"Miłość jest odpowiedzią, ale kiedy czekasz na odpowiedź, seks zadaje całkiem interesujące pytania"
~Woody Allen
Muzyka: Not About Love
*Oczami Jasmine*
Siedziałam na plaży. Była 4.30. Wpatrywałam się w horyzont, starając się nie
myśleć, jak będzie wyglądał mój dom
kiedy wrócę. Gdy do moich drzwi zapukała Alice z One Direction, mówiąc, że
"stęskniła się za mną" i "przyleciała mnie odwiedzić", oraz
"mam nadzieję, że masz mocną głowę, bo przywieźliśmy kontener wódki",
to przestałam wierzyć w cokolwiek. Otwierając ten cholerny kawałek drewna, o
tak koszmarnej porze, spodziewałam się każdego. A tu proszę! Alice we własnej
osobie, oraz jeden z najbardziej znanych zespołów na świecie. Tylko czekać, aż
pod moim balkonem zacznie się zbierać grupka fanów śpiewających "What
makes you beautyful".
- Przeszkadzam? - Usłyszałam za plecami angielski.
Odwróciłam głowę. Moim oczom ukazał się dopiero co poznany członek tej całej bandy.
- Jak chcesz to siadaj. - Wskazałam głową na stertę mokrego piachu.
Chłopak na początku trochę się skrzywił. Widziałam, jak kręcił się, nie wiedząc jak ma kicnąć nie brudząc swoich spodni. Wreszcie, gdy spojrzał na mnie siedzącą bez żadnej obawy w śnieżnobiałej kiecce, usiadł bez oporu. Wręczył mi drinka, a sam otworzył sobie Changa (tajskie piwo - przypis autorki). Upiłam łyk pomarańczowej substancji. Była mocna. Do tego wyczułam obecność jeszcze czegoś innego.
- Mocny? - Zapytał.
- Dosypała mi czegoś? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - Alice?
Uśmiechnął się niepewnie.
- Stwierdziła, że jesteś wyjątkowo spięta. - Upił łyka swojego napoju.
- Zastanawia mnie tylko jedno: skąd ona to wzięła?
- Jesteśmy w Tajlandii, skarbie! - Zaśmiał się.
- Jakoś nie przypominam sobie, żebyśmy byli na "ty". - Wypaliłam.
Wszystkich członków 1D nie poznałam aż do dziś. Jednak rozmawiając tylko z Harrym, czułam się czułam się, jak te babcie, co zawsze siedziały pod blokiem w Polsce, kiedy jeszcze tam mieszkałam. Za Chiny nie potrafiłam się z nimi dogadać! Teoretycznie byłam od nich starsza, ale nie mogłam! Identyczna sytuacja była teraz z zespołem. Dla mnie zachowywali się, jak małpy wypuszczone z zoo. Kiedy ja zostawałam zwykłym zwiedzający, to Alice zmieniała się w orangutana i dołączała do nich. Po pół godzinie gapienia się na rudowłosą wampirzycę rzucającą się na Harry’ego i całą resztę próbującą rozpalić ognisko, poszłam na plażę. Niestety i tutaj musiałam zostać namierzona.
Tak się zamyśliłam, że nie zauważyła, jak chłopak wstał i skłonił się.
- Szanowna Pani! - Wręcz krzyknął. - Zachwycony twą urodą przybyłem, by poznać twe zacne imię. Moje brzmi Zayn Malik. Czy ty zechcesz mi zdradzić swoje?
- Jasmine Stewart. - Powiedziałam zakrywając usta ze śmiechu.
- Wiem, że nie powinienem być aż tak zuchwały, ale chciałbym zaproponować byś zwracała się do mnie po imieniu.
- Zgadzam się mój zacny panie! Ty również mów do mnie Jasmine.
- Dobrze. A może szanowna panienka Jasmine zechce mi towarzyszyć w przechadzce po plaży?
- Z rozkoszą. - Powiedziałam, po czym złapałam za jego wyciągnięta rękę i wstałam.
Szliśmy w ciszy. Widziałam, że chłopak intensywnie myśli, jak mógłby zagadać, jednak mi pasowała ta sytuacja. Mogłam w spokoju zastanawiać się, co miała na myśli May mówiąc o tym dziecku. Zastanawiałam się, czy byłaby możliwość spotkania się z nim.
- Lubisz piłkę nożną? - Wypalił nagle.
Tym jednym pytaniem otworzył mi ranę znajdującą się w sercu. Przed oczami stanął mi Kuba. Potrząsnęłam głową.
- Skąd takie pytanie?
- Próbuję znaleźć jakiś temat. - Uśmiechnął się naprawdę uroczo.
Powiem szczerze, że rozbroiła mnie ta odpowiedź. Posłałam mu szeroki uśmiech.
- Nawet. Jakąś wielką fanką nie jestem, ale lubię od czasu do czasu obejrzeć mecz. A ty?
Mina mu trochę zrzedła.
- Ja nie przepadam. Jakoś nie rajcuje mnie myśl, że miałbym oglądać bandę facetów biegających za kawałkiem sztucznej skóry.
Zaśmiałam się.
- Do niedawna miałam podobne podejście.
- Jeśli mogę szanowną panią... - Odchrząknął. - Przepraszam. Jasmine zapytać, co zmieniło to zdanie?
-Chłopak. - Powiedziałam bez namysłu.
Jego mina świadczyła, że był zszokowany. Najwidoczniej nie myślał, że mogę tak szczerze odpowiedzieć na to pytanie.
- Chyba ziółka od Alice zaczynają działać. - Zaśmiałam się po czym usiadłam na piasku.
- Spokojnie. To nic złego. Myślę, że towarzystwo u ciebie w domu zachowuje się dziwniej.
- Zajął miejsce obok mnie. - Ale skoro już jesteś prawie naćpana, to może uda mi się wyciągnąć z ciebie więcej. - Uśmiechnął się perfidnie.
- O nie mój drogi! - Zaśmiałam się, choć tak naprawdę czułam, że niedługo powiem mu cała historię swojego życia. Alice naprawdę dała mi niezłe ziółka.
- Dlaczego? Ty jesteś naćpana, ja jestem pijany. Ty nie zapamiętasz, co ja ci powiem, ja nie zapamiętam co ty mi powiesz. - Wzruszył ramionami.
- Tak ci się zebrało na wyznania? - Zakpiłam.
Uśmiechnął się niemrawo. On naprawdę chciał się komuś zwierzyć.
Spojrzałam wzdłuż plaży. Przeszliśmy spory kawał. Można powiedzieć, że weszliśmy teraz na "dziką plażę". Do najbliższego domu było teraz z jakieś700 metrów .
- Przyznaj się. - Powiedziałam nagle. - To nie Alice dosypała mi czegoś, tylko ty. Chciałeś mnie zabrać w jakieś odległe miejsce, a potem... Aż mi się nie chce wierzyć, że chodzi ci tylko o rozmowę. - Uśmiechnęłam się.
- Widocznie nie jestem taki jak wszyscy...
- Serio?! TY?! Członek One Direction?! Facet?! Nie masz ochoty na niezobowiązujący seks?! - Pokiwał przecząco głową, a ja zaczęłam zastanawiać się, czy ja na pewno to powiedziałam.
- Widocznie nie jestem typowy. - Uśmiechnął się zalotnie.
- Aha! Właśnie widzę! - Westchnęłam - Jak chcesz to gadaj. Bo mam przeczucie, że zaraz odpłynę.
Nie wiem czemu nie usunęłam tych ziółek ze swojego organizmu. Może podobało mi się to uczucie. Zresztą dzisiejszej nocy było mi wszystko jedno.
Chłopak cały czas milczał. Westchnęłam ciężko.
- Który dzisiaj jest? - Zapytałam nagle.
- 7. czerwca. - Powiedział lekko zmieszany.
- Widzisz? Jutro ma się odbyć mecz otwarcia w Polsce. - Patrzył na mnie jakby nie wiedział o co chodzi. -Halo! Euro! Nie słyszałeś?
- A no tak! - Krzyknął. - Chłopaki mają bilet na jakiś miecz. Nawet nie wiem jaki... - Zamyślił się.
