piątek, 1 lutego 2013

Rozdział trzynasty



„Zemsta to owoc o gorzkim smaku”

Kiss the girl

Do: kubulek.blaszczykowski@gmail.com
Od: jasmine.stewart@gmail.com   
Temat: Twój przyjazd
Hejka!
Jak tam życie! Tak wiem, że długo ze sobą nie gadaliśmy. Słuchaj, jest taka sprawa. Zmęczyło mnie już mieszkanie w akademiku, więc wyprowadziłam się. Mieszkam teraz przy 20 Clevedon Road.
Na lotnisko po ciebie wyjadę, więc nie martw się! Nie będziesz zgubiony ;D Napisz tylko, o której przylatujesz.
Przepraszam, że dzisiaj tak krótko ale śpieszę się do pracy.
Pozdrawiam
Jasmine Stewart
Wysłano dnia: 25.03.2012
***
Do: jasmine.stewart@gmail.com
Od: kubulek.blaszczykowski@gmail.com
Temat: Przyjazd
Cześć!
Od razu przeproszę cię, że też tak krótko ale nie mam czasu. Nie musisz się o mnie martwić. Sam do ciebie przyjadę. Serio. Zresztą mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia...
Możesz spodziewać się mnie około 18.
Pozdrawiam
Jakub Błaszczykowski
Wysłano 27.03.2012
* ** 
*Oczami Kuby*
28 marca 2012
Londyn przywitał mnie wyjątkowo słoneczną pogodą. Po odebraniu bagaży, wsiadłem do taksówki. Kiedy stanąłem przed drzwiami z numerem 16, znowu wróciła do mnie ta chęć - chęć mordu.
Luty 2012, Dortmund
- Nie denerwuj się tak, Kubuś. - Piszczek cały czas przyglądał się zdjęciu.
- Jak on mógł?!
- Chodzisz z nią? - zapytał wychylając głowę znad gazety.
Zgromiłem go wzrokiem. Znowu wrócił do analizowania fotografii. Podszedłem do okna. Spojrzałem na dom na przeciwko. Jakiś facet wychodził z domu. Za nim wybiegła córeczka. Wtuliła się w nogi taty. On spojrzał w stronę drzwi. Stała tam jego żona. Uśmiechała się, co udzieliło się facetowi. W końcu mężczyzna odsunął od siebie dziewczynkę i pocałował w czoło, mówiąc coś. Westchnąłem ciężko. Schulzowie. Co ranek oglądam tę scenę. Do niedawna wyobrażałem sobie, że może za parę lat będę to ja i Jass. Jednak dziś...
- Myślisz, że ona mnie kocha? - zapytałem nagle, nie odrywając oczu od tej rodziny.
Usłyszałem, jak Łukasz krztusi się wodą. Odłożył gazetę i odchrząknął. To pytanie było dla niego dziwne. Uchodziłem raczej za chłopaka, który jest zabawny, otwarty, ale o swoim życiu uczuciowym nie mówi. Nawet najlepszemu przyjacielowi. Zresztą, to chyba normalne? Zazwyczaj faceci są zamknięci w sobie. Jak to mówi moja szwagierka: "Ukrywacie uczucia pod grubą skorupą, jak gdyby rozbicie jej miało spowodować waszą śmierć". Dlatego, właśnie takim oto sposobem, wprawiłem Łukasza w zakłopotanie.
- Wiesz... Nie wiem co między wami zaszło, wtedy...
- Racja. Byłeś zbyt pijany.
Chłopak zdzielił mnie gazetą i poszedł do kuchni.
- Chcesz piwo? – usłyszałem.
- Tak. - odparłem, cały czas zastanawiając się nad postawionym przez siebie pytaniem.
28 marca 2012r. Londyn
W końcu odważyłem się. Zadzwoniłem dzwonkiem. Nie musiałem długo czekać. Drzwi otworzył mi wysoki i postawny mężczyzna, ubrany bardzo schludnie - jak na niego.
- Cześć Wojtek. – powiedziałem.
- Czeeeść? - odpowiedział ewidentnie zdziwiony moim przybyciem.
- Mogę? – zapytałem.
Chłopak przepuścił mnie. Wszedłem do salonu. To miejsce kojarzyło mi się z jednym.
- Wybierasz się gdzieś? Przeszkadzam? - wskazałem na jego strój.
- Nie! Znaczy tak! Znaczy... Zaraz sama przyjdzie.
- Masz nową dziewczynę? - usiadłem na kanapie, posyłając mu wymuszony uśmiech.
- Nie do końca...
Spojrzałem na stolik do kawy. Leżała na nim gazeta, która była otworzona na pewnym artykule. Tym samym, który czytałem jakiś czas temu w Dortmundzie. Spojrzałem znowu na to zdjęcie. Czułem, jak od środka zaczyna rozsadzać mnie złość.  Wojtek zobaczył na co patrzę. Głośno przełknął ślinę.
- Słuchaj...
- Zawsze wiedziałem, że jesteś świetnym przyjacielem. Przed wyjazdem poprosiłem cię, żebyś się nią opiekował. Wiedziałem, że zrobisz to świetnie.  – zakpiłem.
- Jakoś Roberta się nie czepiasz, jak podrywa Alice!
- Nie przypominam sobie, żeby któryś z nas starał się o jej względy, oprócz niego.
Bramkarz prychnął.
- Myślisz, że należy do ciebie? „Biedny Kubulek! Zakochał się i teraz nikt nie może się do jego zdobyczy zbliżać!” Może trzeba było przed wyjazdem otoczyć jej dupę drutem kolczastym albo w ogóle nie wyjeżdżać! Myślisz że związek utrzyma się przez jakieś durne maile?! Ona ma mnie pod ręką. Zawsze mogę ją pocieszyć. - powiedział bardzo spokojnie i uśmiechnął się serdecznie.
We mnie krew się zagotowała.
- Radziłbym lepiej tobie otoczyć dupę drutem kolczastym. Bzykasz wszystko co się rusza!
Na miejscu psa sąsiadów zacząłbym się bać.
