Kto miłości nie zna, ten żyje szczęśliwy, i noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy.
~Adam Mickiewicz
Muzyka:Hate That I Love You
Wieczór, 17.06.2012r.
*Oczami Jasmine* Wytarłam czerwonym rękawem usta umazane krwią. Patrzyłam na młodego człowieka leżącego u moich stóp. Nie było mi go żal. Jedyne co czułam, to pragnienie. Chciałam więcej i więcej!
Wyszłam z zaułka. Od paru dni chodziłam po zaciemnionych uliczkach szukając nowych ofiar. Nie miałam konkretnego typu, choć zazwyczaj był to trochę nachlany kibic, bo taki krzyczy dość mało. Ostatnio było ich sporo. W sumie dziwić się im? Polska przegrała z Czechami w pięknym stylu! Idealna okazja by się napić!
Nadmiar ludzkiej krwi w moim organizmie powodował, że wszystko co było kiedyś we mnie dobre, powoli odchodziło w niepamięć. Nie czułam wyrzutów sumienia. Mordując byłam coraz bardziej okrutna.
Minęłam jakąś kobietę idącą z dzieckiem. Mój nos poinformował mój mózg, że nieznajoma może być dobrą kolacją. Bez namysłu ruszyłam za nią. Kiedy skręciła w jakąś ciemną uliczkę znajdującą się między blokami, użyłam swoich wampirzych zdolności i w mgnieniu oka wyprzedziłam ją. Kobieta zatrzymała się. Czując niebezpieczeństwo związane z moją osobą, ukryła małą córeczkę za swoim ciałem. Patrzyła się na mnie przerażona. Chyba nawet chciała coś powiedzieć, jednak strach spowodował, że jej gardło nie chciało wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Ja stałam tak, patrząc się na nią. Już dawno bym zaatakowała, gdyby nie małe zielone ślepia, które świdrowały mnie na wylot. Śliczna, mała, brązowowłosa dziewczynka patrzyła na mnie inaczej niż matka. Nigdy nie widziała osoby takiej jak ja, więc teraz zerkała na mnie z ciekawością.
Ja też byłam jak w transie. Mój wzrok skupił się teraz na małej istotce. Czy naprawdę jestem na tyle okrutna, żeby odebrać temu maluchowi matkę? Przecież ja nigdy taka nie byłam!
Potrząsnęłam głową. Byłam. Bardzo dawno temu, ale byłam. Wzięłam głęboki wdech i ze świstem wypuściłam powietrze. Spojrzałam na kobietę. Szybko podbiegłam do niej, łapiąc ją za ramiona. Następnie wbiłam swoje zęby w jej szyję. Poczułam, jak ciepła ciecz przepływa przez moje gardło. Kochałam to uczucie. Zastanawiałam się, dlaczego kiedyś porzuciłam tą dietę.
- Zostaw ją! - Usłyszałam za sobą znajomy, stanowczy głos.
Wyjęłam swoje białe kły ze skóry kobiety i wypuściłam ją. Ona upadła na ziemię. Nie wypiłam z niej całej krwi, więc jeszcze żyła. Jednak była tak osłabiona, że nie mogła wstać.
Odwróciłam się by zobaczyć osobę, która w tym momencie przerwała moją kolację. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że stoi przede mną sam Jakub Błaszczykowski. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Co ty robisz?! - Zapytał zszokowany.
- Miałam cię zapytać oto samo. Czyżbyś zgłodniał? - Uśmiechnęłam się, a jego oczom ukazały się moje kły, na których teraz mógł dostrzec ślady krwi.
Mężczyzna nie odpowiedział na pytanie, tylko podszedł do kobiety.
- Wszystko w porządku? Może pani wstać?
- Mało prawdopodobne. Dość sporo wypiłam...
- Jass, możesz się zamknąć? - Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. Podniosłam ręce w geście "poddaję się". - Proszę pani? - Zwrócił się teraz do kobiety. - Wszystko w porządku?
Dziewczyna nie reagowała. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie wiem gdzie jest jej córeczka. Zaczęłam się rozglądać, tymczasem Kuba reanimował moją kolację. Nagle wśród krzaków dostrzegłam parę bardzo zielonych tęczówek. Podeszłam do niej bliżej.
- Nie musisz się mnie bać. Nic ci nie zrobię. - Powiedziałam, a potem uśmiechnęłam się do krzaczka. Po tych słowach zza liści wyłoniło się brązowowłose stworzenie. Westchnęłam. Ukucnęłam i zaczęłam pozbywać się pozostałości natury z jej włosów i ubrań.
- Dziękuję. - Powiedziała dziewczynka, gdy skończyłam.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem, za co ona ci dziękuje. - Powiedział Kuba, przykrywając półżywą kobietę swoją marynarką.
- Ja też nie mam ci za co dziękować. Właśnie opatrujesz moją kolację! - Wskazałam palcem na kobietę. - Możesz mi wyjaśnić co ty tutaj robisz? - Zapytałam, patrząc na niego wkurzona.
- Wyjaśnię ci, ale nie tutaj. Dam ci klucz do mojego pokoju. Wrócisz do hotelu i poczekasz na mnie. Ja zadzwonię po pogotowie.
- Tak? I co im powiesz? "Szedłem sobie, gdy nagle zobaczyłem, jak "coś" zjada kobietę"? - Zaśmiałam się.
- A masz lepsze wyjście? - Skrzyżował ręce na wysokości piersi. - Nieźle nabałaganiłaś i teraz ja to muszę posprzątać!
- Wcale nie musisz! Świetnie dam sobie radę!
- Nie byłbym tego taki pewien! - Krzyknął.
- Mój drogi... - Podeszłam do niego tak, że teraz nasze twarze dzieliły milimetry. - Nie z takimi rzeczami sobie radziłam. - Zaczęłam kierować się w stronę kobiety.