- W każdym razie, powinnam tam być. - Powiedziałam.
- Dlaczego? - Zainteresował się. - Jesteś dziewczyną jednego z piłkarz? - Ruszył zabawnie brwiami.
- Coś za coś, skarbie. - Zaśmiałam się.
Zastanowił się i po chwili zaczął mówić. Powiem szczerze, że go nie słuchałam. W ogóle ta sprawa wydawała mi się dziwna. Facet, którego nie znałam nagle zapragnął mi się wyżalić... Coś czuję, że nie tylko mi coś dosypali.
Narkotyk mącił mi coraz bardziej w głowie. Mimo to, podobało mi się. Nadal nie miałam zamiaru pozbywać się go.
Spojrzałam na Mailka. Wydawał mi się coraz bardziej kuszący. Nie wiedzieć czemu, pocałowałam go. Dalej była już tylko czarna dziura.
- Przeszkadzam? - Usłyszałam za plecami angielski.
Odwróciłam głowę. Moim oczom ukazał się dopiero co poznany członek tej całej bandy.
- Jak chcesz to siadaj. - Wskazałam głową na stertę mokrego piachu.
Chłopak na początku trochę się skrzywił. Widziałam, jak kręcił się, nie wiedząc jak ma kicnąć nie brudząc swoich spodni. Wreszcie, gdy spojrzał na mnie siedzącą bez żadnej obawy w śnieżnobiałej kiecce, usiadł bez oporu. Wręczył mi drinka, a sam otworzył sobie Changa (tajskie piwo - przypis autorki). Upiłam łyk pomarańczowej substancji. Była mocna. Do tego wyczułam obecność jeszcze czegoś innego.
- Mocny? - Zapytał.
- Dosypała mi czegoś? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - Alice?
Uśmiechnął się niepewnie.
- Stwierdziła, że jesteś wyjątkowo spięta. - Upił łyka swojego napoju.
- Zastanawia mnie tylko jedno: skąd ona to wzięła?
- Jesteśmy w Tajlandii, skarbie! - Zaśmiał się.
- Jakoś nie przypominam sobie, żebyśmy byli na "ty". - Wypaliłam.
Wszystkich członków 1D nie poznałam aż do dziś. Jednak rozmawiając tylko z Harrym, czułam się czułam się, jak te babcie, co zawsze siedziały pod blokiem w Polsce, kiedy jeszcze tam mieszkałam. Za Chiny nie potrafiłam się z nimi dogadać! Teoretycznie byłam od nich starsza, ale nie mogłam! Identyczna sytuacja była teraz z zespołem. Dla mnie zachowywali się, jak małpy wypuszczone z zoo. Kiedy ja zostawałam zwykłym zwiedzający, to Alice zmieniała się w orangutana i dołączała do nich. Po pół godzinie gapienia się na rudowłosą wampirzycę rzucającą się na Harry’ego i całą resztę próbującą rozpalić ognisko, poszłam na plażę. Niestety i tutaj musiałam zostać namierzona.
Tak się zamyśliłam, że nie zauważyła, jak chłopak wstał i skłonił się.
- Szanowna Pani! - Wręcz krzyknął. - Zachwycony twą urodą przybyłem, by poznać twe zacne imię. Moje brzmi Zayn Malik. Czy ty zechcesz mi zdradzić swoje?
- Jasmine Stewart. - Powiedziałam zakrywając usta ze śmiechu.
- Wiem, że nie powinienem być aż tak zuchwały, ale chciałbym zaproponować byś zwracała się do mnie po imieniu.
- Zgadzam się mój zacny panie! Ty również mów do mnie Jasmine.
- Dobrze. A może szanowna panienka Jasmine zechce mi towarzyszyć w przechadzce po plaży?
- Z rozkoszą. - Powiedziałam, po czym złapałam za jego wyciągnięta rękę i wstałam.
Szliśmy w ciszy. Widziałam, że chłopak intensywnie myśli, jak mógłby zagadać, jednak mi pasowała ta sytuacja. Mogłam w spokoju zastanawiać się, co miała na myśli May mówiąc o tym dziecku. Zastanawiałam się, czy byłaby możliwość spotkania się z nim.
- Lubisz piłkę nożną? - Wypalił nagle.
Tym jednym pytaniem otworzył mi ranę znajdującą się w sercu. Przed oczami stanął mi Kuba. Potrząsnęłam głową.
- Skąd takie pytanie?
- Próbuję znaleźć jakiś temat. - Uśmiechnął się naprawdę uroczo.
Powiem szczerze, że rozbroiła mnie ta odpowiedź. Posłałam mu szeroki uśmiech.
- Nawet. Jakąś wielką fanką nie jestem, ale lubię od czasu do czasu obejrzeć mecz. A ty?
Mina mu trochę zrzedła.
- Ja nie przepadam. Jakoś nie rajcuje mnie myśl, że miałbym oglądać bandę facetów biegających za kawałkiem sztucznej skóry.
Zaśmiałam się.
- Do niedawna miałam podobne podejście.
- Jeśli mogę szanowną panią... - Odchrząknął. - Przepraszam. Jasmine zapytać, co zmieniło to zdanie?
-Chłopak. - Powiedziałam bez namysłu.
Jego mina świadczyła, że był zszokowany. Najwidoczniej nie myślał, że mogę tak szczerze odpowiedzieć na to pytanie.
- Chyba ziółka od Alice zaczynają działać. - Zaśmiałam się po czym usiadłam na piasku.
- Spokojnie. To nic złego. Myślę, że towarzystwo u ciebie w domu zachowuje się dziwniej.
- Zajął miejsce obok mnie. - Ale skoro już jesteś prawie naćpana, to może uda mi się wyciągnąć z ciebie więcej. - Uśmiechnął się perfidnie.
- O nie mój drogi! - Zaśmiałam się, choć tak naprawdę czułam, że niedługo powiem mu cała historię swojego życia. Alice naprawdę dała mi niezłe ziółka.
- Dlaczego? Ty jesteś naćpana, ja jestem pijany. Ty nie zapamiętasz, co ja ci powiem, ja nie zapamiętam co ty mi powiesz. - Wzruszył ramionami.
- Tak ci się zebrało na wyznania? - Zakpiłam.
Uśmiechnął się niemrawo. On naprawdę chciał się komuś zwierzyć.
Spojrzałam wzdłuż plaży. Przeszliśmy spory kawał. Można powiedzieć, że weszliśmy teraz na "dziką plażę". Do najbliższego domu było teraz z jakieś
- Przyznaj się. - Powiedziałam nagle. - To nie Alice dosypała mi czegoś, tylko ty. Chciałeś mnie zabrać w jakieś odległe miejsce, a potem... Aż mi się nie chce wierzyć, że chodzi ci tylko o rozmowę. - Uśmiechnęłam się.
- Widocznie nie jestem taki jak wszyscy...
- Serio?! TY?! Członek One Direction?! Facet?! Nie masz ochoty na niezobowiązujący seks?! - Pokiwał przecząco głową, a ja zaczęłam zastanawiać się, czy ja na pewno to powiedziałam.
- Widocznie nie jestem typowy. - Uśmiechnął się zalotnie.
- Aha! Właśnie widzę! - Westchnęłam - Jak chcesz to gadaj. Bo mam przeczucie, że zaraz odpłynę.
Nie wiem czemu nie usunęłam tych ziółek ze swojego organizmu. Może podobało mi się to uczucie. Zresztą dzisiejszej nocy było mi wszystko jedno.
Chłopak cały czas milczał. Westchnęłam ciężko.
- Który dzisiaj jest? - Zapytałam nagle.
- 7. czerwca. - Powiedział lekko zmieszany.
- Widzisz? Jutro ma się odbyć mecz otwarcia w Polsce. - Patrzył na mnie jakby nie wiedział o co chodzi. -Halo! Euro! Nie słyszałeś?
- A no tak! - Krzyknął. - Chłopaki mają bilet na jakiś miecz. Nawet nie wiem jaki... - Zamyślił się.
- W każdym razie, powinnam tam być. - Powiedziałam.
- Dlaczego? - Zainteresował się. - Jesteś dziewczyną jednego z piłkarz? - Ruszył zabawnie brwiami.