Po minie Wojtka zorientowałem się, że nieźle go wkurzyłem. Do tej pory patrzył na mnie tak po przyjacielsku. Jakby chciał mi pomóc, a raczej jej. Uchronić nas przed czymś.  Teraz jego oczy pałały nienawiścią do mnie. Podszedł i złapał mnie za koszulę, podniósł. Ja zdzieliłem go głową. Chłopak wypuścił mnie i wylądował na ziemi. Przez chwilę był oszołomny, jednak podniósł się i walnął mnie pięścią w brzuch. Skuliłem się z bólu. Nie dałem za wygraną. Wyprostowałem się i uderzyłem go z całej siły w nos. Bramkarz znowu spotkał się z panelami. Spojrzał na mnie z wyrzutem. Cały był we krwi.
- Nie spałem z nią. - podniósł ręce w geście "poddaję się", gdy zacząłem się do niego zbliżać. 
- To tylko moja kumpela. Nie wiem czemu, ale ostatnio wydawała się jakoś smutna. Pogadałem z nią. Powiedziała, że na początku roku zmarła jej przyjaciółka. Jej pogrzeb odbył się w przeddzień waszego wyjazdu. Podobno została zamordowana. Jass do dzisiaj nie może się z tym oswoić. 
- Nie wiedziałem... - powiedziałem patrząc na niego zdezorientowany.
- Przecież nie mogła ci tego w mailu napisać! Ale z ciebie idiota!
Usiadłem zrezygnowany na kanapie. Wojtek miał rację.
* * * 
*Oczami Harry’ego”
- Hazz, wstawaj! – głos Liama przerwał moje błogie leniuchowanie. Ale miał rację. Dochodziła trzynasta, a ja nadal leżałem pod kołdrą nagusieńki, z laptopem na kolanach.
Sięgnąłem po brzęczący od kilku godzin telefon, na ekranie zauważając symbol budzika, a pod nim godzinę dziewiątą rano. Cóż, trochę zaspałem. Zrzuciłem kołdrę na podłogę i odstawiłem komputer na szafkę nocną. Właśnie się przeciągnąłem, kiedy do mojego pokoju wpadł bez pukania mój najlepszy przyjaciel. Louis, w samych spodniach od dresu, zamknął za sobą drzwi i odwrócił się w moją stronę. Niebieskie tęczówki zabłysły, a uśmiech rozświetlił jego twarz. Zawsze podziwiałem go za to, że potrafi cieszyć się z najmniejszej drobnostki, wszystko potrafi obrócić w żart, nie ogląda się za siebie i zawsze ma wszystko pod kontrolą. Beztroski i roztrzepany, ale też opiekuńczy i poukładany. Wpatrywałem się w niego najwyraźniej o kilka sekund za długo, bo wyłapał moje zamyślone spojrzenie i zmarszczył brwi.
- Mam coś na twarzy?
Zaśmiałem się. Potrząsnąłem głową i bez skrępowania ruszyłem w stronę komody.
On powiódł za mną rozbawionym wzrokiem; zawsze śmieszyło go moje umiłowanie do nagości. Z pierwszej szuflady wyjąłem bokserki i założyłem je.
- Przychodzisz w jakimś konkretnym celu, czy chciałeś po prostu pogapić się na mój tyłek? – zapytałem go grzebiąc w szafie w poszukiwaniu koszulki. Pewnie gdybym spojrzał na niego w tej chwili, miałby uniesioną lewą brew i usta wygięte w półuśmiechu.
- Pierwsze. Choć przyznaję, jest na co popatrzeć. – powiedział, gdy wciągałem na siebie parę spodni.
- Więc o co chodzi? – zapytałem, ignorując zaczepkę. Lubiłem się z nim przekomarzać, ale zawsze wygrywał, więc odpuściłem. Miałem zbyt dobry humor, by teraz go rujnować.
- Zayn znowu ma jakieś kompleksy i obsesyjnie uprawia sporty, więc przyszedłem się spytać, czy wyskoczysz z nami na kort.
- Znowu tenis? – jęknąłem. Louis pokiwał głową z uśmiechem.
- Liam nie jedzie, Danielle przyjechała. – powiedział, kiedy szukałem w koszulce dziury na głowę.
- Serio? A nie miała być teraz w Nowym Yorku?
Louis spojrzał na mnie z pobłażaniem i pokręcił głową.
- W Nowym Yorku była miesiąc temu. Czyżby skleroza, Hazz? A może nasz Loczek się zakochał, co?
I wtedy właśnie moje ciało postanowiło sprzeniewierzyć się swojemu właścicielowi i moje policzki przybrały barwę czystej purpury. Lou oczywiście wybuchł śmiechem i poczochrał moje włosy w „czułym” geście. Dupek. Wyszliśmy z mojego pokoju trzaskając drzwiami.
W jadalni siedzieli już Liam, Zayn i Niall, ale tego ostatniego widziałem jedynie tyłek – reszta ciała zanurzona była w lodówce w kuchni. Zayn czytał gazetę popijając kawę, a Liam przyglądał się swojemu odbiciu na nożu. Usiadłem obok Malika i założyłem ręce za głowę.
- Jak tam Bad boy? Czyżby impreza się nie udała? – spytałem z przymkniętymi powiekami.
Mulat obok mnie poruszył się na krześle; zaszeleściła gazeta.
- Co masz na myśli? – rzucił pomiędzy kolejnymi łykami napoju.
 - Po prostu nie słyszałem w nocy żadnych jęków z Twojego pokoju.
- To znaczy, że masz coś źle ze słuchem, Hazz. Ja nie mogłem spać przez pół nocy. – powiedział Liam, patrząc na mnie z podniesioną brwią.
- Nie spałeś pół nocy, bo szykowałeś się na spotkanie z Danielle! – zawołał z kuchni Niall, po czym zarechotał w charakterystyczny dla siebie sposób, a ja, Lou i Zayn mu zawtórowaliśmy.
Payne spojrzał na nas karcąco.
- Ciekawe kto się długo szykował na wyjście do kina z pewną rudowłosą panienką, nieprawdaż, Harry? – zapytał sarkastycznie, na co ja dyplomatycznie przewróciłem oczami.
Niall właśnie siadał do stołu z ogromnym talerzem kanapek, kiedy mój wzrok przykuło pewne zdjęcie w gazecie Zayna. Wziąłem do ręki czasopismo i dogłębnie przyjrzałem się fotografii, a wraz ze mną Malik, najwyraźniej zaalarmowany moją zdezorientowaną miną.