Stanęłam nad nią. Złapałam za jej kark i mocno przekręciłam. Usłyszeliśmy tylko zgrzyt kości. Ciało upadło na ziemię.
Błaszczykowski patrzył na mnie z przerażeniem. Ja wyjęłam z kieszeni zapałki. Gdy na małym patyczku pojawił się płomyk, upuściłam go na martwą kobietę. To samo zrobiłam z kilkoma następnymi zapałkami.
- Nie poznaję cię... - Wyszeptał blondyn patrząc na mnie.
Wzruszyłam ramionami. Podeszłam do małej.
- Masz tatę, babcię, dziadka? - Zapytałam, kucając przy niej.
- Mam mamę. - Wskazała palcem na płomienie.
- Dobrze. To choć z nami. - Mówiąc to podałam jej rękę. Dziewczynka bez oporu złapała za nią. - Idziesz, Błaszczykowski? - Zwróciłam się do chłopaka. - Chyba, że chcesz zostać na ognisku?
Potrząsnął głową, a następnie ruszył za nami. Wiedziałam, że jest przerażony, jednak nie chciał, żebym to po nim poznała.
- Nie uważasz, że ognisko na środku chodnika, może zwrócić uwagę mieszkańców bloku? - Zapytał po chwili.
- Mam taką nadzieję. Jednak zanim je zgaszą, wszelkie dowody mojego morderstwa znikną.
Wieczór, 17.06.2012r.
*Oczami Jasmine* Wytarłam czerwonym rękawem usta umazane krwią. Patrzyłam na młodego człowieka leżącego u moich stóp. Nie było mi go żal. Jedyne co czułam, to pragnienie. Chciałam więcej i więcej!
Wyszłam z zaułka. Od paru dni chodziłam po zaciemnionych uliczkach szukając nowych ofiar. Nie miałam konkretnego typu, choć zazwyczaj był to trochę nachlany kibic, bo taki krzyczy dość mało. Ostatnio było ich sporo. W sumie dziwić się im? Polska przegrała z Czechami w pięknym stylu! Idealna okazja by się napić!
Nadmiar ludzkiej krwi w moim organizmie powodował, że wszystko co było kiedyś we mnie dobre, powoli odchodziło w niepamięć. Nie czułam wyrzutów sumienia. Mordując byłam coraz bardziej okrutna.
Minęłam jakąś kobietę idącą z dzieckiem. Mój nos poinformował mój mózg, że nieznajoma może być dobrą kolacją. Bez namysłu ruszyłam za nią. Kiedy skręciła w jakąś ciemną uliczkę znajdującą się między blokami, użyłam swoich wampirzych zdolności i w mgnieniu oka wyprzedziłam ją. Kobieta zatrzymała się. Czując niebezpieczeństwo związane z moją osobą, ukryła małą córeczkę za swoim ciałem. Patrzyła się na mnie przerażona. Chyba nawet chciała coś powiedzieć, jednak strach spowodował, że jej gardło nie chciało wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Ja stałam tak, patrząc się na nią. Już dawno bym zaatakowała, gdyby nie małe zielone ślepia, które świdrowały mnie na wylot. Śliczna, mała, brązowowłosa dziewczynka patrzyła na mnie inaczej niż matka. Nigdy nie widziała osoby takiej jak ja, więc teraz zerkała na mnie z ciekawością.
Ja też byłam jak w transie. Mój wzrok skupił się teraz na małej istotce. Czy naprawdę jestem na tyle okrutna, żeby odebrać temu maluchowi matkę? Przecież ja nigdy taka nie byłam!
Potrząsnęłam głową. Byłam. Bardzo dawno temu, ale byłam. Wzięłam głęboki wdech i ze świstem wypuściłam powietrze. Spojrzałam na kobietę. Szybko podbiegłam do niej, łapiąc ją za ramiona. Następnie wbiłam swoje zęby w jej szyję. Poczułam, jak ciepła ciecz przepływa przez moje gardło. Kochałam to uczucie. Zastanawiałam się, dlaczego kiedyś porzuciłam tą dietę.
- Zostaw ją! - Usłyszałam za sobą znajomy, stanowczy głos.
Wyjęłam swoje białe kły ze skóry kobiety i wypuściłam ją. Ona upadła na ziemię. Nie wypiłam z niej całej krwi, więc jeszcze żyła. Jednak była tak osłabiona, że nie mogła wstać.
Odwróciłam się by zobaczyć osobę, która w tym momencie przerwała moją kolację. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że stoi przede mną sam Jakub Błaszczykowski. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Co ty robisz?! - Zapytał zszokowany.
- Miałam cię zapytać oto samo. Czyżbyś zgłodniał? - Uśmiechnęłam się, a jego oczom ukazały się moje kły, na których teraz mógł dostrzec ślady krwi.
Mężczyzna nie odpowiedział na pytanie, tylko podszedł do kobiety.
- Wszystko w porządku? Może pani wstać?
- Mało prawdopodobne. Dość sporo wypiłam...
- Jass, możesz się zamknąć? - Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. Podniosłam ręce w geście "poddaję się". - Proszę pani? - Zwrócił się teraz do kobiety. - Wszystko w porządku?
Dziewczyna nie reagowała. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie wiem gdzie jest jej córeczka. Zaczęłam się rozglądać, tymczasem Kuba reanimował moją kolację. Nagle wśród krzaków dostrzegłam parę bardzo zielonych tęczówek. Podeszłam do niej bliżej.
- Nie musisz się mnie bać. Nic ci nie zrobię. - Powiedziałam, a potem uśmiechnęłam się do krzaczka. Po tych słowach zza liści wyłoniło się brązowowłose stworzenie. Westchnęłam. Ukucnęłam i zaczęłam pozbywać się pozostałości natury z jej włosów i ubrań.