- Coś za coś, skarbie. - Zaśmiałam się.
Zastanowił się i po chwili zaczął mówić. Powiem szczerze, że go nie słuchałam. W ogóle ta sprawa wydawała mi się dziwna. Facet, którego nie znałam nagle zapragnął mi się wyżalić... Coś czuję, że nie tylko mi coś dosypali.
Narkotyk mącił mi coraz bardziej w głowie. Mimo to, podobało mi się. Nadal nie miałam zamiaru pozbywać się go.
Spojrzałam na Mailka. Wydawał mi się coraz bardziej kuszący. Nie wiedzieć czemu, pocałowałam go. Dalej była już tylko czarna dziura.
***
Powoli otworzyłam oczy. Bolała mnie głowa, wszystkie dźwięki były intensywniejsze.
Cóż, kac. Nie miałam zamiaru tak cierpieć, więc w magiczny sposób pozbyłam się
go. Niestety zaraz zaczęłam tego żałować. Leżałam na nagim mężczyźnie na plaży.
Dzięki Bogu było jeszcze na tyle rano, że prawie nikt nie postanowił się
poopalać. Tylko gdzieś daleko mignęła mi jakaś para trzymająca się za ręce.
Westchnęłam ciężko. Podniosłam się i zaczęłam powoli ubierać. Jeśli jutro rano
w gazetach pojawi się zdjęcie Malika i jego "nowej dziewczyny" na
plaży, to moją reputację trafi szlag. Westchnęłam po raz drugi. Nie wiedziałam
co ja mam zrobić z tymi "zwłokami". Po chwili zastanowienia
wyciągnęłam telefon.- Alice? Słuchaj, jest problem. Przyjdź szybko na plażę. - Po czym rozłączyłam się.
Czekając na moją podopieczną patrzyłam na morze. Jako, że był odpływ, znajdowało się tak daleko, iż prawie nie było go widać.
- O MÓJ BOŻE! Co się stało?! - Usłyszałam za sobą głos.
Odwróciłam głowę. Za mną stała zszokowana rudowłosa wampirzyca. Patrzyła na mnie z lekkim przerażeniem. Chciała powiedzieć coś jeszcze, jednak jej nie pozwoliłam. Popchnęłam ją z całej siły wampirzymi mocami na drzewo, które omal się przez to nie złamało.
- Dosypałaś mi czegoś? - Zapytałam spokojnie. W jej oczach widziałam przerażenie. - Pytam się!
- Ja nie... - Zawahała się. - Jass, przepraszam. To Harry. On wsypał coś Zaynowi, a potem dodał coś do innego drinka. Wręczył go Malikowi, a on najwidoczniej poszedł do ciebie. - Powiedziała to w takim tempie, że gdybym nie była wampirem, nie zrozumiałabym jej.
Rozluźniłam swój chwyt. Odwróciłam się i potarłam lekko palcami o skronie. Ja naprawdę byłam kiedyś tak głupia, jak ona?!
- I jeszcze jedno. - Powiedziała cichutko. - Dzwonili z twojego biura. Chcą żebyś się tam natychmiast zjawiła.
Pokiwałam głową. Czego oni mogą ode mnie chcieć?!
- Alice, zajmij się Zaynem zanim znajdą go fotoreporterzy. Ja jadę do biura i gdy wrócę chcę zastać mój dom tak czystym, że go nie poznam, zrozumiałaś?
Przełknęła ślinę, ale ostatecznie zgodziła się.
Zaczęłam kierować się w stronę wyjścia z plaży. Boże, po raz pierwszy widziałam, żeby Alice była potulna jak baranek. Ona... się mnie bała?! Chociaż, ja też zachowałam się trochę... inaczej. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam taka agresywna. Westchnęłam. Jednak narkotyki mącą w głowach. Jeszcze do tego Zayn... Kurde! Mam nadzieję, że on nie pamięta, co robił ze mną w nocy. Przydałby mi się teraz James. On... Nie! Nie powinnam o nim myśleć.
W drodze do biura zadzwoniłam do Malie, żeby przywiozła mi jakieś ubranie na zmianę, bo to co miałam na sobie nie nadawało się do niczego. Tak więc kiedy stanęłam przed drzwiami z tabliczką "Dyrektor", miałam na sobie typowy biurowy mundurek: mała czarna i szpile. Zapukałam, po czym usłyszałam "proszę" po tajsku. Przeszłam przez próg i stanęłam jak wryta. Na przeciwko szefa Azjatyckiego Oddziału Wampirów siedziała Esme. Odwróciła głowę w moją stronę. Zazwyczaj patrzyła na mnie jakby za chwilę miała się na mnie rzucić, tym razem jednak widziałam... strach?! Nagle Taj wstał, podszedł i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Nasza współpraca była bardzo krótka, ale i owocna. Dzięki pani zwerbowaliśmy ponad setkę wampirów. Była pani naszym skarbem, jednak niestety będziemy musieli panią oddać. Panienka Esme przejmie teraz pani obowiązki.
Spojrzałam na wampirzycę. Teraz nie patrzyła się na nas, tylko na obraz wiszący nad biurkiem. Można powiedzieć, że był on żartem, gdyż przedstawiał Niebo. Nie wiedziałam kto go namalował, jednak naprawdę robił ogromne wrażenie.
- Teraz dostanie pani nowe zadanie. - Taj kontynuował, tym razem zza swojego biurka. - Jednak na razie upragniony urlop! - Przekazał mi grubą teczkę. - Dzisiaj wieczorem ma pani samolot. - Wstał i jeszcze raz uścisnął moją dłoń. - Naprawdę miło mi było z panią współpracować.
- Mi również. - Odpowiedziałam z nadzieją, że zabrzmiało to szczerze.
Następnie razem z Esme wybrałam się do domu. Podczas drogi nie rozmawiałyśmy, co bardzo mi odpowiadało. Miałam czas, by zastanowić się jak wyjaśnię "Królowej Zła" ten bałagan w domu i obecność Alice, oraz One Direction. Na moje szczęście ta postanowiła jednak wybrać się na plażę. Stwierdziła, że musi pooddychać świeżym powietrzem. Tym razem obyło się bez żadnych docinków ze strony Esme. To był kolejny dowód na to, że ktoś ją podmienił w samolocie.
Kiedy już pozbyłam się balastu, mogłam w spokoju wejść do domu. Zaskoczona stwierdziłam, że Alice mnie posłuchała. Nie mogłam poznać własnego mieszkania. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu gości. Ku mojemu zdziwieniu nikogo nie było. Przynajmniej tak myślałam...
- Wyszli. - Usłyszałam za sobą. Odwróciłam się szybko. Moim oczom ukazał się Zayn. Siedział skulony na fotelu, otulony kocem. W dłoni trzymał filiżankę herbaty. Zdziwiło mnie to, bo na dworze było co najmniej trzydzieści pięć stopni.
- Jeśli można zapytać: gdzie?
- Alice wyszła się rozejrzeć w poszukiwaniu jakiejś apteki. Ma nadzieję, że mają coś na kaca. - Uśmiechnął się niemrawo. - Twoja służąca wyszła na zakupy, a cała reszta umiera na górze.
Zaśmiałam się.
- Rozumiem, że kac męczy i ciebie?
- Tylko mam jakieś dziwne objawy. Strasznie mi zimno.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Od niechcenia podeszłam i dotknęłam jego czoła.
- Boże, Zayn! Ty masz gorączkę!
Pobiegłam do kuchni i przyniosłam z niej jakieś proszki, które dałam chłopakowi. Ten grzecznie połknął. W ramach podziękowania spojrzał na mnie tymi swoimi hipnotyzującymi oczami. Od razu przypomniał mi się Kuba i te jego niebieskie tęczówki.
Pomogłam Zaynowi doczołgać się do mojej sypialni. Ułożyłam go na łóżku, przykryłam kocem i poprawiłam poduszki. Następnie zasłoniłam żaluzje i zaczęłam zmierzać ku drzwiom.
- Możesz mnie nie zostawiać? - Usłyszałam cichutki głos.