Na środku strony widać było dwie pary w klubie lub czymś takim. Tytuł nad zdjęciem głosił „Szczęsny z kolegą balują w Soho”, więc w jednym z mężczyzn od razu rozpoznałem poznanego na sylwestrowym balu piłkarza. Drugi też nie był mi obcy, choć zdecydowanie wolałem o nim nie pamiętać. Robert Lewandowski. Irytujący i niezbyt błyskotliwy osiłek.
Na zdjęciu robił to, za co w Nowy Rok miałem ochotę go udusić.
- No, no. Początek trzeciej bazy. – usłyszałem koło ucha głos Zayna. Spojrzałem na niego zirytowany, po czym znowu przyjrzałem się fotografii, z niechęcią przyznając, że miał rację.
Rudowłosa dziewczyna siedziała na kolanach znienawidzonego przeze mnie napastnika, który obłapiał ją bezwstydnie, obejmując jej delikatne usta swoją ohydną paszczą. Jej ręce próbowały rozpiąć jego pasek, ale ja wiedziałem, że to tylko pozory. Byłem pewien, że próbowała się odepchnąć i wyswobodzić z objęć tego zboczeńca. Zazgrzytałem zębami.
- Jebany dupek. Walony piłkarzyk, myśli, że może sobie macać każdą jaka wpadnie mu w ręce. – mamrotałem pod nosem, na co Zayn zaśmiał się i odchylił na krześle.
- Chyba nie myślałeś, że taka laska jak Alice będzie czekała aż nieśmiały Harry pokona swoje lęki i zaciągnie ją do łóżka, co? – zakpił. We mnie coś się zagotowało.
- Ona taka nie jest. – warknąłem w odpowiedzi. Malik uniósł jedną z brwi.
- Skąd możesz to wiedzieć? – rzucił z drugiego końca stołu Liam.
- Bo wiem. – mruknąłem zirytowany tym, że on także miał rację. Nie wiedziałem o niej zbyt wiele. Większość naszych spotkań przebiegała wedle jednego schematu. Ja próbuję nawiązać jakąś rozmowę, a ona patrzy na mnie trochę jak psychopatka i oblizuje sobie wargi, wgapiając się w moje usta. Potem moje próby zostają zaniechane i przez kilka minut panuje cisza, zastąpiona za chwilę przez mlaskanie naszych ust złączonych w pocałunku. W końcu nadchodzi moment kulminacyjny, czyli brzęczenie jej telefonu i pośpieszne przeprosiny. Potem ona wychodzi, a ja zostaję napalony do granic możliwości, w rozchełstanej koszuli. Westchnąłem. Moje życie uczuciowe to dno.
- A ta obok to…? – zapytał znienacka Niall, który nie wiadomo skąd pojawił się za moimi plecami.
- Jasmine. Przyjaciółka Alice. – przy imieniu rudowłosej mój głos delikatnie zmiękł. Irlandczyk najwyraźniej to wychwycił, bo wydał z siebie odgłos zdziwienia i zapytał zdezorientowany:
- To nie kręcą Cię już blondynki?
Chłopcy zaśmiali się z niego. Ja tylko pokręciłem głową.
- Rude mają w sobie dużo więcej… - zamilkłem w poszukiwaniu odpowiedniego słowa.
- ochoty na seks? – rzucił rozbawiony Louis. Zgromiłem go wzrokiem.
- Więcej pasji. – dokończyłem. Na chwilę zapanowała cisza, przerywana jedynie chrupaniem ogórka w ustach Nialla.
- To co masz zamiar z tym zrobić? – zapytał w końcu Liam, niepewnie wpatrując się w moją twarz. Zlustrowałem szybko twarze czwórki moich przyjaciół.
- Zemsta.
* * *
Podjechałem pod ulubioną kawiarnię Alice, do której zabrała mnie na początku lutego. World’s Cafe. Pamiętam, że pytałem ją o rodzinę i życie w Polsce, ale niezbyt uważnie słuchałem jej odpowiedzi, zbyt zajęty obserwowaniem gry świateł na jej płomiennych włosach. Teraz jednak musiałem być skoncentrowany, bo jeśli była tu teraz z tym cholernym piłkarzem, to musiałem rozegrać to w miarę dyskretnie. Wysiadłem z auta i ruszyłem w stronę drzwi kawiarni. Wewnątrz roznosił się przyjemny zapach parzonej kawy, a całe moje ciało otuliło ciepło, jakby ktoś owinął mnie bardzo dużym szalikiem. Potrząsnąłem głową. Skup się, Harry. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu rudej czupryny, nigdzie jednak nie dostrzegłem ani jednego rdzawo – płomiennego włosa. Ale mój wzrok przykuł ktoś inny. Robert Lewandowski, siedzący sobie w rogu kanapy i niewinnie popijający kawusię. Zacząłem iść w jego stronę i zauważyłem, że gazeta, którą trzymał w dłoni to ta sama, którą kilka dni temu trzymał w rękach Zayn. Piłkarz wpatrywał się w nią z małym uśmiechem, na co ja zacisnąłem pięści. Drań zapłaci mi za to. Podszedłem do niego i nachyliłem się nad stolikiem.
- Cześć Robert. Dobrze, że Cię widzę. – powiedziałem sarkastycznie, a on uniósł na mnie zdezorientowane spojrzenie, które potem zamieniło się w pełne pogardy i satysfakcji.
- Hej Harry. Co tam słychać? – zapytał bezczelnie się szczerząc. Wtedy właśnie moje opanowanie się skończyło i bez zastanowienia złapałem go za przód koszuli i podniosłem do pozycji stojącej. On zmrużył oczy i spojrzał na mnie nienawistnie.
- Nie dotykaj mnie, chłopczyku. – wymamrotał, a ja usłyszałem za plecami skrzypienie krzesła o podłogę. Ktoś chciał mnie powstrzymać. Musiałem zatem działać szybko.
- Zostaw ją w spokoju. Nic ci do niej. Wracaj do Niemiec i nie pokazuj się tu, bo… - każde słowo artykułowałem głośno i wyraźnie, tak żeby na pewno załapał. W końcu nie byłem pewien jego znajomości angielskiego. Jednak najwyraźniej nie była ona zła, skoro Lewandowski odepchnął mnie od siebie i warknął w moją stronę:
- Nie mów mi co mam robić, a czego nie. Poza tym niech ona wybiera. A skoro wybrała mnie, to zdaje się że nie masz tu już czego szukać.