- Dziękuję. - Powiedziała dziewczynka, gdy skończyłam.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem, za co ona ci dziękuje. - Powiedział Kuba, przykrywając półżywą kobietę swoją marynarką.
- Ja też nie mam ci za co dziękować. Właśnie opatrujesz moją kolację! - Wskazałam palcem na kobietę. - Możesz mi wyjaśnić co ty tutaj robisz? - Zapytałam, patrząc na niego wkurzona.
- Wyjaśnię ci, ale nie tutaj. Dam ci klucz do mojego pokoju. Wrócisz do hotelu i poczekasz na mnie. Ja zadzwonię po pogotowie.
- Tak? I co im powiesz? "Szedłem sobie, gdy nagle zobaczyłem, jak "coś" zjada kobietę"? - Zaśmiałam się.
- A masz lepsze wyjście? - Skrzyżował ręce na wysokości piersi. - Nieźle nabałaganiłaś i teraz ja to muszę posprzątać!
- Wcale nie musisz! Świetnie dam sobie radę!
- Nie byłbym tego taki pewien! - Krzyknął.
- Mój drogi... - Podeszłam do niego tak, że teraz nasze twarze dzieliły milimetry. - Nie z takimi rzeczami sobie radziłam. - Zaczęłam kierować się w stronę kobiety.
Stanęłam nad nią. Złapałam za jej kark i mocno przekręciłam. Usłyszeliśmy tylko zgrzyt kości. Ciało upadło na ziemię.
Błaszczykowski patrzył na mnie z przerażeniem. Ja wyjęłam z kieszeni zapałki. Gdy na małym patyczku pojawił się płomyk, upuściłam go na martwą kobietę. To samo zrobiłam z kilkoma następnymi zapałkami.
- Nie poznaję cię... - Wyszeptał blondyn patrząc na mnie.
Wzruszyłam ramionami. Podeszłam do małej.
- Masz tatę, babcię, dziadka? - Zapytałam, kucając przy niej.
- Mam mamę. - Wskazała palcem na płomienie.
- Dobrze. To choć z nami. - Mówiąc to podałam jej rękę. Dziewczynka bez oporu złapała za nią. - Idziesz, Błaszczykowski? - Zwróciłam się do chłopaka. - Chyba, że chcesz zostać na ognisku?
Potrząsnął głową, a następnie ruszył za nami. Wiedziałam, że jest przerażony, jednak nie chciał, żebym to po nim poznała.
- Nie uważasz, że ognisko na środku chodnika, może zwrócić uwagę mieszkańców bloku? - Zapytał po chwili.
- Mam taką nadzieję. Jednak zanim je zgaszą, wszelkie dowody mojego morderstwa znikną.
***
*Oczami Alice*- Jeszcze jedną whiskey, Jack. – Głos Timothy’ego przebijał się przez dudniącą z głośników muzykę. Nie byłam pewna ile czasu spędziliśmy w klubie o interesującej nazwie ‘Seven Sins’. Bujałam się na parkiecie, otoczona wianuszkiem spoconych facetów, których oczy nieustannie skierowane były na moje piersi lub tyłek. W końcu Tim przedarł się przez tańczący tłum i wyciągnął mnie z niego, ze śmiechem chroniąc mnie w swoich objęciach. Miał budowę futbolisty, uśmieszek godny diabła i pełne sarkazmu spojrzenie, dlatego żaden z moich tymczasowych adoratorów nie próbował ponowić zalotów. W większości zapewne chcieli dobrać się do moich majtek, ale nie na tym miał polegać dzisiejszy wieczór. Tim wyciągnął mnie z mieszkania na trochę szaleństwa, gdyż , jak stwierdził „nie może patrzeć jak marnuje się potencjalna mistrzyni w piciu whiskey”. Tak więc wlewałam w siebie podsuwane mi kolejki, nie przejmując się zbytnio niewyraźnym obrazem i zaburzeniami równowagi. Do tego doszły też napady śmiechu, po których mój przyjaciel postanowił zmienić lokal. Wsiedliśmy do jego auta, a w chwili gdy na mnie spojrzał, widziałam jak alkoholowe upojenie ulatnia się z jego spojrzenia, by całkowicie zniknąć w ułamkach sekund. Ruszyliśmy z piskiem opon, wygodnie oparci o sportowe fotele Jaguara. Tim majstrował chwilę przy radiu, jednak zaprzestał działań, gdy złapałam go za dłoń i pokręciłam głową. Popatrzył na mnie przez chwilę, po czym bez słowa skierował wzrok z powrotem na drogę. Pędziliśmy autostradą w stronę Londynu, mijając wieczornych kierowców i rozpędzone ciężarówki. Po pewnym czasie, Anders zdecydował się przerwać ciszę.
- W sumie nie dbam o Twoje związki z ludźmi, gdyż zwykle nie trwają dłużej niż tydzień, ale z tym Loczkiem kręcisz już kilka miesięcy, więc pytam: wszystko okej? – zakończył wypowiedź, znajdując moją dłoń i ściskając ją w swojej. Zerknęłam na niego zdezorientowana, nie pytałam jednak po co pyta o moje życie łóżkowe. Potrzebowałam tej rozmowy, wiedzieliśmy o tym oboje.
- Nie wiem, czy nazwałabym obecny stan „okej”, ale najgorzej też nie jest. Ostatnio nawet zaliczyłam z nim numerek na trawie w środku Bangkoku, ale w trakcie ugryzłam go w ramię i trochę ześwirował, a teraz nie odzywa się w ogóle, co jest dosyć dziwne, bo zwykle dzwonił kilka razy w tygodniu, dlatego martwię się, czy wszytko u niego w porządku. – Wyrzuciłam na jednym wydechu, zawzięcie gestykulując. Timothy kiwał głową w miarę mojej krótkiej opowieści, ale w połowie jego oczy przybrały kształt i wielkość piłeczek do golfa, zaś samo spojrzenie wwiercało mi się między brwi.
