – usłyszałam melodyjny baryton wydobywający się z jego ust. <br />
Uśmiechał się delikatnie, patrząc na mnie z podziwem zmieszanym ze zdziwieniem.
Otworzyłam szeroko oczy. Zdaje się, że naprawdę czytał w myślach. <br />
- Owszem, to właśnie mój dar. – odezwał się znowu, a dwie towarzyszące nam
wampirzyce, o których szczerze mówiąc, zupełnie zapomniałam, spojrzały na niego
jak na psychicznie chorego. Najwyraźniej dostrzegł to, bo odwrócił się w ich
stronę i rzucił lekko: - Alice właśnie odkryła mój dar. Swoją drogą, jestem pod
wrażeniem. Jeszcze nikt nigdy nie zgadł jaką posiadam zdolność, zanim sam ją
wyjawiłem. Gratulacje, Alice. – ostatnie słowa skierował w moją stronę. Ja
jednak byłam zbyt skołowana, by chociaż podziękować. Spojrzałam na Jasmine,
szukając ratunku. Ona westchnęła i powiedziała: - To jest Edward Cullen i jego
żona Bella. W ich pieczy leży edukacja wszystkich nowonarodzonych wampirów,
których stwórcy nie skierowali do naszej Akademii. – jej melodyjny, wysoki głos
uspokoił mnie i przywrócił do porządku. Otrząsnąwszy się z pierwszego szoku,
uważniej przyjrzałam się ich twarzom i przypomniałam sobie skąd ich kojarzę. W
ciągu piętnastu lat mojej wampirzej edukacji musieli pojawić się klika razy w
szkole. I choć nie spotkałam ich nigdy osobiście, to ich twarze musiały gdzieś
mignąć w tłumie. <br />
- Alice, jestem Isabella, ale mów mi Bella. Dobrze w końcu Cię poznać. Wiesz,
że formalnie rzecz biorąc, jesteś starsza ode mnie? – tak oto zaczęła naszą
znajomość Bella Cullen. Uśmiechnęłam się półgębkiem, po czym spojrzałam na
Edwarda. Postanowiłam kontynuować naszą niemą rozmowę i pomyślałam nad kolejnym
pytaniem. <br />
- Jest tarczą. – odpowiedział. Nie ma to jak powiedzieć o żonie „tarcza”. Żar
uczuć. Zaśmiał się wbrew swej woli, czym przyciągnął uwagę wspomnianej „tarczy”
oraz Jasmine. Już otwierał usta, by wyjaśnić im, o co chodz,i ale nie zdążył. <br />
- Pytałam jaki masz dar, Bells. Twój
małżonek powiedział, że jesteś tarczą. – rzekłam. W końcu nie byłam niemową, do
cholery. <br />
- A jaki Ty masz dar, Pagello? – zwrócił się do mnie Edward.<br />
- Ja… - zawahałam się. Nie miałam daru.<br />
- Jej talentem jest pakowanie się w kłopoty. – uratowała mnie Jasmine.<br />
Wampir zmarszczył brwi, jakby coś mu nie pasowało, ale po chwili uśmiechnął się
ze zrozumieniem.<br />
- Tego jestem pewien. <br />
Balla zaśmiała się na te słowa, a Jasmine złapała mnie za dłoń. <br />
- Chodźmy do domu. Musicie się lepiej poznać.<br />
***<o:p></o:p></span></span></div>
<h2 style="background-position: initial initial; background-repeat: initial initial; line-height: 150%; margin-top: 1.85pt;">
<span style="font-weight: normal; line-height: 150%;"><span style="background-color: black; font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: small;">- Alice, musimy porozmawiać. – powiedziała Jasmine, kiedy siedzieliśmy w
salonie naszego apartamentu. Oprócz nas byli tam Alex z Sarą, Samantha, Edward,
Bella i Timothy. Wszyscy oprócz mnie znali zmarłą parę, więc kiedy coś o nich
wspominali czułam się jak piąte koło u wozu. Oczywiście nikt nawet nie raczył
wytłumaczyć mi co się naprawdę stało, jak poznali Alice Cullen i przede
wszystkim, kim ona w ogóle była?<br />
Siedziałam więc ze znudzona miną, ale tak naprawdę uważnie przysłuchiwałam się
wszystkim rozmowom. Nie wiem dlaczego,
ale podświadomie czułam, że każdy wiele zawdzięczał zarówno Alice jak i
Jasper’owi. Nie miałam też pojęcia, co w takim razie robiłam tam ja, w końcu
dowiedziałam się o ich istnieniu dopiero po ich
śmierci. Niemniej jednak moja przyjaciółka złapała mnie za rękę i
zaczęła mówić z nieobecnym wzrokiem.<br />
- Alice była moją przyjaciółką, na długo przed twoimi narodzinami. To właśnie
dzięki niej poznałam Cullenów. Spojrzałam na Edwarda. – Tak, to o nas mowa. –
odpowiedział na zadane przeze mnie bezgłośnie pytanie. <br />
- Na początku rodzinę Cullenów tworzyli Edward i Carlisle, który potem
przemienił również Esme, naszą szefową, którą miałaś przyjemność ostatnio
poznać. – Następne słowa Jass zagłuszyło wymowne chrząknięcie Timothy’ego. –
Jasmine, jak ty dziwnie wymawiasz słowo nieszczęście… - powiedział, na co
wszyscy parsknęli śmiechem, a wspomniana wampirzyca spiorunowała go wzrokiem.
Posłał jej spojrzenie niewinnej dziewicy, mrugając oczętami jak flirtująca
nastolatka, a ja roześmiałam się po raz pierwszy tego dnia. W końcu wszyscy się
ogarnęli, więc Jasmine wróciła do opowiadania. <br />
- Kilkanaście lat po dołączeniu Esme, Carlisle przemienił umierającą blondynkę
z arystokratycznej rodziny – Rosalie Hale. Carlisle chciał, aby Edward się z
nią związał, ale on od początku traktował ją tylko jak siostrę. Zaś Rosalie
wzięła sprawy we własne ręce i znalazła w górach konającego po spotkaniu z
niedźwiedziem Emmeta. Na rękach przyniosła go do Carlisle’a, który przemienił
również jego. Dopiero po kilkunastu latach w domu Cullenów niespodziewanie
pojawiły się dwa obce wampiry. Tajemnicza i drobniutka, obdarzona elfią urodą
Alice oraz Jasper, silny i niebezpieczny, z bliznami po ugryzieniach innych
wampirów na każdym skrawku ciała. <br />
Alice miała niezwykły dar – widziała przyszłość, a jej ukochany wyczuwał emocje
innych i potrafił nimi manipulować. Ich dary, w połączeniu ze zdolnościami
Edwarda umożliwiały im życie wśród ludzi, chodzenie do pracy, szkoły – mogli
żyć jak normalni ludzie, nie ukrywając się jak zabójcy. Dzięki piciu zwierzęcej
krwi, tak jak to robimy teraz, ich oczy były złote, a nie czerwone jak u
krwiożerców. Właśnie poprzez zamieszkanie wśród ludzi Edward poznał Bellę.
Cullenowie wprowadzili się do Forks, na północy Stanów. Tam poznali Bellę,
uroczą śmiertelniczkę z talentem do pakowania się w kłopoty. To coś z Twojej
półki. – ostatnie zdanie Jasmine skierowała bezpośrednio do mnie. Byłam tak
skupiona na historii nieznanych mi wampirów, że dopiero po chwili dotarła do
mnie niezbyt subtelna aluzja Jass. Wszyscy oczywiście zaśmiali się, widząc moją
minę. Jasmine uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo i kontynuowała opowieść.<br />
- Po wielu namowach Belli, Edward w końcu zgodził się przemienić ją w wampira,
ale niespodziewanie Bella zaszłą w ciążę. Takie przypadki mają miejsce raz na
setki lat, więc nie mieli pojęcia co robić. Po śmierci Carlisle’a cała masa
wiedzy o wampirach przepadła. Edward chciał pozbyć się płodu, tak jak Jacob –
przyjaciel Belli. Jednak ona pokochała swoje nienarodzone dziecko i nie
pozwoliła im go uśmiercić. Dożyła do porodu, a potem uratować ją mogła tylko
przemiana w wampira. Od tamtej pory Bella jest wampirem. A urodziła im się
półwampirza córeczka – Renesmee. Ona również ma dar – potrafi za pomocą dotyku
przekazać swoje myśli innym. <br />
- Musisz ją poznać, czuję, że dogadałybyście się od razu. – wtrąciła małżonka
Edwarda. On sam siedział naprzeciwko niej i obserwował każdy jej ruch z taką czułością,
że aż musiałam odwrócić wzrok. Miałam wrażenie jakbym co najmniej przyłapała
ich na czymś bardzo intymnym. On jednak usłyszał moje myśli i zdezorientowany
spojrzał prosto na mnie. Wzruszyłam przepraszająco ramionami. Nie mam pojęcia
skąd, ale wiedziałam, że podziwiał Bellę za jej odwagę i ciągle miał do sobie
trochę żalu, że musiała tyle przez niego wycierpieć. Popatrzył mi smutno w
oczy. A więc miałam rację. Nagle poczułam na udzie wibracje telefonu. <br />
Przeprosiłam wszystkich i stanęłam przy wyjściu z salonu, choć równie dobrze
mogłabym nie wstawać, bo i tak usłyszeliby każde słowo zarówno moje jak i
mojego rozmówcy. Spojrzałam na wyświetlacz. Harry?<br />
Czułam na sobie wzrok Jasmine i Tima, ale mimo wszystko odebrałam. <br />
- Po co do mnie dzwonisz, Harry? – powiedziałam do telefonu. Za plecami
usłyszałam wymowne chrząknięcie i stłumione przez udawany kaszel słowa „może
grzeczniej” . Wywróciłam oczami i syknęłam przez zęby: <br />
- Zamknij się, Tim.<br />
Słuchająca mnie siódemka wampirów, w tym
mój ukochany, irytujący przyjaciel robiący z siebie idiotę – to wszystko w
żadnym stopniu nie pomagało mi w rozmowie z napalonym na mnie śmiertelnikiem o
cudownie zielonych oczach, świecących jak dwa szmaragdy. Gdy tylko ta myśl
przemknęła mi przez głowę, usłyszałam stłumione parsknięcie, więc odwróciłam
się przodem do zebranych. Wszyscy skierowali swój wzrok na Edwarda, który
patrzył na mnie z rozbawieniem w złocistych tęczówkach. No pięknie, musze się
pilnować, bo ten cholerny podsłuchiwacz czyta mi w myślach. Westchnęłam sfrustrowana.
Naraz ze słuchawki dobiegł głos Loczka.<br />
- Kim jest Tim?<br />
Złapałam się kciukiem i palcem wskazującym za nasadę nosa i z przymkniętymi
oczami wzywałam Boga na ratunek. <br />
- To mój znajomy, czemu pytasz? – zapytałam udając idiotkę. <br />
- Ach, znajomy… - odpowiedział z westchnieniem. Zmarszczyłam brwi.<br />
- Jesteś zazdrosny? – nie wiem po co zadałam to pytanie. To oczywiste, że był.<br />
- Nie, ja…tylko… - zaczął się plątać.<br />
- Harry, nie masz powodu.<br />
- Jesteś pewna? Poza tym nic nas nie łączy, więc nie musisz mi się tłumaczyć. –
powiedział jakby z bólem.<br />
Westchnęłam. Dlaczego śmiertelnicy są tacy skomplikowani i do tego wszystko
rozumiej ą na opak? Gdyby żyli trzy razy dłużej niż normalnie patrzyliby na
pewne sprawy zupełnie inaczej, jestem pewna. Przecież to, że nie wyznałam mu
dozgonnej miłości i uwielbienia jego ciała i duszy, nie znaczyło, że nie jestem
nim zainteresowana. W końcu to on jest sławnym piosenkarzem i to jemu powinno
zależeć na dyskrecji, do cholery. Przynajmniej z jego punktu widzenia. To kim jestem
ja musiało pozostać tajemnicą nawet dla samego Harry’ego. <br />
- A chciałbyś, żeby łączyło? – zapytałam ciekawa co odpowie.<br />
- Nie sądzę, żeby to była rozmowa na telefon. – odparł dyplomatycznie, a ja
zaśmiałam się w duchu. Wiedział jak wymusić spotkanie. Gdy próbowałam opanować
rozbawienie, usłyszałam, że towarzystwo zdecydowanie nie próbuje się ogarnąć i
śmiali się ze mnie w najlepsze. Pieprzone wampiry i ich pieprzone nadludzkie
zdolności. <br />
Na tą myśl Edward prawie zachłysnął się ze śmiechu, ja zaś posłałam mu groźne
spojrzenie. Nawet nie próbuj się odzywać Cullen, bo urwę ci język. Postanowiłam
wrócić do rozmowy z Loczkiem. <br />
- Dobrze, masz rację. Musimy się spotkać. – powiedziałam.<br />
- Masz na myśli jakiś konkretny termin? – zapytał Harry.<br />
- Może uda mi się wcisnąć cię do grafiku. W wolnym czasie. – odrzekłam z
zadziornym uśmiechem, którego nie mógł zobaczyć. <br />
- A co robisz w wolnym czasie? – cholera, i tu zaczynają się schody. Przecież
nie powiem mu, że w przerwach między zabijaniem wampirów trenuję, żeby być w
tym jeszcze lepsza. Śmiechy za mną trochę przycichły, najwyraźniej wszyscy
ciekawi byli mojej odpowiedzi. Niech to szlag, nagle się zainteresowali moim
życiem osobistym. Podniosłam oczy do nieba.<br />
- Czytam poradniki dla samotnych matek, przyłączysz się? – postanowiłam trochę
się z nim podrażnić. Najwyraźniej trochę go zatkało, bo przez chwilę w
słuchawce słyszałam tylko jego oddech. <br />
- Jasne, czemu nie? Podobno na Pembridge Road jest świetna księgarnią z takimi
poradnikami. – odezwał się w końcu, a swoją odpowiedzią wywołał śmiech
wszystkich wampirów zebranych w moim salonie. Jezu Chryste, co za głośna
publiczność. <br />
- Notting Hill? Chcesz żebym była Willem Thackerem, a ty będziesz moją Anną
Scott? - odparowałam zaczepkę. W odpowiedzi usłyszałam jego dźwięczny śmiech.
Na ten odgłos mimowolnie uśmiechnęłam się z czułością, zupełnie zapominając o
siódemce wampirów pękających ze śmiechu. Zaraz. Oprzytomniałam nagle, zdziwiona
jednym szczegółem. Śmiało się sześć wampirów, nie siedem. Edward Cullen
siedział wyprostowany, swoją postawą zupełnie nie pasując do rozbawionych
towarzyszy. Patrzył mi poważnym wzrokiem prosto w oczy, a ja nie wiem jakim
sposobem, ale zrozumiałam, że dostrzegł ten rozmarzony uśmiech, jaki wypłynął
na moją twarz po usłyszeniu śmiechu Harry’ego. I właśnie to go zmartwiło.
Przypomniałam sobie jego historię. Zakochany w śmiertelniczce. <br />
- Alice? Jesteś tam jeszcze? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Loczka. Wciąż
patrząc Edwardowi prosto w oczy kontynuowałam rozmowę. <br />
- Jestem. Może być Notting Hill. Spotkajmy się przy Coronet Cinema o siódmej w
piątekza dwa tygodnie. – odpowiedziałam.<br />
- Idziemy do kina? – zapytał, a w tle usłyszałam jęk jakiegoś chłopaka i
stłumione „Nie pij z mojej szklanki Louis!”.<br />
- Tak, do kina. Harry, gdzie ty jesteś? – byłam prawie pewna, że siedział w tym
barze, w którym spotkaliśmy się po raz pierwszy. <br />
- Jestem z chłopakami w barze. Wiesz, tym w którym się poznaliśmy. A Zayn
właśnie rozlał połowę mojego drinka na swoje spodnie. Kutas. – powiedział z niezadowoleniem,
a ja pomyślałam, że to niewiarygodne jak niedojrzali są w dzisiejszych czasach
nastoletni chłopcy. Tylko trochę kasy, a oni już urządzają libacje, orgie i Bóg
raczy widzieć co jeszcze. <br />
- Harry, nie powinieneś tyle pić. W twoim wieku podstawowym napojem powinien
być sok pomarańczowy, a nie szkocka. – powiedziałam i gdzieś głęboko czułam, że
to samo powiedziałaby mi moja matka w tej sytuacji. Gdyby żyła. Naraz zniknęło
całe moje rozbawienie, a śmiejący się znajomi zamiast mnie bawić, zaczęli irytować.
Wspomnienie o rodzicach otwarło zamknięte rany, przywołało skrywany głęboko
smutek i żal. <br />
Zmianę w moim nastroju zarejestrował wyłącznie Edward, a ja pomyślałam, że
gdyby Jasper żył, to on również by ją zauważył. A Alice podejrzałaby przyszłość
i pocieszyła mnie, mówiąc że niedługo będzie lepiej, w końcu wiedziała to
najlepiej. Przed oczami zaczął mi się tworzyć obraz tej dwójki, uśmiechającej
się do siebie poufale. Nigdy nie widziałam nawet ich zdjęć, nikt mi nie mówił
jacy byli, ale podświadomie wiedziałam, że Jasper lubił wdychać zapach
krótkich, czarnych włosów Alice, a ona zawsze z nostalgią i czułością
przejeżdżała palcami po każdej jego bliźnie. Z zamyślenia wytrącił mnie głos
Harry’ego.<br />
- Troszczysz się o mnie? – zapytał trochę niepewnie. W tej chwili nie
potrafiłam wymyślić nic zabawnego lub zaczepnego. W tej chwili jedyne na co
było mnie stać to szczerość. <br />
- Tak. Do zobaczenia za dwa tygodnie, Harry. I nie pij już więcej, proszę. –
tymi słowami zakończyłam nasza rozmowę i wcisnęłam czerwoną słuchawkę. <br />
***<br />
Następnego dnia obudziło mnie pukanie do drzwi. <br />
- Panno Pagello, może Pani otworzyć? – głos jednego z najmłodszych kadetów
akademii otrzeźwił mnie natychmiastowo. Zwlekłam się z łóżka, zdając sobie
sprawę, że mam na sobie tylko długi T-shirt i czarne figi, a moje włosy
przypominają fryzurę gorgony. Westchnęłam z frustracją i przeszłam na boso po
zimnych płytkach hallu. Ziewając otworzyłam drzwi. Przed nimi stał niewysoki
chłopak z krwistoczerwonymi oczami, ubrany w ciemne spodnie i granatowy sweter,
spod którego wystawała biała koszula i szary krawat. <br />
- Co się dzieje Nigel? – zapytałam zaspanym głosem. On jednak nie spieszył się
z odpowiedzią, za bardzo skupiony na wpatrywaniu się wytrzeszczonymi gałami na
moje nagie nogi. <br />
- Nigel? <br />
Cisza.<br />
- Nigel, do cholery, jest jakiś konkretny powód dla którego stoję tu marznąc o
tak barbarzyńsko wczesnej porze?! – warknęłam przez zęby. To go wyrwało z
transu, potrząsnął głową i próbując skupić wzrok na moich oczach, a nie
piersiach, powiedział bełkotliwie: <br />
- Do Akademii przyszły kwiaty, których odbiorcą, według doręczyciela, jest
Pani. – zakończył wpatrzony w moje twardniejące z powodu zimnego powietrza
sutki. Cholera, mogłam założyć chociaż szlafrok. Westchnęłam.<br />
- W takim razie za pół godziny zejdę po nie. – odparłam patrząc na niego
karcąco. Na moje słowa zmieszał się odrobinę. <br />
- Kurier chce pani podpisu na jakimś dokumencie, a wie Pani doskonale, że im
dłużej śmiertelnik będzie gościł w naszych progach, tym większe
niebezpieczeństwo mu grozi. – wyjaśnił rzeczowo, ale wymawiając słowo
„śmiertelnik” miał w czerwonych oczach iskierkę głodu. Zwierzęca krew
dostarczała nam tyle siły, ile było potrzebne do normalnego funkcjonowania
wśród ludzi i zabijania krwiożerców, ale krew śmiertelników stanowiła nieodłączną
pokusę naszej egzystencji. Właśnie po to przez dziesięć lat każdy z nas
przechodzi wyczerpujący trening. Żeby zbudować wolę na tyle silną, by w chwili
próby powstrzymać się przed morderstwem niewinnego człowieka. <br />
- Dobrze, masz rację. Tylko się ubiorę. – normalnie olałabym i Nigela, i
kuriera, ale od kilku tygodni widziałam jak bardzo ten chłopak, przemieniony w
wieku piętnastu lat, starał się pozbyć wszystkich podszeptów wampirzego ciała,
nakazujących mu pić ludzką krew. Nie wiem skąd, ale odezwały się we mnie jakieś
matczyne instynkty, bo uśmiechnęłam się do niego ciepło i weszłam w głąb
apartamentu, zapraszając go do środka machnięciem dłoni. Przekroczył próg,
niepewnie rozglądając się po wnętrzu mojego pokoju. <br />
- Ładnie tu. – stwierdził grzecznie, stając przy wejściu do kuchni. Zaśmiałam
się. <br />
- Wierz mi, po generalnym sprzątaniu ten pokój wygląda zdecydowanie lepiej niż
teraz. Na stoliku w kuchni powinny być babeczki. Poczęstuj się. – rzuciłam
przez ramię, wchodząc do swojej sypialni. Przymknęłam za sobą drzwi i
skierowałam się w stronę szafy. Zrzuciłam z sobie podkoszulek, zamiast niego
zakładając szybko czarny stanik i ciepłą bluzkę z długimi rękawami. Potem
wciągnęłam czarne legginsy i przejechał szczotką po włosach kilkoma gwałtownymi
ruchami. Na koniec wsunęłam stopy w wygodne czółenka i wyszłam z pokoju. Nigel
stał w salonie i zajadając babeczkę przyglądał się ustawionym na komodzie
zdjęciom. Na prawie każdym byłam razem z Jasmine, niektóre przedstawiały
również Alexa, Samanthę i Timothy’ego. Bezszelestnie, co nie jest proste w
butach na obcasie, podeszłam do niego i oparłszy się ramieniem o ścianę
zapytałam: <br />
- Gotowy?<br />
Wzdrygnął się zaskoczony i zaraz przybrał minę, jakby chciał skarcić sam siebie
za to, ze udało mi się go podejść. Zaśmiałam się w duchu. Musi się jeszcze
wiele nauczyć o byciu łowcą. <br />
Nic nie mówiąc ruszył do drzwi, ja poszłam w jego ślady stukając obcasami po
twardych płytkach. <br />
Zamknęłam za nami drzwi i odwróciłam się w stronę Nigela. W kąciku ust zostało
mu trochę czekolady z babeczki, którą go poczęstowałam, więc podniosłam rękę,
aby wytrzeć mu twarz. On jednak opatrznie zrozumiał moje intencje, zapewne
spodziewając się ataku. Z wampirzą szybkością podbiegł do przeciwległej ściany,
uderzając w nią plecami. Oczy miał szeroko otwarte i wpatrzone we mnie z
niepokojem. Powoli opuściłam rękę, pozwalając jej zwisać swobodnie wzdłuż
mojego boku. Nie ruszyłam się nawet o pół kroku. <br />
- Nie musisz się mnie bać, Nigel. - powiedziałam spokojnym, cichym głosem,
wiedząc że i tak mnie słyszy. <br />
Nadal wpatrywał się we mnie przerażony, kompletnie mi nie ufając. Już miałam
westchnąć, ale powstrzymałam się. To mogłoby go tylko sprowokować. <br />
- Spokojnie, Nigel. Nie jestem Twoim wrogiem. Jesteśmy po tej samej stronie.
Nie atakujemy siebie nawzajem, pamiętasz? – dodałam jeszcze ciszej, wolno
wypowiadając każde słowo. Nikt nie szedł korytarzem na tym, ani na poprzednim
piętrze, przez co miałam wrażenie, jakbyśmy znajdowali się budynku zupełnie
sami.<br />
- Mieliśmy iść do kuriera, pamiętasz? Im krócej tu będzie, tym lepiej, prawda?
Nie chcesz, aby ktoś go skrzywdził, mam rację? – szereg pytań, który
skierowałam w jego stronę najwyraźniej go oprzytomnił, bo rozluźnił mięśnie i
ostrożnie, niespiesznym krokiem podszedł do mnie. Ze wzrokiem utkwionym w podłodze
wyszeptał: - Przepraszam. Nie powinienem tak reagować. Ma Pani rację, nie
atakujemy się nawzajem. Poza tym kurier wciąż czeka. <br />
Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami. <br />
- Jesteś ubrudzony czekoladą. Chciałam po prostu wytrzeć Ci twarz, to wszystko.<br />
Na moje słowa podniósł wzrok i wyczytawszy w moich oczach, że mówię prawdę,
uśmiechnął się półgębkiem. Ruszyłam przodem ku windzie. Bał się innych
wampirów, to pewne. Starszych, lepiej wyszkolonych, silniejszych. Bał się, że
ko skrzywdzą. Że go zdradzą. Wystarczyło, że podniosłam szybko dłoń, a on
odskoczył jak spłoszone zwierzę. Czułam, że ten lęk pochodzi z czasów, kiedy
był jeszcze człowiekiem. Westchnęłam. A
jeszcze wczoraj sądziłam, że to śmiertelnicy są skomplikowani. Dzisiaj, jadąc
windą z nadal niepewnym Nigelem stwierdziłam, że wampiry są sto razy bardziej
skomplikowane, nieprzewidywalne i tajemnicze. <br />
Postanowiłam zakończyć te rozmyślania, kiedy wysiedliśmy z windy na parterze, z
twarzami skierowanymi na główny hall Akademii. Przy kontuarze stał ubrany w
czerwony polar kurier, mocno już zniecierpliwiony, z bijącym szybko sercem.
Podeszłam do niego w ludzkim tempie, a on słysząc stukot obcasów odwrócił się w
moją stronę. <br />
- Pani Alice Pagello? – zapytał gardłowym głosem. Kiwnęłam głową.<br />
- Nareszcie Pani jest. Mam tez inne przesyłki do dostarczenia, mogłaby się Pani
trochę pospieszyć. Proszę tu podpisać. – powiedział, wskazując palcem na pustą
rubrykę. Sięgnęłam po długopis i zamaszyście maznęłam swoje nazwisko zajmując
trzy sąsiednie kratki, przeznaczone na nazwiska innych klientów. <br />
- Pan wybaczy, ale o szóstej rano zwykle śpię. – odparłam pogardliwie,
wręczając mu z powrotem długopis. <br />
Zacisnął usta w wąską linię i nie odzywając się więcej podał mi kosz pełen
kwiatów. Gdy tylko zacisnęłam dłonie na jego pałąku, kurier wyszedł z budynku
bez słowa. Postawiłam przesyłkę na podłodze, po czym dostrzegłam przyczepioną
do łodygi jednego z kwiatów karteczkę. Odwiązałam ją i rozłożyłam. Pochyłym
pismem napisane było kilka zdań.<br />
„Mam nadzieję, że lubisz kwiaty, bo do tego tematu jeszcze nie doszliśmy. <br />
Może chciałabyś uzupełnić braki w mojej wiedzy?<br />
Tęsknię,<br />
Robert.”<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></span></span></h2>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%;">
<span style="background-color: black;"><br /></span></div>
<h2 style="background-position: initial initial; background-repeat: initial initial; line-height: 150%; margin-top: 1.85pt;">
<span style="line-height: 150%;"><span style="background-color: black; font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: small;">
***<o:p></o:p></span></span></h2>
<h2 style="background-position: initial initial; background-repeat: initial initial; line-height: 150%; margin-top: 1.85pt;">
<span style="line-height: 150%;"><span style="background-color: black; font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: small;">Do:
<a href="mailto:jasmine.stewart@gmail.com">jasmine.stewart@gmail.com</a><br />
Od: <a href="mailto:kubulek.blaszczykowski@gmail.com">kubulek.blaszczykowski@gmail.com</a><br />
Temat: Powrót do rzeczywistości<br />
Hej!<br />
Co tam u Ciebie słychać? Nam udało się dolecieć w jednym kawałku. Cieszę się,
że wróciłem do treningów, ale te poranne to mogliby sobie darować. Nie cierpię rano wstawać! W niedzielę mamy
mecz z Hamburgiem. Liczę, że uda nam się wygrać. Mówiłaś, że masz dużo pracy w
biurze, przez pierwszych parę miesięcy, jednak mam nadzieję, że uda Ci się
kiedyś przyjechać na nasz mecz. Tak w ogóle, to piszę, bo mieliśmy się dogadać
w sprawie tego ślubu. Mam się jakoś
specjalnie przygotować?<br />
Pozdrawiam<br />
Kuba<br />
<br />
<i>Wysłano dnia: 17.01.2012</i><br />
* * * * *
<o:p></o:p></span></span></h2>
<h2 style="background-position: initial initial; background-repeat: initial initial; line-height: 150%; margin-top: 1.85pt;">
<span style="font-weight: normal; line-height: 150%;"><span style="background-color: black; font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: small;">Stałam
pod kinem od dziesięciu minut, a Harry’ego ani śladu. Przez cały tydzień
nastawiałam się psychicznie na to spotkanie, w końcu w Blue Print Cafe miałam
zakończyć naszą i tak krótką znajomość. Ale miałam do tego chłopaka słabość.
Nigdy wcześniej nie spotkałam ani człowieka ani wampira takiego jak on.
Pomijając jego boskie loczki, dołki w policzkach, zniewalający uśmiech i
delikatne dłonie, był w dziwny sposób interesujący. Nie potrafiłam znaleźć
określenia na to, jaki był Harry. Trochę pokręcony, roztrzepany, wewnętrznie pogmatwany,
zraniony rozwodem rodziców i rozradowany możliwością śpiewania w One Direction.
Cieszył się życiem, nieustannie się uśmiechał i widział świat przez różowe
okulary, ale z drugiej strony był wiecznie zamyślony i jakby nieobecny, smutki
topił w procentowych napojach, namiętności dawał upust z nieznajomymi
dziewczynami spotykanymi przypadkowo w klubach. Z jednej strony nie mogłam go
rozgryźć, był dla mnie chodzącą zagadką, a z drugiej w jego oczach mogłam
czytać jak w otwartej księdze, z jego ruchów mogłam odczytać wszystkie
intencje. Wszystkie te myśli przyprawiały mnie o zawrót głowy. Nagle usłyszałam
warkot silnika samochodu. Potrząsnęłam głową i spojrzałam przed siebie. Do
krawężnika podjechał czarny Range Rover, za którego kierownicą siedział szczupły
szatyn z szerokim uśmiechem na ustach. Zanim jeszcze otworzył drzwi, dobiegło
do mnie dudnienie muzyki z samochodowego radia. Louis popchnął drzwi auta i
zdjąwszy stopy z pedałów, wyrzucił je na chodnik. Ktoś siedzący po jego lewej
stronie sięgnął dłonią do gałki radia i przyciszył muzykę. Tym kimś okazał się
Liam. Wyszczerzył ząbki w moją stronę. <br />
- Cześć, Alice. Dobrze cię znowu widzieć. – powiedział Louis. Odwzajemniłam ich
uśmiechy.<br />
- Hej chłopaki. Was też dobrze zobaczyć. Nie ma z wami Harry’ego? – zapytałam.<br />
- Jestem, jestem! – usłyszałam chropowaty głos Loczka z głębi auta.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. <br />
Tylne drzwi otworzyły się i z samochodu wysiadł mój młody bóg. Zaraz, nie mój.
Po prostu młody bóg.<br />
Popatrzyłam na jego strój i odetchnęłam z ulgą. Kompletnie nie wiedziałam w co
się ubrać, więc dobrze było zobaczyć normalny ubiór Harry’ego. Bałam się, że
jeśli ubiorę się zbyt elegancko, wyjdę na snobkę. Ale z drugiej strony, jeśli
on pojawiłby się w garniturze, mój zwyczajny strój byłby stanowczo nie na
miejscu. Na szczęście chłopak miał na sobie ciemne spodnie i ciepłe zimowe
buty, a klatkę piersiową ukrył pod granatową kurtką, więc nie odstawałam od
niego ani trochę. Co prawda mi kurtka była niepotrzebna, czułam chłód, ale ni
wyrządzał mi krzywdy. Byłoby to jednak ciut dziwne, gdybym w środku zimy
wystąpiła tylko w cienkiej zielonej koszuli. <br />
- Ładnie wyglądasz. – powiedział Harry. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. <br />
- Z tobą też nie jest najgorzej. – dodałam zadziornie. Lou zaśmiał się, a Liam
pokręcił z rozbawieniem głową. <br />
Harry stał pochylony w moją stronę i z delikatnym uśmiechem wpatrywał się w
moją twarz. <br />
- Na razie, chłopaki. W razie co będę dzwonił. – rzucił w stronę dwójki
przyjaciół, nie odrywając ode mnie wzroku. <br />
- Nie ma za co Harry. Zawsze chętnie pojadę w zupełnie innym kierunku, żeby
podrzucić cię na randkę. – rzucił sarkastycznie Lou. Liam tylko posłał nam
uśmiech i wsiadł bez słowa do samochodu. <br />
- Do zobaczenia, Louis. – rzuciłam w stronę szatyna. Pomachał mi i usiadł za
kierownicą. Zatrzasnął drzwi i odjechał. Loczek zaś pochylił się jeszcze
bardziej (matko, jaki on jest wysoki!) i delikatnie ucałował mnie w policzek.
Wbrew sobie poczułam się onieśmielona. Do jasnej cholery, co się ze mną
dzieje?! Jeszcze kilka tygodni temu coś takiego jak nieśmiałość w ogóle nie
istniało w moim słowniku. Westchnęłam sfrustrowana, chyba po raz setny w tym
miesiącu. Złapałam chłopaka za rękę i pociągnęłam w stronę wejścia do kina. <br />
- Chodź, bo spóźnimy się na film. – powiedziałam. <br />
- Nawet jeśli, to nic się nie stanie. – rzucił ze wzruszeniem ramion.