Niezbyt chętnie przystałam na prośbę. Nie chodziło o to, że go nie lubiłam. Po prostu wolałam unikać rozmów sam na sam. Bałam się, że wspomni o tej feralnej nocy. Nie potrzebnie wtedy nie usunęłam tego narkotyku z organizmu. Byłam tak spragniona czyjeś bliskości... Zayn był naprawdę uroczy. Jednak mimo to...
- Jass, mogę zadać głupie pytanie?
- To u ciebie normalne. - Zaśmiałam się, a on to odwzajemnił.
- Czy my ze sobą... - Miałam wrażenie, jakby czytał mi w myślach. - Tylko proszę nie kłam. - Jego głos był coraz słabszy.
Westchnęłam i spuściłam głowę.
- Żałujesz? - Zapytał po chwili.
Przeczesałam jego włosy i spojrzałam mu w oczy.
- Nie. Ale teraz powinieneś pójść spać. – Powiedziałam, uśmiechając się czule.
Chłopak złapał mnie za dłoń, którą do tej pory trzymałam w jego włosach i sprawił, że teraz dotykała jego policzka. Patrzył na mnie tymi swoimi wielkimi oczami. Miałam wrażenie, że odchodzi, a jego choroba to nie zwykłe przeziębienie.
Głaskałam go jeszcze chwilę, aż zasnął. Wtedy sięgnęłam w głąb siebie i użyłam mocy. Czułam, jak dziwna siła przechodzi przez moją rękę. Gdy po chwili wiedziałam, że jest już zdrowy, zabrałam dłoń. Patrzyłam na jego śpiące oblicze. Westchnęłam ciężko.
- Naprawdę nie żałuję. - Powiedziałam po cichu i pocałowałam go w czoło.
Poszłam się spakować z myślą, że może nigdy go więcej nie zobaczę.
***
*Oczami Alice*
Jasmine bywała surowa i nieobliczalna, ale nigdy aż tak agresywna. Zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam pozwolić Harry’emu doprawiać drinków, ale wtedy nie widziałam w tym zagrożenia. Dopiero teraz docierało do mnie, że jesteśmy w mieście, w którym ludzie wiedzą o istnieniu wampirów i nie jest dla nikogo nowością morderstwo wśród krwiopijców. Robiłam sobie wyrzuty z powodu nieodpowiedzialności, jakiej dopuściłam się, przywożąc do Tajlandii zespół Harry’ego, a potem upijając ich, moją opiekunkę i samą siebie do nieprzytomności. No, może nie całkiem, w końcu to ja ogarnęłam towarzystwo przed wschodem słońca, jednak byłam wystarczająco upojona, by nie przejąć się brakiem Zayna i Jasmine. Znalezienie tej dwójki nagiej na plaży było dość ciekawe, choć zachowanie mojej przyjaciółki wzbudziło we mnie pewne podejrzenia. Nie miałam pojęcia, co takiego wydarzyło się w Bangkoku przed naszym przybyciem, ale kiedy tylko Jass otworzyła nam drzwi swojego domu, widziałam na jej twarzy, że coś się zmieniło. Jakby utraciła jakąś część siebie, która nigdy nie wróci. Miałam nadzieję, że nie jest to zwiastun jej zachowania po śmierci Aleksa i Sary, bo rzeczy takie jak te trudno znieść kilka razy w tak krótkim okresie. Właściwie nawet reakcja Timothy’ego była mniej niepokojąca, w końcu zrobił to, co zapewne ja bym uczyniła w podobnej sytuacji. Życie bez Jasmine w pobliżu… Nawet nie chciałam sobie tego wyobrażać. Już raz przeżyłam rozłąkę z nią, choć wtedy była ona innego rodzaju. Nie znałam jej praktycznie wcale, wiedziałam jednak, że to ona wyciągnęła do mnie rękę i że nie mogę porzucić raz danej przez nią szansy. Byłam ciekawa, czy gdyby moim opiekunem był ktoś inny, również bym się z nim zaprzyjaźniła. Widziałam jak niektórzy mentorzy traktują swoich podopiecznych. Jak opiekun Nigela go traktuje. Ciągle widzi w nim niedorozwinięte dziecko i postrzega go jako konkurenta na swoją pozycję. Nigdy nie chciałabym mieć wroga w swoim przewodniku, w Jasmine. Potrząsnęłam głową. Po ostatniej rozmowie z Natanielem coraz częściej nachodziły mnie myśli typu „Co by było, gdyby…”. A w moi przypadku rozmyślanie nad alternatywnymi wersjami mojego życia było marnowaniem czasu i energii. Jass powinna właśnie wracać z biura, choć nie wiem na czym polegała jej praca tutaj. Znowu kogoś szkoliła? Słyszałam, że kiedyś była łowcą, jak ja. Trudno było mi jednak wyobrazić sobie tą drobną wampirzycę zabijającą postawnego krwiożercę. Uśmiechnęłam się.
- Jak myślisz, kiedy ona wróci? – Usłyszałam głos za plecami. Odwróciłam się od okna, w które wpatrywałam się od kilku minut. Zayn siedział na kanapie w salonie, wtulony między poduszki. Czułam dokładnie jego temperaturę, więc wiedziałam, że nie tylko kac dopadł go dzisiejszego ranka.
- Nie wiem, nie mówiła na jak długo wychodzi. – Odpowiedziałam. Po chwili dostrzegłam Harry’ego u szczytu schodów prowadzących na piętro. Na myśl o tym, co wyprawiałam z nim w nocy, uśmiech sam wypływał na moje usta. Tupot stóp Styles odciągnął uwagę Zayna od mojej osoby, za co w sumie byłam wdzięczna. Wiedziałam, do czego doszło między nim a Jasmine. Gdy zanosiłam go do domu, czułam zapach jego ciała, a skóra człowieka po seksie pachnie w szczególnie słodki sposób. Dla Jass przespanie się z kimś miało bardzo poważne znaczenie, martwiłam się więc o nią i o Malika. Nie sądziłam, by wiązała z nim jakiekolwiek plany, a niezobowiązujący seks najwyraźniej nie był tym, czego szukał u niej mulat.
- Alice, ja umieram! – głos Harry’ego brzmiał jak jęk biczowanego niewolnika. Zaśmiałam się w myśli. Ja mogłam usunąć efekty całonocnego picia w kilka sekund, doprowadzając moje ciało do trzeźwości samą wolą. A te biedaki męczyły się już kilka godzin, leżąc w pokojach gościnnych na piętrze. Ze swojej pozycji przy oknie słyszałam nierówny oddech Liama i mamrotanie Louisa. Niall spał głęboko, nie obudzony nawet przez huk spadającego ze schodów Malika. Zdecydowanie nie pomogło to jego zdrowiu, a ja czekałam tylko na pozew sądowy od managera zespołu oskarżający mnie o porwanie i poturbowanie członków najseksowniejszego boysbandu na świecie.
Podeszłam do Stylesa i pogłaskałam go po głowie. Jego zmęczone, podkrążone oczy wpatrywały się we mnie nieprzytomnie.
- My uratowaliśmy ciebie przed samotnością i przywieźliśmy cię do Jasmine. Teraz ty uratuj nas i przynieś nam coś na kaca. – Wymamrotał Harry swoimi pełnymi wargami, których każdy ruch śledziłam w najwyższym skupieniu. Pokiwałam głową i spojrzałam raz jeszcze na Zayna. Przysnął, oparłszy się o poduszki. Nawet stojąc kilka metrów od niego, czułam nienaturalne ciepło bijące od jego ciała. Pogłaskałam Loczka po policzku i bez słowa wyszłam z domu.