- Co mu zrobiłaś?! – podniósł głos, zupełnie zapominając o drodze. Zapadłam się bardziej w fotel.
- Ugryzłam go w ramię. – Odpowiedziałam ściszonym głosem, a on wpatrywał się we mnie gniewnie.
- Alice… - zaczął.
-Nie, Tim. Nie zachowuj się jak mój opiekun – przerwałam mu – jedna Jasmine całkowicie mi wystarcza.
Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, po czym westchnął i zwrócił się z powrotem w stronę jezdni.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi.
- Właśnie nie bardzo wiem, o co ci chodzi, Tim. Kiedy ty nachlałeś się ludzkiej krwi i zniszczyłeś dom Brownów, nie zadawałam pytań, tylko pomogłam ci go spalić, a potem ukryłam cię w swoim domu.
- Mam ci pomóc zabić tego chłopaka? – zapytał, unosząc brew. Zachichotałam pod nosem.
- Nie, głupku. Tylko się mnie nie czepiaj. – Odparłam z półuśmiechem, szturchając go w ramię. On też się uśmiechnął.
- Wypiłaś jego krew? – wyszeptał po chwili milczenia. Zerknęłam na niego ponownie.
- Tylko kilka kropel.
- I…? Jest smaczny? – zapytał, a ja wybuchłam śmiechem.
- Całkiem nienajgorszy, a czemu pytasz? – uniosłam brew, patrząc na niego wyczekująco.
- Dla podtrzymania konwersacji, ty mała recydywistko.
- Recydywistko? A to dlaczego?! – oburzyłam się.
- Mamy bezwzględny zakaz zakochiwania się, szczególnie w ludziach. A ty patrzysz na mnie swoimi zielonymi patrzałkami i udajesz, że nic się nie dzieje? – już się nie uśmiechał, patrzył jedynie na jezdnię nieobecnym wzrokiem. Gdyby moje serce biło, to właśnie w tamtej chwili by się zatrzymało.
Zielonymi? Przecież miałam złote tęczówki, tak jak każdy złotożerca. Żeby kolor się zmienił trzeba pić ludzką krew, albo… W ułamku sekundy opuściłam klapkę z lusterkiem i wlepiłam wzrok w swoje odbicie. Z początku widziałam jedynie błyszczące tęczówki w kolorze płynnego złota, jakie zwykle dostrzegałam w zwierciadle, ale po chwili, gdy przechyliłam głowę na bok, mogłam zauważyć zielone przebłyski mieszające się z bursztynową masą. Oniemiała, zbliżyłam twarz do odbicia, aby jeszcze lepiej przyjrzeć się swojemu odkryciu. Nie mogłam uwierzyć, że to działo się tak szybko. Nie byłam zakochana w Harrym. Na pewno nie. Owszem, troszczyłam się o niego, ale…
Nagle ostre hamowanie popchnęło mnie na przednią szybę i pewnie wylądowałabym na niej jak glonojad, ale silna ręka Timothy’ego złapała mnie w ostatniej chwili. Opadłam na fotel, nie wiedząc dlaczego zatrzymał samochód. Z Manchesteru do Londynu było
- Dlaczego mi to robisz, Alice? – zapytał w końcu, wpatrując się w swoje ręce.
- Co ci robię, Tim? – nie rozumiałam o co mu chodzi. Spojrzał na mnie gwałtownie i…
Wtedy dostrzegłam coś, na co od dawna patrzyłam, ale nigdy tak naprawdę nie widziałam. Oczy Timothy’ego były złote, ale brakowało im tego charakterystycznego pobłysku, jego tęczówki były jakby matowe. I, dopiero teraz to do mnie dotarło, nawet gdy był głodny, oczy mu nie ciemniały, zawsze pozostawały tak samo złote i piękne. Potrząsnęłam głową. Właśnie dotarła do mnie prawda, na którą totalnie nie byłam przygotowana. Tim jest zakochany, a ja nawet nie wiem w kim. Natychmiast dopadły mnie wyrzuty sumienia, w końcu okazałam się okropną przyjaciółką. Przerwał jednak moje wewnętrzne objawienia. Spuścił głowę, a jasne kosmyki jego włosów ukryły przede mną jego twarz.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć, Allie. To się dzieje już tyle lat, a ty zachowujesz się, jakbyś nie zauważyła. Ciągle widzę cię z innymi facetami i czasem naprawdę jest ciężko znieść twoje humory, ale mimo wszystko nadal tu jestem, podczas gdy ty wyjeżdżasz z jakimś zupełnie obcym dzieciakiem na drugi koniec globu, a potem opowiadasz mi o waszym seksie na trawie. Nie masz sumienia?!
- Tim, ja…- całkowicie mnie zatkało. Za dużo odkryć jak na jedną noc. Nie dość, że nie zauważyłam jak mój przyjaciel się zakochał, to jeszcze nie dostrzegłam, że właśnie we mnie. W brzuchu czułam ciążące wyrzuty sumienia; bałam się spojrzeć mu w oczy. Wiedziałam, że wampir może zakochać się tylko raz. A to niesamowicie komplikowało sprawy. Ja najwyraźniej czułam coś do Harry’ego, a Timothy do mnie. W tamtej chwili dotarło do mnie, że nie jestem w stanie zrobić nic, by go pocieszyć. Nic nie mogło już zostać zmienione, los potoczył się niespodziewanie szybko, upychając w wolne miejsca niechciane uczucia. Nie zauważyliśmy kiedy to wszystko się stało, ale jedno było pewne – tak już zostanie na zawsze.