Uśmiechnęłam się zadziornie.<br />
- O nie, mój drogi. Chcę zobaczyć ten film.<br />
***<br />
Już po pierwszych minutach seansu wiedziałam, że Harry zdecydowanie miał rację.
Ten film był kompletną klapą, czegoś tak słabego nie widziałam już dawno. Tytuł
był w miarę intrygujący – „W objęciach nocy”.<br />
Coś z mojej półki, jakby nie patrzeć. Jednak te „objęcia nocy” oznaczały
objęcia prostytutki, która trafiła na ulicę z powodu chorej matki, a główny
bohater, zdesperowany biznesmen szukający rozkoszy u nieznajomej zakochał się w
niej od pierwszego wejrzenia. Typowe dno. Mimo to, nie dałam po sobie poznać
jak bardzo nuży mnie film, bo Harry oczywiście nabijałby się ze mnie przez
resztę wieczoru. Siedziałam więc w milczeniu, patrząc bezmyślnie w ekran. Po
chwili Loczek znudził się udawaniem spania na moim ramieniu i niespodziewanie poczułam jego gorące wargi na
mojej szyi. Od razu poczułam również chmary motyli przypuszczające atak na mój
brzuch. Zupełnie straciłam zainteresowanie filmem i skupiłam się na
zachowywaniu kamiennej twarzy. Trąciłam go łokciem, ale nie przestawał.
Następne czego doświadczyłam, to rozpalone wargi Harry’ego napierające na moje
własne.<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></span></span></h2>
<h2 style="background-position: initial initial; background-repeat: initial initial; line-height: 150%; margin-top: 1.85pt;">
<span style="font-weight: normal; line-height: 150%;"><span style="background-color: black; font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: small;"> </span></span></h2>
<h2 style="background-position: initial initial; background-repeat: initial initial; line-height: 150%; margin-top: 1.85pt;">
<span style="background-color: black; font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: small;"><span style="line-height: 150%;">
* * *
* * <br />
Do: <a href="mailto:kubulek.blaszczykowski@gmail.com">kubulek.blaszczykowski@gmail.com</a><br />
Od: <a href="mailto:jasmine.stewart@gmail.com">jasmine.stewart@gmail.com</a> <br />
Temat: Gratulacje!<br />
Cześć!<br />
Po pierwsze muszę zacząć od gigantycznych gratulacji. Oglądałam Wasz wczorajszy
mecz i muszę powiedzieć, że jestem ogromnie dumna, że znam tak świetnego
piłkarza</span><span style="line-height: 150%;">J</span><span style="line-height: 150%;">
Wygraliście wręcz epicko! Strzeliłeś dwa cudne gole! Naprawdę jestem pod
wielkim wrażeniem. <br />
Odpowiadając na pytanie z Twojego ostatniego maila: u mnie też spoko. Muszę
powiedzieć, że też nie cierpię rano wstawać! Niestety. Codziennie muszę być o
6.00 w pracy. Masakra! Potem jeszcze wykłady. Jakoś daję radę. Nie wiem, czy uda
mi się w najbliższym czasie przyjechać
do Dortmundu na mecz. Obiecuję, że się postaram. <br />
Jednak najważniejszy temat – ślub. Jak już wiesz, Alex żeni się z Sarą. Nie
zdążyłeś jej poznać, ale mam nadzieję, że to nie problem? Uroczystość odbędzie
się 30 marca w St Mary Abchurch. Muszę Ci też coś powiedzieć, choć może już o
tym wspominałam. Ja jestem świadkiem, a skoro ty idziesz ze mną… Bardzo Cię
przepraszam, jeśli wcześniej Co tego nie powiedziałam! Mam nadzieję, że się nie
gniewasz i przyjedziesz?<br />
Pozdrawiam<br />
Jass<br />
<i>Wysłano dnia: 23.01.2012</i> <br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></span></span></h2>
<h2 style="background-position: initial initial; background-repeat: initial initial; line-height: 150%; margin-top: 1.85pt;">
<span style="background-color: black; font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: small;"><span style="line-height: 150%;">
* * * * *
<br />
Do: <a href="mailto:jasmine.stewart@gmail.com">jasmine.stewart@gmail.com</a> <br />
Od: <a href="mailto:kubulek.blaszczykowski@gmail.com">kubulek.blaszczykowski@gmail.com</a><br />
<br />
Temat: Świadek zgłasza swoją gotowość<br />
Cześć!<br />
Jak napisałem w temacie: zgłaszam swoją gotowość</span><span style="line-height: 150%;">J</span><span style="line-height: 150%;">
Powiem szczerze, że trochę mnie to
zaskoczyło. Nie przypominam sobie, żebyś mi coś takiego mówiła ale po tym co
się ostatnio działo… Tak, czy siak, możesz
na mnie liczyć! Mam nadzieję, że dam radę i nic nie popsuję. Jednak musisz mnie
z jednej rzeczy wyplątać, mianowicie przemowy. Wybacz, ale nie znam ich, aż tak
dobrze, by wygłosić piękną mowę o ich miłości, o tym, jak się poznali. Ja ich
praktycznie nie znam! <br />
Powinienem, od tego zacząć, ale cóż. Dziękuję za gratulacje</span><span style="line-height: 150%;">J</span><span style="line-height: 150%;">
Jednak należą się one nie tylko mi, ale i całej drużynie. Też mam nadzieję, że uda Ci się przyjechać na
mecz. W związku z tym mam Ci coś do zaoferowania (i nie przyjmę odmowy).
Chciałbym, żebyś przyjechała do Polski na mecze Euro. Co ty na to? Jak
napisałem „nie przyjmę odmowy”, więc liczę tylko na entuzjastyczne „TAK!”<br />
Pozdrawiam<br />
Kuba<br />
<i>Wysłano dnia: 26.01.2012</i><br />
* * * * *
<o:p></o:p></span></span></h2>
<h2 style="background-position: initial initial; background-repeat: initial initial; line-height: 150%; margin-top: 1.85pt;">
<span style="background-color: black; font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: small;"><span style="line-height: 150%;"> <br />
Do: <a href="mailto:kubulek.blaszczykowski@gmail.com">kubulek.blaszczykowski@gmail.com</a><br />
Od: <a href="mailto:jasmine.stewart@gmail.com">jasmine.stewart@gmail.com</a> <br />
Temat: Nie odmawiam<br />
Hejka!<br />
Cieszę się, że się nie gniewasz! Już wykręciłam Cię z przemowy, więc nie masz
się co martwić. Pomyślałam sobie, że mógłbyś przyjechać dzień, dwa wcześniej?
Poznałbyś Parę Młodą. Co ty na to? <br />
Co do Euro… Skoro tak stawiasz sprawę, to nie mogę odmówić, choć i tak bym tego
nie zrobiła! Z miłą chęcią pojadę i zobaczę, jak gracie. Tylko musisz mnie
ubezpieczyć w jakieś „rekwizyty kibica”. Ja się na tym kompletnie nie znam. <br />
Pozdrawiam<br />
Jass<br />
<i>Wysłano dnia: 27.01.2012</i><br />
* *
* * *
<br />
Do: <a href="mailto:jasmine.stewart@gmail.com">jasmine.stewart@gmail.com</a> <br />
Od: : <a href="mailto:kubulek.blaszczykowski@gmail.com">kubulek.blaszczykowski@gmail.com</a><br />
Temat: White and Red <br />
Cześć!<br />
Muszę przyznać, że naprawdę szybko Ci się udało wykręcić mnie z tej przemowy.
Jestem pod wrażeniem! Strasznie się cieszę, że przyjedziesz na Euro. Jak
przyjadę to dam Ci jakieś „rekwizyty” :) Nie masz się co martwić - kibicowanie
jest proste. Wystarczy mieć zdrowe gardło!<br />
Zarezerwowałem sobie lot na 28.03, na 12.55. Doszedłem do wniosku, że to dobry
pomysł. Wypadało, by poznać ich skoro mam im świadkować</span><span style="line-height: 150%;">J</span><span style="line-height: 150%;">
Przy okazji odwiedzę Wojtka. Ostatnio dzwonił. Chyba coś się stało. Mogłabyś do
niego pójść i zobaczyć co? Byłbym wdzięczny. <br />
Do zobaczenia <br />
Kuba <br />
<i>Wysłano
dnia: 31.01.2012</i></span></span></h2>
<h2 style="background-position: initial initial; background-repeat: initial initial; line-height: 150%; margin-top: 1.85pt;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: small;"><span style="background-color: black; line-height: 150%;"><br /></span></span></h2>
<h2 style="background-position: initial initial; background-repeat: initial initial; line-height: 150%; margin-top: 1.85pt;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: small;"><span style="background-color: black; line-height: 150%;">>>>>>>>>>>></span></span></h2>
<h2 style="margin-top: 1.85pt;">
<span style="background-color: black; font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: small;"><span style="line-height: 150%;">Hej, po raz drugi wrzucam ten rozdział i znowu nie mogę </span><span style="line-height: 24px;">dać</span><span style="line-height: 150%;"> sobie rady z tym okropnym blogspotem. Nie wiem jak usunąć to białe, więc jeśli ktoś to czyta to pewnie wie, że trzeba po prostu wszystko zaznaczyć. Strasznie przepraszam również Martę i Wariatkę, bo wraz z usunięciem rozdziału przepadły ich komentarze. Pisałam to ju.z wcześniej, ale jak ktoś nie wpadł to piszę ponownie: Wariatka ma pomysł (i początek) na mini-opowiadanie o Marco Reus'ie. Jesli chciałybyście coś takiego czytać - piszcie w komentarzach. Ach, jesli ktoś chciałby być informowany przez nas o nowych rodziałach, niech zostawi w komentarzu maila, fb, tt czy coś takiego. Możecie też pisać o tym na naszego maila - bloodylove15@gmial.com :D<br />W pierwszej wersji 11 rozdziału życzyłam Wam Wesołych Świąt - teraz już po ptakach :)<br />Mamy jednak nadzieję, że Święta Wam się udały, Mikołaj był hojny a karp bez ości :P<br />Pozostaje nam tylko życzyć Wam udanego Sylwestra :D<br />Buziaki,<br />Wasze Rooksha&Wariatka</span></span></h2>
<h2 style="margin-top: 1.85pt;">
<span style="background-color: black; font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: small;">
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><span style="line-height: 150%;"><o:p></o:p></span></span></h2>
<h2 style="background-position: initial initial; background-repeat: initial initial; line-height: 150%; margin-top: 1.85pt;">
<span style="line-height: 150%;"><span style="background-color: black; font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: small;"> </span></span></h2>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%;">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17995300413452742526noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-72451986207121919032012-11-23T00:14:00.002+01:002013-02-05T01:03:04.074+01:00Rozdział dziesiąty<br />
<div class="MsoNormal">
</div>
<div class="MsoNormal">
</div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="line-height: 115%;">„Najgorszym
cierpieniem duszy jest chłód”</span></b></div>
<b></b><br />
<div style="text-align: center;">
<b><b><span style="line-height: 115%;"> ~ Georges Clemenceau</span></b></b></div>
<b>
</b>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<i>Muzyka: <a href="http://www.youtube.com/watch?v=7HKoqNJtMTQ&feature=my_liked_videos&list=LLoK_StMA2usHpygT-6RwIDQ" target="_blank">Skyfall</a></i></div>
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b>
<b><span style="line-height: 115%;">*Oczami Jasmine*</span></b><br />
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"><b>- Nie
wiem, dlaczego ją zabili. – powiedziałam żałośnie, siedząc na kanapie w naszym
salonie.</b><br /><b>
- Kim ona dla ciebie była? Siostrą, matką, ojcem? – zapytała głupio, a ja
posłałam jej litościwe spojrzenie.</b><br /><b>
- Najlepszą przyjaciółką. – Alice poruszyła się niespokojnie.</b><br /><b>
- Myślałam, że to ja jestem twoją najlepszą przyjaciółką. – spuściła głowę.</b><br /><b>
- Oj przestań! – powiedziałam wydmuchując nos w chusteczkę. – Ty jesteś dla
mnie, jak córka, ewentualnie młodsza siostra, smarku.</b><br /><b>
- Nie mów tak do mnie! Nie jestem przedszkolakiem .</b><br /><b>
- Ale się tak zachowujesz! Tylko z tą różnicą, że przedszkolaki nie ćpają i nie
zmieniają partnera seksualnego co noc. Choć teraz to nic nie wiadomo…</b><br /><b>
- Ach! Jak te dzieciaki szybko rosną! – odpowiedziała rozbawiona, ja zachowałam
powagę.</b><br /><b>
- Mam zadanie do wykonania. – powiedziałam patrząc na teczkę leżącą na stole.</b><br /><b>
Rudowłosa wampirzyca spojrzała na zegarek znajdujący się na ręku. Westchnęła
ciężko.</b><br /><b>
- Ja też zaraz muszę się zbierać. Ale ty może lepiej się zastanów. Wątpię byś
była wstanie zająć się tym bez zbędnych emocji. – mówiąc to wskazała na zdjęcie
krwiopijcy leżące na teczce.</b><br /><b>
Nie zwróciłam na te słowa uwagi. Byłam już gotowa, zarówno psychicznie, jak i w
kwestii wyglądu. Przynajmniej tak myślałam. Podeszłam do drzwi i już miałam je
otwierać, gdy nagle usłyszałam pukanie. Spojrzałam zdziwiona na Alice. Ona
uśmiechnęła się lekko. Szarpnęłam za klamkę. Nagle moim oczom ukazał się, nie
to inny, tylko Kuba. Stałam tak, gapiąc się na niego, nic nie mówiąc. Chłopak
opierał się jedną ręką o framugę i dyszał. Doszłam do wniosku, że musiał biec.
Zresztą nie tylko po tym. Jego wygląd… Może zostawię to bez komentarza.</b><br /><b>
Odwróciłam się w stronę Alice. Stała już gotowa do wyjścia.</b><br /><b>
- O Kuba! Jak to miło, że wpadłeś. Co…</b><br /><b>
- Napisałaś to przyszedłem. – przerwał jej w pół słowa. Ona uśmiechnęła się
szeroko w moją stronę, na co odpowiedziałam morderczym wzrokiem.</b><br /><b>
- Dobra! To ja lecę! Bawcie się dobrze! – rzuciła i wyszła.</b><br /><b>
Nie zdążyłam nic zrobić. Zostałam tak sama z chłopakiem ledwo trzymającym się
na nogach. Spojrzałam na niego litościwie.</b><br /><b>
- Usiądź! - wpuściłam go do środka i wskazałam głową na kanapę.</b><br /><b>
Błaszczykowski posłusznie wykonał polecenie. Ja poleciałam po szklankę z wodą.</b><br /><b>
- Podobno jesteś sportowcem. – powiedziałam podając mu wodę z uśmiechem. On
posłał mi mordercze spojrzenie.</b><br /><b>
- Jakbyś przebiegłą pół miasta to też byś była zmęczona. </b><br /><b>
- A właściwie co ty tutaj robisz? –zapytałam zmieniając temat.</b><br /><b>
- Chyba Alice wysłała mi SMS-a. – mówiąc to pokazał mi wiadomość. </b><br /><b>
- Złapię, zbiję i oprawię w antyramę! –
usiadłam zrezygnowana na kanapie.</b><br /><b>
Chłopak spojrzał na mnie smutno.</b><br /><b>
- Może lepiej już sobie pójdę.</b><br /><b>
Zrobiło mi się strasznie głupio. Błaszczykowski biegnie przez pół miasta, by mi
pomóc, a ja zachowuję się jak totalna idiotka i wywalam go z domu! Typowa
gościnność wampirów. </b><br /><b>
- Poczekaj! – mówiąc to złapałam go za rękaw kurtki. Kuba stał już przy
drzwiach i patrzył na mnie zdezorientowany. Chyba przez przypadek zapomniałam
opanować swoją wampirzą prędkość. Ups… </b><br /><b>
Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Zaschło mi w gardle. Czułam się strasznie
dziwnie. Nie wiem dlaczego, ale nagle przypomniała mi się niedawno zmarła Alice
Cullen. Jutro miał być jej pogrzeb. Myślałam, że jakoś to do mnie dotarło.
Myślałam, że dam radę. W końcu w swoim życiu byłam na milionie pogrzebów. Sama
umarłam. Jednak dopiero teraz dotarło do mnie, że jej nie zobaczę nigdy więcej.
Nigdy…</b><br /><b>
Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Puściłam rękaw Kuby i wróciłam, znowu w
wampirzym tempie, na kanapę. Usiadłam.</b><br /><b>
- Wszystko w porządku? – zapytał niepewnie. Podszedł do mnie i ukucnął przy
mnie. Spojrzał mi prosto w oczy. Były takie piękne i spokojne.</b><br /><b>
- Nie.– wychlipałam – Moja najlepsza przyjaciółka niedawno została zamordowana
przez wampira. Znaczy nie jestem tego do końca pewna, ale jestem! Do tego jutro
jej pogrzeb, a ja nie wiem czy dam radę. Muszę jeszcze iść i wytropić tego co
ją teoretycznie zabił ale nie wiem, czy umiem, i w ogóle jestem w czarnej
dupie! – rozkleiłam się na koniec mojego monologu. </b><br /><b>
Chłopak usiadł obok i mocno mnie przytulił. Dopiero teraz zorientowałam się co
powiedziałam. Odsunęłam się od niego i przyjrzałam jego twarzy. Patrzył na mnie, jak na dziewczynkę
psychicznie chorą, po którą zaraz mają wpaść psychiatrzy z kaftanem. Świetnie!
Przypomniał mi się sposób, jaki zastosowała Alice, by uciszyć Harry’ego. Nie… </b><br /><b>
Kuba wstał i powolutku zaczął kierować się w stronę drzwi. Niewiele myśląc
wstałam i podeszłam do niego. Staliśmy naprzeciwko siebie. Patrzyłam prosto w
jego przestraszone, zdezorientowane oczy. Zaczęłam się do niego przybliżać. Odwzajemnił
ruch. Po chwili nasze usta dzieliły milimetry. Jego wzrok nie był już taki, jak
przedtem. Cel osiągnięty! Został jeszcze tylko…</b><br /><b>
- Jass! Sły… O, przepraszam! – usłyszałam głos Aleksa. </b><br /><b>
Odskoczyliśmy od siebie z Błaszczykowskim, jak oparzeni. Spojrzeliśmy w stronę
drzwi. Stał w nich nie kto inny, jak rozbawiony doktorek.</b><br /><b>
- Nie będę wam już przeszkadzał, wy moje buraczki. – mówił, a banan nie
schodził mu z ust.</b><br /><b>
- Chyba ja już naprawdę pójdę…</b><br /><b>
- Nie! – krzyknęłam. – Znaczy… Pomyślałam… Może pójdziesz ze mną i Aleksem na
obiad? Muszę ci jakoś podziękować, że tak bohatersko przyleciałeś, by mnie
ratować. – posłałam mu piękny uśmiech.</b><br /><b>
Teraz to obydwaj patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Spojrzałam na doktorka
wzrokiem typu: „Milcz i rób co mówię, bo nie ręczę za siebie!”. Chyba to
zrozumiał, bo teraz i on wyszczerzył się w stronę Kuby.</b><br /><b>
- Będzie nam bardzo miło! – dodał.</b><br /><b>
Chłopak mając niewiele do gadania, zgodził się. </b><br /><b>
- To ja pójdę się ogarnąć. – uśmiechnęłam się w stronę piłkarza. </b><br /><b>
- To ja skorzystam z twojej toalety. – dodał wampir – Nie będziesz miał nic przeciwko,
jak cię samego zostawimy?</b><br /><b>
Kuba energicznie pokiwał głową. Obydwoje
zniknęliśmy za drzwiami mojej sypialni. </b><br /><b>
- A teraz wyjaśnij mi o co chodzi. – powiedział Alex, gdy drzwi były już
zamknięte. – Jak chcesz iść z nim na randkę, to taka mała podpowiedź - pójdź z
nim sama. Masz prawie 200 lat i potrzebujesz przyzwoitki? </b><br /><b>
Posłałam mu litościwe spojrzenie.</b><br /><b>
- Po prostu muszę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. </b><br /><b>
- Jaśniej, bo nigdzie nie idę. – skrzyżował ręce na piersi.</b><br /><b>
- Muszę przyznać, że potrafisz dobrać argumenty. – zakpiłam. – Dobra.
Powiedziałam coś, czego nie powinnam powiedzieć i nie mogę go teraz puścić do
domu, bo wygada to swoim kumplom. Wyjdę na idiotkę! Muszę też zabić pewnego
wampira… Ty się zajmiesz Kubą, a ja nim. </b><br /><b>
- Czyli ja będę sobie ucinał przyjemną pogawędkę z blondaskiem, a ty w
pomieszczeniu obok będziesz mordować wampira… Niezły sposób na pierwszą randkę.
</b><br /><b>
- Drugą, gwoli ścisłości. </b><br /><b>
- AHA! To ten tajemniczy świadek! Jass, skarbie, muszę przyznać, że twój gust
jeszcze nie zardzewiał!</b><br /><b>
Uśmiechnęłam się.</b><br /><b>
- Dobra. Teraz wyjdź i pogadaj chwilę z naszym gościem. Ja chociaż zrobię coś z
fryzurą, żeby nie było.</b><br /><b>
Chłopak zasalutował i wyszedł z pokoju. Usiadłam przed toaletką.</b><br /><b>
- Jasmine, w co ty się pakujesz?! – wyszeptałam pod nosem.</b></span></div>
<div style="font-weight: bold; text-align: center;">
<b><span style="line-height: 115%;"> *
* * </span></b></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 115%;">*Oczami Alice*</span></div>
<span style="color: red; font-weight: bold;"> </span><span style="line-height: 115%;">Otworzyłam
oczy. I zamknęłam. Otworzyłam. I znów zamknęłam.<br />
Spokojnie, to nie tik nerwowy, bezsenność, czy inne gówno. <br />
Po prostu nie mogłam uwierzyć w to, co widziały moje złote oczęta.<br />
„Jak niedawno udało się ustalić naszym informatorom, Harry Styles, członek
zespołu One Direction, baluje od kilku dni w londyńskich klubach. Już dwa razy
widziano z nim tą samą rudą dziewczynę, prawdopodobnie nowa kochankę Styles’a.
Na jednym ze zdjęć zrobionym parze w klubie nocnym widać, jak Harry obejmuje
nieznajomą w pasie, a następnie obydwoje kierują się do łazienki w bliżej
nieokreślonym celu. Innego dnia, rudowłosa spotyka się z całym zespołem 1D, a
Harry znów jest wtedy pijany. Niedługo więcej informacji, Redakcja.”<br />
Co to ma, do jasnej cholery, być? Niby wiedziałam, że jest sławny, ale żeby aż
tak?<br />
„nową kochankę Syles’a” – no ja pierdolę, ja mu dam kochankę. Do niczego nie
doszło!<br />
Czego w sumie żałuję, bo Harry to niezły towar, no ale…<br />
Wreszcie modlitwy Jasmine zostały wysłuchane i zostałam ukarana za swe
„hulaszcze” życie.<br />
O ironio, akurat wtedy, kiedy do żadnego wyuzdanego czynu nie doszło. <br />
Westchnęłam. Miałam nadzieję, że chociaż Jass jakoś sobie poradzi z Kubą. Bo
jeśli nie, to do końca wieczności zostaniemy we dwie, płacząc przy Titanicu i
obżerając się pop cornem, patrząc jak Jack powoli zmierza ku samozagładzie. Tak
w ogóle to po co nam faceci?! Do jasnej cholery, ja byłabym dla Jasmine
najlepszym partnerem w całym wszechświecie! Po co jej Kuba, Alex, czy kto tam
jeszcze. Cóż, w moim misternym planie znalazłam jednak jedną wadę. O ile ja
mogłabym zostać lesbijką (w końcu nigdy nie powiedziałam, że jestem w 100%
hetero), to Jass nigdy w życiu nie poszłaby na taki układ. Cholera, a miało być
tak pięknie…<br />
Z zamyślenia wyrwały mnie wibracje dochodzące z kieszeni. Wyciągnęłam telefon i
spojrzałam na wyświetlacz. Tim?<br />
- Czego znowu chcesz? – warknęłam do słuchawki. Byłam na niego zła, bo po tym
nieszczęsnym poranku w Nowy Rok, rozsiewał plotki o rzekomej orgii, której
prowodyrem byłam oczywiście ja. No tak, młoda, niewyżyta wampirzyca, jej ponad stuletnia opiekunka,
czterech nagich sportowców, a wszystko to przy śpiewie najmłodszego z członków
One Direction. <br />
- Słoneczko, gdzie twoja radość życia? Ostatnio ciągle tylko na mnie warczysz,
czyżby coś się stało? – zapytał, a ja znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że
się w tej chwili wrednie uśmiechał. <br />
- No nie wiem, może jakiś idiota pragnący śmierci z moich rąk rozpowiada na
prawo i lewo pikantne szczegóły z poranka, który wolałabym zapomnieć? –
odpowiedziałam sarkastycznie. Odchrząknął. <br />
- Telefonuję do ciebie, gdyż pewien młodzieniec o imieniu Harry, nazwisku
Styles chce się z tobą skontaktować.<br />
- Nareszcie mówisz do rzeczy. Podaj mi jego numer, sama załatwię resztę.<br />
Z westchnieniem podyktował mi rząd cyferek, który zapamiętałam dzięki
nieograniczonej pojemności wampirzego mózgu. Coś takiego przydałoby mi się,
kiedy chodziłam jeszcze do szkoły. Ale jeśli człowiek uczy się przez całe
życie, to edukacja jeszcze nie zakończona. Nieważne…<br />
- Co zrobisz? – z zamyślenia wyrwał mnie dochodzący z telefonu głos
przyjaciela. Potrząsnęłam głową. <br />
- Moja słodka tajemnica. Nie pchaj się w nie swoje sprawy, Anders. – już miałam
się rozłączać, gdy do głowy przyszła mi pewna myśl. <br />
- Nie odwiedzajcie teraz Jasmine, ani ty, ani Alex. Jest trochę… zajęta.<br />
- Za późno, właśnie do niej poszedł. – powiedział Timothy.<br />
Zaśmiałam się. – Cholera, będzie się działo.</span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="line-height: 115%;">***</span></span></div>
<span style="line-height: 115%;">
Czekałam na niego przy Bermondsey Wall East, niedaleko kultowego pubu The Angel.
Przyszedł od strony metra. Ubrany w ciemnozielony płaszcz i czarne buty z
cholewką. Jego kręcone włosy rozwiewał chłodny wiatr, robiąc bałagan również w
moich rudych kudłach. Gdy dostrzegł mnie w
tłumie, uśmiechnął się, ukazując całą klawiaturę białych kł…zębów. Kły
miałam ja. Mimowolnie poprawił mi się humor. Jak zawsze na jego widok. Z
posturą dorosłego faceta i loczkami cherubinka wyglądał trochę niepoważnie, ale
bardzo uroczo. I te dołeczki w policzkach, kiedy jego twarz rozświetlał
uśmiech…<br />
Jezu, zaczynam pieprzyć jak rasowa ciota. Potrząsnęłam głową, wprowadzając w
moją fryzurę jeszcze więcej bałaganu, na co Harry uśmiechnął się czule i
pokonał ostatnie dzielące nas metry. <br />
Poczułam się nieswojo, co nie zdarzało mi się często. Zauważyłam, że w jego towarzystwie
zaczynam odczuwać rzeczy, które wcześniej nie miały dla mnie żadnego znaczenia.
Odgoniłam od siebie te myśli. Nie czas, ani miejsce na bezsensowne rozmyślania
o zmianach w mojej egzystencji.<br />
Przyszłam tu, żeby go opieprzyć, a nie zachwycać się jego urodą. <br />
- Hej. – powiedział, a jego niepewne ruchy wskazywały na to, że nie wie jak się
zachować. W sumie ja też nie bardzo wiedziałam co dalej. <br />
Mam go tak po prostu opieprzyć na środku ulicy? A co jeśli gdzieś w pobliżu
kręci się jakiś paparazzi, czekający tylko na odpowiednie ujęcie?<br />
Nie, wrzeszczenie na środku Bermondsey nie było dobrym pomysłem. <br />
Westchnął i podniósł na mnie wzrok. <br />
- Słuchaj, przepraszam za te zdjęcia i plotki w internecie. Bo zgaduję, że w
tej sprawie dzwoniłaś. – powiedział błądząc wzrokiem po mojej twarzy. <br />
- Wiedziałam, że jesteś sławny, ale na pewno nie spodziewałam się <i>tego.<br />
</i>Odpowiedział przepraszającym uśmiechem. <br />
- Mogę Ci to jakoś wynagrodzić?<br />
Uśmiechnęłam się. No jasne. Posłuchasz jak wyżywam się na tobie za wszystko co
mnie ostatnio spotkało i nie piśniesz ani słówka.<br />
- Co proponujesz? – zapytałam z zalotnym uśmiechem.<br />
Rozejrzał się dookoła. <br />
- Może… obiad w restauracji w Muzeum Wzornictwa?<br />
Przechyliłam głowę z zainteresowaniem.
Może być ciekawie.<br />
- Jasne, czemu nie. – odpowiedziałam lekko i ruszyłam w dół ulicy w stronę Blue
Print Cafe. Po chwili zorientowałam się, że Harry nie idzie ani obok mnie, ani
za mną. Obejrzałam się do tyłu. Stał w tym samym miejscu z rękami w kieszeniach
płaszcza i rozmarzonym wzrokiem błądzącym po mojej sylwetce. Zmarszczyłam brwi.<br />
- Idziesz, czy nie? – zawołałam. Wzdrygnął się wyrwany z zamyślenia.<br />
Powolnym krokiem zrównał się ze mną i dalej ruszyliśmy ramię w ramię. <br />
- Mogę o coś zapytać? – odezwał się po chwili milczenia. <br />
- Jasne. – odpowiedziałam trochę zaskoczona. Po co pyta czy może pytać?<br />
Czekałam aż coś powie, ale wyglądał jakby nie wiedział jak ubrać myśli w słowa.
Kilkakrotnie otwierał i zamykał usta, a ja patrzyłam na jego malinowe wargi jak
zahipnotyzowana. W końcu wziął głęboki wdech i powiedział: - Co miałaś na myśli,
mówiąc o polowaniu? – to pytanie od razu sprowadziło mnie na ziemię. Cholera,
jak ja mu to wytłumaczę?<br />
- Ja… słuchaj, to nie jest takie proste jak się wydaje. Mógłbyś coś źle
odebrać, w końcu mnie nie znasz. <br />
- Ale chcę poznać. – odrzekł chrapliwym głosem i zatrzymał mnie, łapiąc za
łokieć. W jego zielonych tęczówkach dostrzegłam jakąś niezrozumiałą dla mnie
determinację i nadzieję. To właśnie był jeden z tych momentów, kiedy byłam
całkowicie bezradna. Co zrobić? Co zrobić? – to pytanie tłukło mi się po
czaszce jak wściekła mucha zamknięta w słoiku. <br />
- Harry, ja… - już miałam coś nałgać, kiedy przerwał mi gwałtownie, skradając z
moich warg niespodziewany pocałunek. Był to krótki, soczysty całus,
sprawiający, że włoski na moim karku się zjeżyły. <br />
- Uwielbiam sposób, w jaki wypowiadasz moje imię. – wyszeptał mi prosto do
ucha, muskając przy tym mój policzek swoim. Nagle straciłam wszelkie hamulce.
Krew w moich żyłach zawrzała, opanowanie gdzieś wyparowało, a palce mimowolnie
wplotły się w czekoladowe loki chłopaka. Ochota na opieprzanie go też z się gdzie
ulotniła w tym całym bałaganie. Staliśmy tak na środku ulicy, ludzie dookoła
mijali nas patrząc potępiająco, a w mojej głowie niespodziewanie zabrzmiał głos
Jasmine, która z pewnością skomentowała by moje zachowanie w taki oto sposób:
„Znowu to robisz. Mieszasz mu w głowie, unikając odpowiedzi. Daleko tak nie
zajdziesz. On w końcu oprzytomnieje, a Tobie uskłada się sterta kłamstw, za
które Cię znienawidzi. Musisz powiedzieć mu prawdę, albo zostawić go w spokoju
i nigdy więcej nie ingerować w jego życie. Wybór należy do Ciebie.” Oderwałam się od Harry’ego gwałtownie.
Odsunęłam go na odległość ramion i zadarłam lekko głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.<br />
Boleśnie zakłuło mnie to, że były zamglone i jakby nieobecne. Wiedziałam, że
teraz już nie będzie pytał o polowanie. Nie wiem, czy Jasmine kiedykolwiek
powiedziałaby coś takiego, ale jeśli tak, to z pewnością miałaby rację.
Mieszałam mu w głowie, życiu i Bóg wie czym jeszcze, na dodatek całkowicie
świadomie. Wszystko robiłam wyłącznie dla własnej przyjemności, nie dbając o
jego uczucia. O niczyje uczucia. <br />
Właśnie wtedy, na środku Shad Thames Street, dotarło do mnie, że przez ostatnie
piętnaście lat swojego istnienia byłam egoistyczną suką, dążącą po trupach do
celu, nie oglądającą się za siebie i nie akceptującą własnych błędów jędzą.