Krew się we mnie zagotowała, a wszelkie zahamowania i lęki, jakie miałem jeszcze przed chwilą, całkowicie wyparowały.
- Nie wybrała ciebie!!! – krzyknąłem i z całej siły przywaliłem mu pięścią w oko. Krzyknął zaskoczony i załapał się za twarz. Ja uśmiechnąłem się z satysfakcją, otrzepałem rękawy marynarki z nieistniejącego pyłu i wyszedłem z kawiarni.
* * * 


*Oczami Jasmine*
Stałam przed drzwiami z numerem 16. Trzymałam w ręku starannie zapakowane ciastka i książkę, którą Wojtek pożyczył mi parę dni temu. Miałam nadzieję, że go zastanę. Wiedziałam, że ma randkę z jakąś paniusią, jednak nie miałam wyboru.  Dzisiaj miał przyjechać Kuba, potem ten ślub... Nie wiem, czy później znowu gdzieś mnie nie wyślą. Zapukałam. Nic. Zadzwoniłam. Nic. Już miałam odchodzić, gdy drzwi otworzyły się. Stanął w nich Kuba. Oniemiałam. Spojrzał na mnie smutno i wyminął mnie.
- Kuba, czekaj! - usłyszałam Wojtka.
Weszłam szybko do środka. Zobaczyłam bramkarza, który siedział przy stole i trzymał jakiś ręcznik przy nosie. Całą górę koszuli miał we krwi. Spojrzałam na niego pytająco. Nagle mój wzrok przykuła gazeta. Otworzona była na tym cholernym artykule. Kiedy na początku lutego byłyśmy w klubie, jacyś paparazzi zrobili nam "sweet fotki" z których musiałyśmy się z Alice nieźle tłumaczyć. Podobnie Wojtek i Robert.
- Coś ty mu, idioto, powiedział?! - zapytałam przykładając mu do nosa ręcznik zmoczony zimną wodą.
Chłopak odsunął kompres od twarzy.
- Biegnij za nim! Wraca do Niemiec!
Jego słowa zszokowały mnie. Wyszłam pędem z domu. Gdzie on może być?! Szłam ulicą szukając chłopaka. Nagle mignęły mi gdzieś blond włosy. Użyłam wampirzych mocy i zobaczyłam go. Szedł w stronę postoju taxi. Ruszyłam nie zwracając uwagi, że mogę biec szybciej niż najszybszy człowiek świata. Złapałam Błaszczykowskiego za kurtkę. On odwrócił się z początku zbulwersowany, jednak po chwili spoważniał. Spojrzał na mnie twardo.
- Co ty robisz? – zapytałam.
- Wojtek mieszka tam. - wskazał palcem i odwrócił się.
- O co ci chodzi? - wróciłam go do starej pozy.
- O co MI chodzi?! Czemu nie powiedziałaś mi o tobie i Wojtku?
- Co? - stanęłam, jak wryta.
- Widziałem zdjęcia.
- Między mną, a Wojtkiem nic nie ma. On ma dziewczynę. A to z tych zdjęć... Może za dużo wypiłam, nie wiem... - spuściłam głowę.
Chłopak złapał mnie za podbródek i podniósł go tak, że spojrzałam mu w oczy. Zaczął zbliżać się do mnie. Nie protestowałam. Robiłam to samo. Nasze usta dzieliły milimetry.
- Możecie się całować gdzie indziej?! - usłyszeliśmy jakiegoś faceta, a potem klakson.
Nie zauważyliśmy, że stoimy na środku ulicy i robimy korek. Zaśmiałam się głośno, a Kuba westchnął zrezygnowany.
- Powinieneś się już przyzwyczaić. - powiedziałam, jak wchodziliśmy na chodnik
- Do 58 razy sztuka. - zaśmiał się, ale nagle spoważniał - Musimy pogadać.
Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Chodźmy do ciebie. – zaproponował.
* * *
Weszliśmy do mojego nowego mieszkania. Znaczy, nie do końca mojego. W zeszłym miesiącu kupiłyśmy go razem z Alice. Znudziło nam się mieszkanie w akademiku. Zresztą biorąc pod uwagę, że dość często odwiedzali nas śmiertelnicy… Nie wiem, jak miałabym wytłumaczyć Kubie, że jakiś facet wbija mu się zębami w nadgarstek.
Nasz nowy domek był całkiem spory. Dwie spore sypialnie z łazienkami i garderobami, kuchnia, i jadalnia otwarte na duży salon, to chyba wystarczająco dużo, jak dla dwóch dziewczyn. Nie przemyślałyśmy tylko pokoju gościnnego. Choć dla Alice nie jest to chyba jakiś problem…
- Rozgość się. – powiedziałam rzucając torbę na szafkę przy drzwiach.
Chłopak wszedł do pokoju i rozejrzał się. Pokiwał głową z uznaniem.
- Widać, że mieszkają tutaj dziewczyny. – W odpowiedzi zaśmiałam się – Musimy poważnie pogadać.
- Słucham. – usiadłam na kanapie.
- Pamiętasz, jak przed moim wyjazdem, spytałem się ciebie dlaczego jesteś ubrana na czarno? – pokiwałam głową. – Powiedziałaś, że idziesz na pogrzeb kolegi. Jednak teraz, jak rozmawiałem z Wojtkiem, to on mówił, że ty cały czas jesteś smutna z powodu śmierci koleżanki.
O kurwa…
- Bo ona zmarła zaraz po tym, jak wy wy…
- Została zamordowana. – przerwał mi w pół zdania.
Kurwa do kwadratu.
- Kuba… Ja…
Chłopak podszedł do mnie. Ukucnął naprzeciw mnie.
- Nie jestem idiotą. Wiem, że ten sen nie był snem. Zbyt wyraźnie go pamiętam. Coś się dzieje, a ty nie mówisz mi co. – spojrzał mi głęboko w oczy.