***
*Oczami Jasmine*Staliśmy teraz na rogu jakiejś ulicy w Śródmieściu. Po odejściu od zwłok mojej ofiary, wykonałam parę telefonów. Dzięki nim przed nami pojawiło się czarne Audi Q7. Kubę usadziłam z tyłu razem z dziewczynką, a sama usiadłam obok kierowcy, którym był młody wampir. Wymieniliśmy parę uwag, oczywiście w innym języku, tak aby nasi pasażerowie nas nie zrozumieli. Musiałam trochę nakłamać i powiedzieć mu, że znaleźliśmy to dziecko i ciało kobiety, i że prawdopodobnie był to atak krwiożercy. Żółtodziób przystał na tą historię, a następnie zawiózł nas na spotkanie z pewną osobą. W czasie drogi zmieniłam zakrwawioną bluzę - oczywiście była taka, gdyż próbowałam ratować kobietę i ubrudziłam się - na czarną marynarkę i związałam włosy w luźnego koka.
Tak oto znaleźliśmy się w Śródmieściu. Młody wampir oddał mi kluczyki do naszego pojazdu, a sam wsiadł do zaparkowanego nieopodal czarnego audi, tylko, że modelu rs8. Czekaliśmy chwilę, aż zza rogu wyłoniła się kobieta. Kazałam Błaszczykowskiemu chwilę poczekać, a sama odeszłam z nią kawałek. Przekazałam jej małą opowiadając jej historię z moimi poprawkami. Kobieta kiwnęła głową, mówiąc, że niedługo się ze mną skontaktuje. Następnie zabrała malucha. Nie obyło się oczywiście bez lekkiego oporu ze strony dziewczynki. Na szczęście po chwili udało mi się ją przekonać, że ta "miła pani" nic jej złego nie zrobi.
Kiedy dziewczyny zniknęły gdzieś na końcu ulicy, odwróciłam się do Kuby. Stał tam, gdzie mu kazałam. Nie odezwał się odkąd zmuszony był wsiąść do auta. Teraz, kiedy sami siedzieliśmy w samochodzie myślałam, że coś powie, jednak on cały czas milczał patrząc się na drogę przed nami.
- Dobrze się czujesz? - Zapytałam, gdy byliśmy już na parkingu przed hotelem.
- Musisz mi wszystko wyjaśnić. - Powiedział stanowczo.
Kazałam mu iść do swojego pokoju, gdyż sama miałam coś do załatwienia w recepcji.
- Pani pobyt został tu opłacony do jutra. Jeśli pani chce to możemy przedłużyć...
- Nie, dziękuję! Chciałam tylko zapłacić i się wymeldować, jednak najwidoczniej mój przyjaciel sprawił mi niespodziankę. - Uśmiechnęłam się.
Następnie udałam do Błaszczykowskiego. Weszłam do niego bez pukania. Rozejrzałam się po pokoju. Nigdzie go nie było. Jednak po chwili usłyszałam szum prysznica. Westchnęłam i usiadłam na łóżku. Zachciało mu się teraz kąpieli.
Po godzinie zaczęłam się martwić. Ile normalny facet może brać prysznic?! Podeszłam do drzwi łazienki i grzecznie zapukałam. Gdy odpowiedział mi szum wody, zrobiłam to ponownie. Powtórzyłam to jeszcze parę razy, tylko tym razem z taką siłą, jakiej nie powstydził by się SS-man. W końcu zdenerwowana i przygotowana na wszystko, co zobaczę weszłam do pomieszczenia. "Przygotowana na wszystko"? Nie byłabym tego taka pewna. Pod prysznicem, w samych spodniach siedział Jakub Błaszczykowski. Woda spływała mu po głowie, a on patrzył się nieobecnym wzrokiem w drzwi kabiny.
- Krew nie chce się zmyć. - Powiedział bezuczuciowo, nie odrywając wzroku.
Zdjęłam marynarkę i rzuciłam ją gdzieś na podłogę. Następnie weszłam pod prysznic nie zważając na resztę ciuchów. Usiadam obok kapitana reprezentacji Polski i przytuliłam się do niego.
- Przepraszam. - Wyszeptałam. On położył swoją głowę na mojej, przytulając mnie mocniej.
Poczułam się winna. Mój chwilowy brak sumienia sprawił, że nie pomyślałam, że mogę go skrzywdzić widokiem mordowanej kobiety na oczach jej córki. Szczególnie, że on już raz to przeżył...
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Przez te parę dni nie zdawałam sobie sprawy, że stałam się potworem. Skrzywdziłam tylu ludzi. Szczególnie żałowałam tej małej dziewczynki, która mi tak strasznie ufała. A ja skazałam ją na to samo co kiedyś Edwarda i Alice.
Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Chyba moje sumienie znowu wróciło na miejsce, a ja zaczęłam zachowywać się, jak współczujący człowiek.
***
*Oczami Alice*
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Nie byłam w stanie powiedzieć cokolwiek;
zdaje się, że przytłoczyła mnie waga odkrytych faktów. Nieodwracalność sytuacji
i jej niekorzystne dla wszystkich położenie sprawiało, że czułam się bezsilna
jak nigdy dotąd. Zastanawiałam się jak długo pozostawałam ślepa na zakochanie
mojego przyjaciela. Powinnam była dostrzec choćby ten głupi szczegół dotyczący
jego oczu. Ale zawsze myślałam, że przed przemianą miał niebieskie tęczówki –
jego blond włosy tylko utwierdzały mnie w tym przekonaniu. Jednak prawda
zaskoczyła mnie po raz kolejny. Z takimi oczami nie musiał się nawet kryć.
Wszyscy myśleli, że jest na zwierzęcej diecie, a ludzkie cechy zawdzięcza
darowi człowieczeństwa. Timothy nie był łowcą, jak ja. Pracował dla akademii
bardziej jako negocjator, ambasador. Czasem wyszukiwał nowe wampiry z
nietypowymi talentami i ściągał je do Londynu na szkolenie. Dlatego nie
potrzebne mu były nadludzkie cechy – z nikim nie walczył i nikogo nie zabijał.