Wstrząśnięta tym odkryciem odsunęłam się od chłopaka na kilka kroków. On
również oprzytomniał i spojrzał na mnie zmartwiony. Wyciągnął ramiona w moją
stronę i zapytał niepewnym głosem:<br />
- Wszystko w porządku, Alice?<br />
Potrząsnęłam głową, na co on zmarszczył brwi. <br />
- Jeśli to przeze mnie, to przepraszam, ja… nie chciałem poruszać tego tematu i
…być taki gwałtowny, po prostu… przy tobie czuję się tak… - zaczął się plątać.<br />
Odetchnęłam głęboko. Nie mogę wyjawić mu prawdy. Pora się rozstać. <br />
- Chodźmy do tej restauracji. Umieram z głodu. – przerwałam mu. <br />
Spojrzał na mnie zdezorientowany, ale chyba dostrzegł w moich oczach tą
desperację, która mnie ogarnęła, więc poddał się i tylko kiwnął głową. <br />
Po kilkunastu minutach milczenia i bicia się z myślami weszliśmy do ciepłego
hallu muzeum. Po lewo znajdowało się wejście na wystawę, ale my skierowaliśmy
się w prawo, w stronę restauracji z najlepszym w Londynie widokiem na Tower
Bridge. Kelner zaprowadził nas do dwuosobowego stolika przy oknie, w kącie
sali. Ustronność naszego miejsca jak najbardziej pasowała do rozmowy, którą
miałam zamiar przeprowadzić. Zajęliśmy stojące naprzeciwko siebie krzesła i
zdjęliśmy płaszcze. Kelnerka nalała nam wody i powiedziała, że zaraz wróci po
zamówienie. Wpatrywałam się w chłopaka z determinacją. Pora zacząć to, co
nieuniknione. Otworzyłam usta i … drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrryń.<br />
No jasne, obejrzałam już tyle beznadziejnych romansideł, że powinnam
przewidzieć przerwanie megaważnej rozmowy przez dzwoniący głośno jak cholera
telefon. Westchnęłam wyprowadzona z równowagi. <br />
Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.<br />
- Tak? – warknęłam przez zaciśnięte zęby. <br />
- Alice, to ja, Jasmine. Słuchaj…mam problem.- usłyszałam głos swojej
opiekunki. No tak, któż inny mógłby do mnie dzwonić w takiej chwili.<br />
- Myślisz, że tylko ty masz problemy? Ja też mam życie i też mam problemy,
jakbyś nie wiedziała! - naskoczyłam na nią zirytowana.<br />
Jakby się zmieszała, bo po chwili z słuchawki dobiegła niepewna prośba:<br />
- Mam poważne kłopoty, przyjedź, proszę.<br />
<b><br /></b></span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="line-height: 115%;"><b><b style="line-height: 115%;">*** </b></b></span></div>
<span style="line-height: 115%;"><b>
</b></span>
<br />
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 115%;"><b><b style="line-height: 115%;">*Oczami Jasmine*</b></b></span></div>
<span style="line-height: 115%;"><b>
Siedzieliśmy we trójkę w restauracji „Next World”. Rozglądałam się nerwowo po
sali w poszukiwaniu mojej ofiary. <br />
- Wszystko w porządku? – zapytał Kuba, patrząc na mnie niepewnie.<br />
Pokiwałam energicznie głową i wepchnęłam sobie do ust trochę zawartości
talerza. Uśmiechnęłam się lekko. Odwzajemnił gest. Nagle Alex chrząknął
znacząco. Kuba spojrzał na niego, a ja miałam okazję rozejrzeć się po sali.
Zobaczyłam go. Był przebrany za kucharza. Wszedł do jakiegoś pomieszczenia. Poczułam,
jak krew się we mnie gotuje. <br />
- Przepraszam. – powiedziałam wstając od stołu. Posłałam Doktorkowi znaczące
spojrzenie. – Zaraz wrócę. – uśmiechnęłam się ciepło do blondyna.<br />
Ruszyłam w stronę łazienki, żeby nie było. Gdy tylko zniknęłam im z oczu,
skręciłam w jakiś korytarz. Czułam, że zaraz coś od środka mnie rozsadzi. Byłam
wściekła. Nagle wampir - morderca wyszedł zza rogu. Stanęłam z nim oko w oko.
Skurczybyk posłał mi serdeczny uśmiech. Próbował mnie wyminąć, jednak mu na to
nie pozwoliłam. Patrzył na mnie zdezorientowany. Rozejrzałam się lekko dookoła.
Otaczały nas półki z garnkami i patelniami, człowieka ani śladu. Posłałam mu
uwodzicielski uśmiech. Zbliżyłam się lekko. Złapał haczyk. Wzięłam jego twarz w
obie dłonie. Poczułam, jak jego wstrętne łapska latają po moim tyłku. Zjechałam
zgrabnie do poziomu szyi. On zbliżył się jeszcze bardziej. Już miał mnie
pocałować, ale nie zdążył. Jednym szybkim ruchem skręciłam mu kark. Gdy już
jego ciało leżało u moich stóp poprawiłam sobie strój i odwróciłam się na
pięcie. Postanowiłam nie sprzątać ciała. Nich ludzie się trochę pobawią. Miałam
już ruszyć, gdy nagle zobaczyłam Kubę. Stał i wpatrywał się we mnie zszokowany.
Kurde! Zamrugałam szybko oczami i udałam, że tracę przytomność. Tylko na to w
tej chwili wpadłam. W ostatniej sekundzie złapałam się półki. Chłopak podbiegł
do mnie. Bał się mnie dotknąć. Spojrzał na ciało „kucharza”. <br />
- Przepraszam. – wyszeptałam, gdy spojrzał się na mnie i… zdzieliłam go
patelnią. Padł na ziemię. Ja stałam tak przez chwilę. Nie wiedziałam co robić.<br />
- Z tobą to się, aż chce chodzić na randki!- usłyszałam z tyłu.<br />
- Odpierdol się Alex! Miałeś go pilnować!<br />
- Poszedł do toalety! Co?! Miałem stać i gapić się, jak sika?!<br />
Westchnęłam ciężko. Zawsze miałam talent do kończenia randek. Pamiętam, jak
kiedyś, gdy byłam chyba w wieku Alice, prawie wysłałam chłopaka do Afryki.
Stare, dobre czasy…<br />
- Co masz zamiar zrobić? – zapytał rozbawiony.<br />
- Co mam zrobić? Co mam zrobić?! Alex, do cholery, mam półtorej trupa na
zapleczu!<br />
- Do tego salę pełną gości. Jest 18.00, ludzi multum. Swoją drogą ciekawe,
dlaczego. Może nikt z nich nie umie gotować?<br />
Posłałam mu spojrzenie pełne dezaprobaty. Wyjęłam z kieszeni telefon.<br />
- Do kogo dzwonisz? – zapytał.<br />
- Do kogoś kto ma talent pakowania się w kłopoty i milion sposobów, by się z
nich wyplątać.</b></span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="line-height: 115%;"><b><b style="line-height: 115%;">* * * </b></b></span></div>
<span style="line-height: 115%;"><b>
</b><div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">*Oczami Alice*</span></div>
Pod restauracją stało kilkanaście par oczekujących na wejście, a
popołudniowy mrok rozświetlał niebiesko-zielony neonowy napis ‘Next World’.
Szybkim krokiem podeszłam do drzwi lokalu i nie zważając na krzyki hostessy, ruszyłam
w głąb pomieszczenia. Przeczesałam wzrokiem całą salę, ale nigdzie nie
dostrzegłam ciemnowłosej przyjaciółki. Z westchnieniem stanęłam na środku sali
i przymknąwszy powieki, sięgnęłam w głąb samej siebie. Czułam jak moje
działania powoli przynoszą efekty, a moje zmysły zaczynają wyczuwać coraz
więcej i więcej. Kiedy wampirze moce były już do mojej dyspozycji, musiałam jak
najszybciej wyjść z pomieszczenia pełnego gości. Może i przeszłam
dziesięcioletnie szkolenie jak walczyć z żądzą krwi, ale sala pełna upojonych
winem, soczyście zarumienionych ludzi wciąż stanowiła pokusę. Nagle do moich
uszu dotarł niesłyszalny dla żadnej ludzkiej istoty szept: „Jesteśmy w
korytarzu w zachodniej części budynku.”<b><br />
</b>Alex. Co on u robił? Jeśli był razem z Jass, to czemu on jej nie pomógł?<br />
Pozostawało mi jedynie znalezienie ich i zażądanie odpowiedzi na to pytanie. Ruszyłam
w stronę wyjścia dla personelu. Teraz mogłam usłyszeć również szybki oddech
wampira, z pewnością należący do Jasmine. Dyszała jak parowóz, kiedy się denerwowała.
Ominęłam jeszcze cztery stoliki i znalazłam się w ustronnym korytarzu, prawie
niewidocznym z głównej sali. Sytuacja jaka zastałam była, szczerze mówiąc,
zabawa, ale po konfrontacji z Harrym nie miałam ochoty na choćby jeden blady uśmiech.
<br />
Po bokach rozciągały się szafki pełne talerzy, garnków i patelni, a jedną z
nich trzymała w dłoniach Jasmine, siedząc na piętach, z głową Kuby Błaszczykowskiego
na kolanach. Obok leżały zwłoki innego wampira, a nad tym wszystkim górowała
sylwetka opartego o ścianę Aleksa. Zdezorientowanym wzrokiem błądziłam po ich
twarzach, szukając jakiegokolwiek wyjaśnienia zaistniałej sytuacji.<br />
- Czy ktoś może mi powiedzieć, co tu się do cholery stało? – zapytałam.<br />
Przez chwilę oboje milczeli, po czym odezwał się doktor.<br />
- Przyszedłem tu z Jasmine i Kubą, bo powiedziała mu, że jest martwa i jest
wampirem, a gdy spojrzał na nią jak na wariatkę, do pokoju wtargnąłem ja. Następnie
Jass wpadła na wspaniały pomysł zabrania Kuby do restauracji. Nie wiem, co
chciała przez to osiągnąć. Od przejedzenia nie traci się pamięci. – zaczął monolog
z drwiącym uśmiechem. Słysząc jego słowa, Jasmine podniosła głowę i spojrzała
na niego z wyrzutem.<br />
Alex, nic sobie z tego nie robiąc,
kontynuował:<br />
- Potem okazało się, że przyszła tu zabić mordercę Alice Cullen, ale wszystko
widział Kuba i dlatego, w akcie samoobrony, pogłaskała go patelnią i tym samym
pozbawiła przytomności. – dokończył.<br />
Spojrzałam na swoją opiekunkę z niedowierzaniem. Nie wiedziałam, że była zdolna
do przemocy. To znaczy, widziałam jak walczy i poluje na zwierzęta, ale na
pewno nie pozbawiała nikogo świadomości patelnią. <br />
- Skoro tak, to po co do mnie zadzwoniliście? – zapytałam, otrząsnąwszy się z
pierwszego szoku. Jass spojrzała na mnie prosząco.<br />
- Pomożesz mi dostarczyć Kubę do<b> </b>naszego
mieszkania?<br />
Westchnęłam po raz kolejny tego dnia.<b> </b>Ludzie,
czy ja wyglądam jak specjalista od wywożenia nieprzytomnych facetów?! No, ale
czego się nie robi dla przyjaciółki…<br />
- Dobra, złapcie go pod ramiona i powoli podnieście, a ja wykombinuję jakiś
transport<b>. </b>– mówiąc to, ruszyłam w
stronę kuchni restauracji. Pchnęłam ramieniem drzwi, zza których dochodziły
apetyczne zapachy.<br />
Starałam się wykonać swoją robotę bez zwracania czyjejś uwagi, ale z moim
szczęściem, zaraz ktoś mnie zauważy. Okazało się jednak, że Anioł Stróż nade
mną czuwa, bo nikt nic nie powiedział, gdy wywiozłam jeden z wózków na
zamówienia przykryty białym obrusem. Pchając go jedną ręka, a drugą poprawiając
włosy, dotarłam do miejsca zbrodni. Tam czekali na mnie Jass, Alex i zwłoki
Kuby. Gdy przyjaciółka dostrzegła moją zdobycz, spojrzała na mnie krzywo. <br />
- Chyba żartujesz. – stwierdziła. Wkurzyła mnie na maxa, nie dość, że okłada
niewinnych ludzi patelnią i każe sobie pomóc, to jeszcze dyskutuje. Kiedyś ją
uduszę, przysięgam.<br />
- Masz jakiś lepszy pomysł? - Alex
stanął w mojej obronie. Jasmine tylko westchnęła i podprowadziła Kubę do
metalowego wózka. Ja uniosłam obrus, a ona ułożyła chłopaka pod nim, na dolnej
półce. Zakryłam wszystko białą tkaniną. Odgarnęłam włosy z czoła i rzekłam:<br />
- Koniec imprezy, czas iść do domu.
<o:p></o:p></span><br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="line-height: 115%;">* *
*</span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">*Oczami Jasmine*</span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">Był 4 stycznia 2012 roku. Cmentarz wyglądał, jak z bajki-cały obsypany śniegiem.
Stałam, razem z grupą wampirów, przy grobie. Obok nas odbywał się pogrzeb.
Jakiś młody facet zginął w wypadku samochodowym. Rodzina i przyjaciele płakali.
Tuż obok trumny stała kobieta. Trzymała za rękę małego chłopca. Ona jako jedyna
była poważna. Przynajmniej się starała. Maluszek miał zdezorientowany wzrok. W
pewnym momencie pociągnął, chyba swoją mamę, za rękę i spytał: „Gdzie tata?”.
Tego było za wiele. W oczach kobiety pojawiły się łzy. Ukucnęła przy chłopcu i
przytuliła go z całej siły. Odwróciłam głowę w stronę naszego pogrzebu. Tu
panowała kompletnie inna atmosfera. U nas wszyscy stali wyprostowani, ze
spuszczonymi głowami. Nikt nie płakał, nic nie mówił. Staliśmy tak przez chwilę
w ciszy. W pewnym momencie wszyscy zaczęli się rozchodzić, dalej nic nie
mówiąc. Każdy zajęty był rozmyślaniem. Niby jesteśmy nieśmiertelni, jednak
śmierć Alice Cullen i związana z tym śmierć Jaspera, uświadomiła nam, że tak
nie jest. Obydwoje kochali się bardzo i to ich zgubiło. Alice została
zamordowana. Jasper dołączył do niej chwilę później. Nie wiem dokładnie jak
zginęła. Nie chciałam wiedzieć. Wiem tylko przez kogo. Na szczęście ta osoba
podzieliła ich los. <br />
Stało się to w Sylwestra. Znaleziono ich następnego dnia. Podobno trzymali się
za ręce…<br />
W końcu przy grobie zostałam tylko ja i Edward z Bellą. Rosalie i Emmet nie
przyjechali. Nie dali rady. <br />
Brązowowłosa wampirzyca nie kryła swoich łez. Obok niej stał jej mąż. Trzymał
rękę na jej ramieniu. Jego twarz nie wyrażał żadnych emocji, jednak ja znałam
go na tyle długo, że mogłam stwierdzić, że w środku rozsadzała go złość.
Podeszłam bliżej. Nagrobek z białego granitu zdobił napis: „Alice Cullen i
Jasper Hale”, a tuż pod nim: „Abiit, non obiat”, co znaczy: „odszedł, ale pamięć
o nim nie zaginęła”. Takie samo epitafium widniało na grobie obok. Tam leżał
Carlisle Cullen. Poczułam dziwne uczucie w brzuchu. <br />
- Co teraz? – zapytałam stając obok pary.<br />
- Nie pozostaje nam nic innego, jak żyć dalej. – odpowiedział Edward – Już jedną
tragedię przeżyliśmy. – wskazał głową na nagrobek obok.<br />
Spuściłam smutno głowę. Chłopak zorientował się co powiedział.<br />
- Przepraszam. – wyszeptał – To nie twoja wina.<br />
Jedna samotna łezka spłynęła mi po policzku. Bella zdjęła z siebie dłoń męża,
podeszła do mnie i przytuliła z całej siły. Teraz obydwie mogłyśmy bezkarnie
płakać. Edward objął nas lekko. <br />
- Damy radę. – powiedziała dziewczyna. –
Nie możemy się poddać! Nie chcieli by tego. Mamy teraz praktycznie tylko
siebie. <br />
Staliśmy tak dość długo. Nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Nie odrywając się
od wampirzycy, rozejrzałam się wzrokiem po cmentarzu. W oddali zobaczyłam jakąś
postać. Pod dłuższym przyjrzeniu dostrzegłam, że to kobieta, o rudych włosach,
wyróżniających się na tle śniegu.
Dziewczyna, która jedyna nie była na pogrzebie. Wiedziałam, że dla niej
to trudne. Nie znała swojej imienniczki, a ja wciąż byłam jej winna wyjaśnienia.
<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>><o:p> </o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">Jak wam
się podoba? Mi tak sobie. Musiałyśmy troszeczkę pokomplikować. Przez najbliższe
dwa rozdziały, będzie w miarę spokojnie. Potem zacznie się zabawa </span></b><b><span style="font-family: Wingdings; line-height: 115%;">J</span></b><b><span style="line-height: 115%;"> <br />
Tak dla ścisłości:<br />
- pogrubioną czcionką piszę ja (Wariatka)<br />
- </span></b><span style="line-height: 115%;">zwykłą
czcionką pisze Rooksha .</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"><b>Ale jeśli to "oczami alice" Wam pomaga, to będziemy tak robić nadal.</b><br />
<b>Na koniec mam do was małą prośbę. Jeśli
czytacie naszego bloga to zostawcie jakiś ślad (czytaj: komentarz). To motywuje
nas do dalszej pisaniny</b></span><b><span style="font-family: Wingdings; line-height: 115%;">J</span></b><b><span style="line-height: 115%;"><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 18px;"><b>Buziaki, </b></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 18px;"><b><span style="color: #990000;">Rooksha&Wariatka</span></b></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17995300413452742526noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-66290215336007754892012-11-06T00:18:00.002+01:002012-11-12T22:58:06.816+01:00Rozdział dziewiąty<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: left;">
<i style="line-height: 115%;">Muzyka do tego rozdziału: <a href="http://www.youtube.com/watch?v=fWNaR-rxAic" target="_blank">tutaj.</a></i></div>
<span style="line-height: 115%;"><br /><br />„Czasami
jedna osoba sprawia, że świat staje się lepszy”</span><br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">*Oczami
Kuby*</span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">
Wyszedłem jak najszybciej z jej pokoju. Po tym co mi powiedziała, a raczej o co
poprosiła, bałem się, że palnę jakąś głupotę. Strasznie się cieszyłem, że mnie
zaprosiła. Dawało mi to gwarancję, że nasza znajomość nie skończy się tak
szybko. Nie wiem dlaczego, ale spodobała mi się ta dziewczyna. Była inna, niż
wszystkie, które do tej pory poznałem. Miała w sobie to <i>coś</i>.<br />
Wichura była straszna. Śnieg sypał, jak
nie wiem co, a ja miałem na sobie tylko ten cholerny frak. Jedyne co mnie
pocieszało, to, że nie tylko ja byłem tak ubrany. Wielu przechodniom brakowało
różnych części garderoby. <i>Naprawdę</i>
różnych... <br />
W końcu dotarłem pod dom Wojtka. Strzepałem z siebie śnieg i wszedłem do środka.
Zdjąłem buty, przemoczoną marynarkę i udałem się do salonu. Na kanapie leżał
Piszczu z poduszką na głowie. Obok niego siedział Wojtek, opierając głowę o
rękę, położoną na oparciu sofy. Robert krzątał się w kuchni. <br />
- Lepiej, żeby wasze dziewczyny was takich nie zobaczyły. – powiedziałem.<br />
- Lepiej. żeby Smuda nas takich nie zobaczył. – odpowiedział Łukasz spod
poduszki. <br />
Zacząłem się śmiać. Chłopaki wyglądali naprawdę koszmarnie. Podpuchnięte oczy,
wyraz twarzy zawodowego narkomana. Spojrzałem na Roberta. Bił się z jakimś
opakowaniem. Podszedłem do niego i wyjąłem mu je z rąk.<br />
- Herbatka ziołowa? – zapytałem z niedowierzaniem. Znałem go już bardzo długo,
jednak nigdy nie widziałem, żeby trzymał w ręku ziółka.<br />
- Na kaca. – odpowiedział.<br />
- Nie wiem, czy w takim stanie wam pomogą. – powiedziałem z uśmiechem. Spojrzał
na mnie morderczym wzrokiem. – Może ja wam ją zrobię? – zapytałem.<br />
Chłopak podniósł ręce w geście „poddaję się” i wyszedł z kuchni. Usiadł na
podłodze obok Łukasza i Wojtka.<br />
- A właściwie, czy ty byłeś wczoraj z nami na imprezie? – zapytał nagle
napastnik. Spojrzałem na niego zdezorientowany. – Wyglądasz jakbyś wczorajszego
Sylwestra spędził na kanapie oglądając jakieś romansidła, a nie z nami.<br />
- Jeśli już to powtórkę meczu. – powiedziałem z uśmiechem.<br />
- Co się czepiasz. – do rozmowy włączył się Wojtek. – Pewnie Jasmine go
uleczyła. <br />
Chłopaki zaczęli się szczerzyć w moją stronę. Nawet Piszczu wyjrzał spod
poduszki. Ja tylko przekręciłem oczami i wróciłem do parzenia ziółek.<br />
- No dawaj Błaszczu! Nie daj się prosić! Opowiadaj! – powiedział Robert.<br />
- Wasza zielarka potrzebuje ciszy, bo jej się ziółka nie zaparzą. –
powiedziałem przez zęby.<br />
- W sumie wolę nie wiedzieć co się tam działo… - powiedział Łukasz.<br />
- I ty Brutusie przeciwko mnie! – krzyknąłem w jego stronę. Wszyscy zaczęli się
śmiać. – A może ty Robert opowiesz, jak całowało się z Alice? Albo ty Wojtek?
Co robiłeś podczas balu?<br />
Napastnik natychmiast spoważniał. Łukasz spojrzała na mnie pytająco. Jedynie
Wojtek się zamyślił.<br />
- Byłeś zbyt pijany by to zarejestrować. – rzuciłem w stronę Piszczka.<br />
On spojrzał na Roberta smutno. RL9 się zarumienił.<br />
- Od dzisiaj nie piję! – powiedział obrońca, krzyżując ręce na piersi. –
Omijają mnie najlepsze wspomnienia!<br />
- Możemy o tym nie gadać? - dodał napastnik.<br />
- Nie masz się co Bobek wstydzić! – Łukasz położył chłopakowi rękę na ramieniu.
– Przecież nie masz dziewczyny. Mogłeś się zabawić. Dokładnie tak, jak nasz Ku…<br />
- Ty nie masz dziewczyny?! – zapytałem zszokowany.<br />
- Kiedy byłeś na randce to się lekko przez telefon, posprzeczaliśmy… - odrzekł
popijając ziółka.<br />
- Innymi słowy zer... – Piszczu nie dokończył swojej wypowiedzi bo Lewandowski
wypluł na niego swoją herbatkę.<br />
- Jaki szajs! – krzyknął – Wojtek masz jakąś kawę? – zapytał brunet.<br />
- Nie ale, jak chcesz to idź to <i>World’s
Cafe</i>. Mają najlepsze kawy w mieście. – mówił cały czas z nieprzytomnym
wzrokiem.<br />
Bobek pokiwał energicznie głową i zniknął w przedpokoju. Za chwilę wrócił,
gotowy do wyjścia.<br />
- Idzie ktoś ze mną? – zapytał.<br />
- Ja idę się umyć… - Łukasz wstał i zaczął iść w stronę łazienki. Napastnik
spojrzał na niego przepraszająco. <br />
Bramkarz i ja pokiwaliśmy przecząco głowami. Chłopak wzruszył ramionami i
poszedł. Siedziałem chwilę z Wojtkiem w ciszy.<br />
- Czy on właściwie zna drogę? – zapytałem.<br />
Szczęsny zaczął się śmiać. Dołączyłem do niego.<br />
- Słuchaj… A właściwie to z kim się całowałem… - przerwał nagle, zbijając mnie
z tropu.<br />
- Mnie się nie pytaj. Nie znałem ich… <br />
- Ich?! Kurde! Jak ja się wytłumaczę Caroline?! - westchnął – Może lepiej jej o tym powiem,
zanim dowie się z jakiejś durnej gazety…<br />
- Dobrze prawisz, polać ci! – powiedziałem szczerząc się.<br />
- Może lepiej nie… - odpowiedział z uśmiechem i zniknął w swoim pokoju<br />
Zostałem sam. Po krótkim namyśle wyjąłem komórkę z kieszeni i napisałem SMS-a… </span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><b><span style="line-height: 115%;">***</span></b></b></div>
<b>
Cała noc czekałem na SMS-a od niej. Nie wiedziałem czemu nie odpisała. Może nie
chciała się spotkać. Może się obraziła za to, że tak szybko wyszedłem. Rano
byłem nie do życia. Lewy przy śniadaniu, cały czas gadał o Alice. Podobno
spotkał ją w tej kawiarni tej co mu Wojtek polecił. Ja w ogóle nie mogłem się
skupić. Cały czas myślałem tylko o niej. Cholera jasna! Dlaczego? Przecież nie
mogłem się w niej zakochać! Znałem ją zaledwie parę dni, a ona wlazła mi do
głowy. Pewnie po tym ślubie o mnie zapomni, a ja… Ja pierdole…<br />
- Idę się nachlać. – powiedziałem wstając od stołu.<br />
- Trzeba było chlać przedwczoraj. – Wojtek patrzył na mnie rozbawiony. –
Zresztą dopiero dziesiąta. Wiesz jakiego będziesz miał jurto kaca?<br />
- Nie odpisała? – zapytał się Łukasz.<br />
- A to oto chodzi! – bramkarz uśmiechnął się szeroko.<br />
- Może do niej zadzwoń. – zaproponował Robert – Może przy okazji weźmiesz ze
sobą mnie i Alice…<br />
- Możesz się ogarnąć?! – zapytałem zirytowany. Szybko wstałem od stołu i
ruszyłem w stronę swojego lokum. No, może nie do końca swojego. Dzieliłem pokój
z Piszczem. Rzuciłem się na łóżko. Miałem już tego dosyć. <br />
- Wolę zostać kawalerem. – powiedziałem z głową w poduszce.<br />
- Albo inaczej stara panną. – usłyszałem – W twoim przypadku panem.<br />
- Łukasz, błagam! Pozwól mi umrzeć w spokoju!<br />
- Może naprawdę do niej zadzwoń.<br />
- Jakby chciała to by sama to zrobiła.<br />
- Skąd wiesz? Może się wstydzi? – spojrzałem na niego z politowaniem – To idź
to niej!<br />
- Prędzej zadzwonię…<br />
Nagle rozległ się dzwonek. Złapałem za telefon. Zobaczyłem, że dostałem SMS-a.<br />
„Przyjdź szybko!<br />
J.”<br />
- Leć do niej! – krzyknął Piszczu czytając wiadomość.<br />
- Sam nie wiem. To nie jej numer…<br />
- Może pożyczyła telefon od Alice? Rusz się! – cały czas się zastanawiałem. Czy
naprawdę jest tego warta? – Może Alice napisała w jej imieniu, bo coś się stało?<br />
To zdanie wystarczyło bym wstał, włożył kurtkę ( zapasową) i ruszył w kierunku
drzwi.<br />
- Tylko pamiętaj! – rzucił mi na pożegnanie – Nie dawaj tego numeru Robertowi!<br />
Uśmiechnąłem się i wyszedłem.</b><br />
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">*Oczami Harry’ego*</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Nie miałem ochoty ruszyć nawet palcem u nogi, ale Louis miał wobec mnie
znacznie poważniejsze plany.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Wstawaj Hazz! Już i tak jesteśmy spóźnieni, Paul nas zabije! – darł się
wniebogłosy, jakbym był głuchy. Do tego skakał po moim łóżku, raczej trafiając
niż chybiając w moje biedne ciało. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Zawsze tak mówisz, a jak dotąd żyjemy. – wymamrotałem z głową ukrytą pod
poduszką. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">Zaśmiał się, ale nadal próbował połamać którąś z moich kości. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Tym razem nie będzie miłosierny i pożegnamy się z tym światem, wierz mi.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Dzięki Bogu, drzwi do mojej sypialni się otworzyły i wyjrzała zza nich głowa
Liama.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Harry, co Ty do cholery jeszcze robisz w łóżku?! – powiedział zdenerwowany.
To znaczy, myślę, że był zdenerwowany, bo przeklął i trzasnął moimi drzwiami,
czego normalnie nie robi. Nie mogłem być pewien, bo moja głowa nadal tkwiła
bezpiecznie pod mięciutką podusią.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Nie na długo. Jakaś tajemnicza siła, którą okazał się Lou, pociągnęła mnie za
kostki i brutalnie odebrała mi resztki snu. Z głuchym łoskotem zwaliłem się na
podłogę, ściągając przy okazji kołdrę. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- No, Harry, teraz już nie masz się gdzie ukryć. – powiedział z zadowoleniem,
podpierając się pod boki. Spojrzałem na niego z wyrzutem, a gdy uśmiechnął się
z wyższością, ściąłem go z nóg jednym płynnym ruchem kolana. Jęknął zaskoczony
spotkaniem z podłogą, a ja, wykorzystując sytuację, ponownie zawinąłem się w
kołdrę.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
W takim stanie znalazł nas sekundę później Niall. Zaczął się śmiać, jak to miał
w zwyczaju, a potem wspólnie z Lou próbowali postawić mnie do pionu. Opierałem
się jak mogłem, ale gdy do mojej sypialni wpadli w odwiedziny jeszcze Zayn z
Liamem, byłem bezsilny. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Dobra, już się zbieram. Dajcie mi pół godziny. – powiedziałem z westchnieniem
i zacząłem kierować się w stronę łazienki. Przerwał mi śmiech Zayn’a. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Za późno, Śpiąca Królewno. Pół godziny temu to powinniśmy być w studiu. Paul
jak nic urwie Ci jaja, zobaczysz. – dodał, po czym wręczył mi jakiś podkoszulek
i spodnie od dresu. Co w sumie było rozsądne, gdyż stałem przed nimi nagi. Przytuliłem
do siebie ubrania i pobiegłem umyć zęby. Wciąż będąc nago. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">Całe szczęście, że
mieszkaliśmy sami w tym domu, bo nie chciałbym zobaczyć miny jakiejś starszej
pani, której na dzień dobry przelatuje pod drzwiami rozczochrany nastolatek
świecący golizną. Zaśmiałem się. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">To byłoby niezłe. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Pospiesz się, Styles! – usłyszałem krzyk z hallu. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- No biefnę już! – odpowiedziałem z gębą pełną pasty, przy okazji opluwając
lustro. Szlag. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">Opłukałem usta, przemyłem twarz (a raczej chlusnąłem sobie wodą
w zacne lico) i rozejrzałem się w poszukiwaniu bokserek. Znalazłem je wiszące
na kaloryferze, po czym wskoczyłem w nie, pomimo tego, że ich suchość pozostawiała wiele do życzenia. W wilgotnych gaciach wypadłem z łazienki, w biegu zakładając
koszulkę i spodnie.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Przy drzwiach czekał na mnie Louis, który na mój widok parsknął bezgłośnym
śmiechem. W rękach trzymał dla mnie kurtkę i buty. Złapałem to wszystko, ledwo utrzymując się na nogach.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Dzięki! – wysapałem i wyszedłem boso na podjazd. Od razu zatrząsłem się z
zimna i czym prędzej zapakowałem się do naszego vana. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Kierowca, wąsaty pan George, spojrzał na mnie z pobłażaniem i pokręcił głową.
Zaraz za mną do auta wsiadł Lou i ruszyliśmy z piskiem opon. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Moje biedne stopy, po spotkaniu ze śniegiem były (delikatnie rzecz ujmując)
lodowate. W butach znalazłem czarne skarpetki, na których widok miałem ochotę
rozpłakać się ze szczęścia. Spojrzałem z wdzięcznością na Tomlinsona, na co
cała czwórka moich przyjaciół wybuchła śmiechem. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Ubieraj się, bo przeziębiony na nic nam się nie przydasz. – powiedział Zayn z
zadziornym uśmiechem.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Resztę drogi odbyliśmy w standardowej jak na tę godzinę ciszy. Każdy – mam
nadzieję, że oprócz kierowcy - próbował choć chwilę się zdrzemnąć, bo czekał
nas cały dzień pracy. Powoli dojeżdżaliśmy na miejsce, a ja zorientowałem się,
że nadruk na koszulce, miłosiernie podarowanej mi przez Zayna, przedstawiał dwa
pieprzące się konie. Już miałem dać sobie spokój i olać to, ale przed studiem
ujrzałem gromadkę rozpiszczanych fanek. Westchnąłem i zarzuciłem na ramiona
kurtkę. Należałoby dodać, że nie moją, tylko Nialla. Ja pierdolę, jak tylko ich
dorwę, to zabiję z zimną krwią. Jako że Irlandczyk jest ode mnie mniejszy, jego
kurtka zdecydowanie nie była w moim rozmiarze. Zamknąłem oczy i policzyłem do
dziesięciu. O Panie, daj mi siły. George podjechał pod same drzwi, ale i tak
obległy nas tłumy dziewczyn w każdym wieku, z rządem mordu, a raczej autografu,
w oczach. Pierwszy wysiadł Zayn, co pewnie nie było dobrym pomysłem, bo po
trzydziestu sekundach jego misternie ułożona fryzurach była tylko wspomnieniem.
Głupio mi tak myśleć o fankach, przecież to dzięki nim spełniliśmy swoje
marzenia, ale czasami zachowywały się jak głodne hieny. W kwestii bycia macanym
po włosach, stałem się ekspertem, szczególnie po wizycie w Hiszpanii, gdzie na
każdym zdjęciu, jakie zrobiłem sobie z fanką, w moich włosach zawsze tkwiła
czyjaś ręka. W pewnym momencie jakaś dziewczyna tak mocno mnie czochrała, że
jej dłoń utknęła w moich lokach, które w tamtej chwili przypominały bardziej
liany w buszu niż włosy. Wzdrygnąłem się na to wspomnienie. Przez następny
tydzień Paul był tyranem – nie mogliśmy nigdzie wychodzić bez obstawy, nawet do
spożywczaka po głupie chipsy. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Z tego ciągu wspomnień wyrwał mnie głośniejszy niż wcześniej pisk.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Właśnie wychodził Niall, z miną a’la „jestem za młody, żeby zostać pożartym”.