Czułam się osaczona. Po cholerę powiedziałam to Wojtkowi. Wtedy, po tej imprezie. Alice polazła gdzieś z Robertem, a bramkarz uparł się, że mnie odprowadzi. Zgodziłam się. Gadaliśmy o wszystkim. Byliśmy lekko wstawieni. Podobało mi się to, więc nie pozbyłam się tych pieprzonych promili. Opowiedział mi o śmierci swojej siostry - Natalii, chyba… Czułam, jak przybiera we mnie smutek. Powoli ogarniał całe moje ciało. Wygadałam mu się. Oczywiście ocenzurowałam niektóre fakty, tzn. mordowanie wampirów, to, że sama nie żyję. Jednak najważniejsze mu opowiedziałam. Wiem, że to było głupie z mojej strony, ale musiałam wyrzucić to, co siedziało we mnie od miesięcy. Nie mogłam się „otworzyć” przed Alice. Ona zawsze uważał mnie za ideał - do zadań podchodziłam bez żadnych emocji, byłam świetnie zorganizowana, przestrzegałam zasad (w większości). Bałam się, że jej świat runie, kiedy dowie się, że ja też jestem słaba, jak wszystkie inne wampiry. Alex i Samantha sami to przeżywali. Nie chciałam im się zwalać na głowę.
Podeszłam do okna. Patrzyłam na panoramę Londynu. Poczułam, ze ktoś stoi za mną. Lekko łapie mnie za biodra i przysuwa się do mnie, kładąc mi głowę na ramieniu. 
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. – usłyszałam znany mi już męski głos.
Poczułam, jak moje serce robi się gorące. Odwróciłam się do niego. Miał rację.
- Jeśli ci coś powiem, to obiecujesz, że weźmiesz to na poważnie? Nie będziesz się śmiał?
- Przysięgam.
Wzięłam głęboki wdech. Nie byłam pewna, czy to zdanie wyjdzie z moich ust.
- Jestem wampirem. – powiedziałam z wysiłkiem.
Cudem powstrzymał prychnięcie. Wiedziałam, że tak będzie.
- Mówiłeś, że nie będziesz się śmiać! – krzyknęłam.
- Nie śmieję się. Jednak radziłbym ci uważać. Tam wisi czosnek. – wskazał palcem.
Cholera jasna! Idiota! Zaraz jak mu skoczę do gardła, to mu się odechce czosnku!
- Zobacz. – mówiąc to odsłoniłam zęby.
Chłopak przyjrzał im się.
- Masz śliczne białe, prościutkie ząbki… - wysunęłam swoje kły - …które zrobiły się przerażające…
Kuba zaczął powoli się ode mnie odsuwać. Kierował się powolutku w stronę drzwi.
- Nie bój się. -  powiedziałam przywracając swojemu uzębieniu normalny kształt – Nic ci nie zrobię.
Podeszłam do niego szybko. Spojrzałam mu w oczy. Był przerażony. Nie dziwiłam mu się. Dotknęłam lekko jego policzka.
- Nie mogłabym ci nic zrobić. Nie umiem…
- Mogłabyś… Wyjaśnić to wszystko?
Wzięłam głęboki oddech. Wskazałam na kanapę. Chłopak posłusznie usiadł na niej, cały czas przyglądając mi się jak okazowi w zoo.
Odchrząknęłam. Od czego mogłam zacząć?!
- Wiem, że nie wyglądam, ale mam prawie 200 lat. Jestem trochę innym wampirem, niż myślisz. Nie piję ludzkiej krwi. Jako, że kiedyś umiałam się od niej powstrzymać, to teraz mam… Jakby to nazwać… Możliwość normalnego życia. Czyli mogę normalnie jeść, pić, spać, itp. Jednak nie muszę. Jeśli pijemy krew to tylko zwierzęcą. Muszę przyznać, że jest ona lepsza niż zwykłe jedzenie - na dłużej hamuje głód.
- Czyli nie muszę się obawiać o własną głowę? – zapytał starając się uśmiechnąć.
- Jesteś bezpieczny. – zaśmiałam się.
Ewidentnie odetchnął z ulgą. Choć wiedziałam, że jeszcze nie do końca mi wierzy.
- Jeszcze jedno pytanie. Twoja opowieść oznacza, że nie zwariowałem?
- Oznacza, że nie masz tak dziwnych słów, jak myślisz.
Spojrzałam na zegarek.
- Zaraz Alice przyjdzie z Robertem.
- Alice i Robert?! Oni też są wampirami?! – zapytał.
- Nie. Znaczy Alice tak, ale Robert nie.
Chłopak zamyślił się. Chyba przerastała go ta sytuacja. Spojrzałam w stronę kuchni, dokładnie w kierunku szafki z garnkami. Może to był zły pomysł z mówieniem mu tego? Może zastosuję stary sprawdzony sposób i sprawię, że zapomni o tej rozmowie? Choć nie jestem pewna, czy nie wylądowałby w szpitalu po drugim spotkaniu z patelnią.
- Czy ci do których teraz idziemy też są wampirami? – zapytał nagle.
- Aleks tak, ale Sara nie.
- Same związki wampirzo-ludzkie! – złapał się za głowę.
Zamyśliłam się. Chyba trochę mu naplątałam.
- Poczekaj – powiedziałam, by za chwilę wrócić z książką. Rzuciłam mu ją na kolana. – Proszę.
- Co to jest?
- Wszystko co powinieneś wiedzieć o wampirach. Teoretycznie nie możesz tego czytać, ale praktycznie nikt nie musi o tym wiedzieć. – uśmiechnęłam się szeroko.
Kuba otworzył egzemplarz i przejrzał pierwszą stronę.
- Nadal nie wierzysz? – zapytałam
- To jest… Daj mi się z tym oswoić.
Pokiwałam głową. Nagle coś sobie uświadomiłam.
- Mogę mieć do ciebie jedną prośbę? Na razie nie mów nikomu, że wiesz o wszystkim.  Jak przyswoisz wszystkie informacje, to wtedy zastanowimy się co z tym zrobić.
- Dobra. Przynajmniej mam pewność, że mnie się tak łatwo nie pozbędziesz. – uśmiechnął się lekko.
Spojrzał mi w oczy. Poczułam, jak przeszywa mnie dreszcz. Dreszcz? Przecież…
- Przepraszam na chwilkę. – powiedziałam i zniknęłam szybko w łazience.
Spojrzałam w lustro. Wyjęłam soczewki z oczu. Do tej pory one miały za zadanie ukrywać, że moje tęczówki mają odcień złota, jednak teraz już nie musiały. Wrócił mi stary kolor. Od prawie 200 lat nie widziałam swoich pięknych, brązowych oczu. Dotknęłam klatki piersiowej. Serce mi biło.