Krew plamiła tylko moje ręce. Podobne myśli kłębiły się w mojej głowie jeszcze
kilka godzin, zanim dotarliśmy do mieszkalnej części akademii. Tim wjechał do
podziemnego garażu i zajął miejsce blisko windy. Wysiadłam z auta bez słowa, nie
zwracając uwagi na dziwne spojrzenia posyłane mi przez inne wampiry. Kilka osób
stało obok mnie, czekając na dźwig, wymieniając szeptem uwagi, które i tak
mogłam usłyszeć. Mój nagły wyjazd, w dodatku z piątką ludzi, wywołał niemałe
poruszenie w zamkniętej społeczności. Mieliśmy się ukrywać przed ludźmi, po
cichu likwidując zagrażających im krwiożerców. Ja jednak robiłam wszystko, by
uniknąć tego hermetycznego półświatka, ciągle głodna emocji i doznań, chętna na
przygodę i kłopoty. Timothy dołączył do mnie; wyczułam jego obecność za
plecami. Był jedną z niewielu osób, którym pozwalałam stawać w tym położeniu.
Za plecami zawsze czai się wróg, ale w tym przypadku mogłam czuć się
bezpiecznie. Nawet jeśli był na mnie zły, po odkryciach dzisiejszej nocy byłam
pewna, że nie mógłby mnie skrzywdzić. Gdy się kogoś kocha, umiera się razem z
nim. W porąbanej wampirzej psychologii działało to dosłownie, nie robiąc
żadnego wyjątku. Tak właśnie zginął Jasper Hale, a potem Aleks. Czułam się
okropnie wiedząc, że gdyby tylko coś mi się stało, z tego świata odszedłby
także mój przyjaciel. Moje rozmyślania przerwał krótki dźwięk obwieszczający
nadejście windy. Gdy stalowe drzwi otworzyły się z cichym sykiem, ręka
Timothy’rgo popchnęła mnie do przodu. Weszłam do windy, a zaraz za mną on.
Reszta czekających również chciała dostać się do środka, ale jedno spojrzenie
gniewnych tęczówek Andersa odpędziło wszelkich niechcianych pasażerów. Gdy
ruszyliśmy w górę, spojrzałam niepewnie na blondyna. Wcisnął przycisk z numerem
dziewięć. Jechaliśmy więc do jego mieszkania. Gdy skierował na mnie wzrok,
posłałam mu spojrzenie pełne wątpliwości. Podeszłam do niego i zatrzymałam się
kilka centymetrów przed jego ciałem. Uniosłam głowę, gdyż przerastał mnie o
kilkanaście centymetrów. W jego oczach dostrzegłam determinację i jednocześnie
zrezygnowanie. Jakby był czegoś pewien, ale z góry wiedział, że nikt w to nie
uwierzy. Powoli skłonił głowę w moją stronę i… dzwoneczek w windzie oznajmił
nam, że jesteśmy na miejscu. Odsunęłam się od chłopaka o krok i opuściłam
kabinę. Szliśmy krok w krok, kierując się do jego apartamentu. Przy samych
drzwiach złapał mnie za rękę, a drugą dłonią nacisnął klamkę. Weszliśmy do
środka, po czym Tim pociągnął mnie do salonu. Usiadłam na fotelu, a on zajął
miejsce na kanapie naprzeciw. Patrzyliśmy na siebie, nie wiedząc co tak
naprawdę powiedzieć.- Więc jak długo to trwa? – zapytałam w końcu, niezdolna znaleźć innego tematu.
- Od jakiś siedmiu lat, może dłużej. Siedem lat temu zauważył to Aleks, a mogło się zacząć dużo wcześniej. – Odparł, unikając mojego wzroku. Zszokowana, zapadłam się w siedzenie.
- Czemu mi nie powiedziałeś? – wykrztusiłam po chwili. Zerknął na mnie z ukosa.
- Sądziłem, że wiesz, tylko nie chcesz tego. Nigdy nie byłaś mną zainteresowana, odkąd się poznaliśmy byłem dla ciebie tylko przyjacielem.
- Ale… - znowu nie miałam pojęcia co powiedzieć - …jak to się zaczęło?