Westchnąłem. Ze złością pociągnąłem za zbyt krótki rękaw pożyczonej kurtki, w
duchu przeklinając Zayna we wszystkich znanych mi językach. Lou zaśmiał się
dźwięcznie i posyłając mi ostatnie rozbawione spojrzenie, wynurzył się z
bezpiecznej przestrzeni auta. Czapka, którą miał na głowie od razu znalazła
innego właściciela, a raczej właścicielkę. Rozglądał się z pretensją w
niebieskich oczach, ale najwyraźniej nigdzie nie dostrzegł zguby, bo westchnął
i zaczął przepychać się w stronę drzwi, rozdając autografy. Na moje usta
mimowolnie wstąpił uśmiech. Dobrze mu tak. W samochodzie zostaliśmy już tylko
ja, Liam i pan George. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Payne poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu, po czym westchnął i wyszedł z
ciepłego vana. Tak samo jak ja, miał nienajlepsze wspomnienia z Hiszpanii. W
końcu przyszła kolej na mnie. Już miałem otwierać drzwi, kiedy gdzieś w tłumie
mignęły mi rude włosy. Od razu przypomniała mi się tajemnicza i pociągająca
Alice. Zastanowiłem się, co by powiedziała, gdyby mnie teraz zobaczyła. Może
wybuchłaby swoim perlistym śmiechem, wywołując na moich plecach ciarki, czy też
może nie powiedziałaby nic, tylko spojrzała na mnie z pobłażaniem i delikatnym
uśmiechem w kącku ust? Nie mogłem być pewien, bo nie znałem jej zbyt dobrze (co
nie znaczy, że bym nie chciał), ale to pytanie uświadomiło mi, że nie mogę
pokazać się ludziom w TAKIM stroju! </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Pierdolę, nie wychodzę. George, zajedźmy od tyłu. – powiedziałem.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Kierowca spojrzał na mnie zdziwiony, ale chyba zobaczył w moich oczach coś, co
go przekonało. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">Albo w moim ubiorze, trudno określić. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Ku zdziwieniu wszystkich zebranych na zewnątrz, silnik samochodu zawarczał, po
czym cały pojazd zaczął cofać w stronę jezdni. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Chłopcy spojrzeli na nas zdezorientowani, a fanki wydały jęk zawodu i zaczęły
rozglądać się, zapewne w poszukiwaniu mojej zacnej osoby. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Ja zaś czatowałem przy drzwiach, czekając aż auto zatrzyma się na parkingu z
tyłu budynku. Zanim nasz kierowca zdążył choćby mrugnąć, wyskoczyłem z vana jak
oparzony, byle tylko jak najszybciej znaleźć się z dala od piszczących
nastolatek i chłodnego powietrza. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Ochroniarz stojący przy drzwiach na szczęście mnie poznał, ale mimo wszystko
zmarszczył czoło zdziwiony moim zachowaniem. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Nie zwracając na niego ani na innych ludzi uwagi, ruszyłem w stronę łazienki, bo w domu, dzięki moim
współlokatorom, nie zdążyłem nawet się wysikać. Przecinałem korytarz wyścielony
wykładziną, próbując pozbyć się tej nieszczęsnej kurtki. Nagle sparaliżował
mnie głęboki głos dochodzący zza moich pleców.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Gdzieś Ty, do cholery, był?! – acha,
jeszcze chwila i Paul zacznie toczyć pianę z ust. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">Wzruszyłem ramionami.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Po prostu nie miałem dziś ochoty na
pożarcie przez piszczący tłum. – odpowiedziałem lekko. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">Nasz manager zatrząsł
się ze złości.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Doprawdy, Harry? Nie dość, że spóźniliście się prawie godzinę, to jeszcze Ty
musiałeś urządzać jakieś cyrki przed wejściem. Masz może jakieś, choćby
najgłupsze, wytłumaczenie na swoje zachowanie? – </span><br />
<span style="line-height: 115%;">no jasne, brakowało tylko „młody człowieku”. Nie cierpię, kiedy
ktoś traktuje mnie protekcjonalnie. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Człowieku, nie traktuj mnie jak dziecko. Nie muszę Ci się tłumaczyć. –
warknąłem z zaciśniętymi pięściami. Spojrzał na mnie z powątpiewaniem. Tak jak
patrzy się na małe dziecko, gdy wie się, że nie ma racji. Westchnąłem
bezradnie.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Nie zdążyłem się porządnie ubrać, bo Louis do pierwszej w nocy śpiewał pod prysznicem </span><br />
<span style="line-height: 115%;">‘Last Christmas’
i dlatego się nie wyspałem, a potem jeszcze dali mi tą za małą kurtkę, zrzucili
mnie z łóżka i musiałem założyć mokre gacie, a Louis próbował połamać mi kości…
– tłumaczyłem.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- I do tego mam oplute lustro. – dodałem żałośnie dla zwieńczenia mojej listy
wypominków parafialnych. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Higgins spojrzał na mnie zdezorientowany. Zmarszczyłem brwi.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- O co Ci chodzi, człowieku?! Najpierw chcesz, żebym Ci się tłumaczył, a potem
patrzysz na mnie jakby wyrosły mi czułki! Zdecyduj się!</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Brwi Paula prawie zaczesały mu włosy na czubku głowy, a agresywna postawa
sprzed kilku minut zniknęła bez śladu. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Co ma z tym wspólnego Twoje lustro? – zapytał powoli po dłuższej chwili. Przymknąłem
powieki i z westchnieniem policzyłem od 10 do 1. Znowu. Cóż…</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Nieważne, zapomnij. Lepiej wracajmy do chłopaków, podobno miałeś do nas coś
ważnego. – powiedziałem. Moje słowa jakby go ocuciły, bo skierował się w stronę
studia. Na końcu któregoś z korytarzy stała czwórka moich przyjaciół, z których
najstarszy, pod wpływem śmiechu, wyglądał jakby potrzebował natychmiastowej
reanimacji. Palant. Nie dość, że rano chciał zrobić ze mnie kalekę, to jeszcze
teraz suszy zęby. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Przyjaciel, kurwa.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Paul skinął na nich głową, żeby podeszli, po czym zaprowadził nas wszystkich do
jakiejś sali pełnej krzeseł. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- Usiądźcie.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
Klapnęliśmy więc sobie w miarę blisko siebie, a w tym czasie manager wyjął z
przepastnej kieszeni spodni nowego tableta, po czym zaczął czytać jakiś artykuł
z Internetu.</span><br />
<span style="line-height: 115%;">
- „Jak niedawno udało się ustalić naszym informatorom, Harry Styles, członek
zespołu One Direction, baluje od kilku dni w londyńskich klubach. Już dwa razy
widziano z nim tą samą rudą dziewczynę, prawdopodobnie nowa kochankę Styles’a. Na
jednym ze zdjęć zrobionym parze w klubie nocnym widać, jak Harry obejmuje nieznajomą
w pasie, a następnie obydwoje kierują się do łazienki w bliżej nieokreślonym celu.
Innego dnia, rudowłosa spotyka się z całym zespołem 1D, a Harry znów jest wtedy
pijany. </span><br />
<span style="line-height: 115%;">Niedługo więcej informacji, Redakcja.”- Paul odłożył urządzenie na
jakieś krzesło i poparzył na nas. Po przeczytaniu artykułu nastąpiła totalna
cisza, zupełnie do nas niepodobna. Chodziło o mnie, więc postanowiłem odezwać
się pierwszy. Ale zanim zdążyłem chociaż otworzyć usta, przyszło mi do głowy
jedno zdanie: </span><br />
<span style="line-height: 115%;">„Ona mnie zabije”.</span><br />
<br />
<br />
<span style="line-height: 115%;">>>>>>>>>>>>>></span><br />
<span style="line-height: 115%;">Hejka! Mamy nadzieję, że spodobał Wam się punkt widzenia chłopaków - zawsze jakaś odskocznia od babskiego gadania o kiecce na bal :D </span><span style="line-height: 18px;">Jeśli</span><span style="line-height: 115%;"> chcielibyście, a raczej chciałybyście więcej rozdziałów oczami Kuby i Harry'ego - piszcie w komentarzach. (Których notabene nie było pod poprzednią notką - co jest?)<br />Jako podkład piosenka, której teledysk, a szczególnie jego zakończenie, nas powala :)<br />Ach i jeszcze jedno: Nie wiem, czy ktoś to zauważył, ale skaczemy po wydarzeniach - np. w ósemce Robert pije kawę z Alice, a w dziewiątce dopiero się na nią wybiera :D i inne takie... czy to Wam przeszkadza?<br />Wszystko piszcie pod spodem w komentarzach.<br />Do następnego! :*<br /><b><span style="color: #990000;">Rooksha&Wariatka</span></b></span></div>
Rookshahttp://www.blogger.com/profile/10271565682508867908noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-80402656035426240532012-11-02T01:07:00.002+01:002012-11-02T01:15:55.355+01:00Rozdział ósmy<br />
<div class="MsoNormal">
</div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 18px;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 18px;"><i>Pisane przy <a href="http://www.youtube.com/watch?v=twU-yC2BR3E&feature=related" target="_blank">tym.</a></i></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 18px;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 18px;"> "</span>Nie było już strachu, niepewności, zawstydzenia.</div>
<div class="MsoNormal">
Była tylko rozkosz trwającej chwili i ich złączone usta."</div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 18px;"><br /></span>
<span style="line-height: 18px;">*Oczami Alice*</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 18px;">- Już jesteś gotowy? – spytałam, czekając z ręką na klamce.</span><span style="line-height: 18px;"> </span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 18px;">-Mhmm… - mruknął niewyraźnie i podszedł do wyjścia.<br />Z westchnieniem otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju. Od brutalnej pobudki nie odzywał się do mnie, chyba że musiał. Nie wiedziałam co się stało. No, w sumie wiedziałam. Nie moja wina, że pocałowałam wtedy Roberta. Byłam pijana, jeśli takie usprawiedliwienie w ogóle wchodzi w grę w moim przypadku.<br /> Od tamtej pory Loczek nie uśmiechnął się do mnie ani razu. A ma taki ładny, uroczy, chłopięcy uśmiech. <br />I te białe, równiutkie ząbki… Zaraz, czemu w ogóle zależy mi na jego zdaniu? Jestem wampirem, do jasnej cholery, a on człowiekiem, którego w każdej chwili mogłam pozbawić życia. Jasmine nie spodobałoby się takie myślenie, ale do diabła, byłam dorosła i mogłam robić i myśleć, co chciałam. Nie było jej tu, więc nie musiałam czuć się winna. Ale skoro tak, to czemu jednak się czułam? Moją bitwę z własnym sumieniem, w którego istnienie, nawiasem mówiąc, wątpiłam, przerwał cichy głos Harry’ego.<br />- Dlaczego go pocałowałaś? – zapytał cicho, ale z wyrzutem.<br />Staliśmy akurat na przejściu dla pieszych, więc drepcząc w miejscu wpatrywał się w swoje buty. Nie wiedziałam co odpowiedzieć.<br />Zauważając moje milczenie podniósł głowę i spojrzał na mnie zielonymi tęczówkami. No, nie. To nie fair. <br />Jak mam się pozbyć poczucia winy, kiedy on patrzy na mnie jak zagubiony szczeniaczek, nad którym można się jedynie litować, ponieważ jest piekielnie słodki?! Taka manipulacja uczuciami powinna być zakazana! Westchnęłam, ale nadal milczałam.<br />Harry też westchnął, po czym odezwał się niepewnym głosem.<br />- Myślałem, że mnie… to znaczy… wiem, że nic mi nie obiecywałaś, ale..<br />- Harry, wyduś to w końcu. – powiedziałam zniecierpliwiona.<br />- Po prostu myślałem, że Ci na mnie zależy. Wiem, że nie było mowy o żadnych uczuciach, a nasze spotkanie miało być przygodnym seksem, ale od razu mi się spodobałaś, a potem, po tych wszystkich Twoich uśmiechach, przytulankach, spojrzeniach i Bóg wie, czym jeszcze tulisz się do obcego faceta jak niedźwiedź do drzewa. Chyba mam prawo być trochę zazdrosny. – na koniec znów popatrzył na mnie z wyrzutem.<br />Od dawna mieliśmy zielone i śmiało mogliśmy przejść, ale staliśmy, kłócąc się na środku chodnika. <br />On z rękami w kieszeniach, patrzący na mnie jak Bambi na myśliwego, który zabił mu mamę oraz ja gapiąca się na niego z szeroko otwartymi oczami i podniesionymi brwiami, wyglądając pewnie jak idiotka. Nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć. Spodobało mi się to co powiedział. No, przynajmniej ta część, w której mówił, że jestem dla niego ważna. Co do całowania Roberta – miał rację. Nie powinnam była tego robić. Poza tym, nawet nie było warto. Usta Harry’ego były zdecydowanie smaczniejsze i bardziej całuśne, niż wargi Lewego. A przynajmniej to próbowałam sobie wmówić. Żeby upewnić się w tym przekonaniu, musiałam jeszcze raz przeprowadzić próbę na ustach Loczka. No co, przecież doświadczenie należy powtórzyć wielokrotnie, żeby wniosek był prawdziwy, prawda?<br />Opuściłam wzrok ze skruchą, robiąc jednocześnie pół kroku w jego stronę.<br />- Przepraszam, Harry.- zaczęłam cicho. – Masz rację. Ty też od razu mi się spodobałeś. Przyszłam do tego baru, żeby się upić po polowaniu, ale dzięki Tobie bawiłam się dużo lepiej, niż planowałam. – gdy tylko skończyłam zdanie, zorientowałam się, że wypowiedziałam słowo „polowanie”.<br />Cholera. I nie tylko ja to zauważyłam. Chłopak zmarszczył brwi i spojrzał na mnie zdezorientowany.<br />- Jakie polowanie? Co masz na myśli, Alice? – zapytał podejrzliwie.<br />No to wpadłam. Patrzył mi prosto w oczy, oczekując odpowiedzi, więc jedyne co mi pozostało, to odwrócić jego uwagę. Co zrobiła genialna Alice Pagello? Niczym wygłodniałe zwierzę rzuciłam się na ponętnego muzyka, który zaskoczony atakiem oddał pocałunek, choć określeniem bardziej adekwatnym na moje działania byłoby: gwałt na jego biednych (ale całuśnych) wargach.<br />Nie otwierałam oczu, ale on chyba też nie. No dobra, na pewno nie otwierał, bo podejrzałam. <br />W każdym razie pochłanialiśmy nawzajem swoje twarze, a przechodnie mijali nas obojętnie. Harry zaczął się cofać w stronę budynku, przed którym staliśmy, a kiedy w końcu trafił plecami na ścianę, złapał mnie za biodra i gwałtownie przyparł do ściany, jeszcze mocniej napierając na moje wargi. Moje ręce wplątane w jego nieziemsko miękkie włosy i zimne dłonie chłopaka, wsunięte pod moją koszulę.<br />Chyba zapomniał o czym mówiliśmy chwilę temu, zresztą ja też.<br />Oderwaliśmy się od siebie na chwilę, żeby zaczerpnąć powietrza.<br />Wyjął swoje dłonie spod moich ubrań, a potem objął nimi moją twarz.<br />Z zadowolenia miałam ochotę zamruczeć jak kotka.<br />Gdy otworzył usta, owionął mnie jego ciepły oddech.<br />Wkładając mi kosmyk rudych włosów za ucho wyszeptał z delikatnym uśmiechem: <br />- Jesteś niesamowita, Alice.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="line-height: 18px;">***</span></div>
Jakieś trzy godziny później, kiedy Harry grzał się bezpiecznie w swoim domu, a ja ogarnęłam bałagan na mojej głowie (co nie jest wcale takie łatwe), skierowałam się do jedynej znanej mi londyńskiej kawiarni, otwartej w Nowy Rok. <i>World’s Caffe</i>. Nawet pijąc kawę, mogłam ujawnić swoją naturę ryzykantki i wybierać najbardziej egzotyczne pozycje z menu. Dzisiaj wybór padł na moją ulubienicę spośród azjatyckich kaw.<br />
- Jedną po wietnamsku, poproszę. – powiedziałam do kelnerki. Kiwnęła głową i już miała odchodzić, kiedy za moimi plecami rozległ się znany mi od wczoraj głos.<br />
- Dwie po wietnamsku. Jeśli to nie kłopot, oczywiście. – dodał Robert Lewandowski we własnej osobie. Zaskoczona dziewczyna ponownie kiwnęła głową i szybko odeszła do kuchni.<br />
Piłkarz usiadł na krześle naprzeciwko mnie z łobuzerskim uśmiechem.<br />
- Co ty tu robisz? – zapytałam, patrząc na niego pobłażliwie.<br />
- Stęskniłem się. – odpowiedział po prostu. Uniosłam brew, na co on roześmiał się.<br />
- Przyszedłem na kawę. Po wczorajszym wieczorze przyda mi się coś otrzeźwiającego. <br />Poza tym Wojtek mówi, że to najlepsza kawiarnia w mieście. – dodał już na poważnie.<br />
Uśmiechnęłam się.<br />
– Ma rację.<br />
W tym momencie kelnerka postawiła przed nami nasze zamówienia.<br />
- Jak długo zamierzacie zostać w Londynie?- zapytałam po pierwszym łyku pysznego napoju. Robert miał pewne opory. W ogóle mnie nie słuchał. Oglądał nietypową szklankę z każdej strony, wąchał, dmuchał, czekałam tylko, aż wsadzi do kubka palec. Zaśmiałam się na tę myśl, a piłkarz spojrzał na mnie zdezorientowany.<br />
- Pij, dopóki jest gorąca. Nie martw się, to nie trucizna. Mnie nie zabiło, to Ciebie też nie ruszy. – uśmiechnęłam się do niego zachęcająco. Wolałam nie dodawać, że mnie nie ruszyłaby żadna trucizna.<br />
W końcu się przełamał i pociągnął łyka mojej ulubionej kawy. Po jego przymkniętych powiekach i delikatnym uśmiechu wywnioskowałam, że mu posmakowało. Gdy tak na niego patrzyłam, doszłam do wniosku, ze jest całkiem przystojny. Umięśniony, ale nie napakowany, o bystrym spojrzeniu i wyraźnie zaznaczonej szczęce. Wysoki, dobrze całuje, śmiały, otwarty, no i wysportowany. A Harry? Również umięśniony, o czym miałam okazję przekonać się w sylwestrową noc.Spojrzenie raczej rozmarzone. <br />Ale potrafił nim zdobyć to, co chciał. Również wysoki, całuje jeszcze lepiej niż Lewy, tak samo śmiały i otwarty. Przystojny chłopięcą urodą. No i jego zabójczo piękny, lekko zachrypnięty głos. Jeszcze przed Sylwestrem przesłuchałam kilka piosenek jego zespołu i musiałam przyznać, że są całkiem dobrzy. <br />Jeśli ktoś przepada za rzewnymi piosenkami o miłości.<br />
Nagle Robert chrząknął, wyrywając mnie z zamyślenia. Cholera, przez tych wszystkich samców powoli traciłam czujność. A następne zadanie dostanę pewnie już wkrótce.<br />
- Nad czym tak rozmyślasz? – zapytał. O Tobie. I o tym, że Harry naprawdę lepiej całuje. <br />A nie mówiłam, że kolejna próba była konieczna?<br />
- Po prostu zastanawiam się, jak wygląda Twój dzień w pracy. – odrzekłam. Faceci lubią się chwalić, a poza tym ten temat był neutralny. Nie było mowy o palnięciu czegoś głupiego, jak w przypadku rozmowy z Harry’m. Co mi przyszło do głowy, żeby wspominać o polowaniu?! Chociaż bardzo spodobał mi się sposób odwracania jego uwagi. Zdaje się, że jemu ta metoda również przypadła do gustu.<br />
Robert, połechtany moim zainteresowaniem jego pracą, zaczął mówić o piłce, o kolegach z drużyny, fanach, autografach i innych rzeczach, o których już nie słuchałam. Zdecydowanie wolałam przypomnieć sobie miękkość loków Styles’a, jego dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechał, różowe bokserki, które miał na sobie podczas naszego pierwszego spotkania w klubie, jego pijacko zamroczone, zielone tęczówki, charakterystyczny sposób zarzucania głową, żeby poprawić grzywkę, wielkie stopy odziane w wielkie, acz eleganckie buty, zapach jego marynarki i zgnieciony kawałek papieru toaletowego, na którym nabazgrałam, nie wiem dlaczego, numer Timothy’ego. Jego zimne dłonie, które… Zaraz. No nareszcie. Za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy dałam Harry’emu numer do Andersa. Dobrze wiedzieć, że wybrałam jakże romantyczny sposób przekazania numeru telefonu. Nie na dłoni, nie na nodze, nie na klacie i też nie na czole. Takie miejsca to nie dla mnie. Ja wybieram materiały praktyczne. Jak na przykład cholerny papier toaletowy. Pacnęłam się w czoło. Ależ ze mnie romantyczka.<br />
Po chwili objeżdżania w myślach samej siebie, dotarło do mnie, że od kilku minut między mną a Robertem panuje cisza. Podniosłam wzrok i natknęłam się na jego spojrzenie. Patrzył na mnie trochę zdziwiony, trochę zaniepokojony, a trochę zniecierpliwiony.<br />
Cholera, co było w tej kawie?! Jak ja, wampir, zabójca innych wampirów, świetnie wyszkolona maszyna do zabijania, mogłam tak bardzo zatopić się w myślach, żeby nie zauważyć, że mój rozmówca od kilku minut milczy?!<br />
Natychmiast wyprostowałam się na krześle, przy okazji orientując się, że chwilę temu siedziałam na nim rozwalona, jakbym rodziła co najmniej bliźnięta. Już miałam zacząć przepraszać Roberta za moją nieuwagę, gdy on złapał mnie za dłoń leżącą na stoliku i pociągnął do góry, wstając.<br />
- Przejdźmy się. Zdaje mi się, że potrzebujesz świeżego powietrza. – powiedział, a ja w osłupieniu posłuchałam i wyszłam na zewnątrz, ciągnięta za rękę przez przystojnego piłkarza. Gdy tylko znaleźliśmy się na dworze odezwałam się: - Słuchaj Robert, przepraszam. Jestem dzisiaj jakaś rozkojarzona. Nie chodzi o Ciebie, po prostu po takich imprezach jak wczoraj, nie jestem dobrym kompanem do rozmowy. – mówiłam z opuszczoną głową, mając nadzieję, że dostrzeże moją skruchę.<br />
Niespodziewanie roześmiał się i objął mnie ramieniem.<br />
- W porządku, wybaczam Ci. Zresztą na Twoim miejscu też bym nie słuchał jak jakiś przygłup opowiada o innych przygłupach z drużyny. – słysząc to, teatralnie odetchnęłam z ulgą.<br />
- Ale mimo wszystko, musisz mi to wynagrodzić. – powiedział z błyskiem w oku, a ja pomyślałam, że wszyscy faceci są tacy sami. Teraz zapewne zażąda upojnej nocy w hotelu, podczas której on będzie napalonym szaleńcem – gwałcicielem, a ja jego ofiarą, biedną, naiwną dziewczyną z dobrego domu. Uniosłam brwi w oczekiwaniu na zboczoną propozycję.<br />
- Skoro nie chciałaś słuchać jak ja opowiadam o swoim życiu, to teraz Ty opowiesz mi o Twoim.<br /> A ja będę słuchał, obiecuję. – dodał, figlarnie mrużąc oczy. Zaskoczona nietypową prośbą, pokiwałam głową, a on klasnął w dłonie i zamyślił się.<br />
- Już wiem ile lat ma Twoja przyjaciółka, ale bardziej interesuje mnie: ile masz Ty? – jak na pierwsze pytanie, nie jest ono łatwe. Jeśli liczyć lata od moich narodzin do teraz, miałabym 35 lat. Ale w to by mi na pewno nie uwierzył.<br />
- Mam dwadzieścia lat.- odpowiedziałam po chwili namysłu.<br />
- I już jesteś po studiach, a na dodatek pracujesz? – zdziwił się.<br />
Cholera. Mogłam dodać sobie jeszcze ze trzy, albo cztery lata. Cóż, teraz jestem mądrzejsza o tę wiedzę. Postanowiłam iść w próżność.<br />
- Po prostu jestem zdolna. – odpowiedziałam skromnie, wzruszając ramionami. Pokręcił głową, mrucząc pod nosem coś, co zabrzmiało jak „raczej niemożliwa”, ale powiedział to tak cicho, że nawet z moim wampirzym słuchem, nie mogłam być pewna.<br />
- Dobra, następne pytanie. Naprawdę jesteś Polką? – ja nie mogę, ten gość miał jakiś radar do wyczuwania tematów, których wolałabym nie poruszać. Nie mógłby, jak każdy normalny facet, zapytać o ulubiony kolor, kwiat, albo zapach? Westchnęłam.<br />
- Tak. A uprzedzając Twoje następne pytanie mogę powiedzieć, że nazywam się Alice Pagello, bo mój tata był Włochem. – od zawsze potrafiłam łgać jak mało kto.<br />
- Był? To znaczy, ze już nie jest? – zadał kolejne pytanie, znowu wybierając nieodpowiedni temat.<br />
- To znaczy, że już nie żyje. – wyjaśniłam już lekko zła.<br />
Najwyraźniej to zauważył, bo zatrzymał się i złapał mnie za podbródek, unosząc moją głowę.<br />
- Hej, przepraszam. Nie wiedziałem. Współczuję Ci. Na pewno nie jest łatwo żyć bez ojca. – powiedział miękko, patrząc mi głęboko w oczy. Wolałam już nie dodawać, że matki też nie mam. Zbliżył swoją twarz do mojej i pewnie znów byśmy się całowali, gdyby nie telefon dzwoniący uparcie w mojej kieszeni. Już miałam go zignorować i po prostu wymieniać ślinę z Robertem, ale w porę oprzytomniałam. <br />Nie byłam nim zainteresowana. A przynajmniej tak wolałam myśleć. Nie chciałam być suką grającą na dwa fronty. Westchnęłam i wyjęłam urządzenie z kieszeni.<br />
- Tak słucham? – odezwałam się po angielsku.<br />
- Hej, Kopciuszku, to ja, Twój najlepszy przyjaciel w całym wszechświecie. Tak na marginesie, to kto inny by wytrzymałby z taką cholerą jak Ty? – zaśmiał się z własnego żartu, a ja przewróciłam oczami.<br />
- Chcesz coś konkretnego, czy tak po prostu dzwonisz, żeby podnieść mi ciśnienie? – zapytałam. <br />Słysząc to, Robert spojrzał na mnie uważnie, ale uspokoiłam go delikatnym uśmiechem. A Tim ponownie się śmiał.<br />
- Jasmine kazała Ci przekazać, że za 10 minut masz być w gabinecie numer 666 w głównej bazie. Całusy, kocico. – powiedział i rozłączył się.<br />
Super. Żeby zdążyć na miejsce z tego końca miasta musiałabym się chyba teleportować. Ale przedtem należało pozbyć się Lewego.<br />
- Robert, przepraszam Cię, ale kolega właśnie przekazał mi, że szef pinie wzywa mnie do roboty. <br />Naprawdę muszę lecieć. – powiedziałam, patrząc na niego przepraszająco.<br />
- W Nowy Rok? – zapytał głupio. „Tak, do cholery” miałam ochotę powiedzieć, ale ugryzłam się w język. Postanowiłam zagrać słodką idiotkę.<br />
- Po prostu jestem niezastąpiona.<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="line-height: 18px;">***</span></div>
<b>*Oczami Jasmine*</b><br />
<div class="MsoNormal">
</div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 18px;">Alice postanowiła odprowadzić Harry'ego. Pomogła mu się ogarnąć i wyszli. Ja zostałam z pozostałą czwórką. A to podobno rudowłosa wampirzyca to „faceciarz”. Poprosiłam Aleksa, by powiedział Esme, że się spóźnię. Sama patrząc na stan naszych gości, poszłam zaopatrzyć ich w wodę. <br />Śmiałam się wręczając im kubki z napojem. Wszyscy siedzieli na tej nieszczęsnej kanapie w samych gaciach. Wyglądało to naprawdę śmiesznie.<br />- Jak się czujecie? – zapytałam, ale nikt mi nie odpowiedział. – Mam rozumieć, że to wymowna cisza?<br />- Chyba na nas już pora… - powiedział nagle Łukasz.<br />Reszta energicznie pokiwała głowami. Wstali i w pośpiechu zaczęli zbierać swoje rzeczy.<br />- Spokojnie. Nikomu nie powiem. – odezwałam się z uśmiechem patrząc, jak się ubierają.<br />Żaden na mnie nie spojrzał. Obawiam się, że jakieś skrawki wczorajszego wieczoru pamiętają…<br />- Było bardzo miło, ale chyba dość napsociliśmy. – powiedział Robert.<br />- Przepraszam, że tak szybko wychodzimy, ale lepiej żeby nikt nas już tutaj nie nakrył. – dodał Łukasz.<br />Siedziałam na krześle. Chłopcy stali już ubrani, w rządku przy drzwiach. Wyglądali koszmarnie. Podpuchnięte oczy, koszule zapięte byle jak. Do tego wszyscy byli ubrani w to samo co wczoraj. Nie mieli kurtek. Zgubili je po drodze…<br />- Nie będzie wam zimno? – zapytałam, patrząc na wichurę za oknem.<br />- Jest 1. stycznia. To chyba normalne, że ludzie wracają tak ubrani. – powiedział z uśmiechem Wojtek. Odwzajemniłam gest.<br />- Spotkamy się jeszcze? – zapytałam.<br />- Jesteśmy tutaj do piątego, więc myślę, że tak. – powiedział Łukasz.<br /> – Zdzwonimy się, tylko daj nam swój numer telefonu.<br />- Kuba ma. – powiedziałam.<br />Chłopaki spojrzeli na niego z wymalowanymi, gigantycznymi uśmiechami na twarzy. Blondyn zarumienił się i zaczął kierować w stronę drzwi.<br />- Dobra zbieramy się. – klasnął w dłonie Wojtek.<br />- Tylko, jakbyście mogli wychodzić osobno…<br />- Ok. To najpierw ja, potem, Wojtek, Łukasz i na końcu Kuba. – powiedział Robert, uśmiechając się do blondyna.<br />On popatrzył na niego morderczym wzrokiem. Jednak nie protestował. Ja też nie. Miałam do niego sprawę…<br />Chłopcy zaczęli realizować plan. Wiedziałam, że jeśli będą wychodzić osobno to nie wzbudzą podejrzeń. Jeden człowiek pachnie mniej intensywnie, niż cała grupa. Czekałam na moment, aż zostanę sama z Kubą. W końcu się doczekałam.<br />- Możemy chwilę pogadać? – zapytałam, gdy miał już wychodzić.<br />Chłopak pokiwał głową i usiadł na kanapie. Zrobiłam to samo.<br />- Słuchaj… Wiem, że to dziwnie zabrzmi ale… Kojarzysz tego faceta… Tego z czarnymi włosami…<br />- Aleksa? –zapytał niepewnie.<br />Zdziwiłam się lekko. Skąd on znał jego imię? Chyba nie zakodowałam, jak się sobie przedstawiali.<br />- Taaaa… Tak czy siak, wiesz… on w kwietniu się żeni i… - zawahałam się. Pierwszy raz zapraszałam chłopaka na ślub. Miałam nadzieję, że nie weźmie mnie za idiotkę.<br />- Okej. Kiedy to jest?<br />- Co?! Znaczy 15 kwietnia.<br />- Okej. To wszystko? – pokiwałam głową w odpowiedzi. – To ja lecę. Nie chcę żeby chłopcy czekali. Pa! – powiedział wychodząc.<br />Ja siedziałam dalej na krześle. Byłam, lekko mówiąc, zdezorientowana. Nie wiedziałam, że to będzie takie łatwe i… szybkie? Może on tylko dlatego się zgodził bo chciał, żebym dała mu spokój? Chciał iść? Nie lubił mnie? Nie miałam pojęcia. Ważne, że się zgodził. Zapisałam sobie w notesiku, by zapytać go o adres. Musiałam mu wysłać jakieś zaproszenie.<br />- Zaraz? Czy ja dodałam, że ma być świadkiem? – zamyśliłam się. Ups…<br />- Trudno. Dowie się później.<br />Wstałam z krzesła. Wzięłam torebkę i ruszyłam w stronę drzwi. <br />Czekało mnie teraz spotkanie z moją szefową…<o:p></o:p></span></b></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
</div>
<div style="text-align: center;">
<span style="line-height: 18px;">***</span></div>
<span style="line-height: 18px;">*Oczami Alice*</span><br />
<span style="line-height: 18px;">Cholera. Gdzie ten gabinet? Numer 666 sugeruje szóste piętro, ale to byłoby za proste. <br />Przecież jako wampir nie mam nic innego do roboty, tylko szukanie ukrytych pokojów. Nie ma to jak komplikowanie sobie wieczności. Ominęłam jeszcze kilka par drzwi i wreszcie znalazłam. Czarne, solidnie wykonane, dębowe drzwi nie wyglądały zachęcająco. Ale podejrzewam, że moje odczucia nie bardzo kogoś obchodzą. Westchnęłam już nie wiem który raz tego dnia i zapukałam w piekielnie wrota.<br />Usłyszałam stłumione „proszę”, wypowiedziane w sposób wyraźnie sugerujący słuchaczowi, że jest nikim i niech nawet nie próbuje zaprzeczać. Za czarnym biurkiem, które z pewnością tam stało, siedziała za pewne niska brunetka, która może i byłaby ładna, gdyby uśmiechała się choć raz na dekadę. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Widząc wnętrze miałam ochotę się roześmiać. Za czarnym biurkiem siedziała, w monstrualnie wielkim fotelu, niska brunetka o złotych oczach, z miną jakby ktoś wybił jej całą rodzinę i do tego zabrał spadek. Gdybym mogła, to poklepałabym się po plecach z uznaniem. Na jednym z trzech krzeseł stojących przed biurkiem ujrzałam Jasmine, której mowa ciała mówiła sama za siebie. Noga na nogę, skrzyżowane na piersi ramiona, uniesione brwi i kręgosłup napięty jak struna – to wszystko dało się przetłumaczyć na „odpierdol się, i tak mam rację!”. Tajemnicza kobieta odłożyła miętolony w dłoniach długopis na blat i skierowała na mnie sztywne jak narkomana spojrzenie.<br />- Usiądź, Alice. – miła barwa jej głosu szczerze mnie zaskoczyła. Gdyby nie wygląd wyrachowanej suki i protekcjonalny ton głosu, może nawet bym ją polubiła. Widząc niewzruszoną postawę mojej opiekunki, postanowiłam stawić czynny opór. W końcu to wychodzi mi najlepiej.<br />- Dziękuję, postoję. – odpowiedziałam równie uprzejmie jak ona.<br />Uniosła brwi. Patrząc z pobłażaniem prosto w jej oczy, prowokacyjnie wysunęłam podbródek do przodu.<br />- Usiądź. – powtórzyła z naciskiem, świdrując mnie złotymi tęczówkami, jakby myślała że samą siłą woli zmusi mnie do posłuszeństwa. Czyżby nie wiedziała, że ja rzadko robię to, co mi się każe?<br />Po dwóch minutach wytrzeszczania gałek ocznych skapitulowała i spuściła wzrok na swoje dłonie, a kącik ust Jasmine lekko drgnął. Czyli mam ją po swojej stronie.<br />- Mogę wiedzieć, po co zostałam tutaj wezwana, pani… - rozejrzałam się po absurdalnie wielkim biurku, w poszukiwaniu jakiejś tabliczki z nazwiskiem. Ach, mam. Wygrawerowany pismem tak pochyłym, że prawie poziomym. Cóż, co kto lubi. – …Cullen?<br />Nadal grając nieprzystępną sukę o urodzie Królewny Śnieżki, odchyliła się w fotelu i odparła: <br />- Mam dla Ciebie nowe zadanie. Kolejny krwiożerca zaatakował.<br />To wiele wyjaśnia. Nowy obiekt do usunięcia, nowe zadanie, nowy zwierzchnik. Tylko po co w takim razie była tu Jasmine? Przecież ona nawet nie jest do końca świadoma wszystkich moich zadań, a co dopiero miałaby wziąć w nich udział.<br />- Kiedy dostanę pozostałe informacje? – zapytałam z miną profesjonalisty, którym poniekąd byłam. Uśmiechnęła się przebiegle – najwyraźniej spodobała jej się perspektywa zabicia kogokolwiek.<br />- Termin nie jest jeszcze do końca znany. Nowy cel ujawnił się jak dotąd tylko raz, a jego położenie nadal pozostaje nie do końca pewne. Jednak osobiście dopilnuję, aby został jak najszybciej wytropiony, wtedy pozostawię Ci wolną rękę. – odpowiedziała pani Esme Cullen, uśmiechając się porozumiewawczo, jakby właśnie sprzedawała mi jakąś gorącą plotkę. Skwitowałam to pobłażliwym uśmiechem, dając jej do zrozumienia, żeby się tak mocno nie ekscytowała, bo się jeszcze spoci.<br />- Nie przypominam sobie, żebyśmy przechodziły na „ty”, pani Cullen.<br />W tym momencie ramiona Jasmine podniosły się i natychmiast opadły w ukrywanym chichocie. <br />Co poradzę, że lubię dostarczać ludziom rozrywki?<br />- Mogę już odejść, czy ma pani może dla mnie coś jeszcze? – dodałam, średnio zainteresowana odpowiedzią.<br />- Do pani…do CIEBIE nie, ale do Jasmine - owszem. – słysząc jak akcentuje swoją wyższość, wypięłam się dumnie do góry i jeszcze raz posłałam jej zirytowane spojrzenie. Ona zaś niespodziewanie się rozpogodziła. Z delikatnym uśmiechem na ustach powiedziała do Jasmine:<br />- Alice i Jasper nie żyją.<o:p></o:p></span><br />
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 18px;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 18px;">>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>><br />Hej, Kochani, albo raczej Kochane! :D<br />Jest ósemka i tym razem to ja Was zanudzam, a Wariatka skraca, jak tylko może :P<br />Mamy nadzieję, że te postacie ze Zmierzchu Was nie zniechęcają, jedyne co mogę powiedzieć to, że właściwie korzystamy tylko z niektórych bohaterów powieści Meyer, wydarzenia są całkowicie naszego autorstwa.<br />Tak w ogóle to ostatnio przyszło mi do głowy, że dobrze byłoby wspomnieć, że żadne z opisywanych wydarzeń nie miały miejsca,a wszelkie opisy osób i miejsc są niezgodne z rzeczywistością i nie mają na celu obrażania kogokolwiek. Tak na marginesie :) <br />I pojawił się link do piosenki, mam nadzieję, że się Wam spodobała.<br />Jeśli ktoś tu dotarł, to dzięki za uwagę i do następnego :D<br /><span style="color: #990000;"><b>Rooksha&Wariatka</b></span><br /><br />P.S. Zwracacie w ogóle uwagę na te cytaty na początku każdego rozdziału? Całusy, <b><span style="color: #990000;">R.</span></b></span></div>
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17995300413452742526noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-6953406047466610552012-10-29T20:58:00.001+01:002012-12-30T21:13:59.607+01:00Rozdział siódmy<br />
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<br />
<div class="MsoNormal">
<b>Proszę Was, drogie czytelniczki o uruchomienie wszelkich
pokładów wyobraźni przed przeczytaniem tego rozdziału :D<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=1G4isv_Fylg" target="_blank"><i><span style="color: #660000;">Muzyka</span></i></a></div>
<div class="MsoNormal">
<b><<<<<<<<<<<<<<<<o:p> </o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
„Płyną noce, mijają dnie,<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
Niewiele pamiętam,<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
Upadam byle gdzie.”<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: white;">*Oczami Jasmine*</span><o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span lang="EN-US">„This
could be<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span lang="EN-US">Para-para-paradise<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Para-para-paradise<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Para-para-paradise” – śpiewałyśmy z Alice.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Wracałyśmy razem z Kubą, Wojtkiem, Łukaszem, Robertem i
oczywiście Harrym. Chłopaki uparli się, że nas odprowadzą, a ja nie miałam siły
im tłumaczyć, że nie. Alice była w stanie totalnego upojenia. Uwiesiła mi się
na ręku i wrzeszczała do ucha. Sporo dzisiaj wypiliśmy. Choć akurat w tej
kwestii, wampir ma o wiele lepiej od człowieka. Możemy się uchlać, ale nie
musimy tego odczuwać. Po prostu możemy, ale nie musimy. To na pewno plus, bo
patrząc na chłopaków to będą mieć jutro gigantycznego kaca. Tak, czy siak
śpiewałyśmy na cały regulator, a płeć przeciwna (w tym stanie, w którym była)
zdołała zawyć na koniec „Ooooooooooo”. Nagle koło mnie pojawił się Kuba. Alice
odkleiła się ode mnie i przykleiła się do Roberta, wprawiając tym samym w złość
Harry'ego. Gdyby nie Wojtek, któremu nagle zachciało się nagle przytulić do
Loczka, to pewnie rzuciłby się na przystojnego piłkarza. W każdym razie blondyn przyglądał mi się
troskliwie. Spojrzałam na swój strój. Piękna, śnieżnobiała suknia, nie była już
taka śnieżnobiała. Szczególnie po tym, jak Alice wypluła na mnie zawartość
swojego kieliszka z czerwonym winem. Stało się to wtedy, gdy Łukasz (pod
wpływem całej butelki wódki) uklęknął i podarował stare, wymięte sreberko (w
jego mniemaniu pierścionek z brylantem) Robertowi pytając „Zostaniesz moją
żoną?”. Bobek spojrzał na niego, jak na idiotę i odpowiedział: „Są dwa, albo
nawet trzy powody przez które odpowiem NIE!”. Po tych słowach Piszczu padł na
podłogę i niestety on, jako jedyny, wracał na tarczy, a raczej na barkach Wojtka.