Boże…
- Kuba… Ja cię kocham! –powiedziałam do własnego odbicia.
Nie miało już sensu okłamywanie samej siebie.

*  *  *
*Oczami Alice*
- Spadłeś ze schodów i wylądowałeś okiem na klamce? – zapytałam Roberta stojącego pod moimi drzwiami, z połową twarzy pokrytą głębokim fioletem.
Mężczyzna spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Co?
Westchnęłam.
- Nieważne. Wejdź. – odsunęłam się w tył domu i zaprosiłam go gestem do środka. Jasmine była tu wcześniej z Kubą, ale umówiłyśmy się już przed domem Aleksa i Sary. Po przekroczeniu progu jego głowa przypominała trochę radar, bo rozglądał się jak dziecko w Disneylandzie. Oparłam się ramieniem o framugę drzwi do kuchni i przyjrzałam się mu. Jego trochę dziecinne zachowanie kontrastowało z wyglądem dorosłego, postawnego faceta, ubranego w ciemną marynarkę i dżinsy. Nagle jakby zorientował się, że mnie nie ma, bo okręcił się dookoła własnej osi z zagubionym spojrzeniem, przy okazji robiąc obcasem czarny ślad szpecący jasną podłogę. Pokręciłam głową z rozbawieniem. 
- Już się napatrzyłeś? – zapytałam retorycznie z uniesioną brwią. Zmieszał się trochę, ale po chwili wzruszył ramionami.
- Idziemy? – zapytał, zrobiwszy kilka kroków w moją stronę. Znów pokręciłam głową.
- Nie możesz iść do moich przyjaciół, wyglądając jakby ktoś trafił cię kijem bejsbolowym w oko. – pociągnęłam go za rękę w stronę schodów.
- Wierz mi, ślad po uderzeniu bejsbolem wyglądałby dużo gorzej, możliwe, że skończyłoby się złamaniem łuku brwiowego, albo… - przewróciłam oczami na jego tyradę o ranach bitewnych. Odwróciłam się do niego i po prostu zatkałam mu usta dłonią.
- Zamknij się, nie mam ochoty słuchać o twoich doświadczeniach sportowych. – wymamrotałam, wiedząc, że jeśli odwyk od Harry’ego ma działać, muszę być dla Lewego co najmniej miła. Uśmiechnęłam się zatem i zabrałam rękę.
- Chodźmy do łazienki, opatrzę Ci to. – rzuciłam przez ramię, znów ciągnąc go za sobą.
Gdy weszliśmy do jasnego pomieszczenia przywitał nas zapach konwaliowych perfum Jasmine, zbyt niewinnych jak na nią, moim zdaniem. Usadziłam Roberta na stołku przy lustrze i odwróciłam się w stronę szafek za wieszakiem na ręczniki. I wtedy właśnie przyszło mi do głowy, że nie wiem, czy mamy w domu apteczkę lub cokolwiek innego, żeby opatrzyć ludzkie rany. W końcu jako wampiry nie potrzebowałyśmy czegoś takiego – każda nasza ewentualna rana goiła się natychmiastowo. Pacnęłam się w czoło z własnej bezmyślności i wyciągnęłam z kieszeni komórkę. Wybrałam pierwszy na liście kontaktów numer i przyłożyłam urządzenie do ucha. Po dwóch sygnałach usłyszałam głos mojej mentorki.
- Tak, Alice?
- Słuchaj Jass, gdzie mamy apteczkę?
- A po co ci ona? Coś się stało?
- Nie. To znaczy tak, ale nie mi.
- To komu w takim razie?
- Lewemu.
- Robertowi? Co mu się mogło stać?
- Nie wiem, Jasmine i właściwie, to na chuj ci ta wiedza. Pytam gdzie jest apteczka.
- Licz się ze słowami, Allie. A apteczka jest w drugiej półce po lewej w mojej sypialni.
- Dzięki. Na razie. – to mówiąc, rozłączyłam się. Odwróciłam się zirytowana do milczącego Roberta i powiedziałam przepraszającym tonem:
- Zaczekaj jeszcze sekundkę. – I wybiegłam z łazienki. Wpadłam do pokoju Jass i wyjęłam z szafki której mi wskazała czerwoną walizeczkę. Już miałam wychodzić, kiedy mój wzrok przykuło coś na narzucie, którą przykryte było łóżko. Było to małe czarne pudełeczko, które po otwarciu okazało się puste, ale dwa wgłębienia wyłożone gładką folią zdradziły, że wcześniej znajdowały się tu szkła kontaktowe. Po co Jasmine miałaby wkładać kontakty?
Zdziwiłam się, ale głośne westchnięcie z łazienki w drugim końcu korytarza skutecznie wyrwało mnie z zamyślenia. Czym prędzej popędziłam do Roberta. Uśmiechnęłam się do niego i otworzyłam apteczkę. Teraz powinnam…właśnie. Co powinnam zrobić? Za życia nie zdążyłam zrobić kursu opatrywania podbitych oczu, czy czegoś takiego, a wampirowi taka wiedza jest zupełnie niepotrzebna. Choć okazuje się, że jednak nie do końca. Spojrzałam na piłkarza bezradnie. On uniósł brew i spojrzał na mnie z pobłażaniem.
- Nie jesteś zbyt dobrą pielęgniarką, co? – rzucił, uśmiechając się z wyższością. Zazgrzytałam zębami, ale opanowałam się w porę. Nie mogę robić mu krzywdy, bo jest mi potrzebny. Poza tym to również nieetyczne, w końcu jest człowiekiem. Ma prawo do życia, wolności osobistej i inne bzdury, ale akurat to było mi niemalże obojętne. Rozłożyłam bezradnie ręce i uśmiechnęłam się jak głupiutka blondyneczka w typowym amerykańskim romansie o słodkiej niezdarze z dobrego domu i twardzielu kradnącym samochody.
- Co trzeba zrobić, żeby ta rana nie wyglądała tak okropnie? – zaświergotałam głaszcząc go po policzku. Musiałam dać mu złudzenie, że ma nade mną przewagę i tylko on może mi pomóc. Faceci lubią czuć się potrzebni.
- Potrzebujemy lodu. – powiedział, całując moją dłoń i sadzając mnie na swoich kolanach.