- Nie wiem, Allie. Po prostu pewnego dnia Aleks kazał mi spojrzeć w lustro i zastanowić się co w nim widzę – rozłożył ręce – Zawsze byłaś blisko, byliśmy przyjaciółmi od samego początku. Zawsze cię podziwiałem za twoją przekorność i odwagę, i jednocześnie współczułem ci, że nie ma przy tobie twojego opiekuna. Być może zakochałem się w tobie w dniu, w którym cię poznałem, gdy wspólnie ukrywaliśmy się na dachu, skacząc sobie do gardeł. – Zakończył z niewielkim uśmiechem. Oczy pełne miał żalu i melancholii, a ja zrozumiałam, że zrobiłabym wszystko, by uwolnić go od tego głupiego uczucia, jakim mnie darzył. Nie było jednak odwrotu, musieliśmy z tym żyć. Mogłam jednak dać mu to, czego pragnął. Wiedziona nieokreślonym pomysłem, podeszłam do niego i przytuliłam jego głowę do swojego brzucha, głaszcząc go po włosach. Po chwili on również wstał i przez moment wpatrywał się w moje oczy. Najwyraźniej dostrzegł w nich to, czego szukał. Z determinacją pochylił się w moją stronę i delikatnie musnął moje usta swoimi. Odsunął się na długość swojego nosa i oparłszy swoje czoło o moje, czekał na moją reakcję. Wiedziałam ile to dla niego znaczyło. Pamiętałam, jakie to uczucie całować osobę, w której jest się nieodwracalnie zakochanym. Przycisnęłam usta do jego rozchylonych warg, dając mu tym samym przyzwolenie na kontynuowanie jego działań. Objął mnie niepewnie w pasie, ja zaś splotłam dłonie na jego karku. Czułam, że to nie był dobry pomysł, i że jutro będę żałować każdej decyzji podjętej tej nocy. To jednak miało się zdarzyć dopiero jutro. Ciągle go całując, pociągnęłam chłopaka w stronę sypialni. Mogliśmy zostać w salonie, ale chciałam, by ta noc coś znaczyła. By była czymś więcej, niż tylko numerkiem na skórzanej kanapie, którego oboje będziemy się wstydzić do końca swoich dni. Timothy był oszołomiony. Czułam przez pocałunek, że się uśmiecha, a jego ruchy nabrały energii, gdy ściągał ze mnie bluzkę i rozpinał guzik moich spodni. Nie pozostawałam mu dłużna, zdejmując mu koszulkę i odpinając pasek dżinsów. W końcu, nadzy, opadliśmy na łóżko, badając nawzajem swoje ciała. Nie czułam tych iskierek, tej ekscytacji, które pojawiały się przy zbliżeniach z Harrym. Odczuwałam jedynie naturalne podniecenie na myśl o dalszym przebiegu tej nocy. Przeklęłam się w duchu. Nie mogę myśleć o jednym facecie, uprawiając seks z drugim. Skupiłam się na ciele mojego przyjaciela, odkrywając go na nowo. Drżał pod dotykiem moich dłoni, drżał w każdym miejscu, które dotknęło mojej skóry. Schlebiało mi to, wiedziałam jednak, że miłość do mnie to najgorsza rzecz, jaka mogła mu się przytrafić. Oddałam mu się bez wahania, wiedząc, że po tej nocy nie będzie już między nami żadnych tajemnic. Nie będzie już niczego, czego byśmy o sobie nie wiedzieli. Złączenie ciał było tak naprawdę czymś więcej, dotknięciem się naszych dusz, których istnienia nam się odmawia.
***
*Oczami Jasmine*Nie wiem dokładnie ile czasu spędziliśmy siedząc tak pod prysznicem. W każdym razie, w trosce o naszą planetę, zakręciliśmy kurek i udaliśmy się do pokoju. Kuba zmienił spodnie na suche, a ja dostałam jego krótkie spodenki i bluzkę reprezentacji Polski.
Usiadłam na jego łóżku, a stanął przede mną.
- Możesz mi wyjaśnić, co ci się stało? - Zapytał.
Spuściłam smutno głowę. No tak. Przyszedł czas na trudne pytania. A już myślałam, że powiedzenie mu o moim wampiryźmie było najtrudniejsze.
- Po prostu... Straciłam kontrolę. - Powiedziałam chowając twarz w dłoniach.
Przed moimi oczami stanęły wszystkie moje ofiary. Słyszałam ich krzyk, błaganie o pomoc, czułam smak krwi. Tylko, że nie taki jak podczas picia. Teraz czerwona ciecz była ohydna.
Kuba ukucnął przy mnie. Wziął mnie za podbródek i zmusił, żebym patrzyła w jego oczy.
- Nie jesteś zła. - Powiedział. - Zdarzyła ci się mała wpadka. To tyle.
Mówił, a ja wiedziałam, że w to nie wierzy.
- Nie Kuba! To nie była jedna wpadka! - Odsunęłam się od niego. - Nie wiesz kim jestem, kim byłam! - Westchnęłam. - Miałeś rację. Nie powinnam ci zawracać tyłka. To przeze mnie przegraliście mecz.
Blondyn spojrzał na mnie z politowaniem.
- Nie wiedziałem, że grasz w reprezentacji... Zresztą, co to ma do twojej "wpadki"?
- Nie wiem... Jednak nikt nie może się o niej dowiedzieć! Proszę cię, Kuba. - Podeszła do niego bliżej. Patrzyliśmy sobie teraz głęboko w oczy.
- Obiecuję, że nikt się nie dowie. - Powiedział nie odrywając ode mnie wzroku.
Kiwnęłam głową, a następnie odsunęłam się.
- Dobrze. W takim razie bardzo ci dziękuję. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś zobaczymy. - Podałam mu rękę. Chłopak odwzajemnił uścisk.
- Ja też mam taką nadzieję. A ubranie... Zatrzymaj je sobie. Jak będziesz kiedyś chciała wpaść na mecz reprezentacji, to będziesz miała potrzebny "rekwizyt". - Uśmiechnął się.
Ja na te słowa również się rozpromieniłam. Od razu przypomniały mi się nasze maile...
- Dobrze. - Odchrząknęłam. - To... Do zobaczenia!
- Tak... Do zobaczenia.
Odwróciłam się i odprowadzana jego wzrokiem, wyszłam z pokoju. Gdy drzwi zamknęły się, oparłam się o ścianę. W sercu miałam dziwny ucisk. Niby nie byłam już pokłócona z Kubą, teraz byliśmy przyjaciółmi. Jak kiedyś...
Z moich oczu zaczęły wypływać łzy, które szybko wytarłam ręką. Wiedziałam, że mam przyjaciela na którego zawsze mogę liczyć. Teraz musiałam zająć się swoimi sprawami, a on swoimi. Postanowiłam, że zarezerwuję sobie lot na wtorek do Londynu i przyjmę posadę proponowaną przez Edwarda. Miałam być jego zastępcą. To naprawdę poważne zajęcie. Byłabym szychą w wampirzym świecie. Tylko czemu wcale się nie cieszę?
Westchnęłam, a następnie użyłam karty i weszłam do swojego pokoju. Tam przebrałam się w pidżamę składającą się z koszulki na ramiączka i krótkich spodenek. Była godzina 1.00, więc doszłam do wniosku, że pomysł z położeniem się spać nie był taki głupi. Następnego dnia musiałam pozałatwiać parę spraw związanych z tą dziewczyną i zarezerwować lot. Co prawda mogłoby być to dość trudne, ze względu na szybki termin, jednak z taki znajomościami to będzie błahostka.