Tak, czy siak Kuba patrzył na mnie z troską. Nagle zdjął marynarkę i nałożył mi
ją na ramiona. Rozwiązał swoją muszkę i rozpiął trzy guziki przy koszuli. Nie
było mi zimno, ale podobał mi się jego zapach, więc nie marudziłam.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- Dziękuje. – powiedziałam uśmiechając się.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>On odwzajemnił gest. Szliśmy tak wsłuchując się w rozmowy
chłopaków. <o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- Nie wiedziałam, że Harry tak świetnie mówi po polsku. –
powiedziałam śmiejąc się. <o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- A ja, że Wojtek tak świetnie po węgiersku. –
odpowiedział.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>W tym momencie doszliśmy do naszego domu. Był to wielki,
bardzo nowoczesny budynek. W końcu mieszkałyśmy tam nie same, lecz z całą
zgrają wampirów. Po prostu wyborne towarzystwo!<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- To co? Poprawiny? – zapytał nagle Wojtek, próbując
ustawić Łukasza do pionu. <o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- No pewnie! – krzyknęła Alice, zanim zdążyłam cokolwiek
powiedzieć – Zapraszamy!<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Posłałam jej mordercze spojrzenie, jednak ona go nie
zauważyła zajęta wpuszczaniem chłopaków do środka. Jedynie Kuba czekał i patrzył na mnie
pytającym wzrokiem. Kiwnęłam głową, zapraszając go do środka. <o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- To coś… Jakby blok? – zapytał.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- Akademik dla wybrańców. – uśmiechnęłam się – Robię
drugi kierunek studiów i wiesz…<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- Mieszkacie razem?<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- Tak jakby. Mamy dwie oddzielne sypialnie złączone
wspólnym salonem. <o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- To fajnie! – powiedział przepuszczając mnie w drzwiach.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b> * *
* <o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Gdyby ktoś teraz, nagle, wszedł do naszego pokoju to
pewnie by wpadł w niezłą konsternację. Otóż na podłodze siedziały dwie
dziewczyny i czterech chłopaków (Łukasz dogorywał na kanapie) i grało w pokera.
Sądząc po ich stanie, w rozbieranego. <o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- Teraz wasza kolej. – powiedziała Alice upijając łyk
wina.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- To nie fair! Wy macie lepszą drużynę! – zaprotestował
pijany Wojtek.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>W sumie miał rację. Ja byłam z Alice i Robertem na Kubę,
Wojtka i Harry'ego. Temu ostatniemu to się widocznie nie podobało. Siedział
nabuzowany i gapił się na Alice, która ewidentnie flirtowała z Robertem. Ten
nie protestował. Widział również, że robi to na złość Loczkowi. Cóż, taki
rodzaj kobiety. Ja co chwilę zerkałam na Kubę (który był w całkiem dobrym
stanie) i obydwoje na przemian śmialiśmy się z nich albo z Wojtka, który nie
mógł zrozumieć, dlaczego siedzi w samej bieliźnie. W końcu jego drużyna
przegrywała i dzięki temu mogłam bezkarnie gapić się na gołe klaty Wojtka,
Harry'ego i Kuby.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b> - Przegraliście! –
powiedziała Alice rzucając karty na środek, a na jej twarzy zagościł szeroki
uśmiech.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Zresztą nie tylko na jej. Cała moja drużyna szczerzyła
się, odsłaniając cały zestaw przednich zębów. Kuba miał przerażoną minę.
Przełknął ślinę i spojrzał przerażony w dół. Wojtek sprawiał wrażenie, jakby
był totalnie naćpany, toteż jego wyraz twarzy był błogi. Harry był widocznie
wkurzony. Wyglądał, jakby miał zaraz zdjąć gacie i usiąść po turecku krzyżując
ręce na klatce piersiowej i robiąc minę obrażonej księżniczki. <o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- Sądzę, że to czas zakończyć grę… - powiedział blondyn.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- Dlaczego? – zapytał pijackim głosem Wojtek – Tak
świetnie się bawię!<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Chłopak posłał mu mordercze spojrzenie. Zaśmiałam się.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- Może Kubuś ma rację. – powiedziałam.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Mina Alice i Roberta zrzedła. Harry wstał i zaczął iść w
kierunku rudowłosej wampirzycy. Ona widząc to złapała twarz Roberta w dłonie i
go pocałowała. Loczkowi, aż para z uszu wyleciała. Podszedł do piłkarza i
odepchnął go. Powiem szczerze, że mało mnie to wszystko obchodziło. Chciałam
jeszcze chwilę pogadać z Kuba, ale zobaczyłam, że usnął oparty o Piszczka na
kanapie. Wojtek cały czas badał zawartość pustej już butelki. Spojrzałam na
bijącą się dwójkę i śmiejącą Alice. Westchnęłam i poszłam spać do siebie.<o:p></o:p></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="color: white;">* * *<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: white;"> Rano obudziłam się
porażona słońcem. Nie byłam ani wyspana, ani nie wyspana. Wampiry nie muszą
spać. Jak chcemy to możemy, ale nie musimy. Tak, czy siak poszłam w stronę
łazienki. Ubrałam, uczesałam i przygotowałam na spotkanie z Esme. Nie chciało
mi się, ale cóż. Jedyne co mi poprawiało humor to mój sen. Ten w którym
chłopaki przyszli do nas, graliśmy w pokera. Bardzo mi się to podobało.
Pomyślałam, że fajnie by było coś takiego zorganizować. Uśmiechnięta otworzyłam
drzwi od sypialni. Stanęłam w salonie i nie mogłam uwierzyć w to co widzę.<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: white;">- O ja pierdolę… - wykrztusiłam.<o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="color: white;">* * *<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: white;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: white;">*Oczami Alice*</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Cholera. Znowu piłam. A już miałam być
grzeczna. Z westchnieniem pozwoliłam, aby stan upojenia i związany z nim kac
spłynęły po mnie jak woda, zabierając ze sobą resztki snu. Dziękowałam bóstwom
wszelakim za możliwość natychmiastowego doprowadzenia się do porządku. Pewnie
gdyby nie ta umiejętność, wampiry nie byłyby takimi pijakami. Cóż, taki już los
potępionych dusz. Podniosłam się do pozycji siedzącej, próbując przypomnieć
sobie co takiego się wydarzyło, że byłam całkiem porządnie nawalona.
Rozejrzałam się po swojej sypialni. Odkąd Jasmine wróciła z tej arcytajnej,
piętnastoletniej misji, o której nie chciała pisnąć słowa, mieszkamy w jednym
apartamencie w czymś na kształt hotelu należącego do naszej „wampirzej
społeczności”. Ogólnie pokój był całkiem czysty, jeśli weźmiemy pod uwagę moje
standardy. Na krześle wisiało tyko kilkanaście ciuchów, pod biurkiem leżało
tylko kilka, no może kilkanaście par butów. Jak na mnie to szczyt ładu. Moją
uwagę przykuł jednak szczegół, który nie pasował do reszty. Na puszystym
bordowym dywanie leżała staroświecka sukienka poplamiona winem i czymś jeszcze,
czego pochodzenia wolałam się nawet nie domyślać. Zaraz, sukienka? W mojej
sypialni? Nagle wspomnienia poprzedniej nocy wróciły, a ja otworzyłam szeroko
oczy. Jak mogłam być tak głupia i bezmyślna, że wprowadziłam do całkowicie
tajnego budynku pełnego wampirów piątkę nic nie podejrzewających, pijanych
facetów? Swoją drogą, nawet jak na mnie to niezły połów. Zaśmiałam się i
podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej czarny, satynowy szlafrok i zarzuciwszy
go na siebie podeszłam do drzwi. Wejście do pokoju Jasmine znajdowało się dokładnie
naprzeciwko mojej sypialni, więc nic dziwnego, że gdy tylko pociągnęłam za
klamkę, zobaczyłam jak stoi w progu swojego pokoju. Miała szeroko otwarte oczy
wpatrzone w jakiś punkt po mojej prawej. Zamknęła za sobą drzwi i również
skierowałam tam swój wzrok. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
- Ja pierdolę… - to
było pierwsze, co przyszło mi na język, ale Jass nie zamierzała nawet spojrzeć
na mnie z naganą. Sama była pewnie jeszcze bardziej zaskoczona zjawiskiem w
naszym salonie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Na zielonej sofie
stojącej pośrodku pokoju leżało czterech nagich mężczyzn. Chociaż, zaraz, jeśli
policzyć głowy…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Pięciu. Pięciu
nagich mężczyzn leżało na sofie w moim salonie. No, nie całkiem nagich – Ci
trzej, których byłam w stanie rozróżnić spośród tej plątaniny kończyn miało na
sobie bokserki. Na wierzchu ludzkiej kanapki leżeli Lewandowski i Harry,
obejmujący się ściśle niczym Romeo i Julia na łożu śmierci. Robert, którego
otwór gębowy był wyraźnie otwarty, dokładnie obślinił plecy kolejnego nagusa,
który po dłuższej obserwacji okazał się być Łukaszem Piszczkiem we własnej
osobie. Żadne płyny wydobywające się z ust kolegi nie były w stanie przerwać mu
błogiego snu, podczas którego mocno obłapiał nogi kolejnego piłkarza, tym razem
Wojtka Szczęsnego. Biedny bramkarz spał przewieszony jak zwłoki przez oparcie
kanapy. Najmniej widoczny był Kubuś Błaszczykowski, którego głowa wystawała
spod pachy Roberta, a cała reszta jego ciała ukryta była pod cielskami kolegów.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Złapałam się ściany,
bo od trzęsienia się ze śmiechu straciłam równowagę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Po chwili dołączyła
do mnie Jasmine, która aż usiadła na podłodze pod wpływem nagłej wesołości.
Czekałam tylko, aż Kuba się ruszy i cała ta Wieża Babel ułożona z ponętnych
męskich ciał runie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nasze śmiechy
przerwało jednak coś innego. Ktoś zapukał do drzwi. Cholera. Jakiś wampir chce
się dostać do naszego apartamentu, a na kanapie centralnie naprzeciwko wejścia
leży grupa pijanych ludzi. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Natychmiast
spojrzałam na Jass szukając u niej jakiegoś genialnego pomysłu na wybrnięcie z
tej sytuacji. Jednak w jej złotych tęczówkach dostrzegłam wyłącznie bezradność.
Znowu rozległo się pukanie, a ja w przypływie inspiracji podbiegłam do komody,
wyjęłam z niej czerwone prześcieradło i narzuciłam je na kochanych golasków.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Jasmine spojrzała na
mnie jak na idiotkę, ale nie mogła dłużej czekać, więc podeszła do drzwi i
przekręciła klucz. W hallu stał Alex i.. Timothy? Co on tu robił? Po jego
wczorajszym zainteresowaniu różnymi kobietami spodziewałabym się go raczej w
łóżku którejś z nich. Cóż, mój przyjaciel ponownie okazał się chodzącą zagadką.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
- Możemy wejść? –
zapytał niepewnie Brown.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
- Tak, jasne,
wchodźcie. – odpowiedziała Jasmine posyłając mi znaczące spojrzenie.
Skapowałam. Mam nie dopuścić ich do salonu. Ale w takim razie gdzie ona ich
zabierze? Do łazienki? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
- Myślałem, ze
zobaczymy się na śniadaniu. Miałaś mi powiedzieć kogo wybrałaś. – powiedział
Alexander.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
- Aaach, no tak.
Zupełnie zapomniałam. To wszystko przez ten bal, ta sukienka i to wszystko… -
moja opiekunka zaczęła się tłumaczyć, a ja prawie wybuchłam śmiechem. Zabawnie
było choć raz usłyszeć jak ona się tłumaczy, a nie odwrotnie. Choć kłamca z
niej żaden. Jak jej się udało sprzedać tym piłkarzom bajeczkę o byciu
tłumaczem? Ta kwestia pewnie na zawsze pozostanie dla mnie zagadką. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Alex już otwierał
usta, zapewne żeby przerwać jej bezsensowny monolog w który i tak nikt nie
uwierzył, ale w tej chwili spod prześcieradła wydobył się przeciągły jęk, potem
soczyste, tradycyjne polskie „KURWA MAĆ!”, a na koniec cała misternie ukryta
kupa nagich facetów opadła na podłogę jak lawina, z pewnością budząc lęk w
mieszkańcach piętra niżej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Brown wytrzeszczył
oczy, a Tim zaśmiał się dźwięcznie i powiedział:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
- Musiała być niezła
orgia, moje panie. Choć muszę przyznać, Jasmine, że po Tobie bym się tego nie
spodziewał. – zakończył z zadziornym uśmiechem, a Jass schowała twarz w
dłoniach. Ja za to patrzyłam na naszych kochanych golasków, którzy powoli
dochodzili do siebie, a to co zobaczyli z pewnością nie rozbawiło ich tak
bardzo jak mnie. Postanowiłam odezwać się, po angielsku, żeby każdy w pomieszczeniu
mnie zrozumiał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
- No panowie, myślę,
że na Was już pora.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;"><br />>>>>>>>>>>>>>>>>>><br />J<b>ak wam się podoba rozdział? Bo powiem szczerze, że nam przypadł do gustu:) Liczymy na komentarze:D Przepraszam, że jest to tak dziwnie napisane ale blooger mi coś się psuje. </b></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;"><b style="line-height: 115%;">I tak kompletnie z innej bajki. Dla fanek One Direction: </b><span style="line-height: 115%;">Wicie, że jest nowa piosenka?</span><b><span style="line-height: 115%;">!</span><span style="line-height: 18px;"><br /></span></b></span><a href="https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=6wBzR7zhA0g" target="_blank"><span style="color: #f1c232; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><i>Little Things</i></span></a><br />
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;"><b>Dla początkujących piłkarek: Słyszałam, że Kuba ma zagrać w meczu z Realem. Co wy o tym sądzicie?</b></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"><b><span style="color: #990000; font-family: Times New Roman, Times, FreeSerif, serif;">Rooksha&Wariatka</span></b>
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><span style="font-family: Times New Roman, serif;"><o:p></o:p></span></span><br />
<span style="line-height: 115%;"><br /></span>
<span style="line-height: 115%;">P.S. Już poprawione, mam nadzieję :D Całusy, <span style="color: #990000;"><b>R.</b></span></span></div>
<b><span style="background-color: white; font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><span style="font-size: medium;"><o:p></o:p></span></span></b>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17995300413452742526noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-41980883926112021882012-10-28T23:47:00.001+01:002012-10-29T00:25:05.315+01:00Rozdział szósty<br />
<div style="text-align: center;">
"Doświadczenie jest sumą naszych rozczarowań..."</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">- „Bal
przebierańców.” Nie wiem czemu się tak boję. Może dlatego, że nie mam jeszcze
sukienki! Cholera jasna! Jutro bal, a ja NIE mam sukienki. Skąd ja o 3.30,
wytrzasnę kieckę w stylu wiktoriańskim?!” – pomyślałam.<br />
Siedziałam na krześle przy toaletce i wgapiałam się w zaproszenie.<br />
- „Konieczny strój w stylu wiktoriańskim i maska” – zacytowałam – Zachciało im
się, cholera, balu weneckiego!<br />
- Nie przesadzaj! – powiedziała powstrzymując się od śmiechu Alice.<br />
- Tobie łatwiej mówić! Ty masz kieckę od miesiąca! <br />
- A to podobno ty jesteś bardziej zorganizowana! – powiedziała wystawiając
język.<br />
Posłałam jej spojrzenie typu „nie pyskuj” i wzięłam się za przeszukiwanie
swojej szafy. <br />
- Dobrze, że przynajmniej maskę masz. – powiedziała siadając przy komputerze.<br />
Wystukała coś na klawiaturze. Ja wróciłam do grzebania w szafie.<br />
- Kiedy się urodziłaś?- zapytała nagle.<br />
Zastanowiłam się chwilę.<br />
- W 1820 roku.<br />
- Tu jest napisane, że styl wiktoriański „panował” od 1850 do 1870. To znaczy,
że powinnaś mieć jaką kieckę, nie?<br />
Spojrzałam w głąb garderoby. Miałam coś, raczej. Chyba, że ją mole zżarły, co
jest bardzo prawdopodobne. <br />
Zniknęłam na chwilę w szafie, by wrócić za chwilę z wielkim pudłem. Postawiłam
je na środku pokoju. Patrzyłam na nie.<br />
- Otworzysz? – zapytała wreszcie Alice.<br />
- Ty to zrób. – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od pudła.<br />
Dziewczyna podeszła i otworzyła . Powoli zaczęła wyciągać z niej śnieżnobiałą
suknię.<br />
- Nic się nie zmieniła. – szepnęłam, uśmiechając się.<br />
Po wyciągnięciu kreacji z welonem, Alice spojrzała na mnie z obrażoną miną.<br />
- Jesteś mi winna wyjaśnienia. – powiedziała<br />
Ja cały czas siedziałam na łóżku i uśmiechałam się, jak głupia. <i><br />
- Rose? Rose? Gdzie jesteś? <br />
Brązowowłosa dziewczyna podeszła do kobiety ze spuszczoną głową.<br />
- Nie wiem, mamo. – powiedziała.<br />
- Czego nie wiesz? Skarbie, jutro wychodzisz za mąż. Będzie to wielkie święto.
Tak, jak zawsze chciałaś! – podeszła i pogładziła córkę po policzku. - Potem
będzie już tylko lepiej.<br />
Dziewczyna uśmiechnęła się wesoło do matki. Wierzyła jej. Wierzyła w każde jej
słowo. Stanęła na środku pokoju i zakręciła się.<br />
- Masz racje! Podoba mi się! – krzyknęła, podskakując, jak mała dziewczynka<br />
Matka zaśmiała się. Nagle do pokoju z impetem wszedł mężczyzna. <br />
- Panienko! John nie żyje! – krzyknął.<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--></i></span></b><span style="line-height: 115%;"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">Okeej? Ile można siedzieć w jednym miejscu, zupełnie
nieruchomo, uśmiechając się jak po porządnej dawce marihuany? Jass ciągle
siedziała na łóżku jak rzeźba. Cholera, jeszcze tego mi było trzeba. Nie dość,
że muszę się wbić w jakąś totalnie niewygodną kiecę, to jeszcze moja „mentorka”
postanowiła zamienić się w marmurowy posążek o tytule „Zakochane cielę”.<br />
- Jasmine, ocknij się. - zero reakcji.<br />
- Jasmine? Nie śpij? – zero reakcji.<br />
Potrząsnęłam jej ramieniem – Halo, Ziemia do wampira!<br />
To ją chyba ocuciło, bo uśmiech zszedł z jej twarzy, po czym potrząsnęła głową.<br />
- Przepraszam. - odezwała się cicho.<br />
- Co to było? – zażądałam wyjaśnień. <br />
- Co masz na myśli? – zapytała głupio.<br />
- Jasmine, może jestem od Ciebie młodsza, ale na pewno nie jestem głupia. Co
było tak ważne, że musiałaś zatopić się we wspomnieniach, zupełnie zapominając
o mojej wspaniałej osobie? – zapytałam z zadziornym uśmiechem.<br />
- Myślałam po prostu o tym, jak wielki to dla mnie zaszczyt móc przebywać z
tobą w jednym pomieszczeniu. Ba, w jednym budynku. – odpowiedziała, patrząc na
mnie z politowaniem.<br />
- Ma się ten gest. – rzekłam, pokazując jej język.<br />
- Alice, nadal nie mam sukienki.- wróciła do tematu sprzed swojego odpłynięcia.<br />
- Jak to nie masz? Przecież ta biała jest doskonała na taki bal. –
powiedziałam. <br />
Popatrzyła na mnie niepewnie. <br />
- Tak myślisz? <br />
Westchnęłam. Niby to ona jest starsza, ale jeśli chodzi o podejmowanie decyzji,
sytuacja wygląda zupełnie odwrotnie.<br />
- Tak, tak właśnie myślę. Idź ją przymierz, bo zaraz ci przyłożę, ty
niezdecydowana marzycielko…<br /> </span></div>
<div style="text-align: center;">
<b style="line-height: 115%;"><br /></b>
<b style="line-height: 115%;">Stałyśmy z Alice przed XIX-wiecznym
budynkiem, ubrane w piękne wiktoriańskie sukienki. Wzięłam głęboki wdech. Ta
suknia przywoływała złe wspomnienia. Obejrzałam się na towarzyszkę. Szarpała
się z gorsetem. Zaśmiałam się.</b></div>
<span style="line-height: 115%;"><b>
- Naprawdę bardzo śmieszne. – powiedziała sarkastycznie.<br />
Kiedy Alice ogarnęła się, ruszyłyśmy w stronę wejścia. W drzwiach stał wysoki,
postawny mężczyzna, ubrany w smoking. Automatycznie pokazałam zaproszenia.<br />
- Maski. – powiedział zatrzymując mnie.<br />
Spojrzałam na niego z wyższością. Nałożyłam na twarz śliczną, białą maskę z
piórkami. Alice włożyła swoją. Wchodząc uśmiechnęła się jeszcze wrednie do
ochroniarza.<br />
- Uspokój się. Wpędzisz nas w kłopoty! – powiedziałam.<br />
Ona tylko przewróciła oczami. Weszłyśmy do sali balowej. Było tam mnóstwo par,
ubranych podobnie jak my. Właśnie to, dekoracje, no i oczywiście oświetlenie,
tworzyły nastrój wręcz tajemniczy i lekko straszny. Od razu przypomniał mi się
„Upiór w Operze”. <br />
- Idę znaleźć bar. – powiedziała Alice odchodząc.<br />
Ja rozejrzałam się po sali. Patrzyłam na ludzi, szczególnie mężczyzn. Nagle
ujrzałam znajome mi postacie. Czterech chłopaków stało w kącie pokoju. Dwóch z
nich było widocznie niezadowolonych. Wszyscy byli ubrani w smokingi. Jedyne co
ich różniło to maski. W pewnej chwili trzech z nich zaczęło kierować się w
stronę baru. Został jeden, blondyn. Rozmawiał z jakąś dziewczyną. Postanowiłam
podejść. Gdy znalazłam się koło niego, nieznajoma spojrzała na mnie z
przerażeniem i zniknęła. <br />
- Pięknie – pomyślałam – Pewnie mi się make-up rozmazał.<br />
Chłopak odwrócił się moją stronę. Uśmiechnął się. <br />
- Ładną ma pani maskę. – powiedział.<br />
- Pan również. - odpowiedziałam.<br />
Nagle zabrzmiała muzyka. Mężczyzna podał mi rękę. Ruszyliśmy na parkiet.
Dołączyliśmy do pozostałych par tańczących walca. <br />
- Skąd znasz walca? – zapytałam po angielsku.<br />
- Nie wierzysz, że jestem po prostu bardzo utalentowany, Jasmine? –
odpowiedział pytaniem po polsku.<br />
Zaśmiałam się.<br />
- Widziałeś od początku?<br />
- A co? Chciałaś grać nieznajomą?<br />
- I takim oto sposobem mnie przejrzałeś. – posłałam mu złośliwy uśmieszek<br />
Dalej tańczyliśmy. Podczas tego nic już nie mówiliśmy. Daliśmy się porwać
muzyce.</b></span><br />
<span style="line-height: 115%;"><b><br /></b></span>
<br />
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">Po nieprzespanej nocy miałam ochotę się nawalić. Nic tak nie
przekonuje człowieka do spania niż całonocne szukanie zaproszenia na bal…
Koszmar.<br />
Jasmine nic nie wiedziała, w sumie to dobrze. Pewnie znowu walnęłaby mi kazanie
o odpowiedzialności i konsekwencjach bałaganiarstwa. Co ja poradzę, że nie
nadaję się do sprzątania? Poza tym, to był tylko świstek papieru. Chyba miał
prawo się zgubić, prawda? Ech, kogo ja oszukuję. I tak na zawsze pozostanę
chodzącym nieporządkiem. Cała wieczność szukania rzeczy zagubionych w moim
bałaganie. Boże. Na tą myśl otworzyłam szeroko oczy. O czym ja rozmyślam?
Potrząsnęłam głową, starając się nie zniszczyć przy tym misternie ułożonej
przez Jass fryzury. <br />
Ciągnąc warstwy tej piekielnie niewygodnej sukni, podeszłam do baru.<br />
- Whisky z lodem. – powiedziałam do barmana, nawet nie próbując być uprzejmą. <br />
- Whisky na sam początek? Ciekaw jestem, po co sięgniesz pod koniec imprezy. –
usłyszałam drwiący głos Andersa. <br />
- Zacznę spuszczać z ludzi krew. Ten trunek jest zdecydowanie moim ulubionym. –
odpowiedziałam sarkastycznie, biorąc do ręki szklankę z ukochanym trunkiem.