Jasmine bywała surowa i nieobliczalna, ale nigdy aż tak agresywna. Zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam pozwolić Harry’emu doprawiać drinków, ale wtedy nie widziałam w tym zagrożenia. Dopiero teraz docierało do mnie, że jesteśmy w mieście, w którym ludzie wiedzą o istnieniu wampirów i nie jest dla nikogo nowością morderstwo wśród krwiopijców. Robiłam sobie wyrzuty z powodu nieodpowiedzialności, jakiej dopuściłam się, przywożąc do Tajlandii zespół Harry’ego, a potem upijając ich, moją opiekunkę i samą siebie do nieprzytomności. No, może nie całkiem, w końcu to ja ogarnęłam towarzystwo przed wschodem słońca, jednak byłam wystarczająco upojona, by nie przejąć się brakiem Zayna i Jasmine. Znalezienie tej dwójki nagiej na plaży było dość ciekawe, choć zachowanie mojej przyjaciółki wzbudziło we mnie pewne podejrzenia. Nie miałam pojęcia, co takiego wydarzyło się w Bangkoku przed naszym przybyciem, ale kiedy tylko Jass otworzyła nam drzwi swojego domu, widziałam na jej twarzy, że coś się zmieniło. Jakby utraciła jakąś część siebie, która nigdy nie wróci. Miałam nadzieję, że nie jest to zwiastun jej zachowania po śmierci Aleksa i Sary, bo rzeczy takie jak te trudno znieść kilka razy w tak krótkim okresie. Właściwie nawet reakcja Timothy’ego była mniej niepokojąca, w końcu zrobił to, co zapewne ja bym uczyniła w podobnej sytuacji. Życie bez Jasmine w pobliżu… Nawet nie chciałam sobie tego wyobrażać. Już raz przeżyłam rozłąkę z nią, choć wtedy była ona innego rodzaju. Nie znałam jej praktycznie wcale, wiedziałam jednak, że to ona wyciągnęła do mnie rękę i że nie mogę porzucić raz danej przez nią szansy. Byłam ciekawa, czy gdyby moim opiekunem był ktoś inny, również bym się z nim zaprzyjaźniła. Widziałam jak niektórzy mentorzy traktują swoich podopiecznych. Jak opiekun Nigela go traktuje. Ciągle widzi w nim niedorozwinięte dziecko i postrzega go jako konkurenta na swoją pozycję. Nigdy nie chciałabym mieć wroga w swoim przewodniku, w Jasmine. Potrząsnęłam głową. Po ostatniej rozmowie z Natanielem coraz częściej nachodziły mnie myśli typu „Co by było, gdyby…”. A w moi przypadku rozmyślanie nad alternatywnymi wersjami mojego życia było marnowaniem czasu i energii. Jass powinna właśnie wracać z biura, choć nie wiem na czym polegała jej praca tutaj. Znowu kogoś szkoliła? Słyszałam, że kiedyś była łowcą, jak ja. Trudno było mi jednak wyobrazić sobie tą drobną wampirzycę zabijającą postawnego krwiożercę. Uśmiechnęłam się.
- Jak myślisz, kiedy ona wróci? – Usłyszałam głos za plecami. Odwróciłam się od okna, w które wpatrywałam się od kilku minut. Zayn siedział na kanapie w salonie, wtulony między poduszki. Czułam dokładnie jego temperaturę, więc wiedziałam, że nie tylko kac dopadł go dzisiejszego ranka.
- Nie wiem, nie mówiła na jak długo wychodzi. – Odpowiedziałam. Po chwili dostrzegłam Harry’ego u szczytu schodów prowadzących na piętro. Na myśl o tym, co wyprawiałam z nim w nocy, uśmiech sam wypływał na moje usta. Tupot stóp Styles odciągnął uwagę Zayna od mojej osoby, za co w sumie byłam wdzięczna. Wiedziałam, do czego doszło między nim a Jasmine. Gdy zanosiłam go do domu, czułam zapach jego ciała, a skóra człowieka po seksie pachnie w szczególnie słodki sposób. Dla Jass przespanie się z kimś miało bardzo poważne znaczenie, martwiłam się więc o nią i o Malika. Nie sądziłam, by wiązała z nim jakiekolwiek plany, a niezobowiązujący seks najwyraźniej nie był tym, czego szukał u niej mulat.
- Alice, ja umieram! – głos Harry’ego brzmiał jak jęk biczowanego niewolnika. Zaśmiałam się w myśli. Ja mogłam usunąć efekty całonocnego picia w kilka sekund, doprowadzając moje ciało do trzeźwości samą wolą. A te biedaki męczyły się już kilka godzin, leżąc w pokojach gościnnych na piętrze. Ze swojej pozycji przy oknie słyszałam nierówny oddech Liama i mamrotanie Louisa. Niall spał głęboko, nie obudzony nawet przez huk spadającego ze schodów Malika. Zdecydowanie nie pomogło to jego zdrowiu, a ja czekałam tylko na pozew sądowy od managera zespołu oskarżający mnie o porwanie i poturbowanie członków najseksowniejszego boysbandu na świecie.
Podeszłam do Stylesa i pogłaskałam go po głowie. Jego zmęczone, podkrążone oczy wpatrywały się we mnie nieprzytomnie.
- My uratowaliśmy ciebie przed samotnością i przywieźliśmy cię do Jasmine. Teraz ty uratuj nas i przynieś nam coś na kaca. – Wymamrotał Harry swoimi pełnymi wargami, których każdy ruch śledziłam w najwyższym skupieniu. Pokiwałam głową i spojrzałam raz jeszcze na Zayna. Przysnął, oparłszy się o poduszki. Nawet stojąc kilka metrów od niego, czułam nienaturalne ciepło bijące od jego ciała. Pogłaskałam Loczka po policzku i bez słowa wyszłam z domu.
***
To zabawne jak emocje kierują naszymi czynami. Z tęsknoty jesteśmy w stanie
pokonać tysiące kilometrów, by zobaczyć ukochaną osobę, a z wściekłości jesteśmy
w stanie niemal wydrapać jej oczy. Dokładnie tych samych emocji doświadczyłam w
ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin w stosunku do Jasmine. Z rozżalenia
jej kolejnym wyjazdem, namówiona przez niepoczytalnych młodych chłopców,
dotarłam do wschodniej Azji, tylko po to by spić się w trupa i pozwolić jej
przelecieć przyjaciela Harry’ego. A teraz ona mi oświadcza – śmie oświadczać –
że znowu wyjeżdża. Jednak chwilę temu zapewniła mnie, że tylko na kilka dni,
może tydzień. Stała przy blacie w kuchni i przyglądała się mojej twarzy. W
końcu wzięła głęboki wdech i przeszła do salonu, by usiąść ciężko na kanapie.
Podążyłam za nią, ciekawa, co tym razem mi powie.- Alice, to nie jest takie proste jak myślisz. – Rzekła po chwili ciszy, wykręcając palce i unikając mojego wzroku.
- Nic nie jest proste, Jasmine. – Prychnęłam, rozsiadając się w fotelu naprzeciwko niej. Spojrzała na mnie spode łba.
- Dlaczego musisz sprawiać, że wszystko co powiem brzmi nierozsądnie? – rzuciła z wyrzutem. Zaśmiałam się niekontrolowanie. Ona również wygięła wargi w uśmiechu, kręcąc głową. Po chwili spoważniała.
- Muszę wyjechać, żeby… Zepsułam wszystko, co było między mną a Kubą i… - wyjaśniała, ale przerwałam jej w pół słowa.
- Chcesz mi powiedzieć, że wyjeżdżasz, by zobaczyć się ze swoim kochasiem? – rzuciłam zirytowana. Pokiwała niepewnie głową. Pacnęłam się otwartą dłonią w czoło.
- Nie mogłaś tak od razu? Wiesz, ile nerwów mnie to kosztuje? Mam alergię na te twoje „wyjazdy”… -
Jasmine podniosła się z kanapy, po czym usiadła na podłokietniku mojego fotela. Przytuliła mnie do siebie, a ja z westchnieniem objęłam ją w talii. Wdychałam zapach jej skóry, a ona głaskała mnie po plecach.
- Czasem nie mogę powiedzieć ci wszystkiego, Allie. Nawet gdybym chciała. – Odsunęłam się od niej, chcąc spojrzeć jej w oczy. Patrzyła na mnie zatroskana i jakby smutna, widziałam w jej spojrzeniu, że coś przede mną ukrywa. Zważając jednak na to, kim jesteśmy i co robimy, postanowiłam nie pytać. Zapewne miała rację i lepsza była dla mnie niewiedza. Spoglądałyśmy na siebie w milczeniu, aż z góry usłyszałyśmy jęk, a potem łomot ciała spadającego na podłogę, co odciągnęło moją uwagę. Po chwili usłyszałam zachrypnięty głos Stylesa, mamroczący niewyraźnie przekleństwa. Poczułam, że Jasmine się we mnie wpatruje, więc skierowałam na nią wzrok. Uśmiechała się półgębkiem.