- Nie wiem, czy doniosę go do ciebie. Rozpalasz mnie tak bardzo, że pewnie stopnieje mi w palcach. – powiedziałam uwodzicielskim głosem. Zaraz po wypowiedzeniu ostatniego słowa zdałam sobie sprawę jak płytkie i żałosne było to zdanie. Robertowi jednak najwyraźniej przypadło do gustu, bo pociągnął mnie jeszcze bliżej siebie i zatopił swoje usta w moich.
Oddałam mu się całkowicie, godząc się tym samym na kontynuowanie tej małej gry.


*  *  *
*Oczami Kuby* 
Staliśmy przed drzwiami jakiegoś domu. Za chwilę miałem poznać przyszłą parę młodą. Niby nic, ale w momencie kiedy Jass wcisnęła dzwonek, poczułem jak mój głos ucieka. Nie wiem czego mógłbym się bać. W końcu spędzę czas z nieświadomym śmiertelnikiem, kobietą wiedzącą wszystko ale nie mogącą puścić pary z ust i trzema, praktycznie rzecz biorąc, trupami.
- Cześć! – drzwi otworzył znajomy mi skądś facet.
- Hej Aleks! – odpowiedziała Jasmine.
Dziewczyny wchodząc pocałowały mężczyznę w policzek. My z Robertem ograniczyliśmy się tylko do uściśnięcia dłoni. Wszyscy, po uprzednim zostawieniu kurtek, weszliśmy do salonu. Tam czekała już na nas jakaś kobieta. Aleks podszedł do niej i ucałował ją w policzek.
- Oto nasz świadek. - wskazał na mnie.
Brązowowłosa podeszła do mnie i wyciągnęła rękę.
- Sara - powiedziała z uśmiechem
- Kuba - odwzajemniłem gest.
- A to towarzysz naszej Alice? - kiwnęła głową w stronę napastnika.
- Tak, to jest Robert. Robert to Sara. - rudowłosa wampirzyca przejęła kontrolę.
Następnie wszyscy usiedliśmy przy wielkim stole. Przyszła panna młoda podała ciasteczka i herbatę. Dziewczyny zajęły się rozmową o jakiejś kiecce. Aleks wypytywał o coś Roberta. Ja miałem okazję przyjrzeć się całej zgrai. Ciemny blondyn z niebieskimi oczami odróżniał się od Alice i Jass. Po nich choć trochę mógłbym przypuszczać, że nie są inne, jednak on? Typowy facet. Rumieńce na polikach, kilkudniowy zarost, co w nim nieżywego?
- A ty Kuba? - z rozmyślań wyrwał mnie głos wampira.
- Co ja? Przepraszam, ale nie słuchałem.
- Też zostajesz do pierwszego?
- Chyba tak.
- Szkoda, że nie dłużej. Wasza obecność dobrze wpływa na dziewczyny. Są bardziej...
- Ludzkie? - zapytałem z przekąsem.
Robert zaśmiał się. Aleks spojrzał na mnie lekko podejrzanie. Uśmiechnąłem się.
- Można tak to nazwać...
- Co chłopaki? O czym plotkujecie? - za moim oparciem zmaterializowała się Jass. Alice i Sara gdzieś zniknęły.
- O tym ile jest w was z ludzi. - zaśmiałem się.
Jasmine spojrzała na mnie podejrzliwie. Aleks podobnie.
- Jest już dość późno. Chyba będziemy się zbierać. - powiedziała po chwili.
- Odprowadzę was do drzwi. - wampir wstał z miejsca. - Przeproszę cię na chwilę Robercie.
- Co jutro robicie? - zapytała Jass, gdy pomagałem jej włożyć kurtkę.
- Przygotowujemy się na dzień zagłady. A wy?
- Podobnie. - uśmiechnęła się.
Chłopak spojrzał na mnie.
- Miło mi cię było poznać Kuba.
- Mi również. Do zobaczenia pojutrze. - uścisnęliśmy sobie dłonie.
Wyszliśmy na zewnątrz. Wstrząsnął mną dreszcz. Spojrzałem na wampirzycę. Nią również.
- Nie musisz udawać. – powiedziałem.
- Czego?
- Przecież ty nie żyjesz. Jak może być ci zimno.
Ona w odpowiedzi uśmiechnęła się niemrawo. Zamyśliła się na chwilę. Ja również. Nie mogłem uwierzyć, że jest, lekko mówiąc... martwa. Nie rozumiałem, jak mogłem się w niej tak łatwo zakochać. Mam 27 lat. Poznawałem mnóstwo kobiet, ale ta jedna musiała mi zawrócić w głowie. Cholera! Jestem jakiś psychiczny! Zakochałem się w trupie! Może lepiej nie będę wspominał o tym psychologowi naszej reprezentacji, jak będzie wypytywał mnie o życie prywatne...
- Właściwie... - z rozmyślań wyrwała mnie Jass. - Co ci strzeliło do głowy?! Stwarzałeś jakiś durne aluzje! Prosiłam cię, żebyś nikomu nie mówił, ale przecież nie wspomniałam o sugerowaniu czegoś!
- Skończyłaś? Niczego nie sugerowałem. Po prostu... Tak mi się powiedziało...
Dziewczyna westchnęła ciężko.
- Zrozum. Ty nie powinieneś wiedzieć o istnieniu mojego świata. My w ogóle nie powinniśmy ze sobą rozmawiać. Na pewno Aleks będzie pierwszą osobą, która dowie się, że ty wiesz, ale nie teraz. On bardzo stresuje się tym ślubem. Nie chcę mu stwarzać kolejnych kłopotów. - pokiwałem głową ze zrozumieniem - Kuba... Jesteś dla mnie naprawdę ważny. Nie chcę żeby stało ci się coś złego. Mój świat jest niebezpieczny...
- Wszedłem do niego na własną odpowiedzialność. – powiedziałem.
Jass uśmiechnęła się lekko. Złapałem ją za rękę i ruszyliśmy dalej.

* * * 
*Oczami Alice*
- Dobrze było znów Cię zobaczyć, Alice. – powiedziała Sara, a chwilę potem objęła mnie ramionami. Uśmiechnęłam się delikatnie i przymknęłam powieki, czując coś podobnego jak przy Jasmine; tą niemożliwą do opisania aurę bezwarunkowej miłości, opiekuńczości i troski, jakimi każda matka darzy swoje dziecko. Ścisnęłam ją delikatnie w pasie i musnęłam wargami policzek.