Zimny alkohol gładko spłynął wzdłuż przełyku, ogrzewając mnie od środka. Dar
człowieczeństwa ma swoje dobre strony. <br />
- W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na koniec balu i mieć
nadzieję, że podzielisz się ze swoim najlepszym przyjacielem. – powiedział z
szelmowskim uśmiechem. Zerknęłam na niego pobłażliwie.<br />
- Chyba nie mówisz o sobie, Tim. <br />
Posłał mi spojrzenie spod przymrużonych powiek i ruszył za jakąś ponętną
blondynką w karminowej sukni. Babiarz.<br />
Rozejrzałam się po sali, w poszukiwaniu mojej mentorki. Dostrzegłam ją wirującą
na parkiecie z jakimś niezbyt wysokim blondasem. Cóż, dobrze, że chociaż ona
się dobrze bawi. Nagle mignęła mi przed oczami lokowana czupryna, umiejscowiona
na głowie dość wysokiego mężczyzny. <br />
Harry?<br />
Odstawiłam pustą szklankę na blat baru i powoli wlokąc się w swojej
beznadziejnej sukni, poszłam za niepokojąco znajomym facetem. <br />
Obejrzał się, a ja błyskawicznie rozpoczęłam rozmowę z jakimś nieznajomym
gościem. <br />
- Piękny bal, nieprawdaż? – zagaiłam do brodatego facecika w brązowym fraku i –
o, zgrozo – białej peruce na głowie. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale
odpowiedział – Zaiste, panienko. Muzyka wyjątkowo poprawia mi dziś nastrój. Czy
zechciałaby panienka towarzyszyć mi w tańcu? – mówiąc to, wyciągnął dłoń z
lekkim ukłonem. Cholera. Walc to zdecydowanie nie jest coś, w czym jestem
dobra. <br />
- Uczyniłabym to z największą przyjemnością, ale…<br />
- Alice? – usłyszałam za sobą znajomy głos.<br />
- … ale mój narzeczony właśnie zabiera mnie na spacer. – dokończyłam z uśmiechem
i nie czekając na reakcję brodacza, ukłoniłam się delikatnie. Złapałam
Harry’ego za ramię i pociągnęłam w stronę parkietu.<br />
- Ani słowa. – uprzedziłam go. Zmarszczył brwi.<br />
- Nawet jeśli chcę powiedzieć, że miło Cię znów zobaczyć, i że pięknie wyglądasz
w tej sukni?<br />
Westchnęłam bezradnie, ale słysząc jego słowa mimowolnie się uśmiechnęłam.<br />
- Mi też miło Cię widzieć. Choć nasze ostatnie spotkanie z pewnością przemawia
na Twoją niekorzyść. – dodałam.<br />
- Jakie spotkanie? – zapytał zdezorientowany. Zmarszczyłam brwi. <br />
- Nic nie pamiętasz? – gdy pokręcił głową, zaczęłam się śmiać. Biedaczek.<br />
- A powinienem? Co się wydarzyło? <br />
Znowu się zaśmiałam. Powiedzieć, czy nie powiedzieć? Och, jestem za dobra.<br />
- Wydzwaniałeś do mojego przyjaciela, choć nadal nie wiem skąd miałeś jego
numer, chciałeś się ze mną spotkać, więc pojechałam do tego klubu co ostatnio.
Tam zastałam Cię narąbanego jak świnia razem z czwórką Twoich przyjaciół. Jako
że Ty nie byłeś w stanie prowadzić rozmowy, pogadałam trochę z nimi. Tak na
marginesie, pozdrów ich, szczególnie Louis’ego. – trochę podkolorowałam, ale
jego zszokowana i jednocześnie zawstydzona mina była tego warta. <br />
- A.. a wygadywałem coś jeszcze? - zapytał niepewnie, błądząc wzrokiem po
podłodze. Uroczy był, gdy się tak zawstydził. Zaraz, o czym ja myślę?
Przywołałam się do porządku. <br />
- Nie mówiłeś nic, przez co musiałbyś czuć się winny, albo zawstydzony, Harry.
Wszystko w porządku. Szkoda tylko, że nie pamiętasz. – odpowiedziałam z
uśmiechem. Cholera, coś ze mną nie tak ostatnio. Za dużo dobroci, za mało
złośliwości. Ech, starzeję się…<br />
Najwyraźniej to co powiedziałam go przekonało, bo na jego twarzy ponownie
zagościł uśmiech.<br />
- Tak w ogóle, to co tu robisz? – zainteresował się.<br />
- Przyszłam tu z przyjaciółką. Nadal nie wiem, jak udało jej się namówić mnie
na wbicie się w tą koszmarnie niewygodną kieckę. – mruknęłam, poprawiając
materiał znienawidzonego stroju.<br />
- Masz za to śliczną maskę. – powiedział z szelmowskim uśmiechem.<br />
- Dzięki. – uśmiechnęłam się nieśmiało w odpowiedzi.<br />
No żesz kurwa mać, co się ze mną dzieje?! Ja i nieśmiałość?! Doszłam do
wniosku, że muszę się napić. To też oznajmiłam Loczkowi. Kiwnął głową na znak
zgody i ujmując mnie pod rękę poprowadził w stronę baru. <br />
Tam zastaliśmy trójkę rozbawionych mężczyzn, każdego we fraku, każdego ze
szklanką trunku w dłoni. <br />
- Przepraszam. – odezwałam się, jak zawsze dotąd, po angielsku.<br />
- Tak, już. – powiedział jeden z nich, ku mojemu zdziwieniu, po polsku. Uśmiechnęłam
się szeroko. Jak dobrze po tylu latach usłyszeć ojczysty język!<br />
- Panowie są z Polski? – zapytałam całej trójki, która już miała się oddalić,
ale mój głos, w dodatku gadający po polsku, zatrzymał ich w miejscu. <br />
Odwrócili się w moją stronę, a jeden z nich, wysoki i czarnowłosy, wyciągnął do
mnie rękę. <br />
- Owszem. Dobrze poznać kogoś, kto mówi po polsku. Jestem Robert Lewandowski. –
przedstawił się, a gdy i ja wyciągnęłam rękę, ujął moją dłoń i ucałował
delikatnie jej wierzch.<br />
- Mi także jest miło usłyszeć ojczysty język. Nazywam się Alice Pagello, a to
mój przyjaciel – wskazałam na Loczka – Harry Styles. Chłopak nie rozumiał ani
słowa i błądził wzrokiem po naszej czwórce, ale gdy tylko usłyszał swoje
nazwisko spojrzał na mnie pytająco. <br />
- Ci panowie są z Polski, skąd pochodzę. Zapomniała Ci powiedzieć. –
przetłumaczyłam. Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek, ale nic nie
powiedział tylko kiwnął głową i przysunąwszy się bliżej objął mnie w talii.
Samiec.<br />
Robertowi trochę zrzedła mina na widok innego faceta obejmującego mnie ściśle,
ale nie stracił werwy i przedstawił swoich towarzyszy.<br />
- To jest Łukasz Piszczek, a to Wojtek Szczęsny.<br />
Uśmiechnęli się kolejno i podali mi dłonie, rezygnując z całowania mojej – co w
sumie było całkiem higieniczne. Głowa Harry’ego ponownie podskoczyła, gdy
skierował ją gwałtownie na – o ile mi wiadomo – Wojtka.<br />
- Szczezny? – odezwał się łamaną polszczyzną, na co wspomniany Wojtek
uśmiechnął się. Podali sobie dłonie. <br />
Spojrzałam na nich zdębiała. Co tu się do cholery dzieje?!<br />
- To najlepszy bramkarz, jakiego miał
kiedykolwiek Arsenal. – wyjaśnił mi Loczek. Acha. No tak, to wiele wyjaśnia. <br />
- Mam rozumieć, że jesteście piłkarzami? – zapytałam całej nowopoznanej trójki.
Kiwnęli głowami odzianymi w maski. Odlot. Najpierw znani muzycy, potem piłkarze
światowej klasy… Krąg znajomości się rozrasta.<br />
Potrząsnęłam głową. Korzystając z mojej chwilowej nieuwagi, mężczyźni, jak to
mężczyźni, zaczęli gadać o piłce nożnej. Wzruszyłam ramionami i poprosiłam
barmana o lampkę czerwonego wina. W tej chwili potrzebowałam czegoś wytrawnego.
Nie dość, że muszę dusić się w fałdach tej okropnej sukienki i chodzić w masce,
jak jakiś ludzki przestępca, to jeszcze moje myśli kompletnie zajmuje pewna
loczkowata głowa. Te jego uśmiechy, zawstydzone spojrzenia, obejmowanie w talii
– to wszystko sprawia, że nie jestem sobą. Starą, dobrą, złośliwą i bezczelną
sobą. Nie wiem co za uczucie zaczęło pojawiać się w mojej głowie, ale na pewno
nie chciałam dowiedzieć się jakie.<br />
Słysząc za plecami zażartą dyskusję w dwóch językach jednocześnie, oparłam
podbródek na ramieniu i przymknęłam oczy, marząc, by cała ta farsa nareszcie
dobiegła końca.</span></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b>
<b><span style="line-height: 115%;">- Masz
ochotę na drinka? – zapytał, gdy muzyka ucichła.<br />
Pokiwałam głową. Zaprowadził mnie w stronę baru, gdzie Alice stała z czterema
chłopakami. Trzema mi już znanymi. <br />
- Ta to ma rozrzut. – powiedziałam, wskazując głową na dziewczynę.<br />
- Znasz ją? – zapytał rozbawiony.<br />
- Podop… Przyjaciółka. – posłałam mu szeroki uśmiech.<br />
On posłał mi spojrzenie typu: „wiem, że coś ukrywasz i nawet wiem co”. Przeszły
mnie dreszcze. Podeszliśmy do towarzystwa. Mężczyźni zwrócili na nas uwagę.<br />
- Witam jaśnie panią! My się chyba nie znamy. – powiedział Wojtek, całując moją
rękę<br />
- Nie wiem… Czy to nie ty płaciłeś ostatnio za mój obiad? – zapytałam, co
spowodowało, że spoważniał.<br />
Towarzystwo się zaśmiało. <br />
- Właśnie poznałem twoją przyjaciółkę, tak? – zapytał patrząc na Alice.<br />
- Ratuj! – odpowiedziała po węgiersku.<br />
Zaśmiałam się.<br />
- Skąd znacie tyle języków? – zapytał Kuba.<br />
- Jesteśmy tłumaczami, zapomniałeś? –zapytałam rechocząc.<br />
Dziewczyna nie wyglądała na rozbawioną. Chłopcy stali zszokowani. Mój wzrok w tej chwili skoncentrował się na
nieznajomym, który cały czas sprawiał wrażenie, że nic nie rozumie. <br />
- Jak się nazywasz? –zapytałam, a on spojrzał na mnie zdezorientowany.<br />
- On nie mówi po polsku. – odpowiedziała Alice.<br />
- Jasmine. – powiedziałam uśmiechając się i wyciągając rękę.<br />
- Harry. – odpowiedział.<br />
Chwilę później na parkiecie rozbrzmiał utwór Coldplay.<br />
- Coldplay! – wrzasnął Robert – Chodźcie zanim ktoś mnie uszczypnie!<br />
Mówiąc to zaczął ciągnąć Łukasza i Wojtka na parkiet. Kuba posłał mi pytające
spojrzenie. Pokiwałam głową i ruszyliśmy w ślady chłopaków, zostawiając Alice z nieznajomym
mężczyzną.<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;"> </span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="line-height: 115%;">***<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b style="line-height: 115%;">10, 9,
8, 7…</b><br /><b style="line-height: 115%;">
Zaczęło się odliczanie. Wszyscy staliśmy na środku sali. </b><br /><b style="line-height: 115%;">
3,2,1!</b><br /><b style="line-height: 115%;">
- Pomyśl życzenie… - szepnął mi do ucha Kuba</b><br /><b style="line-height: 115%;">
- SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!! – ryknęli wszyscy .</b><br /><b style="line-height: 115%;">
Ja spojrzałam na Wojtka. Całował się z jakąś dziewczyną. Spojrzałam na Alice i Harry’ego. Całowali się. Westchnęłam. Pewnie
Łukasz i Robert też się cału… zaraz, chyba wolałam nie wiedzieć, więc
spojrzałam na Kubę. Uśmiechnął się. Był naprawdę uroczy.</b><br /><b style="line-height: 115%;">
- Szczęśliwego Nowego Roku! – powiedział.</b><br /><b style="line-height: 115%;">
- Nawzajem.</b><br /><b style="line-height: 115%;">
Przytuliliśmy się do siebie. Tak po… przyjacielsku. Trwając w jego uścisku
wypowiedziałam życzenie:</b><br /><b style="line-height: 115%;">
-„Żeby ten rok był tak cudowny, jak dzisiejszy dzień” – pomyślałam i poczułam
dziwne ukłucie w sercu. </b><br />
<b style="line-height: 115%;">>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>></b><br /><span style="line-height: 115%;">Jest, jest! Udało mi się! Wątpię, czy ktoś zagląda tu o tej porze, alei tak jestem dumna, że skończyłam jeszcze w weekend :D</span><br /><span style="line-height: 115%;">W najbliższych dniach postaramy się dodawać też muzykę do rozdziałów :)</span><br /><span style="line-height: 115%;">Zajrzyjcie też do </span><span style="line-height: 18px;">zakładki</span><span style="line-height: 115%;"> "bohaterowie". Dodałyśmy parę osób ale to jeszcze nie koniec.</span><br /><span style="line-height: 115%;">Całusy,</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"><span style="color: #990000;"><b>Rooksha&Wariatka</b></span><br /><br />
<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><span style="font-size: medium; font-weight: bold;"><o:p></o:p></span></span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17995300413452742526noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-40573870882985113842012-10-28T09:45:00.000+01:002012-10-28T23:54:57.176+01:00Rozdział piąty<br />
<div class="MsoNormal">
</div>
<div style="line-height: 14.25pt; text-indent: 11.25pt;">
<span style="line-height: 115%;">"Niewiele jest powodów, żeby mówić prawdę, za to jest ich bez liku, żeby kłamać..."</span></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">Siedziałam
przed lustrem w swoim pokoju, który nic się nie zmienił od chwili kiedy
widziałam go po raz ostatni. Nagle usłyszałam pukanie. <br />
- Proszę! – krzyknęłam.</span></b><span style="line-height: 115%;"><br />
<b>Zza drzwi wychylił się Alex. Uśmiechnął
się szeroko. Szybko wstałam i ruszyłam w jego stronę. Przytuliłam go z całej
siły. Nie widziałam go rok! W sumie dobrze, że tylko rok! Gdyby nie samoloty,
to pewnie bym go zobaczyła pierwszy raz od piętnastu lat.<br />
- Co tam u ciebie? – zapytał, wyswobadzając się z mojego uścisku.<br />
- O to samo powinnam zapytać ciebie. Jak tam Sara?<br />
- Dobrze. – odpowiedział.<br />
Sara była jego dziewczyną. Co prawda bycie z kimś kto jest tej samej rasy nie jest zabronione, ale już
ludzkiej… Niestety Sara jest człowiekiem. Jednak mimo to, Rada w końcu
zaakceptowała ich związek. Szczerze mówiąc nie wiem, jak on to zrobił. Poznali
się 12 lat temu. Teraz ona ma 31 lat. Podobno planują ślub.<br />
- Masz mi coś do powiedzenia? – zapytałam szczerząc się, jak głupia.<br />
- Można tak powiedzieć. – spuścił głowę.<br />
- Wszystko okej? <br />
Nie odpowiedział. Cały czas gapił się na swoje stopy. Nastała krępująca cisza.<br />
- Jasmine… Zostaniesz moją świadkową? – zapytał nagle, a mnie zatkało.<br />
Patrzyłam na niego zszokowana. W końcu dotarło to do mnie. Uśmiechnęłam się
szeroko i pokiwałam głową. On zadowolony wstał, podniósł mnie i obrócił wokół
własnej osi.<br />
- Tylko jest jeszcze jeden mały problem. – powiedział stawiając mnie na ziemi –
Musisz sobie znaleźć partnera.<br />
- Co?! <br />
- Sara nie ma pomysłu na świadka.<br />
- A Alice?<br />
- Dobra. Tylko która z was przebierze się za faceta? – zapytał uśmiechając się.<br />
Odwzajemniłam ten gest. Spojrzałam mu w oczy. Miały taki błagalny wyraz. Kurde,
chłopak umie wziąć mnie pod włos.<br />
- Okej… - powiedziałam markotnym tonem – Ale nie licz na niewiadomo kogo.<br />
- Spokojnie. W ostateczności możesz poprosić Esme. Ona nawet nie będzie musiała
się przebierać. <br />
Oboje wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. W końcu chłopak pocałował mnie w
policzek i zaczął kierować się w stronę wyjścia.<br />
- Zaraz, zaraz! A ty właściwie, gdzie się tak stroisz? – zapytał patrząc na mój
strój.<br />
- Idę szukać ci świadka. – powiedziałam.<br />
Posłał mi uroczy uśmiech i zniknął za drzwiami. Ja wróciłam do szykowania się.</b><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"><br /></span>
<span style="line-height: 115%;">Jasmine poszła na randkę?! Albo świat się kończy, albo
jestem ostro naćpana. <br />
Cóż, obydwie propozycje są w miarę do przyjęcia. Podniosłam się z podłogi i
założyłam buty. Ciągle chodził mi po głowie pewien loczkowany chłopak. Jego
usta dorodne jak dwie brzoskwinie i te magnetyzujące zielone tęczówki. Zaraz, o
czym ja myślę? Potrząsnęłam głową wprowadzając moje włosy w jeszcze większy
nieład. Rude fale były piękne, ale czasami miała ich dość. Złapałam
przewieszony przez oparcie sofy płaszcz i gasząc światło wyszłam ze swojego
pokoju. Moja opiekunka randkowała, a ja miałam wampira do zabicia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b>
<b><span style="line-height: 115%;">Równo o
dziewiętnastej byłam na lotnisku. Chłopaka jeszcze nie było. Patrzyłam na
ludzi. Wyglądali, jakby było im zimno, więc postanowiłam też „wczuć się w
rolę”. <br />
- Cześć! – usłyszałam za swoimi plecami.<br />
Odwróciłam się i moim oczom ukazał się Kuba. Był ubrany tak, jak wszyscy:
ciepło. Ja spojrzałam na swój strój i doszłam do wniosku, że mogłam włożyć
zimowy, a nie jesienny płaszczyk.<br />
- Nie jest ci zimno? – zapytał.<br />
- Troszeczkę. Może pójdziemy jakieś ciepłe miejsce? – powiedziałam „trzęsąc
się” z zimna.<br />
Pokiwał głową. Zawołał jakąś taksówkę. Wsiedliśmy
do niej. Chłopak podał taksówkarzowi adres. Droga mijała nam w cisz, trochę
niezręcznej ciszy.<br />
- Coś kiepsko idzie wam ta randka. – nagle odezwał się kierowca.<br />
- Słucham? – zapytał zdziwionym głosem Kuba.<br />
- Powiedziałem, że…<br />
- Wiem co pan powiedział. – dołączyłam się -
A co pan ma na myśli?<br />
- No wiedzą państwo. Ja od piętnastu lat jestem taksówkarzem i przywykłem, że
siedzące za mną pary randkę zaczynają od całowania się albo… - nie dokończył.<br />
Obydwoje spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem w oczach. Kierowca zaczął się
śmiać. Po chwili dołączyliśmy do niego.<br />
- No, czułem, że źle zaczęliśmy randkę. – powiedział w końcu i zarumienił się.<br />
Uśmiechnęłam się szeroko. Chciałam coś dodać, ale już dojechaliśmy. Kuba
zapłacił i pokierował mnie do środka restauracji. Wnętrze było bardzo
przytulne. Zajęliśmy miejsce w kącie,
przy wielkim parawanie. Chłopak pomógł mi usiąść. Za chwilę przyszedł kelner i
odebrał od nas zamówienie. Znowu zapadła niezręczna cisza. Przyjrzałam się
chłopakowi. Wyglądał na dość skrępowanego.<br />
- Byłeś kiedyś na randce? – zapytałam nagle.<br />
Spojrzała na mnie lekko zdziwiony.<br />
- Tak. – odpowiedział.<br />
- Ile razy? – zapytałam z uśmiechem.<br />
- Tak strasznie widać? – zapytał.<br />
Zaczęłam się śmiać.<br />
- Dwa, trzy razy. A ty?<br />
Uśmiech znikł mi z twarzy.<br />
- Rozumiem, że masz na koncie sporo zdobyczy. – powiedział.<br />
- Nie do końca. Kiedyś trochę szalałam. Potem pewien incydent sprawił, że…
spoważniałam. – odpowiedziałam i spuściła głowę, która zapełniła się teraz
smutnymi wspomnieniami.<br />
- Nie widać. – odpowiedział z troskliwym uśmiechem.<br />
Od razu się rozpogodziłam. Chwilę później kelner przyniósł nam nasze dania.
Rozmawialiśmy chwilę o głupotach. Opowiedziałam mu koleją zmyśloną historię
mojego życia. <br />
- A tak właściwie, to jeśli oczywiście mogę spytać, ile masz lat? – troszeczkę zszokował
mnie tym pytaniem.<br />
Uśmiechnęłam się, jednocześnie kalkulując w głowie ile to ja lat mogę mieć. Już
miałam odpowiedzieć, gdy…<br />
- Co za pacan! Pytać się o wiek na pierwszej randce. – usłyszeliśmy polski
szept.<br />
Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. Nagle Kuba ciężko westchnął.<br />
- Chłopaki, możecie już wyjść… - powiedział.<br />
Chwilę potem, zza parawanu, wyszli Łukasz, Robert i jeden facet, którego nie
znałam. Ustawili się w rządku. Wszyscy mieli spuszczone głowy.<br />
- Czekam na wytłumaczenie. – powiedział nagle Kuba.<br />
- No bo my… - zaczął jeden z nich.<br />
Zaczęłam się śmiać. Cała czwórka spojrzała na mnie, jak na wariatkę. <br />
- Jasmine jestem. – powiedziałam wyciągają dłoń do nieznajomego.<br />
- Wojtek… - powiedział lekko zszokowany.<br />
- Długo nas podsłuchujecie? – zapytałam.<br />
Nie odpowiedzieli. Znowu się uśmiechnęłam. Spojrzałam na Kubę. Był widocznie
zły. Zerknęłam na jego talerz. Był pusty, zupełnie, jak mój.<br />
- Dobrze moi panowie. –zaczęłam – Rozumiem, że martwicie się o kolegę, ale to
była przesada. Dlatego za karę to wy zapłacicie za naszą kolację. - <br />
powiedziałam i wstałam. Mój towarzysz zrobił to samo. Obydwoje wzięliśmy kurtki
i ruszyliśmy w stronę drzwi.<br />
- Miło było poznać! – rzuciłam w kierunku nowo poznanego. <br />
Kuba posłał im mordercze spojrzenia. Zostawiliśmy ich zszokowanych, stojących
na środku sali restauracyjnej. <br />
Gdy tylko przekroczyliśmy drzwi wyjściowe, zaczęłam się śmiać. Ledwie trzymałam
się na nogach. Chłopak tak po prostu stał i patrzył się na mnie z lekkim
politowaniem.<br />
- Spoważniałaś, tak? – zapytał uśmiechając się.<br />
Spojrzałam na niego powstrzymując kolejną salwę śmiechu. <br />
- Odprowadzić cię? – zaproponował.<br />
Spojrzałam na zegarek. Była dwunasta.<br />
- Jutro o tej porze będzie nowy rok… – powiedziałam – Możesz odprowadzić mnie
na lotnisko.<br />
- Słucham? – spytał<br />
Zaśmiałam się.<br />
- Nie mogę ci zdradzić miejsca swojego zamieszkania, ale z lotniska mam
niedaleko, więc tam będzie w sam raz.<br />
Wzruszył ramionami. Ruszyliśmy. Do lotniska było pół godziny. Szliśmy w ciszy.
Głupio mi było. Mam nadzieję, że nie wziął mnie za wariatkę. Nie mogłam mu
zdradzić miejsca swojego zamieszkania. Nasz dom był ściśle tajny. Jakby go ktoś
tam zauważył… Spojrzałam na chłopaka. Szedł ze spuszczoną głową i rękami w
kieszeniach. Znowu zrobiło mi się go żal. Nagle coś sobie uświadomiłam.<br />
- 27 – powiedziałam.<br />
Wyrwałam go z rozmyślań. Spojrzał na mnie zdezorientowany.<br />
- Mam 27 lat – powtórzyłam.<br />
Uśmiechnął się.<br />
- Ja też. – odpowiedział.<br />
- To był ten cały Wojtek do którego przylecieliście na Sylwestra?<br />
- Ta… <br />
- Chłopskiego Sylwestra? – zapytałam uśmiechając się.<br />
Zaśmiał się, ale za chwilę spoważniał.<br />
- Ewa – żona Łukasza - pojechała do rodziny, a on wyrwał się na pierwszego
samotnego Sylwka od paru lat. To samo tyczy się Roberta i Wojtka. Tylko, że oni
mają dziewczyny.<br />
- A ty? – zapytałam.<br />
Nie odpowiedział. Zrozumiałam, że trafiłam w czuły punkt. <br />
- Jeśli cię to pocieszy to ja też nie mam „drugiej połówki”.<br />
- Nie potrzebuję pocieszenia! – powiedział i przyśpieszył.<br />
Podgoniłam go. Nie sprawiło mi to dużego wysiłku. Spojrzałam jeszcze raz na
niego. Zaczęłam się zastanawiać nad nowym tematem.<br />
- Co jutro robicie? – zapytałam nagle.<br />
- Idziemy na bal przebierańców do jakiegoś klubu. – odpowiedział oschle.<br />
- Tak? My też!<br />
Spojrzał na mnie. W jego oczach pojawiła się iskierka. Stanęliśmy. Byliśmy już
na miejscu. Patrzyliśmy się na siebie jeszcze przez kilka minut. Nie wiem
dlaczego. Coś w nim było.<br />
- Mam nadzieję , że to ten sam bal. – powiedział nagle. – Idziesz sama?<br />
- Z przyjaciółką.<br />
Obejrzałam się za siebie. Właśnie podjechała taksówka.<br />
- Jedź pierwsza. – powiedział wskazując na nią.<br />
Uśmiechnęłam się i zrobiłam coś czego nie powinnam była robić. Podeszłam do
niego bliżej i pocałowałam go. Na szczęście tylko w policzek. <br />
- Dziękuję. – szepnęłam i ruszyłam w stronę samochodu. – Mam nadzieję, że się
spotkamy!<br />
- Zaraz! Przecież nie wiem za co będziesz przebrana! – krzyknął.<br />
- Zobaczysz… - powiedziałam wsiadając do taksówki.<br />
Podałam kierowcy adres. Ruszyliśmy. Ostatni raz obejrzałam się za siebie.
Chłopak stał jeszcze w tym samym miejscu. Na jego jasne włosy spadały płatki
śniegu. Wyglądał pięknie.<br />
- „Boże! Jasmine! O czym ty myślisz?!” – skarciłam się w duchu.<br />
Poczułam dziwne ukłucie w sercu.<br />
<br />
</span></b><span style="line-height: 115%;">-
Proszę, nie rób mi krzywdy! Ja naprawdę nie.. to nie była moja wina! Oni nie
pokazali mi innego sposobu pożywiania, przysięgam! Jestem niewinny! Nie zabi… -
lamenty tego łgarza przerwał chrzęst jego kręgów szyjnych. Bezwładne ciało
opadło na ziemię, brudząc mi buty krwią. Skrzywiłam się z odrazą. Przeklęty
krwiożerca. Otrzepując ubranie z trocin ruszyłam w stronę auta. Z przyjemnością
wsunęłam się na siedzenie kierowcy i odpaliłam silnik. <br />
Nie znoszę tej roboty. Ciągle krew i inne płyny wewnętrzne ludzi i innych
stworzeń brudzące moje ubrania. W takim tempie zbankrutuję na ciągłej wymianie
garderoby. Samochód z cichym pomrukiem przecinał mrok nocy. Rozluźniłam spięte
mięśnie i przymknęłam oczy. W głowie zaczęły mi się przesuwać obrazy wszystkich
morderstw jakich dokonałam. W różnych miejscach, o różnych porach, różnymi
narzędziami, na różnych osobach. Twarze ich wszystkich wykrzywione w bólu i te
oczy. Każde o innym kształcie, innym kolorze, jednak wszystkie wpatrzone we
mnie w niemej prośbie o litość. Która nigdy nie nadchodzi. Ciąg obrazów
przerwał dźwięki wibrowania na sąsiednim fotelu. Otworzyłam szeroko oczy i
tłumiąc ziewnięcie sięgnęłam po swój telefon. Timothy. Jak zwykle dzwoni o
wymarzonej porze…<br />
- Czego chcesz pasożycie?<br />
W słuchawce rozbrzmiał jego dźwięczny śmiech. <br />
- Czyżbyś była nie w humorze, cukiereczku? Ofiara ci uciekła? <br />
Na te słowa warknęłam do telefonu, słysząc w zamian kolejny wybuch śmiechu.<br />
- Gadaj po co dzwonisz i spadaj, jeśli ci życie miłe, bo jestem niewyspana i
wściekła.<br />
- Spokojnie pasikoniku. Wdech i wydech. Dzwonię, bo od godziny atakuje mnie
telefonicznie jakiś człowiek, który chce z tobą koniecznie porozmawiać.
Twierdzi, że nazywa się Harry, ale sądząc po jego bełkotliwym głosie, nie
byłbym tego taki pewien. <br />
Harry. Cholera. Z tego wszystkiego zupełnie o nim zapomniałam.<br />
Tim’a najwyraźniej zaniepokoiło moje milczenie, bo odezwał się niepewnym tonem:
- Wszystko ok, Alice? <br />
- Tak – westchnęłam. – Myślę, że wiem kto to.<br />
- W takim razie dlaczego dzwonił do mnie, a nie do ciebie i skąd miał mój
numer?<br />
- Nie wiem Tim. Nasze pierwsze i jak dotąd jedyne spotkanie polegało na zostawianiu
sobie malinek gdzie się tylko dało, więc
nie bardzo wiem jak mógł zdobyć twój numer. Ale mógł grzebać w moim telefonie,
albo ja sama podałam mu ten numer, nie pamiętam dokładnie. <br />
Po drugiej stronie usłyszałam stłumiony chichot. Palant.<br />
- Kochana, nie znałem cię od tej strony. A tak na poważnie to co mam mu
powiedzieć, jeśli jeszcze raz zadzwoni?<br />
Zastanowiłam się chwilę, po czym mruknęłam do słuchawki: - Powiedz mu, że
spotkamy się tam gdzie ostatnio.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="line-height: 115%;">***</span></div>
<span style="line-height: 115%;"><span style="line-height: 115%;"><br /></span>
- Alice, tęskniłem za Tobą!!!- takim okrzykiem zostałam powitana zaraz po
wejściu do wyjątkowo pustego dziś klubu. Westchnęłam. Był narąbany. Miałam
ochotę na dokończenie tego co zaczęliśmy wtedy w łazience, bo chłopak był wart
uwagi, ale jego stan stanowczo mnie zniechęcał. Alkohol spowalnia przepływ
krwi, także jej dopływ do męskich interesów. Tej nocy Harry nie byłby dobrym
kochankiem. Podeszłam do jego stolika, przy którym siedziało pięciu chłopaków.
Najwyższy był ledwo przytomny od stężenia różnorakich trunków we krwi, ale
reszta zdawała się być w miarę świadoma. Zatrzymałam się skonsternowana kilka
metrów przed stolikiem. Harry nie mówił, że przyprowadzi kolegów. Westchnęłam ponownie i pokonałam ostatnie
centymetry dzielące mnie od mężczyzn. Loczek, gdy tylko mnie spostrzegł
uśmiechnął się szeroko, choć spojrzenie nadal miał zamglone. Pozostała czwórka
przyglądała mi się z zainteresowaniem. <br />
- Hej, jestem Alice. – powiedziałam siląc się na przyjazny ton, co nie było
łatwe po prawie sześćdziesięciu godzinach na nogach. Jak ja nie cierpię polować
na krwiożerców. Siedzący po prawej stronie Harry’ego chłopak uśmiechnął się i
wyciągnął do mnie rękę. – Jestem Louis.
A to są Zayn, – wskazał ręką na perfekcyjnie uczesanego mulata – Liam –
siedzący z brzegu ciemny blondyn pomachał mi, dając znać, że to o nim mowa – i
oczywiście Niall.<br />
Ostatni był blondynem, na 200 % farbowanym, ale było mu całkiem do twarzy w tym
kolorze. Zajadał orzeszki ziemne stojące na stoliku.<br />
Już miałam coś powiedzieć, jednak w tym momencie Harry wypalił:<br />
- Musisz być wykończona, bo przebiegasz przez moje myśli calutki dzień.<br />
Niall wybuchnął śmiechem, Zayn westchnął, Louis przewrócił oczami, a Liam
schował twarz w dłoniach. Ja natomiast zmarszczyłam brwi i powiedziałam:<br />
- Mi też miło cię widzieć, Harry. Jestem tylko trochę zaskoczona, bo nie
wspominałeś, że następnym razem przyjdziesz z kolegami. <br />
Loczek już otwierał usta, zapewne by jeszcze bardziej się pogrążyć, ale ubiegł
go ciemny blondyn.<br />
- Harry chciał przyjść sam, ale jeszcze zanim tu przyszedł był lekko wstawiony,
więc wolałem przyjść tu razem z nim. A że mamy stąd blisko do studia,
przyszliśmy wszyscy.<br />
Do studia? O co mu chodziło? Patrząc na włosy mulata to chyba do studia urody.