- Co? – zapytałam, nie wiedząc o co jej chodzi. Zmrużyła oczy i wstała.
- Jest coś między tobą a tym chłopcem, Harrym? – chciała mnie wypytać o faceta? Wzruszyłam ramionami.
- Dla żadnego z nas nie byłoby dobrze, gdyby tak było. – Odpowiedziałam niewzruszenie. Jass zatrzymała się i spojrzała na mnie.
- Czyli jednak jesteś nim zainteresowana? – zapytała z ciekawością wymalowaną na twarzy. Westchnęłam.
- Nic takiego nie powiedziałam.
- Ale jednak przyjechałaś tutaj z nim, nie z Timem, czy Robertem. – Brnęła w to na przekór moim słowom.
- Przegrałam zakład. Choć może i tak bym tu przyjechała, tyle że sama. – Odparłam chłodno. Zmarszczyła brwi, po czym znowu zaczęła chodzić po pokoju. Obserwowałam jej ruchy, nie wiedząc dokąd nas ta rozmowa zaprowadzi.
- Więc jakie masz wobec niego plany? – Rzuciła po chwili. Zastanowiłam się. Mam jakieś plany?
- Zapewne zniknę z jego życia równie nagle, jak się w nim pojawiłam. Nie chcę dla niego kłopotów.
- To znaczy, że o niego dbasz. W szczególny sposób.
- Chcę, żeby sympatyczny chłopak był z dala od niebezpieczeństw, o których nawet nie wie. To źle? – Zirytowana, wciąż nie bardzo wiedziałam o co jej chodziło.
- Alice, kogo chcesz oszukać? Ty nie dbasz o przypadkowych sympatycznych chłopców. A już na pewno nie o tych, z którymi sypiasz.
Na moment zapadła cisza, podczas której zastanawiałam się, jak wybrnąć z tej pułapki. Czułam coś do Harry’ego, tego byłam pewna jak cholera. Ale nie powinnam się do tego przyznawać nawet przed samą sobą, a co dopiero przed Jasmine. To nie tak, że jej nie ufałam. Po prostu czasami bywały rzeczy, z którymi musiałam poradzić sobie sama.
- Nie spałam z nim. – Odparłam niespodziewanie dla nas obu, ale Jass straciła zainteresowanie poprzednią częścią rozmowy, na moje szczęście. Nie wiedziałabym, jak jej to wszystko wytłumaczyć, bez wyznawania prawdy. Moja opiekunka wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem.
- Jak to: nie spałaś z nim?
- Tak to. Za pierwszym razem nam przerwałaś, a potem już się jakoś nie złożyło. – Skłamałam, wiedząc, że było mnóstwo okazji. Jednak zanim uświadomiłam sobie, że nie mogę wiązać z Harrym żadnych planów, chciałam, żeby to było coś wyjątkowego. Nie jednonocna przygoda, która wtopi się w gąszcz takich samych nocy. To mogłoby być coś wyjątkowego, bo sam Harold był wyjątkowy.
- Ja wam przerwałam?! Niby kiedy?
- Pierwszy raz spotkałam go w barze, po polowaniu na grupę krwiożerców w Croydon. Już się do siebie dobieraliśmy w toalecie, ale Timothy przysłał mi smsa, żebym nie zapomniała odebrać cię z lotniska. Właśnie tak nam przerwałaś. – Zaśmiałam się, a w mojej głowie pojawiły się obrazy z tamtego wieczoru, wręcz poczułam na ustach smak naszego pierwszego pocałunku. Do tej pory żałowałam, że zostawiłam go wtedy samego, w męskiej łazience przypadkowego baru.
- W takim razie przepraszam. Nie sądziłam, że można zepsuć komuś randkę, nawet o tym nie wiedząc.
- Można, wierz mi. Poza tym, to nie była randka. – Odparłam ze spokojem i nie pozwoliłam jej na dopowiedzenie czegoś więcej. Harry stał przy samych schodach, o krok od pierwszego stopnia. Nie mogłam go jeszcze dostrzec, ale słyszałam jego nierówny oddech i szybkie bicie serca. Jasmine najwyraźniej też, bo nie drążyła tematu.
- Zobaczymy się w Londynie, Alice. – Powiedziała na odchodne, kierując się w stronę wyjścia z domu. Kładła rękę na rączce od walizki, gdy zatrzymały ją moje słowa.
- Wróć szybko, proszę. – W rzeczywistości zabrzmiało to jeszcze bardziej ckliwie, niż w mojej głowie, jednak nie obchodziło mnie to. Gdyby nie podsłuchujący Styles, powiedziałabym jej jeszcze, żeby nie dała się zabić, ale to mogłoby wzbudzić jego podejrzenia. Uśmiechnęła się i mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
- Wrócę do ciebie jak najszybciej się da, obiecuję. – Rzuciła, po czym otworzyła frontowe drzwi i wyszła na zewnątrz, zostawiając mnie samą.
***
*Oczami Jasmine*
- Pożegnałaś się już ze wszystkim? - Głos Esme, jak zwykle pozbawiony emocji,
"pochłonęły" fale. Nie powiem dziwnie było patrzeć na nią stojącą na plaży i uśmiechającą się, jak głupia do morza. Oczywiście, gdy tylko zorientowała się, że się na nią gapię, jej zachowanie a'la "Królowa Śniegu" powróciło.
- Malie i Mangkon wypłakali mi się na ramieniu, a May zostawiłam list, bo gdzieś wyjechała. - Powiedziałam, siląc się na to by mój głos brzmiał przyjaźnie.
Kiwnęła głową i zamyśliła się.
- Przejdziemy się? - Zapytała po chwili.
Gdy otrząsnęłam się z szoku jakie wywołało, to pytanie, przytaknęłam.
- Od razu jedziesz do Polski? - Wyczułam w jej głosie nutkę sympatii, co znowu mnie zaskoczyło.
- Chyba tak. Muszę spełnić obietnicę, a potem chyba wrócę do Londynu.
Uśmiechnęła się.
To całe jej zachowanie było podejrzane. Jak ktoś może się tak diametralnie zmienić? Z wrednej suki, która życzy mi śmierci przy najbliższej okazji, zmienia się w najlepszą przyjaciółkę. Może chłopaki wpadli na kolejny genialny pomysł i dosypali jej czegoś do wody?
Esme spojrzała na zegarek.
- Zaraz powinnaś iść, bo samolot ci ucieknie. - Powiedziała, a ja zerknęłam na wskazówki jej zegarka. 16.30. Cholera! O 18 ma samolot! A odprawa?! Dzięki Bogu się już spakowałam.
Odwróciłam się na pięcie i już chciałam ruszyć, gdy nagle wampirzyca złapała mnie za ramię.
- Wiem jak to wyglądało przez te wszystkie lata, ale ja naprawdę dobrze ci życzyłam i życzę. Leć do Kuby i zrób to co do ciebie należy. - Następnie uśmiechnęła się serdecznie.
Oniemiałam. Prędzej spodziewałam się, że Alice ogłosi celibat. Naprawdę!
- Dziękuję i... Powodzenia! - Powiedziałam starając się nie zdradzić, że jestem zaskoczona tym jej nagłym wyznaniem. Następnie ruszyłam w stronę wyjścia z plaży, gdzie czekała na mnie taksówka, która miała zawieść na lotnisko.
***
<Tu chyba powinnam ostrzec, że poniżej może zrobić się trochę +18, ale zapewne i tak czytałyście już bardziej perwersyjne rzeczy, więc... R.>
*Oczami Alice*
- Tak jakby. W sumie nie mam nikogo poza nią. – Odparłam, przekręcając się na bok i patrząc na niego z dołu. Kucnął przy mnie i zmarszczył brwi.
- Nie masz żadnej rodziny, nikogo? – spytał zatroskany. Poczułam nieokreślone uczucie w brzuchu, nie dałam jednak po sobie poznać, że miło słyszeć jego troskę.