Nagle usłyszałam cichutkie pukanie do drzwi. Zdziwiona otworzyłam, a moim oczom ukazał się Błaszczykowski.
- Kuba... - Zaczęłam jednak on nie pozwolił mi dokończyć.
Zrobił krok bliżej, tak, że jego głowa znalazła się parę centymetrów od mojej. Następnie pocałował mnie lekko. Ja odwzajemniłam to. Jego usta zaczęły być coraz bardziej natarczywe. Wszedł głębiej do pokoju. Nogą zamknął drzwi. Powoli przesuwaliśmy się po pomieszczeniu, cały czas całując się. Naszą przeszkodą nie stało się też łóżko. Udaliśmy na nie, nie przestając. Bardzo szybko pozbyłam się spodni Błaszczykowskiego. Zresztą on moich ubrań również. W końcu oderwał się od moich ust i zaczął całować mnie po szyi. Przestał na chwilę, gdy wyczuł bliznę po ugryzieniu. Dotknął ją opuszkiem palca. Chciałam coś powiedzieć, jednak on zatkał mi usta pocałunkiem.
- Mam to w nosie. - Wyszeptał, przygryzając lekko płatek mojego ucha.
Znowu zaczął całować mnie po szyi. Choć tym razem nie ograniczył się tylko do niej. Zaczął powoli kreślić linię przez moją klatkę piersiową, aż do brzucha. Tam znowu oderwał się od pocałunków i spojrzał na moje ciało. Zaraz pod piersią miałam bliznę - ślad po moich gwałcicielach. Oni nie tylko "zrobili swoje", oni okaleczyli moje ciało. Na brzuchu miałam jeszcze dwie dziesięciocentymetrowe szramy, po ostrzach sztyletów. Niżej znajdował się ślad po kuli, którą jeden nich trafił mnie na "do widzenia", zanim ich dowódca powiedział, że lepiej mnie nie zabijać. Bydlaki chcieli żebym umierała w cierpieniu, skąd mogli wiedzieć, że znajdzie mnie wampir? W każdym razie zemściłam się na każdym po kolei. Powiem szczerze, że wtedy zobaczyłam, jak bardzo mogę być okrutna.
Kuba wpatrywał się w moje blizny. Muszę przyznać, że była to dla mnie nowość. Noc z Zayn’em nie odbyła się na trzeźwo, więc chłopak nic nie pamiętał, a James... On znał mnie na tyle dobrze, że moje blizny, nawet przy naszym pierwszym razie, go nie zdziwiły.
Podniosłam się na łokciach. Zrobiło mi się głupio. Ona miał idealnie wyrzeźbione ciało, a ja... Przyzwyczaiłam się do swoich blizn, jednak nie chciałam żeby na nie patrzył.
Chłopak oderwał wzrok od moich niedoskonałości i przyłożył mi palec do ust, bym nie mogła nic powiedzieć. Zbliżył swoją twarz do mojej. Mimo tego zabrałam jego palec z ust.
- Kuba... - Zaczęłam.
- Dla mnie jesteś idealna. - Przerwał mi i pocałował mnie mocno w usta. - Kocham cię.
Te dwa słowa sprawiły, że zapomniałam o wszystkim i ze spokojem oddałam się mu.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Kolejny rozdział za nami, znowu ja się spóźniam. Musicie mi jednak wybaczyć - w przeciwieństwie do Wariatki, która urwie mi głowę - taka już jestem. Poza narodzinami, wszystko robię z opóźnieniem...
Nie trzymam Was dłużej, jedynie przepraszam za obsuwę.
Wiem co myślicie - znowu się obie puszczają w tym samym rozdziale, na dodatek z zupełnie innymi facetami, niż poprzednio. Ale czy ktoś wspominał, że napotkacie tu monogamię?
Buziaki Kochani,
Wasze
Rooksha&Wariatka
Rooksha&Wariatka
Hey Guys,
OdpowiedzUsuńRodział świetny, akcja się coraz bardziej komplikuje i rozwija. Jednakże mam parę zastrzeżeń do Wariatki - zauważam w Twoich częściach sporo błędów, ortograficznych i gramatycznych (ślepa zamiast ślepia, ukucie zamiast ukłucie, umierał zamiast umierała). Także check twice, bo często jakieś błędy Ci umykają.
Faktycznie, nie jest to opowiadanie o monogamii :) ale jak dla mnie to nawet lepiej, podoba mi się to.
Hej, Anonimko!
UsuńDzięki za wytknięcie pomyłek - poprawione ;) Wariatka pisze w WordPadzie, więc nie podkreślają jej się niektóre błędy, a i ja potem niektórych nie wyłapię. Ale dzięki - dobrze wiedzieć, że nie połykasz tekstu jak ci dają, tylko wyławiasz pestki ;)
Doskonale zdaję sobie sprawę, że bardziej podoba Ci się poligamia xD
Dzięki za to, że jeszcze tu wpadasz i doceniasz nasza pracę - szczególnie moje na wpółprzytomne klepanie w klawiaturę o pierwszej w nocy...
Buziaki Kochana,
R.
Drogi Anonimie!
UsuńPo prostu... Byłam głodna, więc "wrąbałam" biedne literki;D
Pozdrawiam
Rozdział po prostu ...raz wprawił mnie w ponury nastrój,a raz na twarzy pojawiał się usmiech ;) taka szybka zmiana nastroju. ;D Bardzo podoba mi się część Alice bo jest taka.. inna niż zwykle? Wariata zaskoczenie bo już myślałam, że nie będzie"miodku" xD Kubuś... Ooo :) czekam.na nastepny! znany anonim :D
OdpowiedzUsuń