Louis musiał dostrzec moją coraz bardziej zdziwioną minę, bo zaczął wyjaśniać
mi o jakie studio chodzi, a Niall w tym czasie podsunął mi krzesło z
sąsiedniego stolika, bo przez cały ten czas stałam nad nimi jak śmierć nad
ofiarą. Hmm, co za interesujący dobór słów…<br />
- Jesteśmy muzykami, śpiewamy w zespole. <br />
Nadal nie wiele mi to mówiło. Domyślałam się, że w takim razie chodziło im o
studio nagraniowe, ale Liam patrzył na mnie z takim wyczekiwaniem, jakbym nie
skapowała czegoś, co powinnam zrozumieć od razu. Wymienił z Zayn’em
porozumiewawcze spojrzenie.<br />
- Naprawdę nie wiesz kim jesteśmy? – zapytał ostrożnie mulat.<br />
- Jak dotąd wiem, że jesteście muzykami i przyjaciółmi najbardziej pokręconego
chłopaka, jakiego miałam okazję poznać. – mówiąc to uśmiechnęłam się w stronę
Harry’ego. <br />
- Oj, nie gadaj. Na pewno nas znasz. Wszystkie dziewczyny za nami szaleją! –
odezwał się niecierpliwie Niall. Zaśmiałam się.<br />
- Teraz wiem też, że jesteście niebywale skromni, a przynajmniej ty, Niall.<br />
Na twarz blondynka wystąpiły rumieńce, przez co nagle zrobiłam się głodna.<br />
Niedobrze.<br />
Czując sunący z głębi organizmu apetyt na krew, potrząsnęłam głową, targając
swoje rude fale. <br />
-Wybaczcie chłopaki, miło było was poznać, ale muszę już lecieć.<br />
- JUŻ?! – odezwał się milczący dotąd Harry. Miałam na niego niezłą ochotę, ale
nie mogłam zostać. Nie w takim stanie. Poza tym i tak był pijany. <br />
- Tak, Hazz. Niektórzy ludzie mają własne życie, ty pokręcony kociaku. –
odezwał się Louis, patrząc z politowaniem na pijanego kolegę.<br />
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością i rzucając im przez ramię ostatnie
spojrzenie wyszłam z klubu, zostawiając zdezorientowanych muzyków w jego
wnętrzu.<br />
Starałam się stłumić głód, zepchnąć go na skraj świadomości, ale rozpraszało
mnie dosłownie wszystko, nawet odgłos własnego oddechu. <br />
Zniecierpliwiona stanęłam gwałtownie i zamknęłam oczy. <br />
Zapomnij o głodzie. Zapomnij o kusząco purpurowych rumieńcach na twarzy
nowopoznanego blondyna. Zapomnij o przyspieszonym pulsie Harry’ego tamtego dnia
w obskurnej toalecie. Zapomnij o kałuży krwi, jaką zostawiła po sobie twoja
dzisiejsza ofiara. Zapomnij o krwi. Zapomnij o krwi. Zapomnij o krwi. O krwi.
Krwi. Krwi. KRWI!!!</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">Hej, nareszcie nowy rozdział :) Szóstka </span><span style="line-height: 18px;">być</span><span style="line-height: 115%;"> może pojawi się jeszcze dziś, choć na razie to nic pewnego.</span>Jak podobał się Wam mecz z Anglią? :D<br />
Poza tym, jako fanka 1D muszę wyrazić swe ubolewanie nad nową fryzurą Liama. Przecież to były tylko włosy! Czy są dla niego tak ważne, że musiał coś z nimi zrobić?! Dobra, koniec tych lamentów sfrustrowanej nastolatki. Mamy nadzieje, że podobał Wam się rozdział, a na opinie czekamy w komentarzach. Ach, i jeszcze pojawiła się nowa zakładka - Info. Przeczytajcie co tam napisałyśmy i ewentualnie odpowiedzcie. <br />
Z góry dzięki :D</div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: #990000;">Rooksha&Wariatka</span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><span style="font-size: medium; line-height: 115%;"><o:p></o:p></span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17995300413452742526noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-56899268946424313912012-10-13T00:02:00.003+02:002012-10-28T23:55:20.586+01:00Rozdział czwarty<br />
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 18px;">"Najcenniejsze przyjaźnie zawierane są przypadkiem."</span></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">Siedziałam
w poczekalni. Mój lot opóźniał się już godzinę. Mimo to nawet się cieszyłam.
Mogłam dłużej być w Polsce! Bardzo się przywiązałam do tego kraju i głupio mi
było z niego wyjeżdżać. <br />
- Pasażerowie lotu: Warszawa-Londyn. Proszeni do bramki nr 2. Dziękuję. –
usłyszałam.<br />
Westchnęłam i podniosłam się z krzesła. Złapałam za swój bagaż podręczny i
ostatni raz spojrzałam przez okno. Łezka zakręciła mi się w oku. <br />
- Nie będziesz się mazać! Zrozumiałaś Jasmine?! – mówiłam pod nosem.<br />
- Maria Zapolska, pasażerka lotu Warszawa-Londyn proszona do bramki nr 2.
Dziękuję – usłyszałam znowu.<br />
Uśmiechnęłam się pod nosem. Przez piętnaście lat to było moje nazwisko.
Pobiegłam w stronę tej nieszczęsnej bramki.<br />
- Pani Zapolska? – zapytała stewardessa – Proszę!<br />
Mówiąc to uśmiechnęła się i wskazał mi wejście do samolotu. Wbiegłam szybko na
pokład. Udawałam zdyszaną. Na bilecie sprawdziłam miejsce i ruszyłam w jego
stronę. Nie miałam daleko. Znajdowało się ono w Business klasie. Zobaczyłam, że
fotel koło mnie jest już zajęty. Zajmował go jakiś facet. Nie widział jego
twarzy, gdyż był odwrócony do mnie tyłem. Rozmawiał z dwoma innymi chłopakami
siedzącymi za nim. Nie wiem dlaczego ale wydali mi się oni wszyscy znajomi. <br />
- Piszczu, weź się odwal, dobra? – powiedział do jednego z nich.<br />
- Oj, nie denerwuj się zaraz! – odpowiedział „Piszczu”.<br />
- No właśnie! On ma rację. Znajdź se wreszcie dziewczynę! Ja mam, on ma, nawet
Wojtek! – dołączył się drugi.<br />
- Dobrze! – krzyknął zirytowany blondynek – Jeśli obok mnie usiądzie
dziewczyna, to zaproszę ja na randkę! Zadowoleni?!<br />
W tym momencie „Piszczu” miał coś powiedzieć, ale go zamurowało. Zresztą jego
towarzysza też. Znajomy mi od tyłu mężczyzna, odwrócił się, żeby zobaczyć o co
im chodzi i zrobił wielkie oczy. Teraz cała trójka patrzyła prosto na mnie. Ja
lekko uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce obok blondyna. Chłopaki jeszcze chwilę
przyglądali mi się. Potem dwójka siedząca za nami zaczęła się strasznie śmiać,
a chłopak siedzący obok mnie zrobił się czerwony, jak burak. Przełknął głośno
ślinę i wziął się do czytania jakiejś ulotki, którą dostał od stewardessy. Ci
dwaj z tyłu prawie pospadali z foteli. Mi zrobiło się żal chłopaka. Spojrzałam
na niego lekko. Wyglądał strasznie znajomo. <br />
- Jestem Jasmine. – wyciągnęłam rękę w jego stronę<br />
On spojrzał na mnie lekko zdezorientowany. Jego policzki cały czas były
czerwone. Uśmiechnęłam się lekko.
Odwzajemnił ten gest.<br />
- Kuba. – powiedział ściskając moją dłoń<br />
Spojrzał mi w oczy. Nagle sobie coś uświadomiłam.<br />
- Jak ten czas szybko leci…- palnęłam.<br />
On spojrzał na mnie jak na wariatkę.<br />
- Znaczy… Jak ten lot szybko nam zleci, to może zdążę się jeszcze z tobą
dzisiaj umówić. – powiedziałam uśmiechając szeroko.<br />
Opuścił lekko głowę i zaczął się śmiać.<br />
- Przepraszam za moich kolegów. To oni mnie do tego zmusili. Normalnie bym tego
nie powiedział. – mówiąc to wskazał na
dwóch chłopaków rechoczących z tyłu.<br />
Wyglądało to naprawdę zabawnie! Oni śmiejący się do rozpuku i dwie stewardessy
pochylone nad nimi i usiłujące poprzypinać ich pasami. Spojrzałam na mojego sąsiada.
Nie zwracał już uwagi na swoich towarzyszy, teraz siłował się z tym pasami. <br />
- Mogę? – zapytałam wskazując na zapięcie.<br />
Kuba podniósł ręce w geście „poddaję się”, co wywołało na mojej twarzy uśmiech.
Złapałam za sprzączkę, trochę pokombinowałam i przypięłam go.<br />
- Dziękuję. – powiedział i spojrzał się na mnie tak uroczo, że prawie się
rozpłynęłam. Szybko odwróciłam wzrok. Po
starcie<br />
mogliśmy się rozpiąć i zająć swoimi sprawami. Ja czytałam, zresztą mój
towarzysz też. Tym razem na szczęście książkę, a nie ulotkę. Nagle poczułam,
jak ktoś mnie stuka w rękę. <br />
- Przepraszam. – usłyszałam za sobą.<br />
Odwróciłam głowę. Zobaczyłam uśmiechającego się bruneta. <br />
- Nazywam się Robert, a pani? – zapytał.<br />
- Jasmine. – odpowiedziałam.<br />
- Angielka? – zapytał mężczyzna siedzący obok Roberta<br />
- Przez parę lat mieszkałam w Polsce. Teraz wracam do ojczyzny – uśmiechnęłam
się.<br />
- To fajnie! Ja nazywam się Łukasz.<br />
- Długo mieszkałaś w Polsce? – do rozmowy przyłączył się Kuba.<br />
Zastanowiłam się chwilę. Nie mogę im powiedzieć, że piętnaście lat. <br />
- Pięć lat. – odpowiedziałam uśmiechając się.<br />
- To całkiem sporo. – zainteresował się Robert.<br />
- Dostałam zlecenie z firmy w Anglii. Jestem… tłumaczem. A wy?<br />
- A jak myślisz? – zapytał z uśmiechem Łukasz.<br />
Przyjrzałam się im. Znałam ich skądś, znaczy Kubę wiedziałam skąd, ale ich…<br />
- Łukasz jest informatykiem, Kuba farmaceutą, a Robert wizażystą. –
powiedziałam na jednym wdechu.<br />
Chłopaków zamurowało. Patrzyli na mnie przez chwilę, jak na kosmitkę. <br />
- Ty mówisz serio? – zapytał nagle Łukasz.<br />
- Boże… - wydusił Robert.<br />
Kuba zaczął się śmiać.<br />
- To kim jesteście? -zapytałam.<br />
- Piłkarzami. – odpowiedział Kuba przez łzy.<br />
- To stąd was znam! – wykrzyknęłam<br />
I tak zaczęła się nasz rozmowa. Przez cały lot wszyscy oprócz Roberta gadaliśmy
o jakiś głupotach. On cały czas patrzył się zszokowanym wzrokiem w fotel. Kiedy kapitan poinformował nas, że zaraz
lądujemy, wszyscy zaczęliśmy się przypinać, z wyjątkiem Roberta. Zauważyła to
stewardessa.<br />
- Musi się pan zapiąć. – powiedział łapiąc się za jego pas.<br />
- Jestem wizażystą. – powiedział patrząc jej prosto w oczy, wprawiając ją tym
samym w osłupienie.<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">Szłam pustą ulicą w popołudniowym zmroku. Zabijanie
krwiożerców zawsze wprawiało mnie w dobry nastrój. Przeszłam przez kolejną
przecznicę, wygięłam wargi w zadziorny uśmiech i weszłam do pulsującego od
muzyki klubu. Zmarszczyłam delikatnie nos. <br />
Po porządnej akcji, należy się porządnie nawalić. Kierując się tą myślą Tima,
podeszłam do baru. <br />
- W czym mogę pomóc, ślicznotko? – odezwał się do mnie barman o wyglądzie
playboya nie do końca zdającego sobie sprawę z upływu lat. Przywdziałam więc
najsłodszy uśmiech jaki miałam w repertuarze i zaszczebiotałam do niego –
Poproszę podwójną whisky z lodem, a wszelkie opinie na mój temat niech pan
sobie zachowa dla siebie, bo może pan niedługo podrywać kobiety na niepełny
zgryz. <br />
Zamknął jadaczkę i sięgnął pod ladę po szklankę. Gdy już dostałam złoty trunek
odwróciłam się przodem do parkietu, posyłając barmanowi ostatnie, pełne
politowania spojrzenie. <br />
Ludzie tańczyli. A raczej nie tańczyli, tylko… Opisałabym to jako ocieranie się
samców swoimi spoconymi ciałami o spocone ciała napalonych samic. Cóż, ludzkość
wyginie, to pewne. Już widziałam jak Timothy unosi lewą brew, a potem pociera
nasadę nosa, dając mi do zrozumienia, żebym skończyła z metaforami. Ale jego tu
nie było, więc postanowiłam się trochę zabawić. Przeszłam wzdłuż parkietu
szukając jakiegoś stolika w miarę daleko od jazgotu zwanego muzyką. Mało było
ludzi, którzy nie gibali się na parkiecie. Przy jednym ze stolików siedział
facet wyglądający na kogoś, kto ledwo uszedł z życiem w walce z hienami, dwa
miejsca dalej skulona na stołku barowym siedziała drobna brunetka, najwyraźniej
pochlipując i popijając namiętnie burbona. Cóż, złamane serca bolą najbardziej.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu odpowiedniego stolika i wtedy go zobaczyłam.<br />
Siedział przy barze. Zatopiony we własnych myślach, leniwie popijając brandy.
Zaciekawiona, zajęłam stolik kilka miejsc dalej, wzięłam chłodną szklankę do
ręki i zaczęłam mu się dyskretnie przyglądać. Ciemna marynarka, bordowa
koszula, czarne spodnie. Upiłam łyk alkoholu, czując przyjemne ciepło w
przełyku. On wyglądał jakby był tu już dłuższą chwilę, z mętnym spojrzeniem i
bałaganem w kręconych włosach. Na widok jego loczków uśmiechnęłam się wbrew woli.
Sprawiały, że wyglądał na kilka lat młodszego i tak <i>niewinnego</i>, że bałam się podejść. Zaraz, bałam?<br />
Zabawne. Na przekór swoim idiotycznym myślom wstałam i niosąc pusta już
szklankę, zbliżyłam się do baru. <br />
- Jeszcze raz to samo. – rzuciłam w stronę barmana.<br />
Bez słowa podał mi alkohol. Wtedy pan Loczek zaczął mi się przyglądać swoimi
mętnymi patrzałkami. Zielonymi. Wzięłam szklankę do ręki i zaczęłam pić, aż
zobaczyłam dno. Oblizałam usta i odstawiłam szkło na blat. Potem po raz pierwszy
usłyszałam jego głos. – Nieźle pijesz.<br />
- Dzięki.- odpowiedziałam uśmiechając się półgębkiem. – Jesteś pierwszą osobą,
która to chwali, a nie krytykuje. Miło.<br />
Uśmiechnął się ukazując dołeczki w policzkach, a ja poczułam się co najmniej
dziwnie. <br />
- Cieszę się, że mogłem poprawić Ci humor. Jestem Harry. Harry Styles.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">Kiedy
wylądowaliśmy, wszyscy zaczęliśmy się kierować w stronę naszych bagaży.
Stanęliśmy przy taśmie cały czas śmiejąc się z Roberta.<br />
- Może Jasmine umówi się do ciebie na malowanie rzęs. – zaśmiał się Kuba<br />
Robert spojrzał się na niego morderczym wzrokiem. Nagle w jego oczach zobaczyła
iskierkę<br />
- A właśnie! – krzyknął – Co z waszą randką? – zapytał posyłając mu pełen
wyższości uśmiech<br />
Kuba od razu spoważniał. Starał się unikać mojego wzroku. <br />
- No właśnie, Kubusiu! – dołączył się Łukasz<br />
- Długo tutaj będziecie? –zapytałam<br />
- Do 5 stycznia. – odpowiedział Łukasz cały czas patrząc na blondyna<br />
- Dobrze. Jutro o 19.00 tutaj, na lotnisku. – powiedziałam, podeszłam do Kuby i
wcisnęłam mu w rękę moją wizytówkę – Do zobaczenia kiedyś chłopcy!<br />
Posłałam im szczery uśmiech i ruszyłam w stronę wyjścia. Westchnęłam ciężko.
Ledwo co wróciłam do Londynu, a już się wpakowałam w kłopoty. Randkowanie w
naszym świecie jest zabronione, szczególnie z ludźmi. Do tego nie chcę
wykorzystać tego dzieciaka. No dobra może nie dzieciaka, ma on 27 lat ale…<br />
Znowu westchnęłam. Spojrzałam na wyświetlacz komórki.<br />
- „Będę za 20 minut” – przeczytałam SMS-a od Alice<br />
Usiadłam na walizce. Sięgnęłam do torebki i wyjęłam z niej lusterko i szczotkę
do włosów. Spojrzałam w swoje piękne złote oczy i uśmiechnęłam się.<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">Jego usta były nieziemsko smaczne, soczyste, pełne krwi,
zmysłowe. Błądząc nimi po mojej szyi Harry vel Loczek zamknął oczy i objął mnie
w pasie. Oboje byliśmy lekko wstawieni. Szumienie w mojej głowie zdecydowanie
nie było pożądanym stanem, ale to co wyprawiał swoimi wargami ten chłopak było
warte największego wykroczenia. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, nie
pozostawiając między nami już żadnej przestrzeni. Przymknęłam powieki, gdy jego
pocałunki schodziły coraz niżej, w dół mojego dekoltu. Nagle namiętną atmosferę
przerwał dźwięk mojego telefonu. Harry nie przejął się tym zbytnio i wznowił
swoje działania, ale ja wyjęłam komórkę z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz.
<br />
Sms od Tim’a – „Nie zapomnij odebrać Jasmine, Śpiąca Królewno.”<br />
Cholera.<br />
Chcąc, nie chcąc wzięłam twarz Loczka w swoje dłonie, tym samym odciągając go
od zdejmowania mi bluzki. <br />
- Harry, wybacz, ale muszę spadać. Żałuję, ale muszę.<br />
Jego zdezorientowane spojrzenie tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że
rezygnowanie z tej rozkoszy to błąd. Jednak obowiązki wzywają.<br />
- Zadzwoniłbym, ale nie mam numeru. – powiedział trochę przybity.<br />
Podniosłam z podłogi męskiej toalety swoją skórzaną kurtkę. <br />
- Sprawdź nadgarstki, kochanie. – odpowiedziałam z tajemniczym uśmiechem i
ucałowałam go prosto w usta. Przymknął oczy, pewnie oczekując bardziej ckliwego
pożegnania, ale dla mnie i tak norma ckliwości została przekroczona. Wyszłam z
męskiej łazienki, żegnana zdziwionymi spojrzeniami. Na prawym nadgarstku
chłopaka napisałam mu swój numer. A co tam, raz się żyje. Mi też należy się
dobry seks od czasu do czasu. Wysyłając wiadomość do mojej opiekunki, biegłam w
kierunku mojego auta. Już wiem co powie. „Znowu się spóźniłaś. Gdzie masz
mundurek? Dlaczego masz tyle kar?” i tak w nieskończoność. Ciekawe, że ponoć
podczas swojego szkolenia ona też nie była aniołem. Cóż, nie pamięta wół jak…</span><br />
<span style="line-height: 115%;">>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>></span><br />
<span style="line-height: 115%;">P.S. Jak tam po meczu z RPA? Ja i Wariatka opłakujemy nieobecność Kuby, a rozdziały tworzą się na bieżąco. Już niedługo dodamy wspomnianych w notkach bohaterów. Aha, i nie gorszcie się przygodami Alice, ona już taka jest XD</span><br />
<span style="line-height: 115%;"><br /></span>
<span style="color: #990000; line-height: 115%;"><b>Rooksha&Wariatka</b></span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17995300413452742526noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-75742804911529578242012-10-08T22:42:00.000+02:002012-10-28T23:55:33.660+01:00Rozdział trzeci"Ludzkość stale kroczy naprzód, ale człowiek pozostaje ten sam."<br />
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 283.2pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 283.2pt;">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 283.2pt;">
<span style="line-height: 115%;"><b> </b>Londyn,
24.01.1997r.</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">Taaaa…<br />
U mnie wszystko gra, choć te debilne uniformy to mogliście sobie darować. Co
chwila poznaję nowych wampibraci, co chwila kłócę się z wielmożnym ciałem
pedagogicznym, co chwila mam dość tej całej hałastry, ogólnie - sielanka. Jak
będziesz w stolicy to zobacz Pałac Kultury, Łazienki, Zamek, czy co tam chcesz.
Kiedyś mi się podobały, jak jeszcze nie myślałam o smaku krwi w żyłach
przechodniów. Wydaje mi się, że Ty jesteś taka, jaka byłam ja przed przemianą.
Zobacz też cmentarz na Powązkach i powiedz mi, dlaczego nie ma tam mojego
nazwiska.<b><o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;"> </span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"><b> </b>Całusy
z piekła,<br /><b>
</b><span style="font-size: large; font-weight: bold;"> </span><span style="font-size: x-large; font-weight: bold;"> </span></span><b><span style="font-family: 'Tall Paul'; font-size: x-large; line-height: 115%;">A.</span></b><b><span style="line-height: 115%;"><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 247.8pt; text-indent: 35.4pt;">
<b><span style="line-height: 115%;"> </span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 247.8pt; text-indent: 35.4pt;">
<b><span style="line-height: 115%;"> Warszawa, 31.01.1997r</span></b><span style="line-height: 115%;">. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"> </span><b style="line-height: 115%; text-align: center;">Droga Alice! </b></div>
<b style="line-height: 115%;">Doleciałam. Obeszło się bez większych komplikacji. Wszystko jest tak, jak
opisywałaś. Daję radę! Nawet mówienie po polsku dobrze mi wychodzi. </b><br />
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"><b>
Muszę Ci przyznać rację. Polacy to bardzo sympatyczni ludzie. Jednak niestety
nie ci pracujący w urzędach. Prawie pogryzłam się z „panią” (przysięgam, że na
nią nie wyglądała), która dawała mi mój nowy dowód. Byłam w Pałacu Kultury, w
tym parku o którym tyle mi mówiłaś i w Twojej rodzinnej miejscowości. Bardzo mi
się tu podoba. Jestem tu zaledwie od tygodnia, a czuję się, jakbym spędziła tu
całe swoje życie.<br />
Mam nadzieję, że nie rozrabiasz. Ja nie wiem kiedy wrócę, ale na pewno nie w
tym, ani w przyszłym roku. Niestety nie mogę ci wytłumaczyć o co chodzi. Mam
nadzieję, że rozumiesz. <br />
</b></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"><b> Pozdrawiam<br />
</b></span><b><span style="font-family: 'Blackadder ITC'; line-height: 115%;"> <span style="font-size: large;"> Jasmine Stewart </span> <o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 283.2pt; text-indent: 35.4pt;">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 283.2pt; text-indent: 35.4pt;">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 283.2pt; text-indent: 35.4pt;">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 283.2pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><b> </b>Londyn, 13.03.1997<b><o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormal">
</div>
<div style="text-align: center;">
<span style="line-height: 115%;">Najdroższa
J.!!!</span></div>
<span style="line-height: 115%;">Zanim przeczytasz resztę tego listu, wiedz, że po pierwsze: wasza kucharka to
kompletna porażka i czasami powinna
próbować własne twory, a po drugie: to naprawdę nie moja wina, że nie ma już
gdzie ich serwować. Ten ogień zaprószył się sam, przysięgam na moje włosy!</span><br />
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">
Dobra, pewnie i tak dostaniesz sympatyczny liścik od któregoś z jakże uroczych
opiekunów, więc nawet nie marnuję papieru, i tak na mnie nawrzeszczysz. Pomijając
płonące stołówki, jest w miarę dobrze. Nie odzywasz się, ja uzupełniam katalog
możliwych kar i zakazów (serio, już nie wiedzą czego mi zakazać).<br />
Wspominałam Ci o moim nowym kumplu? Timothy Anders. Klasyczny przykład łamacza
serc, ale nie martw się, nie jestem nim zainteresowana. Nasze pierwsze
spotkanie zakończyło się jego złamanym żebrem i moim karnym dyżurem na
sprzątanie. Swoją drogą, z tym radzę sobie świetnie – wystarczy, że pojawię się
na korytarzu, a wszystko lśni, aż wali po oczach. Cóż, moje imię samoistnie
wywołuje popłoch wśród kochanych rówieśników.<br />
Ach, ta popularność… W każdym razie, nie spotykam się z nikim, więc możesz się
powstrzymać przed jakimkolwiek komentarzem na ten temat. Te wszystkie wampirze
samce to takie macho, że ubrudzony mundurek skutkuje oczętami pełnymi łez
gorzkich jak grejpfrut. Gdzie ci mężczyźni, jasna cholera…<br />
Dobra, kończę, bo jeszcze dostanę karę za nadmierne wykorzystywanie dóbr
naturalnych, jakim jest papier. <br />
Biedne drzewka…<br /><b>
</b> Całusy z wampirlandu,<br /><b> <span style="font-size: x-large;"> </span></b></span><b><span style="font-family: 'Tall Paul'; font-size: x-large; line-height: 115%;">A.</span></b><b><span style="font-family: 'Tall Paul'; line-height: 115%;"><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"><b> </b> </span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"> Londyn,
17.01.1998 <br /><br />
</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="line-height: 115%;">Cześć, opiekunko.<b><o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">Miło,
że o mnie pamiętasz. „Nie wiem na jak długo wyjeżdżam” – akurat. Jeśli chciałaś
się mnie pozbyć, trzeba było tak od razu. </span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">
Zresztą, nieważne. Obiecałam przysyłać listy, więc słowa dotrzymam. Uraczę Cię
ujmującym opisem ostatnich miesięcy.<br />
Kary mi się mnożą, mam już zakaz używania tostera, mogę się czesać nie częściej
niż trzy razy dziennie po 5 minut, nie mogę nosić szarych skarpetek (wbrew
pozorom ta kara jest dotkliwa), nie mogę używać kalkulatora (po co?), nie mogę
przeglądać książek w bibliotece z działu botanicznego i inżynieryjnego (och,
Boże w Niebiosach, cóż ja pocznę nie mogąc dotrzeć do tak bezcennej wiedzy?!),
przedostawać się windą mogę tylko pomiędzy drugim, a piątym piętrem (a to
wygodniccy egoiści!), i wiele innych takich kwiatków. Cóż, życie jest usłane
kolczastymi różami, a wampirze „nieżycie” to dopiero wyzywanie. Nie wiem jak Ty
się tłumaczysz tym wszystkim wysoko postawionym snobom, skoro jeszcze chodzę i
to na dwóch nogach! Dzisiaj Tim wyciągnął mnie z zajęć bujając coś belferce
Larousse, że pilnie wzywa mnie doktor Brown. Ta dwójka musi być ze sobą blisko,
bo już na obiedzie mnie przydybali, co – jeśli nie wiesz – jest rzeczą doprawdy
niecodzienną. Żeby opiekun z 2 pietra pofatygował się do gabinetu doktora na 5
piętrze i to w innym skrzydle budynku – nie wiem czy wieść o końcu świata
byłaby wystarczająco dobrym powodem do tak wyczerpującego spaceru. <br />
Pomijając soczystą kłótnię, bezowocny wykład na temat szczerości i świecenie
moimi sarnimi oczętami, dostałam dwa tygodnie szlabanu na czytanie książek po
węgiersku. Chyba muszę kończyć, bo łzy zbierające mi się w oczach i szloch
wydobywający się z mojego gardła, spowodowane tak okrutną karą utrudniają mi
pisanie tych słów. A w ogóle to czytasz te moje<b> </b>zgrabne liściki?<br /><b>
<o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"><b> </b> Uściski z piekła <br /> bez książek po węgiersku<br /><b> </b><span style="font-size: large; font-weight: bold;"> </span><span style="font-size: x-large; font-weight: bold;"> </span></span><b><span style="font-family: 'Tall Paul'; font-size: x-large; line-height: 115%;">A.</span></b><b><span style="line-height: 115%;"><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">P.S.
Tak w ogóle to masz zamiar wracać? <b> <o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;"> <br /> </span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;"> Truskolasy, 1.11.1999r.<br /> Droga Alice!</span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam. Miałam dużo pracy. Jednak zważając
na sytuację, musiałam napisać. <br />
Dostałam wczoraj list, od samego <s>Ed </s>dyrektora placówki. Nie jestem
zadowolona Twoim zachowaniem. Jak mogłaś podpalić szkolną stołówkę?! Rozumiem,
że jedzenie w niej serwowane nie jest najlepsze ale bez przesady! Bardzo sobie
nagrabiłaś moja panno! Wiem, że chciałaś, żebym przyjechała na Sylwestra, ale
nie wiem czy tym zachowaniem sobie zasłużyłaś. Muszę się poważnie zastanowić.
Jednak to nie jest jedyna sprawa, którą do Ciebie mam. Znalazłam grób Twoich
rodziców. Zginęli w Truskolasach i tu
też zostali pochowani. Zgodnie z Twoją wolą byłam zapalić, w ten szczególny
dzień świeczkę na ich grobie. Nie uwierzysz kogo spotkałam! Otóż, jak się
dowiedziałam Twoja siostra żyje! Po wypadku trafiła do Domu Dziecka w tej
miejscowości i potem do bardzo miłej rodziny zastępczej. Porozmawiałyśmy
chwilkę, a potem jej „rodzice” zaprosili mnie na kawę. Niestety, ale dla niej
ty nie żyjesz, więc uprzedzam Twój następny krok. Nie przyjeżdżaj tu, ona już
przywykła… Przez cały ten dzień miałam chandrę. Bardzo zdołowała mnie pewna
scena. Grób Twoich rodziców znajduje się obok wielkiego drzewa z jednej strony
i nagrobka z drugiej. Właśnie dzisiaj razem z babcią stało tam dwóch chłopców.
Byli bardzo przybici. Myślę, że leży tam ich matka. Tak, czy siak najbardziej
zrobiło mi się żal tego młodszego. Mały blondynek strasznie się rozkleił. Jego
babcia długo nie mogła znaleźć chusteczek, więc ja nadeszłam z pomocą. Podałam
małemu opakowanie i spojrzałam mu w jego smutne oczka. Prawie sama się
rozkleiłam. Nie pytałam się o osobę dla której tu przyszli. Jedyne czego się
dowiedziałam to, że chłopak ma na imię Kuba. Jednak, jak już mówiłam, ten dzień
mnie zdołował. Od dawna nie obchodzę tego święta i już prawie zapomniałam, jak
to jest…<br />
Tuż przed świętami, życzę Ci żebyś, więcej nie narozrabiała. Trzymaj się
ciepło. <br /> </span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;"> Pozdrawiam<br /> </span></b><b><span style="font-family: 'Blackadder ITC'; line-height: 115%;"><span style="font-size: large;">Jasmine
Stewart </span> </span></b><b><span style="line-height: 115%;"><br />
<br />
Ps. Jestem bardzo zajęta, więc nie wiem kiedy napiszę następnym razem. <br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 283.2pt; text-indent: 35.4pt;">
<b><span style="line-height: 115%;"> </span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 283.2pt; text-indent: 35.4pt;">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 283.2pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><b> </b>Londyn, 15.06.2004<b><o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;"><b> </b>J.,
proszę, zadzwoń. <b><o:p></o:p></b></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: 'Tall Paul'; line-height: 115%;"><span style="font-size: x-large;">A.</span><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 308.1pt;">
<b><span style="line-height: 115%;"> </span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 308.1pt;">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 308.1pt;">
<b><span style="line-height: 115%;"> Truskolasy,1.04.2006r.<br /> </span></b><b style="text-indent: 308.1pt;"><span style="line-height: 115%;">Droga Alice!</span></b><b style="text-indent: 308.1pt;"><span style="line-height: 115%;"> </span></b><b style="text-indent: 308.1pt;"><span style="line-height: 18px;">Pewnie dziwi Cię to, że zamiast dzwonić piszę, ale niestety mój telefon odmówił posłuszeństwa.</span></b><b style="text-indent: 308.1pt;"><span style="line-height: 115%;"> </span></b><b style="text-indent: 308.1pt;"><span style="line-height: 115%;">Dzisiaj kolejny nudny dzień w pracy. Bycie sekretarką prezydenta jest bardzo
nużące. Jednak dzięki temu mogę wykonywać polecone mi przez Radę zadania. Dwa
dni temu, dołączyły do mnie dwie nowe wampirzyce. Mają mi pomóc w nowej tajnej
misji. Już nie mogę się doczekać! (czujesz ten sarkazm?) Mam cichą nadzieję, że
po tej „tajnej misji” wrócę do domu. Bardzo mi się tu podoba, jednak tęsknię.
Zresztą, jeśli tak dalej pójdzie to Ty skończysz szkolenie, a ja Cię nie
zobaczę w mundurku! Tak, tak! Dostałam informację, że nareszcie dostosowałaś
się i nosisz go! Jestem z Ciebie taka dumna! Podobno Samantha nareszcie Ci
przemówiła do rozumu, to prawda? </span></b><b style="text-indent: 308.1pt;"><span style="line-height: 115%;">Tak, czy siak mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Bądź grzeczna i
napisz mi, lub zadzwoń (jak mi wreszcie telefon naprawią), jak zakończyła się
ta cała sprawa z Alexandrem. Podobno mają zgodzili się na ich ślub?! To prawda?</span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 308.1pt;">
<b><span style="line-height: 115%;"> </span></b><b style="text-indent: 308.1pt;"><span style="line-height: 115%;">Pozdrawiam </span></b><b style="text-indent: 308.1pt;"><span style="font-family: 'Blackadder ITC'; line-height: 18px;"><span style="font-size: large;"> </span></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 308.1pt;">
<b style="text-indent: 308.1pt;"><span style="font-family: 'Blackadder ITC'; line-height: 18px;"><span style="font-size: large;">Jasmine Stewart </span></span></b><br />
<b><span style="font-family: 'Blackadder ITC'; line-height: 115%;">
<br />
</span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 308.1pt;">
<b><span style="font-family: 'Blackadder ITC'; line-height: 115%;"> </span></b><span style="line-height: 115%;">Greenwich, 10.11.2010<b><o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">Tak,
szkolenie w mieście innym niż Londyn. Coś jak wycieczka szkolna. Bosko. Nie
wiem po co to piszę, ale jest nieźle. Timothy szaleje, ale to już chyba norma.