- Moi rodzice nie żyją, a poza nimi nie miałam nikogo bliskiego. – Skłamałam. Żyła jeszcze moja siostra, ale ten temat był wystarczający bolesny dla mnie samej, by poruszać go tylko w ostateczności.
- Alice, tak mi przykro. – pochylił się nade mną, łapiąc mnie za dłoń. Zmarszczyłam brwi.
-To nie twoja wina, Harry. Nie musisz się martwić, a tym bardziej mi współczuć. – Odrzekłam.
Przysunął się jeszcze bardziej, by w końcu rozłożyć się na trawniku obok mnie. Skierował spojrzenie na bezchmurne niebo.
- Nie musisz być przez cały czas silna, Allie. Każdy jest w jakimś stopniu słaby i potrzebuje drugiego człowieka, nawet ty. – Dodał w zadumie. Zaśmiałam się.
- To bardzo filozoficzne, szczególnie jak na ciebie. – Powiedziałam, a on na te słowa obrócił się na bok, tak, że mógł bez przeszkód patrzeć na moją twarz. Niewiele mogłam wyczytać z jego miny, ale coś podpowiadało mi, że chłopak chce powiedzieć coś ważnego. Wzdrygnęłam się w myśli. Nie lubię poważnych rozmów.
- Mówiłem ci już, nie jestem głupi. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć. I że możesz mi wszystko powiedzieć, nieważne jak bardzo szokujące by to było. – Odparł, po czym przygryzł wargę.
Przez obserwowanie tego niewinnego gestu poczułam w gardle drapanie, a moje zmysły węchu, wzroku i słuchu automatycznie się wyostrzyły w poszukiwaniu pokarmu. Nie piłam krwi już od kilku dni, ciągle zajęta mordowaniem krwiożerców, spotkaniami z zespołem, albo samotnym siedzeniem w pustym domu. Teraz dotkliwie odczułam skutki tego zaniedbania. Do moich uszu docierał każdy oddech Harry’ego, każde uderzenie jego serca, każdy szelest tkanin jego ubrania, ocierających się o jego skórę. Kuszący zapach, którego nie potrafiłam do niczego porównać, wypełnił moje nozdrza, a wzrok zatrzymał się na wyeksponowanej szyi, ozdobionej srebrnym łańcuszkiem. Przełknęłam ślinę, przerzucając się na oddychanie przez usta, przez co zapach chłopaka nie był tak drażliwie intensywny. Mała odległość między nami nie polepszała sytuacji, a ja nie czułam się na siłach, by ją zmniejszyć.
Dopiero po chwili walki z własnym organizmem, dotarło do mnie, co powiedział Harry.
„nieważne jak szokujące by to było”? Zaczęłam się obawiać, że podsłuchał z mojej porannej rozmowy z Jasmine dużo więcej, niż myślałam. Więcej niż chciałabym, żeby wiedział. Zastanawiałam się nad odpowiedzią przez dłuższą chwilę, próbując jednocześnie ułożyć sobie wszystko w głowie i zapanować nad chęcią wgryzienia się w delikatne ciało, leżące przede mną.
- Zatem muszę ci wyznać, że… - zaczęłam, a Hazz zachęcony moimi słowami, przysunął się jeszcze bardziej, tak, że nasze kolana stykały się. Jęknęłam w duchu. Dlaczego on to wszystko utrudnia?
- Muszę wyznać, że nie posiadam sekretów, którymi mogłabym się z tobą podzielić. – Skończyłam, z trudem panując nad sobą. Najwyraźniej zauważył, że coś jest nie tak, bo badawczym wzrokiem prześledził najpierw moją twarz, a potem całe ciało, ułożone równolegle do jego.
- Gdyby się jednak pojawiły, znasz mój adres. – Odrzekł z uśmiechem, który niepewnie odwzajemniłam.
Przez chwilę leżeliśmy w ciszy; Harry przewrócił się na plecy i wpatrywał w niebo nad nami. To dało mi chwilę na opanowanie spragnionego ciała. W myśli pojawiały się mi się obrazy, w których rzucam się na piosenkarza, wgryzając się w jego tętnicę szyjną, spijając lubieżnie krew spływającą po gładkiej skórze. Potrząsnęłam głową i starałam się odprężyć. Po kilku wdechach udało mi się odzyskać kontrolę i odrzucić głód w głąb świadomości. W końcu odważyłam się spojrzeć na chłopaka. Moje spojrzenie skrzyżowało się z jego zielonymi tęczówkami. Przez chwilę tylko się sobie przyglądaliśmy, jakby nawzajem oceniając. Potem Harry spuścił wzrok i wyszeptał: - Skoro nie masz sekretów, o których moglibyśmy pogadać, możemy wykorzystać ten czas w inny sposób.
Po czym usunął jakiekolwiek przerwy między naszymi ciałami, łącząc nasze wargi w słodkim pocałunku. Pomyślałam, że seks na trawniku przed cudzym domem nie jest zbyt dobrym pomysłem, szczególnie gdy w środku znajdowało się co najmniej sześć osób. Chłopak najwyraźniej dostrzegł moje wahanie, bo oderwał usta od moich, odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy.
- Chłopaki pojechali na plażę, wrócą wieczorem, a ta para służących pojechała do miasta na kilka godzin. Dom jest pusty, Alice. – Powiedział, leniwie sunąc gołą stopą po mojej łydce. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Dom jest pusty, a ty chcesz mnie wykorzystać na trawie w ogrodzie? – zapytałam, wsuwając dłoń pod jego koszulkę. Czułam drżenie jego skóry pod moim dotykiem i urywany oddech wydobywający się spomiędzy jego warg.
- Lubię seks w plenerze – wyszeptał w końcu, po czym niespodziewanie znalazł się nade mną, z iskierkami w oczach wpatrując się w moje rozchylone usta. Pomimo palącej w środku ochoty na jego krew, pomogłam zdjąć mu koszulkę. Przygryzłam wargę, gdy dobrał się do dołu mojej sukienki, delikatnie wsuwając dłoń pod cienki materiał. Spojrzał mi w oczy, jakby pytając o pozwolenie. Kiwnęłam subtelnie głową, po czym odchyliłam głowę, a on zdejmował ze mnie granatową tkaninę. Smukłymi dłońmi pieścił biodra i brzuch, przesuwając się nieustannie do góry. Musnął tylko moje piersi, przybrane koronkowym stanikiem w kolorze skóry, zsuwając ubranie z moich wyciągniętych ramion. Gdy już leżałam pod nim odziana jedynie w bieliznę, popatrzyłam na niego znowu. Przygryzłam wargę, a on w nagłym odruchu przysunął głowę do mojej szyi, całując każdy jej skrawek. Jego loki łaskotały mnie po twarzy, a ich zapach odurzył mnie całkowicie. Kierowana głodem i pożądaniem, przejęłam kontrolę nad sytuacją i jednym ruchem przewróciłam go na plecy. Nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji, ale chętnie poddawał się moim ruchom, gdy sięgnęłam do jego paska. Powoli odpinając metalowy guzik, obserwowałam jego twarz. Temperatura jego ciała podskoczyła o pół stopnia, a serce łomotało mu w piersi. Chłopak oblizał soczyste wargi, nieśmiało otwierając oczy. Przeniosłam wzrok na jego pierś, jednocześnie pomagając mu zdjąć spodnie. Teraz obydwoje zostaliśmy półnadzy, obydwoje wiedząc, że nie potrwa to długo. Długie ręce Harry’ego sięgnęły w kierunku moich pleców, by po chwili zsuwać z moich ramion koronkowy biustonosz. Chłopak wpatrywał się w nowoodkryty kawałek mojego ciała zafascynowany, oczy pociemniały mu z pożądania. Ja zaś badałam wzrokiem jego klatkę piersiową i skórę opinającą żebra, jak zahipnotyzowana przyglądając się każdemu tatuażowi zdobiącemu blade ciało. W końcu zniecierpliwiony przekręcił nas do poprzedniej pozycji, w której górował nade mną i zaczął znaczyć językiem drogę od mojej szyi do dekoltu. Sięgnęłam dłonią do jego białych bokserek, lecz nagle Harry odsunął się, marszcząc brwi.