- A Ciebie miło było poznać, Robercie. Mam nadzieję, że zobaczymy Cię na ślubie razem z Alice. – Sara spojrzała na Lewego ciepło i uścisnęła jego dłoń. On zaś spojrzał na mnie lekko przestraszony, bo w końcu nie ustaliliśmy, czy aby na pewno idzie tam ze mną. Uspokoiłam go delikatnym uśmiechem.
- Nie martwcie się, dopilnuję żeby się pojawił. – rzuciłam na do widzenia i złapawszy Roberta za rękę, pociągnęłam go w stronę samochodu. Wsiadłam za kierownicę i zapięłam pas.
- Gdzie teraz? – zapytał Lewy, zerkając na mnie z ukosa.
- Co masz na myśli? – rzuciłam odpalając auto i włączając się do ruchu.
- Masz jakieś plany na dzisiejszą noc i jutrzejszy poranek? – zapytał, patrząc na mnie z półuśmiechem. Hmm, pomyślmy… Jutro i tak przygotowujemy się do ślubu, więc nic ciekawego się nie wydarzy. W sumie…
- U ciebie czy u mnie? – rzuciłam w przestrzeń, zanim przyszłyby mi do głowy złe aspekty tego pomysłu. Robert wydał z siebie coś na kształt mruknięcia i zaatakował moją szyję mokrymi pocałunkami.
- Dla mnie możemy choćby tu i teraz. – wymamrotał przy moim uchu. Zaśmiałam się.
- Tu i teraz? Jestem zdolna to robienia wielu rzeczy na raz, ale prowadzenie samochodu i seks jednocześnie to chyba za wiele, nawet dla mnie. – odpowiedziałam, a piłkarz ugryzł mnie nagle w ucho, przez co podskoczyłam na siedzeniu, przypadkowo wciskając klakson i omal nie wywołując tym zawału serca u faceta idącego chodnikiem. Zaczął coś krzyczeć i machać pięścią, ale zignorowałam go i docisnęłam pedał gazu, czując się coraz bardziej chętna na propozycję napastnika.
- Zaraz będziemy u ciebie, uspokój się. – mruknęłam do chłopaka, ale zupełnie się tym nie przejął, nawet nie przerywając drażnienia zębami mojego karku. Westchnęłam. Wampir się znalazł.
Na następnych światłach stwierdziłam, że długo tak nie pociągnę, z Robertem wsysającym mi się w szyję i miłym łaskotaniem w głębi brzucha, jak zawsze przed seksem. Zignorowałam więc czerwone światło i wbiłam pedał gazu w podłogę, łamiąc kolejne przepisy. Pod hotelem, w którym zatrzymał się Lewandowski przyszło mi do głowy, że może to nie jest do końca dobry pomysł; może powinnam poradzić sobie z przywiązaniem do Harry’ego w inny, rozsądniejszy sposób. Zdusiłam jednak te wątpliwości i pociągnęłam piłkarza w stronę wind.
Jeśli mam czegoś żałować, to dopiero jutro rano.






>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Hejka, jak tam ferie?
Mamy nadzieję, że szalone i pełne śniegu, bo akurat tego ostatniego nie było u nas zbyt dużo ostatnio.
W każdym razie ja jestem chora (taaaaaa, wiem że jest Wam przykro ;*) i mam ciut więcej czasu, ale znając moją rodzinkę to nie potrwa o długo ;P
Poza tym powiem Wam w sekrecie, że Olga miała wczoraj urodziny i jest już oficjalnie Sweet 16.
Ale jakby co, to nie wiecie tego ode mnie :D
Jak już jesteśmy przy tematyce urodzinowej, to powiem Wam, już nie w sekrecie, że jeden z bohaterów naszego opowiadania ma urodziny właśnie DZIŚ. Mowa o Harry'm Styles'ie, który dzisiaj stał się Sweet 19 ;D A odbiegając od tematu urodzin to Wariatka ma Wam coś do przekazania, a właściwie pochwalenia się.
Obydwie od jakiegoś czasu składamy origami i ostatnio udało jej się (w wielkich bólach i z niesamowitą cierpliwością) skończyć coś, co z pewnością lubią wszystkie fanki footballu :D Enjoy:

Dobra, koniec tych ogłoszeń parafialnych, bo jeśli ktoś tu w ogóle dotarł, to właśnie zapada w sen.
Anyway, przypominam o pewnej matematycznej zasadzie, którą najwyraźniej nie wszyscy opanowali, mianowicie: CZYTAM=KOMENTUJĘ!!!!
Mamy nadzieję, że rozdział Wam się podobał i do następnego.
Rooksha&Wariatka

5 komentarzy:

  1. Oj dziewczyny czytam ale chyba musicie mi te reguły gry zapodać. Przyznam się szczerze, że twórczość S. Meyer jest dla mnie totalnym i bezsensownym badziewiem a to przez wypaczenie moich ukochanych wampirów.
    Ale czytam! Jest Kubulek oraz mam wielki szacunek dla piszących :)
    A póki co zapraszam na 21 rozdział Uzależnionej od Tytonia :)
    http://liefde-wera-tytonn.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh, widać nie tylko ja nie śpię po nocach tylko buszuję po blogach :D
    Dzięki, na pewno wpadniemy. Co do Meyer, to nie chciało nam się wymyślać całej teorii i ogólnie całego świata, Wariatka zupełnie nie orientuje się w innych wampirzych historiach, no i obie mamy słabość do tej całej zmierzchowej historii, choć nie do końca chodzi o Edwarda i Bellę, mnie osobiście ta dziewczyna wkurza. Wariatka uwielbia postać Carlisle'a, a ja Jaspera, więc...
    W każdym razie jeszcze raz dzięki za komentarz i do następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  3. majeks.blog.pl
    prawdziwe-przeznaczenie.blog.pl
    nowe rozdizały ^^
    zapraszam, i też czekałabym na objaśnienie tych reguł :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hey guys,
    rozdział jak zwykle bardzo udany, najbardziej rozwala mnie pomysł otoczenia dupy drutem kolczastym :D Piłka jest piękna, gratuluję Wariatce cierpliwości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje "hey guys"!! Osobiście jestem bardzo dumna z mojego jajka;)

      Usuń