Nie napiszę, co ja robię, bo boję się o Twoją niewinna psychikę. Tak w ogóle to
zadzwoń. <b><o:p></o:p></b></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: 'Tall Paul'; line-height: 115%;"><span style="font-size: large;"> </span><span style="font-size: x-large;"> A.</span><br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="font-family: 'Blackadder ITC'; line-height: 115%;">
</span></b><b><span style="line-height: 115%;">Warszawa, 16.12.2011r.</span></b><b><span style="font-family: 'Blackadder ITC'; line-height: 115%;">
<br /> </span></b><b><span style="line-height: 115%;">Droga
Alice!</span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">Mam nadzieję, że jak dostaniesz
ten list to z krzesła nie spadniesz. Po tym, jak weszły w obieg telefony i
podróże samolotami stały się bardziej popularne, zaprzestałyśmy pisania.
Dlatego, jako, że wyprowadzam się z Warszawy i wracam do Londynu (to ta dobra
wiadomość, o której Ci mówiłam), postanowiłam, że nasza ostatnia rozmowa,
podczas rozłąki, odbędzie się właśnie tak.<br />
Wczoraj byłam odwiedzić grób Twoich rodziców ostatni raz. Zapaliłam też
świeczkę na grobie obok. Pożegnałam się z Twoją siostrą i tak jakoś zrobiło mi
się smutno. Potem wróciłam do Warszawy i zaczęłam się pakować. To miejsce
naprawdę się zamieniło od czasu kiedy przyleciałam tu w 1997 roku. Bardzo się
do niego przywiązałam. Myślę, że naprawdę będę tęsknić. Dzisiaj był mój ostatni
dzień w pracy. Prezydent przyniósł mi kwiaty i podziękował za te piętnaście lat
pracy u niego. Boże! Jak ten czas szybko leci! Dodał jeszcze, że naprawdę nie
wyglądam na czterdziestolatkę (według mojego polskiego dowodu, urodziłam się w
1971r.). Ja tylko się uśmiechnęłam i pominęłam fakt, że w tym roku powinnam
skończyć 191 lat. Tak, czy siak były jeszcze inne prezenty i oczywiście łzy
(również moje). <br />
Niestety nie zobaczymy się w święta. Wracam dopiero 29.12. Mam jeszcze parę
spraw do załatwienia. <br />
Pozdrawiam<br />
<span style="font-size: large;"> </span></span></b><span style="font-size: large;"><b><span style="font-family: 'Blackadder ITC'; line-height: 115%;">Jasmine
Stewart </span></b><b><span style="line-height: 115%;"> </span></b><b><span style="font-family: 'Blackadder ITC'; line-height: 115%;"> </span></b><b><span style="line-height: 115%;"><o:p></o:p></span></b></span></div>
<br />
<span style="color: #990000;"><b>Rooksha&Wariatka</b></span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17995300413452742526noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-28081946721301911402012-09-29T18:07:00.000+02:002012-10-09T19:09:31.012+02:00Rozdział drugi<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">"Jesteśmy marionetkami naszej nieświadomości"</span></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">Odprowadziłam
naszą nowonarodzoną do pokoju, a sama udałam się do swojej przełożonej. Stojąc
przed drzwiami gabinetu, westchnęłam. Miałam złe przeczucia. Leciutko zapukałam
i nacisnęłam klamkę.</span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">
- Nikt nie nauczył cię pukać? – usłyszałam na wejściu<br />
- Pukałam. <br />
Kobieta stojąca przy biurku. Spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem. Wzrokiem
wskazała, żebym usiadła. Dumnie podeszłam do krzesła i z gracją Elżbiety II
usiadłam. Szefowa wzięła do ręki parę kartek.<br />
- Więc, Jasmine… Jak ci idzie z naszą nową podopieczną? – posłała mi wymuszony
uśmiech.<br />
- Bardzo dobrze. Chyba nareszcie pogodziła się z tą sytuacją. Dałam jej
podręczniki i plan zajęć…<br />
- „Chyba się z tym pogodziła”? Raczej „Nareszcie się z tym pogodziła”<br />
- Wcale nie trwało to tak długo! Pamiętam przypadki kiedy…<br />
- Tak. Trzy lata zajęło jej dźganie się nożem, żeby wreszcie zrozumieć, że jest
nieśmiertelna.<br />
Posłałam jej piorunujące spojrzenie. Ona uśmiechnęła się z wyższością. Tym
razem podeszła do okna. Przez chwilę panowała cisza.<br />
- Otóż wezwałam cię tu…<br />
- By zniszczyć mi ten piękny poranek. – mruknęłam.<br />
Kobieta odwróciła się powoli na pięcie. Spojrzała się na mnie tak, że
przysięgam, gdym żyła to teraz leżałbym u jej stóp martwa. Jednak zważając na
okoliczności, po prostu uśmiechnęłam się niewinnie.<br />
- Masz się nią opiekować, to twoja podopieczna. Pokaż jej cały ośrodek i pilnuj
by nie wpakowała się w kłopoty. Choć znając życie już coś narozrabiała. Za
bardzo przypomina mi ciebie. Wątpię w to, że teraz siedzi w pokoju i czyta
podręczniki.<br />
Uśmiechnęłam się pod nosem. Przypomniały mi się czasy kiedy sama byłam
nowonarodzoną. Te wszystkie numery, które wycinałam innym. <br />
- My zajmiemy się jej rodzicami. – mówiąc to znowu odwróciła się do okna.<br />
- Jak to się zajmiecie?! Przecież ona dla nic nie żyje! Została zamordowana!
Już nie pamiętasz?! Sam wymyśliłaś tą historyjkę. – wstałam i podeszłam do niej.<br />
- Niestety okoliczności zmuszają nas by ich… usunąć. <br />
Kobieta odwróciła się w moją stronę. Widziałam w jej oczach śmierć, chęć mordu.
Nie mogłam jej pozwolić zabić rodziców Alice! Ona nigdy by mi tego nie
wybaczyła! To, że ja nie mogłam ocalić swoich bliskich, to nie znaczy, że nie
mogę pomóc im. <br />
Stałyśmy naprzeciwko siebie. Patrzyłyśmy się sobie prosto w oczy. Czułam od
niej bijącą nienawiść do mnie. Wiedziałam dokładnie skąd biorą się jej uczucia
względem mnie. Parę lat temu pokrzyżowałam jej plany zdobycia władzy. Nie
obeszło się bez ofiar… Tak czy siak, stałyśmy tam dobrych kilka minut. Nie
mogłam znieść jej wzroku. Czułam rosnącą we mnie złość. Ścisnęłam ręce w pięść.
Szykowałam się do ataku. Kobieta chyba wyczuła moje zamiary bo w jej oczach
zauważyłam promyczek radości. Natychmiast rozluźniłam wszystkie mięśnie. Nie
mogłam dać jej tej satysfakcji i tak po prostu zaatakować! Odeszłam od niej
kilka kroków. <br />
- Jakie są te okoliczności? – zapytałam wbijając wzrok w podłogę.<br />
- Cały czas wierzą, że żyje i jej szukają. – odpowiedział odchodząc od okna
widocznie zawiedziona.<br />
- Uświadomię im, że to nieprawda. <br />
- Masz rację. Uświadomisz.<br />
Spojrzałam na nią zdziwiona. Nie przypuszczałam, że tak łatwo się zgodzi. Ona
usiadła z swoim biurkiem i podała mi kartkę.<br />
- Uświadomisz ale nie w taki sposób, jak byś chciała. Masz tutaj adres jej
rodziny. Pojedziesz tam i ich… usuniesz.<br />
- Nie mogę!! Nie zrobię tego!! – zaczęłam wrzeszczeć.<br />
- Takie są procedury. – powiedziawszy to z pomocą wampirze :mocy” podbiegła do
szafki i wyjęła z niej książkę. – Zasada mówi: „Jeśli rodzina swoimi
działaniami, naraża nasze społeczeństwo na ujawnienie musi zostać usunięta.”<br />
- Czym oni się tak narazili?!<br />
- Cały czas szukają jej. Trzy lata temu, zaraz po jej przemianie,
zaaranżowaliśmy jej samobójstwo. Jednak ta mądra rodzina zrobiła sekcję zwłok i
wyszło na jaw, że to nie ona. Oni cały czas jej szukają i są blisko znalezienia
naszej kryjówki. <br />
- Nie zrobię tego!<br />
- Zrobisz. Wczoraj odbyło się zebranie, na którym zapadła decyzja, że trzeba
się ich pozbyć. Doszłam do wniosku, że najlepiej by było , żeby opiekun się im
zajął. Reszta mnie poparła. – powiedziała z uśmiechem.<br />
- Edward by się na to nie zgodził!<br />
- Masz rację ale, jak wiesz jest
demokracja. Większość mnie poparła. – podeszła do mnie i położyła mi dłoń na
ramieniu – Doszli do wniosku, że dobrze ci to zrobi.<br />
Odwróciłam się szybko i złapałam ją za rękę. Znowu uśmiechnęła się.<br />
- A co jeśli tego nie zrobię? – powiedziałam przez zęby<br />
- Ja to zrobię. Zrobię to tak by umierali przez co najmniej parę dni, na jej
oczach… <br />
Patrzyłam na nią zszokowanym wzrokiem. Nie wiedziałam, że nawet w wampirach
może być tyle zła.<br />
- Morderca... – szepnęłam gdy znowu zaczęła kierować się wstanę biurka<br />
Kobieta usłyszała to. Szybko podbiegła w moją stronę i złapała mnie za ramiona.
<br />
- NIE JA TU JESTEM MORDERCĄ! – krzyczała z całych sił – TO NIE JA ZABIŁAM
MOJEGO UKOCHANEGO!<br />
- Ty go wcale nie kochałaś!<br />
- KOCHAŁAM!<br />
- Skoro tak, to czemu żyjesz?<br />
Rozluźniła lekko uścisk. Odeszła parę centymetrów ode mnie. Brała głębokie
wdechy i wolno wypuszczała powietrze. Nigdy nie widziałam, żeby była aż tak
wściekła. Nagle złapała mnie za szyję unosząc ponad ziemię. <br />
- Jutro masz mi powiedzieć czy podejmujesz się tego zadania, Jasne?! Jeśli tak
to pojutrze wyjeżdżasz do Polski i robisz to co musisz! Przez ten okres Alice
zajmie się ktoś inny. – mówiąc ostatnie zdanie puściła mnie. - Dowiedzenia.<br />
Odwróciła się i ruszyłam w stronę wyjścia. Ona spokojnie usiadła za biurkiem. <br />
- Jasmine! – krzyknęła gdy stałam już w drzwiach – Zastanawiając się nad tym
rozważ moje słowa, słowa Esme Cullen. <br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="line-height: 115%;">„Wampiry – bracia, nie potwory”<br />
„Wampiryzm w życiu codziennym”<br />
„Jak pić krew i nie zwariować – poradnik dla nowonarodzonych”<br />
„Likantrop – przyjaciel czy wróg?”<br />
Okeeeej…? <br />
Coraz mniej to wszystko ogarniałam. Po rozmowie z Jasmine nie wiedziałam już
niczego. Kim jestem? Człowiekiem? Wampirem? I do tego nie wolno mi się
zakochać? Co to za cholerna polityka „prorodzinna”?!<br />
Rozejrzałam się po pokoju. Granatowe ściany, proste, czarne łóżko, biurko,
stolik i trzy krzesła z ciemnego drewna. W rogu stała wielka szafa od podłogi
do sufitu. Podeszłam do okna zasłoniętego czarnymi roletami. Podniosłam je i
zmrużyłam oczy pod wpływem światła. Naraz przypomniało mi się jak mama budziła
mnie rano, odsłaniając żaluzje w moim oknie. Tak samo jak teraz mrużyłam
powieki. Nieoczekiwanie zalała mnie fala wspomnień. <br />
Zapach bzu w naszym ogrodzie, dotyk chłodnej trawy pod moimi stopami, śmiech
mojej siostry, gdy budziłam ją łaskotkami. Na moje usta mimowolnie wkradł się
uśmiech. Ale zaraz przypomniałam sobie dzisiejszy poranek. <br />
Żadnej trawy, żadnego bzu, żadnego śmiechu. Tylko bolesna, brutalna
rzeczywistość. I świadomość, że to wszystko mi nagle odebrano. <br />
Ogarnęła mnie wściekłość. <br />
Nikt nie będzie mi odbierał rodziny.<br /> Okruchy szyby zachrzęściły pod moimi
stopami.<br />
Nikt nie zabierze mi życia.<br /> Pióra z rozerwanej poduszki osiadły
na moich włosach.<br />
Nikt nie zmusi mnie do picia krwi. <br /> Nogi krzeseł fruwały po
całym pokoju.<br />
Nikt nigdy nie zakaże mi się zakochać. <br /> Wielka szafa uderzyła z hukiem o podłogę, wzbijając w
powietrze wszystko co na niej osiadło. <br /> Pióra, okruchy szkła, drzazgi i wióry.<br />NIKT!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">Podeszłam
do drzwi pokoju Alice. Cały czas miałam w głowie to co przed sekundą
powiedziała mi Esme. Chciałam zapukać ale zawahałam się. Nagle usłyszałam huk.
Wywarzyłam drzwi i moim oczom ukazał się zdumiewający widok. Alice stała na
środku pokoju. Dookoła niej fruwały resztki tego co kiedyś było jej sypialnią.
Szefowa miała rację, zupełnie, jak ja…<br />
- Możesz mi to wyjaśnić? – zapytałam – Właśnie złamałaś zasadę numer 3: „Nie
wolno niszczyć mienia należącego do ośrodka”.<br />
Dziewczyna w odpowiedzi rzuciła się na mnie z furią w oczach. Szybko złapałam
ją za ręce i usadziła na resztkach łóżka.<br />
- A teraz zasadę numer 4: „ Nie wolno atakować opiekuna”.<br />
- Ja nie chcę! Ja chcę do Polski! – powiedziała zrozpaczonym głosem<br />
Usiadłam obok niej. Wampirzyca schowała twarz w rękach i zaczęła cichutko
szlochać. Zobaczyła, że pod czymś co kiedyś było szafą leżały podręczniki.
Westchnęłam. Leciutko zerknęłam w jej stronę. Żal mi się jej zrobiło. Nieśmiało
przytuliłam ją.<br />
- Ja chcę do mamy, do taty, do siostry! Tęsknię za nimi! – mówiła przez łzy <br />
- Oni nie żyją… - wypaliłam<br />
Dziewczyna spojrzała na mnie mokrymi oczami i wybuchła jeszcze większym
płaczem. Wstał i pobiegła w kąt pokoju. Skuliła się i usiadł na podłodze, znowu
kryjąc twarz w dłoniach.<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="line-height: 115%;">Siedziałam
z nią tak w pokoju przez tydzień. Sama rozmyślałam nad swoim życiem, nad jej,
nad moją „misją”.<br />
- Jak zginęli?- odezwała się w końcu.<br />
Zamyśliłam się. Przecież nie mogę jej powiedzieć, że zostaną zamordowani przez
wampirzycę, która dostała taki rozkaz od Rady Wampirów.<br />
- Zginęli… w wypadku samochodowym. Tir w nich wjechał. – powiedziałam patrząc
się na nią niepewnie. <br />
Ona wstała i usiadła koła mnie. Przez
chwilę nic nie mówiła.<br />
- Dlaczego? – zapytała nagle – Dlaczego i oni musieli zginąć? Dlaczego nie
mogli zostać wampirami?<br />
- Każdy z nas urodził się w jakimś celu. Ich był taki, a widocznie twój był
inny skoro jeszcze żyjesz, teoretycznie…<br />
- Co teraz ze mną będzie? – spojrzała na mnie błagalnie.<br />
- Zostaniesz tutaj. Wyszkolą cię na wampira. Będziesz wiodła normalne życie,
tylko czasami będziesz musiała walczyć z krwiożercami. Oczywiście miłość…<br />
- Tak, tak, wiem. Jest zakazana. Słyszę to odkąd tu jestem<br />
Uśmiechnęłam się. Wstałam i otrzepałam spódnicę z resztek pyłu.<br />
- Posprzątaj tutaj. – powiedziałam spokojnie – Zajęcia zaczynają się jutro o
ósmej. Masz być w sali 110. Tam ci wszystko powiedzą. Ja pojutrze wyjeżdżam na
trochę.<br />
- Na długo?<br />
- Nie wiem. Dostaniesz na ten czas nowego opiekuna. <br />
- Gdzie jedziesz?<br />
Zawahałam się.<br />
- Do Polski.<br />
- Czy mogłabyś… postawić świeczkę….<br />
- Tak. <br />
- Będę do ciebie pisać. – powiedziała z uśmiechem, który odwzajemniłam<br />
Wyszłam z pokoju. Dziewczyna wyjrzała za mną.<br />
- Do zobaczenia wkrótce! – krzyknęła machając mi ręką.<br />
- Do zobaczenia! – odmachałam – Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz. – dodałam
niemalże szeptem…<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></span></b></div>
<span style="color: #990000;"><b>Rooksha&Wariatka</b></span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17995300413452742526noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-29035324307662255502012-09-08T23:17:00.001+02:002012-10-28T23:53:31.996+01:00Rozdział pierwszy„Tęsknię za chwilami, których nigdy nie przeżyłam…”<br />
<div class="MsoNormal">
<br />
Dłuższą chwilę zajęło mi zlokalizowanie mięśni odpowiadających za otwieranie
oczu. W końcu dźwignęłam powieki i zaraz pozwoliłam im bezwładnie opaść,
porażona nieokreślonym blaskiem.<br />
Gdzie ja jestem?!<br />
Próbując przypomnieć sobie, jak się tu znalazłam, natrafiłam na pustkę.
Próbowałam ją ominąć, albo przebić, ale im bardziej napierałam na nią w moim
umyśle tym mocniejsze pulsowanie skroni odczuwałam.<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--></div>
<div class="MsoNormal">
<b><br />
Patrzyłam na rudowłosą dziewczynę siedzącą w kącie pokoju. Była widocznie
przerażona. Nie ruszyła się od momentu przebudzenia. Obejmowała rękami kolana.
Jej jeszcze czerwone oczy panicznie rozglądały się po pomieszczeniu. Pokój, w
którym się znajdowała, był salą przesłuchań. Na środku stał niewielki stolik z
dwoma krzesłami. Nad nim znajdowała się lampa, która moim skromnym zdaniem,
dogorywała. Ja stałam za weneckim lustrem, dzięki czemu nowonarodzona mnie nie
widziała.<br />
- To jej akta. – dobiegło zza moich pleców.<br />
Młodo wyglądający mężczyzna podał mi niewielką teczkę. Przyjrzałam się jej.<br />
-Nawet moja była większa… - mruknęłam.<br />
Chłopak posłał mi ciepły uśmiech.<br />
- Powodzenia! – rzucił przez ramię wychodząc.<br />
Ja stanęłam przy szybie i jeszcze raz przyjrzałam się dziewczynie. Westchnęłam
i zaczęłam przeglądać jej papiery.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Siedziałam skulona i odliczałam sekundy.<br />
…465, 466…<br />
Obejmując rękami kolana dygotałam ze strachu.<br />
…715, 716…<br />
Starałam się wsłuchać w bicie własnego serca, ale nie mogłam go wychwycić.<br />
…873, 874…<br />
Nagle kawałek czarnej ściany poruszył się i dopiero po chwili zorientowałam
się, że to drzwi! Do pomieszczenia weszła, stukając obcasami, szczupła,
elegancko ubrana kobieta. Nie przewidziałam tego, co stało się chwilę potem.
Cofnęłam się kilka kroków w głąb pokoju, zgięłam kolana, napięłam mięśnie i…
rzuciłam się jej do gardła. Jednak nawet nie musnęłam jej skóry. Złapała mnie
za ramiona i odepchnęła z siłą, której bym się po niej nie spodziewała.<br />
- Usiądź. - usłyszałam jej melodyjny
głos <br />
Zignorowałam prośbę. A raczej rozkaz. Sama rozsiadła się na krześle zakładając
nogę na nogę. Rozłożyła jakieś papiery na stoliku, którego wcześniej nie
dostrzegłam. Czytała je. Widziałam, jak poruszają się mięśnie jej szyi. <br />
Gdy tak siedziała, miałam okazję się jej przyjrzeć. Regularne rysy twarzy, jasna
skóra, długie rzęsy, pełne wargi. Była piękna. Patrząc na jej szczupłe, zgrabne
łydki, przypomniały mi się występy baletnic przy praskiej fontannie.<br />
- A więc urodziłaś się w Polsce, masz jedną młodszą siostrę, a raczej miałaś,
lubisz koty i książki, pomagasz ludziom… kujonka.- z zamyślenia wyrwał mnie jej głos.<br />
Na te słowa z głębi mojego gardła wydobył się ostrzegawczy warkot. Słysząc go, uśmiechnęła się.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- Dobrze. –
powiedziałam powstrzymując śmiech – Nazywasz się, a zresztą nieważne. Masz 18 lat, a raczej rok...<br />
- Słucham? – spytała patrząc się na mnie, jak na idiotkę.<br />
- Wampiry liczą lata od momentu śmierci…<br />
W tym momencie dziewczyna spojrzała na mnie zszokowana. Powoli zaczęła się ode
mnie oddalać. W jej oczach widziałam przerażenie. Nagle z ogromną prędkością
pobiegła w stronę ściany, gdzie wcześniej znajdowały się drzwi. Zaczęła szukać
klamki.<br />
- Nie wiem czego się boisz. – powiedziałam czytając dalej jej akta.<br />
- Nie wiem kim ty jesteś albo czym ale masz się do mnie nie zbliżać! –
powiedziała opierając się o ścianę.<br />
Odwróciłam się. Rudowłosa patrzyła na mnie, jak na jakiegoś potwora. Może miała
rację…<br />
- Masz rację. Nie wiesz kim jestem! Nazywam się Jasmine Sophie Stewart. <br />
Dziewczyna spojrzała na mnie nieco łagodniej. Westchnęłam.<br />
- Posłuchaj… Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć… Wiem, że możesz mnie wziąć za
wariatkę ale… - próbowałam łagodnie – Jesteś wampirem.<br />
W tym momencie nowonarodzona wybuchła niepohamowanym śmiechem. Ja wstałam i
wyprostowałam się.<br />
- To żart! – rzuciła w moją stronę – Jestem w ukrytej kamerze?!<br />
Ja stanęłam koło stołu. Wyjęłam spod teczki scyzoryk.<br />
- Może mi powiesz, że ty też jesteś wampirem! – mówiła ciągle śmiejąc się.<br />
Otworzyłam przyrząd tak, że nóż zalśnił
w świetle lampy, gasząc uśmiech u dziewczyny. Znowu spojrzała na mnie
przerażona. Ja złapałam narzędzie w prawą rękę i odsłoniłam lewy nadgarstek.
Przyłożyłam ostrze do skóry. Czerwone oczy panicznie przyglądały się moim
działaniom. Z całej siły pociągnęłam za rączkę. Usłyszałam wrzask. <br />
- To… To… Niemożliwe!!! – rudowłosa krzyknęła patrząc na mój nadgarstek.<br />
Nie było na nim śladu zadrapania. Rzuciłam scyzoryk w stronę dziewczyny.<br />
- Spróbuj zrobić to samo. – powiedziałam <br />
Złapałam za teczkę i spokojnie wyszłam z pokoju, zostawiają w nim znowu
zwiniętą w kulkę dziewczynę.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>- Może najwyższy czas
do niej pójść… - powiedział młody mężczyzna zza moich pleców</b><br />
<b>
Westchnęłam. Cały czas przyglądałam się dziewczynie, która teraz siedziała na
krzesełku przy stoliku. Odwróciłam się.</b><br />
<b>
- Masz rację. Daj mi klucz do jej pokoju. – mówiąc to złapałam za jej teczkę.</b><br />
<b>
Wyszłam z jednego pomieszczenia, by stanąć przed drzwiami to drugiego. Gdy
weszłam do pokoju dziewczyna nawet nie zareagowała.</b><br />
<b>
- Od kiedy? – zapytała wpatrując się tępo w blat stołu.</b><br />
<b>
- Rozumiem, że pogodziłaś się z faktem bycia wampirem. – powiedziałam patrząc
na stępiony już scyzoryk.</b><br />
<b>
Usiadłam naprzeciwko dziewczyny. Lekko uniosła głowę. Zauważyłam, że jej do
niedawna krwisto czerwone oczy, jakby lekko złapały odcień złota.</b><br />
<b>
- Więc moja droga… umarłaś.</b><br />
<b>
- Kiedy?</b><br />
<b>
- Dwa lata temu.</b><br />
<b>
Młoda wampirzyca spojrzała na mnie tak jakby miała się zaraz rozpłakać. Złapała
się rękami za głowę i położyła ją na blacie. Zrobiło mi się jej strasznie żal.
Przypominała mi mnie. Wtedy…</b><br />
<b>
- Najprawdopodobniej- zaczęłam – wracając z imprezy zostałaś zaatakowana przez
krwiożercę. Nie wiemy dokładnie czemu nie wypił z ciebie krwi tylko wpuścił
jad. Tak czy siak, znalazł cię nasz wywiad i natychmiast zostałaś skierowana
tu. </b><br />
<b>
- Co z moją rodziną?</b><br />
<b>
- Dostali informację, że nie żyjesz ale podobno cały czas cię szukają.</b><br />
<b>
Oczy dziewczyny napełniły się łzami. </b><br />
<b>
- Wampiry mogą płakać? – zapytała gdy zorientowała się przecierając oczy</b><br />
<b>
Pokiwałam lekko głową. Zastanowiła się.</b><br />
<b>
- Możesz mi opowiedzieć wszystko? – spytała </b><br />
<b>
- Wampiry dzielą się na krwiożerców i złotożerców. Ty jesteś na razie
nowonarodzoną.</b><br />
<b>
- Nie rozumiem…</b><br />
<b>
- Nowonarodzeni to takie nie do końca wampiry. Okres ten trwa trzy lata. Przez
ten czas musisz wybrać, czy chcesz być krwiożercą, czy złotożercą.</b><br />
<b>
- Czym…</b><br />
<b>
- Się różnią? Otóż krwiożercy żywią się ludzką krwią, a złotożercy zwierzęcą
lub zwykłym jedzeniem.</b><br />
<b>
- To czemu taka dzika nazwa? –spytała.</b><br />
<b>
- Po kolorze tęczówki.</b><br />
<b>
Prychnęła.</b><br />
<b>
- Krwiożercy żyją po to, by uprzykrzać ludziom życie. My nie. Jeśli przez te
trzy lata powstrzymasz się od picia ludzkiej krwi dostaniesz tak zwany „dar
człowieczeństwa”.</b><br />
<b>
- Tak jest mistrzu Yoda. – powiedziała rozbawiona.</b><br />
<b>
- Już się nie boisz? – spytałam unosząc brwi – „Dar człowieczeństwa” polega na
tym, że możesz żyć normalnie, jak człowiek.</b><br />
<b>
- Bardzo odkrywcze…</b><br />
<b>
Spojrzałam na nią wściekła. Coraz bardziej przypominała mi mnie.</b><br />
<b>
- Jeszcze nie wiesz, ale te złe wampiry są dość łatwe do odróżnienia.
Szczególnie w słonecznie dni. Po prostu błyszczą się. Ich tęczówki mają krwawy
kolor, można je zabić rozszarpując i paląc, i jak już wspominałam żywią się
ludzką krwią. A my nie. Możemy z łatwością wmieszać się w tłum. Żyć jak inni.
Niestety, często musimy zmieniać miejsce zamieszkania. Nie starzejemy się, więc
ludzie mogliby się czegoś domyśleć. </b><br />
<b>
- Czyli mogę sobie żyć z innymi, normalnie uczyć się, jeść, pić, i tak dalej, t</b><b>ylko mam
nikomu nie mówić, że już nie żyję? To mi pasuje. – powiedziała, uśmiechając się –
Chcę być złotożercą, czy jakoś tak.</b><br />
<b>
- Tutaj w Anglii jest nasza stacja dowodzenia. Co jakiś czas możesz być wzywana
do walki z tymi złymi. Jednak naj…</b><br />
<b>
- Jesteśmy w Anglii?!</b><br />
<b>
- Możesz mi nie przerywać?! – powiedziałam przez zęby – Jednak najpierw musisz
przejść dziesięcioletnie szkoleniem które nauczy cię bycia człowiekiem.</b><br />
<b>
- Co?! Przecież ja jeszcze pamiętam, jak się normalnie żyło. Chyba… Wszyscy
fajni chłopcy poumierają!</b><br />
<b>
Spojrzałam na nią zszokowanym wzrokiem.</b><br />
<b>
- Nie możesz się zakochać! To jest zakazane!</b><br />
<b>
- Miłość jest zakazana?! Niby co się stanie, gdy oddam swe serce jakiemuś
osobnikowi płci męskiej? – zapytała uśmiechając się.</b><br />
<b>
- Umrzesz… - powiedziałam, powodując, że uśmiech znikł z jej twarzy</b><br />
<b>
- Przecież ja nie żyję!</b><br />
<b>
- Teoretycznie nie… Słuchaj! Z chwilą z którą stałaś się wampirem utraciłaś
duszę. Czyli jedyną możliwość dostania się do Nieba. Złotożerców nie można
zabić, dopóki się nie zakochają. Jeśli twoim wybrankiem będzie wampir to tracisz
dar nieśmiertelności, będę mogła cię zabić w taki sposób jak człowieka.
Wystarczy na przykład, że wsadzę cię do lodowatej wody, a po pewnym czasie… -
zamyśliłam się</b><br />
<b>
- A jeśli zakocham się w człowieku? – po chwili zapytała.</b><br />
<b>
- Zasada jest ta sama. Tylko jest większa szansa, że on umrze.</b><br />
<b>
- Znowu cię nie rozumiem.</b><br />
<b>
- W obydwu przypadkach zasada jest ta sama. Jeśli zakochasz się i twoja bratnia
dusza umrze, ty robisz dokładnie to samo i lądujesz prosto w piekle. Ludzie się
starzeją i umierają to normalne. </b><br />
<b>
- Wampir zakochuje się tylko raz w życiu? – zapytała.</b><br />
<b>
Pokiwałam głową.</b><br />
<b>
- A można… zajść w ciążę? </b><br />
<b>
Wybuchłam śmiechem.</b><br />
<b>
- Można, ale zaraz po urodzeniu dziecka kobieta umiera. </b><br />
<b>
- Kiepska sprawa…</b><br />
<b>
- Niestety… To co? Chcesz zacząć szkolenie?</b><br />
<b>
Pokiwała głową i obydwie ruszyłyśmy w stronę drzwi. </b><br />
<b>
- A, żebym nie zapomniała. – powiedziałam już za drzwiami pokoju - Nie możesz
mieć polskiego imienia. Od dzisiaj nazywasz się Alice Charlotte Pagello.</b><br />
>>>>>>>>>>>>>>>><br />
Mamy nadzieję, że podobał wam się pierwszy rozdział. Prosimy o komentarze i wasze opnie na temat bloga. Być może ten rozdział mógł być trochę nudny ale musiałyśmy wam jakoś przedstawić zasady obowiązujące w "naszym" świecie:D<br />
Miłego czytania!<br />
<b style="font-family: Times, 'Times New Roman', serif; line-height: 20px;"><span style="color: #990000;">Rooksha&Wariatka</span></b><br />
<br />
P.S.<br />
Od Wariatki:<br />
Fanki piłki nożnej: Jak tam po wczorajszym meczu z Czarnogórą? Podobała wam się gra naszych chłopców?:)<br />
<br />
<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><b><o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b><br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--></b></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17995300413452742526noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4486734697083112509.post-18381923790842957832012-09-08T23:03:00.001+02:002012-10-28T23:52:53.868+01:00Prolog<div class="MsoNormal">
<i>"Był chwilą, którą warto było łapać"</i><br />
<i><br /></i>
Patrzyłam w jego piękne, zielone oczy. Leżał spokojnie. Wiedział, że rana go
zabija, jednak nie chciał mi tego pokazać. Nie wiedziałam co robić! Dopóki nóż
tkwił w jego sercu - żył.<br />
- Kocham cię. – wyszeptał ochryple.<br />
- Nie, nie rób tego! Rozumiesz? Nie mów tego tak, jakbyśmy mieli się więcej
nie zobaczyć!<br />
Uśmiechnął się delikatnie. Wiedziałam, że jeśli on umrze to ja pójdę w jego
ślady. Jednak nie oto się martwiłam. Całe moje wampirze życie poświęciłam na
walkę - z krwiożercami i uczuciem. Cały czas mi powtarzali - jak się zakochasz, to
umrzesz i trafisz do piekła! Będziesz cierpieć wiecznie. <br />
Jeszcze raz spojrzałam w jego oczy. Były przepełnione bólem. Resztkami sił
podniósł rękę i pogładził mnie po mokrym od łez policzku. Stałam przed trudnym
wyborem. Mogłam zamienić go w wampira. Wtedy przeżylibyśmy i on, i ja. Jednak skazałabym go na wieczne
potępienie. Jeśli on by umarł na pewno poszedłby prosto do Nieba, ja wprost do
szatana. Zapatrzyłam się na wystającą część noża. <br />
- Nie pozwolę ci tego zrobić. Wtedy i ty umrzesz… - wyszeptał prawie
niesłyszalnie.<br />
Życie u jego boku przez całą wieczność? O ile ktoś nas nie zbije…<br />
- Przepraszam… - wyszeptałam przez łzy.<br />
Wzięłam głęboki wdech. Byłam pewna tej decyzji…<br />
<br />
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>><br />
No i mamy prolog za sobą. Przepraszamy, że taki krótki ale obiecujemy, że rozdział będzie już dłuższy. Bohaterów postaramy się dodać lada dzień.<br />
Miłego czytania!<br />
<span style="background-color: white; color: #990000; font-family: Times, 'Times New Roman', serif; font-size: 15px; line-height: 20px;"><b>Roksha&Wariatka</b></span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17995300413452742526noreply@blogger.com0