Zirytowana, złapałam go za biodro i pociągnęłam w dół, by znów poczuć dotyk jego skóry na swojej.
Utrzymał się jednak w pionie, z moimi biodrami między swoimi kolanami. Nie miałam pojęcia o co mu chodziło, nie miałam też zamiaru pytać. Rozpalało mnie pożądanie; chciałam jak najszybciej doznać rozkoszy w jego ramionach. Usiadłam, stykając tym samym nasze nagie klatki piersiowe. Ne odsunął się tym razem, podniósł dłoń i wsunąwszy ją w moje włosy, zaczął całować mnie namiętnie, penetrując językiem wnętrze moich ust. Poddałam się tej pieszczocie, przymykając powieki. Przesuwałam rękami po jego szyi, wyczuwając pod palcami jego przyspieszony, gwałtowny puls. W pewnym momencie straciłam panowanie i po prostu zdarłam z niego bieliznę, używając do tego znacznie więcej siły, niż powinna posiadać kobieta moich rozmiarów. Harry był jednak w takim stanie, że nie zwrócił uwagi na moje nienaturalne zachowanie. Przesunął wolną dłoń w dół mojego brzucha, powoli pochylając się do przodu, kładąc mnie delikatnie na trawie. Zdjął moje majtki i odrzucił je za siebie, po czym z gardłowym warknięciem, oderwał się od moich warg. Postanowiłam zająć się jego skórą, w gorączkowym szale chcąc poznać jej smak. Pieściłam językiem jego szyję, potem przeniosłam się na pierś, drażniąc sutki. Chłopak wił się nade mną, by w końcu opaść na bok, dając mi lepszy dostęp do odsłoniętej skóry. Niespodziewanie złapał moją twarz w swoje wielkie dłonie, z radosnym uśmiechem całując mnie prosto w czubek nosa. Znowu zawisł nad moim ciałem, tym razem przechodząc do rzeczy. Wsunął się we mnie powoli, sprawiając, że moje podniecenie osiągnęło apogeum. Czekałam na więcej, a on dał mi to, czego chciałam. Przyspieszył ruchy i po chwili we wspólnym rytmie doprowadzaliśmy się nawzajem na skraj raju. Krew w jego żyłach pędziła jak woda w rzece, co jeszcze spotęgowało siłę moich doznań. Całował mnie po szyi, wypychając jednocześnie biodra w moją stronę. Poddawałam się jego ruchom, zatracając się w słodkim uniesieniu. Gwałtownie poczułam łaskotanie, a potem drapanie w gardle. Powinnam się opamiętać, jednak okoliczności nie sprzyjały tego typu działaniom. Harry już prawie dotarł do końca, szeptając gorączkowo moje imię pomiędzy spazmami rozkoszy. Głód skradał się do moich kończyn jak polujący kot, by w końcu zaatakować. Niespodziewanie dla siebie i Harry’ego, wgryzłam się w jego ramię, w ostatniej chwili powstrzymując chęć wypicia jego krwi do ostatniej kropli. Kilka czerwonych strużek popłynęło po skórze oszołomionego chłopaka, a ja czym prędzej wyrwałam się z jego objęć i w wampirzym tempie wybiegłam z ogrodu, łapiąc po drodze rozrzuconą bieliznę i sukienkę. Wbiegłam do domu i zamknęłam się w łazience. Mogłam zrobić mu krzywdę. Widziałam w jego oczach przerażenie i szok, a w wyobraźni już miałam obraz jego twarzy, gdy powiem mu prawdę. Obrzydzenie, a potem strach. Chyba, że…
Chyba, że zabiję go zanim zapyta o cokolwiek.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Kolejny rozdział już za nami. Mam nadzieję, że się jeszcze nie pogubiliście, bo to dopiero początek:) Wiem, że pewnie mnie zabijecie za to, pozwoliłam Jasmine na mały skok w bok, ale musiałam. Dla wiernych fanek Kuby mam dobrą wiadomość. W następnym rozdziale pojawi się Kuba. Choć nie wiem, czy wam się to spodoba... Dobra! Już więcej nie zdradzam! Alice znowu ma trochę niezbyt pruderyjnych przygód, ale ona już tak ma ;)
Dodatkowo chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom! Cieszymy się, że jeszcze z nami jesteście! Nawet nie wiecie ile dla nas znaczą wasze słowa (nawet te krytyczne).
Naprawdę wielkie dzięki!:) Oraz ja (czytaj: Wariatka) chciałabym serdecznie pozdrowić Rudą Błaszczykowską. Naprawdę fajnie się z tobą gada:)
Wasze
Rooksha&Wariatka
EDIT: Właśnie dowiedziałyśmy się o śmierci Cory'ego Monteith, więc jeśli są tu jakieś Gleeks, tak jak my - wyrazy współczucia. To straszne, kiedy młody człowiek pełen pasji opuszcza ten świat, szczególnie dwa tygodnie przed swoim ślubem. Życzymy jego narzeczonej, Lei Michele, aby trzymała się silnie, bo Cory jest teraz perkusistą tam na górze i na pewno usłyszymy go podczas burzy! Nadal nie mogę w to uwierzyć... RIP Cory [*]
R.
Kolejny rozdział już za nami. Mam nadzieję, że się jeszcze nie pogubiliście, bo to dopiero początek:) Wiem, że pewnie mnie zabijecie za to, pozwoliłam Jasmine na mały skok w bok, ale musiałam. Dla wiernych fanek Kuby mam dobrą wiadomość. W następnym rozdziale pojawi się Kuba. Choć nie wiem, czy wam się to spodoba... Dobra! Już więcej nie zdradzam! Alice znowu ma trochę niezbyt pruderyjnych przygód, ale ona już tak ma ;)
Dodatkowo chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom! Cieszymy się, że jeszcze z nami jesteście! Nawet nie wiecie ile dla nas znaczą wasze słowa (nawet te krytyczne).
Naprawdę wielkie dzięki!:) Oraz ja (czytaj: Wariatka) chciałabym serdecznie pozdrowić Rudą Błaszczykowską. Naprawdę fajnie się z tobą gada:)
Wasze
Rooksha&Wariatka
EDIT: Właśnie dowiedziałyśmy się o śmierci Cory'ego Monteith, więc jeśli są tu jakieś Gleeks, tak jak my - wyrazy współczucia. To straszne, kiedy młody człowiek pełen pasji opuszcza ten świat, szczególnie dwa tygodnie przed swoim ślubem. Życzymy jego narzeczonej, Lei Michele, aby trzymała się silnie, bo Cory jest teraz perkusistą tam na górze i na pewno usłyszymy go podczas burzy! Nadal nie mogę w to uwierzyć... RIP Cory [*]
R.
Hey Guys,
OdpowiedzUsuńwidzę, że Rooksha się rozkręca :D W każdym rozdziale seks, lubię to. Rozdział jak zwykle wciągający, tylko w pierwszej części zauważyłam dosyć dziwny błąd... "W drodze do biura zadzwoniłam do biura zadzwoniłam do Malie" Mam nadzieję, że kolejne rozdziały również będą pojawiać się z taką częstotliwością.
Hejka!
UsuńPo pierwsze, dzięki za zauważenie błędu. Już go poprawiłam:)
Po drugie, cieszymy się, że wciąż nas czytasz:)
Po trzecie, rozdziały mamy zamiar dodawać co piątek, ale jak na razie, to tylko zamiar:)
Pozdrawiam
Wariatko swoją część czytałaś mi wcześniej ;D I wiele razy już mówiłam, że jest po prostu genialna! ;)I ten Zayn, uroczo! :)
OdpowiedzUsuńPrzemyślenia Alice na temat Jasmine bardzo mi się podobały :) Jeśli zrobisz coś biednemu loczkowi to.. się załamię.. Rozdział jeden z moich ulubionych ;) Czekam na następny! :)
Witam;) Cieszę się, że powiadomiłyście mnie o swoim opowiadaniu, bo jest na prawdę ciekawe;) Jeszcze nie spotkałam się z takim połączeniem, wam dobrze udało się pogodzic te światy. Będę czytać dalej, czy mogłybyście mnie informować o nowych rozdziałach? Pozdrawiam i życzę weny;)
OdpowiedzUsuń